Hipertensjologia we wspomnieniach

Krystyna Knypl

CSK KiK w gabinecie400

Tematyka związana z historią polskiej hipertensjologii budzi tak wiele wspomnień, że nie sposób opisać wszystko w jednym artykule. Rozmowy z koleżankami i kolegami prowadzone po wydaniu nr. 3/2019 GdL z hasłem okładkowym Hipertensjologia specjalizacją! skłaniają mnie do kontynuowania tematu.

Odświeżając wspomnienia sięgnęłam między innymi do mojego Sprawozdania z X Europejskiego Kongresu Nadciśnieniowego w Goeteborgu („Medycyna Rodzinna” 2000,11,26-27), w którym tak pisałam: Gości powitali organizatorzy kongresu prof. Lennart Hansson oraz prof. Thomas Hednar. Organizatorzy przypomnieli, że w roku 1979 odbył się w Goeteborgu Kongres Międzynarodowego Stowarzyszenia Nadciśnieniowego, a w jego otwarciu uczestniczył król Szwecji. Tym razem również zabiegano o obecność króla, jednak musiał on w tym samym czasie pełnić obowiązki gospodarza wobec delegacji rządu japońskiego.

Podczas kongresu w Goeteborgu w 2001 roku przedstawiono wiele ciekawych referatów, a moją uwagę zwróciło wystąpienie dr. G. Berteneriniego z Włoch, który na sesji poświęconej nadciśnieniu u seniorów zaproponował następujący podział tej grupy pacjentów:

# 65-75 rok życia – młodzi seniorzy

# 75-85 rok życia – starsi seniorzy

# powyżej 85 roku życia – najstarsi seniorzy.

drJaninaWaclawekMaczkowska odbiera dyplom ESH GdL400

Czas płynie, a ja ciągle jestem młodą seniorką! Takich badaczy należy promować, co niniejszym czynię!

Zachęcona odkrytymi informacjami kontynuowałam poszukiwania w moim domowym archiwum i odnalazłam album z dotychczas niepublikowanymi zdjęciami z kongresów hipertensjologicznych.

Na dziedzincu uniwersyteckim660

Uczestniczę w kongresie European Society of Hypertension w Mediolanie (1999 rok)

Ważnym wydarzeniem było otrzymanie tytułu specjalisty Europeam Society of Hypertension.

W OIL Warszawa jest zaledwie 9 osób, które mają jednocześnie specjalizację z hipertensjologii i tytuł specjalisty ESH.

sympozjum Gdansk 1980 GdL660Należę do Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, od roku 1977, moja legitymacja jest do obejrzenia pod adresem http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wybrane-artykuly/77-polskie-towarzystwo-kardiologiczne.

Poza pracą ambulatoryjną uczestniczyłam także w pracach naukowych oceniających nowe leki hipotensyjne oraz w wydarzeniach naukowych środowiska hipertensjologów.

Opublikowane w tym czasie prace, których jestem współautorką, zachowują ponadczasową wartość, czego dowodem w kategorii EBM jest choćby cytowanie jednej z nich na łamach „American Journal of Cardiovascular Drugs” (nr 2/2019 opublikowany 4 lutego) przez A. Brachi i wsp. w doniesieniu Potential Protective Role of Blood Pressure-Lowering Drugs on the Balance between Hemostasis and Fibrinolysis in Hypertensive Patients at Rest and During Exercise.

Rok 2007 to kolejna ważna data na osi wspomnień – wydałam wówczas Podręcznik hipertensjologii (https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/771-czytaj-podrecznik-hipertensjologii), będący podsumowaniem wiedzy zdobytej podczas nauki do egzaminu z hipertensjologii, który zdawałam w 2006 roku.

dr Barwicka w Berlinie 2008 GdL660

W roku 2008 na kongres w Berlinie wybrałam się z dr Alicją Barwicką, która często konsultowała moich pacjentów z nadciśnieniem tętniczym. Nie tylko archiwa domowe, ale także internetowe pozwalają na odświeżenie wspomnień. Wrażenia z kongresu opisałam na moim fotoblogu (https://www.photoblog.com/mimax2/2011/03/01/1032011-kongres-european-society-of-hypertension-w-berlinie/). Oto wrażenia z Berlina, zdecydowanie odmienne od mediolańskich, a także amerykańskich kongresów, które pozostają moimi ulubionymi.

Gdy poznałam zasady aplikowania o akredytację dziennikarską na kongresach amerykańskich, pomyślałam, że warto spróbować szczęścia w Europie. Nadarzyła się dobra okazja w postaci kongresu European Society of Hypertension 2008. Napisałam do organizatorów i bez większych trudności otrzymałam akredytację. Kongres odbywał się w centrum, które wprawdzie odwiedziłam przez 3 laty – ale nie zapamiętałam nic a nic z topografii. Z dość długich studiów nad mapą Berlina wynikło, że hotel Wieland przy nomen omen Wielandstrasse 15 spełnia kryteria lokum z akceptowalną ceną i dobrym położeniem w stosunku do komunikacji publicznej, która w Berlinie działa wprost fantastycznie. Przejazd pociągiem Eurocity za 60 euro na trasie Warszawa-Berlin w obie strony był bardzo dobrym rozwiązaniem. Na dworcu Hauptbahnhof w kiosku Inforstore kupiłam bilet na komunikację publiczną, który to bilet kasuje się w niepozornym kasowniku na peronie. To ważna czynność, bo kary za jazdę bez skasowanego biletu są dość wysokie. Przejazd kolejką naziemną zajmuje około 15 minut, wysiada się na przystanku Savignyplatz i po kilku minutach spaceru spokojnymi uliczkami dzielnicy Charlottenburg dochodzi się do hotelu.

Mankamentem jest recepcja na trzecim piętrze, w starej kamienicy, z archaiczną windą, niezachęcającą do korzystania. Po wdrapaniu się po schodach otrzymałam klucz do pokoju na pierwszym piętrze, informację o śniadaniach (na trzecim piętrze) oraz kod dostępu do internetu, który funkcjonuje bez zarzutu. Niezbyt roztropnie wybrałam dojazd do centrum kongresowego kolejką, co naraziło mnie na półgodzinny spacer przez dość pustą okolicę rozległego Centrum Kongresowego. Jakoś w końcu dotarłam do głównego wyjścia. W centrum prasowym niezbyt rozgarnięta panienka usiłowała wcisnąć mi nieważną kartę na przejazdy miejskie i dopiero trzy razy zapytana, czy naprawdę za okazaniem tego ID kongresowego mam bezpłatne przejazdy, wykrzyknęła zdziwiona: ojej! na pani ID nie ma logo komunikacji miejskiej, bez tego logo byłoby nieważne! Bagatela – 600 euro kary w razie nieważności! Pewnie bym się jakoś wytłumaczyła, ale lepiej nie sprawdzać, na ile jestem biegła w tłumaczeniu się po angielsku. Zaufanie dobre, ale kontrola lepsza, co nie na darmo powiedział pewien pan i jest to aktualne do dziś.

opaska bezpieczenstwa GdL400

Obrady były oględnie mówiąc takie sobie, a biuro prasowe ani się umywało do amerykańskich press roomów. Internet nie chciał działać, panie źle wpisywały kody dostępu, o kawę trzeba było 3 razy prosić leniwego kelnera, same pomyłki. A nie dość tego, odcinek między wejściem a biurem prasowym musiałam przedefilować z tzw. secure band, czyli opaską bezpieczeństwa, którą musiałam przykleić na przegubie dłoni. Istotnym powodem tego defilowania było odebranie dokumentów ESH, które, jak się okazało, miały pomyłkę w imieniu, więc zniechęcona opuściłam obrady na rzecz wizyty w paru sklepach z odzieżą sportową. Zakupy były udane, ubrania i buty służą mi do dziś.

hypertension2008 GdL660

Ogólnie Berlin przypadł mi do gustu i odwiedziłam to miasto jeszcze w styczniu i czerwcu 2009 roku bez specjalnych powodów naukowych, choć wizytę czerwcową skojarzyłam z kongresem hematologicznym. Jednak ze zdobywaniem wiedzy we wnętrzach ICC Berlin jakoś mi się nie wiodło – za dużo ciasnych korytarzy, zawiłej topografii, małych sal. Amerykański rozmach wdrukował się w moje wyobrażenie o przestrzeni, jaka jest potrzebna dla kongresu medycznego.

Czas płynie, a przeglądanie archiwów domowych i zasobów internetu trwa. Niewykluczone, że powstanie kolejny odcinek wspomnień hipertensjologa.

Krystyna Knypl
hipertensjolog

specjalista European Society of Hypertension

Fotografie z archiwum autorki

GdL 4_2019