Czy baba już nie przyjdzie do doktora?

Krystyna Knypl

W tradycyjnym świecie, który odchodzi do lamusa, od zawsze baba przychodziła do doktora. Gdy była bardzo chora, zdarzało się, że doktor był proszony o wizytę domową. Postawienie diagnozy oraz zaordynowanie leczenia było efektem wspólnego przebywania baby i doktora w tym samym czasie w tym samym miejscu. Taka staromodna medycyna przez wieki stała nad przepaścią i nawet nie wiedziała, jak jest zacofana. Nie dość tego! Była elitarna! Tylko doktor i baba we dwoje. A przecież tylu ludzi nie dostało się na medycynę i chcieliby jakoś zbliżyć się do swoich marzeń. Nic bardziej człowieka nie męczy niż niezrealizowane marzenia.

Współczesny świat na szczęście nie jest tak pryncypialny jak ten z wieków minionych. Teraz niekoniecznie musimy trwać przy tak jednoznacznym określeniu jak lekarz. Możemy wymyślić pojęcie szersze, a przez to bardziej demokratyczne – zawód medyczny. Możemy z reprezentantów takich zawodów (ludzi skądinąd potrzebnych, szlachetnych i zacnych) uczynić urzędowo jedną wielką rodzinę i egalitarnie wszystkich nazywać medykiem. Będzie demokratycznie, nowocześnie i postępowo! Podobnie jak z nazewnictwem w obrębie rodziny – tradycyjne nazwy, takie jak matka czy ojciec, mogą przecież ranić ojca, który chciałby być matką albo odwrotnie. Czyż nie jest bardziej postępowo i nowocześnie posługiwać się terminem rodzic numer jeden lub rodzic numer dwa? Podobnie z medykami – możemy przecież mówić medyk numer jeden albo medyk numer dwa. Jak to ładnie brzmi: Niech no medyk numer jeden wypisze mi receptę! Kiedyś medyk też był jeden i nazwa ta oznaczała studenta medycyny. Miał on nawet swój Klub Medyków przy ulicy Oczki w Warszawie.

Ale powróćmy do rozważań nad receptami. Z taką receptą współczesny pacjent przeżywa same męczarnie. Trzeba chodzić do doktora do przychodni, zapisywać się, czekać w kolejce. A w domu tyle seriali do obejrzenia! Tak dalej być nie może! Zbiorowym wysiłkiem świadczeniodawców i świadczenio-organizatorów wprowadzono przepis zezwalający na wystawienie recepty bez badania. Kto za skutki takiej ordynacji odpowiada? Lekarz oczywiście! Jest lekarzem i wie, co robi! Pacjent ani ubezpieczyciel nie jest duchem świętym i nie wie, dlaczego doktor akurat tę receptę wypisał. Nie musiał wypisywać, tylko mógł wypisać – a to zasadnicza różnica!

No, ale nie samą receptą wystawioną bez badania człowiek vel baba żyje. Czasem chciałby pożalić się, opowiedzieć, co mu w duszy łka, a usługa receptowa tego nie zapewnia. Wizyta w gabinecie też nie jest idealnym rozwiązaniem – trzeba dojechać do poradni, stracić czas na podróż i wydać pieniądze na bilet, taksówkę, benzynę. Same straty dla pacjenta. W gabinecie trzeba się rozebrać, wykonać tę skomplikowaną gimnastykę – oddychać, nie oddychać, położyć się na kozetce, no dobra, ale jak się położyć? Brzuchem do góry czy do spodu? Zdjąć skarpetki! Cooo? A czy ja przyszłam na pedicure, żeby skarpetki zdejmować??? Odmawiam! To jest naruszania zbiorowych praw pacjenta do posiadania nóg ubranych w skarpetki! Ja się poskarżę w takim jednym urzędzie, który z utęsknieniem czeka na każdą skargę naruszenia zbiorowych praw pacjenta.

Czuły ustawodawca wysłuchał skarg na ciężki los pacjenta. Wsparł go nienasycony biznes medyczny. I co więcej, ciocia Unia (z domu Europejska) sypnęła groszem i mamy oto nową wersją ustawy o zawodzie lekarza.

Może on wykonywać zawód, czyli badać, diagnozować, orzekać, leczyć przez systemy telemedyczne i inne środki łączności. Nie musi osobiście i w gabinecie badać pacjenta, aby postawić diagnozę czy wypisać receptę. Wprawdzie nowa wersja ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty jest niezbyt kompatybilna z artykułem 9 Kodeksu Etyki Lekarskiej, który mówi że „lekarz może podejmować leczenie jedynie po osobistym zbadaniu pacjenta”, ale kto by się przejmował takimi drobnymi rozbieżnościami, gdy w grę wchodzi możliwość zagospodarowania dużych pieniędzy od tej niebiednej ciotki z Brukseli.

Oto co nas czeka – wirtualny pacjent, wirtualna diagnoza i e-recepta. Tylko odpowiedzialność lekarza pozostanie realna.

Krystyna Knypl

GdL 12_2016