Wachta matki trwa…

… całe życie

DSC00165 660

Rozmowa z Ireną Romaniuk, okulistką i matką młodego żeglarza.

W bieżącym numerze przybliżamy czytelnikom pasję żeglowania. Ogarnięci są nią nie tylko żeglarze, ale i ich najbliżsi, którzy czekają na ich powrót z morza. Wiem, że jesteś matką młodego Wilczka Morskiego. Jakie to uczucie? Czy to 100% dumy, że wychowałam prawdziwego faceta, czy raczej niepokój o jego szczęśliwy powrót? A może oba uczucia są skomponowane w równoważących się proporcjach?

Moje odczucia zmieniały się w miarę jak Wilczek rósł. Sześć lat temu znalazł „wylęgarnię” żeglarzy-amatorów w Trzebieży i zapisał się na pierwszy rejs. Zapakował plecak (zgodnie z instrukcją dla nowicjuszy) oraz nowo nabyty ciepły sztormiak. Po raz pierwszy pojechał samotnie nocnym pociągiem z Warszawy do Szczecina. Przeżywałam tą podróż, bo miał 19 lat i zwykle jeździł w znanej mi grupie. Na szczęście są komórki. Po zaokrętowaniu wysłał mi sms, że zespół znacznie starszy i jest O.K. Krótko i węzłowato. Uspokoiłam się, miałam zaufanie do ludzi z doświadczeniem. Wrócił zachwycony i już z pomysłami na następne rejsy. Przez te sześć lat zdobywał kolejne uprawnienia od żeglarza do kapitana, przechodził kursy doszkalające na obsługę różnych urządzeń na żaglowcach, zrobił uprawnienia instruktora żeglarstwa. Obecnie samodzielnie prowadzi szkolenia i rejsy na wodach Bałtyku, Morza Północnego oraz Oceanu Atlantyckiego. Jak tylko zaczął pływać jako kapitan, moje obawy o jego zdrowie, a nawet życie nasiliły się. Dominująca początkowo duma ustąpiła miejsca niepokojom. Więcej już wiedziałam o morzu, śledziłam wiadomości, słuchałam jego morskich opowieści. Śledzę zawsze, o ile jest to możliwe, ruch jego żaglowca na stronie internetowej, aktualną mapę statków http://www.marinetraffic.com/ais/pl/default.aspx. Właśnie trzy dni temu patrzyłam jak odpływa na „Zawiszy Czarnym”. Dziś oczekuję maila, znalazłam „Zawiszę” u wybrzeża Gotlandii.

Czy w waszej rodzinie są tradycje żeglarskie? Skąd wzięła się taka pasja? Czy poszukiwania tej wylęgarni żeglarzy poprzedzały zainteresowania typu lektury książek, oglądanie filmów o morzu?

Jeśli do tradycji żeglarskich można zaliczyć miejsce mojego urodzenia, nad polskim morzem, to tak, są :)). Innych w rodzinie nie ma. Natomiast mąż z 4- i 5-letnim synem wielokrotnie bywał nad Zalewem Zegrzyńskim i obaj spędzali tam czas na wypożyczonych łódkach. I tu chyba należy widzieć początek pływania. Potem sporo było lektury, bo patronem szkoły podstawowej, do której chodził syn był Mariusz Zaruski, pionier polskiego żeglarstwa, ale jednocześnie człowiek renesansu. Przez kilkanaście lat syn z pasją trenował sztuki walki (ma czarny pas w karate Kyokushin), ale ostatecznie wygrało w tej konkurencji żeglarstwo. Mam wrażenie, że syn zawsze odnajdował się w zajęciach pierwotnie uznawanych za męskie. Do każdego tematu, którym się zafascynował zawsze podchodził metodycznie. Podobnie z żeglarstwem – najpierw pochłaniał dostępną lekturę popularną, a potem coraz bardziej specjalistyczną, zawodową, aby w końcu przejść do prawdziwej praktyki. W dobie internetu wyszukiwanie lektury czy filmów jest dość proste, tylko trzeba się skutecznie zainteresowaniem zarazić. Wtedy cały wolny czas poświęca się zdobywaniu tej wiedzy. Praktycznie każdy weekend to kursy, a przerwy w zajęciach na uczelni to wypady na Bałtyk lub do Zegrza (od marca do końca listopada), wakacje to szkoleniowe rejsy morskie i praca jako instruktor żeglarstwa na Mazurach. Tegoroczna jesień zapowiada się ciekawie też dla mnie jako okulistki, chociaż bez mego udziału. Mój Wilczek będzie pływał z niewidomymi na rejsie „Zobaczyć Morze”. Trasa Dublin-Ostenda-Gdynia https://www.zobaczycmorze.pl/. Połowę załogi maja stanowić ludzie niewidomi lub słabo widzący. Od kilku lat prowadzi te unikatowe w skali światowej rejsy kapitan Janusz Zbierajewski.

Dziś na Bałtyku niezbyt duża fala, wiatr 15 węzłów, ale przeciwny do planowanej trasy. Niestety nie widzę już „Zawiszy” na mapie, jest poza zasięgiem. Sądząc z dotychczasowego przebiegu rejsu, nie zacumowali w Szwecji. Muszę wiec jeszcze poczekać na wiadomości. Wiem, że planują powrót za dwa dni i pewnie dopiero wtedy wreszcie będzie mail lub sms…

Dwie godziny później: „Zawisza” objawił mi się przed chwilą na mapie w Kalmarze (Szwecja). Zacumowali.

Tak więc wachta matki trwa!

Rozmawiała Krystyna Knypl

P3160277 660

Marzec 2009 r. na Adriatyku.

Fot. Przemysław Juroić, Katarzyna Makarowska

GdL 4_2012