Radości matki pracującej

Barbara Iwanik

Minęło już prawie pół roku, odkąd wróciłam do pracy na oddziale po urlopie wychowawczym. Bywam bardzo zmęczona, permanentnie niewyspana, a w moim domu ciągle jest bałagan i brakuje zdrowych obiadów... Jednak w całym tym chaosie zauważam dobre strony i to o nich chcę dzisiaj napisać.

Czas spędzony w domu pozwolił mi nabrać dystansu do sytuacji zawodowej. Cieszę się pracą, którą lubię, którą mam „tu i teraz”, a jednocześnie wiem, że w życiu nic nie jest na stałe. Na nowe możliwości spoglądam z ciekawością, nie strachem. 

Pracuję efektywniej niż kiedyś. Czas nie przecieka mi przez palce, potrafię się zorganizować, tworzyć listy zadań i sprawnie je realizować. Wzrosła moja podzielność uwagi i zdolność do poszukiwania kreatywnych rozwiązań. Jestem przekonana, że zabawy z córką (przy jednoczesnym gotowaniu obiadu lewą ręką i tworzeniu listy zakupów w głowie) miały w tym ogromny udział.

Łatwiej jest mi również załatwiać różne sprawy przez telefon (czego do tej pory bardzo nie lubiłam), coraz precyzyjniej i prościej potrafię wyrazić swoje potrzeby i oczekiwania.

Znacznie wrosło moje zrozumienie dla sytuacji pacjentów. Dostrzegam ich zdenerwowanie czy brak cierpliwości i wspieram z większą niż kiedyś empatią. Dziecko nauczyło mnie ogromnej cierpliwości i wyrozumiałości względem odczuć drugiej osoby. Przyjmuję też z większym zrozumieniem (choć nie jest to łatwe) rezygnację pacjenta z terapii czy chęć wypisu ze szpitala na własne żądanie.Dostrzegam i doceniam błahe sprawy, które były dla mnie niezauważalne przed macierzyństwem: możliwość wypicia w pracy ciepłej (!) kawy w towarzystwie innych dorosłych, czas na sprawdzenie skrzynki e-mailowej, zjedzenie ciasta upieczonego przez koleżankę.

Zauważyłam również, że mniej przejmuję się opiniami innych. Nie mam czasu na szpitalne plotki, staram się nie angażować w pracownicze spory. Centrum mojego życia emocjonalnego jest daleko poza drzwiami dyżurki. Staram się kończyć pracę o czasie i swoje serce i energię powierzać sprawom domowym.

IMG 7880 300

Bycie matką pracującą wymaga również ode mnie zrezygnowania z ciągłej kontroli nad dzieckiem, a że lubię mieć wszystko pod kontrolą, jest to wielka szkoła pokory i zaufania (zarówno do męża, jak i do dziecka).

Mój mąż radzi sobie z opieką nad córką doskonale, choć oczywiście mogłabym napisać książkę o tym, co sama zrobiłabym inaczej (on złośliwie podpowiada mi, bym ją napisała, żeby miał co czytać na emeryturze). Z radością i dumą obserwuję, jak córka zaczyna ufać innym opiekunom, jak chętnie zostaje pod opieką babci i stawia pierwsze kroki w przedszkolu, jak buduje swój świat, do którego ja nie mam dostępu.

Lubię te nasze dwa światy, mój – w pracy, i jej – pod opieką zaufanych dorosłych. Każda z nas rozwija się i doświadcza nowych rzeczy, a po dniu pełnym wrażeń wpadamy sobie w ramiona. Radosny okrzyk „mama wróciła!!!” to chyba najsłodszy moment życia matki pracującej...

Tekst i zdjęcia
Barbara Iwanik
młodszy asystent na oddziale chemioterapii

GdL 4_2018