Dworskie klimaty

DSC08579 400

Krystyna Knypl

Na świecie mamy tyle dworów, ile istnieje społeczności i władców. Dwór nie jest tworem narodowym, lecz środowiskowym. Każda społeczność, nawet najmniejsza, poczynając od podwórkowej bandy, poprzez nasze klasy, prace, korporacje, na kółkach emerytów kończąc, ma swoje dwory. Niektóre dwory dopracowały się trwałych i barwnych elementów widowiskowych, kochanych przez dworzan i obywateli.

Taka sielankowa sytuacja ma miejsce, gdy dwory rozwijają się w sposób niezagrożony przez dłuższy czas. Jako przykład wymieńmy tu znane królewskie dwory w Europie czy powstały na nieco innych zasadach dwór watykański. Charakteryzuje je perfekcja, celebra, widowiskowość. Można by je określić mianem dworów profesjonalnych. Ciekawym uzupełnieniem europejskich dworów są w pełni demokratyczne rządy tych państw.

Zupełnie inaczej wygląda sprawa dworów krótkoterminowych, niejako kadencyjnych, funkcjonujących w mikroskali korporacji czy lokalnych społeczności. Krótkość panowania wzmaga uczucie zachłanności. Jej nasycenie możliwe jest jedynie z naruszeniem zasad prawa. Jednym z doskonalszych opisów patologicznego dworactwa znajdziemy w słynnym dziele Cesarz Ryszarda Kapuścińskiego. Książka doczekała się wielu tłumaczeń, a twórczość tego autora – wielu specjalistycznych opracowań. Jednym z obszerniejszych jest monografia Beaty Nowackiej i Zygmunta Ziątka (Wydawnictwo Znak), w której analiza dworu, a raczej społeczności dworaków, jest szczególnie trafna. Kim są dworacy? Są to miernoty o zdeformowanym poczuciu moralności, cierpiący na syndrom odczłowieczonej mentalności, ludzie świadomie samo-degenerujący się – piszą autorzy. Naturę władzy poznajemy po jej owocach – dodają.

Ciekawą cechą dworu jest jego język. Cechuje go obfitość słów wyrażających zachwyt nad władcą, który jest łaskawy, dostojny, miłościwy, dobrotliwy, szczodrobliwy.

Losy patologicznie funkcjonujących dworów władców absolutnych są zawsze tragiczne

Czy mamy nasze lekarskiej dwory? Najkrócej można odpowiedzieć następująco: dworów ci u nas dostatek. Nie są wolne od nich struktury szpitalne, kliniczne, samorządowe, naukowe. Nasze lekarskie dworactwo aglutynuje się wokół cesarza, tworząc skuteczny czop blokujący przepływ zdrowej krwi i utrudniając właściwe utlenowanie tkanek obwodowych. W zdrowym organizmie liczy się kondycja każdej komórki, nawet tej najmniejszej i położonej najdalej od centrum. Czy mamy szansę na prowadzenie naszego życia zawodowego w demokratycznych strukturach? Teoretycznie tak, ale praktycznie jest to bardzo trudne do osiągnięcia. Może inspiracją powinny być słowa Ernesta Che Guevary, który był z wykształcenia lekarzem, ale z wyboru rewolucjonistą. Powiedział on przewrotnie: Bądźmy realistami, żądajmy tego, co niemożliwe. Ocena tego, czy coś jest możliwie czy niemożliwe, zależy w dużej mierze od perspektywy, z której sprawę osądzamy.

Gdy Ryszard Kapuścińskie zanosił w 1978 roku pierwsze odcinki Cesarza do redakcji tygodnika „Kultura”, widziano w nich opis Etiopii. Wkrótce dopatrzono się, że opis dworu jest uniwersalny i znakomicie pasuje do Komitetu Centralnego, a cesarz może równie dobrze nazywać się pierwszym sekretarzem partii. Ciekawą parabolą do Cesarza była obecnie już zapomniana książka Michała Smolorza Cysorz (wspomnienia kamerdynera). Opisany w niej śląski partyjny kacyk to ograniczony, zakompleksiony, mściwy i chorobliwe ambitny władca otoczony lojalnymi miernotami, które spełniają się, tocząc swe małe, podłe i zakulisowe gierki.

Podobno absurdalna reglamentacja jest objawem przepowiadającym nadciągającą rewolucję. W wypadku lat osiemdziesiątych taką absurdalną reglamentacją były kartki na cukier.

ghost writer200

Czy mamy w naszym współczesnym lekarskim świecie absurdalną reglamentację? Nie muszę na to pytanie odpowiadać! Czy zapowiada ona rewolucję? Tak uczy historia. Trzeba jednak wiedzieć, że aby przeprowadzić rewolucję, Naród musi się wyzbyć lęku. Podobno opadające szaty z cesarza są oznaką, że nadchodzi właściwy czas.

Tekst i zdjęcie
Krystyna Knypl