Artykuły redaktor naczelnej

Teoria mozaikowa. Rozdział 5. Diagnozy szybkie, diagnozy powolne

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2577-teoria-mozaikowa-rozdzial-4-hipertensjolog-i-baletnica

 Rozdział 5. Diagnozy szybkie, diagnozy powolne

Znakomita większość pacjentów ma nadciśnienie tętnicze pierwotne, jednak u około 10% z nich przyczyną nadciśnienia jest choroba nerek, tętnic nerkowych lub gruczołów dokrewnych. Diagnostyka nadciśnienia związanego z nadmierną produkcją hormonów bywa poważnym wyzwaniem dla lekarza.

Z tego samego pokolenia badaczy co Irvine H.Page pochodził inny amerykański uczony, również bardzo zasłużony dla rozwoju hipertensjologii, a mianowicie Jerome W. Conn – odkrywca zespołu pierwotnego hiperaldosteronizmu, zwanego też zespłem Conna.


Jerome W. Conn

Źródło: https://medicine.umich.edu/dept/intmed/divisions/metabolism-endocrinology-diabetes/about-us/jerome-w-conn-alumni-society/jerome-w-conn

Prof. Jerome W. Conn (1907-1994) pracował w University of Michigan, a w latach 1943-1973 kierownikiem Kliniki Endokrynologii i Metabolizmu.

Urodził się w Nowym Jorku 24 września 1907 roku i zmarł w Neapolu na Florydzie 11 czerwca 1994 roku. Był absolwent Rutgers University (1928), uzyskał stopień doktora na University of Michigan Medical School w 1932 r. W 1950 r. otrzymał tytuł profesora medycyny wewnętrznej.

W 1954 roku opisał nową jednostkę zwaną później pierwotnym aldosteronizmem.

Był też prezesem Central Society for Clinical Research oraz American Diabetes Association.

Kilka lat temu przypadkowo natknęłam się na informację o tym, ile czasu potrzebował prof. Jerome Conn na rozpoznanie zespołu pierwotnego hiperaldosteronizmu, zwanego później zespołem Conna.
Prof. Jerome Conn tak wspominał swoje pierwsze rozpoznanie: „W roku 1954, po ośmiu miesiącach szczegółowych badań jedynej pacjentki, doszedłem do następującego wniosku: pacjentka badana z powodu nadciśnienia cierpi na nieznaną dotąd chorobę, spowodowaną nadmierną produkcją niedawno odkrytego hormonu, aldosteronu.“ -czytamy w książce „Stulecie nadciśnienia tętniczego” wydanej przez Via Medica.
Dr Jerome Conn przeszedł do historii medycyny, ale czy myśląc tak powoli miałby szanse na właściwe rozwiązanie pytania o hiperaldostreonizmie pierowtnym i zostanie specjalistą chorób wewnętrznych? Sesje egzaminacyjne odbywają się co pół roku – biedak nie tylko by nie zdał za pierwszym razem, ale za drugim też dalej by się zastanawiał jak zinterpretować objawy kliniczne, skoro dopiero po ośmiu miesiącach wpadł na pomysł, że ma do czynienia z nadmiarem aldosteronu.


Dr Michał Lityński

Źródło:

https://www.semanticscholar.org/paper/[Micha%C5%82-Lity%C5%84ski–a-forgotten-author-of-the-first-Kucharz/2b07019ae49090cf03e5c6bb03b1bd9cfcdbc6f0/figure/0

Jednakże pierwszym który opisał zespół pierwotnego hiperaldosteronizmu był dr Michał Lityński


Dr Michał Lityński i jego historyczne doniesienie o guzach korowo-nadnercowych

Źródło:

https://www.mp.pl/paim/en/node/79/pdf

którego poznałam osobiście w czasach gdy byl ordynatorem oddziału chorób wewnętrznych szpitala przy ul. Barskiej w Warszawie.

Na łamach Gazety Lekarskiej ukazał się w 2019 roku  o dr Michale Lityńskim,  z którego dowiadujemy się, że urodził si e on w 1906 roku w Łodzi w rodzinie szlacheckiej. Studia lekarskie ukończył w 193q roku. Pracował początkowo w Toruniu, a potem w Warszawie. Od 1940 roku walczył w szeregach Armii Krajowej pod pseudonimem Grzymała, udzielał pomocy rannym żołnierzom oraz cywilom. Niósł także pomoc Żydom. po wojnie pracował początkowo w Gdańsku, a potem w Warszawie. Zmarł w 1989 roku.

Jego nabardziej znae doniesienie  „Nadciśnienie tętnicze wywołane guzem korowo-nadnerczowym”, powstało w 1953 r., wcześniej temat ten był przedstawiony 12 listopada 1952 roku na posiedzeniu Towarzystwa Internistów Polskich w Warszawie.

W artykule tym przedstawił on hipotezę, że guzy kory nadnerczy wydzielające mineralokortykoidy mogą powodować nadciśnienie. Był to pierwszy na świecie opis hiperaldosteronizmu pierwotnego.

Odznaczony był Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Walecznych, Krzyżem Kawalerskim  Orderu Odrodzenia Polski, Medalem za Udział w Wojnie Obronnej, Krzyżem Powstańczym Warszawskim oraz medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata.Źródło:

https://gazetalekarska.pl/?p=49509

Wyzwaniem diagnostycznym było ustalenie przyczyny nadciśnienia towarzyszącej hipokaliemii jednej z moich pacjentek. Okazał się być rak który nadnerczy przebiegajacy z nadmiarem mineralokortikoidów. Ustaliliśmy rozpoznanie mając świadomość jak rzadki był przypadek. Przedstawiałam ten przypadek na posiedzeniu warszawskiego oddziału Towarzystwa Internistów Polskich, na sali wykładowej kliniki pediatrycznej przy ulicy Marszałkowskiej.


Opis przypadku guza kory nadnerczy, którego jestem współautorką (pod panieńskim nazwiskiem Krystyna Łapińska)

Źródło:

https://academic.oup.com/jcem/article-abstract/35/2/225/2685762

Był to 16 przypadek na świecie raka kory nadnerczy z mieszaną aktywnością hormonalną. Pismo Journal of Clinical Endocrinology and Metabolism ma obecnie Impact Factor 6,310 – co ciekawe gdy publikowaliśmy nasz artykuł IF jeszcze nie istniał, powstał w 1975 roku (https://en.wkipedia.org/wiki/Impact_factor)


Nasza praca jest cytowana 32 razy w światowym piśmiennictwie 

Źródło:

https://scholar.google.com/scholar?hl=en&as_sdt=0%2C5&q=filipecki+stanislaw&oq=Filipecki+S

Inne wspomnienie dotyczące diagnostyki pierowtnego hiperaldosteonizmu dotyczy wykładu w formule pro/contra wygłoszonego przez Michela Aldermana i Normana M.Kaplana. Pierwszy z nich lansował swego czasu pogląd, że pierwotny hiperladosteronizm jest często występującym schorzeniem i należy szeroko poszukiwać tego schorzenia badjąc nieomal wszytskim pacjentom poziom aldosteronu i potasu. Norman M.Kaplan nie był przekonany do tego screeningu. Michel Alderman postanowił go pokonać stwierdzeniem: -Norman, ależ poziom potasu wpływa na sprawność seksualną i jakość życia pacjentów – oznajmił z całą surowością na jaką zasługiwął temat.

-Michel, ja nie wiem jaki mam poziom potsu, ale wiem, że moja żona jest ze mnie zadowolona – odpowiedział N.M. Kaplan. Sala nagrodziła go owacją na stojąco.


W kuluarach złapałam prof. N.M. Kpalana i poprosiłam o dedykację na jego książce Kaplan’s Clinicla Hypoertension.


Abstract book z kongresu ISH /ESH w Pradze, rok 2002 

Krystyna Knypl

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2579-teoria-mozaikowa-rozdzial-6-wnuk-rabina-z-polski

GdL 9/2023

Teoria mozaikowa. Rozdział 4. Hipertensjolog i baletnica

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2576-teoria-mozaikowa-rozdzial-3-stolica-jest-tylko-jedna

Rozdział 4. Hipertensjolog i baletnica

Niewiele osób jest świadomych jak ciekawe związki istnieją między hipertensjologią a tańcem oraz występami arystycznymi na scenach. Przykładem takich związków jest biografia Irvine’a H.Page’a twórcy słynnej teorii mozaikowej patogenezy nadciśnienia tętniczego.

Irvine Heinly Page (7 stycznia 1901 – 10 czerwca 1991) urodził się w Indianapolis w stanie Indiana i był wybitnym amerykańskim fizjologiem, który przez prawie 60 lat odgrywał ważną rolę w dziedzinie badań nad patofizjologią nadciśnienia tętniczego.

Jego pierwsze prace zostały opublikowane na początku lat trzydziestych XX, a głównymi dziedzinami jego badań były: system renina-angiotensyna, mozaikowa teoria nadciśnienia oraz leczenie nadciśnienia.

W latach 1956 – 57 był prezesem American Heart Association, otrzymał wiele prestiżowych nagród takich jak Ida B. Gould Memorial Award of the American Association for the Advancement of Science (1957); Albert Lasker Award (1958); Gairdner Foundation Award (1963); Distinguished Award of the American Medical Association (1964); Oscar B. Hunter Award (1966); Passano Foundation Award (1967); Stouffer Prize (1970). Był na okładce magazynu Time 31 października 1955 roku.

\

Ruth Page – amerykańska tancerka baletowa i choreografka, siostra Irvine.

Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Ruth_Page#/media/Plik:Ruth_Page_by_Charlotte_Fairchild.png

Ruth uczyła się tańca, a potem występowała razem z słynną rosyjską tancerką Anną Pawłową, która tańczyła w słynnym zespole baletowym Siergieja Diagilewa.


Rosyjskie balety

Źródło:https://pl.wikipedia.org/wiki/Ballets_Russes#/media/Plik:Macke_Russisches_Ballett_1.jpg

Rodzina państwa Page miała talenty medyczne i artystyczne matka Irvine i Ruth była pianistką, a ojciec neurochirurgiem https://www.britannica.com/biography/Ruth-Page .

Nic więc dziwnego, że Irvine poślubił tancerkę i poetkę Beatrice Allen, autorkę książki The Bracelet.

Irvine H.Page zmarł w 1991 roku, mając 91 lat, żegnając go Edward D. Froelich i wsp. pisali:

Our contemporaries are well aware of Dr. Page’s contributions to the understanding of hypertension, but a summary should be given here because younger investigators need to know the wellsprings of modern hypertension research. Given the relative superficiality of electronic information retrieval systems, it is easy to remain ignorant of early accomplishments. Irv Page’s contributions were many. Perhaps the most outstanding were

1) identification of the renin-angiotensin system,

2) identification of serotonin,

3) description of a neurogenic mechanism in renal hypertension,

4) baroreceptor resetting, and

5) the mosaic theory of hypertension

Źródlo: https://www.ahajournals.org/doi/pdf/10.1161/01.hyp.18.4.443

Poczynione odkrycia internetowe na temat związków hipertensjologii z tańcem przy okazji poznawania życiorysu Irvine H. Page’a przypomniały mi uroczyste zakończenie konferencji International Society of Hypertension w Sao Paulo w 2004 roku, w którym uczestniczyłam osobiście i przedstawiałąm 3 doniesienia plakatowe.


Na zakończenie kongresu International Society of Hypertesion w Sao Paulo odbyło się przyjęcie podczas którego między gośćmi kongresowymi przemykały takie egzotyczne tancerki. Następnego dnia po zakończeniu kongresu rozpoczynał się karnawał w Rio de Janeiro.

Tak oto ujęłam wyprawę do Brazylii oraz wątek karnawału w Rio de Janeiro w mojej powieści „Maść tygrysia”:

Brazylijczyków Matylda pokochała od pierwszego wejrzenia. Otwarci, serdeczni, rozmowni, chętni do pomocy, budzili jej sympatię. Skupisko wielu narodów, ras, typów ludzkich niejako w naturalny sposób zaakceptowało to, że ludzie są różni. Rozmowa w wydaniu brazylijskim charakteryzowała się tym, że nikomu nie przeszkadzała nieznajomość portugalskiego u rozmówczyni. Odzywali się do niej sprzedawcy, kelnerzy, taksówkarze, pokojówki – wyłącznie po portugalsku. Przejściowy efekt nierozumienia co do niej mówią był tylko drobnym i nic nieznaczącym epizodem. W końcu przecież kupowała, co było jej potrzebne, dostawała posiłki i była dowożona tam, gdzie chciała. Liczyły się intencje. Nagle cale niebo z minuty na minutę zrobiło się ciemnoszare, aby po chwili przybrać barwę ciemnogranatową. Wieżowce widoczne w oddali jakby straciły na ostrości, a z wiszących nad nimi chmur popłynęły niekończące się strugi deszczu. Zdecydowała szybko przebiec do hotelu.Deszcz był ciepły, dziwnie gęsty i jakoś inaczej mokry niż polski. Matylda zauważyła, że kontakt z brazylijską wodą był przyjemniejszy niż z polską. Z kranów leciała przyjazna woda, w której można było pluskać się bez końca, nie obawiając się wysuszenia skóry, podrażnienia chlorem lub innych dolegliwości. Duża wilgotność powietrza i miękka woda sprawiały, że skóra odżywała.

Transmisja z parady karnawałowej koło ósmej wieczorem. Dla Matyldy rozpoznającej dotychczas kilka podstawowych kolorów obejrzenie barwnego korowodu było osobliwą kuracją. Czuła się jak daltonistka, której przywrócono zdolność rozpoznawania barw. Zmasowany atak fantazyjnie zestawionych ze sobą odcieni kolory-stycznych był najmocniejszym wrażeniem, jakie wyniosła z wielogodzinnego oglądania parady. Nigdy wcześniej nie była świadoma, że istnieje tyle odcieni koloru złotego – zwykły złoty, płomienny złoty, kolor starego złota, żółtozłoty i wiele, wiele innych. Podobnie nie znała odpowiednich określeń dla koloru różowego w niekończących się jego odcieniach. Zielony mienił się tysiącem odmian, a fioletowy po prostu olśniewał. Migawki z karnawału pokazywane w polskiej telewizji sugero-wały, że jest to festiwal damskiej nagości. Tymczasem nagość była jego bardzo małym wycinkiem, w żadnym razie nie dominującym. Pokazywanie ciała takim jakie ono jest Brazylijczycy praktykowali nie tylko podczas karnawału, ale każdego dnia. Obszerne dekolty, odsło-nięte ramiona, brzuchy ozdobione biżuterią – to była normalność. Niektóre z tancerek hojnie pokazywały swe wdzięki, wśród których nie zabrakło brzucha ciężarnej czy nawet damy dojrzałej w latach. Poszczególne szkoły samby wystawiały pokaźne grupy tancerzy oraz olbrzymich rozmiarów platformy, które bogactwem kolorów, form i tętniącego życia przywodziły na myśl mieniącą się puszczę amazońską. Na platformach jechały kolejno żółwie, olbrzymie delfiny, konie wyskakujące z ognistych czeluści, krokodyle groźnie klapiące szczękami, złoty orzeł realistycznie poruszający głową i dziobem, lokomotywa ze złoconymi obrzeżami kominów. Zdawało się, że prezentowanym na platformach dziwom nie ma końca.Kostiumy tancerzy zdobiły pióra, rozległe suknie rozpięte na fisz-binach wirowały szeroko, frywolne gorsety i zbrojne naramienniki przyciągały uwagę publiczności. Fantazyjne żakiety miały niebywale szerokie rękawy, spod których wystawały kłębiące się w kilku warstwach ozdobne falbany z muślinu. Niektóre kostiumy mimo skromności materii jaką zużyto do ich produkcji prezentowały niespotykane fantazje kolorystyczne. Tancerze z uśmiechniętymi i rozbawionymi twarzami odsłaniali piękne, białe, zadbane zęby, niekiedy z aparaturą korygującą zgryz. Wszyscy tańczyli w zapamiętaniu, jakby zmęczenie było im zupełnie obce, mimo iż nadchodził poranek. Płynęli w oceanie rytmów i kolorów falami, które nie miały końca.Około siódmej rano trybuny sambodromu trochę się przerzedziły. Zaczynał się nowy dzień. Kamera pokazała z góry szerszy widok okolicy – na obrzeżach sambodromu mknęły samochody z ponurymi, bez cienia naturalnego uśmiechu biznesmenami w szaroburych garniturach skrojonych i uszytych na jedną modę. Wszyscy wyznawali tego samego boga i jechali zabiegać o jego względy. Bóg szaroburej umundurowanej armii facetów siedzących na tylnych siedzeniach limuzyn miał na imię Zysk .

Natomiast powiązania artystyczno-hipertensjologiczne przypominają mi jeszcze jedną historię gdy mojemu pacjentowi, który był muzykiem w Warszawskiej Operze Kameralnej zleciłam całodobowy pomiar ciśnienia krwi metodą Holtera. Pacjent chciał dowiedzieć się jak wysoko skacze mu ciśnienie krwi w okresach stresu. Ustaliliśmy, że największy stresem są przedstawienia premierowe i na dzień premiery założyliśmy mu aparaturę monitorującą ciśnienie krwi. Następnego dnia pacjent wkracza do mojego gabinetu w poradni nadciśnieniowej, gdzie odbywa się taki dialog:

– Pani doktor, najgorsze były przerwy! -oznajmia.

– Nie bardzo rozumiem, proszę o bliższe szczegóły – odpowiadam.

- No przerwy w partyturze, wtedy jest cisza na sali, a tu nagle włącza się moje urządzenie do pomiaru ciśnienia i warcząc pompuje mankiet… przyciskałem i zasłaniałem to urządzenie ręką, ale chyba niewiele pomogło.

Faktycznie, skoki RR były duże i odzwierciedlały jak stresujące były to chwile. Badanie trzeba była powtórzyć w okresie poza premierą teatralną.

Krystyna Knypl

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2579-teoria-mozaikowa-rozdzial-6-wnuk-rabina-z-polski

GdL 9/2023

 

Teoria mozaikowa. Rozdział 3. Stolica jest tylko jedna?

Poprzedni odcinek

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2575-teoria-mozaikowa-rozdzial-2-dlaczego-hipertensjologia-i-co-z-tego-wyniklo

Rozdział 3. Stolica jest tylko jedna?

Stolicą współczesnej hipertensjologii jest Mediolan – miasto uniwersyteckie na północy Włoch, o wielowiekowej tradycji, szczycące się wspaniałymi zabytkami architektury oraz malarstwa, a także słynną operą La Scala. Mediolan jest od wielu wieków miastem artystycznych i intelektualnych wydarzeń, nic więc dziwnego, że tam właśnie powstało w 1983 roku European Society of Hypertension (ESH).

Mediolan Duomo660

Mediolan z widokiem na katedrę  Duomo

Jednak gdy dokładnie przeanalizuje się koleje badań związanych z nadciśnieniem tętniczym, to okazuje się, że starszą niż ESH organizacją jest International Society of Hypertension (ISH), które zorganizowało pierwszą konferencję naukową poświęconą nadciśnieniu tętniczemu Symposium on renal hypertension w dniach 5-7 października 1966 roku w Cleveland Clinic. Na spotkanie zaproszono 66 badaczy z krajów zajmujących się nadciśnieniem naczyniowo-nerkowym, którzy przedstawili swoje referaty.

Symposium on renal hypertension 1966 660

Pierwsze sympozjum naukowe poświęcone nadciśnieniu tętniczemu (5-7 października 1966 r.)

o pierwszym sympozjum660

O pierwszym sympozjum na temat nadciśnienia

Inspiratorem i organizatorem konferencji w Cleveland był Irvine Heinly Page, którego powinniśmy uważać za ojca chrzestnego światowej hipertensjologii.

page i h large

Irvine H. Page

W dalszych latach stworzył on teorię mozaikową patogenezy nadciśnienia tętniczego, która ma też symboliczne zastosowanie w odniesieniu do miejsc ważnych dla rozwoju hipertensjologii.

Kwestia ojcostwa jest złożonym zagadnieniem, opisywana bywa z użyciem różnych pojęć – określenie „founding fathers”, czyli „ojcowie założyciele” bywa używane w odniesieniu do historii Stanów Zjednoczonych. W czasach gdy powstają prawne regulacje dopuszczające stworzenie dziecka z wykorzystaniem materiału genetycznego pochodzącego od trojga osób, termin „ojcowie założyciele” traci na wyłączności odnoszącej się do zjawisk historycznych.

Tymczasem powiedzenie „matka jest tylko jedna” nadal w swej klasycznej formie zachowuje aktualność. No i last but not least termin „ojciec chrzestny” brzmi filmowo, sympatycznie i symbolicznie, natomiast „ojcowie chrzestni” – zdecydowanie dziwnie…

Osiągnięcia naukowe Irvine’a H. Page’a są bardzo duże – otrzymał wiele prestiżowych nagród, był prezesem American Heart Association w latach 1955-56, a także znacząco przyczynił się do powstania The National Foundation for High Blood Pressure Research of the American Heart Association.

Dr. Irvine Page and Lab Tech 1960s A3112660

Dr Irvine H. Page (z prawej)

Wyrazem jego popularności w Stanach Zjednoczonych był też to, iż w 1955 roku znalazł się na okładce magazynu „Time” (http://content.time.com/time/covers/0,16641,19551031,00.html).

Wszyscy od dawna znamy mozaikę Page’a ilustrującą patogenezę nadciśnienia tętniczego, ale dopiero dokładniejsze studia nad historią hipertensjologii prowadzą do poznania szczegółów o tej ciekawej figurze fizjologiczno-geometrycznej.

31dqzWHI4GL. SX331 BO1204203200

Odkrywanie historii przynosi jeszcze jedną nie mniej ciekawą informację – Irvine H. Page jest współodkrywcą serotoniny, potocznie nazywanej hormonem szczęścia. Odkrycia dokonali w 1948 roku M.M. Rapport, A.A. Green oraz I.H. Page i opisali je w artykule Serum Vasoconstrictor, Serotonin; Isolation and Characterization na łamach „Journal of Biochemical Chemistry”.

Podsumowanie swoich badań nad nadciśnieniem Irvine H. Page zawarł w książce Hypertension Research: A Memoir, 1920-60. Książka jest dostępna na www.amazon.com w zawrotnej cenie od 669,47 do 1626,31 dolarów – jedynie tajemnice powstawania hormonu szczęścia wyjawione przez jednego z jego odkrywców usprawiedliwiają te zawrotne kwoty!

ISH presidents660

Przewodniczący ISH

Włoscy mistrzowie hipertensjologii

Z czasem europejscy hipertensjolodzy uznali, że powinni samodzielnie organizować konferencje na naszym kontynencie. Pierwsze spotkanie odbyło się w Mediolanie, w dniach od 29 maja do 1 czerwca 1983 roku w historycznych murach uniwersytetu Ospedale Maggiore. Uniwersytet ten ufundował w XV wieku Francesco Sforza, książę Mediolanu.

Mediolan img707660

Dziedziniec Uniwersytetu w Mediolanie

Przewodniczącym komitetu naukowego konferencji był Alberto Zanchetti, sekretarzem Giuseppe Mancia. Przyjechało 990 uczestników z 40 krajów, nadesłali oni 494 doniesienia do prezentacji.

DSC 3391200

Prof. Alberto Zanchetti

Druga z kolei konferencja odbyła się również w Mediolanie, w dniach 9-12 czerwca 1985 roku – 1300 uczestników z 42 krajów nadesłało 593 doniesień naukowych. Kolejna konferencja w Mediolanie (14-17 czerwca 1987 r.) zgromadziła 1800 osób, które nadesłały 638 doniesień z 45 krajów. W roku 1989 liczba uczestników konferencji poświęconej nadciśnieniu tętniczemu wzrosła do 2500 z 51 krajów.

Prof. Alberto Zanchetti studiował medycynę na Uniwersytecie w Parmie. Z tego okresu datują się początki jego zamiłowania do opery. Był przyjacielem i lekarzem wielu światowej sławy śpiewaków operowych. Pasja zaowocowała pięknymi występami słynnych solistów operowych oraz chóru La Scalla podczas uroczystości otwarcia kongresów ESH w Mediolanie.

Jego mistrzami w medycynie było dwóch wybitnych włoskich lekarzy: prof. Giuseppe Moruzzi, neurofizjolog z Instytutu Fizjologii Człowieka Uniwersytetu Medycznego w Padwie i prof. Cesare Bartorelli z Instytutu Patologii Uniwersytetu Medycznego w Sienie.

W początkach swej kariery medycznej był prof. Alberto Zanchetti stypendystą Fundacji Rockefellera, odbył staż w Oregon School of Medicine, jednak miastem, z którym związał się na stałe, był Mediolan, gdzie mieszkał od 1967 roku w pięknym studio przy Via Caradosso z widokiem na bazylikę Santa Maria delle Grazie (https://pl.wikipedia.org/wiki/Santa_Maria_delle_Grazie), w której znajduje się malowidło ścienne Leonardo da Vinci Ostatnia wieczerza.

Ultima Cena Da Vinci 5660

We wczesnych latach zajmował się badaniami nad sympatektomią lędźwiową oraz wdrażanymi wówczas lekami blokującymi zwoje autonomiczne, jak hexametonium. Dalsze jego badania dotyczyły nadciśnienia białego fartucha, pomiarów dobowych ciśnienia krwi i wielu innych zagadnień.

„European Journal of Clinical Investigation” umieściło prof. Alberto Zanchettiego na liście sześciu najbardziej wpływowych włoskich naukowców na świecie.

Gdansk MANCIA GUIDELINES 758x1024500

Prof. Giuseppe Mancia podczas wykładu na konferencji PTNT w Gdańsku (2019)

Z kolei Carrara jest rodzinnym miastem prof. Giuseppe Mancii, który urodził się w 1940 roku, studia lekarskie ukończył w 1964 roku w Sienie, specjalizację z kardiologii uzyskał w 1968 r., a doktorat w 1970 r. W latach 1972-74 był stypendystą National Institutes of Health Public Health Service oraz Mayo Clinic (1972-75). Od 1986 roku profesor pracował na Uniwersytecie w Mediolanie.

Początki hipertensjologii w Polsce

Podobnie długim stażem jak International Society of Hypertenion może pochwalić się Poradnia dla Chorych z Nadciśnieniem Tętniczym, która powstała w 1968 roku w Warszawie jako jedna ze struktur Państwowego Szpitala Klinicznego nr 1.

Nowogrodzka 59 pod gorke660

Państwowy Szpital Kliniczny PSK nr 1, ul. Nowogrodzka 59, albo wyboista droga hipertensjologii

Poradnia nadcisnieniowa tabliczka 2

Tabliczka pierwszej w Polsce Poradni dla Chorych z Nadciśnieniem Tętniczym wskazuje, że była to structure non affiliated to hospital department  i tego się trzymajmy ;)

W 1986 roku poradnia została przeniesiona do Centralnego Szpitala Klinicznego nr 1 przy ulicy Banacha.

CSK ul Banacha KiK1987660

Centralny Szpital Kliniczny nr 1 przy ul. Banacha 1a w Warszawie (lata 80-te)

Z kolei początki badań naukowych nad nadciśnieniem tętniczym związane są z ośrodkami w Gdańsku i Warszawie. Zdobywano doświadczenie kliniczne oraz budowano bazę diagnostyczną, a podsumowanie zdobywanych doświadczeń przedstawiano na konferencjach naukowych oraz w publikacjach krajowych i zagranicznych.

Sekcja Nadciśnieniowa Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego w dniach 18 -19 października 1980 roku zorganizowała w Gdańsku sympozjum Hemodynamika w nadciśnieniu tętniczym.

Z kolei początki badań naukowych nad nadciśnieniem tętniczym związane są z ośrodkami w Gdańsku oraz Warszawie. Zdobywano doświadczenie kliniczne oraz budowano bazę diagnostyczną, a podsumowanie zdobywanych doświadczeń przedstawiano na konferencjach naukowych oraz w publikacjach krajowych i zagranicznych.


Program pierwszej polskiej konferencji poświęconej nadciśnieniu tętniczemu

Gdańsk 1980 rok

Przewodniczącym Komitetu Naukowego był prof. Marek Sznajderman, który był wówczas przewodniczącym Sekcji Nadciśnieniowej Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Natomiast przewodniczącą komitetu organizacyjnego była prof. Barbara Krupa – Wojciechowska. W 1987 roku powstało Polskie Towarzystwo Nadciśnienia Tętniczego..

Prof. Barbara Krupa - Wojciechowska

sznajderman IMG 20200820 400

Prof. Marek Sznajderman

Przewodniczącym Komitetu Naukowego był prof. Marek Sznajderman, wówczas przewodniczący Sekcji Nadciśnieniowej Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Przewodniczącą komitetu organizacyjnego była prof. Barbara Krupa-Wojciechowska. W 1987 roku powstało Polskie Towarzystwo Nadciśnienia Tętniczego.

Mile wspominam wspólne śniadanie hotelowe z prof. Barbarą Krupą-Wojciechowską w Goeteborgu podczas kongresu ESH. Bezpośrednia i z poczuciem humoru osoba. Z kolei u prof. Marka Sznajdermana zdawałam egzamin z chorób wewnętrznych po V roku AM oraz współpracowałam z nim w okresie pracy w PSK nr 1.

Od 1981 roku do 1999 roku, czyli przez 18 lat pracowałam w Poradni dla Chorych z Nadciśnieniem Tętniczym. Wiek 18 lat jest uważany za pełnoletniość uprawniającą do opuszczenia rodzinnego gniazda i rozpoczęcia życia na własny rachunek. Tak też się stało z moją karierą hipertensjologiczną, którą po 18 latach pracy w poradni zamieniłam na tzw. drugą karierę, kierując się ku dziennikarstwu medycznemu. Samodzielność robi dobrze wszystkim, nie tylko w życiu osobistym, ale także na drodze kariery zawodowej.

Ważnym elementem w mojej edukacji hipertensjologicznej były kongresy naukowe. W ramach samodzielnej egzystencji zawodowej 10 czerwca 1999 roku wyruszyłam na kongres European Society of Hypertension do Mediolanu. To był i nadal pozostaje pamiętny dzień. W Gujanie Francuskiej 10 czerwca jest obchodzone Święto Zniesienia Niewolnictwa, ja także celebruję to święto.

Bywałam na kongresach hipertensjologicznych jako uczestniczka, współautorka doniesień naukowych, mentorka młodszych kolegów oraz akredytowany dziennikarz medyczny.

 Współautorka doniesienia Acute pressor and humoral effects of smoking in patients with essential hypertension and in normotensive subjects zaprezentowanego na Second European Meeting on Hypertension, Milan, 9-12th June, 1985, abstract 250.

♦ Mediolan ESH 1999 – jako uczestniczka

♦ Goeteborg ESH 2000 – jako uczestniczka

♦ Mediolan ESH 2001 – jako uczestniczka przedstawiająca doniesienia plakatowe oraz mentorka młodszego kolegi

♦ Praga ESH 2002 – jako uczestniczka

♦ Mediolan ESH 2003 – jako uczestniczka

♦ São Paulo ISH 2004 – jako uczestniczka przedstawiająca doniesienia plakatowe, otrzymałam travel grant

♦ Paryż 2004 – jako uczestniczka przedstawiająca doniesienia plakatowe oraz mentorka dwóch młodszych koleżanek

♦ Cancun ISH 2005 – jako uczestniczka przedstawiająca doniesienia plakatowe

♦ San Francisco 2005 – jako dziennikarz medyczny akredytowany na kongresie American Society of Hypertension

Krystyna Knypl

Następny rozdział
https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2577-teoria-mozaikowa-rozdzial-4-hipertensjolog-i-baletnica

GdL 9/2023

Teoria mozaikowa. Rozdział 2. Dlaczego hipertensjologia i co z tego wynikło?

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2574-teoria-mozaikowa-rozdzial-1-podroz-szlakiem-wspomnien 

Rozdział 2. Dlaczego hipertensjologia i co z tego wynikło?

Do hipertensjologii skręciłam z powodu macierzyństwa. Dzięki pracy w poradni nadciśnieniowej nie musiałam dyżurować na oddziale i mogłam całodobowo oddawać się byciu Matką Polką.

Matka i córka

Literacki opis tej decyzji zawarłam  powieści „Anatomia na szpilkach” :

Wspomnienie Poradni Chorób Nijakich

Nie ma większego huraganu w życiu kobiety niż macierzyństwo. Nie ma takiej kariery która by nie zbladła i zmalała wobec wyzwań, przed którymi stawała każda matka nowo urodzonego dziecka. Matylda Przekora podążając zgodnie z odwiecznymi prawami natury uznała, że macierzyństwo jest ważniejsze od każdej kariery naukowej i zdrowia wszystkich bywalców oddziału chorób wszelakich.

Z chwilą gdy została matką Maniuli postanowiła udać się na trzyletni urlop wychowawczy. Decyzja ta została uznana przez sfery szpitalne za niebywale ekstrawagancką.

– Nikt cię nie będzie znał – wieszczyły dwórki z najbliższej świty ordynatora Władysława Wielkosza, szefa Kliniki Chorób Wszelakich w Wielkim Mieście.

Ordynator Wielkosz wahadełkiem radiestetycznym bada przydatność asystenta do wiernej i długoletniej służby

Źródło: https://en.wikipedia.org/wiki/Professor_Calculus

– Jakoś to przeżyję – odpowiadała dr Matylda Przekora, kobieta niepokorna i dociekliwa, osobowościowo element obcy w dworze gnących się w ukłonach pochlebców kicających dookoła ordynatora.

– Oderwana od szpitala zgłupiejesz i będzie umiała tylko ugotować zupę – prorokowała jedna z wiernych służek ordynatora.

– Ważne, że nie umrę z głodu, a co do reszty to zobaczymy, dajcie mi szansę zaryzykować i postawić na coś innego niż dreptanie za ordynatorem na obchodach i wystawanie w jego sekretariacie w oczekiwaniu na łaskawe przyjęcie w gabinecie – odpowiedziała Matylda.

Reakcja ordynatora na wiadomość, że Matylda Przekora udaje się na długi urlop wychowawczy ; )

Źródło: https://en.wikipedia.org/wiki/Professor_Calculus

Ta zuchwała i wcześniej przez żadną z asystentek nie podejmowana decyzja oznaczała w istocie, że Matylda przestała być jednym z elementów wspaniałego otoczenia ordynatora, słynnego uzdrowiciela chorych i pocieszyciela strapionych.

Najstarsi ludzie w szpitalu nie pamiętali tak zuchwałej decyzji! 

Źródło:

https://en.wikipedia.org/wiki/Absent-minded_professor#/media/File:Lindroth_The_Absent-minded_Professor.jpg

Matylda w dworskiej społeczności stanowiła element niewielkich rozmiarów, raczej lokujący się na jego obwodzie, nigdy nie wyznaczany do awansów, wyjazdów zagranicznych, nagród finansowych, kariery naukowej wyższego szczebla. Nie zasługiwała na te dobra więc trudno aby ordynator przydzielał je osobie, której z definicji się nie należały! Przedstawmy jej niedoskonałą osobowość z wykorzystaniem jakże modnych obecnie hashtagów.

# Czy Matylda odwiozła kiedykolwiek ordynatora samochodem z pracy do domu? Nigdy! Nie dość tego nie miała nawet prawa jazdy i co oczywiste samochodu.

# Czy można ją było prosić o zrobienie przeźroczy dzień przed wykładem? W żadnym wypadku!

# Czy patrzyła ordynatorowi z uwielbieniem w oczy? Ani razu nie posłała mu spojrzenia pełnego uwielbienia z dołączonym wydłużonym westchnięciem poruszającym cząsteczki powietrza z pęcherzyków płucnych trzeciorzędowych.

Wobec tak zaawansowanych braków w osobowości i potencjale asystenckim decyzje ordynatora o nieprzydzielaniu jej czegokolwiek atrakcyjnego były oczywiste i zasłużone! Asystent to jest ktoś kto powinien ordynatorowi asystować i kicać dookoła niego na dwóch łapkach, a nie dyskutować z podawaniem cytatów z najnowszego piśmiennictwa naukowego, dociekać niepotrzebnych szczegółów tak delikatnych jak na przykład komu wypłacono pieniądze za prace zlecone wykonane przez Matyldę. Taka nieprzyjemnie dociekliwa jednostka powinna zrozumieć, że powściągliwość emocjonalna jest dla wspinania się po drabinie klinicznej kariery umiejętnością podstawową.

Co więcej postanowiła po trzyletnim urlopie wychowawczym przenieść się z oddziału chorób wszelakich do poradni chorób nijakich dzięki czemu nie musiała pełnić całodobowych dyżurów lekarskich na oddziale szpitalnym. Mogła spokojnie odprowadzać Maniulę do szkoły, odbierać jak po lekcjach, odpowiadać na wszystkie zadawane przez córkę pytania, czuwać nad jej zdrowiem rozwojem.

Z powodu kolekcji wspomnianych wyżej nieciekawych cech osobowości, z którymi przychodziło ordynatorowi obcować przez wiele lat, prośba Matyldy o przeniesienie do poradni chorób nijakich została przez ordynatora zaakceptowana z nieskrywaną radością. Stosowne dokumenty podpisane zostały autografem z zamaszystym ogonem, który mógł być odczytany przez znawcę symboli graficznych tylko w jeden sposób ja, Władysław Wielkosz tu rządzę i nikt inny.

Czas płynął i wszystko zmieniało się w Wielkim Mieście, a nowe trendy objęły także służbę zdrowia. Oddział chorób wszelakich przeniósł się do nowego centrum medycznego wybudowanego na obrzeżach miasta, natomiast poradnia chorób nijakich zawisła w niezdefiniowanym niebycie. Pewnie tkwiła by do dziś, gdyby dyrekcja szpitala nie zażądała dołączenia poradni do struktur oddziału, licząc na wyższe kontrakty w związku z nadciągającymi zmianami restrukturyzacyjnymi. Odległość czterech gmachów między poradnią a oddziałem chorób wszelakich tworzyła nowy, dość bezkolizyjny byt.

Po kilku latach niemrawych zmian w służbie zdrowia nadszedł huragan organizacyjno – koncepcyjny. Pacjenci stali się klientami, za którymi szły pieniądze… Wprawdzie nikt tych pieniędzy tak ulokowanych na własne oczy nie widział, ale skoro wszyscy o tym mówili to coś musiało być na rzeczy. Profesor Władysław Wielkosz przeszedł na emeryturę, schedę po nim przejął prof. Antoni Przecientny, utalentowany biznesowo zwycięzca konkursu na następcę.

Antoni szybko dokonał biznesowej restrukturyzacji przychodni i Matylda wypadła za burtę wspaniałego żaglowca MS „Choroby Wszelakie” pływającego po morzach i oceanach wiedzy klinicznej wraz z towarzyszącym mu małym jachtem „Choroby Nijakie”.

Wypadnięcie za burtę groziło zderzeniem z delfinami medycyny ; )

Źródło:https://en.wikipedia.org/wiki/Red_Rackham%27s_Treasure#/media/File:The_Adventures_of_Tintin_-_12_-_Red_Rackham’s_Treasure.jpg

Matylda po pierwszej chwili oszołomienia złapała oddech, dopłynęła do widniejącego na horyzoncie brzegu i rozejrzała się dookoła. W zasięgu wzroku nie było widać nikogo znajomego ani znanego. Gdzieś w oddali majaczyła sylwetka jakby znanego żaglowca, który zmierzał w tylko sobie znanym kierunku oddalając się od lądu na który los przemian wyrzucił Matyldę. Rozejrzała się dookoła, w prawo i w lewo – nie było obok niej nikogo.

– A więc jestem sama w takim położeniu… tylko ja i nikogo więcej dookoła. A to dopiero historia! – ostrożnie analizowała swój stan fizyczny i psychiczny po tym w sumie nieoczekiwanym zakręcie życiowym.

-Kim ja teraz jestem? Co mogę robić? Co znaczę we wszechświecie medycznym? Wiele pytań i żadnej znanej odpowiedzi. Mogła równie dobrze nazywać się dr Matylda Nikt – Proszalska, wszak już nie była jedną z tej słynnej w całym Wielkim Mieście drużyny ordynatora, zasiadającej na medycznym Olimpie. Nawet nie mogę do nikogo zadzwonić, bo i tak nikt nie odbierze ode mnie telefonu.

To co odczuwała było uczuciem do tej pory nikomu nieznanymi z kręgu jej znajomych. Jak można było opisać odczucia Matyldy? Otóż nasza bohaterka odczuwała ból czterech liter większy niż owe litery połączony z chorobą określaną przez lekarzy tajemniczym kryptonimem ZBCC, ale to była to w zasadzie przypadłość zarezerwowana dla pacjentów.

Na wszelkie dotkliwie obite miejsca medycyna ludowa zalecała okłady ze sparzonych liści kapusty naprzemiennie z zimnymi opatrunkami z lodu. Trudno jednak było do końca życia leżeć z kapustą rozłożoną na mięśniach pośladkowych. Potrzebna była inna kuracja.

Matylda instynktownie czuła, że zmiana liści kapusty na inne warzywo nie gwarantowało pomyślnego przebiegu kuracji. Pierwszym elementem kuracji było stwierdzenie: trzeba podnieść się i wrócić do realnego świata. Pierwsze spostrzeżenie jakie poczyniła po powrocie brzmiało: to był świat w zupełnie nowym stylu.

Przejście z pracy na oddziale szpitalnymi do poradni poza zmianami w środowiskowym wizerunku dawało różne zauważone dopiero  z upływem czasu korzyści zdrowotne. Badania laboratoryjne na szczurach i myszach wykazują, że zaburzenia snu powodują u nich uszkodzenie DNA. Zwierzęta laboratoryjna zamknięte dla dobra nauki w klatkach, pozbawione możliwości snu doznawały uszkodzenia DNA. Takie zmiany wykazało wiele doniesień naukowych. Po raz pierwszy wykazano, że zamknięcie lekarzy w klatce 24 godzinnych dyżurów także powoduje uszkodzenie DNA, zmniejszają się antyoksydacyjne możliwości osocza, a stąd już prosta droga do zawałów serca, udarów mózgu, zaburzenia funkcji poznawczych w starszych latach….

Pisze o tym V. Cheung i wsp. w doniesieniu „The effect of sleep deprivation and disruption on DNA damage and health of doctors”

https://onlinelibrary.wiley.com/doi/full/10.1111/anae.14533

W czasach mojej lekarskiej młodości krążyła taka urban legend o pewnym chirurgu: gdy przyjmował nad ranem kolejnego pacjenta wymagającego wykonania zabiegu operacyjnego w krótkim czasie, lecz nie natychmiastowym, przychodził do pacjenta i mówił tak: powinien być pan zoperowany w ciągu kilku godzin, ja operuję już 20 godzin i mogę pana zacząć operować za chwilę. Musi pan wiedzieć, że o 8:00 rano przyjdą moi koledzy, którzy będą wyspani oraz wypoczęci, oni też mogą pana zoperować. Przez kogo chce pan być operowany?
Wszyscy pacjenci woleli być operowani przez wyspanych chirurgów…

Pamiątkowy t-shirt z kongresu International Society of Hypertension w Sao Paulo

Jak piszą autorzy opracowania European Society of Hypertension Past, Present and Future, piękno badań nad nadciśnieniem tętniczym polega na tym, że obejmuje ono prawie całe spektrum interny, a także pozwala lepiej zrozumieć duże obszary neurologii, nefrologii, endokrynologii, diabetologii i innych specjalności. Z tego powodu zarówno badania naukowe, jak i praktykę kliniczną oraz edukację lekarzy należy postrzegać szeroko, zagadnienia bowiem związane z nadciśnieniem nie ograniczają się do odczytania wyniku pomiaru ciśnienia krwi. Teza ta znajduje odzwierciedlenie w tematyce także moich doniesień naukowych.

T-shirt z Tintinem kupiony na lotnisku w Brukseli podczas ostatniej podróży w charakterze dziennikarza akredytowanego przez EU w 2019 roku

Krystyna Knypl

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2576-teoria-mozaikowa-rozdzial-3-stolica-jest-tylko-jedna

GdL 9/2023

Teoria mozaikowa. Rozdział 1. Podróż szlakiem wspomnień

Krystyna Knypl

Rozdział 1. Podróż szlakiem wspomnień

Mozaika jest obrazem artystycznym lub projektem wykonanym z dowolnych materiałów połączonych ze sobą. Materiałem w tej książce są wspomnienia ułożone w mozaikę, które łączy wspólne hasło nadciśnienie tętnicze. Złożoną patogenezę tej choroby tłumaczy teoria mozaikowa stworzona przez Irvine Page’a.

Ruszam więc szlakiem wspomnień w podróż eksperymentalną, rozpoczynam ją 13 marca 2020 – jest to nie tylko dzień moich imienin ale także początek nowych przepisów dotyczących życia publicznego.
Przed ponad 9 laty na moim fotoblogu Modne Diagnozy napisałam felieton o podróżach eksperymentalnych:

Jak wiadomo podróże dzielą się na realne, wirtualne oraz eksperymentalne. Dotychczas opisano czterdzieści rodzajów podróży eksperymentalnych. Te ostatnie mają w sobie pewien minimalistyczny klimat, który znajdzie uznanie osób mających ograniczony budżet. Możemy opuścić dom, jednak nie opuszczając miasta. Taka podróż jest zalecana dla podróżników mogących pozwolić sobie na wydatek kilkudziesięciu złotych.

Eksperymentalny podróżnik Alex Landrigan informuje, że podczas takiej podróży testujemy hipotezę badawczą, która brzmi:

przyjemność podróżowania jest możliwa bez opuszczania domu na dłużej

Do odbycia podróży niezbędne jest zarezerwowanie miejsca noclegowego w hostelu, zakup przewodnika po mieście, w którym mieszkasz oraz mapy tego miasta. Konieczny jest oczywiście strój turystyczny. Kurtka, odpowiednie buty, naszyjnik z koralików rodem z Bali, aparat fotograficzny, plecak uczynią cię rasowym uczestnikiem takiej wyprawy.

Kurtka podróżnika może tak wyglądać

Metodologia podróży według Alexa Landrigana jest następująca: po pierwsze poproś kogoś bliskiego, aby podrzucił cię na lotnisko. Stamtąd złap najtańszy środek transportu i dojedź do zarezerwowanego hostelu. Po zameldowaniu się w hostelu spędź czas na zwiedzaniu miasta, życiu towarzyskim z innymi backpackerami, spożywaniu typowych posiłków takich jak pizza, piwo, orzeszki, krakersy. Surfuj dużo po internecie, rób zdjęcia, także nowo poznanych backpakersów, żebyś miał potem co pokazać na fotoblogu. Rano zjedz śniadanie składające się z kawy, chleba tostowego oraz dżemu.
Uważaj na swój budżet i nie rozrzucaj pieniędzy jak to czasem może ci się zdarzać w weekend, kiedy nie jesteś backpakerem. Gdy już weekend zbliży się do końca, pojedź na lotnisko transportem miejskim, skąd powinna odebrać Cię stęskniona rodzina.

Tego rodzaju podróż eksperymentalna jest świetnym sposobem na zaprzyjaźnienie się z ludźmi z całego świata, sfotografowaniem się z nowymi przyjaciółmi, oderwaniem od rutyny dnia codziennego przy naprawdę niewielkim budżecie.
Inny model proponuje Rachael Anthony – jest to podróż do ostatniego przystanku. Hipoteza badawcza tego rodzaju podróży eksperymentalnej brzmi:
Poznaj świat ostatniego przystanku

Plac Narutowicza zimą przed kilku laty gdy odbywałam podróż do ostatniego przystanku

Metoda polega na podróży pociągiem, promem, autobusem miejskim lub tramwajem w ostateczności gdy inne środki lokomocji odpadają z jakichś względów.

Wsiądź do pociągu byle jakiego i jedź do końca trasy. Jeśli to możliwe, wynajmij tam pokój w hotelu i rozpocznij zwiedzanie najbliższej oraz dalszej okolicy. Dla zapewnienia sobie poczucia, że podróżujesz i masz sztywne obowiązki czasowe nastaw zegar na godzinę 5:30 i bohatersko wstań o tej porze. Niewyspanie jest wszak nieodłącznym elementem każdej podróży – bez alarmu ani rusz!

W oddali zanikająca cywilizacja…

Ostatni przystanek – czego by to nie był przystanek – kojarzy się z zanikającą cywilizacją. Dlatego Rachel radzi zabrać coś z minionej epoki cywilizacyjnej, na przykład aparat fotograficzny starego typu gdy jest to podróż miejska w zupełności flashpackersowi powinien wystarczyć. Może też być stara komórka i próba połączenia się z nią z miejsca docelowego. Postanowiłam odbyć na wzór Racheli podróż do ostatniego przystanku połączoną z realizacją wyzwania edukacyjnego. Przygotowania rozpoczęłam od wcześniejszego położenia się spać, abym miała kondycję w trudnym dniu podróży eksperymentalnej.
Wyspana zerwałam się punktualnie o 5:30. Spędziłam godzinkę na porządkowaniu komputera, bowiem nieużytkowany przez kilkanaście godzin zgromadził wyjątkowo obfitą korespondencję służbową.

Po jej uporządkowaniu zjadałam śniadanie, spakowałam plecak i o 8:10 udałam się na przystanek tramwajowy przy placu Narutowicza, w pobliżu którego mieszkam. Okolica placu już sama w sobie mogła być celem podróży, bowiem postawiono tam ohydne pomieszczenie o nazwie Le szalet w miejscu funkcjonującego tam w dawnych latach przybytku. Obecnie jest to miejsce sprzedaży piwa gromadzące licznie amatorów tego trunku, którzy po paru głębszych kiwając się na nogach komunikują się między sobą z użyciem niewyszukanej polszczyzny.

Rano lokal był jeszcze nieczynny, więc bez specjalnych komplikacji wsiadłam w tramwaj nr 1. Pojazd był nowoczesny, miał różne bajery wewnątrz i na zewnątrz. To, że jest mało wygodny dla pasażerów oraz niewiele osób do niego wchodzi nie miało na szczęście większego znaczenia, bo był to sobotni poranek.

Po paru minutach dojechałam do pętli przy ulicy  Banacha.

Po lewej stronie w obłokach porannej mgły majaczyły budynki placówki na co dzień skupiające świadczeniodawców oraz świadczeniobiorców usług zdrowotnych.

Placówka skupiająca świadczeniodawców i świadczeniobiorców

Pokonałam odcinek między pętlą Banacha a ulicę Trojdena przez egzotyczny teren chyba będący we władaniu wspomnianego świadczeniodawcy. Ponieważ oszroniona zimowa przyroda wyglądała bardzo fotogenicznie, pstryknęłam parę fotek.

Niespodziewanie odkryłam, że na budynku po prawej stronie są dwie duże mozaiki.

Podróże kształcą! – przekonałam się po raz kolejny. Dotarłam do ulicy, która okazała się ulicą Pawińskiego, a nie Trojdena, jak skłonna byłam przypuszczać – nonszalancko nie wydrukowałam sobie trasy z maps.google.com. Musiałam wiec zapytać o drogę, ale jak to zwykle jest, zapytana osoba nie umiała mi wskazać właściwego kierunku. Po paru minutach szczęśliwie dotarłam do miejsca mojej medycznej edukacji podyplomowej. Po chwili odebrałam sms od koleżanki, z którą byłam umówiona: Jestem, mam dla ciebie miejsce. Siedzę paracentralnie.

Co znaczy paracentralnie??? – pomyślałam i zaczęłam rozglądać się we wszystkich kierunkach. Przeleciałam wzrokiem całą salę, wymieniłam ukłony z licznie zgromadzonymi znajomymi. Po kwadransie lustrowania sali odnalazłam koleżankę. Faktycznie siedziała idealnie paracentralnie. A mogła siedzieć przecież nieco donosowo lub trochę przyskroniowo – pomyślałam ;)).

Teraz dodaję czterdziestą pierwszą odmianę podróży eksperymentalnych po wspomnieniach o hipertensjologii i okolicach.

Krystyna Knypl

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2575-teoria-mozaikowa-rozdzial-2-dlaczego-hipertensjologia-i-co-z-tego-wyniklo

GdL 9/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 25. Gazeta dla Lekarzy

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2559-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-24-dziadkowie-bez-granic

Rozdział 25. Gazeta dla Lekarzy

Gazeta dla Lekarzy istnieje od marca 2912 r. Jest pismem non profit, bez reklam, tworzonym przez lekarzy oraz ich rodziny (https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/statut).

GdL ostatni numer

 Na zdjęciu autorka w 1979 roku na urlopie w Jugosławii

Krystyna na czerwownym dywanie

Trzeba przymierzać się do spaceru na czerwonym dywanie ;)

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 24. Dziadkowie bez Granic

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2558-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-23-pora-na-restrukturyzacje-zawodowa

Krystyna Knypl

Rozdział 24. Dziadkowie bez Granic

Dziadkowie bez Granic

Dziadkowie bez Granic

Dziadkowie bez Granic https://www.youtube.com/watch?v=eJdOF6EkSLg

Algieria Krystyna

Algier

Dziadkowie bez Granic bagietka

Przyjęcie Bagietkowe by Dziadkowie bez Granic z okazji pierwszych urodzin Wnuka. 

Wyjazdy do Algierii 2 razy, do Paryża 11 razy

1.Wyjazd pierwszy: 23/06/2015. -  30/06/2015 ( 7dni) 

2.Wyjazd drugi: 16/09/ 2015 – 23/09/2015 ( 7 dni)

3.Wyjazd  trzeci: 03/11/2015. – 08/11/2015 ( 3 dni)

4.Wyjazd czwarty: 15/12/2015 – 26/12/2015 (11 dni)

5.Wyjazd piąty: 06/01/2016 -  20/01/2016 ( 14 dni)

6.Wyjazd szósty: 18/02/2016 – 06/03/2016 ( 16 dni)

7.Wyjazd siódmy: 26/05/2016 – 30/05/2016 ( 4 dni)

8.Wyjazd ósmy:19/08/2016 – 03/09/2016 ( 15 dni)

9.Wyjazd dziewiąty 11/04/2017 – 22/04/2017 (11 dni)

10.Wyjazd dziesiąty  14/10/ - 30/10/2017 ( 16 dni)

11.Wyjazd jedenasty  2/12/2017 – 17/12/207 ( 15 dni)

Paryż jest miastem o nieskończonej ilości urokliwych miejsc. Pewnego razu wybraliśmy się do 6 arr na zwiedzanie oraz zakupy. Jednym z naszych celów było obejrzenie restauracji słynnej Le Procope.

Paryż, 6 arr

Uroda okolicznych uliczek była bardzo fotogeniczna, wiele miejsc związanych z historią, sławnymi ludźmi ze świata literatury, filmu, teatru, a także polityki. Pierwszym miejscem na naszym szlaku  była kawiarnia "Les Deux Magots".

Kawiarnia Les Deux Magot

Nazwa kawiarni "Les Deux Magots" (tj. "dwie chińskie figury") pochodzi od szyldu sklepu z nowościami, który kiedyś znajdował się w tym samym miejscu. Założona w 1812 r. przy 23 rue de Buci, w 1873 r. została przeniesiona na Place St-Germain-des-Prés w celu rozbudowy. Świadectwem tego okresu są dwa posągi, które dziś zdobią pomieszczenie. W 1885 r. sklep został zastąpiony przez kawiarnię alkoholową, która zachowała tę samą nazwę. Spotykali się tam między innymi Verlaine, Rimbaud i Mallarmé. Kawiarnia zaczęła odgrywać ważną rolę w paryskim życiu kulturalnym, a w 1933 r., wraz z przyznaniem nagrody Prix des Deux Magots, potwierdziła swoje literackie powołanie.

Gośćmi kawiarni bywali Elsa Triolet, Louis Aragon, André Gide, Jean Giraudoux, Picasso, Fernand Léger, Prévert, Hemingway, surrealiści pod egidą André Bretona i egzystencjaliści z kręgu Jean Sartre'a i Simone Beauvoir.

Dziś, równie popularna, jedna z najstarszych kawiarni w Paryżu przyciąga osobistości ze świata sztuki i literatury, mody i polityki oraz turystów z całego świata!

Matylda przed Cafe Polidor

Jest to najstarsza paryska kawiarnia, otwarta w 1686 roku. Kawiarnia także znana z tego, że bywali w niej słynni twórcy tacy jak Ernest Hemingway a także Francis (nomen omen!) Scott Fitzgerald z żoną Zeldą. W jej wnętrzu nakręcono romantyczny widoeklip https://www.polidor.com/en/residente-filming-at-polidor

O historii restauracji czytamy na stronie: Polidor został otwarty jako sklep z serami i restauracja w 1845 roku. W 1890 r. właściciele zamknęli sklep, aby skupić się na restauracji. W XIX wieku Polidor był często odwiedzany przez artystów, takich jak poeta Germain Nouveau, który chwalił jego kuchnię. Szybko stał się popularnym miejscem spotkań artystów, studentów, intelektualistów i polityków z okolicznych dzielnic. Zarówno wtedy, jak i teraz, Le Polidor oferował prostą, dobrą kuchnię francuską, domową i niedrogą. Od ponad 175 lat jej stoliki goszczą studentów Sorbony, mieszkańców i gości dzielnicy.

Restauracja słynie również z tego, że była miejscem spotkań wielu artystów, a w szczególności zgromadzeń Collège of Pataphysique w latach 1948-1975. W Le Polidor jadali m.in. słynny pisarz i dramaturg Eugene Ionesco, reżyser René Clair, poeta Paul Valéry, powieściopisarz Boris Vian oraz odkrywca i intelektualista Paul Emile Victor. Polidor gościł Verlaine'a, Rimbauda, Jeana Jaurèsa, Jamesa Joyce'a, André Gide'a i Ernesta Hemingwaya. Hemingway, który mieszkał w pobliżu, wspomina kolacje w le Polidor z przyjaciółmi i ze swoją pierwszą żoną Hadley w "Ruchomej uczcie". W filmie "O północy w Paryżu" Woody Allen nakręcił spotkanie głównego bohatera z Ernestem Hemingwayem w Le Polidor.

Źródło:

https://www.polidor.com/en/our-story

Źródło ilustracji: https://en.wikipedia.org/wiki/Caf%C3%A9_Procope

Słynni goście Cafe Le Procope to Benjamin Franklin,  Voltaire, Danton (nieopodal jest jego pomnik)

Cafe Le Procope, widok od tyłu

Cafe Le Zinc Du 16

Spacerując po 6 arr Paryża można napotkać taki oto mix polityki i psychologii.

Z Place de Mexico w 6 arr jest ładny widok na wieżę Eiffla

 

Razem 119 dni = 14 tygodni = 4miesiące i jeden tydzień

Babcia z wozkiem

Babcia z wnukiem

Oran Royal hotel

Oran, Royal hotel

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2560-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-25-gazeta-dla-lekarzy

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 23. Pora na restrukturyzację zawodową

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2557-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-22-szkolenie-podyplomowe-ciagle

Krystyna Knypl

Rozdział 23. Musisz mierzyć wyżej

W odróżnieniu od pracy w zawodzie lekarza, w której konkretne daty wyznaczają poszczególne etapy kariery, w zawodzie dziennikarza z datami jest pewien problem. Niewątpliwie rok 2003, w którym
opublikowałam moją powieść "Maść Tygrysia, czyli powołanie do medycyny", może być uważany za datę mojego pisarskiego debiutu. Wydanie powieści było czym zupełnie innym niż pisanie artykułów naukowych.

MUsisz mierzyc wyzej

Musisz mierzyć wyżej!

Wydanie powieści było sporym wydarzeniem towarzyskim. Dyskutowano "who is who?" Na forum dla lekarzy wytypowano 29 kandydatur (w tym jedną kobietę!) na prototyp ordynatora Dablju- Dablju, co jest dowodem w kategorii EBM, że opisałam uniwersalny model. Powieść przeczytana po jakimś czasie zachęciła mnie do zmiany, także tytułu na "Życie po byciu lekarzem". W tym wydaniu ukazała się w nakładzie 1500 egzemplarzy. Trzecie wydanie "Maść tygrysia 3.0" ukazała się w nakładzie 20 egz. Byłam zmartwiona, że ciągle odczuwałam potrzebę ulepszania tekstu, ale zmartwienie minęło mi gdy przeczytałam, że Lew Tołstoj przepisał 7 razy gęsim piórem (!) "Wojnę i pokój".

Ciekawe dalsze moment w karierze dziennikarskiej to nawiązanie współpracy z wysokonakładową prasą kolorową oraz pisanie felietonów dla amerykańskiego/globalnego portalu dla lekarzy www.sermo.com . Dzięki tym pracodawcom zyskałam podwyżkę emerytury (wydawca prasy wysokonakładowej odprowadzał składki na ZUS) oraz pozycję międzynarodową. Należę do niewielkiej grupy Sermo community columnist, której felietony są często polecane w mailingu do Czytelników. Bliższe dane pod linkami:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1653-moje-aktywnosci-dziennikarskiej-w-roku-2021-podsumowanie

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1843-krystyna-knypl-aktywnosci-dziennikarskiej-w-roku-2022

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2189-krystyna-knypl-aktywnosci-dziennikarskie-w-2023-roku

Sympatycznym wyróżnieniem była publikacja mojego felietonu na portalu WHO/ONZ, który jest poświęcony zdrowemu starzeniu się .

WHO ONZ felieton

Obraz dziennikarskich osiągnięć dopełnia 15 akredytacji na konferencjach organizowanych przez struktury EU oraz akredytacja on lin na Forum ekonomicznym w Davos

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/nowosci/1207-swiatowego-forum-ekonomicznego-2021-czesc-1

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/nowosci/1208-obrady-swiatowego-forum-ekonomicznego-2021-czesc-2

 https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/nowosci/1206-swiatowe-forum-ekonomiczne-w-davos-na-osi-czasu

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2559-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-24-dziadkowie-bez-granic

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 22. Szkolenie podyplomowe ciągłe

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2556-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-21-medycyna-i-macierzynstwo

Krystyna Knypl

Rozdział 22. Szkolenie podyplomowe ciągłe

Każdy lekarz zobowiązany jest do ciągłego szkolenia  podyplomowego. Dysponujemy różnymi formami takiego szkolenia - kiedyś oś podziału była szkolenia krajowe v. szkolenia zagraniczne. Teraz mamy nową oś szkolenia on site v. szkolenia on line.

Moje pierwsze szkolenie zagraniczne to była 4 tygodniowa praktyka studencka w Rydze ( wówczas należącej do ZSRR). Wyjazdy na tzw. Zachód były trudno dostępne,  zarezerwowane dla nielicznych. Na etapie szpitalnym mojej kariery lekarskiej udało mi się odbyć kilkudniowe szkolenie z echokardiografii w Londynie oraz wygłosić w języku rosyjskim wykład w Nowosybirsku na konferencji "Tydzień Leków Polskich w Nowosybirsku" z racji wyłączności w dawnych latach na zajmowanie się echokardiografią oraz znajomość języka rosyjskiego.

Lata 90 przyniosły możliwość uczestniczenia w szkoleniach zagranicznych także dla szeregowych lekarzy. Znakomitym debiutem w tej dziedzinie było szkolenie zorganizowane przez Polskie Towarzystwo Badań nad Miażdżycą w Hammamet, w Tunezji.

Mediolan ja przy plakacie

Mój pierwszy kongres ESH w Mediolanie 1999 r.

Do kongresu przygotowałam się starannie, między innymi zaopatrując się w dwa eleganckie kostiumy (granatowy i zielony), które w niezmienionej formie służą mi do dziś.

Dziewczyny tancza jedno lato

W czasach PRL kongresy zagraniczne nie były dostępne dla szeregowych lekarzy, zmianę przyniosły lata 90-te. Siedząc w 1999 roku na pokładzie samolotu do Mediolanu (również tak jak ja pracującą w Poradni Nadciśnieniowej) powiedziałam do niej, że jest to historyczna chwila i teraz otwierają się dla nas drzwi do różnych kongresów i konferencji na całym świecie. Na moje słowa koleżanka odpowiedziała cytatem z piosenki, że dziewczyny tańczą jedno lato. Życie pokazało, że dalsze słowa piosenki a może dwa, a może trzy, nic nie poradzą chłopcy na to, że się dziewczynom śni. Chłopcy z wyższych szczebli drabiny akademickiej źle znosili obecność takich niezależnych dziewczyn na top-kongresach. W dalszych latach pojechałam jako akredytowany dziennikarz na kongres American Heart Association do Nowego Orleanu, na który przyjeżdża około 30 tysięcy uczestników z całego świata.  Wchodzę do  olbrzymiego centrum kongresowego i pierwsza  osoba która spotykam to jest pewien młody profesor, ma on ksywkę Wietnamski Uczony. Uczony na mój widok zagaja elegancko, pytając: A co Ty tu robisz???, Odpowiadam równie elegancko: To samo co ty, a ponadto mam konferencję prasową akredytowanych dziennikarzy.

Kruzganiki Mediolan

Pierwszy kongres ESH w Mediolanie odbył się w 1983 r.

Mediolan ja na dziedzincu

Krystyna na dziedzińcu Uniwersytetu Mediolańskiego, więcej pod linkiem

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1513-kongres-european-society-of-hypertension-w-mediolanie-1999

Mediolan 2001 ja

Kongres ESH w Mediolanie, mam dyżur przy plakacie

Sao Paulo ja prze hotelem

Sao Paulo, przed hotelem Parthenon Nacoes Unidas wybieram się na obrady kongresu Interamerican Society of Hypertension, na którym przedstawiała 3 doniesienia plakatowe

Dyplom ESH

Ukoronowaniem moich aktywności w dziedzinie hipertensjologii jest dyplom specjalisty European Society of Hypertension

 

aa2

Kongres American Heart Association 2007, Orlando

Chicago Krystyna

ASCO, Chicago 2012 r.

Notable achievments

ASCO, Chicago 20

Drugie ważne osiągnięcie to dyplom uznania World Hypertension League za promocję diety na poziomie krajowym

Madryt 2017,  konferencja EU o zagrożeniach dla zdrowia publicznego

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2558-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-23-pora-na-restrukturyzacje-zawod owa

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 21. Medycyna i macierzyństwo

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2555-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-20-ach-co-to-byl-za-slub

Rozdział 21. Medycyna i macierzyństwo

Nie ma większego huraganu w życiu kobiety niż macierzyństwo. Nie ma takiej kariery, która by nie zbladła i nie zmalała wobec wyzwań, przed którymi staje każda matka nowo narodzonego dziecka.

Mima w ciąży

Matylda dostojnym krokiem, jakim powinna spacerować  Matka Polka  przemierza ulicę Filtrową

Matylda Przekora, podążając zgodnie z odwiecznymi prawami natury, uznała, że macierzyństwo jest ważniejsze od każdej kariery naukowej i zdrowia wszystkich bywalców Oddziału Chorób Wszelakich.

Huragan macierzynstwa 2

Z chwilą gdy została matką Maniuli, postanowiła udać się na czteroletni urlop wychowawczy. Decyzja ta została uznana przez sfery szpitalne za niebywale ekstrawagancką.

– Nikt cię nie będzie znał – wieszczyły dwórki z najbliższej świty ordynatora Władysława Wielkosza, szefa Kliniki Chorób Wszelakich w Wielkim Mieście.

– Jakoś to przeżyję – odpowiadała dr Matylda Przekora, kobieta niepokorna i dociekliwa, osobowościowo element obcy w dworze gnących się w ukłonach pochlebców i kicających dookoła ordynatora.

– Oderwana od szpitala zgłupiejesz i tylko będziesz umiała zupę ugotować– prorokowała jedna z wiernych służek ordynatora.

– Ważne, że nie umrę z głodu, a co do reszty, to zobaczymy, dajcie mi szansę zaryzykować i postawić na coś innego niż dreptanie za ordynatorem na obchodach i wystawanie w jego sekretariacie w oczekiwaniu na łaskawe przyjęcie w gabinecie – odpowiedziała Matylda.

Ta zuchwała i wcześniej przez żadną z asystentek niepodejmowana decyzja oznaczała w istocie, że Matylda przestała być jednym z elementów wspaniałego otoczenia ordynatora, słynnego uzdrowiciela chorych i pocieszyciela strapionych.

Mima w Łpach w zielonej sukience


Matylda stanowiła w dworskiej społeczności element niewielkich rozmiarów, raczej lokujący się na jego obwodzie, nigdy niewyznaczany do awansów, wyjazdów zagranicznych, nagród finansowych, kariery naukowej wyższego szczebla. Nie zasługiwała na te dobra, więc trudno aby ordynator przydzielał je osobie, której z definicji się nie należały! Przedstawmy jej niedoskonałą osobowość z wykorzystaniem jakże modnych obecnie hasztagów.

# Czy Matylda odwiozła kiedykolwiek ordynatora samochodem z pracy do domu? Nigdy! Nie dość tego, nie miała nawet prawa jazdy i co oczywiste, samochodu.

# Czy można ją było prosić o zrobienie przeźroczy dzień przed wykładem? W żadnym wypadku!

# Czy patrzyła ordynatorowi z uwielbieniem w oczy? Ani razu nie posłała mu spojrzenia pełnego uwielbienia z dołączonym wydłużonym westchnięciem poruszającym cząsteczki powietrza z pęcherzyków płucnych trzeciorzędowych.

Wobec tak zaawansowanych braków w osobowości i potencjale asystenckim decyzje ordynatora o nieprzydzielaniu jej czegokolwiek atrakcyjnego były oczywiste i zasłużone! Asystent to jest ktoś, kto powinien ordynatorowi asystować i kicać dookoła niego na dwóch łapkach, a nie dyskutować z podawaniem cytatów z najnowszego piśmiennictwa naukowego, dociekać niepotrzebnych szczegółów tak delikatnych, jak na przykład komu wypłacono pieniądze za prace zlecone wykonane przez Matyldę. Taka nieprzyjemnie dociekliwa jednostka powinna zrozumieć, że powściągliwość emocjonalna jest dla wspinania się po drabinie klinicznej kariery umiejętnością podstawową.


Co więcej, postanowiła po trzyletnim urlopie wychowawczym przenieść się z Oddziału Chorób Wszelakich do Poradni Chorób Nijakich, dzięki czemu nie musiała pełnić całodobowych dyżurów lekarskich na oddziale szpitalnym. Mogła spokojnie odprowadzać Maniulę do szkoły, odbierać ją po lekcjach, odpowiadać na wszystkie zadawane przez córkę pytania, czuwać nad jej zdrowiem i rozwojem.

Z powodu kolekcji wspomnianych wyżej nieciekawych cech osobowości, z którymi przychodziło ordynatorowi obcować przez wiele lat, prośba Matyldy o przeniesienie do Poradni Chorób Nijakich została przez szefa zaakceptowana z nieskrywaną radością. Stosowne dokumenty podpisane zostały autografem z zamaszystym ogonem, który mógł być odczytany przez znawcę symboli graficznych tylko w jeden sposób: „Ja, Władysław Wielkosz, tu rządzę i nikt inny”.


Czas płynął i wszystko zmieniało się w Wielkim Mieście, a nowe trendy objęły także służbę zdrowia. Oddział Chorób Wszelakich przeniósł się do nowego centrum medycznego wybudowanego na obrzeżach miasta, natomiast Poradnia Chorób Nijakich zawisła w niezdefiniowanym niebycie. Pewnie tkwiłaby w nim do dziś, gdyby dyrekcja szpitala nie zażądała przyłączenia poradni do struktur oddziału, licząc na wyższe kontrakty w związku z nadciągającymi zmianami restrukturyzacyjnymi. Odległość czterech gmachów między poradnią a Oddziałem Chorób Wszelakich tworzyła nowy, dość bezkolizyjny byt.

Po kilku latach niemrawych zmian w służbie zdrowia nadszedł huragan organizacyjno-koncepcyjny. Pacjenci stali się klientami, za którymi szły pieniądze… Wprawdzie nikt tych pieniędzy tak ulokowanych na własne oczy nie widział, ale skoro wszyscy o tym mówili, to coś musiało być na rzeczy.

Profesor Władysław Wielkosz przeszedł na emeryturę, schedę po nim przejął prof. Antoni Przecientny, utalentowany biznesowo zwycięzca konkursu na następcę. Antoni szybko dokonał biznesowej restrukturyzacji przychodni i Matylda wypadła za burtę wspaniałego żaglowca MS Choroby Wszelakie pływającego po morzach i oceanach wiedzy klinicznej wraz z towarzyszącym mu małym jachtem Choroby Nijakie.


Matylda po pierwszej chwili oszołomienia złapała oddech, dopłynęła do widniejącego na horyzoncie brzegu i rozejrzała się dokoła. W zasięgu wzroku nie było nikogo znajomego ani niczego znanego. Gdzieś w oddali majaczyła sylwetka jakby znanego żaglowca, który zmierzał w sobie tylko znanym kierunku, oddalając się od lądu, na który los przemian wyrzucił Matyldę. Spojrzała w prawo i w lewo – pustka.

– A więc jestem sama w takim położeniu… tylko ja i nikogo więcej. A to dopiero historia! – ostrożnie analizowała swój stan fizyczny i psychiczny po tym w sumie nieoczekiwanym zakręcie życiowym. – Kim ja teraz jestem? Co mogę robić? Co znaczę we wszechświecie medycznym?

Wiele pytań i żadnej znanej odpowiedzi. Mogła równie dobrze nazywać się dr Matylda Nikt - Proszalska, wszak już nie była jedną z tej słynnej w całym Wielkim Mieście drużyny ordynatora, zasiadającej na medycznym Olimpie.

– Nawet nie mogę do nikogo zadzwonić, bo i tak nikt nie odbierze ode mnie telefonu.

Stan, w którym się znajdowała, nie był do tej pory znany nikomu z kręgu jej znajomych. Jak można było opisać emocje Matyldy? Otóż nasza bohaterka odczuwała ból czterech liter większy niż owe litery połączony z chorobą określaną przez lekarzy tajemniczym kryptonimem ZBCC, ale była to w zasadzie przypadłość zarezerwowana dla pacjentów.

Na wszelkie dotkliwie obite miejsca medycyna ludowa zaleca okłady ze sparzonych liści kapusty, naprzemiennie z zimnymi opatrunkami z lodu. Trudno jednak do końca życia leżeć z kapustą rozłożoną na mięśniach pośladkowych. Potrzebna była inna kuracja.

Matylda instynktownie czuła, że zamiana liści kapusty na inne warzywo nie gwarantuje sukcesu. Pierwszym etapem kuracji było stwierdzenie: trzeba podnieść się i wrócić do realnego świata. Spostrzeżenie, jakie poczyniła po powrocie, brzmiało: to jest świat w zupełnie nowym stylu.

Koniec podstawówki

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2557-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-22-szkolenie-podyplomowe-ciagle

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 20. Ach, co to był za ślub!

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2554-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-19-staz-podyplomowy-studia-doktoranckie-specjalizacje

Krystyna Knypl

Rozdział 20. Ach, co to był za ślub

Piosenka https://www.youtube.com/watch?v=WVwu9gwAYTo

 AAAAA Nowogrodyka

Realia życia młodej dziewczyny, która nie będąc do końca świadoma konsekwencji swojego czynu, złożyła przysięgę Hipokratesa, nie sprzyjały oddawaniu się pasji tańczenia tanga. Rytmu nie wyznaczały takty tanga lecz całodobowe dyżury, poranne odprawy, egzaminy specjalizacyjne, pisanie prac naukowych, prowadzenie badań do doktoratu oraz służba ludzkości wynikająca z tzw. powołania do medycyny. Istniało podobno także powołanie do małżeństwa, ale które było ważniejsze tego nie wiedział nikt!

Tango jak każdy taniec,  a także wszelkie inne aktywności fizyczne mogą być wykonywane na różne sposoby. Ważne jest aby wykonawcy mieli opracowaną strategię, która jest także niezbędna w pozyskaniu względów przyszłego współmałżonka.

Francis młody pokolorowany

Francis zamyślony nad strategią oczarowania Matyldy

Mima z okresu PSK

Matylda w wersji de luxe ;)

Mima czyta fonokardiogram 2

Matylda w wersji  szpitalnej

Świadczy o tym kostiumik z słynnego w owych latach magazynu Moda Polska oraz pomalowane paznokcie (sic!), to musiał być urlop!

Moda Polska

Źródło ilustracji:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Moda_Polska

Dziewczyny wychodziły za mąż z różnych pobudek; z miłości, z konieczności, z rozsądku, z wyrachowania, a także z wielu innych powodów. Czy któraś dziewczyna wyszła za mąż z powołania? W kręgu koleżanek Matyldy kroniki towarzyskie nie odnotowały takiego przypadku.

Dziewczyny w podjęciu decyzji o małżeństwie nie były osamotnione. Matki, ojcowie, rodzeństwo a także koleżanki i koledzy aktywnie uczestniczyli w aranżowaniu zamęścia. W przypadku Matyldy okoliczności były nieco inne, a mianowicie okoliczności zamęścia były wywróżone przez jej matkę Halinkę, utalentowaną kabalistkę.

Halinka brazowa

Halinka, matka Matyldy, znakomita kabalistka

- Ty to sobie męża wyleczysz - było wróżbą jaką Matylda wielokrotnie słyszała od swojej matki Halinki.

- Matka, skup się i spójrz w moją przyszłość wnikliwie i dociekliwie! Niby który z tych siedemdziesięciolatków, tłumnie przybywających na oddział chorób wszelakich miałby być moim przyszłym mężem? - pytała Matylda poirytowana wróżbami matki.

- Przyglądaj się dokładnie wszystkim pacjentom, karty nie kłamią - odpowiadała Halinka.

Wróżby podobnie jak plany życiowe bywają krótkoterminowe oraz długoterminowe. Przyglądawszy się przez długi czas niezliczonej rzeszy siedemdziesięciolatków w żadnym z nich nie widziała kandydata na swojego przyszłego męża.

Na kolejny czerwcowy niedzielny dyżur wybrała się nie spodziewając się, że będzie on miał przełomowe, a nawet historyczne znaczenie w jej życiu. Ot, jeden z wielu dyżurów w lekarskim życiu...

 Tancze tango fot 1

Kartka z kalendarza, pamiętnego dnia

Źródło ilustracji: https://www.kalbi.pl/kartka-z-kalendarza-17-czerwca-1979

Dyżur przebiegał spokojnie, podczas wieczornego obchodu Matylda na sali mieszczącej się na  końcu szpitalnego korytarza, zobaczyła pacjenta nie widzianego rano ani nie przyjmowanego przez nią w ramach skierowań z izby przyjęć.

Zdziwiona tym niespodziewanym odkryciem wygłosiła do pacjenta pamiętną frazę:

- A pan co tu robi? - zapytała Matylda.

- Leżę sobie - odparł pacjent.

- No tak, to widzę, ale skąd się pan wziął? - doprecyzowała.

- Z izby przyjęć - odparł pacjent.

- Muszę sprawdzić dokumentację dotyczącą pańskiego przyjęcia do szpitala w dyżurce pielęgniarek, za chwilę wrócę - oznajmiła. To co znalazła w dyżurce przyprawiło ją o lekki zawrót głowy. Pacjent nie dość, że miał sporą niedokrwistość, to jeszcze dla wzmocnienia efektu pierwszego wrażenia z dokumentów wynikało, że był dziennikarzem znanego czasopisma.

- No tak, sławę na łamach mediów mam zapewnioną - pomyślała Matylda mocno sfrustrowana swoimi odkryciami. Wizja popularności w mediach okazała się prorocza, ale mechanizm jej realizacji okazał się być zupełnie inny, niż ten który sobie w pierwszej chwili wyobraziła.

Pacjent z przydziału trafił pod opiekę jednej z koleżanek, która po dwu tygodniach z powodu wyjazdu na urlopu, przekazała go ponownie Matyldzie. Jak przeznaczenie coś postanowi to nie ma siły, żeby było inaczej - pomyślała po latach Matylda.

Dalsza kuracja pacjenta przebiegła pomyślnie, a dla utrwalenia uzyskanej poprawy stanu zdrowia, wysłała go do sanatorium. Sprawa wyglądała na zakończoną, przynajmniej z lekarskiego punktu widzenia. Wyczerpana obowiązkami Matylda udała się na urlop nad Adriatyk.

jugoslawia

Matylda pod palmą nad Adriatykiem

Po roku od wypisania ze szpitala pacjent doszedł do wniosku, że nie otrzymał dostatecznie dokładnych zaleceń dietetycznych, zadzwonił do Matyldy i poprosił o spotkanie poza szpitalem. Nie codziennie pacjenci jako miejsce spotkania z lekarzem prowadzącym proponują kawiarnię eleganckiego hotelu, więc lekko oszołomiona propozycją złożoną w nieco flirciarskiej atmosferze rozmowy, Matylda wyraziła zgodę na tę nietypową lokalizację konsultacji.

Bar mleczny Prasowy

Mogli umówić się na spotkanie w wersji prasowej, niskobudżetowej, w barze "Prasowym", w którym podawano dania mleczne. Jednak pacjent zainwestował w wersję wysokobudżetową, którą uzupełniał piękny bukiet kwiatów wręczony Matyldzie.

Hotel w którym Matylda pracowała jako lekarz zakładowy

Z poradni lekarza zakładowego do miejsca spotkania było blisko, więc po zakończeniu przyjęć pacjentów Matylda nieśpiesznym krokiem udała się - jak pokazał czas - ku swojemu przeznaczeniu, będącym spełnieniem wróżby matki.

Hotel Europejski trzy gwiazdki

Miejsce pierwszego, pozaszpitalnego spotkania Matyldy i Francisa

Po dwugodzinnej rozmowie okazało się, że nie wszystko zostało omówione podczas pierwszego spotkania i konieczne jest następne. Podczas kolejnych spotkań, odbywanych codziennie,Matylda zaczęła podejrzewać, że naruszyła art. 14 Kodeksu Etyki Lekarskiej, który mówi, że lekarz nie może wykorzystywać swego wpływu na pacjenta w innym celu niż leczniczy. Naturalną konsekwencją kolejnych spotkań było przejście na ty. Wszystko wskazywało, że  wywarła na pacjenta wpływ inny niż leczniczy, ale szczęśliwie w tych odległych już latach nie straszono lekarzy co pięć minut odbieraniem prawa wykonywania zawodu, za każdy nieprawomyślny gest lub decyzję. Dla dokładności narracji należy dodać, że pacjent też zaczął wywierać na Matyldę wpływ inny niż medyczny.

Hotel Europejski trzy gwiazdki 2

Wejście do kawiarni

Hotel Europejski trzy gwiazdki 3

Wejście do kawiarni, po prawej widoczne logo hotelu

Efektem kolejnych spotkań odbywanych codziennie, podczas których otrzymywała  kwiaty, było spostrzeżenie:

- Mogłabyś nosić podwójne nazwisko, Matyldo - zauważył Francis po  dwóch tygodniach codziennych spotkań.

- Czy mam rozumieć, że są to oświadczyny? - zapytała.

- Tak, oczywiście! Zostań moją żoną! - Francis doprecyzował formalnie swoją propozycję.

- Matka mi wróżyła, że wyleczę sobie męża, a ponieważ jesteś wyleczony więc niech się spełni jej wróżba! - odpowiedziała Matylda.

"Mąż z ogłoszenia" - to książka napisana przez pacjentkę Matyldy

Był mąż z ogłoszenia,  może być mąż ze szpitala - pomyślała Matylda przeglądając otrzymaną od pacjentki książkę wspomnieniową o okolicznościach małżeństwa. Ślub odbył się w trzy miesiące od pierwszego spotkania i był sporym wydarzeniem towarzyskim, bowiem wcześniej kroniki szpitalne nie odnotowały takiego przypadku, żeby lekarka wychodziła za mąż za pacjenta.

Obraczki Francis

Francis skupia się na strategii zaobrączkowania Matyldy

Było co zbierać bowiem na ślub przybyło około 150 osób i sala w Urzędzie Stanu Cywilnego z trudem pomieściła wszystkich gości.

Roza slubna 2

Jako bukiet ślubny Matylda miała jedną pąsową róże

Róża była skomponowana kolorystycznie z bluzką w podobnym kolorze oraz kostiumikiem w kolorze kremowym.

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2556-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-21-medycyna-i-macierzynstwo

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 19. Staż podyplomowy, studia doktoranckie, specjalizacje

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2553-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-18-krystyna-wybiera-medycyne-jako-kierunek-swoich-studiow

Krystyna Knypl

Rozdział 19. Zajęcia kliniczne, staż podyplomowy, studia doktoranckie, specjalizacje

W Państwowym Szpitalu Klinicznym nr 1 (PSK) przy ulicy Lindleya 4 i Nowogrodzkiej 59 był miejscem, w którym odbywaliśmy ćwiczenia z chorób wewnętrznych. Pierwsze ćwiczenia miałam w III Klinice Chorób Wewnętrznych, a naszą asystentką była dr Regina Hintz.

W dalszych latach ćwiczenia odbywałam w I Klinice Chorób Wewnętrznych, naszymi asystentkami były dr Halina Lipska-Koziołowa oraz doc. Zofia Migdalska. Egzamin z interny zdawałam u prof. Marka Sznajdermana w II Klinice Chorób Wewnętrznych.

Dlaczego zdecydowałam się na ubieganie się o staż w PSK nr 1?

Zachętą była złożona publicznie deklaracja prof. Zdzisława Łapińskiego podczas ogłaszania wyników konkursu na wzorowego studenta o możliwości ubiegania się o staż podyplomowy w Akademii Medycznej. Uroczystość odbyła się 6 grudnia 1967 roku w Domu Medyka, który przedstawia fotografia z tamtych lat.

klub medykow300

Prof. Zdzisław Łapiński

KlubMedykaoczkistare660

                                   Dom Medyka w Warszawie, ul. Oczki 5

Nagrodą była książka Od marzenia do odkrycia naukowego. Jak być naukowcem Hansa Seyle, wydana w 1967 roku, bestseller owych czasów. Trudno o bardziej inspirującą i zarazem prowokującą lekturę dla osoby rozpoczynającej karierę lekarską!

Autor dzieła wprowadził do medycyny pojęcie stressu, miał nawet przydomek dr Stress. Może powinien być nazywany dr Pech, był bowiem aż 10-krotnie nominowany do Nagrody Nobla, ale jej nigdy nie otrzymał. Jeśli uznać, że była to moja inspiracja na początku drogi lekarskiej, to można zauważyć po latach, że kopiowałam – oczywiście na mniejszą skalę! – los jej autora. Tymczasem byłam Kobietą Sukcesu – otrzymałam skierowanie na staż podyplomowy w Akademii Medycznej!

Po otrzymaniu dyplomu (29 lutego 1968 r.) złożyłam podanie o staż w Akademii Medycznej i po niedługim oczekiwaniu go otrzymałam. Mogłam wybierać spośród klinik wewnętrznych. Zdecydowałam się na klinikę, w której nie miałam ćwiczeń, nie wykazałam się niekompetencją, no i zdałam egzamin dyplomowy z interny na piątkę. Pracę rozpoczęłam 24 kwietnia 1968 roku. Tak więc profesor Zdzisław Łapiński jest moim „ojcem chrzestnym” służbowych relacji z Akademią Medyczną.

PSktrzeciainterna660Państwowy Szpital Kliniczny nr 1 w Warszawie, wejście do dawnej III Kliniki Chorób Wewnętrznych

W czasie studiów nie miałam okazji słuchać wykładów, ale odbywałam ćwiczenia w klinice przez niego kierowanej oraz zdawałam u profesora egzamin dyplomowy z chirurgii. Oczywiście poświęciliśmy chwilę ustaleniu naszych rodowodów z uwagi na moje panieńskie nazwisko jednakowe z profesorskim.

Profesor urodził się w Siedlcach 25 listopada 1909 roku, zmarł w 1995 roku w Warszawie. Wydział Lekarski Uniwersytetu Warszawskiego ukończył w 1934 roku, stopień doktora medycyny uzyskał w 1939 roku, docenta w 1954 roku, prof. nadzwyczajnego w 1964 roku, prof. zwyczajnego w 1970 roku. Był obdarzony wybitnym talentem chirurgicznym, pracował w latach 1936-1944 w Szpitalu Dzieciątka Jezus oraz w Szpitalu Wolskim. Brał udział w Powstaniu Warszawskim. W latach 1945-1960 pracował w I Klinice Chirurgicznej Akademii Medycznej, a potem w II Klinice Chirurgicznej AM w Szpitalu Przemienienia Pańskiego. Odbywał staże naukowe w Wielkiej Brytanii, Szwajcarii oraz RFN. Odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi oraz Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

W latach 1966-1969 był dziekanem Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Warszawie i z jego rąk otrzymałam dyplom lekarza 6 maja 1968 roku. Uroczystość odbywała się w Domu Medyka przy ulicy Oczki w Warszawie.

Profesor od 1 września 1954 do 1 września 1955 r. pełnił obowiązki kierownika Kliniki Chirurgicznej Polskiego Szpitala w Ham-Hyn w Korei Północnej. W Polskiej Misji Medycznej uczestniczyło także wielu innych znanych mi osobiście starszych kolegów lekarzy. Ich wspomnienia stały się inspiracją do napisania przeze mnie dwu artykułów: Polska Misja Medyczna w Korei cz. 1 https://gazeta-dla-lekarzy.gazeta-dla-lekarzy.kylos.pl/index.php/wybrane-artykuly/418-szpital-polskiego-czerwonego-krzyza-w-korei-polnocnej oraz Szpital Polskiego Czerwonego Krzyża w Korei Północnej https://gazeta-dla-lekarzy.gazeta-dla-lekarzy.kylos.pl/index.php/medycyna-oparta-na-wspomnieniach/420-szpital-polskiego-czerwonego-krzyza-w-korei-polnocnej-2. Artykuły te są cytowane w międzynarodowym piśmiennictwie dotyczącym historii Korei https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1027-artykuly-z-gdl-o-polskiej-misji-medycznej-w-korei-polnocnej-cytowane-w-pismiennictwie-miedzynarodowym.

Procedury związane z otrzymaniem stażu podyplomowego w Akademii Medycznej przebiegały sprawnie, bo do pracy zgłosiłam się 24 kwietnia 1968 roku. Zaczęłam od pani Józefiny Kownackiej, u której zapisywałam się na egzamin z interny. Pani Józefina poinformowała mnie, że muszę udać się do sekretariatu na pierwszym piętrze załatwiającego sprawy przyjęcia nowych pracowników, gdzie urzędowała pani Cecylia Szolowa. Wyrecytowałam formułkę o skierowaniu na staż i wręczyłam pismo z Akademii Medycznej.

Dowiedziałam się, że mam zejść do pokoju asystentów i poczekać na dr Teresę Wąsowską. Zapytałam, jak wygląda pani adiunkt, bo nie mając w klinice ćwiczeń, praktycznie poza poznaną podczas egzaminu Ewą Bar-Andziak nie znałam nikogo.

– Przystojna brunetka – padła odpowiedź.

W późniejszych latach spostrzegłam, że pani Cecylia miała pogodną naturę i dużą odporność na otaczające ją szczegóły najbliższego otoczenia. Gdy wchodziliśmy do archiwum, zwykle pytała: „Czego chcesz, córeńko?” Może wtedy właśnie urzekło mnie to słowo, bo do mojej córki Katarzyny zwracam się per córeńko.

Nasze relacje z sekretariatem kliniki były bardzo przyjazne. Gdy urodziła się Kate, wiedziałam, że nie powrócę do pracy na oddziale. Zdecydowana byłam odbyć urlop wychowawczy. Początkowo wzięłam rok urlopu za radą pani Krystyny Mączkowej, sekretarki, która dołączyła do naszego zespołu po odejściu pani Cecylii na emeryturę.

– Pani doktor, idą niepewne czasy. Może będzie pani musiała wrócić do pracy wcześniej? Zawsze może pani przedłużyć urlop.

Uznałam, że rada jest słuszna. Mąż mój pracował wówczas jako sekretarz redakcji „Przeglądu Technicznego”, tygodnika o profilu społeczno-politycznym. Mimo „ścisłego” tytułu pisma, zajmowało się ono wieloma tematami i skupiło najlepszych krajowych dziennikarzy i grafików. Wkrótce dziennikarze mieli być poddani procesowi weryfikacji i mogło się zdarzyć, że zostaniemy bez środków do życia. Zostawienie sobie możliwości wcześniejszego powrotu do pracy było więc uzasadnione i podziękowałam pani Krystynie za radę. Lubili ją wszyscy asystenci. Prezentowała inny styl niż pani Cecylia, bywała na obronach naszych prac doktorskich, udostępniała maszynę do pisania w sekretariacie i częstowała kanapkami na drugie śniadanie. Miło było dostać kanapkę po dyżurze.

Powróćmy jednak do mojego pierwszego dnia pracy i wizyty w sekretariacie kliniki. Posłusznie pomaszerowałam na oddział, gdzie dostałam biały fartuch od pani Stasi, siostry gospodarczej. W tych odległych czasach szpital zapewniał fartuchy i inne stroje służbowe, co więcej, były one szyte na terenie szpitala.

Wystrojona w biały fartuch nieśmiało nacisnęłam klamkę do pokoju lekarskiego i przycupnęłam na krześle w oczekiwaniu na przystojną brunetkę. Wchodziły różne panie, czas ciągnął się niemiłosiernie długo, nie mogłam doczekać się owej przystojnej brunetki. Zaczęłam przysłuchiwać się prowadzonym w pokoju lekarskim rozmowom. Byłam prawie bliska wstrząsu psychicznego. Koledzy rozmawiali na najróżniejsze tematy, ale nie o medycynie.

Byłam przekonana, że w pracy dozwolone są rozmowy tylko na temat chorych i medycyny. Rozmowy o dzieciach, pogodzie, braku pieniędzy jawiły mi się jako karygodne naruszenie obowiązków pracowniczych. Nie mogłam otrząsnąć się z wrażenia, że jest inaczej niż to sobie wyobrażałam w młodzieńczym i wyidealizowanym widzeniu świata.

Około dziewiątej nadeszła dr Teresa Wąsowska.

– Pani, zdaje się, czeka na mnie? – rzuciła w moją stronę.

– Tak, pani adiunkt – wyrecytowałam.

– Chodźmy więc na obchód. Będzie pani notowała zlecenia.

W zespole Teresy pracowałam dwa lub trzy lata. Praca na oddziale była podzielona pomiędzy cztery zespoły, do których dołączani byli stażyści, wolontariusze oraz osoby robiące specjalizację. Dr Teresa Wąsowska jest autorką i współautorką wielu publikacji naukowych https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/?sort=pubdate&size=200&term=Wasowska+T&cauthor_id=6462947 z hipertensjologii i gastrologii. Przez wiele lat była bardzo cenionym konsultantem internistycznym I Kliniki Chirurgicznej, która mieściła się w prawym skrzydle pawilonu 11 PSK nr 1.

Po pół roku pracy zaproponowano mi zdawanie kolokwium dopuszczającego do dyżurowania. Pierwszy dyżur zdecydowałam się odbyć 1 listopada 1968 roku, gorąco wierząc, że uwaga świata będzie skierowana bardziej ku tym, którzy odeszli, niż tym, którzy zostali i dzięki temu dotrwam do rana. Moim szefem dyżuru był dr Leon Stach, spokojny i kompetentny starszy kolega. Lubiłam z nim pracować i w późniejszych miesiącach wielokrotnie prosiłam o wspólne dyżury. Dla młodych było ważne, kto był szefem dyżuru. Nie wszystkie nazwiska na młodzieżowej giełdzie cieszyły się jednakowym uznaniem.

Młodzież kliniczna przesiadywała w pokoju asystentów, wpisując obserwacje do historii chorób lub sklejała szeregowo morfologię do morfologii, mocz do moczu, biochemię do biochemii. Chodziliśmy też na herbatkę do pokoju nr 16 na parterze, gdzie w godzinach wczesnopopołudniowych pani Marynia wydawała szpitalne obiady. Najgorsza była ogórkowa z ryżem. Największą zaletą obiadów była chyba cena, ale nie jestem w stanie przypomnieć sobie, ile się płaciło. Wydaje mi się, że nie byłam wierną klientką pani Maryni.

Moja pensja na stażu podyplomowym wynosiła 1550 zł. Za pierwszą kupiłam gramofon bambino, w towarzystwie którego spędziłam wiele miłych chwil. Za dyżur otrzymywaliśmy 140 zł.

PSkpodjazdizbaprzyjec660

Magnetyczne działanie muru

Symbolem, który ma dla mnie nieomal magnetyczną moc, jest mur ogradzający teren szpitala przy ulicy Nowogrodzkiej 59. Patrząc na ten zabytkowy element architektury mam poczucie, że zamieniając praktykę lekarską na dziennikarstwo medyczne przeskoczyłam ów mur.

Wszyscy znamy piosenkę Jacka Kaczmarskiego Mury. Natomiast nie wszyscy znamy słowa ostatniej zwrotki oryginalnego tekstu, które brzmiały: A mury rosły, łańcuch kołysał się u nóg. Oddawały one wiernie klimat lat, w których rozpoczynałam swój lekarski szlak. Czy zamienione w latach osiemdziesiątych słowa na bardziej optymistyczne A mury runą, runą, runą i pogrzebią stary świat istotnie pogrzebały stary świat? W pewnym sensie tak, ale powstały nowe mury, jest to przecież jeden z ulubionych przez ludzi elementów architektury.

Wielokrotnie spacerowałam wzdłuż muru przy ulicy Nowogrodzkiej, fotografowałam go o różnych porach roku, przyglądałam się jego detalom.

Lubię ten kadr, zwłaszcza sfotografowany w bezśnieżną zimę, z licznymi gałęziami i odnogami winorośli pozostałymi na murze. Przypominają mi poplątane ludzkie losy i drogi tych, którzy za tym murem spędzili trochę czasu… – pisałam w 2018 roku na moim fotoblogu „Modne Diagnozy”.

Zagadnieniem symboliki muru zajmowałam się w 2017 roku, pisząc: Mury, choć odgradzają wybrane fragmenty świata od reszty i często dzielą ludzi, w istocie są symbolem sukcesu. Warunkiem niezbędnym dla odniesienia sukcesu jest pokonanie muru. Jednostki nastawione bojowo dla sukcesu gotowe są mury burzyć, szturmować z udziałem wojska, podkładać materiały pirotechniczne, używać ciężkich pojazdów bojowych. Jednostki nastawione pokojowo pokonują mury w sposób symboliczny, przemieszczając się w obmyślany sposób z przestrzeni A do przestrzeni B lub z przestrzeni B do przestrzeni A. Wszystko zależy od tego, która przestrzeń jest utożsamiana z sukcesem - pisałam na moich fotoblogu

Mury spotykamy nie tylko w życiu, ale także w Biblii (Jerozolima, Jerycho, Bet-Szean, Babilon, Damaszek oraz Tyr), literaturze (spór o mur w Zemście Aleksandra Fredry) oraz w przysłowiach (głową muru nie przebijesz, walić głową w mur). Ze Słownika Języka Polskiego dowiadujemy się, że z tymi murami to nie taka prosta sprawa, może być bowiem mór i mur:

„Mór to inaczej zaraza, słowo pochodzące od prasłowiańskiego moriti ‛zabijać, uśmiercać’ i poprzez nie spokrewnione z innym, dziś też rzadkim rzeczownikiem, występującym tylko w zwrocie na umór (np. pić na umór), który znaczy ‛bez opamiętania’, a etymologicznie ‛do śmierci’.

Mur natomiast to dawna pożyczka germańska o rodowodzie łacińskim. Nowe słowo murale, oznaczające malowidło na ścianie budynku, to zapożyczenie z któregoś z języków nowożytnych, ale mające źródło także w łacińskim murus ‛mur, wał’, które dało początek murowi.” https://sjp.pwn.pl/ciekawostki/haslo/MOR-MUR;5041755.html

Pamiętny rok 1968

Powróćmy jednak we wspomnieniach za ten fascynujący mur. Ileż emocji za nim miało miejsce! Pierwszy rok mojej pracy naznaczony był historycznymi wydarzeniami Marca 68 oraz emigracją kilkorga osób z naszego zespołu. Wiadomo było, że koledzy mający żydowskie pochodzenie szykują się do emigracji. Jedna z koleżanek kończyła właśnie przygotowania do wyjazdu, była w banku, wymieniała jakieś pieniądze, ktoś podobno chciał ją oszukać, wzburzona opowiadała na spotkaniu zorganizowanym przez dr Renatę Kądzielawę:

– Mnie, Żydówkę, chciał oszukać na pieniądze! Coś podobnego! Nie dałam się! Ale mniejsza o to... Za rok o tej porze w Jerozolimie, jak mówią bogobojni Żydzi, gdy piją wódkę, do ciebie, Filip, to piję – oznajmiła to szefującemu nam podczas wakacji koledze.

Wywołany do wspólnego toastu kolega nic nie odpowiedział, choć był błyskotliwym rozmówcą. Zarówno ten toast, jak i fakt, że kolega nie wyemigrował, bardzo nas zaskoczyły. Z naszego oddziału wyjechały w krótkim czasie cztery osoby – dwie do Izraela (Mirka Rycerowa i Ziuta Śmietańska), jedna do RFN (Leon Stach), jedna do Francji (Aurelia Baczko).

W roku 2006 założyłam blog „Grupa Kliniczna”, w którym opisałam kilkoro kolegów emigrantów 1968 roku oraz lat późniejszych.

Syn jednej z koleżanek emigrantek, gdy wyjeżdżał w 1968 roku z Polski wraz z rodzicami, miał 11 lat. Obecnie mieszka w Stanach Zjednoczonych, postanowił poszukać w internecie nazwiska swojej matki, był ciekaw, czy ktoś ją pamięta, wspomina... Mój blog okazał się jedynym miejscem, w którym była wspominana jego matka. To bardzo zastanawiające, jak dalece nieproporcjonalne są wspomnienia o poszczególnych osobach. Zainspirowana życzliwym przyjęciem moich wspomnieniowych tekstów stworzyłam hasło z hashtagiem: #swiat_sie_zmienia_pisz_wspomnienia.

Po bardzo sympatycznej rozmowie z dr Teresą Wąsowską 27 lutego 2021 r., pełnej wspomnień naszych wspólnie spędzonych lat w PSK nr 1, postanowiłam napisać monografię Medycyna oparta na wspomnieniach.

Klinikapodjazd660

Dziuryprzedklinika660

Praca na oddziale wewnętrznym

Pierwszą osobą z mojego przyszłego miejsca edukacji podyplomowej, którą poznałam, była pani Józefina Kownacka. W roku 1967 miałam zdawać egzamin z chorób wewnętrznych. W latach sześćdziesiątych przydział miejsc, w których poszczególne grupy dziekańskie zdawały egzaminy końcowe, odbywał się drogą losowania. Przeprowadzali je starostowie grup. Nasza starościna miała lekką rękę: wylosowała nam klinikę, w której zdobywałam szlify internistycznie oraz klinikę chirurgiczną kierowaną przez prof. Zdzisława Łapińskiego. Zestaw ten uważany był powszechnie za najlepszy. Bardzo byliśmy wdzięczni naszej starościnie za takie miejsca do zdawania egzaminów.

Po trzech tygodniach intensywnych lektur podręcznika do interny zgłosiłam się na egzamin, który składał się z części praktycznej i teoretycznej. Asystentką egzaminacyjną była wówczas dr Ewa Bar-Andziak. Zdawały tego dnia cztery osoby. Ja wraz z koleżanką trafiłyśmy do prof. Marka Sznajdermana. Egzaminator prezentował piękną opaleniznę, szpakowate, krótko przystrzyżone włosy oraz udzielający się zdającym spokój. Byłam zadowolona z przebiegu egzaminu i końcowy wynik był w moim wypadku bardzo dobry. Egzamin zdawałyśmy w bibliotece klinicznej. Pamiętam, że egzaminator siedział u szczytu stołu znajdującego się po lewej stronie pomieszczenia, my zaś pod ścianą. Było to potem często zajmowane przeze mnie miejsce na posiedzeniach klinicznych.

Najlepszym przyjacielem każdego młodego lekarza dyżurnego był wówczas podręcznik Postępowanie w nagłych przypadkach internistycznych Dymitra Aleksandrowa i Wandy Wysznackiej-Aleksandrow. Znakomita, zwięzła książka i co ważne, mieszcząca się w kieszeni lekarskiego fartucha. Czytywaliśmy ją po wielokroć!

Barwnymi uczestnikami dyżurów byli panowie noszowi, którzy rozwozili pacjentów z izby przyjęć położonej na drugim końcu szpitala na poszczególne oddziały. Po dotarciu do oddziału docelowego noszowy pukał do drzwi dyżurki i wołał „pani doktor, chorego przywiozłem”. Przy kolejnym tak samo brzmiącym komunikacie zapytałam „a zdrowego pan nie masz?” „nie było” – oznajmił pan noszowy. Gdy stan chorego w trakcie transportu pogarszał się, noszowy włączał pierwszy bieg i wpadał zdyszany na nasz oddział. Pewnego razu noszowy oznajmił: „pani doktor, nie rozmawia ze mną od czwartej wewnętrznej”, czyli od budynku oddalonego o kilka minut truchtem od naszego pawilonu. Powodem braku konwersacji było... zatrzymanie krążenia. Zreanimowaliśmy pacjenta skutecznie.

Uczucia muszą mieć swój wyraz, uczucia bez wyrazu nie istnieją – powiedzenie mojego wieloletniego pacjenta, księdza Jana, który po wygłoszeniu tego zdania wręczał mi ów wyraz uczuć.

Wyrazy bywały różne, najpopularniejsze były czekoladki, zwykle marki E. Wedel.

Popularne było ptasie mleczko oraz baryłki. Te ostatnie z alkoholem. Pewnej niedzieli miałam spokojny dyżur... ułożyłam się na kanapie w pokoju lekarza dyżurnego i czytając jakąś ciekawą książkę pochłaniałam baryłkę za baryłką. Błogość ogarniała kolejne partie mojego młodego lekarskiego organizmu... no, prawie odlot. Nadeszła godzina 15, a wraz z nią odwiedziny rodzin, które niekiedy pragnęły także zasięgnąć informacji o stanie zdrowia swoich bliskich.

– Stuk, stuk – rozległo się w dyżurce. Proszę wejść! – zawołałam dziarskim głosem i poderwałam się na nogi... Hmm... utrzymanie idealnie pionowej pozycji ciała w wyniki nadkonsumpcji baryłek było poważnym wyzwaniem. Przejściowe problemy z zachowaniem równowagi udało mi się opanować i obyło się bez sensacji mediowej. Lud pracujący miast i wsi miał wtedy innych wrogów klasowych i nie było zapotrzebowania na lekarzy. Wrogami ludu byli kelnerzy, fryzjerzy i tzw. prywatna inicjatywa. Kelnerzy podobno bili gości, prywatna inicjatywa była zbyt bogata, fryzjerzy... nie pamiętam, czym podpadli władzy ludowej – może kręcąc loczki zawracali ludziom w głowach, a przecież każda władza lubi mieć wyłączność na taki zabieg.

MOW1660

                                                 Przeskoczyłam ten mur

Specjalizacja I stopnia z chorób wewnętrznych - zdawałam w Szpitalu Bielańskim, razem z dwojgiem kolegów, towarzyszył na prof. H.Chlebus jako opiekun.

sPECJALIZACJA JEDYNKA

Zaświadczenie o specjalizacji. Egzamin na II stopień składał się z testu oraz egzaminu praktycznego, zdawałam w Szpitalu PSK nr 1, przy ul. Nowogrodzkiej 59. Natomiast obronę pracy doktorskiej miałam na sali wykładowej Kliniki Ortopedycznej przy ul. LIndleya 4. Po latach pracy wprowadzono specjalizację z hipertensjologii. Zdawałam ją w CMKP. Tytuł specjalisty European Society of Hypertension uzyskałam po przedstawieniu dokumentów o moich osiągnięciach zawodowych. Zawsze dużo pracy i nie mniej emocji związanych z egzaminem.

Recepty

Recepty składane obowiązywały do egzaminu I stopnia

Warunkiem zaliczenia stażu podyplomowego było odbycie 24 dyżurów w Pogotowiu Ratunkowym. Była to twarda szkoła życia oraz przyśpieszony kurs zdobywania doświadczenia w zawodzie lekarza.

Dyżurowałam zwykle w Pogotowiu Ratunkowym przy ulicy Hożej 56, jeden dyżur miałam na Woli. Szczególnie trudnymi momentami pracy były interwencje w miejscach publicznych, wyjazdy na tzw. Dziki Zachód - dzielnicę słynącą z niebezpiecznych zdarzeń. Poważnym wyzwaniem było stwierdzanie zgonów w domu pacjentów. Miałam kilkanaście takich bardzo trudnych wyjazdów, choć bywały też elementy sympatyczne, a nawet wesołe. Podstawowym zabiegiem terapeutycznym świadczonym w tamtych latach był PAP – co nie oznacza Polskiej Agencji Prasowej, lecz zastrzyk Pabialgina-Atropina-Papaweryna podawany we wszelkich bólach brzucha, głowy i klatki piersiowej. Na czas dyżuru otrzymywaliśmy ubranie służbowe – fartuch oraz płaszcz, a w czasie zimy kożuch powleczony od zewnątrz materiałem brezentopodobnym. Były wygodne i dobrze chroniły przed zimnem. Na stacji przy ulicy Hożej 56 był bufet, jedyny punkt w mieście, gdzie przez całą dobę można było kupić gorącą herbatę, kanapkę czy jakieś proste danie, takie jak jajecznica czy bigos.

Wyjazdy były też szybką lekcją poznawania geografii miasta. Pewnego razu otrzymałam zlecenie wyjazdu na „Dziki Zachód”, a na karcie zlecenia była napisana nazwa ulicy Łucka – pomyślałam sobie, pewnie chodzi o ulicę Łódzką, a dyspozytor się pomylił. Gdy dojechałam na miejsce, okazało się, że ulica Łucka istnieje i nazwa jej pochodzi od miasta Łuck, a nie od Łodzi.

Lucka400

Nigdy nie przypuszczałam, że po latach karetka pogotowia będzie symbolem sympatycznej piosenki Jedzie karetka, jedzie, którą lubimy słuchać z wnuczką Helcią. W czasach mojego staży podyplomowego jeździło się dwoma rodzajami karetek – warszawą oraz nysą, bezpieczniejsza i wygodniejsza była karetka warszawa, natomiast nysa była wysoka, niewygodna i wywrotna. Pamiętam wyjazd do jakiegoś pilnego pacjenta kardiologicznego, którego wiozłam z Pragi na na sygnale, karetka chybotała się na boki, a na domiar tego nosze z pacjentem zsuwały się z szyn, jakoś dojechaliśmy do szpitala PSK nr 1 na Lindleya 4.

Z Nowogrodzkiej 59 do Algierii oraz Afryki Zachodniej

W latach 1970 -1973 kontynuowałam pracę w PSK nr1 w ramach studiów doktoranckich, a w 1972 roku zdałam egzamin specjalizacyjny I stopnia z chorób wewnętrznych. Zdawałam w Szpitalu Bielańskim razem z dr Martyną Wierzbicką oraz dr. Krzysztofem Dziubińskim. W charakterze opiekuna towarzyszył nam prof. Henryk Chlebus. W 1974 roku Krzysztof obronił pracę doktorską Trudności diagnostyczne pełzakowicy wątroby, a w dalszych latach specjalizował się w chorobach zakaźnych, medycynie tropikalnej oraz epidemiologii. Pracował w Instytucie Pasteura w Paryżu, był adiunktem w Instytucie Chorób Zakaźnych i Pasożytniczych AM, ordynatorem i dyrektorem Szpitala Zakaźnego w Warszawie.

Pracował także jako wykładowca na Uniwersytetu w Setifie w Algierii oraz był konsultantem ds. AIDS z ramienia WHO w Afryce Zachodniej. Dzięki afrykańskiemu szlakowi zawodowemu mojej córki Katarzyny prowadzącemu także przez Algierię oraz Afrykę Zachodnią, mamy z Krzysztofem wspólne tematy do bardzo ciekawych dyskusji.

Urlopy w dawnych latach

Nie samą pracą i nauką człowiek żyje, od czasu do czasu warto było udać się na urlop. Mój pierwszy urlop po otrzymaniu dyplomu lekarza spędziłam Krynicy, był to marzec 1968 roku. Podczas tego pobytu jadałam obiady w jednym z sanatoriów, dzięki czemu mogłam oglądać telewizję. Pokazywano jakieś wiece, hasła na transparentach, których nie rozumiałam. Nie rozumiałam, co oznaczało hasło „Syjoniści do Syjonu!”, tak naprawę to nie wiedziałam, co oni za jedni i gdzie ten Syjon leży.

Nie tylko zresztą ja nic nie rozumiałam. Po latach czytam wspomnienia kolegów z rocznika 1961-1967, aktywistów uczelnianych – oni też nic nie rozumieli... Obieg informacji w przyrodzie był inny niż teraz.

Wystawione, a następnie zdjęte z afisza Dziady Adama Mickiewicza dobrze odzwierciedlały nastrój zarówno ogólnokrajowy, ale i mój osobisty pod koniec lat 70.

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,
Co to będzie, co to będzie?
– pisał Adam Mickiewicz.

Czytelnicy dramatu romantycznego oraz widzowie w Teatrze Narodowym, w którym grano przedstawienie, słowa wieszcza z pewnością odnosili do ówczesnej rzeczywistości.

Nie żywiąc specjalnie zainteresowania do polityki, realizowałam karierę lekarską, przetykaną od czasu do czasu urlopami i sporadycznymi wyjazdami służbowymi.

Następny urlop był w Zakopanem, kilka razy wyjeżdżałam na wczasy FWP do Przesieki, gdzie bardzo sympatycznie spędzałam czas, zwiedzając Karkonosze oraz tańcząc na wieczorkach zapoznawczych i pożegnalnych.

Na początki lat 80. pojawiły się organizacyjne i finansowe możliwości wyjazdów do bardziej atrakcyjnych miejscowości zagranicznych. Byłam na urlopie w Bułgarii (Słoneczny Brzeg) – sympatycznie, ale to też był Kraj Demokracji Ludowej, jak wtedy to określano, czyli nie taka znowu wielka atrakcja. Wyjechać na Zachód! – to było powszechne marzenie. Do krajów prawie zachodnich zaliczano w tamtych latach Jugosławię. Najlepszym tego dowodem było nie tylko położenie geograficzne, ale że tam podobno na każdej ulicy były inne ceny! Informacja ta dla dociekliwej mieszkanki Kraju Demokracji Ludowej była bardzo intrygująca. Postanowiłam sprawdzić, czy to prawda co opowiadali bywali w świecie koledzy i w kilka miesięcy po obronie pracy doktorskiej wybrałam się na urlop do Jugosławii.

Można było pojechać z Orbisem. Bywalcy opowiadali rzeczy, które nie mieściły się w głowie. Nie dość, że na każdej ulicy inne ceny, to jeszcze jest coca-cola. To już było nie do wyobrażenia! Takie kuszenie! A ja miałam w pamięci tylko smak kwasu chlebowego, którym gasiliśmy pragnienie podczas praktyki studenckiej w Rydze.

Wykupiłam wycieczkę do Jugosławii w Orbisie. Podróż odbywała się na paszporcie zbiorowym. Była to druga połowa września (pewnie była niższa cena wycieczki), śledziłam komentarze związane z ucieczką pilota samolotu MIG -25 w prasie anglojęzycznej, dostępnej w kiosku hotelowym. Kupowałam co kilka dni gazetę i czytałam ją na plaży. Zakres informacji był szerszy niż te, które były dostępne w kraju i było to bardzo ciekawe porównanie. Hotel położony nad brzegiem morza, nieco na wzgórzu. Obok była szosa, a na niej przystanek autobusu, którym można było pojechać do centrum. Powiedzmy, że był to hotel Jadran (?). Schodziło się pachnącym ogrodem w dół na kamienistą plażę.

Mieszkałam w pokoju dwuosobowym ze starszą panią, miłośniczką wycieczek, która pracowała w Łodzi jako włókniarka, przez cały rok odkładała pieniądze, aby pojechać na zagraniczną wycieczkę.

Zapamiętałam obfitość jedzenia, wino do kolacji, dostęp do prasy światowej. Czytałam więc gazety angielskie, polegując na rozłożonym ręczniku na kamienistej plaży. Na wypożyczenie leżaka lub materaca mój budżet młodej lekarki nie pozwalał.

W drodze powrotnej mieliśmy spore opóźnienie i przewodnik grupy zorganizował zgłodniałym podopiecznym kanapki. Nie mieliśmy takich budżetów, aby kupować sobie kanapki w zagranicznej kawiarni lotniskowej. Wróciłam owiana wielkim światem. Podobał mi się!

Szkolenia w Instytucie Gruźlicy oraz Lecznicy Ministerstwa Zdrowia

Pewną formą wytchnienia od codziennej pracy szpitalnej były staże specjalizacyjne oraz szkolenia w innych placówkach, gdzie będąc gościem, nie miałam pełnego profilu obowiązków.

Po latach odkrywam, że lekarze, u których szkoliłam się tych placówkach, byli nie tylko znakomitymi specjalistami w swoich dziedzinach medycyny, ale także niezwykle szlachetnymi ludźmi, walczącymi w Powstaniu Warszawskim o niepodległość Polski.

Staż z ftyzjatrii, będący w programie specjalizacji I stopnia z chorób wewnętrznych, odbywałam w Instytucie Gruźlicy na oddziale kierowanym przez panią doc. Barbarę Kampioni-Manteuffel (1906-1988). Pani docent dyplom lekarza uzyskała w 1930 roku, brała udział w Powstaniu Warszawskim, między innymi niosąc pomoc lekarską warszawiakom poszkodowanym podczas rzezi Woli. Na stronie www poświęconej temu dramatycznemu wydarzeniu czytamy:

Wśród osób zaangażowanych w transportowanie chorych z kościoła św. Wojciecha do Szpitala Wolskiego byli także: studentka medycyny Janina Pecynianka (ur. 1918) i internistka Barbara Kampioni-Manteuffel (1906-1988). (Źródło: https://dulag121.pl/encyklopediaa/kosciol-sw-wojciecha-punkt-zborny/).

Instytut Gruźlicy, zwany w przeszłości Szpitalem Wolskim, został zbudowany dzięki funduszom zapisanym w testamencie przez Stanisława Staszica.

Staż na oddziale doc. Barbary Kampioni to wspomnienie poznawania zagadnień ftyzjatrii oraz wspólnych niezwykle sympatycznych herbatek w gabinecie pani docent, tradycyjnie poprzedzonych pod koniec obchodu frazą wygłoszoną do ulubionej asystentki: Elżbieta, idź wstawić wodę na herbatę, bo ja chyba tego obchodu nie dokończę i nie wytrzymam z pragnienia. Fraza była wygłaszana na zakręcie korytarz o kształcie litery L, na krótszym ramieniu były tylko dwie sale chorych i dało się jakoś wytrzymać. Podczas herbatki obowiązywała elegancka konwersacja, w ramach której trzeba było opowiedzieć ciekawą historię. Niestety nie pamiętam, co opowiadałam na tych sympatycznych spotkaniach.

Mężem pani docent był prof. Leon Manteuffel-Szoege, na stronie www poświęconej profesorowi czytam: Na początku lat 30. ożenił się z lekarką, specjalistką w dziedzinie chorób płuc, Barbarą Kampioni, przyrodnią siostrą Natalii Turgieniewej-Pozzo (żony Aleksandra Pozzo) i Asi Turgieniewej (żony Andrieja Biełego). Przez żonę Manteuffel nawiązał kontakt z antropozofią.

Czym jest antropozofia? Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tym określeniem – otóż jest to szkoła duchowa stworzona przez austriackiego filozofa Rudolfa Steinera, który tak definiował stworzoną przez siebie teorię:

Przez antropozofię rozumiem naukowe badanie świata duchowego, które przekracza jednostronność zarówno czystego przyrodoznawstwa, jak i zwykłej mistyki, i które – zanim podejmie próbę wniknięcia w świat ponadzmysłowy – w poznającej duszy rozwija najpierw nieznane jeszcze zwykłej świadomości i zwykłej nauce siły, jakie wniknięcie takie umożliwiają. (Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Antropozofia).

Odbyłam także szkolenie w Pracowni Echokardiograficznej Lecznicy Ministerstwa Zdrowia przy ul. Emilii Plater u dr. Andrzeja Czernika (1923-1986). Lecznica Ministerstwa Zdrowia istniała w latach 1968-1998, ordynatorami w niej byli profesorowie z Akademii Medycznej, między innymi był nim prof. Stanisław Filipecki, który zarekomendował mnie do pracowni dr. Andrzeja Czernika. W okresie urlopów dr. Czernika opisywałam ekg pacjentów Lecznicy Ministerstwa Zdrowia. Współpraca układała się nam bardzo dobrze i pan doktor namawiał mnie do przejścia na stałe do jego pracowni. Przed podjęciem decyzji odbyłam rozmowę z dr. Jackiem Preibiszem, który przekonał mnie do pozostania w PSK nr 1.

Podczas pracy nad tematem „Medycyna oparta na wspomnieniach” odnalazłam informacje o powstańczym szlaku dr. Andrzeja Czernika.

CzernikAndrzej3660

Zdjęcie filmowe z Powstania Warszawskiego autorstwa Romana Banacha ps. „Świerk”. Mokotów, cmentarz powstańczy przy Szpitalu Elżbietanek w rogu ulic Goszczyńskiego i Tynieckiej. Grupa powstańców na pogrzebie sanitariuszki Anny Habrowskiej „Marii” z plutonu 1110 dywizjonu „Jeleń”. Od lewej z kwiatami sanitariuszka Alina Ciembroniewicz-Zabiełło „Alina”. W środku w berecie rtm. Lech Głuchowski „Jeżycki” dowódca „Jelenia”, profilem kpr. pchor. Andrzej Bontemps „Mnich”, w okularach st. ułan pchor. Andrzej Czernik „Cebion”. Fot. ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego, sygn. MPW-IH/1224.
(Źródło: https://www.1944.pl/powstancze-biogramy/andrzej-czernik,7131.html)

W Powstaniu Warszawskim brała także udział jako sanitariuszka doc. Maria Waśniewska, którą miałam zaszczyt poznać podczas konsultacji kardiologicznych, których udzielała w Instytucie Gruźlicy oraz Szpitalu Wolskim.

Doc Maria Wasniewska300

Na internetowej stronie Encyklopedia Medyków Powstania Warszawskiego czytamy:

Urodzona 3 grudnia 1921 r. w Warszawie, córka Marii i Pawła. Ojciec, lekarz powołany do wojska w 1939 r., zmarł w obozie jenieckim w Niemczech w 1944. Brat Andrzej, oficer rezerwy, zamordowany przez NKWD w obozie w Ostaszkowie.

Uczęszczała do Liceum Humanistycznego J. Michalskiej, które ukończyła już w czasie okupacji w 1940 r. Potem rozpoczęła studia na Wydziale Lekarskim Tajnego Uniwersytetu Warszawskiego. Już podczas studiów w latach 1943–1944 pracowała na Oddziale Kardiologicznym dr. E. Żery w Szpitalu św. Rocha w Warszawie. Praca ta zadecydowała o jej późniejszej specjalizacji lekarskiej. Kardiologia zdominowała całe jej życie.

W 1940 r. związała się z młodzieżowo-samokształceniową organizacją Pet, przystąpiła również do pracy w sanitariacie. Po włączeniu Petu do Szarych Szeregów była początkowo łączniczką, a następnie sanitariuszką w I Kompanii batalionu Zośka. Brała też udział w akcjach dywersyjnych oddziału. Podczas powstania brała udział w walkach na Woli i Starym Mieście, skąd kanałami przeszła na Żoliborz.

Po zakończeniu działań wojennych kontynuowała studia lekarskie na Uniwersytecie Warszawskim, w 1947 r. otrzymała absolutorium, a dyplom lekarza w 1948 r.

W 1952 r. wyszła za mąż za Antoniego Zielińskiego – ekonomistę, małżeństwo to trwało 12 lat.

Od 1947 r. pracowała na Oddziale Wewnętrznym prof. A. Landaua w Szpitalu Wolskim (później Instytut Gruźlicy) w Warszawie, zajmując się głównie problemami kardiologicznymi.

W 1956 r. przeniosła się do Kliniki Chirurgii Klatki Piersiowej prof. L. Manteuffla. Była tam stałym konsultantem kardiologicznym, a następnie kierownikiem Pracowni Kardiologicznej.

Była jednym z twórców diagnostyki inwazyjnej serca. Wyszkoliła w tym zakresie wielu lekarzy i zespół pracowników medycznych, biorących udział w badaniach diagnostycznych przed- i śródoperacyjnych serca.

W 1965 r. uzyskała stopień doktora medycyny, w 1970 r. doktora habilitowanego nauk medycznych. Obie prace dotyczyły leczenia operacyjnego serca. Opublikowała ponad 70 prac naukowych. Rozszerzała zakres swoich wiadomości na wyjazdach szkoleniowych do klinik kardiologicznych w Sztokholmie, Paryżu i Londynie. Brała czynny udział w licznych zjazdach krajowych i zagranicznych.

Od 1973 r. pracowała w Szpitalu Wolskim w Warszawie jako kierownik Pracowni Hemodynamicznej oraz w oddziale wewnętrznym o profilu kardiologicznym dr H. Mojkowskiej. We wrześniu 1979 r. przebyła ciężki zawał serca, zmarła po operacji w Genewie 23 czerwca 1980 r. (Źródło: https://lekarzepowstania.pl/osoba/maria-wasniewska/)

MuzeumPowstaniaWarszawskiego660

Kolejne miejsce, w którym odbyłam miesięczny staż szkoleniowy to Klinika Kardiologii w szpitalu przy ul. Goszczyńskiego, którą kierowała wówczas pani prof. Krystyna Ilmurzyńska (1929 -2020). Ukończyła ona Akademię Medyczną w Warszawie w 1954 roku, w 1966 roku obroniła pracę doktorską zatytułowaną Próba oceny fali zwrotnej mitralnej metodami graficznymi u chorych ze zwężeniem lewego ujścia żylnego, jej praca habilitacyjna zatytułowana Nowe zastosowania ultrasonokardiografii obroniona w 1970 roku była pierwszą pracą naukową w Polsce na ten temat.

Prof. Krystyna Ilmurzyńska była autorką książki Diagnostyka elektrokardiograficzna w ośrodku intensywnej opieki (1980) oraz współautorką z T. Bacią książki Diagnostyka ultrasonokardiograficzna (1980), a także autorką 54 doniesień naukowych opublikowanych w czasopismach kardiologicznych, w latach 1971-1973 oraz od 1980 r. była kierownikiem Kliniki Kardiologii CMKP, tytuł profesora uzyskała w 1988 roku. Pani prof. Krystyna Ilmurzyńska była recenzentką mojej pracy doktorskiej Zastosowanie ultrasonokardiografii do oceny stanu czynnościowego mięśnia sercowego, którą obroniłam w 1974 roku. Prof. Krystyna Ilmurzyńska była na szkoleniu z ultrasonokardiografii w Stanach Zjednoczonych u prof. Bernarda Segala, słynnego amerykańskiego kardiologa.

Odbyłam także staż w szpitalu zakaźnym przy ul. Wolskiej na oddziale żółtaczkowym kierowanym przez dr Krystynę Rusin. Podczas stażu zachęcona przez panią ordynator zapisałam się do Lekarskiego Stowarzyszenia Wzajemnej Pomocy, które udziela nieoprocentowanych pożyczek lekarzom bez potrzeby przedstawiania żyrantów. Należę do dziś do tego stowarzyszenia.

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2555-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-20-ach-co-to-byl-za-slub

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 18. Krystyna wybiera medycynę jako kierunek swoich studiów

Poprzedni odcinek

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2552-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-17-wyposazenie-domu-rpdzinnego

Rozdział 18. Krystyna wybiera medycynę jako kierunek swoich studiów

Krystyna w 1962 roku zdała maturę w Liceum im. Tadeusza Czackiego, które w jej szkolnych latach mieściło się przy ulicy Karowej. Po dłuższych rozmyślaniach oraz dyskusjach rodzinnych zdecydowała się zadawać na medycynę.

Mima przypomina sobie

Teraz nadeszła chwila wspomnień

Krystyna licealistka

Licealistka, która zdecydowała się  na studiowanie medycyny

Studia rozpoczęła 1 października 1962 roku. Na pierwszym roku największym wyzwaniem była anatomia prawidłowa, której studenci uczyli się przez 2 lata.

Anatomicum sala wykladowa

Sala wykładowa Collegium Anatomicum przy ul, Oczki, w której studenci uczyli się anatomii prawidłowej. Na zajęcia chodziliśmy w białych fartuchach, na głowie dziewczyny miały chustki, a chłopcy czepki

Biochemia na UW

Laboratorium ,w którym mieliśmy zajęcia i chemii. Kadry z filmu "Sztuka kochania"

Zajęcia z chemii, biochemii, fizjologii, patofizjologii oraz farmakologii mieliśmy na terenie Iniwersytetu Warszawskiego, gdzie jeden z budynków należał do Akademii Medycznej. Przed II wojną światową wydział lekarski był na Uniwersytecie warszawskim. W latach 1950 -2008 wydziały lekarskie były częścią uczelni Akademii Medycznych, które potem zmieniły nazwę na uniwersytety medyczne.

Index Am

Każdy student ma indeks, mój wyglądał tak jak powyżej

Klub Medyka 2

W wolnych od ćwiczeń i wykładów chwilach chodziliśmy do Klubu Medyka na ul.Oczki lub do kawiarni "Colorado" w Alejach Jerozolimskich

Klub Medyka nowy

Klub Medyka współcześnie, odnowiony i jakiś inny niż ten który zapamiętałam

(https://commons.wikimedia.org/wiki/Category:Klub_Medyka_in_Warsaw#)

Klub medyka neon

Klub Medyka ( https://commons.wikimedia.org/wiki/Category:Klub_Medyka_in_Warsaw#)

Ciekawą formą ćwiczeń z przedmiotów klinicznych były internaty, podczas których przez 24 godziny / 7 dni mieszkaliśmy w szpitalu i uczyliśmy się medycyny.
Mieliśmy internat z chirurgii w I Klinice Chirurgii, z ginekologii w II Klinice Ginekologii i Położnictwa na Karowej 2a oraz z rehabilitacji w Klinice Rehabilitacji w Konstancinie.
Internat z chirurgii pozostaje w mojej pamięci między innymi dlatego, że podczas naszego pobytu odbył się jeden z pierwszych w Polsce przeszczepów nerki.

Internat z ginekologii to oczywiście spotkanie z niezwykle barwną postacią prof. Ireneusza Roszkowskiego – urodzonego w Łapach, które są także moją rodzinną miejscowością. Podczas internatu było w zwyczaju, że ktoś ze studentów przedstawiał przypadek pacjentki na wykładzie, który odbywał się w sali Kliniki Ortopedii przy ul. Lindleya. Koledzy uznali, że mnie przypadnie obowiązek przedstawienia pacjentki.

Odcinek między ulicą Karową a Lindleya pokonywaliśmy samochodem, kierowcą był pan profesor, na przednim siedzeniu asystentka wykładowa, a na tylnym siedzeniu studentka-referentka, czyli ja. Profesor wyznawał zasadę, że należy mu się nieograniczone prawo pierwszeństwa przejazdu na wszystkich skrzyżowaniach. Jedziemy... jedziemy...

– Panie profesorze, czerwone światło! – ostrzega asystentka.

– Gdzie? gdzie? – dopytuje się profesor, nie zwalniając ani na chwilę. Przejechaliśmy szczęśliwie i tak samo wróciliśmy na Karową. Najwyraźniej opatrzność była na ostrym dyżurze.

Podczas internatu mieliśmy dyżury na sali porodowej, do naszych obowiązków należało monitorowanie tętna płodu oraz przenoszenie dziecka po porodzie z łóżka, na którym leżała rodząca, na stół, na którym dokonywano pierwszych zabiegów pielęgnacyjnych noworodka. Potem dostawaliśmy dziecko do dużej torby i przenosiliśmy je na oddział noworodkowy, który mieścił się w drugim budynku położonym od strony Wisły, połączonym korytarzem z budynkiem od strony ulicy Karowej, gdzie była sala porodowa.

Egzamin z ginekologii zdawałam u doc. Jadwigi Bar-Pratkowskiej, potem współpracowałam z prof. Jadwigą Kuczyńską-Sicińską, wspólnie prowadząc pacjentki z nadciśnieniem tętniczym w ciąży.

Mijają lata... jestem na Karowej jako osoba towarzysząca mojej córce Katarzynie, która ma kontrolne badanie podczas ciąży z synem. Oczekujemy na KTG i spotykamy znanego mi osobiście dr Marka E. Marcyniaka, który konsultuje córkę i wygłasza sympatyczne zalecenia:

– Wszystko jest w porządku, ale jakby coś niepokojącego, to rzucaj się do Wisły, przepływaj ją wpław i do nas szybko przyjeżdżaj, pomożemy!

I tak oto nasze trzy pokolenia zetknęły się ze szpitalem ginekologiczno-położniczym przy ulicy Karowej 2a.

Nocny widok z Karowej660

Bezsenność na Karowej z widokiem na Wisłę

Internat z rehabilitacji w Konstancinie był ciekawym wydarzeniem, odbywaliśmy go na V roku studiów, byliśmy pierwszym rocznikiem, który miał takie zajęcia. Pamiętam trudny dojazd komunikacją miejską do Konstancina, zajęcia od rana do późnego wieczora, pierwsze zetknięcie się z rehabilitacją oraz malowniczą postać prof. Mariana Allana Weissa.

Marian Allan Weiss (1921-1981) był twórcą i wieloletnim dyrektorem Stołecznego Centrum Rehabilitacji (STOCER). Studia medyczne odbył w latach 1938-1944 na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. W 1944 roku wstąpił do Wojska Polskiego, gdzie pełnił służbę jako lekarz. W 1951 roku obronił pracę doktorską i od tego czasu był dyrektorem Szpitala Chirurgii Kostnej w Konstancinie. W 1958 roku otrzymał tytuł docenta, w 1967 profesora nadzwyczajnego, a w 1975 profesora zwyczajnego. Od 1962 roku był kierownikiem Katedry Rehabilitacji Akademii Medycznej w Warszawie. Był wieloletnim ekspertem WHO, honorowym członkiem Nowojorskiego Towarzystwa Medycyny Fizykalnej, doktorem honoris causa uniwersytetu w Rennes, honorowym członkiem Szwedzkiego Towarzystwa Ortopedycznego, odznaczony medalem Instytutu im. Wiszniewskiego w Moskwie. W uznaniu zasług ośrodkowi STOCER nadano jego imię. (Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Marian_Allan_Weiss).

Czytając po latach biografię prof. Mariana A. Weissa zrozumiałam, dlaczego nasz plan pobytu na internacie z rehabilitacji był tak obfity w zajęcia – najwyraźniej musiał go układać pan profesor, człowiek wielkiej aktywności i pracowitości.

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2554-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-19-staz-podyplomowy-studia-doktoranckie-specjalizacje

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 17. Wyposażenie domu rodzinnego

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2551-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-16-przenosimy-sie-na-ulice-raszynska

Rozdział 17. Wyposażenie domu rodzinnego

Halinka i Józio prowadzili dom otwarty, urządzali przyjęcia okolicznościowe, na których bywali zaprzyjaźnieni koledzy oraz rodzina. Podczas spotkań spożywano wędliny, sałatki warzywne z majonezem (a może śmietaną?), bigos… Wznoszono toasty oraz śpiewano piosenki.

Zastawa rodzinne

Rodzinna zastawa

Sztucce

Sztućce

Cukiernica

Cukiernica

Rozowa patera

Patera oraz talerzyki do konfitur

Karafka i kieliszki

Karafka i kieliszki

Sermo przyjecie

Przyjęcie z okazji pierwszej rocznicy współpracy z Sermo amerykańskim / globalnym portalem dla lekarzy

Okolicznościowa okrągła tarta na zabytkowej paterze, stół przykryty serweta wyszywaną przez Jasię, moją koleżankę z Łap, artystycznie haftującą orz wyszywającą piękne serwety

Wazon z kwiatami

Wazon z kwiatami

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2553-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-18-krystyna-wybiera-medycyne-jako-kierunek-swoich-studiow

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 16. Przenosimy się na ulicę Raszyńską

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2550-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-15-centrala-spoldzielni-ogrodniczych

Rozdział 16. Przenosimy się na ulicę Raszyńską

Przenosiny na ul. Raszyńska dały nam niepowtarzalną możliwość oglądania różnych oficjalnych wydarzeń bowiem ulicą tą wiodła trasa przejazdu różnych oficjeli, którzy przybywali drogą lotniczą do PRL z wizytami przyjaźni. Trasa Łazienkowska jeszcze nie istniała (tak! tak!) i pojazdy z lotniska jechały ulicą Żwirki i Wigury, Raszyńską i Alejami Jerozolimskimi wioząc VIP-ów do swoich miejsc zakwaterowania.

Salon Raszynska

W salonie na Raszyńskiej, na drugim planie biurko, a na nim maszyna do pisania. Na tym sprzęcie pisałam mój doktorat. Gdy skończyłam pisać z energią pociągnęłam za wałek i... go wyrwałam. Na sąsiedniej ulicy czyli na Tarczyńskiej był punkt naprawy maszyn do pisania. Pan mechanik powiedział, ż wiele lat pracuje przy naprawie maszyn, ale pierwszy raz spotyka się z taką awarią ;) Energia twórcza to jest to co mam pod dostatkiem!

Raszynska zamglona 2

 Raszyńska zamglona, widok na filtry z przystanku autobusu 175 

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2552-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-17-wyposazenie-domu-rpdzinnego

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 15. Centrala Spółdzielni Ogrodniczych

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2549-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-14-panstwowy-zaklad-wydawnictw-lekarskich

Rozdział 15. Centrala Spółdzielni Ogrodniczych

Józio mając doświadczenie z okresu wileńskiego z pracą w spółdzielczości po zakończeniu współpracy z Towarzystwem Burs i Stypendiów został zatrudniony w Centrali Spółdzielni Ogrodniczych.

Jozio cso color

Józio w biurze Centrali Spółdzielni Ogrodniczych

Józio zajmował się w CSO sprawami finansowymi, jeździł też w delegacje do terenowych placówek tej instytucji. Z wnętrza biura CSO pamiętam eleganckie schody, chyba jego biuro mieściło się na I piętrze.

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2551-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-16-przenosimy-sie-na-ulice-raszynska

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 14. Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2548-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-13-pani-halina-tanczy

Rozdział 14. Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich

Po zakończeniu pracy w "Dziekance" Halinka zatrudniła się w Państwowym Zakładzie Wydawnictw Lekarskich (PZWL), który w latach 50 tych mieścił się przy ul. Chocimskiej 22.

Chocimska PZWL

PZWL mieścił się początkowo przy ulicy Chocimskiej

Praca Halinki w Państwowym Zakładzie Wydawnictw Lekarskich miała wiele ciekawych aspektów, wiązała się z kontaktami z ciekawymi ludźmi – autorami książek, znanymi profesorami oraz stwarzała
możliwości edukacyjne. Na zakończenie pracy nad książką wydawca dostarczał 1 egzemplarz okazowy i redaktorzy losowali miedzy sobą, kto będzie szczęśliwym posiadaczem dzieła. Halinka miała szczęście i często wygrywała losowanie. Pewnego razu powiedziano: gdy bierzesz los jako pierwsza, to będąc szczęściarą odbierasz innym szanse na wygraną, w tym losowaniu weźmiesz los jako ostatnia. Wszyscy otworzy swoje losy – były puste… I tym razem Halinka wygrała
książkę.
Była to najciekawsze książki o medycynie, jaką zdarzyło mi się przeczytać w młodych latach i prawdopodobnie miały wpływ na wybór moich studiów lekarskich.

Historia medycyny

Jedna z książek redagowanych przez Halinkę

PZWL był miejscem, gdzie poznała Halinka wielu wybitnych lekarzy. Jednym z nich był prof.Wincenty Jerzy Babecki ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Wincenty_Babecki ).

W 1929 w Londynie  wziął udział w pracach ze strony rządu polskiego nad przygotowaniem zapisów Konwencji Genewskiej i jest jej w imieniu prezydenta RP, sygnatariuszem ze strony polskiej wraz z płk. Józefem Prackim 27 lipca 1929r. ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Wincenty_Babecki ).

Konwencja Genewska zawiera zapisy o ochroni ludności cywilnej w czasie wojny (https://sip.lex.pl/akty-prawne/dzu-dziennik-ustaw/konwencje-o-ochronie-ofiar-wojny-genewa-1949-08-12-16783214).

Inna wybitna postać to prof. Artur Dziak, ortopeda, pracujący przez wiele lat w PZWL jeszcze od swoich czasów studenckich. Uczestnik misji humanitarnej podczas wojny w Wietnamie. Energiczny, dowcipny, pogodny; pewnego razu usłyszał od swojego szefa prof. A. Grucy, cyt. nie lataj za wysoko, bo cię nie zauważą

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/medycyna-oparta-na-wspomnieniach/890-nie-lataj-za-wysoko-bo-cie-nie-zauwaza

Felczer przewodnik 2

Znakomity "Przewodnik medyczny dla felczerów"

Higiena dedykacja

Dedykacja od prof. Marcina Kacprzaka i współautorów, więcej o tej książce https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/medycyna-oparta-na-wspomnieniach/529-wspominajac-prof-marcina-kacprzaka

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2550-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-15-centrala-spoldzielni-ogrodniczych

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

 

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 13. Pani Halina tańczy

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2547-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-12-wakacje-w-sopocie 

Rozdział 13. Pani Halina tańczy

Bazyliszek

 Restauracja Bazyliszek

Po wojnie miało miejsce wiele przyspieszonych karier - zasłużeni dla PRL zostawali w ekspresowym tmpie profesorami, docentami, dyrektorami etc. Gdy nieco przełożeni tych osób nieco ochłonęli i spokojnie zaczęli przeglądać ich dokumenty okazywało się, że nie ma wśród nich matury. Powstała fraza, że "matura zaginęła w czasie okupacji". Skoro tak to trzeba było tę maturę odnaleźć. Organizowane specjalne kursy na których w ciągu roku - dwóch lat ci pechowcy uzupełniali swoją wiedzę o program szkoły średniej i uzyskiwali świadectwo maturalne. Halinka uczyła języka polskiego na takich kursach odzyskiwania zagubionych dokumentów. Po jednym z szkoleń kilku absolwentów postanowiło uczcić uzyskanie świadectwa i zaprosili Halinkę na kolację do restauracji "Bazyliszek". Kolacja odbyła się w atmosferze sukcesu, kelner przyniósł rachunek....

Bazyliszek wiki

Bazyliszek (https://pl.wikipedia.org/wiki/Kamienica_Pod_Bazyliszkiem_w_Warszawie)

Jeden świeżo upieczonych maturzystów wziął rachunek do ręki zaczął go rozliczać, głośno informując otoczenie:

- Janek płaci 7,50 zł, Zdzisiek płaci 8,40 zl, Franek płaci 9,30 zł, pani Halina płaci.....

W tym momencie rozległ się nad jej głową stanowczy męski głos: 

- Pani Halina nie płaci, pani Halina tańczy! Czy mogę panią prosić do tańca? Był to słynny w owych latach redaktor Jotem z Ekspresu Wieczornego, który siedział przy sąsiednim stoliku i nie wytrzymał nerwowo jak 5 mężczyzn, którzy "zaprosili" jedną kobietę na kolację, usiłuje wydobyć z jej portmonetki kilka złotych. Gdy Halinka powróciła z parkietu rachunek był już zapłacony.

Inne historyczne spotkanie w "Bazyliszku"  miałam ja po zdaniu egzaminu specjalizacyjnego z chorób wewnętrznych I stopnia.  Byłam z dwojgiem kolegów, z którymi zdawałam egzamin i naszym opiekunem prof. Henrykiem Chlebusem (https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/medycyna-oparta-na-wspomnieniach/889-profesor-henryk-chlebus)

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2549-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-14-panstwowy-zaklad-wydawnictw-lekarskich

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 12. Wakacje w Sopocie

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2546-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-11-festiwal-mlodziezy-i-studentow-w-1955-roku

Rozdział 12. Wakacje w Sopocie

Byłyśmy dwa lub trzy razy na bardzo ciekawych wakacjach w Sopocie u pani Janki Parfimczyk, ż której Rodzicami Halinka znała się z okresu pracy na Wileńszczyźnie.

Sopot color

Krystyna i Halinka w Sopocie

Wspominam jak panie Halinka i Janka rozmawiały przy kawie w salonie państwa Parfimczyków i pani Janka w pewnym momencie mówiła pani dawajtie pogawarim po naszemu i przechodziły na język białoruski. Język ten był językiem oficjalnym od 17 września 1939 roku i Halinka musiała się go nauczyć pracując w szkole.

Podczas pobytu w Sopocie lubiłam słuchać rock and rolla w kawiarni nieopodal wejścia na molo. Ogladałam Grand Hotel, ale do jego wnętrza weszłam po wielu latach podczas spotkania z kuzynką z rodziny Hublewskich.

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2548-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-13-pani-halina-tanczy

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 11. Festiwal Młodzieży i Studentów w 1955 roku

Poprzedni  rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2545-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-10-pamietna-trzynastka

Rozdział 11. Festiwal Młodzieży i Studentów

Barwnym wydarzeniem w szarej socjalistycznej rzeczywistości był Międzynarodowy Festiwal Młodzieży i Studentów, który odbywał się od 31 lipca do 15 sierpnia 1955 roku (https://dzieje.pl/aktualnosci/64-lata-temu-odbyl-sie-v-swiatowy-festiwal-mlodziezy-i-studentow-w-warszawie). Oglądałam wraz z Rodzicami uroczysty pochód uczestników festiwalu. Równie fascynujące było zbieranie autografów od uczestników w specjalnym notesie.

Festiwal plakat

Plakat festiwalowy

https://grafiteria.pl/produkt/v-swiatowy-festiwal-mlodziezy-i-studentow-varsovie-31-vii-14-viii-1955/?recommended=2&kolor=95856&papier=2&ramka=96090&szyba=zwykla

Plakat 2

Plakat festiwalowy

https://grafiteria.pl/produkt/v-swiatowy-festiwal-mlodziezy-i-studentow-1955/?recommended=2&kolor=&papier=0&ramka=96090&szyba=zwykla

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2547-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-12-wakacje-w-sopocie

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 10. Pamiętna trzynastka

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2544-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-9

Krystyna Knypl

Rozdział 10. Pamiętna trzynastka

Trzynastaka występuje w ważnych momentach w mojej Rodzinie. Moja metryka chrztu ma numer 13, moja Córka Katarzyna chodziła Szkoły Podstawoej nr 13 w Warszawie, moja wnuczka Helena urodziła się 13 grudnia....

Metryka Krystyny

Moja metryka chrztu. Drugie imię nie występuje w metryce cywilnej

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2546-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-11-festiwal-mlodziezy-i-studentow-w-1955-roku

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 9. Wyprawa do ZOO

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2543-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-8-halinka-studiujej-na-uniwersytecie-warszawskim

Krystyna Knypl

Rozdział 9. Wyprawa do ZOO

Krysia na wielbładzie

Józio, Halinka i Krysia na wycieczce do ZOO

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2545-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-10-pamietna-trzynastka

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 8. Halinka studiuje na Uniwersytecie Warszawskim

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2542-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-7-przenosiny-do-warszawy

Krystyna Knypl

Rozdział 8. Halinka studiuje na Uniwersytecie Warszawskim

Halinka studentka

Halinka jako studentka wydziału polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego

Legitymacja Halinki

Legitymacja studencka Halinki

Halinka UW zaswiadczenie

Zaświadczenie o zdanych przez Halinkę egzaminach, jednym z przedmiotów był język starocerkiewnosłowiański, którego uczyła się także jej wnuczka Katarzyna podczas studiów na wydziale slawisktyki Uniwersytetu Warszawskiego

 Fredro

Praca magisterska Halinki z współczesną okładką

Mgr Halinki oryg

Praca magisterska Halinki oryginał

Dyplom mgr Halinki

Dyolom ukończenia studiów na wydziale filologicznym  przez Halinkę

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2544-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-9

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 7. Przenosiny do Warszawy

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2541-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-6-kolejny-etap-wysokie-mazowieckie

Krystyna Knypl

Rozdział 7. Przenosiny do Warszawy

Dziekanka

Dziekanka

Źródło https://pl.wikipedia.org/wiki/Zajazd_Dziekanka_w_Warszawie

Dziekanka podworko

Dziekanka  podwórko, pamiętam jak biegałam po nim

Dziekanka brama 3

Brama

Dziekanka brama tbs

Brama wjazdowa, logo Towarzystwa Burs i Stypendiów (TBS), gdzie pracował Józio

Dziekanka tablica pamiatkowa

Tablica pamiątkowa o Dziekance

Dziekanka herb Krakowa

Dziekankę po wojnie odbudowano ze składek mieszkańców Krakowa, upamiętnia ten fakt taki herb tego miasta

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2543-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-8-halinka-studiujej-na-uniwersytecie-warszawskim

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 6. Kolejny etap - Wysokie Mazowieckie

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2540-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-5-pierwsze-powojenne-lata-w-lapach

Krystyna Knypl

Rozdział 6. Kolejny etap - Wysokie Mazowieckie

Po wojnie rozpoczęła się odbudowa Polski zniszczonej przez niemieckiego okupanta. Odbudowywano nie tylko zniszczone domy, ale także szkolnictwo. W Wysokiem  Mazowieckiem powstał komitet odbudowy gimnazjum. Józio został pierwszym po wojnie dyrektorem Gimnazjum Ogólnokształcącego w Wysokiem Mazowieckiem. Pełnił tę funkcję w latach 1945-1947. Jednocześnie uzupełniał swoje kwalifikacje i 12 października 1947 r. uzyskał dyplom nauczyciela szkół średnich w zakresie pedagogiki i propedeutyki filozofii po zdaniu egzaminów przed Komisją Egzaminów Pań-
stwowych w Warszawie. Gdy zaproponowano mu objęcie funkcji wizytatora Kuratorium Okręgu Szkolnego, dyrektorką gimnazjum została Halinka.

Wizytowka Jozia

 Wizytówka Józia

Frontwoman Krysia

Front woman Krysia, a za nią od lewej moja matka Halina i jej sekretarka oraz uczniowie

Uczniowie Wysokie Mazowieckie

Uczniowie odbudowują szkołę

Plakat 3 razy tak

Plakat zachęcający do głosowania 3 razy TAK

Wieczorem w przededniu referendum wyznaczonego na 30 czerwca 1946 roku do naszego służbowego mieszkania w Wysokiem Mazowieckiem zastukał patrol Milicji Obywatelskiej i oznajmiono Józiowi, że jest aresztowany. Halinka była przerażona – ledwo mąż wrócił z obozu koncentracyjnego, a znów pozbawiają go wolności. Józio poprosił milicjantów aby pozwolili mu na chwilę wejść do drugiego pokoju aby mógł wziąć coś co będzie mu potrzebne w czasie pobytu w areszcie. Tym czymś były dwie takie kart do gry w brydża. Józio był znakomitym brydżystą. W czasie 48 godzinnego aresztowania wygrał dwie złote monety 5 rublowe. Najwyraźniej inni aresztowani byli przygotowani do aktywnego spędzenia czasu w odosobnieniu. Wśród aresztowanych byli przedstawiciele miejscowego duchowieństwa, ziemiaństwa, osoby zajmujące kierownicze stanowiska.

Piec rubliPiec rubli 2

Pięć rubli carskie, dziś można j kupić za około 1500 zł za jedną sztukę. Moneta zawiera 3,86 g złota.

Józio i Halinka są wymienieni w Wikipedii na stronie poświęconej historii Liceum im. Kazimierza Jagiellończyka

https://pl.wikipedia.org/wiki/Liceum_Og%C3%B3lnokszta%C5%82c%C4%85ce_im._Kr%C3%B3la_Kazimierza_Jagiello%C5%84czyka_w_Wysokiem_Mazowieckiem

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2542-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-7-przenosiny-do-warszawy

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

 

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 5. Pierwsze powojenne lata w Łapach

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2539-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-4-czas-ii-wojny-swiatowej

Krystyna Knypl

Rozdział 5. Pierwsze powojenne lata w Łapach

Na przełomie lat 1944/45 Halinka  mieszkała w wynajmowanym pokoju u cioci Roszkowskiej,  której córka Halina była moją chrzestną. Chrzestnym był Wacław, syn cioci Mani.
Przy moich narodzinach była położna, którą Halina Roszkowska zawołała do porodu. Urodziłam się w godzinach wieczornych.

Kosciol Lapy

Kościół św. Piotra i Pawła w Łapach, w którym byłam ochrzczona

(https://pl.wikipedia.org/wiki/Ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82_%C5%9Bw._%C5%9Bw._Aposto%C5%82%C3%B3w_Piotra_i_Paw%C5%82a_w_%C5%81apach#

Po prawej stronie przed drzewami były stragany z atrakcyjną ofertą, tak opisaną w mojej powieści "Maść tygrysia czyli powołanie do medycyny"

Naprawdę ciekawa to była wyprawa na odpust do parafii, hucznie obchodzony na świętych Pio-
tra i Pawła, gdzie można było zobaczyć wspaniałe, niecodzienne rzeczy. W górnej części straganów rozstawianych przed kościołem łopotały na wietrze różnokolorowe chorągiewki i baloniki, w dolnej części wisiały piłeczki jo-jo na gumce, a na wysokości oczu znajdowały się słodycze. Sprzedaw-
cy chyba od zawsze wiedzieli, co przyciąga spojrzenia dzieciaków. Matylda najbardziej lubiła lizaki, białe z pasemkami różowego… z czego właściwie było to różowe? Do dziś nie wiadomo, ale smakowało niebiańsko.

Obie Haliny – Łapińska i Roszkowska darzyły się sympatią oraz wspierały, w dalszych latach lubiły się spotykać na kawie podawanej w salonie pań Roszkowskich, gdy Halinka przyjeżdżała na wakacje do Łap.

 Filizanka od niani

Pamiątkowa filiżanka, którą otrzymałam od mojej Niani z okazji chrztu

Jozio i mla Krysia

Józio i mała Krysia na podwórku u cioci Frani

Halina Krsia i Jozio

Halina z Krysią oraz Józio z Krysią

Mima i Kate przxy grocie

Krystyna i Katarzyna przy grocie NMP, na wakacjach w 1982 roku

Zdjęcie dobrze dokumentuje, że Krystyna była brunetką, a nie szatynką jak to przez wiele lat uważała. Z błędu wyprowadziły ją fotografie oraz stwierdzenie jej męża @Francisa 'Z szatynką bym się nie ożenił".

Krystyna Knypl

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2541-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-6-kolejny-etap-wysokie-mazowieckie

GdL 8/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 4. Czas II wojny światowej

Poprzedni odcinek

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2538-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-3-slub-jozia-i-halinki 

Krystyna Knypl

Rozdział 4. Czas II wojny światowej

Okres 1939 -1945 dla wszystkich polskich rodzin naznaczony był cierpieniami, niepewnością co do jutra oraz przymusowymi przesiedleniami oraz wędrówkami. W 1941 r. Halinka i Józio przenieśli się do Łap, mieszkając początkowo w jeszcze nie w pełni wykończonym domu cioci Frani, który miał przystosowaną do użytku kuchnię i jeden pokój.W 1941 r. miały miejsce masowe aresztowania ( około 1500 osób), podczas których Józio został zatrzymany i przewieziony do niemieckiego obozu koncentracyjnego. Halinka w tym czasie przeniosła się do domu cioci Roszkowskiej, gdzie wynajmowała jedez z pokoi.

Dom cioci Roszkowskiej

Dom cioci Roszkowskiej, w którym urodziłam się w czasie gdy jeszcze nie istniał PRL, jak to malowniczo określiła moja wnuczka Helenka.

List z obozu

List z niemieckiego obozu koncentracyjnego w Oranienburgu (https://encyclopedia.ushmm.org/content/en/article/oranienburg-1) wysłany przez ,mojego Ojca, będącego więźniem tego obozu z numerem 83062

List z obozu 2

List mojego Ojca  z niemieckiego obozu koncentracyjnego

Potwierdzenie pobytu w obozie

Potwierdzenie pobytu w niemieckim obozie koncentracyjnym z biura Czerwonego Krzyża

Trasa z obozu

Trasę z obozu w Oranienburgu do Łap, wynoszącą 715 km, pokonał pieszo. Wg Google Maps na pokonanie tej trasy trzeba poświęcić  145 godzin. Ojciec wraz z kolegami szedł do domu 2 tygodnie.

Slimak

Ślimak winniczek (https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Alimaki)

Byli wycieńczeni, głodni. Pewnego razu napotkali na łące ślimaka. Narwali trawy i ugotowali "rosół" na ślimaku - był on pożywieniem dla 3 mężczyzn. Wg hodowców jeden ślimak waży średnio około 1,1 g (https://hodowlaslimakow.eu/viewtopic.php?t=191), na powracającego z obozu, wygłodzonego mężczyznę przypadło więc 0,36 g mięsa plus trawa i "rosół". Józio po powrocie z niemieckiego koncentracyjnego obozu ważył 45 kg.

Był wytrwałym oraz niezwykle dzielnym mężczyzną bowiem w ciągu pół roku po powrocie z obozu napisał i obronił pracę magisterską "Szkoła podwydziałowa w Rawie Mazowieckiej"

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2540-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-5-pierwsze-powojenne-lata-w-lapach

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

 

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 3. Ślub Józia i Halinki

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2537-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-2-halinka-i-jej-rodzina

Krystyna Knypl

Rozdział 3. Ślub Józia i Halinki

Ślub Józia z Halinką odbył się 30 czerwca 1936 roku w Kaplicy Ostrobramskiej w Wilnie. Świadkami byli siostra Halinki Jadwiga oraz kolega Józia. Przyjęcie weselne odbyło się w hotelu Georges, najelegantszym w owych czasach lokalu w Wilnie.

Slubne Jozia i Halinki

Józio i Halinka

Przyjecie weselne Jozia i Halinki

Przyjęcie w hotelu Georges

Hotel Georges Vilnius

Hotel Georges (https://pl.wikipedia.org/wiki/Hotel_Georges_w_Wilnie)

Swiadectwo slubu Jozia i Halinki

Świadectwo ślubu

Bukiet slubny Halinki

 Zasuszone kwiaty z bukietu ślubnego Halinki

Slub Jozia i Halinki zawiadomienie

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2539-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-4-czas-ii-wojny-swiatowej

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 2. Halinka i jej rodzina

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2536-jak-historia-sie-zmienia-przez-kolejne-pokolenia-rozdzial-1-szlacheckie-korzenie-siegaja-roku

Krystyna Knypl

Rozdział 2. Rodzina Halinki - Hublewscy

Halinka urodziła się 8 czerwca 1907 roku w Łukowie, jej rodzicami byli Władysława ze Szwackich i Stanisław Hublewscy. W 1913 r. zmarła Władysława Szwacka. Halinka przez następne lata pozostawała pod opieką babci Katarzyny (już chorej i leżącej) oraz drugiej żony Stanisława Hublewskiego, Janiny.

Szwaccy kolor

Katarzyna w wieku 16…17 lat wyszła za mąż za Jana Szwackiego i po sprzedaniu domów w Warszawie (jak głosi przekaz
rodzinny) kupiła z mężem „pół Garwolina”. Jan Szwacki (1850-1907) pochodził z Siedlec, ojciec farmaceuta miał tam aptekę. Jan miał 6 braci, wszyscy skończyli studia. Jeden z nich odziedziczył aptekę w Siedlcach, inny był prawnikiem. Jan prowadził biuro podań i zajmował się polityką. Brał czynny udział w powstaniu w 1905 roku przeciw carowi. Uwięziony nabawił się gruźlicy i zmarł. Władysława (1887-1916) wyszła za mąż za Stanisława Hublewskiego, prezesa
Urzędu Skarbowego w Siedlcach. Mieli dwoje dzieci: Halinę (1907-1981) oraz Jerzego (1902-†?, zmarł na gruźlicę jako student).

Hublewski Stanisław foto i mianowanie kolor

 Siostry Hublewskie

Siostry Hublewskie od prawej Halinka, Jadwiga, Zosia, Irena

 Hublewski Jerzy

 Jerzy Hublewski, brat Halinki

Halinka w 1914 roku rozpoczęła naukę w czteroklasowej szkole podstawowej, a od 1918 roku kontynuowała edukację w Preparandzie Nauczycielskiej w Trzebieszowie  (http://rcin.org.pl/Content/27059/WA004_21887_T3537_Preparandy_o.pdf), a potem w 1927 roku w Seminarium Nauczycielskim w Świsłoczy, placówce edukacyjnej o pięknej przeszłości. Na portalu www.genealodzy.pl czytamy: W 1805 roku w Świsłoczy Tyszkiewicz ufundował słynne gubernialne gimnazjum, w którym w 1825 roku nauczycielem historii był Jan Czeczot. W 1845 rok gimnazjum utraciło status gubernialnego, a następnie za poparcie powstania styczniowego zostało zredukowane do progimnazjum.

Swislocz szkola

W 1876 roku na jego bazie otwarto rosyjskie Świsłockie Seminarium Nauczycielskie.

Seminarium nauczycielskie Halinki

Halinka w 1927 roku przyjechała do pracy do Wasiliszek. Jak wspominała, zauważyła Józia na ganku, w towarzystwie kolegów, gdy głośno rozwiązywał dość skomplikowaną kwestię z geometrii przestrzennej dotyczącej teoretycznego powiększenia obwodu kuli ziemskiej.

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2538-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-3-slub-jozia-i-halinki

Krystyna Knypl

GdL 8/2023

"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 1. Szlacheckie korzenie rodziny Łapińskich

Krystyna Knypl

Rozdział 1. Szlacheckie korzenie rodziny Łapińskich

Nazwy państw oraz ich granice zmieniają się na przestrzeni dziejów. Decydują o tym silniejsi, więksi, wygrani. Po wojnach napoleońskich (lata 1798 - 1815)  wielcy tego świata europejskiego zebrali się w Wiedniu na tzw. Kongresie Wiedeńskim i ustalili nowe granice państw.

Congress of Vienna 5

Kongres Wiedeński

https://pl.wikipedia.org/wiki/Kongres_wiede%C5%84ski

Napoleon pomnik Warszawa

Pomnik Napoleona w Warszawie, na Placu Powstańców Warszawy

Pomnik powstał dzięki staraniom członków Stowarzyszenia Wzajemnej Pomocy Członków Legii Honorowej. Order Narodowy Legii Honorowej jest najwyższym odznaczeniem francuskim. Pierwszym odznaczonym był Napoleon Bonaparte.

350px Congress Poland in 1815

Królestwo Polskie (https://pl.wikipedia.org/wiki/Kongres_wiede%C5%84ski)

Mapa Europy bardzo jasno odzwierciedla układ sił na Kongresie Wiedeńskim. Silne Królestwo Prus  zapewniło sobie wyłączność w dostępie do Morza Bałtyckiego... Nadeszły czasy wyrównania szans, a walkę o dostęp do morza pięknie ilustruje piosenka Morze, nasze morze (https://pl.wikipedia.org/wiki/Morze,_nasze_morze), do której słowa i melodię napisał Adam Józef Kowalski

(https://pl.wikipedia.org/wiki/Adam_Kowalski_(%C5%BCo%C5%82nierz))

Morze, nasze morze

https://www.youtube.com/watch?v=XWfyGFpZT-g

W każdym państwie są różne urzędy, jednym z nich w Królestwie Polskim była Heroldya Królestwa Polskiego, która zajmowała się nadawaniem tytułów szlacheckich osobom które przedstawiły odpowiednie dokumenty. 

Szlachcic polski rysunek

Mój pra-pra-pra-dziadek Wincenty Anastazy Łapiński, który mógł wyglądać jak pokazuje to rysunek

( https://pl.wikipedia.org/wiki/Szlachta_w_Polsce)

przed 158 laty złożył wymagane dokumenty i 29 sierpnia 1865 roku, czyli przed 158 laty Heroldya Królestwa Polskiego poświadczyła jego szlacheckie pochodzenie.Szlachta stanowiła 6 - 10% społeczeństwa.

Wincenty Anastazy otrzymał  prawo do posługiwania się tytułem szlachcica oraz herbem Jelita.

Dokument szlachecki

 Dokument potwierdzający szlachectwo Wincentego Anastazego Łapińskiego

Bitwa pod Płowcami

Jest to stary herb szlachecki sięgający wojny pod Płowcami, jako pierwszy otrzymał go rycerz Florian Szary, który był ranny w czasie wspomnianej bitwy (https://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_pod_P%C5%82owcami). Współcześnie znane osoby o szlacheckich korzeniach legitymujące się herbem Jelita to pisarze Stefan Żeromski, Helena Mniszkówna oraz pianista Ignacy Paderewski.

Wincenty Anastazy miał żonę Rozalię, a jego ojcem był Benedykt Łapiński, który mieszkał we wsi Łapy Barwiki.

Miezkańcy

Wincenty Anastazy Łapiński jest wymieniony jako mieszkaniec parafii Płonka Kościelna

Łapy szlacheckie

Łapy są określone w dawnym słowniku jako miejscowość szlachecka stanowiąca gniazdo rodowe rodziny Łapińskich, w skład której wchodziły różne wsie, między innymi Barwiki, gdzie mieszkał Wincenty Anastazy. Miał on syna Aleksandra, który ożenił się z Józefą. 
Mieli oni 3 hektary ziemi na obrzeżach Łap, na odcinku drogi prowadzącej nad Narew. Małżeństwo Józefa i Aleksandry Łapińskich doczekało się licznego potomstwa, córek: Marianny, Walerii, Franciszki oraz synów Franciszka i Józia jr..

Franciszek – był cenionym w społeczności lokalnej rolnikiem. Jedną z jego funkcji społecznych było towarzyszenie księdzu podczas kolędy. Ostatnim odwiedzanym domem był dom gdzie mieszkał Franciszek ze swoją siostrą Franciszką. Po trudach kolędowania ksiądz był podejmowany elegancką kolacją. Zarówno Franciszek jak i Franciszka byli przez całe życie singlami.

Marianna - miała męża Kazimierza, oraz dzieci Helenę, Ziuta, Wacława. Kazimierz był sympatycznym, małomównym dżentelmenem, który podczas kolacji wigilijnej wznosił zawsze toast:”Daj Boże za rok doczekać!”. Miał też eleganckie sanki, z ciekawymi malowidłami na bocznych ścianach. Gdy spadał śnieg woził nas na długich trasach obejmujących sąsiednie miejscowości.

Kmicic z Oleńka kolor

Kulig ( obraz Juliusza Kossaka "Kmicic z Oleńką")

Marianna miała talent do medycyny, potrafiła nastawiać zwichnięte stawy. Miał dzieci Helenę, Wacława i Ziutka.

Waleria - była utalentowaną krawcową, miała dwóch synów (Józef i Wacław), mieszkała na końcu głównej ulicy dzielnicy Goździki, zwanym „tamtym brzegiem”

Franciszka - singielka, miała talent do matematyki, wszystkim dzieciakom w okolicy pomagała rozwiązywać zadania domowe, takie na przykład jak równania z jedną niewiadomą - jak wspominała po latach jedna z dziewcząt korzystających z pomocy cioci Frani.

Wszyscy byli osobami utalentowanymi, ale ponieważ Józef senior zmarł na miesiąc przed narodzinami swojego najmłodszego syna Józia juniora, sytuacja materialna rodziny była skromna. Aleksandra zdecydowała, że rozszerzoną edukację otrzyma Józio jr., najmłodszy z dzieci. Marianna miała talent do medycyny – potrafiła nastawiać zwichnięte stawy i stawiać bańki. Jej renoma była powszechnie znana w okolicy i bywało, że z prośbą o nastawienie zwichniętego stawu przyjeżdżali ludzie z innych miejscowości. Waleria była dobrą krawcową, a Franciszka miała zdolności matematyczne, także szeroko znane w okolicy – pomagała dzieciom rozwiązywać zadania domowe z matematyki. Dowodem tego są słowa mojej koleżanki z czasów dzieciństwa, Heni Łapińskiej, bibliotekarki, która wspomniała, jak ciocia Frania pomagała wszystkim okolicznym dzieciom rozwiązywać równania matematyczne z jedną niewiadomą.

Niewątpliwie musiało to być wyzwanie nie mniejsze niż stawiane baniek! Osobiście doświadczyłam stawiania baniek przez ciocię Mariannę – było to i pozostaje nadal niezapomnianym przeżyciem terapeutycznym ;)

Józio uczen color

Józio uczeń gimnazjum męskiego w Łomży

Od 1913 roku Józio uczęszczał do czteroklasowej szkoły podstawowej w Łapach, a od 1917 roku do gimnazjum męskiego w Łomży (https://pcr.uwb.edu.pl/SL/files/SL_1989_1_008.pdf.

Gimnazjum Łomza

Gimnazjum męskie w Łomży

http://www.lomza.pl/fotogaleria.php?id=377

http://www.lomza.pl/index.php?wiad=145

W 1924 roku rozpoczął naukę w dwuletnim Seminarium Nauczycielskim w Łomży i ukończył je w 1926 roku,uzyskując uprawnienia do pełnienia obowiązków tymczasowego nauczyciela w szkołach powszechnych – jak to określa świadectwo maturalne.

Zwracają uwagę zdecydowanie lepsze oceny z przedmiotów ścisłych oraz bardzo dobra ocena z języka niemieckiego oraz dostateczna z języka polskiego. Podobno pewne talenty dziedziczy się co drugie pokolenie. Z tą obserwacją się zgadzam – talenty matematyczno-księgowo-lingwistyczne niewątpliwie znalazły swoją kontynuację u jego wnuczki Katarzyny.

W 1926 r. został skierowany do pracy jako nauczyciel do miejscowości Wasiliszki, pow. Lida, gdzie pracował do 1930 r. Do 1927 r. w Wasiliszkach pracowała również Halinka Hublewska.

Józio pracując jako nauczyciel jednocześnie prowadził spółdzielnię uczniowską, która była najlepiej zorganizowaną placówką tego typu w powiecie. W uznaniu tych osiągnięć Józio został przeniesiony do Lidy, gdzie obok pracy nauczycielskiej powierzono mu prowadzenie księgarni. W 1933 roku ukończył kurs dla polskich nauczycieli chcących pracować za granica. Przez jeden rok 1933/34 pracował w Danii, we wrześniu 1934 r. powrócił do Lidy. W 1935 r. rozpoczął studia na Wolnej Wszechnicy Polskiej na wydziale pedagogicznych.


Indeks Jozia

Indeks Józia z Wolnej Wszechnicy Polskiej, wydział pedagogiczny

Jozio i Hlinka wilenski kolor

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2537-historia-sie-zmienia-przez-pokolenia-rozdzial-2-halinka-i-jej-rodzina

Krystyna Knypl

GdL 8/2023