Prof. Marcin Kacprzak

plock2400

Opowieść o koledze z mojej szkoły

Alicja Barwicka

Im starsza szkoła, tym liczniejsze grono jej absolwentów. Jeśli się dobrze poszpera, to wśród wychowanków prawie każdej szkoły znajdziemy wielkie osobistości, bo w końcu każdy, a więc i ci wielcy zazwyczaj jakąś szkołę kończyli. Są także szkoły, których historia powstania jest na tyle krótka, że absolwentów albo jeszcze nie ma, albo co prawda są, ale nie mieli jeszcze szans zaistnieć w światowej polityce, nauce czy kulturze. Wszystko jednak przed nimi, muszą się tylko bardzo starać, by osiągnięcia zostały dostrzeżone, a nazwiska dla potomnych uwiecznione. Będąc absolwentką najstarszej szkoły w Polsce, a według niektórych źródeł także w Europie, mam poczucie, że moi koledzy ze szkoły to naprawdę doborowe towarzystwo.

Towarzystwo faktycznie doborowe

koty berlińskie 003400

Alma Mater Plocensis, nosząca dzisiaj nazwę Liceum Ogólnokształcące im. Marszałka Stanisława Małachowskiego w Płocku i w skrócie zwana Małachowianką, działa nieprzerwanie od 835 lat. Zaczęła kształcić w 1180 roku jako szkoła typu trivium przy kolegiacie św. Michała, potem wielokrotnie zmieniała formę i programy nauczania, ale od ponad ośmiu wieków robi to nieprzerwanie. Kto tam nie uczył? By placówka istniała tak długo, musieli w niej uczyć najlepsi. Źródła historyczne dokumentują sprawowanie nadzoru i wydawanie ocen kadrze nauczycielskiej. I tak z Raportu o nauczycielach z 1775 roku wynika, że Józef Hardon to nauczyciel „miernie zdatny, pilność dokładna, zdrowie dobre, flegmatyk, ale obyczajów dobrych i cnotliwy”, ale już Jan Krzykowski był co prawda także „zdatny, pilność dokładna i zdrowie dobre”, za to temperament miał „mierny między flegmatykiem i cholerykiem”, co odróżniało go na szczęście od Ludwika Kuczkowskiego cechującego się temperamentem pomiędzy „krwistym a cholerycznym”. O niektórych nauczycielach tej szkoły, jak np. o św. Andrzeju Boboli pamięta historia, jednak większość tych wspaniałych postaci, kreujących przez wieki życiowe postawy i otwierających głowy na wiedzę zachowało się przede wszystkim w pamięci tysięcy uczniów. Z ogromnej liczby absolwentów uzbierało się przez wieki mnóstwo Wielkich Nazwisk praktycznie z każdej dziedziny. Mamy więc w swoim gronie zasłużonych powstańców, polityków różnych opcji, mamy lotników, w tym Jana Zumbacha, legendarnego asa dywizjonu 303, mamy wybitnych prawników, inżynierów, artystów (jak choćby kompozytor Wacław Lachman czy malarz Leon Kaufman), naukowców, na czele z wielkim fizykiem, kandydatem do Nagrody Nobla prof. Jerzym Pniewskim, podróżników, dziennikarzy i filmowców dowodzonych przez Tony’ego Halika, mamy mnóstwo duchownych różnych wyznań z błogosławionym o. Honoratem Koźmińskim na czele, mamy premiera Tadeusza Mazowieckiego, prezydenta RP Ignacego Mościckiego i oczywiście mamy też bardzo wielu zasłużonych lekarzy, żeby przywołać postaci Edwarda Flatau’a, jednego z pionierów współczesnej światowej neurologii czy Jakuba Pensona, wybitnego polskiego nefrologa. Biorąc pod uwagę społeczny aspekt dzisiejszej medycyny i niebagatelną rolę jaką w niej odgrywa promocja zdrowia, to niezwykle dalekosiężny okazał się umysł prof. Marcina Kacprzaka, oczywiście także kolegi z mojej szkoły.

Inna demografia, inny status ekonomiczny

12gdl 11 2015400

Marcin Kacprzak urodził się 6 listopada 1888 roku w Podolszycach, dzisiejszej wysuniętej najbardziej na południe dzielnicy Płocka. Wówczas była to spora wieś, bo jak podawał ówczesny Słownik geograficzny, znajdowała się tam „szkoła początkowa ogólna, 60 domów, 1087 morgów obszaru, dwa wiatraki i karczma”. Przez wieś przechodziła szosa warszawska z traktem kolejowym, a nad powierzonym sobie odcinkiem nadzór sprawował ojciec Marcina, dróżnik Leon Kacprzak. Z pierwszego małżeństwa miał już czwórkę dzieci, kiedy ożenił się z Marianną z Dudzińskich, dorabiając się jeszcze ósemki potomków, wśród nich przyszłego profesora medycyny. Po II wojnie światowej Podolszyce zostały administracyjnie włączone do Płocka, stąd to miasto stało się dla Marcina Kacprzaka w pewnym sensie miastem rodzinnym, co też sam podkreślił w złożonej w 1956 roku dedykacji na egzemplarzu Epidomiologii ogólnej: „Towarzystwu Naukowemu Rodzinnego Miasta – autor”. Pensja dróżnika chyba nigdy nie była wysoka, ale dla utrzymania tak dużej rodziny z pewnością nie mogła wystarczać. Być może również z tych powodów, gdy nasz bohater miał kilka lat, rodzina przeniosła się do niedalekich Lelic, gdzie dróżnik Leon Kacprzak (może za nieco większe pieniądze?) pilnował odcinka traktu pocztowego wiodącego z Płocka do Mławy.

Do czego służyły folwarki?

Lelice były mniejsze (22 domy), ale składały się nie tylko z samej wsi, ale i z folwarku. Chociaż jednoizbowa wiejska szkoła nie dysponowała miejscami dla wszystkich chętnych do nauki chłopców z okolicy, to w 1894 roku sześcioletni Marcin rozpoczął edukację. Musiał być rzeczywiście ciekawy świata, skoro z braku wystarczającej liczby miejsc w ławkach zabierał na lekcje domowy stołek. Kiedy już z bardzo dobrą opinią ukończył lelicką szkołę (jako pewnie jeden z nielicznych przeczytał wszystkie książki z wiejskiej biblioteki), okazało się, że rodziców nie będzie stać na dalszą edukację w odległym o 20 km Płocku.

W tym czasie na folwarku u dziedzica Gościckiego pracowała, doglądając gospodarstwa, matka Marcina. Pełniła również funkcję lokalnej wiejskiej akuszerki. Chłopiec nie tylko pomagał w pracach gospodarczych, ale zaprzyjaźnił się z synami dziedzica Lechem i Hubertem. Wspólnie doglądali gołębi, ale także korzystali ze znacznie lepiej zaopatrzonej folwarcznej biblioteki. Zdolności i chęć dalszej edukacji chłopca zwróciły uwagę żony dziedzica, Antoniny. Razem z grupą kilkorga lokalnych filantropów zajęła się finansowaniem dalszej nauki Marcina i tak w 1900 roku stał się uczniem mojej szkoły. To nie był łatwy okres, szalała rusyfikacja, program nauczania był dyktowany przez władze carskie, a za korytarzową rozmowę w języku polskim podczas przerwy między lekcjami przyszły profesor zaliczył dwie godziny karceru. Oczywiście nie wykładano historii Polski, dlatego nauka języka ojczystego i własnej historii odbywała się na organizowanych przez samych uczniów tajnych kółkach samokształceniowych. Poza nauką w szkole młody Marcin udzielał korepetycji, starając się zmniejszyć obciążenie finansowe swoich fundatorów. Temu także służyły jego zarobkowe wakacyjne wyjazdy na wieś do prac polowych. Mimo iż czasu wolnego raczej nie miał, często odwiedzał Lelice, gdzie nie tylko budził dumę rodziny, ale i całej wsi, bo uosabiał coś, co dla przeciętnej chłopskiej rodziny na przełomie XIX i XX wieku było raczej nieosiągalne: edukację!

Przed- i pomaturalne burze

Istotnym momentem życiorysu Marcin Kacprzaka było zetknięcie się w 1902 roku z burzliwą demonstracją swoich starszych szkolnych kolegów wywołaną znieważeniem narodu polskiego podczas akademii ku czci Gogola. Ukarano wtedy 65 uczniów, 25 z nich wydalono ze szkoły. Trzy lata później do rozwijających się strajków robotniczych dołączyła młodzież domagająca się polskiej szkoły. 6 lutego 1905 roku wybuchł potężny strajk szkolny, w którym aktywny udział miał szesnastoletni wówczas Marcin. Razem ze swoimi kolegami Władysławem Figielskim (późniejszym premierem Radzieckiej Republiki Turkiestanu) i Julianem Leszczyńskim-Leńskim (późniejszym działaczem ruchu robotniczego) musieli szkołę opuścić. Jednakże strajkiem wywalczono prawo do prowadzenia nauki w języku polskim, odtąd dalsza nauka mogła przebiegać zgodnie z wolą uczniów.

Rok przed maturą, gdy był już zdecydowany na kontynuację dalszej nauki na studiach medycznych (marzył o wyjeździe do Paryża), zetknął się z wykładającym higienę szkolnym lekarzem Aleksandrem Macieszą. To on pierwszy zainteresował Marcina tematyką higieny społecznej, komunalnej i pracy, a kiedy 22 czerwca 1908 roku po zakończeniu egzaminów maturalnych 14 maturzystów odbierało swoje świadectwa dojrzałości, świeżo upieczony abiturient Marcin Kacprzak otrzymał od doktora Macieszy w charakterze przewodnika na dalsze lata Regulamin pracy lekarza szkolnego. Niestety w tym samym roku 1908 zmarł ojciec Marcina i sytuacja materialna rodziny pogorszyła się jeszcze bardziej. Młodszy brat Teofil wyemigrował „za chlebem” do Stanów Zjednoczonych, starszy Marceli został ordynariuszem na lelickim folwarku, natomiast mama zintensyfikowała wysiłki zarobkowe, stając się kimś w rodzaju wiejskiej pielęgniarki, udzielając porad w lżejszych zachorowaniach i odbierając porody. Ponieważ do najbliższego lekarza było około 10 km, okoliczna ludność bardzo ceniła nabyte przez lata umiejętności i życzliwość, z jaką podchodziła do niedomagających. Należy domniemywać, że wydana w 1937 roku praca profesora Pielęgniarka społeczna na wsi opatrzona dedykacją „Pielęgniarce wiejskiej poświęcam” wyrażała szczególny synowski szacunek.

Przyjaźń działająca w obie strony

Pomaturalny wyjazd na studia medyczne do Paryża też stał pod znakiem zapytania z powodu złej sytuacji finansowej, ale tak jak to było wcześniej, nie zawiodła grupa dotychczasowych protektorów i przyjaciół. Udzielono pożyczki, wyłożono pieniądze na podróż, a i potem przez paryski etap zdobywania wiedzy medycznej ubogi polski student otrzymywał z kraju regularne zastrzyki gotówki. Razem z wynagrodzeniem jakie uzyskiwał z tytułu udzielanych korepetycji mógł się dzięki wsparciu przyjaciół utrzymać i opłacić czesne. Tę pomoc okazywaną mu od tylu lat przez mieszkańców rodzinnej ziemi niezwykle cenił i szanował przyszły uczony. Kiedy tylko sam (już jako lekarz) zaczął zarobkować, nie tylko zwrócił pożyczone na studia pieniądze, ale rozpoczął działalność finansowego wspierania edukacji młodzieży z Mazowsza, o którym to regionie wyrażał się zawsze jako kraju swojego dzieciństwa.

Do dzisiaj wśród leliczan przechowywana jest pamięć o swoim byłym mieszkańcu, późniejszym dobroczyńcy, który zaraz po II wojnie światowej sfinansował we wsi utworzenie i wyposażenie szkolnej biblioteki, natomiast w latach sześćdziesiątych odpowiednio wyposażył szkolną pracownię biologiczną oraz zakupił maszyny do szycia, by chętnym dziewczętom ułatwić rozpoczęcie nauki krawiectwa. W tym czasie utworzył też prywatny fundusz stypendialny dla dzieci z ubogich rodzin kończących szkołę, by mogły kontynuować kształcenie. Był niezmordowanym filantropem, pomagającym dzieciom, młodzieży i młodszym kolegom po fachu. Przykładem niech będzie specjalny fundusz Nasze Stypendium ustanowiony przez profesora wraz z żoną Wandą, przeznaczony na stypendia, nagrody i wyróżnienia dla młodzieży rozpoczynającej studia akademickie oraz dla młodych lekarzy, pracowników naukowych i dydaktycznych specjalizujących się w dziedzinie higieny.

Jego zaangażowanie społeczne na polu pomocy innym w kształceniu stało się szczególną wizytówką i trwało przez całe życie, a on sam również prywatnie dał się poznać wielu zupełnie postronnym osobom jako człowiek życzliwy i chętny do niesienia pomocy. Będąc przez dziesięciolecia aktywnym członkiem Naukowego Towarzystwa PłockiegoTowarzystwa Wychowanków Wychowawców i Przyjaciół Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego im. Marszałka Stanisława Małachowskiego, wspierał obie te instytucje, zaopatrując je w szczególności w cenne publikacje oraz sprawując zawsze konkretny patronat nad kształcącą się młodzieżą. Miał nieoceniony udział w przywróceniu swojej szkole wielkiej i absolutnie niezwykłej (bo królewskiej) tradycji.

koty berlińskie 023300

Otóż w 1786 roku Stanisław August Poniatowski ustanowił złote i srebrne medale z cyfrą królewską, berłami rektorskimi Akademii Koronnej i napisem Diligentiae (za pilność), które wręczano najlepszym uczniom kończącym Małachowiankę. Czas zaborów, a potem zawieruchy obu wojen światowych nie pozwalały na kontynuację tego pięknego zwyczaju, chociaż pamięć o nim była wciąż żywa. Dzięki zaangażowaniu i determinacji wielu zacnych wychowanków i przyjaciół szkoły udało się podczas obrad XI Zjazdu Małachowiaków we wrześniu 1964 podjąć uchwałę o przywróceniu królewskiej tradycji. Pierwsze współczesne medale wzorowane na XVIII-wiecznym oryginale zostały przyznane maturzystom w czerwcu 1965 roku (jeden złoty i cztery srebrne), a zaszczyt ich wręczenia po tak długiej przerwie przypadł w udziale JM Rektorowi Warszawskiej Akademii Medycznej Profesorowi Marcinowi Kacprzakowi. Kontynuacja królewskiej tradycji od tej pory trwa nieprzerwanie. Corocznie kilkoro absolwentów, którzy mogą się poszczycić nie tylko uzyskaniem najwyższych ocen, ale też szczególnymi osiągnięciami, będąc np. zwycięzcami olimpiad tematycznych, staje się dumnymi posiadaczami tej jedynej w swoim rodzaju wspaniałej pamiątki.

Jak wykuwała się (higieniczna) stal

W niespokojnych czasach poprzedzających wybuch I wojny światowej tuż po zakończeniu formalnej części studiów medycznych w Paryżu znalazł się Marcin Kacprzak w Charkowie i tu w 1915 roku uzyskał dyplom lekarza. Niezwłocznie też znalazł pierwsze zatrudnienie w charakterze lekarza ziemskiego Guberni Pskowskiej. Ta pierwsza praca w niezwykle trudnym pod względem zdrowotnym terenie oraz doświadczenia z biednej i zaniedbanej w aspekcie sanitarnym polskiej wsi miały niewątpliwy wpływ na kierunek zainteresowań młodego doktora. Nie bez znaczenia były też jego zawodowe obowiązki związane ze zwalczaniem kolejnych epidemii chorób zakaźnych, które wybuchały na terenie Rosji po rewolucji październikowej. Te pierwsze lata pracy były bardzo ciężkie, ale też bardzo owocne w zdobywaniu doświadczenia. Kiedy w 1921 roku wrócił do Polski, miał już ugruntowany pogląd na priorytetowe specjalności medyczne, w których chciałby realizować swoje ambicje zawodowe i naukowe. Dlatego zaraz po powrocie do kraju nawiązał współpracę z Państwowym Zakładem Higieny i podjął w Warszawie pracę lekarza sanitarnego. Szybko został przez zwierzchników dostrzeżony jako dobrze rokujący, wyróżniający się, o nowatorskim spojrzeniu na problematykę zdrowia publicznego, i już rok później otrzymał dwuletnie stypendium fundacji Rockefellera. Wyjechał do USA, gdzie w Baltimore, w Johns Hopkins School of Hygiene rozpoczął specjalizacyjne studia podyplomowe obejmujące w szczególności statystykę medyczną i higienę. Amerykańskie studia zakończył uzyskaniem tytułu doktora zdrowia publicznego i po powrocie do kraju w 1924 r. został już na stałe zatrudniony w Państwowym Zakładzie Higieny, gdzie do wybuchu wojny pełnił funkcję kierownika Oddziału Statystyki i Epidemiologii. Równocześnie otworzył przewód doktorski i w 1928 r. na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Jagiellońskiego uzyskał stopień doktora nauk medycznych.

Plany zaorania ugoru

Najbardziej intensywny czas pracy zawodowej przypadł na okres międzywojenny i nie były to jedynie obowiązki związane z prowadzeniem katedry medycyny społecznej w Państwowej Szkole Higieny PZH, wykładaniem przedmiotu „higiena” na Wydziale Inżynierii Lądowej Politechniki Warszawskiej, zajęciami dydaktycznymi na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Warszawskiego i w Wolnej Wszechnicy Polskiej. Państwowa Szkoła Higieny PZH to w latach trzydziestych XX wieku unikatowy w skali ówczesnej Europy program autorski sześciomiesięcznych studiów podyplomowych dla lekarzy z zakresu medycyny społecznej obejmujący zagadnienia higieny społecznej, szkolnej, demografii, epidemiologii i statystyki medycznej.

W tym okresie Marcin Kacprzak prowadził szereg wielopłaszczyznowych i zakrojonych na wiele lat badań naukowych, w szczególności epidemiologicznych. Oczywiście uczył całe rzesze studentów, jak podnieść rangę zdrowia publicznego, jakie działania prowadzić w zakresie epidemiologii, czy w jakich formach realizować zachowania prozdrowotne. Miał jednak świadomość, że podstawowym zadaniem były badania potrzeb w tym zakresie. A było co badać… W tym czasie ogłosił drukiem wiele naukowych prac badawczych, wydał też szereg pozycji książkowych, na tyle nowatorskich, że wykorzystywano je w programach nauczania studentów jeszcze wiele lat po wojnie. W monografiach Wieś PłockaZdrowie w chacie wiejskiej przedstawił z jednej strony przerażający stan zaniedbań sanitarnych polskiej wsi okresu międzywojennego, ale równocześnie z optymizmem stwierdzał: …nie ma takich warunków, które by nie pozwoliły zdrowia naszego podnieść bodaj o jeden szczebel wyżej, nie ma ani takiej nędzy, ani takiego bogactwa, które by higieny nie potrzebowały stale… W okresie międzywojennym znajdował też czas na współpracę międzynarodową, w szczególności z Sekcją Higieny Ligi Narodów oraz z American Public Health Association, którego był aktywnym członkiem. Niestety wszystkie dalekosiężne plany pokrzyżowała wojna. Pozostając w czasie okupacji hitlerowskiej w Warszawie, nie zrezygnował ze swoich społecznych aktywności i został zapamiętany jako między innymi działacz konspiracyjny przekazujący produkowane na potrzeby okupanta szczepionki w ręce polskiego podziemia.

Lekarz zawsze wystawia recepty

Polska wieś tamtych czasów to przecież brak jakichkolwiek zasad higieny, często brak dostępu do czystej wody, gruźlica, krzywica, próchnica, niedożywienie, wysoka śmiertelność okołoporodowa – żeby wymienić tylko kilka z ogromnej liczby problemów. Wszystkie te społeczne, polskie niedomagania były doskonale znane byłemu mieszkańcowi polskiej wsi. To własne doświadczenie miało jednak swój praktyczny wymiar. Niewykształcone chłopskie, nieraz skrajnie biedne, a zarazem wielodzietne rodziny potrzebowały edukacji w zakresie sanitarno-epidemiologicznym. Nie wystarczał przekaz specjalistycznej wiedzy lekarzom, nawet tym, którzy poświęcali potem lata pracy na krzewienie zasad oświaty zdrowotnej i zapobieganie chorobom zakaźnym. Dlatego znający jak mało kto higieniczno-sanitarne potrzeby polskiej wsi i równocześnie mający wiedzę w jakiej formie można do tych ludzi dotrzeć ze zrozumiałym dla nich przesłaniem, zastosował Marcin Kacprzak jeszcze jedną autorską metodę, tym razem w zakresie krzewienia oświaty zdrowotnej. Opracował, a następnie rozprowadzał po wsiach (zawsze znalazł się ktoś, kto umiał czytać) krótkie materiały informacyjne mające formę zaleceń i recept. Metoda okazała się nad wyraz efektywna, bo prosty język i jasne sformułowania docierały bezpośrednio do zainteresowanych. Co równie ważne, polska wieś chciała zmian, miała świadomość swoich cywilizacyjnych ograniczeń i wiedziała, że postęp, a co za tym idzie poprawa bytu, mogą być uzyskane właśnie dzięki edukacji najmłodszych mieszkańców. Wychodząc takim marzeniom naprzeciw doktor Marcin Kacprzak wystawiał swoim ziomkom takie recepty:

 ODPOWIEDNIO SIĘ ODŻYWIAJ, PRACUJ, WYPOCZYWAJ I JEDZ W ŚCIŚLE OKREŚLONYM CZASIE

 MIESZKAJ W STARANNIE UTRZYMANYM I DOBRZE WIETRZONYM MIESZKANIU

 NOŚ CZYSTĄ ODZIEŻ I BIELIZNĘ

 CAŁE CIAŁO MIEJ ZAWSZE DOBRZE WYMYTE, NIE NARAŻAJ GO NIEPOTRZEBNIE NA NIEBEZPIECZEŃSTWO I WYSIŁKI PONAD MIARĘ

 UBIERAJ SIĘ STOSOWNIE DO POGODY

 WOLNE CHWILE SPĘDZAJ UMIEJĘTNIE, KULTURALNIE, PRZYJEMNIE.

Żeby nie było wątpliwości, człowiek kulturalny wg Marcina Kacprzaka:

 JEST CZYSTY, MA CZYSTĄ BIELIZNĘ, UBRANIE I BUTY, ODDYCHA PRZEZ NOS, NIE PRZEZ USTA, LUBI ŚWIEŻE POWIETRZE

 NIE JE BYLE CZEGO, BYLE GDZIE I BYLE JAK

 SZANUJE SWOJE ZDROWIE

 PANUJE NAD SOBĄ, JEST UPRZEJMY I UCZYNNY

 WZMACNIA SWOJE SIŁY, BO PO PRACY SPĘDZA CZAS PRZYJEMNIE I POŻYTECZNIE, KORZYSTA UMIEJĘTNIE Z BIBLIOTEK I TERENÓW SPORTOWYCH

 POMAGA W ORGANIZOWANIU ŻYCIA SPOŁECZNEGO, KULTURALNEGO I SPORTOWEGO.

Tak duża aktywność zawodowa była dodatkowo powiązana z piastowaniem stanowiska prezesa Polskiego Towarzystwa Medycyny Społecznej oraz redaktora naczelnego czasopisma Polskiego Towarzystwa Higienicznego „Zdrowie”, przekształconego w 1934 roku w „Zdrowie Publiczne”.

Historia pewnego stołeczka

Po zakończeniu wojny w zrujnowanym kraju wszystko trzeba było zaczynać od nowa. Już w lutym 1945 r. rozpoczął Marcin Kacprzak organizowanie Katedry i Zakładu Higieny Ogólnej i Społecznej na tworzącym się Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Łódzkiego, stając się też jej pierwszym kierownikiem. W 1947 r. został mianowany profesorem zwyczajnym na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Łódzkiego i w tym samym roku został kierownikiem Katedry i Zakładu Higieny Ogólnej na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie poza obowiązkami dydaktycznymi powrócił do prowadzenia prac badawczych. W tym czasie zorganizował jedyne w kraju studia podyplomowe w zakresie higieny i epidemiologii. Przekształcono je później w Oddział Sanitarno-Higieniczny Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej. Kierując tą placówką opracował i wdrożył do systemu szkolenia podyplomowego program specjalizacyjny z zakresu higieny szkolnej. Z uwagi na swoje jeszcze przedwojenne osiągnięcia i pozycję wypracowaną na arenie międzynarodowej jako jeden z niewielu naukowców zza „żelaznej kurtyny” został zaproszony do współpracy przy tworzeniu konstytucji i programu działania Światowej Organizacji Zdrowia. W 1946 roku przewodniczył polskiej delegacji na międzynarodową konferencję w Nowym Jorku, która przygotowała powołanie WHO. Niedługo potem, bo w roku 1948 został dziekanem Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Warszawie, a w 1954 roku rektorem tej uczelni. Sam o sobie powiedział kiedyś żartem, że udało mu się po wielu trudnych latach zasiąść na najwyższych, honorowych i najbardziej zaszczytnych naukowych miejscach, chociaż wcześniej musiał do ubogiej wiejskiej szkoły przynosić własny stołek.

Jak iść do przodu, nawet gdy jest pod górkę

Aktywność profesora Kacprzaka mimo kolejnych trudnych czasów (ciągle na takie trafiał) wcale z wiekiem nie malała i wręcz przeciwnie, lata przemyśleń i doświadczeń pozwalały na jeszcze większe zaangażowanie w pracę naukową i dydaktyczną. Jego dorobek naukowy pod koniec życia obejmował ponad 400 pozycji, licząc tylko te największe, a towarzystwa naukowe współpracę z profesorem poczytywały sobie za wielki zaszczyt. Osiągnięcia naukowe i społeczne Marcina Kacprzaka były zawsze cenione w świecie. Był postrzegany jako pionier dziedzin związanych z medycyną zapobiegawczą i promocją zdrowia. Na jego przemyśleniach dotyczących promocji zdrowia w miejscu pracy oparto współczesne programy prewencyjne skutecznie realizowane w wielu krajach europejskich. Nic więc dziwnego, że jako jeden z pierwszych naukowców na świecie za pracę na arenie międzynarodowej w zakresie higieny i medycyny społecznej został w 1957 roku uhonorowany przyznaniem najwyższego rangą w ochronie zdrowia wyróżnienia WHO – medalu Leona Bernarda. Do tematyki, którą zawsze stawiał na pierwszym planie (prewencja i zwalczanie chorób społecznych ze szczególnym uwzględnieniem gruźlicy, zdrowotność wsi, higiena i epidemiologia) w ostatnich latach życia dołączyły zagadnienia problematyki filozoficznej z zakresu humanizmu i deontologii lekarskiej. Poświęcił im kilka ostatnich publikacji.

Profesor Marcin Kacprzak zmarł 14 lipca 1968 roku i spoczywa na warszawskich wojskowych Powązkach w pobliżu kwatery Szarych Szeregów.

Tekst i zdjęcia
Alicja Barwicka
okulistka

1 ko660

GdL 11_2015