Akredytacja dziennikarska w Brukseli na konferencji Societal Impact of Pain - rok 2010, cz. 2

Poprzedni odcinek

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2109-debiut-dziennikarski-w-brukseli-cz-1

Krystyna Knypl

Dziennikarz uczestniczący w konferencji SIP (vide badge'a)
 
                                                                                                               ***

Societal Impact of Pain (SIP)

Platforma "Societal Impact of Pain czyli Społeczny Wpływ Bólu", (SIP) istnieje od 2009 roku. Jest wielostronnym partnerstwem prowadzonym przez Europejską Federację Bólu EFIC i Pain Alliance Europe (PAE), którego celem jest zwiększenie świadomości na temat bólu i zmiana polityki w tym zakresie. Platforma stwarza możliwości dyskusji dla wszystkich, którzy zawodowa lub prywatnie spotkają z problematyką bólu.

<a href=
 
Otwarcie obrad
 
Tak pisałam na gorąco:
Samolot miałam o 9.10, więc nie musiałam się zrywać w środku nocy ani brać taksówki, ale mimo to miałam przedsmak przygody – otóż z powodu zagrożenia wulkanicznego zamknięto niebo nad Szkocją i Irlandią.
Na lotnisku jak zawsze wkręciłam się w dodatkową kontrolę, bo teraz, jak się okazało, trzeba wybebeszać wszystkie kable do kontroli – o czym nie wiedziałam, bo gdy leciałam do Atlanty, jeszcze nie trzeba było. Laptop, komórkę i aparat fotograficzny wystawiam do kontroli rutynowo, ale jeszcze zażyczyli sobie pokazania ładowarki do telefonu. Gościa przede mną pytają „ma pan jakieś kable w tym neseserze?” a on „tam mam same kable” i wywalił kilogram różnych przewodów.
Poza tym wszystko fajnie – nie siedział nikt koło mnie, lot był spokojny, a strefie wolnocłowej na Okęciu nie było nic ciekawego. W samolocie na śniadanie dali na gorąco jajecznicę sproszkowaną, takież ziemniaki i szpinak (fuj!), bułkę, ciastko. Bułkę zabrałam, przydała mi się na potem zamiast dinneru, na który nie poszłam – bo już chyba wszystkie ciekawe lunche służbowe z nieznajomymi ludźmi zaliczyłam. Na lotnisku miał czekać facet z kartką i napisem SIP (nazwa tej konferencji), nie było widać nikogo takiego, jeśli nie liczyć jednego gościa, co wypatrzyłam, że trzyma taką kartkę, ale napisem do dołu.*

Rzeczony gość czekał jeszcze na 4 osoby z Hiszpanii – dwoje pacjentów (taka teraz moda, ze pacjenci biorą udział w konferencjach dla doktorów) i jedną prof. onkologii. Jechaliśmy około 0,5 godziny i dojechaliśmy do hotelu położonego w krzakach pod Brukselą. Design taki nowoczesny, obleci, plusy – mam bardzo duży pokój z aneksem biurkowym – gabinetowym. Cicho dokoła. W łazience nie wiem, jak przełącza się wodę na prysznic i wygląda na to, że się nie dowiem.
Recepcja na dzień dobry żąda karty kredytowej na „extrasy” oraz podsuwa do podpisu regulamin, w którym stoi, że hotel nie odpowiada za biżuterię i kosztowności zostawione w pokoju – słowem ochrania złodziei i wystawia do wiatru gości, umywając przy tym ręce.
Obrady nawet ciekawe, temat leczenia bólu niby powszechny, ale nie był mi znany bliżej, a dzieje się w tej sferze trochę nowych rzeczy – między innymi ma wejść na rynek w przyszłym roku nowy lek i podjęto starania, aby przewlekły ból z nieznanej przyczyny (tzw. fibromialgia) był samodzielną chorobą. Cierpią nań najczęściej kobiety źle wykształcone, o niskich dochodach, do 50. roku życia. Ucieszyłam się, że nie zapadnę na fibromialgię ;)). Po obradach był dinner, ale nie poszłam – bo strasznie dużo głośno gadających i nieznanych ludzi. Poznałam się przed dinnerem z głównym organizatorem i przeprosiłam za nieobecność – powiedziałam, że idę pisać, bo najlepiej to robić ze świeżymi wrażeniami. Zrobiłam sobie prywatny obiad z bułki, jogurtu, jabłka i batona – wszystko z samolotu oraz z przerwy kawowej.
Jak na razie Atlanta jest numerem jeden jeśli chodzi o smaczne jedzenie służbowe. Aha, po przyjeździe był lunch. Poznałam się z przewodniczącym Austriackiego Czerwonego Krzyża – siedzieliśmy obok siebie na obradach.
Idę spać, bo jutro muszę zrobić check-out o 8.30, potem obrady do 16.00, wylot o 19.15.
 
Up-date: w 2019 roku pan który miał mnie odebrać z lotniska  miał na kartce nazwisko osoby, która przylatywała za kilka godzin - trzeba umieć rozszyfrować kod brukselskich podwoźników ;)
 
 
Krystyna Knypl
 
GdL 11/2022
 
Następny odcinek