Z dzieciakiem wśród zwierząt...
- Szczegóły
- Nadrzędna kategoria: ROOT
- Kategoria: Medycyna i macierzyństwo
- Opublikowano: sobota, 12.08.2017, 18:11
- Odsłony: 1441
Barbara Iwanik
Odkąd pamiętam, prosiłam rodziców o psa. Przez wiele lat nie chcieli się zgodzić na takie zobowiązanie. Mieliśmy za to patyczaki oraz akwarium. To z rybami akwariowymi osiągałam swoje pierwsze sukcesy terapeutyczne – mając siedem lat odławiałam chore osobniki, smarowałam je własnoręcznie sporządzonym roztworem nadmanganianu potasu oraz przygotowywałam kąpiele lecznicze w słoiku. Wciąż jednak marzyłam o psie.
Gdy byłam w piątej klasie szkoły podstawowej, pod naszym dachem wreszcie pojawił się wyczekany szczeniak. Mój ukochany, wyśniony, wymarzony pies. Pies Protazy, zwany Protem. Cóż to było za psisko! Skradł serce całej rodziny, a zwłaszcza tych, którzy absolutnie nie wyobrażali sobie czworonoga pod naszym dachem. Jeździł ze mną na rolkach, podróżował na przednim siedzeniu w aucie (zapięty pasem, dumnie wyglądając przez szybę), ciągnął sanki, słuchał wszystkich dziewczyńskich sekretów, wygrzewał mój tapczan, zlizywał łzy, pomógł zdać maturę, szczekał na pierwszych adoratorów, a potem zaprzyjaźnił się z moim przyszłym mężem... Pewnego razu poszedł na spacer, zjadł kolację i zasnął, by nigdy się nie obudzić. Byłam już wtedy studentką medycyny.
Gdy założyłam własną rodzinę, zamieszkał z nami wiekowy żółw mojego męża o imieniu Jacek oraz królik Gaudi. Wciąż jednak brakowało mi psa. Zdecydowaliśmy się na przygarnięcie dwóch czworonogów „po przejściach” – najpierw trafiła do nas młoda suczka, a trzy lata później emerytowany starszy pies.
Gdy zaszłam w ciążę, niektórzy nie mogli uwierzyć, że planuję wychowywać dziecko „z całym tym zwierzyńcem”. Słabe serce starego królika nie wytrzymało upalnego lata, a naszą córeczkę powitała zwierzęca delegacja składająca się z nieśmiertelnego żółwia Jacka, psa-emeryta Simona i suczki Leny.
Nie ukrywam, że spacery z dwoma psami i niemowlęciem okazały się sportem ekstremalnym (ratowała nas chusta i nosidełko) i logistyka całej rodziny stanęła na głowie. Ale było warto!
Córka bardzo zaprzyjaźniła się z naszymi zwierzakami, a one (a zwłaszcza psi emeryt) stanęły na wysokości zadania. Okazały się czułe i delikatne. Żółw zmotywował córkę do raczkowania, a psy szybko wyjaśniły, czemu nie należy w naszym domu rzucać jedzenia na podłogę. Dzisiaj karmienie żółwia i czesanie psa to jedne z ulubionych zajęć mojego dziecka.
Zwierzęta zachwycają naszą rodzinę nie tylko w domu. Lubimy oglądać w „naszym” parku mrówki i kowale bezskrzydłe, które mieszkają w starym pniu. Często zadzieramy głowy, by podglądać życie ptaków. Zimą karmimy sikorki. Dobrze czujemy się również we wrocławskim zoo, a zwłaszcza w afrykarium pełnym kolorowych ryb. Bardzo podoba nam się także idea „Odrarium”, w którym można zobaczyć, jakie dziwaczne i olbrzymie ryby zamieszkują rzekę Odrę.
Wychowanie dziecka „wśród zwierząt”, choć fascynujące i rozwojowe, niesie ze sobą pewne zagrożenia. Mojej córce trudno zrozumieć, że nie każdy pies jest tak przyjazny jak psy, które zna. Potrafi wyciągać ręce do reprezentantów groźnie wyglądających ras, a ja podczas spaceru muszę mieć oczy dookoła głowy. Córa zawsze szuka okazji, by bawić się z cudzym zwierzęciem, a podczas naszego pobytu na Gibraltarze próbowała zainteresować spotkaną małpkę swoim pluszowym królikiem... małpa prawie go ukradła!
Barbara Iwanik
młodszy asystent na oddziale chemioterapii
Fot. Joanna Bigaj, Barbara Iwanik, Justyna Woldan, Michał Woldan
GdL 9_2017