Jak to jest, być Lekarzem bez Granic?

jaktojes1gdl 2 2016400

Marta Florea

Czy nie boisz się pracować w Pakistanie? To pytanie zadawali mi wszyscy: znajomi, rodzina, a nawet wielu Pakistańczyków, świadomych wizerunku ich kraju na świecie. Cóż, szczęśliwie nie mam telewizora, co zapewne ułatwiło mi podjęcie decyzji o wyjeździe. Wychodzę z założenia, że ludzie i świat niekoniecznie wyglądają w rzeczywistości tak, jak przedstawiają to media.

Moi bliscy oczywiście nie przejawiali entuzjazmu, gdy podzieliłam się z nimi moimi planami. Na szczęście zarówno przed wyjazdem, w trakcie niego, jak i po powrocie zawsze mogłam liczyć na ich pomoc i wsparcie. Tu, za pośrednictwem GdL, chciałabym im powiedzieć: mężu, mamo, tato, siostro, DZIĘKUJĘ!!! ZA WSZYSTKO!!! ZA TO, ŻE BYLIŚCIE, JESTEŚCIE I BĘDZIECIE ZE MNĄ!!!

Mama krótko przed moim wyjazdem była w Busku Zdroju, zachwalała kożuchy, które tam wypatrzyła, a nawet deklarowała: może ci kupię, bo wiesz, w Pakistanie są wysokie góry, to może się przyda...

Tak więc w kożuchu z Buska i w hidżabie (22 zł za sztukę) kupionym na popularnym krajowym portalu aukcyjnym mogłam śmiało ruszyć na podbój Pakistanu.

Pakistan

Wylądowałam w Islamabadzie 2 września 2015 r. Pakistan przywitał mnie 35-stopniowym upałem. Gdy ja wzdychałam, że jest strasznie gorąco, Pakistańczcy nie rozumieli, czemu nie cieszy mnie miły jesienny chłodek... Latem temperatury przekraczają tam 45 stopni, a minione lato było ponoć wyjątkowo gorące.

Po kilkudniowym szkoleniu na temat historii, geografii, kultury, problemów medycznych, savoir-vivre’u oraz kupieniu stosownych ubrań zgodnych z tutejszą modą obowiązującą w sezonie lato-jesień 2015, byłam gotowa do wyjazdu do mojego docelowego miejsca pracy.

jaktojes2gdl 2 2016 660

Peszawar

W czasie trzymiesięcznego pobytu pracowałam głównie w Women’s Hospital w Peszawarze. Jest to szpital położniczy w całości prowadzony, finansowany i zarządzany przez organizację Lekarze bez Granic. W tym szpitalu przychodzi na świat ok. 500 dzieci miesięcznie. Znajdują się w nim: izba przyjęć, sala porodowa, sala operacyjna wraz ze sterylizatornią, oddział położniczy, sala patologii ciąży, sala pooperacyjna, apteka szpitalna, laboratorium z bankiem krwi oraz oddział noworodkowy.

Co kraj, to obyczaj

Gdy zobaczyłam po raz pierwszy moje pakistańskie pacjentki, miałam ochotę zapytać: a gdzie piżama lub koszula? Po kilku dniach przyzwyczaiłam się, że tu nie ma żadnej ceremonii pt. „przebieram-się-w-koszulę-do-porodu”. Pacjentki zawsze przychodziły ubrane w swoje codzienne ubrania, rodziły w nich, zdejmując tylko spodnie noszone pod szalwar kamizem (czymś w rodzaju tuniki) na moment porodu dziecka, po porodzie przykrywały się chustą, zwaną dupattą, którą nosiły na głowie, a jeśli wszystko było w porządku z matką i z dzieckiem, to po sześciu godzinach oboje opuszczali szpital (oczywiście szczelnie zakryci dupattą).

Podczas informowania pacjentki o czekających ją procedurach medycznych, np. cięciu cesarskim, niezwykle istotne było przekazanie wiadomości rodzinie pacjentki i uwzględnienie jej roli w procesie leczenia.

Doskonała szkoła medycyny praktycznej

Musiałam się również zmierzyć z różnymi problemami położniczymi, które dotychczas znane mi były wyłącznie z podręczników, np. jak leczyć pacjentkę z krwotokiem spowodowanym pęknięciem macicy w donoszonej ciąży albo jak prowadzić poród trojaczków drogą pochwową...

Pomimo tych odrębności kulturowych i medycznych każdego dnia na sali porodowej przekonywałam się, że lęk, ból, obawy związane z porodem czy radość z narodzin zdrowego dziecka niepiśmienne Pasztunki i Afganki odczuwały tak samo, jak moje polskie pacjentki. No, może z tą różnicą, że po porodzie wystarczyło im powiedzieć „maszum khadi”, czyli że z dzieckiem wszystko w porządku i nie dopytywały się o punktację w skali Apgar ani nie zasypywały pediatry setką pytań zaczerpniętych z internetowych portali dla mam.

Jest różnorodnie

Gdy wpisuje się w Google słowo „Pakistan”, wśród pierwszych wyników otrzymuje się informacje o zbiorowych gwałtach, morderstwach, atakach amerykańskich dronów itp. Nie będę zaprzeczać, że tak tam nie jest, ale te informacje opisują zaledwie ułamek złożonych i skomplikowanych realiów tego kraju.

Sytuacja polityczna w znaczącym stopniu wpływała na zasady bezpieczeństwa obowiązujące wolontariuszy Lekarzy Bez Granic pracujących w Pakistanie, np. poruszanie się poza domem, w którym mieszkałam w Peszawarze, było ograniczone w znacznym stopniu. Ale...

Pakistańska codzienność to również kolorowe „henna party” (odpowiednik naszego wieczoru panieńskiego), w którym miałam okazję uczestniczyć. Mogłam również zobaczyć, jak muzułmanie świętują Eid al Adha, czyli Święto Ofiarowania, a duszona koźlęcina z warzywami, którą mogłam skosztować z tej okazji, była przepyszna.

jaktojes3gdl 2 2016 660

Trudności i radości

Nie będę czarować Szanowne Czytelniczki i Szanownych Czytelników: bycie wolontariuszem organizacji Lekarze bez Granic to trudne zadanie. W tej pracy, którą wykonuje się często w niełatwych warunkach klimatycznych, w całkowicie odmiennej rzeczywistości kulturowej, przychodzi zmierzyć się z ogromem ludzkiego cierpienia, wszechobecną bezsensowną śmiercią, własnymi ograniczeniami i słabościami. Ale także w tej pracy codziennie ratuje się ludzkie życie. Radości, jaką odczuwałam, widząc np. pacjentkę, którą kilka dni temu przywieziono nieprzytomną z rzucawką, dziś uśmiechniętą, wychodzącą na własnych nogach, nie da się z niczym porównać.

Na koniec odpowiem na postawione na początku pytanie: Jak to jest, być Lekarzem bez Granic? Odpowiedź brzmi: Nie jest łatwo, ale warto nim zostać!

Tekst i zdjęcia
Marta Florea
lekarz specjalista położnictwa i ginekologii

wolontariusz organizacji Lekarze bez Granic

GdL 2_2016