Wszystkie moje sukienki...

Motto:
Byłem wtedy mały jak muszelka, a czarna suknia matki szumiała jak Morze Czarne. Konstanty Ildefons Gałczyński

... albo o minimalizmie dawnych czasów

Krystyna Knypl

Nieodłącznym i klasycznym atrybutem wizerunku matki jest suknia – inspiruje poetów, skłania do wspomnień i sprzyja wzruszeniom. Choć współczesne czasy obfitują we wszystkie dobra materialne, to osobiście nie mogę się pochwalić dużą kolekcją sukien. Jeśli już, to obecnie raczej kolekcją spodni, ale nie zawsze tak było…

Suknia pierwsza i następne

sukienki1 GdL660

Moja pierwsza sukienka… cóż, była niezwykle piękna – wystarczy spojrzeć na fotografię. Niestety nic bliższego o tej pięknej kreacji nie wiem. Kolejna była równie elegancka, no i wygodna – dało się w niej wskoczyć na wielbłąda. Następna to suknia do pierwszej komunii. Trzeba było uważać, aby nie zaplątać się w falbanki tego niecodziennego przecież stroju. Jakoś się udało! Za nią w kolejce ustawia się mała czarna – uszyta na miarę w czasach licealnych przez kuzynkę. Służyła jako elegancki strój na prywatki, wizyty w teatrze – czarny w owych latach był kolorem oficjalnym, wizytowym, wieczorowym. Jeżeli młoda dziewczyna w czasach mojej młodości pojawiała się rano w małej czarnej, oznaczało to jedno – nie nocowała w domu po wieczornej wyprawie do teatru czy na prywatkę.

Gdy dziś patrzę na liczne panie ubrane w środku dnia w czarne sukienki, zastanawiam się, czy wszystkie idą na jakaś smutną uroczystość, czy też dały sobie wmówić, że czarny to kolor całodobowy, wyszczuplający i odmładzający. No bo przecież to niemożliwe, aby aż tyle z nich nie nocowało we własnym domu! Dochodzę więc do wniosku, że są raczej ofiarami marketingu niż ofiarami nieszczęśliwych wydarzeń. Utwierdza mnie w tym przekonaniu druga połowa ulicy, która w krótkich spodenkach wygląda jakby szła na plażę.

W dawnych czasach nie dało się chodzić cały dzień w czarnej sukience, więc kupiłam szaroniebieską.

Moja następna sukienka była w kolorze liliowym i nosiłam ją zimą w zestawieniu z długimi kozakami, które właśnie weszły w modę. Czasy studenckie przeleciały mi w towarzystwie kostiumików szytych na miarę oraz różnych strojów dwuczęściowych. Szczególnie miło wspominam jeden niebieskoszary kostiumik.

Młoda lekarka jedzie na pierwszy kongres

Dyplom, pierwsza praca w szpitalu klinicznym i wyjazd na kongres Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. To ostatnie wydarzenie wymagało nowej sukni. Modne były wtedy dżerseje i taką sukienkę kupiłam za zawrotną kwotę 1400 zł, która była równa całej mojej pensji stażystki. Suknia była w kolorze granatowym, wypatrzyłam ją w komisie. W międzyczasie pojawiły się kolekcje Mody Polskiej – wspominam do dziś moją sukienkę wieczorową w kolorze fioletowym z szarym, a do tego przetykana złotą nitką. Przetańczyłam w niej sylwestra… Ech, młodość… No ale nie da się ganiać na co dzień w sukience przetykanej złotą nitką… trzeba było kupić coś bardziej praktycznego. Kolejna wizyta w Modzie Polskiej zaowocowała zakupem sukni bordowej przetykanej czarnym szlaczkiem. Jednak codzienna praca w szpitalu i skrywający wszystko fartuch lekarski nie zachęcały do zbyt częstych inwestycji w suknie.

Ach, co to był za ślub!

Dla większości kobiet wyjątkową okazją do nabycia niecodziennej sukni jest ślub. Nie rozsmakowawszy się w częstym noszeniu sukien, zdecydowałam się na kostium w kolorze kremowym z bordową bluzką i takąż różą.

Lata 80. przyniosły pewne ożywienia na naszym rynku odzieżowym i w wielu sklepach pojawiły się letnie sukienki z Indii. Przyglądałam się kilkakrotnie takim sukienkom w jednym ze sklepów… z głośników płynęła oszałamiająca muzyczka i będąc najwyraźniej w stanie wskazującym na… oszołomienie, oczywiście kupiłam za jednym zamachem dwie sukienki – zieloną i czerwoną. Szaleństwo hurtowego zakupu uważam za usprawiedliwione, ponieważ byłam wtedy w ciąży i właściwie to wypadło po jednej sukience na głowę.

Matka Polka na różnych etapach życia

Czas różnorakich aktywności rodzicielskich przy skromnym budżecie jednej pensji nie sprzyjał inwestycjom w suknie ani też nie stwarzał okazji do ich noszenia. W szafie przeważały kreacje sportowe, a jeżeli trafiały się wizytowe, to były raczej dwuczęściowe. Pierwszeństwo w inwestycjach rodzinnych miały suknie dla córki, które oczywiście musiały być wirujące!

Dzieci szybko rosną i tak dotarliśmy do ślubu naszej córki. Mimo nasilającego się z biegiem lat preferowania strojów w stylu sportowym uważałam, że matka panny młodej powinna być na tej uroczystości w sukience. Pogoń po sklepach, dyskwalifikacja wielu modeli, często z powodu zamiłowania projektantów do zbyt głębokich dekoltów, aż w końcu zwyciężyła koncepcja umiarkowanego dekoltu przykrytego koralami i żakiecikiem.

suknie4GdL660

Czas płynie… Matka Polka zostaje babcią, a świat staje się globalny. Wiele osób pracuje w różnych, zmieniających się co jakiś czas krajach. W ramach obowiązków struktury „Dziadkowie bez Granic” (http://www.gazeta-dla-lekarzy.com/images/gdl_2016/gdl_5_2016.pdf) odwiedzam kolejno różne kraje, w których mieszka nasza córka z rodziną i w jednym z nich nabywam długą suknię w lokalnym, afrykańskim stylu. Z kolei wizyty w Paryżu w ramach wspomnianej misji pozwalają jedynie na window-shopping i odważne przymiarki. Bo w końcu co sobie kobieta poprzymierza, to nikt jej tego nie odbierze!

Krystyna Knypl

Fotografie z archiwum rodzinnego

GdL 9_2018