Co czyni matkę dobrą?*

Krystyna Knypl

Lekarze, choć nie zawsze obecni ze swoimi dziećmi w takim wymiarze, w jakim by chcieli, są dobrymi rodzicami. Często stoją przed trudnym wyborem między powinnościami rodzicielskimi a przymusem zawodowym. Czas na rodzicielstwo i na budowanie podstaw kariery zawodowej zwykle jest ten sam. Rzadko udaje się jedno od drugiego oddzielić.

Moja znajoma Tamara, wspominana w artykule Mogłabyś lepiej mówić po angielsku (GdL 4/2012, https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wybrane-artykuly-3/edukcja-pozamedyczna/384-moglabys-lepiej-mowic-po-angielsku), przysłała mi kiedyś tekst o macierzyństwie nieznanego autora, krążący wśród amerykańskich internautów z okazji Dnia Matki. Nie ukrywam, że wywarł on na mnie duże wrażenie. Uznałam, że zasługuje na przybliżenie polskim rodzicom i przetłumaczyłam go.

Co czyni matkę dobrą? Co czyni kobietę matką? Jej cierpliwość? Zdolność do współczucia? Do niańczenia dziecka? Do gotowania mu obiadów, przyszycia guzika do bluzy? Czy to wszystko razem? A może serce, które niepokoi się, gdy dziecko idąc pierwszy raz do szkoły, znika na horyzoncie ulicy? Czy raczej zdolność do zrywania się o drugiej w nocy, aby położyć rękę na ramieniu dziecka śpiącego w łóżeczku? Czy też potrzeba biegnięcia, gdziekolwiek by się znajdowała, na wiadomość o pożarze w szkole, strzelaninie, wypadku samochodowym, po to, aby przytulić swoje dziecko?

To są życzenia dla wszystkich mam, które wyjaśniły swoim dzieciom, skąd się wzięły i dla tych, które chciały to zrobić, ale nie potrafiły. Także dla tych, które czytały książki tylko dwa razy w roku i dla takich, które czytały książki codziennie i po wielokroć, gdy tylko usłyszały „jeszcze raz przeczytaj mi, mamo”, i dla tych, które nie mogły czytać. Dla tych, które zdesperowane dały klapsa swemu dziecku w sklepie spożywczym, a potem kupiły lody przed obiadem. To jest dla wszystkich matek, które nauczyły swoje córki wiązać sznurowadła przed pójściem do szkoły i dla tych, które wybrały buty na rzepy. Także dla tych, które zagryzały wargi do krwi, gdy ich czternastoletnia córka ufarbowała sobie włosy na zielono. Jest to dla tych matek, których dziecko zamknęło się w łazience i nie mogło przestać płakać. Też dla tych, które podejmowały obowiązki służbowe ze śladami dziecięcego jedzenia na ubraniu przeznaczonym wyłącznie do pracy. Także dla tych matek, które uczyły swoich synów gotować i dla tych, które pokazywały swoim córkom, jak podnosić się z upadków. Jest to dla kobiet, które natychmiast odwracały głowę, gdy tylko jakiś głosik zawołał w supermarkecie „Mamo!”, nawet gdy ich własne dziecko było w domu. Jest to dla mam, które kładły pluszowego misia na poduszce. Jest to także dla tych matek, którym nie udały się dzieci i nie znajdują słów wyjaśnienia, dlaczego tak się stało. Jest to dla mam, które dały dzieciom życie w nadziei, że będą miały lepszy los niż ten, który jest udziałem matek. Także dla tych kobiet, które zostały matkami w inny sposób i wychowały dzieci jak swoje własne. To jest dla mam, które wysłały swojego syna do szkoły z bolącym brzuchem tylko po to, aby za godzinę usłyszeć telefon od szkolnej pielęgniarki, proszącej o odebranie dziecka. To jest dla młodych matek, którym zdawało się, że ucieka im kariera i dla matek dojrzałych, dla pracujących i pozostających w domu, rodzonych i adopcyjnych, dla mających pieniądze i bez pieniędzy. Dla wszystkich matek na całym świecie...

Krystyna Knypl

  *Jest to pierwsza część artykułu zamieszczonego w GdL 7_2012, druga dotyczy dobrego ojca (https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/medycyna-i-macierzynstwo/379-lekarze-rodzicami).

GdL 9_2018