Rozdział 14. Jak nas widzą, tak nas rysują

Poprzedni rozdział:

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1901-rozdzial-13-hotele-daly-nam-radosci-wiele

Krystyna Knypl

Rozdział 14. Jak nas widzą, tak nas rysują i opisują

Podczas jednego z obiadów rodzinnych na Niemcewiczech powstało wspólne dzieło Maniuli i Hilitki przedstawiające Dziadka Francisa i Babcię Matyldę.

Portret Matyldy narysowany przez Maniulę

Czy Maniula też będzie brunetką?

Czas płynął i Maniula z przedszkolaka awansowała na uczennicę. Wymagało to kolejnej restrukturyzacji domu, między innymi urządzenia dziecku miejsca do odrabiania lekcji. Francis jako zapalony majsterkowicz postanowił zbudować córce stanowisko do pracy z ruchomym blatem, który miał przemieszczać się w górę wraz ze wzrostem dziecka. Maniula rosła, ojciec przemieszczał blat ku górze, zdawało się że wszystko idzie zgodnie z planem, gdy pewnego dnia przy kolacji posiadaczka rosnącego harmonijnie z dzieckiem mebla wyznała:

-Mima, gdy tak słucham to wszystkie dzieciaki mają szufladę… – wyznała zasmucona Maniula. A ja nie mam szuflady przy moim biurku.

– Córeńko już naprawiamy ten brak! – oznajmiła Matylda i zacisnąwszy lekko pasa na domowym budżecie wyasygnowała kwotę niezbędną na zakup biurka z szufladą. Innym nieczęsto spotykanym problemem w życiu innych dzieci, a dotykającym Maniulę,  był rozkład lekcji w środę.

-Wiesz Mima, z całego tygodnia to najbardziej nie lubię środy – wyznała  któregoś razu przy obiedzie.

– A dlaczego córeńko nie lubisz środy – zapytała zaintrygowana Matylda.

– Bo wiesz wszyscy ode mnie ściągają z zeszytu rozwiązania zadań, a w środę matematyka jest pierwszą lekcją… no i matematyka się zaczyna, a ja nie mam swojego zeszytu i na dodatek nie wiem kto go ma – wyznała Maniula.

– Musisz dbać bardziej o swoje interesy – doradziła matka.

Konflikt interesów w życiu rodzinnym zdarzał się w wielu miejscach zupełnie niespodziewanych. Francis był miłośnikiem starannej pielęgnacji swojej fryzury, brwi, brody oraz wąsów. Z wielkim zapałem kremował też  swoje zmarszczki. Siedząc pewnego dnia co najmniej trzy kwadranse przed lustrem w łazience usłyszał za drzwiami stukanie i głos Maniuli:

-Czy długo jeszcze  będziesz się kremował? My też śpieszymy się na zajęcia oraz do pracy i chcemy skorzystać z łazienki – zawiadomiła zajętego mistrza fryzur.

-Już wychodzę, jednak nie sposób oprzeć się refleksji – zauważył Francis, że rodzina oznacza między innymi tłok w niewłaściwych miejscach i o nietypowej porze.

-Mogłeś zostać bezdzietnym kawalerem – odpowiedziała żona. Była to jej typowa riposta na utyskiwania męża na niedogodności  życia rodzinnego.

Matylda spoglądając na dorastającą Maniulę miała wrażenie, że ogląda film już kiedyś widziany. Nowsza edycja filmy była może bardziej kolorowa, światowa i wyedukowana w nieznanych pokoleniu poprzedniemu kwestiach.

-Maniula będziesz brunetką, tak jak twoja matka i babcia – oznajmiła przyglądając się córce pewnego poranka. Mówię ci to bo ja sama nie zauważyłam, że  byłam brunetką.

-Mima ja jestem szatynką – odparła zdecydowanym tonem Maniula. Ten ciemniejszy odcień jest od żelu na włosach.

-Też tak myślałam jak byłam młodsza, choć w czasach mojej młodości nie były znane żele do włosów –odpowiedziała Matylda.

Czas płynął, włosy rosły aż osiągnęły imponującą długość sięgając do połowy łopatek. Ani się wszyscy obejrzeli aż Maniula dotarła do klasy maturalnej i przed wszystkimi stanęła potrzeba przedyskutowania kierunku studiów. Matylda dyskretnie sugerowała medycynę, jednak nie wywierała szczególnych nacisków. Przekonanie że lekarka rodząc dziecko zaopatruję rodzinę w zastaw „Mały Lekarz” nie było w Matyldzie zbyt silne, nie miała też kliniki o los której musiałaby się martwić przed przejściem na emeryturę. Córka wybrała studia ekonomiczne na uczelni prywatnej, jednak po zrobieniu licencjatu odczuła potrzebę posiadania w swym życiorysie doświadczeń związanych ze studiami uniwersyteckimi.

-Maniula to nie jest konieczne, popatrz na rodziców – oboje nie studiowaliśmy na uniwersytecie i nie narzekamy.

-Muszę zdać na najtrudniejszy wydział żeby nikt mi nie wytykał, że studiowałam na prywatnej uczelni – oznajmiła Maniula.

– Córeńko ludzie potrafią innym wytykać najdziwniejsze sprawy, życia nie starczy aby zadowolić wszystkich toksycznych malkontentów – przekonywała matka.

– Będę zdawać na hungarystykę, tam jest dziesięciu kandydatów na jedno miejsce… jak się tam dostanę to wszystkim udowodnię, że potrafię zdać egzamin wstępny na uniwersytet.

Jak postanowiła, tak zrobiła i ani się wszyscy obejrzeli w przestrzeni domowej zaczęły fruwać różne dziwnie brzmiące słówka. Program edukacji obejmował dogłębną znajomość języka węgierskiego nawet tak egzotycznych terminów jak piła łańcuchowa albo pantoflarz.

– Po co mi takie słowa, czy ja kiedyś je zastosuję, w jakim kontekście? – zastanawiała się.

-Kontekst może być różny. Możesz na przykład zadać retoryczne pytanie – sugerowała matka przyszłej hungarystki.

– Jakie? Nie mam pojęcia do czego mi się te słówka mogą przydać – odpowiedziała Maniula.

– W jakimś lingwistycznym towarzystwie błyśniesz takim zdaniem: gdzie jest moja piła łańcuchowa – powiedział pantoflarz. – zasugerowała Matylda.

– A może nie będę dalej wkuwać węgierskiego i przeniosę się na slawistykę – oznajmiła Maniula któregoś wieczora.

– Akceptujemy wszystkie języki świata, że starocerkiewnosłowiańskim – pogodnie oznajmiła Matylda. Twoja babcia na polonistyce uczyła się tego języka. Każdy uniwersytet jest w stanie edukować w we wszystkich możliwych specjalnościach, jedynie luźno związanych z rynkiem pracy.

– Tobie to dobrze, medycyna to konkretny fach – odpowiedziała Maniula.

– Właśnie mam plan aby oddalić się dostojnym krokiem od tego konkretnego fachu –wyznała Matylda.

– No co tyyyy… Mima opowiadasz, a kto nas będzie leczył, chyba nie będziemy błąkać się po przychodniach w poszukiwaniu lekarza.

– Nie będziecie się błąkać. Zamierzam zachować aktywne prawo wykonywania zawodu lekarza, jednak nie planuję narzucać się coraz bardziej namnażającym się na rynku klientom medycyny, świadczeniobiorcom  i innym ofiarom marketingu medycznego.

– Uff, oddycham z ulgą – jęknęła Maniula. Skoro tak posłuchaj jakich słówek węgierskich nauczyłam się dziś rano. To są nazwy pór roku:  tavasz, nyár, ősz, tél.

-Czy to oznacza wiosna, lato, jesień, zima? – zapytała Matyda.

-Tak!

-Gdy słucham różnych węgierskich słówek, to mam wrażenie, że język ten brzmiał kiedyś podobnie do znanych języków, ale niechcący się rozsypały jego litery. Węgrzy bojąc się, że jakiś inny naród zabierze im litery szybko i pozbierali i ułożyli w zupełnie przypadkowej kolejności i tak już zostało.

-Talán – odpowiedziała Maniula- czyli być może.

-Maniula może na dziś już dosyć tych węgierskich słówek, bo uszy mi się przeciążają i nie będę w stanie odróżnić szmerów w stetoskopie.

Mimo ferii następnego dnia Maniula zerwała się z łóżka już o świcie i najwyraźniej szykowała się do wyjścia.

-Czy ty masz zajęcia na uniwerku? – zapytała matka.

-Nie mam, są ferie, ale lecę na mecz w którym Maciek gra – odpowiedziała Maniula. Potem wstąpię do fryzjera i obetnę włosy na krótkie.

– To „Kruche  Wafle” nadal grają? – zdziwiła się Matylda.

-Niestety rozpadły się jak to z waflami się zdarza i Maciek założył nową drużynę o nazwie „Moralni Zwycięzcy” – wyznała Maniula.

-Dobra nazwa! Sukces zawsze zapewniony! Trzymam za nich kciuki – odpowiedziała Matylda.

Maniula pojawiła się pod wieczór w nowej fryzurze w której wyglądała jak zupełnie nowe dziecko.

– Co za miłe zjawisko! Nowe dziecko w rodzinie, a fryzura bardzo fajna – stwierdziła na widok Maniuli.  Rano pojawił się problem. Włosy sterczały we wszystkich możliwych kierunkach.

-O losie! Jak ja wyglądam! – jęczała Maniula. Podobno jest taka fryzura just out of bed, ale czy można w niej pokazać się światu? – dopytywała się młoda hungarystka.

– Nazwę fryzury tłumaczymy na język ojczysty następująco: spałam źle na każdym boku. A tak na poważnie to nie martw się, włosy nawet najkrótsze odrastają – pocieszała matka nową edycję swojego dziecka.

– A wiesz co Mima, już zdecydowała –  niespodziewanie zmieniła temat rozmowy Maniula. Przenoszę się na slawistykę.

– Przenoś się gdzie tylko masz ochotę – odpowiedziała matka. Za moich młodych lat nie mieliśmy możliwości ani świadomość, że języki obce będą nam potrzebne. Długi czas byłam przekonana, że znajomość dwustu pięćdziesięciu odgałęzień nerwu trójdzielnego będzie mi bardziej w życiu potrzebne niż znajomość języków obcych. Co więcej miałam lunetowate widzenie medycyny i głębokie przekonanie, że tylko szpital jest jedynym miejscem jej uprawiania.

– Co to znaczy wiedzenie lunetowate? – zaytała Maniula.

– Widzisz tylko to co jest w środku pola, a nie masz pojęcia co się dzieje na jego obwodzie – objaśniła Matylda. Środek pola to jedna z  lokalizacji, ale nie zawsze wysoka ranga.

Babcia Matylda - tak nas widzą

Dziadek Francis - tak nas widzą

A tak niekiedy rysują, Picasso ciągle inspiruje twórców ;)

Komiks o Babci Matyldzie i Dziadku Francisie

Babcia wyrusza na wyprawę

I zostaje kobietą sukcesu :)

Następny rozdział:

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1903-rozdzial-15-dziadkowie-bez-granic