Zasady etyczne powinny obowiązywać wszystkich!

Krystyna Knypl

Odpowiedzialność etyczna w ochronie zdrowia według niektórych ideologów przypomina bezludną wyspą, na której w rolę Robinsona Crusoe zawsze musi wcielać się lekarz. Wokół owej wyspy pływają na opancerzonych łodziach politycy i pacjenci, dziennikarze i rodziny chorych, a owe pancerze chronią ich we własnej wyobraźni przed najmniejszym choćby podejrzeniem o nieetyczne zachowanie.

Kradzieże w ochronie zdrowia

Tymczasem pojęcie „health care fraud”, czyli kradzieży w ochronie zdrowia http://en.wikipedia.org/wiki/Health_care_fraud jest szerokie i dotyczy m.in. zachowań pacjentów, na przykład uzyskujących ulgową receptę na niepotrzebne im leki i sprzedających je z zyskiem na czarnym rynku (http://www.law.cornell.edu/wex/healthcare_fraud).

W Stanach Zjednoczonych szacuje się, że „health care fraud” stanowi około 10% całego budżetu ochrony zdrowia. Wyłudzanie opłat za usługi czy leki jest wynikiem nagannych zachowań zarówno personelu medycznego, jak i pacjentów. W Polsce ten termin sprzężono z lekarzami, a odpowiedzialność za „nienależną refundację” cynicznie przypisano lekarzowi. Jeszcze chwila, a będziemy śpiewać „Wszystko co nasze Polsce oddamy (…) Rozkaz wydany (…)”. Wrzucam link do tej pieśni http://tnij.org/v5at, bo może trzeba ją będzie śpiewać na odprawach porannych przed zdaniem raportu z dyżuru. ;))

Do długiej listy czarnych charakterów – wymieńmy choćby kułaka, badylarza, kelnera, spekulanta – utrudniających kolejnej władzy państwowej czynienie dobra, dołączył lekarz.

Nadciąga możliwość leczenia się za granicą w ramach NFZ i idę o zakład, że powstanie termin „nienależna terapia” i koszt jej będzie ponosił lekarz prowadzący pacjenta, który nieobywatelsko wybrał leczenie poza krajem.

Rynek ochrony zdrowia jest rynkiem niedoboru i rozdawnictwo usług na nim nie jest zadaniem łatwym. Skoro tak jest, to wszyscy uczestnicy tego rynku – lekarze, pacjenci i decydenci powinni podlegać osądom i ocenom. Nie ma dobrych i etycznych pacjentów, lecz są konsumenci usług medycznych o zróżnicowanym podejściu etycznym do korzystania z dóbr wspólnych. Nie ma nieskazitelnych polityków, lecz są chłodno kalkulujący gracze, którzy do perfekcji opanowali technikę przerzucania gniewu społecznego na innych.

Nie dajmy sobie wmówić, że wszyscy dookoła nas to dobre lub zagubione we mgle dzieci. System ochrony zdrowia tworzą politycy i to oni powinni być poddani osądowi etycznemu w pierwszej kolejności. Nasze zasady etyczne są stare jak świat i sprawdziły się przez wieki. Tymczasem jak wiadomo najważniejszą cnotą w polityce jest nie mieć zasad.

Rynek niedoboru

Każdy rynek o cechach niedoboru, sztucznie kreowanych lub realnych, ma swoich winnych i niewinnych. Wszyscy pamiętamy niedostatki w zaopatrzeniu w dawnych latach i nerwowe poszukiwanie winnych tego stanu rzeczy – a to ekspedientki, a to kułacy, a to wrogowie ludu.

Politycy kształtujący swoimi decyzjami rynek ochrony zdrowia dokładają starań, aby kreować się na zatroskanych, ale broń Boże nie podlegających osądom w kategoriach bioetycznych.

Jeszcze chwila, a osławiona „nienależna refundacja” to będzie mały pikuś, pan Pikuś. Szwadrony kontrolerów wynajdą nienależne terapie, hospitalizacje i operację, a za zidentyfikowanie tych rzekomo niepotrzebnych usług dostaną… nienależne nagrody.

Nagłe zainteresowanie polityków naszymi zasadami etycznymi i chęć ich „unowocześnienia” nasuwa mi poważne podejrzenie, że powstała koncepcja przypisania nam etycznej odpowiedzialności za dalsze ograniczenia i cięcia budżetowe w ochronie zdrowia.

Krystyna Knypl