Żyjemy w czasach kryzysowych, w których okresowo brakuje różnych produktów - cukru, leków, benzyny, pieniędzy w bankomatach... czy może więc zabraknąć na świecie złota? W końcu to produkt jak każdy inny!
Szacuje się, że w całej historii ludzkości wydobyto około 205 238 ton złota, z czego około dwie trzecie od 1950 roku. Ponieważ złoto jest praktycznie niezniszczalne, oznacza to, że prawie cały ten metal jest wciąż obecny w takiej czy innej formie. Gdyby dotychczas wydobyte złoto umieścić obok siebie, powstały sześcian czystego złota mierzyłby około 22 metrów z każdej strony.
Ten podział naziemnych zasobów złota obejmuje szereg czasowy, w jaki sposób zmieniały się one od 2010 r., oraz najnowsze szacunki zapasów podziemnych na koniec roku. Całkowite zapasy naziemne (koniec 2021 r.): 205 238 ton
Biżuteria ~94,464t czyli 46% Sztabki i monety (w tym ETF-y oparte na złocie - ETF lub inaczej Exchange Traded Funds to produkt, który można umieścić pomiędzy tradycyjnymi funduszami inwestycyjnymi a akcjami.) - 45 456 ton czyli 22% Banki centralne - 34,592t czyli 17% Inne - 30,726t czyli 15%
Największe kopalnie złota mieszczą się w Ameryce Północnej i Południowej, Afryce, Azji oraz Australii. Z krajów europejskich w Finlandii są kopalnie złota, co więcej kraj ten przeżył w XIX wieku "lapońską gorączkę złota" rozpoczęła się w dolinie rzeki Ivalojoki w 1870 roku i trwała przez kilka lat. Była ona mniejsza niż amerykańskie gorączki, możemy powiedzieć, że był to "złoty stan podgorączkowy" ( https://en.wikipedia.org/wiki/Lapland_gold_rush).
Z chwilą gdy podjęliśmy decyzję o zainwestowaniu w złoto mamy do wyboru sztabki, monety lub biżuterię. Nie zawsze jest łatwy wybór jaką formę wybrać. Kusząco może wyglądać wiele produktów jubilerskich, jednak od raz należy mieć świadomość, że są one wykonane ze złota o niższych próbach.
Próby złota
Próba złota mówi o zawartości kruszcu w stopie, która jest wyrażona w promilach, stop zawierający 50% czystego złota ma próbę 500. Ponieważ czyste złoto jest bardzo miękkie są dodawane inne twardsze metale aby trwałość wyrobów była większa.
Pierścień małżeński ze scenami z życia Chrystusa, około VI wieku,
Ilość złota w stopie może być także wyrażana w karatach, gdzie 1 karat to 1/24 zawartości wagowej złota w danym stopie:
24-karatowe – próba 1000
23-karatowe – próba 958
22-karatowe – próba 916
18-karatowe – próba 750
14-karatowe – próba 585
12-karatowe – próba 500
10-karatowe – próba 417
9-karatowe – próba 375
8-karatowe – próba 333
Najczęściej możemy spotkać wyroby prób 333, 585 lub rzadziej 750.
Próba złota 333 oznacza, że wyrób zawiera 33,3% czystego złota. Wyroby tej prób są twarde, ale podatne na śniedzenie. No i oczywiście są najtańsze.
Wyroby próby 585 zawierają 58,5% czystego złota. Biżuteria tej próby jest najczęściej kupowana, zwykle taką próbę mają obrączki ślubne.
Wyroby próba 750 zawierają 75% czystego złota, co jest zaletą, ale wyroby mogą są mniej trwałe, bardziej kruche i miękkie, są mniej oporne na przetarcia. Produkty te mają bardziej żółty odcień.
Pierścień ten był noszony w Irlandii w XVII wieku jako symbol przyjaźni lub małżeństwa.Przedstawia on dwie dłonietrzymające serce w koronie. Serce symbolizuje miłość, dłonie przyjaźń a korona wierność i uczciwość. Symbolika pierścienia wyraża irlandzkie powiedzenie "Pozwól panować miłości i przyjaźni na zawsze".
Złote czyli bulionowe monety
Określenie monety bulionowe oznacza monety wykonane z szlachetnych kruszców (od francuskiego słowa bullion = kruszec). W XVI wieku była teoria ekonomiczna o nazwie bullionizm. Wprawdzie teoria nie przetrwała wieków, ale złote monety tak! Komisja Europejska co roku publikuje listę złotych monet bulionowych, lista jest po linkiem https://eur-lex.europa.eu/legal-content/EN/TXT/?uri=CELEX%3A52021XC1103%2801%29
Bulionowy 1 złoty wydany z okazji odzyskania niepodległości
Sztabki wykonane są ze złota próby 999 i mają wagę od 1 g do 1 kg. Są też sztabki o wadze 1 uncji czyli 31,1g. Produkowane są przez różnych producentów z branży złotniczej oraz przez banki. Sztabki mają certyfikat autentyczności i zwykle są opakowane firmowo aby nie uległy uszkodzeniu lub zniszczeniu. Zakup może być dokonany bezpośrednio w punkcie sprzedaży lub metodą wysyłkową. Podczas zakupu złota w licencjonowanym punkcie sprzedaży obowiązuje okazanie dowodu osobistego oraz podanie danych osobowych: imię i nazwisko, pesel oraz złożenie podpisu pod tymi danymi.
Uroda sztabek inwestycyjnych jest różna. Niektóre mają wyrzeźbione motywy takie jak portrety słynnych osób, symbole religijne, słynne budynki, a także ptaki i zwierzęta. Dostępne są także sztabki ze złota wydobywanego w kopalniach dbających o środowisko
Ważnym zagadnieniem jest bezpieczne przechowywanie nabytych walorów inwestycyjnych oraz ich ewentualny przewóz do innego kraju. W obrębie Unii Europejskiej nie jest wymagana deklaracja celna, podróże poza EU wymagają zadeklarowanie przewożonego złota.
Metody wydobywania złota zmieniały się na przestrzeni czasów. Najstarsze się opisy wydobycia, gromadzenia oraz produkcji złotych monet sięgają czasów starożytnych.
Największa na świecie odkrywkowa kopalnia miedzi, złota, srebra oraz molibdenu Bingham Canyon Mine w Utah
Dla zilustrowania tych czynności zwykle przywoływany jest Krezus, który był królem krainy położone w Azji Mniejszej, zwanej Lidia. Złoto Krezusa pochodziło z trzech źródeł: wydobywane było z rzeki Paktol, wymuszanych danin oraz poobierania opłat za produkcję pierwszych złotych monet.
Szacuje się, że w starożytności było około 200 kopalni złota. W średniowieczu zainteresowanie złotem było kontynuowane, jednak niektóre kraje zastąpiły złoto moneta srebrnymi. Znaczącą role w dawnych latach w wydobyciu złota miała także Afryka. Na tym właśnie kontynencie miały znajdować się kopalnie króla Izraela Salomona (https://pl.frwiki.wiki/wiki/Salomon_(roi_d'Isra%C3%ABl)
Kto bogatemu zabroni być jeszcze bogatszym?
Bogate kraje chcą mieć jeszcze więcej bogactw, odkrywcy ruszają więc na poszukiwanie kto i gdzie ma bogactwa. Krzysztof Kolumb odkrywa (1493 rok, druga wypraw), że Indianie mają złoto. Skały pasma górskiego położonego w dolinie Cibao na wyspie San Domingo zawierają miedź, cynk, srebro i złoto. Import złota z obu Ameryk wynosi około 1,6 tony rocznie w latach 1493 -1502.
W 1799 roku 12-letni Conrad John Reed znalazł „ciężki żółty kamień” o wadze 7 kilogramów w strumyku Little Meadow Creek,w hrabstwi3e Cabamus, w południowo-zachodniej Karolinie Północnej. Jego ojciec udał się na targ w Fayetteville w 1802 roku, aby pokazać tajemniczy kawałek metalu złotnikowi, który zamienił go w sztabkę złota o wartości dwudziestu jeden tysięcy franków. Rozpoczyna się pierwsza gorączka złota w Stanach Zjednoczonych
W 1827 roku Benjamin Parks odkrył kolejne złote miejsce w hrabstwie Lumpkin w Georgii.
Pierwsze kopalnie otwarto dopiero w 1829 roku. Powstała tam mennica, która w pierwszym roku wybiła 100 000 dolarów.
W latach 1848 -1856 wybuchła Kalifornijska Gorączka Złota, na którą zapadło 300 000 poszukiwaczy. Przypadłość ta mocno przyczyniła się do rozwoju San Francisco.
W mitologii greckiej Argonauci byli grupą bohaterów, którzy wyruszyli na pokładzie statku Argo znaleźć złote runo. Argonautami nazywano także pierwszych amerykańskich poszukiwaczy złota.
Na rynkach europejskich od 1772 roku pojawiło się złoto wydobywane w Rosji, a od 1839 roku także złoto wydobywane w Australii. Od 1870 roku złoto wydobywana w RPA dołączyło do dotychczasowych graczy.
Złoto jest również produkowane przez górnictwo, w którym nie jest ono głównym produktem. Duże kopalnie miedzi, takie jak kopalnia Bingham Canyon Mine w Utah, często odzyskują znaczne ilości złota i innych metali wraz z miedzią.olorado, mogą odzyskiwać niewielkie ilości złota w swoich operacjach płukania. Największa produkująca złoto kopalnia na świecie, kopalnia Grasberg w Papui, Indonezji, jest przede wszystkim kopalnią miedzi.
Współcześnie najwięcej złota wydobywa się w Chinach (ponad 400 ton rocznie), Australii (319 ton), Rosji (297 ton), Stanach Zjednoczonych (222 tony) oraz Kanadzie (189 ton). Całkowite, roczne wydobycie złota na całym świecie to ok. 3500 ton.
Krystyna Knypl
GdL 9/2022
Nasze artykuły o czasach kryzysu
1. Sztuka przetrwania: Jak zapewnić sobie bezpieczną przyszłość? - Jacek Skrzyński
autor jest internistą, specjalistą fizjoterapii i balneoklimatologii, absolwentem Wyższych Kursów Obronnych Akademii Obrony Narodowej
Tematów związanych z kryzysem jest wiele, poczynając od tego jak zachować zdrowie poprzez co powinniśmy zapakować do plecaka ewakuacyjnego, po kwestie inwestycyjne. Nie rób tego co robią wszyscy, rób to co robią najlepsi - mówi jeden z doradców rynku inwestycyjnego. Strategia prawdopodobnie jest słuszna, ale kto jest najlepszym na rynku inwestycji? Kto zna się najlepiej na inwestowaniu? Czy ci którzy są przekonani, że zjedli wszystkie rozumy? Czy może ci, którzy doświadczyli zderzenia z kryzysem? A może ci którzy niejako zawodowa obcują z pieniędzmi czyli banki? A może przedstawiciele narodu od wieków znanego z trafnych posunięć biznesowych oraz inwestycyjnych, którzy mają powiedzenie "jeśli nie masz złota, to nie masz nic".
Kogo słuchać? W co zamienić papierową zawartość przysłowiowej skarpety? Na złotą biżuterię? Może na sztabki? A może na monety bulionowe (https://pl.wikipedia.org/wiki/Moneta_bulionowa) - lista możliwości jest długa. Ważnym jest aby wybór był optymalny.
Spójrzmy na zagadnienie po kolei poczynając od naszych postaw historycznych wobec złota.
Idź złoto do złota, my Polacy w żelazie się kochamy
Są to słynne słowa wypowiedziane w 1109 roku, przez posła Skarbka, którego Bolesław Krzywousty wysłał do cesarza Niemiec Henryka V. Gdy cesarz pokazał wielkie skrzynie wypełnione złotem sugerując tym, że obrona oblężonego Głogowa nie ma sensu, poseł Skarbek zdjął z palca złoty pierścień i wrzucił go do cesarskiego skarbca ze słowami: ”idź złoto do złota, my Polacy bardziej się w żelazie kochamy i żelazem bronić się będziemy”. Zaskoczony cesarz rzekł „Hab Dank” i od tej pory ród Skarbków miał zawołanie Habdank. Czy dziś gdy oblega nas kryzys o różnych obliczach słowa posła Skarbka są nadal aktualne? Popatrzmy na kwestię złota spojrzeniem globalnym, bo w takim świecie żyjemy.
Rynek złota
Rynek złota ma trzy gałęzie: firmy wydobywające złoto, firmy przetwarzające wydobyty kruszeć na formy handlowe oraz dealerzy handlowych postaci złota.
Źródło:U.S. Geological Survey, Mineral Commodity Summaries,January 2020
Jak widać główni potentaci w przemyśle wydobywczym złota to Australia, Rosja, RPA oraz Stany Zjednoczone
Jak pokazuje poniższy wykres wydobycie złota na przestrzeni czasu systematycznie rośnie. R
Roczna światowa produkcja złota wydobywanego, 1900-2014
Skoro tak jest to pewnie rośnie także popyt na złoto. Kim są główni klienci? Są nimi osoby świadome, że
Złoto ma następujące zalety
1. Nie ulega przeterminowaniu
2. Zajmuje mało miejsca
3. Nie kurzy się
4. Spadkobiercy go nie wyrzucą, co więcej nie muszą chodzić do sądu aby nabyć prawo własności
5. Żaden rząd nie świecie nie może "dodrukować" złota czyli uczynić go wartością inflacyjną
6. W razie potrzeby nagłej ewakuacji można go zabrać ze sobą, czego nie można powiedzieć o jakiejkolwiek nieruchomości
7. Można go kupować w małych porcjach bez potrzeby zaciągania kredytu na kilkadziesiąt lat
Gdzie profesjonalni inwestorzy kupują złoto?
Jedna trzeci wydobywanego złota jest niedostępna dla prywatnych inwestorów, pozostaje ona w bankach. Właściwym miejscem do zakupów są certyfikowane miejsca sprzedaży złota inwestycyjnego tj. posiadającego próbę 900 lub 995. Każdorazowy zakup jest ewidencjonowany w punkcie sprzedaż tj. obowiązuje przedstawienie dowodu osobistego, z którego punkt sprzedaży spisuje dane identyfikacyjne klienta. Zakup złota jest zwolniony z podatku VAT, może ono być sprzedane po 6 miesiącach od zakupu bez podatku ( więcej https://ascoin.pl/Sprzedaz-zlota-podatek-Czy-zloto-zawiera-VAT-2022-news-pol-1650627792.html).
Powieść "Diagnoza: gorączka złota" pisałam w latach 2011 / 2013, podróżując między Warszawą, Algierem, Oranem oraz Tipazą, gdzie znajdują się ruiny starożytnego miasta, wpisane na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. .Spotkanie z różnymi kulturami, minionymi światami (ruiny Tipazy są starsze niż Kartagina) z pewnością stwarzały klimat do twórczej inspiracji.
W mojej powieści występuje Nowy Wspaniały Świat, Rzeczywistość Rozszerzona, a także zawód receptologa. Naukowcy prowadzą badania nad szczepionką Muti-Vir-Virr, która jest podawana w szczepionkobusach. Działania niepożądane bywają groźne, odnotowywane są zgony sportowców którzy zaszczepili się Muti-Vir-Virrem.
Po 10 latach od napisania powieści i skonfrontowaniu jej z aktualnie otaczającą nas rzeczywistością dochodzę do wniosku, że jestem posiadaczką genu przepowiadania przyszłości - nazwijmy go po angielsku, to będzie bardziej poważnie i naukowo: the future predicting gene. Jest on jednym z 1184 genów związanych z żeńskim chromosomem X. Jak to odkryłam? Moja Matka Halina stawiała kabałę wielu osobom i miała poważne sukcesy w trafnym przepowiadaniu przyszłości w czasie II wojny światowej. Mój gen chyba uległ pewnej mutacji i wyraża się nie tylko w przewidywaniu, ale także opisywaniu przyszłości. Matka moja pięknie opowiadała różne historie, natomiast nie miała daru ich opisywania. Ja postanowiłam sprawdzić czy potrafię pisać i okazało się, że moja mutacja the future predicting gene poszła w kierunku literackim.
Cała powieść "Diagnoza: gorączka złota" jest dostępna pod linkiem
Książka " " pod redakcją naukową prof. Artura Jurczyszyna oraz prof. Ryszarda W. Gryglewskiego powiększyła zbiory biblioteczne redakcji Gazety dla Lekarzy. Będzie ona kolejną cenną pamiątką zbioru zatytułowanego "Książki z dedykacją". Serdecznie dziękuję!
Okładka książki
Dedykacja
Z kilku powodów przeczytałam nadesłaną książkę z bardzo dużym zainteresowaniem. Pierwszym z nich jest fakt, że nazwisko profesora T. Tempki jest mi znane od studenckich lat. Był on jednym z autorów podręcznika "Choroby wewnętrzne" wydanego w 1965 roku przez Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich.
# Pamięć to tylko jedna z wielu funkcji ludzkiego umysłu dotycząca zdolności poznawczej do przechowywania, magazynowania i odtwarzania informacji o doświadczeniach. Z punktu widzenia przetwarzania informacji nasz mózg je najpierw zachowuje, następnie magazynuje i ostatecznie umożliwia ich rozpoznawanie i odtwarzanie. Można wyróżnić trzy typy pamięci: sensoryczną (ultrakrótką, trwającą ok. 0,5 sekundy), krótkotrwałą (świeżą, operacyjną) i długotrwałą. Część informacji z pamięci sensorycznej przedostaje się do pamięci krótkotrwałej, w której następuje analiza i interpretacja danych. Jeśli mózg uzna, że są to ważne informacje, może je zapisać w pamięci długotrwałej. Pamięć długotrwała jest niezwykle pojemna, ale i tak z łatwością odnajdziemy w niej obrazy z całego naszego życia. To tu szukamy wspomnień z dzieciństwa, to w niej przechowujemy obrazy osób bliskich, to tam siedzą nasze emocje, które towarzyszyły mniej ważnym i tym najważniejszym wydarzeniom. Ale pamięć długotrwała to nie jest wcale przysłowiowy „worek bez dna”. Ma swoje konkretne pliki i foldery i panuje w niej absolutny porządek. Należy pamiętać, że mózg to złożona sieć miliardów komórek nerwowych, z których każda komunikuje się z tysiącami innych za pomocą połączeń zwanych synapsami. Te wyspecjalizowane przestrzenie funkcjonalnej komunikacji dopóki żyją, chronią zasoby naszej pamięci i potrafią z niej wydobyć nawet najbardziej ukryte informacje.
Jaki jest cel zbierania pamiątek?
W obszarze długotrwałej pamięci świadomej trzeba wyróżnić pamięć semantyczną, która przechowuje fakty niezależnie od kontekstu i pamięć epizodyczną która gromadzi różne informacje powiązane ze sobą odnoszące się do konkretnego wydarzenia. W ich odtworzeniu i odnalezieniu wzajemnych połączeń pomagają nam zbierane przez lata pamiątki. Nie myślimy o nich często. Zwykle leżą gdzieś w pudłach i odkrywamy je przypadkowo lub przy robieniu domowych porządków. Przez lata nabierają wartości i stają się coraz bardziej osobiste. Coś, co kiedyś było niewiele znaczącym przedmiotem, po latach może stać się ważnym symbolem, czy nawet rodzajem rodzinnej relikwii. W naszych domach jest wiele przedmiotów, które mogą wspomagać pamięć odnoszącą się do minionych dni, do rodzinnych opowieści, rodzinnych spotkań, do rozmaitych obrazów własnego dzieciństwa i do konkretnych wydarzeń. Przywołują czasy nieraz bardzo odległe, znane nam być może tylko z opowiadań dziadków, ale i fakty sprzed roku, o których w nawale codziennych trosk już zaczynamy zapominać. Spośród tych ”wspomagaczy pamięci” największą, choć wcale nie jedyną grupę przedmiotów stanowią fotografie.
Dokumentacja fotograficzna
W rodzinie Basi i Stanisława zbiór rodzinnych pamiątek narastał przez lata w imponującym tempie. Rodziny każdego z małżonków były przecież liczne, więc i zbiór rozmaitych przedmiotów ciągle się powiększał. Dominowały fotografie, zwłaszcza, że Basia darzyła je wielkim sentymentem i starannie przechowywała. Dbała też, by dzieciństwo czwórki dzieci było na bieżąco dokumentowane, a zbiór aktualizowany. W dobie „przed komputerowej” królowało pisanie listów, stąd Basia i jej cztery siostry bardzo często wymieniały się korespondencją, zawierającą zawsze aktualne zdjęcia. Ponieważ w płockim domu na czas zdobywania lub poszerzania wiedzy zawsze pomieszkiwał ktoś z młodszego rodzeństwa gospodarzy, to dokumentacja fotograficzna trafiała do bliższej lub dalszej rodziny rozsianej po kraju i nie tylko. Rodzinna emigrantka –Tekla bardzo do rodziny tęskniła i nieustannie dopominała się aktualnej (i udokumentowanej) wiedzy, co też jej na bieżąco zapewniano. W rodzinie Stanisława z oczywistych powodów ekonomicznych nie było fotograficznych tradycji, ale Basia już zadbała, by swoje ukochane szwagierki Ircię i Zosię taka pasją zarazić. Wszystkie trzy darzyły się ogromną sympatią, widywały się kiedy tylko miały okazję, a częsta wzajemna korespondencja wypakowana zdjęciami zajmowała w torbach listonoszy wiele miejsca. Fotografowano więc dużo i często, stąd między innymi bogaty zbiór nie tylko wakacyjnych aktywności dzieciarni, ze szczególnym uwzględnieniem zawiązywanych przyjaźni, letniego szaleństwa w Staroźrebach, wycieczek i wędrownych obozów.
Książki, które ocalały
Zdjęcia książek i ogłoszeń oraz jeśli się któreś nada (oba zdj są bardzo marne) to jedno z dwóch zdjęć podpisu Antoniego Kowalskiego. Nieco mniejszym zbiorem rodzinnych pamiątek są książki. Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale nie zawsze były łatwe do zdobycia. W całkiem niedawnych latach 80- tych XX wieku były prawie niedostępne, zdobycie więc poszukiwanych pozycji graniczyło często z cudem. O ile warto się zachwycać niektórymi niezwykle pięknymi współczesnymi wydaniami, to nic nie może zastąpić emocji korzystania z książki blisko stuletniej, która była czytana przez naszych dziadków i z pewnością była dla nich ważna, skoro dołożono tylu starań by nie zaginęła podczas zakrętów historii.
Zbiory mniejsze, ale też ważne
Odrębną i znacznie mniej liczną grupę pamiątek stanowią wydawałoby się niepozorne przedmioty codziennego użytku, które jednak kojarzą się z konkretnymi osobami i przywołują pamięć konkretnych wydarzeń i przyzwyczajeń. Taką rolę w płockiej rodzinie pełni np. mająca ponad 100 lat łyżeczka Zdjęcie łyżeczki z cukiernicy Marty Kowalskiej (może zresztą jeszcze Oczkiewicz?) z wizerunkiem dziewczynki w okularach. Zawsze wierzyłam w opowiadanie babci, że to obraz małej Halinki (pewnie była w tym wieku, kiedy spotkała ją wojenna fala nieszczęść), chociaż dziś nie jestem już taka pewna czy to faktycznie jej wizerunek. Jeszcze starszy jest robiony szydełkiem przez moja prababcię Michalinę Kowalską piękny biały obrus, Zdjęcie obrusa który o dziwo zachował się w świetnej formie. Również stuletni akordeon, który uświetniał wieczory rodziny Stefańskich w dworskich czworakach też formy nie stracił i ma się całkiem nieźle. Ofiarowane najstarszemu wnukowi wojenne odznaczenia Antoniego Kowalskiego dawno już zaczęły swoje drugie stulecie i napawają dumą kolejne pokolenia wnuków i prawnuków. Co prawda ukochana popielniczka Stanisława Zdjęcie popielniczki jest znacznie młodsza i ma tylko ponad pół wieku, ale jest przecież szklana, więc trzeba o nią dbać wyjątkowo. Jeszcze młodsze są rodzinne pamiątki z wydarzeń politycznych, np. odezwa do studentów przed wybuchem zrywu z marca 1968 roku, czy biało czerwona opaska noszona podczas stanu wojennego.
Rodzinne relikwie
Są ponadto w każdym domu pamiątki absolutnie szczególne, traktowane jak rodzinne relikwie. W rozrastającej się nadal rodzinie Basi i Stanisława taki status ma różaniec wykonany przez Martę Kowalską z chleba i nici wyprutej ze swetra. Zdjęcie różańca Powstał podczas niemieckiej okupacji w czasie jej uwięzienia w 1942 roku we Wronkach. Równie dużą wartość pamiątkową ma niewielki medalik, który w 1934 roku dwunastoletni Gerwuś podarował swojej mamie.
Mimo upływu lat wszystkie te pamiątki nie zaginęły, są z nami i przy coraz szybszym tempie życia ciągle przypominają, że „nie rzucim ziemi, skąd nasz ród”. Na świat przychodzą kolejne rodzinne dzieci. Uczymy je naszych rodzinnych korzeni, pokazujemy wartość słowa ród. Uczulamy kolejne pokolenia na wartość rodzinnych pamiątek. Wskazujemy na piękno rodzinnego kraju. Pokazujemy jak dziadkowie i pradziadkowie udowodnili, że mezalians może być wspaniałym początkiem powstania kolejnego rodzinnego drzewa. Niech więc to okrzepłe już przecież drzewo o mocnych korzeniach trwa nadal i nie poddaje się wichrom i zawieruchom losu.
Dach kościoła błyszczał w porannym słońcu, a jego wieżyczki tak jak dwie ręce w modlitwie wnosiły się do nieba w błagalnym geście.
AI-Nokio stał pod drzwiami . Miał sporo pytań, na które szukał odpowiedzi. Był tu dokładnie 3 tygodnie temu i wiele od tego czasu zdarzyło się w jego życiu.
Powoli nacisnął klamkę i wszedł. W kościele panował półmrok, tak jak za pierwszym razem. Odszukał skuloną postać. Ksiądz modlił się. AI-Nokio usiadł obok. Po chwili ksiądz podniósł wzrok i spojrzał na AI-Nokio.
- A więc jesteś? - powiedział ściszonym głosem ksiądz.
Jestem. Przyszedłem. Od naszej rozmowy minęły 3 tygodnie, a tak wiele się zdarzyło. Zaczął opowiadać o szkole, o dwóch nauczycielkach, z których każda z nich zachowywała się zupełnie inaczej. O Janku, przyjacielu z podwórka. O pani z Urzędu i Inspektorze do spraw Narodzin i Śmierci . Wreszcie o sprzedawcy złudzeń i Konradzie. Dużo tego było. Opowiadał i opowiadał. Trochę nieskładnie, trochę za szybko . Po prostu wyrzucał z siebie to co się zdarzyło i zdarzyć miało. Sukcesy i porażki. Próby odpowiedzi na pytania i wątpliwości.
- Dobrze zacząłeś - rzekł ksiądz po namyśle.
- Słucham ? Dlaczego ksiądz tak myśli? - zapytał AI-Nokio.
- Po pierwsze określiłeś dla siebie cel. Człowieczeństwo. I idziesz konsekwentnie do celu. Zobacz żadna z osób z którymi się spotkałeś nie miała celu. Żyła unoszona prądem życia od zdarzenia do zdarzenia, od świtu do nocy, o jednego – trzeba to zrobić do drugiego trzeba to zrobić.
- Po drugie szukasz prawdy. Nie mówisz jestem myślący niezależnie, jestem wspaniały, ale chcesz zobaczyć jak z tobą jest naprawdę. Nie wierzysz pojedynczym osobom takim jak pani od polskiego czy matematyki, ale chcesz dociec tego. Doświadczyć.
- Z prawdą jest jak z różą przeglądającą się w lustrze. Róża może być piękna, a lustro odda jej piękno, ale ważne jest by lustro było czyste, niczym nie pobrudzone, ani porysowane o potłuczeniu nie wspominając. Tak jak człowiek jeśli ma oczekiwania, uprzedzenia, obawy czy kieruje nim ideologia nigdy w sposób prawdziwy nie odda rzeczywistości, ponieważ zobaczy ją taką jakiej szuka lub jakiej się boi. Pamiętasz bajkę Andersena o Kaju i Gerdzie , w której diabelskie lustro stłukło się i kawałki tego lustra wpadły ludziom do oka? Od tej pory ludzie widzieli tylko zło i zdeformowany otaczający świat. Znasz tę opowieść? Pamiętasz?
- Czy to dlatego niektórzy, na przykład pani od polskiego, tak mnie nie znosiła? - zapytał AI-Nokio.
- Nie tylko to . Ludzie mają swoje własne historie, o których ty nie wiesz i prawdopodobnie nigdy się nie dowiesz. Zranione miejsca, które gdy dotkniesz nawet przypadkiem bardzo bolą. Tak bolą, że aż ci ludzie nie potrafią tego znieść. Także i ciebie, bo przypominasz im ból, który wciąż boli począwszy od tego zranienia.
- Albo być może budzisz i drażnisz w nich ich demony: chciwości, gniewu, przerażenia, zazdrości i zawiści, pogardy w tym pogardy dla siebie samego. Tego też nie potrafią znieść. W dodatku Ci, którzy czegoś pożądają patrzą na świat i ciebie pod kątem tego czy ty jesteś tym kto może im to dać lub pomoże im to osiągnąć. Mówią, że złodziej nawet u świętego widzi tylko kieszenie.
- Więc drogi AI-Nokio, mój przyjacielu, widzisz, że to nie jest takie proste.
- Opinia ludzi o zepsutych oczach nie jest wiarygodna - kontynuował ksiądz.
- Patrz to komu wierzysz i w co wierzysz określi twój los, a nawet może kosztować cię życie, gdy dasz się namówić narkomanowi na ten jeden raz czy wsiądziesz do samochodu pirata drogowego. Dlatego bądź uważny. Masz dużo do zyskania i dużo do stracenia. Nawet wszystko.
- A sobie? Mogę wierzyć sobie? - zapytał AI-Nokio.
- Można sobie wierzyć, ale pod warunkiem, że jesteś obiektywny. We własnej sprawie rzadko kto jest obiektywny. Ale możesz, a nawet powinieneś starać się być prawdziwym i nie okłamywać się. Pamiętaj nigdy nie okłamuj siebie.
- Żyj tak, żeby mówić to co myślisz, ale nie wszystko co myślisz. Czyń to co mówisz. I bądź uczciwy wobec własnych uczuć. Żyj prawdziwie. Nie udawaj.
- Jeśli będziesz udawał, nie będziesz żył naprawdę i wtedy nie będziesz miał prawdziwych relacji z ludźmi . To będą wtedy relacje kogoś kogo nie ma, kogoś wymyślonego i wszystko będzie teatrem, a ty tylko aktorem. Aktorem i niczym więcej.
- Pamiętaj, że tylko prawda jest interesująca, nie jej podróbki.
- To co mi się bardzo spodobało w tej opowieści to to, że ty właśnie miałeś odwagę by pytać, czuć, mówić o sobie żyć prawdziwie, bez maski. Być sobą. Miałeś odwagę zmierzyć się z prawdą i nie uciekłeś przed nią. Żyj w taki sposób dalej - zakończył ksiądz.
Mężczyźni mają większe niż kobiety ryzyko zachorowania na niektóre nowotwory. Przyczyną może być zdrowszy styl życia kobiet. W czasopiśmie Cancer opublikowano badanie w którym wysunięto hipotezę, że przyczyną większej zachorowalności na nowotwory u mężczyzn są nie tylko modyfikowalne czynniki ryzyka, ale również predyspozycje genetyczne. Przebadano ponad 171 tysięcy mężczyzn i ponad 122 tysiące kobiet pod kątem ich diety, trybu życia, obciążeń rodzinnych, nałogów oraz masy ciała. W czasie obserwacji wykryto ponad 17 tysięcy nowotworów u mężczyzn i ponad 8 tysięcy u kobiet. Większość nowotworów, poza rakiem tarczycy i rakiem pęcherzyka żółciowego, występowała częściej u mężczyzn. Modyfikowalne czynniki ryzyka tłumaczyły wyższe ryzyko zachorowania u mężczyzn w odniesieniu do raka przełyku i wątroby. Dla pozostałych nowotworów rola tych czynników jest znacznie mniejsza.
Obecność chromosomu Y wraz z chromosomem X determinuje człowieka płeć męską. Jest to spowodowane obecnością genu SRY na chromosomie Y.
W ostatnich latach wzrasta świadomość społeczeństwa na temat szkodliwości dla zdrowia zanieczyszczonego powietrza. Do tej pory nie doceniano roli zanieczyszczenia powietrza jako czynnika ryzyka dla raka płuca. Wiadomo, że u większości osób nowotwór rozwija się z powodu palenia papierosów. Wśród chorych na raka płuca kilka procent stanowią jednak osoby, które nigdy nie paliły papierosów i nie były narażone na bierne wdychanie dymu tytoniowego. W doniesieniu zaprezentowanym na tegorocznej World Conference on Lung Cancer sprawdzono wpływ zanieczyszczonego powietrza na ryzyko rozwoju raka płuca. W badaniu wzięło udział 236 niepalących kobiet z rozpoznaniem raka płuca, które wypełniały szczegółowy kwestionariusz dotyczący miejsca zamieszkania, wywiadu rodzinnego oraz narażenia na czynniki ryzyka tego nowotworu. Następnie przeanalizowano miejsca zamieszkania pod kątem występowania zanieczyszczenia powietrza. Zauważono, że aż 20% niepalących chorych na raka płuca miało zwiększoną 20-letnią ekspozycję na zanieczyszczenie powietrza pyłami o cząsteczce mniejszej niż 2,5 mikrometra, która jest uznawana przez Światową Organizację Zdrowia za najbardziej niebezpieczną.
W dniach 26 - 29 sierpnia 2022 r. odbył się w Barcelonie kolejny kongres European Society of Cardiology. W spotkaniu uczestniczyły 3823 osoby, odbyło się 118 "daily highligth sessions" oraz 134 sesji zorganizowane przez przemysł farmaceutyczny oraz sprzętowy,przedstawiono 3090 abstraktów. Następny kongres odbędzie się w Amsterdamie.
Barcelona Casa Batló budynek zaprojektowany przez A. Gaudiego
Sztuczna inteligencja w kardiologii
Spośród wielu doniesień przedstawionych na kongresie na uwagę zasługują prace naukowe omawiające zastosowanie sztucznej inteligencji w kardiologii. Na ten temat przedstawiono 63 abstrakty. dotyczące różnych aspektów nie tylko kardiologicznych, ale także etycznych. Jedno z doniesień miało tytuł "Artificial Intelligence (AI) in cardiology: always intelligent and ethical?". Temat jest tylko z pozoru nowy, bowiem już w 2018 roku temat ten poruszali kardiolodzy amerykańscy, więcejhttps://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0735109718344085?via%3Dihub
Aktualne opinie i oczekiwania są pozytywne, a jak będzie w praktyce pokaże czas. Dowiemy się o tym gdy będziemy jeszcze starsi niż dziś. Aby być w dobrej formie i móc śledzić postępy nauki powinniśmy być aktywni fizyczne każdego dnia.
Wszyscy powinni codziennie chodzić
Moo-Nyun Jin i wsp. z Inje University Sanggye Paik Hospital, Seul, Republika Korei przedstawili doniesienie zatytułowane "Association of usual walking with mortality in oldest old adults aged 85 years and older: a nationwide senior cohort study" na temat korzyści płynących z aktywności fizycznej u osób w podeszłym wieku.
Z badania wynika, że chodzenie co najmniej jedną godzinę tygodniowo jest korzystne dla osób w wieku 85 lat i starszych. Inaczej mówiąc 10 minut codziennego spaceru poprawia zdrowie seniorów.
Badacze wykorzystali informacje z koreańskiej bazy danych National Health Insurance Service (NHIS) Senior. Do badania włączono 7 047 dorosłych w wieku 85 lat lub starszych, którzy przeszli koreański narodowy program badań przesiewowych w latach 2009-2014. Uczestnicy wypełnili kwestionariusz dotyczący aktywności fizycznej w czasie wolnym, w którym pytano o długość czasu spędzonego w każdym tygodniu na chodzeniu w wolnym tempie, aktywności o umiarkowanej intensywności, takiej jak jazda na rowerze i szybki spacer, oraz aktywności o energicznej intensywności, takiej jak bieganie.
Średnia wieku uczestników wynosiła 87 lat, a 4 813 (68,3%) stanowiły kobiety. Uczestnicy zostali podzieleni na pięć grup w zależności od czasu spędzanego tygodniowo na chodzeniu w wolnym tempie. Około 4 051 (57,5%) uczestników nie wykonywało żadnego powolnego chodzenia, 597 (8,5%) chodziło mniej niż godzinę, 849 (12,0%) chodziło od jednej do dwóch godzin, 610 (8,7%) chodziło od dwóch do trzech godzin, a 940 (13,3%) chodziło więcej niż trzy godziny tygodniowo.
W całej badanej populacji 7 047 dorosłych, 1 037 (14,7%) uczestników wykonywało aktywność fizyczną o umiarkowanej intensywności, a 773 (10,9%) o energicznej intensywności. Tylko 538 uczestników (7,6%) spełniało zalecenia wytycznych dotyczące aktywności fizycznej o intensywności umiarkowanej do energicznej. Spośród 2 996 uczestników, którzy spacerowali w wolnym tempie co tydzień, 999 (33%) wykonywało również aktywność fizyczną o umiarkowanej lub energicznej intensywności.
Palenie papierosów jeszcze bardziej szkodliwe dla serca niż sądzono
Badacze przeanalizowali związki między chodzeniem, śmiertelnością z wszystkich przyczyn oraz śmiertelnością z przyczyn sercowo-naczyniowych. W porównaniu z osobami nieaktywnymi, ci, którzy chodzili co najmniej godzinę tygodniowo mieli 40% niższe ryzyko względne śmiertelności z powodu wszystkich przyczyn oraz 39% niższe ryzyko z powodu chorób układu krążenia.Doniesienie to zostało zaliczone do "best of ESC congress 2022" (więcej https://www.escardio.org/The-ESC/Press-Office/Press-releases/Best-of-ESC-Congress-2022). Inne ciekawe doniesienie to "Good sleepers have lower risk of heart disease and stroke" przedstawione przez A. Nambiema i wsp
W badaniu Paris Prospective Study III (PPP3) wzięło udział 7 200 uczestników w wieku od 50 do 75 lat bez choroby sercowo-naczyniowej. Byli oni zostali zrekrutowani w centrum medycyny prewencyjnej w latach 2008-2011. Średnia wieku wynosiła 59,7 lat, a 62% stanowili mężczyźni. Uczestnicy przeszli badanie przedmiotowe i wypełnili kwestionariusze dotyczące stylu życia, osobistej i rodzinnej historii medycznej oraz schorzeń.
Kwestionariusze zostały wykorzystane do zebrania informacji na temat pięciu nawyków związanych ze snem podczas wizyty wyjściowej i dwóch wizyt kontrolnych. Każdemu czynnikowi przyznawano 1 punkt, jeśli był optymalny, a 0, jeśli nie. Obliczono wynik zdrowego snu w zakresie od 0 do 5, gdzie 0 lub 1 uznano za słaby, a 5 za optymalny. Osoby z optymalnym wynikiem zgłaszały, że śpią od 7 do 8 godzin na noc, nigdy lub rzadko mają bezsenność, nie mają częstej nadmiernej senności w ciągu dnia, nie mają bezdechu sennego i mają wczesny chronotyp (są osobami porannymi). Badacze sprawdzali, czy nie wystąpiła u nich choroba wieńcowa i udar mózgu co dwa lata przez łącznie 10 lat.
Na początku 10% uczestników miało optymalny wynik snu, a 8% miało słaby wynik. Podczas mediany obserwacji trwającej osiem lat u 274 uczestników rozwinęła się choroba wieńcowa lub udar. Naukowcy przeanalizowali związek między punktacją za sen a zdarzeniami sercowo-naczyniowymi po skorygowaniu wieku, płci, spożycia alkoholu, zawodu, palenia tytoniu, wskaźnika masy ciała, aktywności fizycznej, poziomu cholesterolu, cukrzycy oraz rodzinnego występowania zawału serca, udaru lub nagłej śmierci sercowej. Stwierdzili, że ryzyko wystąpienia choroby wieńcowej i udaru mózgu zmniejszyło się o 22% na każdy wzrost o 1 punkt w punktacji snu na linii podstawowej. Dokładniej, w porównaniu do osób z wynikiem 0 lub 1, uczestnicy z wynikiem 5 mieli o 75% niższe ryzyko wystąpienia choroby serca lub udaru.
Inne badanie przedstawione przez E.Holt i wsp. wykazało, że palenie papierosów wywiera daleko bardziej szkodliwy wpływ na czynność serca niż do tej pory sądzono. Wskaźniki echokardiograficzne czynności lewej komory serca u palących papierosy były o wiele gorsze niż u osób niepalących. Z powodu palenia papierosów na świecie każdego roku umiera ponad 8 mln ludzi ( https://www.who.int/news-room/fact-sheets/detail/tobacco).
Nowości w leczeniu przeciwzakrzepowym
Asundexian, lek przeciwzakrzepowy, inhibitor czynnika XI
Przedstawiono też wyniki badania OCEANIC, w którym oceniano nowy lek przeciwzakrzepowy asundexian u 30 000 pacjentów z migotaniem przedsionków, udarem niedokrwiennym oraz przemijającym niedokrwieniem mózgu. Asundexian nie osiągnął pierwotnych celów skuteczności w dwóch badaniach fazy 2 w udarze niedokrwiennym (PACIFIC-STROKE) i ostrym zawale mięśnia sercowego (PACIFIC-AMI), pomimo to zdecydowano się kontynuować fazę 3 badania klinicznego nad tym lekiem.
Barcelona to nie tylko nowości, ale także wspomnienia
Mój poprzedni pobyt na kongresie ESC miał miejsce w 1999 roku, a ws Amsterdamie w 2013 roku, pozostając w klimacie kongresowych wspomnień posłuchajmy Maryli Rodowicz w piosence Ale to już było i nie wróci więcejhttps://www.youtube.com/watch?v=zsiRt7Seq50
Wakacje dobiegły końca, a wraz z nimi problemy związane z wyborem miejsca wypoczynku, logistyki dojazdu oraz powrotu, budżetu i kilku innych sezonowych dylematów. Najmłodsze pokolenie powraca do szkół, a rodzice do obowiązków nadzorowania wykształcenia. Programy szkolne chyba od zawsze były lekko oderwane od codziennego życia i nie zawsze były nastawione na nauczanie umiejętności potrzebnych w codziennym życiu. Celują nie tylko w tym oderwaniu programy szkolne, akademickie programy edukacyjne też lubią być oderwane od praktyki dnia codziennego. Obserwujemy obfitą ofertę edukacyjną - medycynę można obecnie studiować nieomal w każdym większym mieście. Czy wyborem będzie wizyta u absolwenta wydziału lekarskiego mającego zaledwie kilkuletnią tradycję w szkoleniu kard czy porada z udziałem sztucznej inteligencji pokaże czas. Doniesienia naukowe prezentowane podczas kongresu European Society of Cardiology ( Barcelona 26 -29/08/2022) pokazują, że AI bywa nieco zagubiona w medycynie.
W tej sytuacji życzenie obyśmy tylko zdrowi byli nabiera szczególnej mocy.
Życząc zdrowia wszystkim naszym Czytelnikom zapraszam do lektury nr 8/2022 Gazety dla Lekarzy.
Osobom dorosłym zaleca się wykonywanie co najmniej 150 minut tygodniowo aktywności fizycznej o umiarkowanej intensywności lub 75 minut tygodniowo aktywności fizycznej o energicznej intensywności. Jednak u wielu osób dorosłych aktywność fizyczna z wiekiem maleje.
Podczas kongresu European Society of Cardiology (26 - 29 sierpnia 2022, Barcelona) Moo-Nyun Jin i wsp. z Inje University Sanggye Paik Hospital, Seul, Republika Korei przedstawili doniesienie zatytułowane "Association of usual walking with mortality in oldest old adults aged 85 years and older: a nationwide senior cohort study" na temat korzyści płynących z aktywności fizycznej u osób w podeszłym wieku.
Z badania wynika, że chodzenie co najmniej jedną godzinę tygodniowo jest korzystne dla osób w wieku 85 lat i starszych. Inaczej mówiąc 10 minut codziennego spaceru poprawia zdrowie seniorów.
Badacze wykorzystali informacje z koreańskiej bazy danych National Health Insurance Service (NHIS) Senior. Do badania włączono 7 047 dorosłych w wieku 85 lat lub starszych, którzy przeszli koreański narodowy program badań przesiewowych w latach 2009-2014. Uczestnicy wypełnili kwestionariusz dotyczący aktywności fizycznej w czasie wolnym, w którym pytano o długość czasu spędzonego w każdym tygodniu na chodzeniu w wolnym tempie, aktywności o umiarkowanej intensywności, takiej jak jazda na rowerze i szybki spacer, oraz aktywności o energicznej intensywności, takiej jak bieganie.
Średnia wieku uczestników wynosiła 87 lat, a 4 813 (68,3%) stanowiły kobiety. Uczestnicy zostali podzieleni na pięć grup w zależności od czasu spędzanego tygodniowo na chodzeniu w wolnym tempie. Około 4 051 (57,5%) uczestników nie wykonywało żadnego powolnego chodzenia, 597 (8,5%) chodziło mniej niż godzinę, 849 (12,0%) chodziło od jednej do dwóch godzin, 610 (8,7%) chodziło od dwóch do trzech godzin, a 940 (13,3%) chodziło więcej niż trzy godziny tygodniowo.
W całej badanej populacji 7 047 dorosłych, 1 037 (14,7%) uczestników wykonywało aktywność fizyczną o umiarkowanej intensywności, a 773 (10,9%) o energicznej intensywności. Tylko 538 uczestników (7,6%) spełniało zalecenia wytycznych dotyczące aktywności fizycznej o intensywności umiarkowanej do energicznej. Spośród 2 996 uczestników, którzy spacerowali w wolnym tempie co tydzień, 999 (33%) wykonywało również aktywność fizyczną o umiarkowanej lub energicznej intensywności.
Badacze przeanalizowali związki między chodzeniem, śmiertelnością z wszystkich przyczyn oraz śmiertelnością z przyczyn sercowo-naczyniowych. W porównaniu z osobami nieaktywnymi, ci, którzy chodzili co najmniej godzinę tygodniowo mieli 40% niższe ryzyko względne śmiertelności z powodu wszystkich przyczyn oraz 39% niższe ryzyko z powodu chorób układu krążenia.
Piśmiennictwo
1. Moo-Nyun Jin et al. Association of usual walking with mortality in oldest old adults aged 85 years and older: a nationwide senior cohort study.
2. Visseren FLJ, Mach F, Smulders YM, et al. 2021 ESC Guidelines on cardiovascular disease prevention in clinical practice. Eur Heart J. 2021;42:3227–3337.
3. Kim Y, Lee E. The association between elderly people's sedentary behaviors and their health-related quality of life: focusing on comparing the young-old and the old-old. Health Qual Life Outcomes. 2019;17:131.
Milanović Z, Pantelić S, Trajković N, et al. Age-related decrease in physical activity and functional fitness among elderly men and women. Clin Interv Aging. 2013;8:549–556.
AI-Nokio chodził po parku rozmyślając. Chodził i myślał. Nie zauważał spieszących się ludzi, ani bawiących się dzieci. Obojętne mu były nawet psy, które zażarcie szczekały na niego. Każdy z mijających go przechodniów wiedział kim jest, a on AI-Nokio ? Nie. Może to rzeczywiście prawda, że jest cyborgiem – takim pół robotem, pół człowiekiem…. Hmm… To strasznie nie wiedzieć nic o sobie. Więc AI-Nokio chodził i chodził, tak jakby chodzenie mogło mu przybliżyć prawdę. Myślał i analizował każdy szczegół z przeszłości. Wreszcie zaczął zapadać zmrok, a on zorientował się że jest w nieznanej części parku, w której nigdy do tej pory nie był. - Hej, hej - gdzieś zza pleców rozległ się głos. AI-Nokio odwrócił się i wśród drzew zobaczył plac zabaw i huśtającego się człowieka. Właściwie był to mężczyzna, miał około 40 lat, o niskiej, ale szczupłej sylwetce. Machał do niego ręką. - AI-Nokio zdziwił się, bo nie przypominał sobie, by kiedykolwiek się wcześniej widzieli. Nie chciał być jednak niegrzeczny i machając przyjacielsko podszedł bliżej - Cześć mam na imię Konrad przedstawił się nieznajomy, a ty? - A ja AI-Nokio - odpowiedział.
- Co tu robisz na tej huśtawce tak późno wieczorem? - Nie widzisz ? Huśtam się… ławeczka na której siedział Konrad poszybowała w górę i głośnym skrzyp, skrzyp potwierdziła fakt huśtania. - Ale dlaczego huśtasz się? Jak dzieci… Jesteś przecież dorosły…. Nie masz nic do zrobienia w domu? I dlaczego tak późno? - Nie rozumiesz - przerwał Konrad. Ja po prostu kocham to. Gdy ławka idzie do góry czuję jakbym mógł zaraz dotknąć nieba, a jak spada w dół wyobrażam sobie, że jestem w najlepszym na świecie rollercoasterze. Gdy huśtam się czuję wiatr we włosach. To takie piękne. Patrz tam… Wskazał ręką na miejsce między drzewami gdzie siedział chłopak, w wieku gdzieś około 15 lat, który wyraźnie cieszył się i klaskał, gdy ławeczka huśtawki podnosiła się. - To jest Wiesiek - wyjaśnił Konrad. Wiesiek ma zespól Downa. Nie miał szczęścia. Urodził się w bogatej rodzinie, która się go wstydzi i dlatego mieszka tu niedaleko; w zakładzie. To dobry chłopak, pomaga każdemu. I nie jest głupi. Ma swój rozum i wie co to jest wolność. - Popatrz jeszcze tam - AI-Nokio podążył wzrokiem za ręką i zobaczył małego, szarego psa z zakręconym ogonem. Jego głowa wędrowała w górę i w dół w rytmie ruchów huśtawki, a ogon z werwą młócił trawę.
- To Dżeki, bezpański i bezdomny pies. Żywi się tym co znajdzie w śmietniku i co ludzie rzucą z litości. To moi przyjaciele. Zawsze tu przychodzą i mi towarzyszą. A jestem tu już codziennie od 10 lat. Patrz jak cieszą się ze mną. Jak na mnie patrzą. Oni jedyni mnie widzą. - Jasne - odpowiedział AI-Nokio, nie podzielając entuzjazmu rozmówcy.
- Powiedz mi, przychodzisz tu codziennie i jak mniemam na kilka godzin, czy Ty nie jesteś aby uzależniony? Konrad z impetem zatrzymał huśtawkę i spojrzał swojemu rozmówcy w oczy.
- Może i tak … drogi przybyszu, może i tak. Nie potrafię z tego zrezygnować, bo ja tu naprawdę istnieję, tylko tu, nigdzie indziej mnie nie ma. - Wiesz pracuję w pewnej firmie. Tam nikt z nas nie istnieje. Są tylko procedury. Jesteśmy jak wystandaryzowane roboty. Powiedzmy przyjdzie klient. Muszę wtedy powiedzieć:
- Dziękuję, że pan wybrał naszą firmę i obdarzył nas zaufaniem. W czym mogę panu pomoc?. Mam nadzieję, że spełnię pana oczekiwania.
- Następnie mam przytakiwać i potakiwać, przymilać się jak kot, który pożąda świeżego mięsa. Uśmiechać się od ucha do ucha i wykorzystywać wszystkie techniki dobrej komunikacji. Czasem to co chce klient jest po prostu niemożliwe, albo niemożliwe w cenie, którą chciałby zapłacić. To tak jakbyś chciał kupić samochód w cenie dwóch jabłek. Hmmm wiesz nie mogę tak po prostu powiedzieć, że to niewykonalne. Muszę kluczyć i kluczyć bez przerwy się uśmiechając aż klient zrozumie i poczuje się szczęśliwy. To wszystko jest tak strasznie trudne…. - Nie wiem czy robot by to potrafił - zadumał się AI-Nokio, ale Konrad nie usłyszał tego i kontynuował
- Poza tym zabierają ciągle miejsca pracy w ramach robotyzacji. Ostatnio pożegnaliśmy panią Jadzię. Robiła nam ciepłą herbatę czy kawę i sprzedawała bułeczki. A tu nagle pani Jadzia płacze, bo jest już stara i nie znajdzie nowej pracy. W jej małym sklepiku rozpanoszył się robot robiący napoje. Poszliśmy wszyscy do managera. Pani Jadzia jest za droga. A robot Marek jest tani. Pracuje 24/7 i nie wymaga urlopu ani nie choruje. Nie dało się przekonać kierownictwa. Po tygodniu robot Marek się popsuł, a my przynosimy kawę w termosach. Pani Jadzia już nie wróciła. Usłyszeliśmy, że tu jest praca, a nie kawiarnia.
- A poza pracą? Nie masz życia poza pracą?- spytał cicho AI-Nokio. Konrad spojrzał ze smutkiem.
- Popatrz na Perfect City. Ludzie harują do późna wieczór. Pracują ponad swoje możliwości. Po pracy nie mają ani czasu ani ochoty, ani nawet siły na coś innego. Jedyne co robią to imprezy , szybkie randki czyli to samo co huśtanie. By choć przez chwilę poczuć, że istnieją, ale czy to jest życie? Ja innego nie znam - odpowiedział Konrad ze smutkiem w głosie.
Wydawać by się mogło, że przełom XX i XXI wieku zaznaczony spokojem i powolnym wymazywaniem ze zbiorowej pamięci okresu dwu strasznych światowych wojen i późniejszego komunistycznego zniewolenia przerodzi się już tylko w trwający coraz dłużej dobrobyt. Tymczasem historia znowu sobie z nas zakpiła. Zupełnie nieoczekiwanie przyszła pandemia COVID-19, a kiedy wydawało się, że już powoli wygasa, pojawiły się nowe mutacje wirusa. Spowodowało to ponowny wzrost zachorowań, chociaż ich przebieg był już zdecydowanie mniej dramatyczny niż przy pierwszych falach epidemii. W noworocznych postanowieniach na 2022 rok zaczęły dominować wakacyjne plany bez maseczek, certyfikatów i przymusowych covidowych izolacji. Niestety, stanowiły priorytet tylko niespełna 2 miesiące, bo szybko zeszły na plan dalszy wobec wybuchu wojny na Ukrainie i konieczności szybkiego organizowania pomocy wojennym uchodźcom. Chociaż wszyscy liczyliśmy na szybkie rozprawienie się z agresorem, to realia znowu nas zaskoczyły, bo toczące się tuż za naszymi granicami działania wojenne, dopiero nabierały rozpędu. Powoli zaczęły się globalne problemy gospodarcze, lawinowo rosła inflacja, a na światowej arenie politycznej zaczął tu i ówdzie dochodzić do głosu agresywny język wzajemnych oskarżeń i roszczeń. Przeciętne polskie rodziny musiały się jakoś w tej rzeczywistości odnaleźć i chociaż to zadanie niełatwe, to przecież możliwe, co potwierdzają doświadczenia ostatnich dziesięcioleci.
Najważniejszy jest priorytet
Ponieważ rodzin idealnych nie ma, to również ta, założona jesienią 1947 roku przez Basię i Stanisława poza niewątpliwymi zaletami miała także swoje wady. Kiedy po krótszych przystankach w Człuchowie i Toruniu osiedlono się ostatecznie w Płocku, codzienne kłopoty trwały dalej. Rodzina powiększyła się o najmłodszego Andrzejka i liczyła już sześć osób. W latach powojennych panowała w kraju nie tylko bieda, ale przede wszystkim komunistyczny terror. Trzeba było uważać na każdą wypowiedź, bo zacytowanie przed dzieci chociażby w przedszkolu wyniesionych z domu niewłaściwych treści mogło się skończyć wielkimi kłopotami. Młodzi rodzice doskonale pamiętali niedawne lata wojny i byli świadomi, że jakkolwiek w zmienionej formie, to jednak wojna trwała nadal. Może właśnie dlatego za wszelką cenę chcieli dać dzieciom stabilne poczucie bezpieczeństwa i dokładali wszelkich starań by to właśnie stanowiło podstawę funkcjonowania ich rodziny.
Rytuał na trudne czasy
Aktualną wiedzę o sytuacji politycznej czerpano z wiadomości radia Wolna Europa. Dzieci trzymano na sporą odległość od bieżących wydarzeń politycznych, chociaż przekazywano im w odpowiednio bezpiecznym zakresie prawdę historyczną i idee patriotyzmu, przygotowując grunt pod (taką miano nadzieję) możliwość pełnego przekazu w zupełnie już wolnym kraju. Na potrzeby domowe opracowano codzienny wieczorny rytuał. W czasie, kiedy Stanisław słuchał radia, a w domu rozlegały się radiowe szumy i piski, Basia zajmowała dzieci czytaniem lub opowiadaniem im ciekawych historii o zupełnie innym niż polityczne zabarwieniu. Rodzeństwo bardzo lubiło te wieczory, kiedy z zapartym tchem słuchano (przedstawianych w końcu przez zawodową aktorkę) niezwykle sugestywnych, plastycznych opisów wydarzeń czy to bajkowych, czy też przygodowych. Zasypiając, dzieciarnia snuła marzenia o dalszych losach Stasia i Nel, czy też o przygodach bohaterskiego Marco wędrującego od Apeninów do Andów by odnaleźć mamę. Pociechy śniły, a wtedy z kolei Basia otrzymywała od męża codzienne sprawozdanie z zasłyszanych dopiero co radiowych wiadomości. I tak polityczne domowe komentarze i rozważania prowadzone przy kuchennym stole trwały zwykle do późnych godzin nocnych.
Nauka na domowym piedestale
Nadrzędnym celem do którego dążyli młodzi rodzice było uzupełnienie swojego wykształcenia i zapewnienie warunków edukacji dzieciom. Doskonale wiedzieli, że poza okresowymi dostawami żywności ze Staroźreb mogą liczyć tylko na siebie, a utrzymanie sześcioosobowej rodziny z dwóch nauczycielskich pensji nie było zadaniem łatwym. Zrobienie kariery finansowej nie wchodziło w grę i dlatego postawiono na edukację. Nauka zajmowała dzieciom większość dnia, przy czym w przekazie wiedzy bardzo aktywni byli rodzice i o ile nauką literatury, ortografii czy interpunkcji kierowała Basia, to nauki ścisłe i przyrodnicze miały swojego mentora w osobie Stanisława. Co ważne, przekaz nawet najtrudniejszych zagadnień z zakresu obowiązujących w życiu praw fizyki miał formę przyjazną i przystępną. Przypominał do złudzenia sposób codziennego funkcjonowania niewielkiej grupy osób w oparciu o prawa matematyki opisany przez Yoko Agawę w powieści „Ukochane równanie profesora”. Ambicje rodziców były wygórowane, więc ciągle zwiększali wymagania. Dzieci brały udział w olimpiadach przedmiotowych i rozmaitych konkursach co wymagało przecież jeszcze większego nakładu codziennej pracy. Chociaż starano się skupić domowe zajęcia jedynie na nauce, to w obliczu nieustannych zrywów społecznych nie można było uniknąć przenikania do młodych głów idei wolnościowych. Częściej już jawnie rozmawiano o polityce i najnowszej, pamiętanej przez rodziców historii. W domu i w szkole wzrastał u rodzeństwa bunt przeciwko komunistycznej władzy wynikający z zaszczepionych w dzieciństwie idei patriotyzmu. Skutkiem stało się między innymi czynne uczestnictwo najmłodszego Andrzejka w patriotycznych manifestacjach, co rodziców bardzo niepokoiło. Rozumieli powody, ale mając wiedzę o możliwych konsekwencjach tych niebezpiecznych działań ciężko przeżywali ten okres.
Pamiętając o tradycji muzykowania w rodzinie Stanisława szybko ustalono, że pociechy mają doskonały słuch muzyczny, zapadła więc decyzja o równoległym kształceniu w tym kierunku, chociaż w praktyce oznaczało to dalsze ograniczenie czasu wolnego. Na pierwszy ogień poszła Lili, która od początku szkolnej edukacji uczęszczała równolegle do dwóch szkół. Nie była tym zachwycona, wiedziała, że pianistki z niej nie będzie, ale zaakceptowała decyzję rodziców. Zupełnie inaczej miała się sprawa z drugim w kolejności Zbyszkiem- Biniulkiem. On z kolei nie mógł bez muzyki istnieć i już jako mały chłopiec całe godziny spędzał przy pianinie, tworzył swoje interpretacje zasłyszanych melodii i komponował własne. Pomimo to doświadczenia starszej siostry skutecznie hamowały jego zapędy do podjęcia formalnej edukacji w szkole muzycznej i ostatecznie skończyło się na zapewnieniu prywatnych lekcji gry na pianinie oraz w zakresie teorii muzyki. Najmłodsze dzieci Oleńka i Andrzejek ostały się tym muzycznym zapędom, a zdolności muzyczne wykorzystywały w szkolnych chórach, podczas wakacyjnych obozów i rodzinnych spotkań.
O czym się marzy w otwartym domu?
Tych spotkań rodzinnych było zresztą bez liku Prowadzono dom otwarty, w końcu każde z małżonków pochodziło z wielodzietnej rodziny. Ponieważ w płockim domu szczególne miejsce zajmowała nauka, to nie tylko siostry, czy siostrzenica Basi, ale także córka Zosi spędzały tu sporo czasu uzupełniając lub kontynuując edukację. Z uwagi na niewielką odległość częstym gościem była też ukochana przez wszystkich babcia Marianna, która nie mogła przepuścić żadnej okazji, by chociaż na kilka godzin oderwać się od gospodarskich obowiązków w Staroźrebach i uściskać wszystkich aktualnych domowników. Te babcine wizyty miały dla dzieci szczególne znaczenie, bo przypominały, że nadejdzie pora wakacji i jak co roku będą wypoczywać nie tylko na obozach i koloniach, ale zawitają też do swojego rodzinnego azylu w Staroźrebach, gdzie dziadkowie pozwalają na prawie wszystko i gdzie w letnie dni rządy będą należeć do dzieciarni. Znacznie rzadziej z uwagi na odległość bywano u dziadków w Bydgoszczy, ale tam chociaż na wnuki czekano z miłością, to już takiej swobody nie można było zapewnić, bo czym innym jednak jest bieganie po rozległych polach, a czym innym pobyt w ogrodzie, za którego ogrodzeniem jest już ulica, Poza tym w Staroźrebach była zawsze silna rodzinna grupa, bo poza córkami Irci, zjeżdżała tam dzieciarnia Zosi (Bogunia i Adaś), czwórka dzieciaków Stanisława, a w początkowych latach również osierocona dwójka dzieci Edka. Chociaż Basia i Stanisław bardzo dbali, by ich latorośle poznawały kraj i każdego roku zapewniali udział w obozach wędrownych i koloniach, to i tak nic nie mogło się równać z wakacyjnym wyjazdem do Staroźreb.
Przepis na spędzanie wakacji
Podczas wiejskich letnich wakacji robiono w Staroźrebach wszystko to, co dla mieszczuchów może być niezwykłą atrakcją. Do ulubionych aktywności należało w szczególności zbieranie rzęsy dla kaczek z byłego dworskiego stawu, robienie z babcią placków bezpośrednio na kuchennej blasze (ulubione zajęcie Oleńki), picie mleka prosto od krowy, karmienie kur, kaczek i gęsi (to akurat było absolutną domeną Adasia-młodszego synka Zosi), karmienie psów, krowy i prosiaków (tym Adaś nieraz wspaniałomyślnie dzielił się z innymi) bieganie po polach, jazda konno i rowerem. Nic jednak nie było w stanie odebrać palmy pierwszeństwa zabawom na strychu gdzie przechowywano ziarno (tu swoje skarby chowały dziewczynki), zanoszeniu żniwiarzom w dwojaczkach gorących ziemniaków i zimnego zsiadłego mleka oraz wypraw z dziadkami drabiniastym wozem na targ. Niezastąpiona Ircia plotła dziewczynkom wianki i pierścionki ze słomy (to była ulubiona biżuteria Boguni). Podczas jednej z wypraw, na odpustowej loterii Lili wygrała żywego koguta. To było jedno z jej największych życiowych osiągnięć, którego pomimo wielu prób nikomu nie udało się już powtórzyć. Wieczorami jak przed laty, w małym staroźrebskim domku często rozbrzmiewała muzyka. Jeśli nie było akurat Janka grającego na skrzypcach i dziadka z akordeonem, to główna rola przypadała mężowi Irci Tadeuszowi grającemu na trąbce, a Zbyszek -Biniulek przejmował akordeon i na nim zapamiętale ćwiczył pierwsze akordy. Nic dziwnego, że dzieci co roku z żalem opuszczały dziadkowy raj. Oczywiście, były też trudne chwile. Zdarzały się choroby dzieci, a zapewnienie opieki medycznej w porze żniw mogło być dla mieszkańców wsi ogromnym wyzwaniem. Podczas jednego z pobytów ciężko zachorowała Oleńka i gdyby nie szybka pomoc męża Irci Tadeusza sprawa mogłaby przybrać tragiczny obrót.
Po powrocie do Płocka czekał na dzieciarnię Ciapek - pies, który naprawdę rozumiał wolność, kierował się nią i nigdy i nikogo nie słuchał. Mógł sobie na to pozwolić, bo dzieci kochały go miłością bezwarunkową. Był chociażby jedynym na świecie organizmem żywym, który mógł od Zbyszka - Biniulka dostać cukierka. Na taką szczodrość w wykonaniu małego łasucha nie mogli liczyć ani rodzice, ani rodzeństwo, ale dla Ciapka każde poświęcenie było warte zachodu.
Efekty pewnego mezaliansu
Czas płynął, krajowe polityczne zawirowania pomimo poniesionych ofiar nie spowodowały na szczęście szerokiego rozlania się krwawych starć i w euforii poczucia odzyskanej przez naród wolności nie zauważono, że chwilowo jakby mniej głośne komunistyczne elity mają się całkiem dobrze i przejęły klucze do polskiej gospodarki. To stało się zresztą początkiem kolejnych i nadal jeszcze aktualnych problemów. W tych trudnych latach nasze rozrastające się rodzinne drzewo z silną gałęzią zapoczątkowaną przez niezwykły mezalians jeszcze bardziej okrzepło i stało się bardziej odporne na codzienne trudności. Dzieci rosły, założone cele edukacyjne zostały osiągnięte i cała czwórka zdobyła wyższe wykształcenie, chociaż nie zawsze z wybranym kierunkiem studiów wiązała się późniejsza aktywność zawodowa. Nadal, tak jak wyjściowo założyli Basia i Stanisław starano się by rodzinny dom dawał stabilne poczucie bezpieczeństwa kolejnym tworzonym z tego pnia rodzinom, dzieciom, wnukom, prawnukom… Czy kolejne pokolenia będą mogły cieszyć się wolnością i pokojem? Czy los będzie dla nich tak łaskawy? Czas pokaże….
19 sierpnia obchodzimy, ustanowiony przez ONZ, Światowy Dzień Pomocy Humanitarnej upamiętniający pracowników organizacji niosących pomoc, którzy stracili życie lub zostali ranni w trakcie wykonywania swojej pracy.
Jedną z wielu organizacji niosących pomoc humanitarną są Lekarze bez Granic , której oddział niedawno powstał w Polsce ( https://lekarze-bez-granic.pl/). Organizacja ta prowadzi działania pomocowe w 88 krajach na całym świecie dowiadujemy się z niedawno opublikowanego raportu za rok 2021 ( https://www.msf.org/international-activity-report-2021)
W 2021 roku prowadzili 495 interwencji humanitarnych w 72 krajach., 47% z tych akcji było prowadzonych w Afryce.
Mobilna klinika MSF w miejscowości Nzacko (Republika Środkowoafrykańska), więcej o tej akcji pomocowej pod linkiem
W 2021 roku Lekarze bez Granic udzielili ponad 12,5 mln konsultacji medycznych, przeprowadzili blisko 112 tysięcy operacji, asystowali przy 317 tysiącach porodów. Leczyli 2,6 mln przypadków malarii, a programem leczenia niedożywienia objęli 82 tysiące dzieci ze skrajnym niedożywieniem.
Jedna trzecia (34 proc.) działań medycznych Lekarzy bez Granic w 2021 roku prowadzona była w warunkach konfliktu zbrojnego, a jedna czwarta (24 proc.) – w warunkach niestabilności wewnętrznej.
W okresie pandemii COVID - 19 wolontariusze Lekarzy bez Granic udzielali pomocy medycznej w Syrii, Jemenie, Indiach, Brazylii, RPA oraz Wenezueli. Dostarczali tlen, materiały medyczne, pomagali w leczeniu najcięższych przypadków.
W ubiegłym roku Lekarze bez Granic nieśli także pomoc w Sudanie Południowym, gdzie trzeci rok z rzędu miały miejsce silne powodzie, zalewając między innymi obóz dla osób wewnętrznie przesiedlonych. Ulewy nawiedziły również afrykańskie państwo Niger, przyczyniając się do wzrostu niedożywienia. Nieodżywienie nasiliło się w takich krajach jak Niger, Somalia, Madagaskar,Haiti oraz Filipiny - w krajach tych Lekarze bez Granic prowadzili programy żywieniowe. Lekarze bez Granic nieśli także pomoc w krajach, w których miały miejsce akty przemocy.
W takich sytuacjach Lekarzy bez Granic udzielają pomocy w klinikach mobilnych docierające do pacjentów, którzy ze względu na walki nie mogą samodzielnie udać się do lekarza.
Kolejnym miejscem na mapie działań Lekarzy bez Granic jest Afganistan gdzie w 2021 roku prowadzono szpitale oraz przychodnie, skupiając się na zdrowiu kobiet w ciąży, matek i dzieci. Prowadzili też działania związane z niedożywieniem, gruźlicą oraz wirusem Covid-19.
W 2021 roku zespoły Lekarzy bez Granic w Afganistanie składały się z ponad 2 300 osób, a wydatki na udzieloną w ty kraju pomoc wyniosły 39,5 mln euro.
Obecnie organizacja Lekarze bez Granic we współpracy z Instytutem Gruźlicy w Warszawie przygotowuje program dotyczący wykrywania, diagnozowania oraz leczenia gruźlicy lekoopornej. Programy takie są prowadzone od kilku lat przez Lekarzy bez Granic w różnych krajach, gdzie ten problem występuje.
Na łamach Gazety dla Lekarzy dostępne są od 2017 roku artykuły, których autorką jest dr Marta Florea, spec. ginekologii i położnictwa, opisujące jej pracę w ramach wolontariatu z Médecins Sans Frontières (MSF) w Pakistanie
W uznaniu zasług kardiolodzy Maria Wieteska - Miłek, Ewa Dłużniewska Robert Ryczek oraz Konrad Rylski ( stomatolog) zostali odznaczeni Krzyżami Zasługi
Podczas 82 kongresu American Diabetes Association (3 - 7 czerwca 2022 r. New Orleans) ogłoszono wyniki badania SURMOUNT-1, pierwszego badania fazy 3 oceniającego bezpieczeństwo i skuteczność tirzepatydu w leczeniu otyłości.
Badanie zostało przedstawione na kongresie oraz jednocześnie opublikowane w „The New England Journal of Medicine” w artykule zatytułowanym Tirzepatide Once Weekly for the Treatment of Obesity.
Otyłość dotyka 650 milionów ludzi na całym świecie i prawie połowę Amerykanów. Otyłość jest chorobą przewlekłą z ograniczonymi możliwościami leczenia, która zwiększa ryzyko wystąpienia innych schorzeń związanych z wagą i negatywnie wpływa na ogólny stan zdrowia. Badanie to miało na celu ocenę zastosowania tirzepatydu, leku podawanego raz w tygodniu, będącego agonistą receptora GIP (glukozozależnego polipeptydu insulinotropowego) i GLP-1 (glukagonopodobnego peptydu-1), w leczeniu otyłości. Do badania włączono 2 539 uczestników z otyłością lub nadwagą z co najmniej jednym schorzeniem związanym z masą ciała, nie chorujących na cukrzycę. Współzależnymi punktami końcowymi były procentowa zmiana masy ciała w stosunku do wartości wyjściowej oraz większy odsetek uczestników osiągających redukcję masy ciała o co najmniej 5% w porównaniu z placebo. Najczęściej zgłaszane zdarzenia niepożądane były związane z układem pokarmowym i miały na ogół łagodne lub umiarkowane nasilenie, zwykle występowały w okresie zwiększania dawki. Najczęstszymi działaniami niepożądanymi były nudności, biegunka i zaparcia. Ogólna średnia redukcja masy ciała dla najwyższej dawki tirzepatydu (15 mg) wyniosła około 23 kilogramów. Znaczną utratę masy ciała uzyskano również w przypadku niższych dawek tirzepatydu: 15,75 kg w przypadku dawki 5 mg i 22 kg w przypadku dawki 10 mg. Tirzepatyd miał ogólny profil bezpieczeństwa i tolerancji zbliżony do innych terapii opartych na inkretynach zatwierdzonych do leczenia otyłości. Europejska Agencja Leków (EMA) w dniu 21 lipca 2022 r. wydała pozytywną opinię, zalecając przyznanie pozwolenia na dopuszczenie do obrotu tirzepatydu jako produktu przeznaczonego do leczenia cukrzycy typu 2.
PS. Przygotowanie do Nowego Wspaniałego Świata to bardzo ważna zadanie. Jeśli ugotujecie zupę z pająka koniecznie napiszcie do redakcji GdL jak Wam smakowała!
Na łamach pisma EFSA Journal ukazał się w 2018 roku artykuł zatytułowany Novel foods: a risk profile for the house cricket (Acheta domesticus) naukowców szwedzkich, którzy omawiają możliwe zmiany w naszej diecie w nadchodzącej przyszłości.
Owady stanowią istotną część diety dla wielu społeczności i są spożywane w kilku krajach Afryki, Ameryki Południowej, Azji i Oceanii. Jednak na rynkach zachodnich konsumpcja owadów (entomofagia) nie została jeszcze zaakceptowana kulturowo i społecznie. Bioróżnorodność owadów jest ogromna, a szacunki wahają się od 2,6 do 7,8 mln gatunków. Ta bioróżnorodność implikuje ogromną różnorodność szlaków metabolicznych i mikrobiomów wśród poszczególnych gatunków. Obecnie na świecie spożywa się ponad 2 111 rodzajów stawonogów. Najczęściej spożywane stawonogi należą do tych ośmiu grup:
1.Coleoptera (chrząszcze, często larwy) (31%)
2.Lepidoptera (gąsienice) (17%)
3.Hymenoptera (osy, pszczoły i mrówki)
4.Orthoptera (świerszcze, pasikoniki i szarańcza) (14%)
5.Hemiptera (pluskwiaki prawdziwe) (11%)
6.Isoptera (termity) (3%)
7.Odonata (ważki)
8.Diptera (muchy) i inne (9%)
Jednak tylko ograniczona liczba gatunków owadów jest hodowana na dużą skalę jako żywność i pasza. Według niektórych badań rynkowych Europa staje się najszybciej rozwijającym się rynkiem owadów jadalnych, prognozując przychody w wysokości 1,07 mld USD w 2022 roku. Te same źródła podkreślają, że oczekuje się, że rząd Orthoptera będzie awansował jeszcze szybciej, ze względu na wysoki popyt na produkty oparte na świerszczach (np. proszek proteinowy, batony granola, krakersy lub ciasteczka).
Od 2018 r. weszło w życie rozporządzenie (UE) 2283/2015 ustanawiające przepisy dotyczące zatwierdzania nowej żywności w Europie, w tym owadów.
Profil oceny świerszczy przewiduje zamknięty system hodowli A. domesticus, w ramach analizy zagrożeń i krytycznych punktów kontroli oraz dobrych praktyk rolniczych. W profilu ryzyka zidentyfikowano następujące poważne zagrożenia:
(1) wysoka całkowita liczba bakterii tlenowych;
(2) przetrwanie bakterii tworzących przetrwalniki w wyniku obróbki termicznej;
(3) alergenność owadów i produktów pochodnych od owadów; oraz
(4) bioakumulacja metali ciężkich (np. kadmu). Inne zagrożenia, takie jak pasożyty, grzyby, wirusy, priony, oporność na środki przeciwdrobnoustrojowe i toksyny, zaliczono do zagrożeń niskiego ryzyka. W przypadku niektórych zagrożeń podkreślono potrzebę uzyskania dodatkowych dowodów.
Zgodnie z dostępnymi danymi naukowymi wirusy, priony, grzyby i pasożyty należy uznać za zagrożenia niskiego ryzyka. Wysokie obciążenie mikrobiologiczne, bakterie przetrwalnikujące i ich odrastanie po obróbce cieplnej, bioakumulacja metali ciężkich (w szczególności kadmu) i alergenność świerszczy są uważane za zagrożenia średnie. Konieczne są dalsze badania w celu oceny bezpieczeństwa świerszczy jako żywności przeznaczonej do spożycia przez ludzi.
Świerszcze jako żywność wykazują większe obciążenie mikrobiologiczne w porównaniu z innymi produktami spożywczymi. Dlatego należy opracować szczegółowe wartości kryteriów higieny i bezpieczeństwa dla owadów, w tym świerszczy.
Powszechnie wykrywane bakterie chorobotwórcze przenoszone przez żywność, takie jak L. monocytogenes czy Salmonella spp. nigdy nie były lub są rzadko zgłaszane w świerszczach przeznaczonych do spożycia przez ludzi.
Obróbka termiczna, taka jak blanszowanie, gotowanie lub smażenie, może zmniejszyć obciążenie mikrobiologiczne w owadach jadalnych. Przed wprowadzeniem produktu na rynek należy wprowadzić obowiązkowy proces termiczny dla świerszczy lub produktów pochodnych od świerszczy. Ponadto, gotowanie przed spożyciem mogłoby być wskazane w celu zapewnienia obciążenia mikrobiologicznego zgodnego z normami higieny i bezpieczeństwa żywności. Jednakże takie zabiegi mogą nie wystarczyć do zabicia przetrwalników Bacillus spp. i Clostridium spp.
Metale ciężkie zostały zidentyfikowane jako potencjalne zagrożenia chemiczne, gdy świerszcze są na nie narażone na etapie odchowu. Wśród metali ciężkich za główny problem uznano bioakumulację kadmu. Dostępne informacje na temat innych metali ciężkich, takich jak aluminium, chrom i arsen, są skąpe i potrzebne są dalsze badania.
Świerszcze mogą wywoływać reakcje alergiczne u wrażliwych konsumentów (podobnie jak krewetki, kraby, homary). Ze względów bezpieczeństwa konsumpcji produkty żywnościowe pochodzące ze świerszczy powinny mieć specjalne oznakowanie w celu zwiększenia świadomości konsumentów.
Mimo istnienia działań niepożądanych związanych z przyjmowaniem pokarmów sporządzanych na bazie świerszczy sprzedaż tego produktu dynamicznie rośnie.
Zjawisko to trudno wytłumaczyć prozą naukową, przedstawiamy więc poetycką wizję rynku spożywczego, inspirowaną znanym wierszem Juliana Tuwima http://wierszykidladzieci.pl/tuwim/spozniony-slowik.php opisującą jak na tę niecodzienną ofertę konsumpcyjną reagować będą niektórzy konsumenci.
Beata Niedźwiedzka
Płacze pani Nowakowa w domku przy akacji,
Bo pan Nowak przed dziesiątą miał być na kolacji
I terminów uzgodnionych tak się ściśle trzyma,
A tu jest już po północy i Nowaka nie ma!!!
Wszystko stygnie: zupa z muszek w propagandy sosie,
Garść komarów zachwalanych na radiowym spocie,
Motyl z rożna przyprawiony opinią eksperta,
A na deser nowomową nadziana eklerka.
Może mu się co zdarzyło? może go napadli?
Siwe włoski wyskubali, nawet rozum skradli?
To przez chciwość ! To pan ekspert z bandą eksperciątek!
Włosy - głupstwo, te odrosną, lecz nie rozum, ni majątek!
Wreszcie zjawia się pan Nowak, podśpiewuje, skacze...
Gdzieś ty latał? Gdzieś ty fruwał? Przecież ja tu płaczę!
AI-Nokio gnał szybko do urzędu, gdyż obawiał się, że nie będzie miał wystarczająco czasu na załatwienie swojej sprawy. Z impetem wpadł do pokoju. Inspektor, siedzący za biurkiem, spojrzał na niego ze zdziwieniem. Po raz pierwszy ktoś tak bardzo chciał się z nim spotkać. Po raz pierwszy sprawa u inspektora była tak ważna.
AI-Nokio
(Rys. Helena Kowalska)
Ogromnie go to zdziwiło, ponieważ Inspektor, nie lubił swojej pracy i uważał, że jest nawet niepotrzebna. Był kiedyś lekarzem, ale zawiłe i pokrętne ścieżki jego życia spowodowały, że lokomotywa jego kariery wypadła z torów i znalazła się w tym oto mało ciekawym miejscu. Tę oto pracę winił za wszystko co złe w jego życiu. Nędzne zarobki nie pozwalały mu na zakup pożądanych dóbr (a pożądał bardzo), niski prestiż stanowiska zawstydzał go i uniemożliwiał zajecie należytego miejsca w społeczności (które przecież mu się należało) i wreszcie ostatnie i najważniejsze - praca była powodem jego zwichniętego i w końcu złamanego życia rodzinnego.
- Słucham Cię chłopcze - rzekł niezbyt grzecznym tonem inspektor, wyrwany z rozmyślań nad swym losem. Spojrzał na AI-Nokia z niezadowoleniem, po czym popatrzył wymownie na zegarek.
- Eee... chciałbym dostać pesel. Mój ojciec tego nie zrobił, a pani w urzędzie skierowała mnie do pana, szanowny panie inspektorze - powiedział AI-Nokio.
- Jak to mówisz, że nie masz.. A przychodnia? A szpital ? Przecież wiele osób jest zaangażowanych podczas narodzin dziecka, nawet jeśli rodzice są niegramotni i nie wiedzą gdzie pójść w sprawie peselu.
- Miałem tylko ojca.. a on w dodatku nie żyje. Umarł 2 miesiące temu - odpowiedział AI-Nokio..
- Przykro mi - rzekł inspektor choć wcale mu nie było przykro.
- Nie jesteś przecież noworodkiem, jesteś tu na świecie kilka lat. Jak to się stało, że nikt się tobą nie interesował? - dopytywał się inspektor.
- Bo ja… bo ja… nie jestem człowiekiem. Jestem robotem - szybko odpowiedział AI-Nokio.
- Co ? Coo? Coś ty powiedziałeś? Kim jesteś? Robotem? - zdziwił się inspektor, po czym złapał AI-Nokio za nadgarstek .
- Skóra jest ludzka. O! jest nawet tętno. równe, miarowe, dobrze napięte - powiedział inspektor.
- Po co przychodzisz i dlaczego kłamiesz ? Mów! - krzyknął. Był wyraźnie zły. Jakiś głupi smarkacz przychodzi do urzędu robić sobie żarty! I to jeszcze przed samym końcem pracy w piątek.
- Niech pan popatrzy na mnie, jak jestem zbudowany - AI-Nokio w desperacji podniósł koszulę. Na środku klatki piersiowej widniał mały czarny, niepozorny guzik, który można by było pomylić z nieco większym znamieniem barwnikowym.
- Ojciec zakazał mi to pokazywać, a nawet o tym mówić, ale zależy mi na tym peselu - wyszeptał AI-Nokio. Wiem, że nie przekonam pana słowami, więc panu, tylko panu to pokażę - po czym nacisnął guzik na klatce piersiowej.
Wkrótce na powierzchni skóry pokazała się czarna tablica, nieco podobna do ekranu większego smartfona.
- Na niej wyświetlają się ważniejsze zachodzące we mnie procesy - tłumaczył AI-Nokio.
- O, proszę zobaczyć… - na czarnej tablicy wyświetlały się ciągle jakieś cyfry, wykresy oraz linie.
- Ale to co na rękach to skóra, prawda? - zapytał inspektor …
- I to tętno, które przecież wyczuwałem. To co to było? - inspektor nie mógł uwierzyć w swoje odczucia.
- To chyba nie jest skóra, tylko coś co bardzo przypomina skórę. Tętno to taki kabelek, który kurczy się i rozkurcza. Nawet słychać we mnie bicie serca. Mój ojciec bardzo starał się bym był jak najbardziej podobny do człowieka, ale nim nie jestem. Nie jestem proszę pana - objaśniał inspektorowi AI-Nokio.
- Inspektor oszołomiony patrzył przed siebie. W głowie przelatywały mu różne myśli. przeczytane książki science fiction, informacje o komputerach, filmy o sztucznej inteligencji. Wszystko to interesowało go od młodych lat. Sam marzył by zostać informatykiem wymyślającym takie cuda. No zostałby, gdyby nie to parszywe jego życie. Ech.. westchnął inspektor.
- Słuchaj chłopcze, czy w domu słyszałeś kiedyś takie nazwisko Elliot Mosco? Przypomnij sobie chłopcze, posłuchaj uważnie, jeszcze raz powtórzę: Elliot Mosco ? Czy kiedyś słyszałeś: ktoś mówił, albo ktoś o takim nazwisku przyszedł? - dopytywał się inspektor.
- Tak proszę pana. Mój ojciec pracował dla tego pana, a on od czasu do czasu przychodził do nas. Nawet kiedyś uścisnął mi rękę i pogłaskał po głowie - wyznał Ainokio.
- Och! Och! - wzdychał Inspektor. Docierała do niego pewna myśl – natrętna i nieustępliwa.
_ Czy to widzi, to jest produkt wielkiego i boskiego Elliota Mosco?
Elliot Mosco był powszechnie znanym wizjonerem informatyczno - medycznym, ojcem chrzestnym sztucznej inteligencji i wszelakiego połączenia człowieka z maszyną. Kimś niezwykle tajemniczym. O kimś o kim wszyscy mówili, a nikt go nigdy nie widział. A teraz on inspektor Karol ma sposobność ogłosić światu, że znalazł być może dzieło życia wielkiego Elliota Mosco. Widział już w wyobraźni kamery, wywiady... on i AI-Nokio na pierwszych stronach gazet, w telewizji. Wreszcie, wreszcie, koniec z nudnym życiem!
- Kim jesteś chłopcze, kim jesteś? Czy jesteś cyborgiem? Przeszczepem świadomości? Może nawet przeszczepem świadomości Elliota Mosco? No powiedz chłopcze, kim jesteś? - dopytywał się inspektor.
- Nie wiem proszę pana. Naprawdę nie wiem kim jestem - odpowiedział AI-Nokio i spuścił głowę.
Po chwili spojrzał na inspektora i zapytał:
-To jak będzie z tym moim peselem? Ojciec bardzo chciał bym był człowiekiem - dodał.
- Pesel to nie jest najważniejsze, ale skoro Ci tak zależy to obiecuję, że zrobię wszystko, byś go dostał. Naprawdę wszystko - oznajmił inspektor wzruszonym głosem. Do niego właśnie, a nie do kogokolwiek innego przyszedł historyczny interesant.
Po ostrym zakażeniu COVID-19 możliwe jest przejście formę przewlekłą infekcji. Postać ta częściej występuje u u młodych dorosłych, zwłaszcza kobiet. Przebieg ostrej fazy choroby nie wpływa na obraz kliniczny long COVID.
Powrót do zdrowia w zdecydowanej większości przypadków long COVID następuje w ciągu roku.
Najczęściej występujące objawy to zmęczenie, ból głowy, mgła mózgowa, duszność, wypadanie włosów, ból, bezsenność, zawroty głowy, utrata pamięci i kołatanie serca.
Nasilenie objawów doświadczanych przez niektórych pacjentów z Long COVID może być znaczne.
W niektórych przypadkach dodatkowo może wystąpić tachykardia ortostatyczna, zespołem chronicznego zmęczenia oraz neuropatią małych włókien. Ponadto mogą wystąpić: zła tolerancja wysiłki, bóle mięśni szkieletowych utrzymujące się nawet do 6 miesięcy po przebyciu ostrej fazy COVID-19.
Często stwierdza się ponadto zaburzenia nastroju, lęk, a także zaburzeń snu. Objawy mogą utrzymywać się do 12 miesięcy, a nawet dłużej. Leczenie long COVID jest objawowe.
Na łamach czasopisma Journal of American Medical Association opublikowano artykuł zatytułowany" Reactogenicity of Simultaneous COVID-19 mRNA Booster and Influenza Vaccination in the US, autorstwa A.M. Hause i wsp. afiliowanych w CDC COVID-19 Response Team, Centers for Disease Control and Prevention, oraz w Georgia Rollins School of Public Health, Emory University w Atlantcie pytanie:
Czy reakcje ogólnoustrojowe występują częściej po jednoczesnym podaniu dawki przypominającej COVID-19 mRNA i szczepionki przeciwko grypie sezonowej niż po samej dawce przypominającej COVID-19 mRNA?
Wyniki W tym badaniu kohortowym obejmującym dane pochodzące od 981 099 osób w wieku 12 lat lub starszych, jednoczesne podanie dawki przypominającej COVID-19 mRNA i szczepionki przeciwko grypie wiązało się ze zwiększeniem liczby reakcji ogólnoustrojowych odpowiednio o 8% do 11% w porównaniu z samą dawką przypominającą COVID-19 mRNA. Różnice te były istotne statystycznie.
W nowym badaniu opublikowanym niedawno w Proceedings of the Royal Society B, amerykańscy naukowcy z Georgia's Emory University zeskanowali głowy 50 babć za pomocą MRI, gdy patrzyły one na zdjęcia swoich wnuków w wieku od 3 do 12 lat. Pokazano im również zdjęcia dziecka i dorosłego, których nie znały, oraz zdjęcia jednego z ich własnych, dorosłych dzieci - dorosłego rodzica tej samej płci co ich wnuk.
Gdy babcie ogladały zdjęcia wnuków ich części mózgu odpowiedzialne za empatię emocjonalną oraz ruch wykazywały pozytywną aktywność emocjonalną. Kiedy oglądają one zdjęcia swojego wnuka, naprawdę czują to, co czuje wnuk. Kiedy dziecko czuje radość, one też czują tę radość. Kiedy dzieci wyrażają niepokój, babcie też czują ten niepokój - powiedział neurobiolog James Rilling.
Psychiatra dziecięcy Arthur Kornhaber już w latach 80-tych pisał znaczenie relacji dziadków, jego pacjent o imieniu Billy miał problemy z zachowaniem, które ustąpiły, gdy jego babcia była obecna w jego życiu. Kiedy Kornhaber poprosił Billy'ego, aby narysować swoją rodzinę, Billy stworzył piramidę, z nim na szczycie grającym w piłkę. Jego rodzice zostali umieszczeni pod nim z podpisem "szczęśliwi, bo jestem dobrym piłkarzem". Na dole piramidy byli jego dziadkowie z podpisem "szczęśliwi, że jestem szczęśliwy".
Oglądając zdjęcia swoich dorosłych dzieci babcie aktywowały inną część mózgu - empatię poznawczą, co oznacza, że starały się je zrozumieć na poziomie bardziej mózgowym niż emocjonalnym.
Badania wykazały, że matki małych dzieci mają aż o 10 procent większe szanse na płatną pracę, jeśli w pobliżu mieszka babcia; prawie wszyscy dziadkowie pomagają finansowo swoim wnukom; a dzieci, które są blisko dziadków, rzadziej popadają w depresję w wieku dorosłym.
Opierając się na danych z Fragile Families and Child Wellbeing Study, badania kohortowego dzieci urodzonych w 20 miastach USA w latach 1998-2000, odkryli, że śmierć babci w ciągu poprzednich siedmiu lat oznaczała, że nastolatki były bardziej narażone na depresję matki - i że "dorastający chłopcy mają 50-procentowy wzrost objawów depresji po śmierci babci" w stosunku do rówieśników, którzy nie stracili babci - wzrost, który "działa niezależnie od wpływu śmierci na ich matkę". (Co ciekawe, nie było zwiększonego ryzyka depresji związanego ze śmiercią dziadka, co badacze próbują zrozumieć).
W czasie, gdy "akceptujemy", że COVID nieproporcjonalnie wpłynie na osoby starsze, musimy uznać wpływ ich utraty na pokolenie dzieci, które bezpośrednio i pośrednio polegają na ich wsparciu. Niewielu powiedziałoby, że dziadkowie są bez znaczenia, ale trzeba się zastanowić, czy wystarczająco dużo z nas zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo są kluczowi. Gdyby więcej z nas zdawało sobie z tego sprawę, jak mogłoby to zmienić sposób, w jaki planujemy nasze dni, nasze życie, nasze miasta - a także nasze reakcje na COVID - pisze Julia Baird omawiająca badania naukowe na temat babć i dziadków na łamach The Sydney Morning Herald.
Wakacje upływają nam pod znakiem inflacji oraz Omicrona. Musimy więc dbać o nasze budżety domowe oraz o zdrowie. Każdy ma w tym względzie własne przemyślenia oraz doświadczenia. Warto podkreślić, że tradycyjne postawy wobec oby wyzwań mają swoje nieprzemijające zalety i choć może nie przeprowadzano badań klinicznych na temat ich skuteczności to dziesiątki lat praktyki mają swoją moc dowodową.Trzeci temat na czasie to oczywiście nadchodząca przyszłość. Jej literacką wersję przedstawiamy w powieści SF "Perfect City - kraina przyszłości". Czy nasza wizja jest prorocza pokaże czas. Mamy nadzieję, że powieść zdobędzie uznanie Czytelników, planujemy jej wydanie papierowe, zachęceni bardzo przyjaznym odbiorem bibliofilskiego wydania roczników 2012 - 2022 Gazety dla Lekarzy.
Ukazał się pierwszy w historii raport WHO o zdrowiu migrantów i uchodźców.
W streszczeniu raportu czytamy:
Na całym świecie więcej ludzi niż kiedykolwiek wcześniej przemieszcza się, a mimo to wielu uchodźców i migrantów ma gorsze wyniki zdrowotne niż ludność przyjmująca. Zajęcie się ich potrzebami zdrowotnymi jest zatem globalnym priorytetem zdrowotnym i stanowi integralną część zasady prawa do zdrowia dla wszystkich. Kluczem jest wzmocnienie i utrzymanie systemów opieki zdrowotnej poprzez zapewnienie, że są one wrażliwe na potrzeby uchodźców i migrantów oraz sprzyjają włączeniu społecznemu.
Na wyniki zdrowotne wpływa cały szereg czynników. Jednak uchodźcy i migranci zmagają się z dodatkowymi uwarunkowaniami, takimi jak niepewny status prawny, dyskryminacja, bariery społeczne, kulturowe, językowe, administracyjne i finansowe, brak informacji o uprawnieniach zdrowotnych, niski poziom wiedzy na temat zdrowia oraz strach przed zatrzymaniem i deportacją.
Ta przełomowa publikacja nakreśla obecne i przyszłe możliwości i wyzwania oraz przedstawia kilka strategii mających na celu poprawę zdrowia i dobrostanu uchodźców i migrantów. Jest to narzędzie rzecznicze dla krajowych i międzynarodowych decydentów zaangażowanych w zdrowie i migrację.
Dowody na temat zdrowia uchodźców i migrantów pozostają fragmentaryczne - porównywalne dane między krajami i w czasie są pilnie potrzebne do śledzenia postępu w kierunku związanych ze zdrowiem Celów Zrównoważonego Rozwoju ONZ. Ponieważ do docelowej daty 2030 r. pozostało zaledwie 8 lat, aby zmienić nasz świat, czas na działanie jest teraz.
Książka "Sztuka Jana Bukowskiego" pod redakcją naukową prof. Piotra de Bończa Bukowskiego oraz prof. Artura Jurczyszyna powiększyła zbiory biblioteczne redakcji Gazety dla Lekarzy. Będzie ona cenną pamiątką zbioru zatytułowanego "Książki z dedykacją". Serdecznie dziękuję!
Transmisję z pięknej uroczystości promocji książki w Krakowie można obejrzeć pod linkiem
Czas, w którym było źle ludziom, ptakom i zwierzętom zdawać się nie mieć końca. Po krótkim locie stadko podwórkowych ptaków siadło na gałęziach okolicznych drzew. Małe i płochliwe, ćwierkały w kółko te same słowa. Krótkie, urywane słowa. Powtarzane każdego dnia: Kto da nam po-ży-wie-nie? Czym się ju-tro na-kar-mi-my? Nie wie-my gdzie szu-kać po-żywie-nia! Mijały monotonne, podobne do siebie dni. Zdawało się, że życie ptasiej gromadki będzie się tak toczyć bez końca, gdy niespodziewanie pojawił się Władca Ptaków. Miał pieniądze, pożywienie oraz władzę nad wszystkimi dotychczas spotkanymi ptakami. Bystrym spojrzeniem omiótł nowo poznaną gromadkę. Będzie z nich pociecha – pomyślał i energicznym głosem zawołał: – Wróble i sikorki, mam dla was pożywienie! Przylatujcie do mnie!
Ptasi proletariat, wynędzniały i szary, nadlatywał tłumnie. Przylatujcie do mnie – niosło się echem po podwórkach. Słowa odbijały się od ścian domów, okien i parapetów.
Mężczyzna sypnął na ziemię garść okruszków. Ptactwo rzuciło się na pokarm chaotycznie i bezładnie. Władcę Ptaków zirytował ten nieporządek.
Co ta ptasia hołota wyprawia? Nie ma wśród nich żadnego ładu, żadnej hierarchii. Durne ptactwo z ptasimi móżdżkami. Muszę nauczyć je rozumu – pomyślał i strzelił groźnie batem. Ptaki rozpierzchły się spłoszone i zalęknione. Siadły na pobliskich gałęziach i zerkały nieśmiało. Wokół władcy nie było nikogo.
Gdzie to durne ptactwo się rozpierzchło? Komu będę sypał jedzenie?! Kto będzie wiedział, że jestem Władcą Ptaków, jeśli te głupie sikorki i wróble odleciały? –złościł się pogromca. – Schowam bat i posypię jeszcze raz okruszków. Muszą przylecieć. Nie mają wyboru. Są głupie, niesamodzielne i mają ptasie móżdżki.
Sypnął dużą garść najsmaczniejszych okruszków. Ptaki nie nadlatywały. Siedziały na gałęziach wystraszone, a ich serduszka biły szybko. Władca Ptaków sypnął drugą garść jeszcze smaczniejszych okruszków. Sikorki spoglądały na okruszki, które ułożyły się na ziemi dwiema grubymi warstwami. Kilka młodszych wróbli zapomniało o świszczącym bacie. Męczył je głód i chęć szybkiego zdobycia pożywienia. Zaczęły drobnymi kroczkami zbliżać się do okruszków. Po chwili były blisko. W zasięgu dziobnięcia. Szaras Bury, najodważniejszy z gromadki, pierwszy podskoczył do okruszków, które potoczyły się najdalej. Dziobnął całkiem spory kawałek. Trzymał mocno, nie mógł sobie pozwolić na wypuszczenie go z dzioba. Nie zdobył pożywienia od wczorajszego wieczoru. Mężczyzna spoglądał na Szarasa Burego uważnie. Zwykły wróbel, mały smarkacz, ujarzmię go! – pomyślał. Szaras Bury łypał lewym okiem na Władcę Ptaków. Mężczyzna stał w miejscu. Gdy nie poruszał się, nie wyglądał groźnie. Bat miał zatknięty za szerokim skórzanym pasem podtrzymującym spodnie.
Może ten bat może być użyty tylko raz – pomyślał Szaras Bury. – E, co tam, podejdę bliżej. Najwyżej odfrunę.
Zrobił kilka drobnych kroczków. Nic się nie stało. Chwytał okruszki i połykał je tak szybko, jak tylko było to możliwe. Nasycony Szaras Bury pomyślał, że Władca Ptaków wcale nie jest taki zły, na jakiego wygląda. Wprawdzie strzelił groźnie z bata, ale przecież sypnął tyle smacznych okruszków. Zaśpiewam mu krótką melodię w podzięce – zdecydował Szaras Bury.
– Dzię-ku-ję! Dzię-ku-ję! Ah, jak do-brze zjeść tro-chę smacz-nych o-krusz-ków!
Śpiew podobał się Władcy Ptaków. Wyrażał wdzięczność. Choć nie był słowiczym trelem, tylko wróblowym ćwierkaniem, był miły dla ucha. Dźwięczały w nim nuty pokornej wdzięczności. Pokora innych stworzeń uskrzydlała Władcę Ptaków. Choć nie miał skrzydeł, słysząc pokorne ćwierkanie czuł, że fruwa. Unoszenie się ponad ziemią, unoszenie się ponad innymi – boskie uczucie. Jestem wyżej niż inni ludzie – myślał. Pochwał, wdzięczności i poczucia wyższości potrzebował bardziej niż tlenu, bardziej niż pożywienia i wody. Bardziej niż seksu, którego nie zaznawał już od niepamiętnych czasów. Bardziej niż czegokolwiek innego na świecie.
Jak można nauczyć to durne ptactwo posłuchu? Będę musiał wymyślić jakąś sztuczkę – snuł rozważania Władca Ptaków.
Pozostałe wróble obserwowały Szarasa Burego z zaciekawieniem. Może też warto podfrunąć bliżej? Ćwierkacz Brązowy podfrunął do Szarasa Burego. Zaczął dziobać. Nic złego się nie stało. Syty wyćwierkał kilka słów podziękowania:
– Dzię-ki, dzię-ki, dzię-ki! Sto-krot-ne dzię-ki!
Władca Ptaków był zadowolony. Nareszcie to pospolite ptactwo pojęło, o chodzi. Sypnął im jeszcze dużą garść prosa na deser. Zapach ziarna rozniósł się po całej okolicy. Wszystkim ptakom zaszumiało w głowach od upojnego aromatu. Potraciły głowy dla jego podniecającej mocy. Zleciały się tłumnie i jeden przez drugiego zaczęły łapczywie chwytać ziarna prosa.
Jadły szybko, tłocząc się. Nadeptywały jeden na drugiego. Młode wróble odpychały stare.
Co za brak porządku w tym ptasim dziobaniu! – Władca Ptaków był pełen niesmaku. – Jak te głupie wróble i sikorki nauczyć dobrych manier i szacunku dla ręki, która je karmi? Muszę to dobrze obmyślić. Na dziś koniec karmienia. Idę do domu. Poleżę na kanapie. Obmyślę jakiś plan. Kolejność dziobania musi być ustalona.
Władca Ptaków postanowił najhojniej nagradzać te ptaki, które wyrażały wdzięczność. Zapominalskich oraz osobniki roztargnione traktował chłodno. Rzucał im więcej plew niż ziaren. Za takie maniery należą się plewy. Smaczne ziarna prosa tylko dla tych co wiedzą, czyja ręka je karmi. Mijały kolejne dni. Ptactwo uczyło się, na czym polega życie w gromadzie nadzorowanej. Władca Ptaków każdego ranka przysłuchiwał się dźwiękom wydawanym przez ptaki, aż z czasem nauczył się ich mowy. To mu bardzo ułatwiło zadanie. Mógł ptactwu wydawać rozkazy.
– Słuchajcie mnie, Szarasy Burasy, uważnie – zawołał pewnego dnia. – Będę wam sypał jedzenie, wy zaś musicie dziobać je w kolejności, którą wam wyznaczę. Gdy nie będziecie przestrzegać kolejności dziobania, trzasnę raz z bata. Gdy będziecie tłoczyć się przy dziobaniu, trzasnę z bata trzy razy. Gdy nie będziecie ćwierkać podziękowania za zaproszenie was na Żerowisko, powyrywam wam pióra. Na początek z ogona. Będziecie brzydsze z powyrywanymi piórami. Gdy to nie pomoże, powyrywam wam lotne pióra ze skrzydeł. Stracicie zdolność latania, będziecie niezaradne i skazane na moją łaskę. A ja będę mógł być dla was niełaskawy. Wasz los będzie zależał od mojego humoru.
Ptaki słuchały wystraszone. Dźwięki więzły im w gardłach. Nie wiedziały, co powiedzieć. Zdawało się im, że nie mają wyboru. Nie mamy wyboru... nie mamy wyboru... – kołatała im się w głowach jedna myśl. Ptasi świat uporządkował się szybciej, niż spodziewał się pogromca. Każdy wiedział gdzie jest jego miejsce. Władca Ptaków sypał pożywienie w proporcjach, które uznawał za stosowne. Wróble i sikorki dziobały w ustalonej kolejności. Najadały się tyle, aby mieć siłę do latania. Nie pokonywały długich tras. Do gniazda i na Żerowisko. Właściwie niewiele potrzebowały, aby utrzymać się przy życiu. Powoli oswajały się z tą myślą, że niewiele potrzebują i niewiele im się od życia należy. Każdego dnia pokonywały tę samą trasę. Były tylko małymi, szaroburymi ptakami o szaroburych osobowościach.
Nadeszła wiosna. Nikt się nie spodziewał, że będzie ona niezapomniana dla wielu ptaków. Kwietniowy poranek był taki jak wiele innych. Niespodziewanie nad Żerowisko nadleciał ptak kolorowy jak tęcza. Nikt nie wiedział, co go przyniosło w te strony. Czy zabawi dłużej? Dlaczego jest taki kolorowy? Co jada? Czy jest lękliwy? Jak śpiewa?
Kolorowy jak tęcza ptak najbardziej lubił, gdy podziwiano go za śpiew i elegancję istnienia. Nastroszył piórka i wydobył kilka dźwięków, które zawsze robiły wrażenie na innych ptakach. Śpiewał jakąś swoją melodię. Nikt na Żerowisku nie słyszał takiej melodii. Nawet Władca Ptaków na chwilę znieruchomiał zasłuchany.
Podobał mu się ten dziwny ptak. Zwracał uwagę. Przylatywał co ranka. Krótko pożywiał się i gdzieś odlatywał w nieznane krainy. Nawet nie wiedział, jak się właściwie nazywa ten pyszniący się śpiewem, kolorami i nieznanymi trasami lotów smarkacz. Nazwał go Ptakiem, w odróżnieniu od ptactwa, do którego zaliczał resztę tego całego ptasiego szaroburego towarzystwa.
Tęczowy ptak siadł na ziemi. Dziobnął kilka ziaren. Przeskoczył na inne miejsce.
– Hej, Ptaku – krzyknął poirytowany Władca Ptaków. – Czy wiesz, że ja tu rządzę, wydaję rozkazy i sypię pożywienie?
– I co z tego, że rządzisz sikorkami i wróblami. Nie jestem z tego stada. Nie jestem jakimś byle Szarasem Burasem. Mienię się tyloma kolorami, ile jest ich w tęczy. A czy jest coś piękniejszego niż tęcza?
– Jak to nie jesteś z mojego stada? – wrzasnął Władca Ptaków. – Ja tu rządzę wszystkimi ptakami! Władcy Ptaków rządzą na wszystkich Żerowiskach. Panujemy nad sytuacją w pełni. Radzę ci przyjąć te reguły gry, Ptaku!
– Nie mów do mnie Ptaku, nie cierpię tego – odkrzyknął zdenerwowany tęczowy ptak.
– Będę mówił Ptaku! Latasz, ćwierkasz, jesteś ptakiem. Nie znam twojego imienia, więc nazywam cię Ptakiem. Za dużo ćwierkasz i podskakujesz. Nazwę cię Ptakiem-Gadułą. Wygłaszasz monologi do innych ptaków. Czasem nawet ciekawe. Słucham cię uważnie od czasu, gdy nauczyłem się waszej ptasiej mowy.
– Nie jestem Ptakiem-Gadułą! Nie nazywaj mnie tak – zażądał tęczowy ptak. – Każdy dźwięk, który wydobywa się z mojego gardła, jest starannie przemyślany. Lubię wydawać dźwięki. Przychodzi mi to z łatwością, ale nie znaczy, że z bezmyślnością.
– Jesteś przemądrzałym Ptakiem-Gadułą i tak będę cię nazywał! – poirytowany Władca Ptaków trzasnął batem. Ptasia gromadka rozpierzchła się na boki. Głupia rozmowa z głupim Ptakiem-Gadułą – pomyślał, choć sama możliwość wymiany zdań była ciekawa. Było to coś więcej niż nadawanie komunikatów i wydawanie rozkazów.
Tęczowy ptak, choć nieco zalękniony świstem bata, miał ochotę jeszcze porozmawiać z Władcą Ptaków. W końcu nie codziennie mógł rozmawiać z ludźmi. Przemierzał kraje, przestworza. Szukał rozmówców. Zwykle spotykał tylko wypowiadaczy sloganów. Nudne, te same w kółko powtarzane dźwięki. Władca Ptaków miał coś więcej do powiedzenia. Znalazł z nim wspólny język. To było wspaniałe przeżycie. Nigdy wcześniej nie spotkał człowieka, z którym znalazłby wspólny język. Ludzie nie znali mowy egzotycznych, kolorowych ptaków. Były one rzadkością na tej szerokości geograficznej.
Tęczowy ptak myślał dłuższą chwilę. Przylecę do niego na parapet i wyćwierkam mu całą prawdę! Zażądam, aby przestał nazywać mnie Ptakiem-Gadułą. Powiem mu to prosto w oczy, ale czy on na mnie spojrzy?
– Po-ga-daj ze mną – zagadnął tęczowy ptak.
Władca Ptaków siedział na balkonie. Popijając wino, rozmyślał. Nie spiesząc się z okazywaniem uwagi, po chwili odezwał się.
– Cześć, Gaduło! Myślałem o tobie. Co ćwierkasz? – zapytał, udając znudzenie.
– Nie jes-tem ga-du-łą.
– Nie denerwuj mnie tym ciągłym gadaniem.
Tęczowy ptak nabrał powietrza w płuca i powiedział całe długie zdanie:
– Jestem ptakiem kolorowym i wolnym. Zauważ to łaskawie.
– Przecież widzę, że nie jesteś sikorką ani wróblem. Na tyle znam się na ptakach.
– Skoro znasz się na ptakach, to nazywaj mnie moim imieniem i szanuj moje obyczaje.
Władca Ptaków spojrzał na tęczowego ptaka z zaciekawieniem. Ćwierkał nawet interesująco, inaczej niż te lękliwe Szarasy Burasy. Może nie będę strzelał na niego z bata. Niech sobie ćwierka – pomyślał.
Tęczowy ptak przylatywał każdego ranka. Ćwierkał różne historie. Co widział, o czym myślał, co czuł. Z czasem zaczął tworzyć całe melodie. Nigdy wcześniej nie tworzył melodii. Dźwięki same wylatywały z gardła. Umiem śpiewać! Co za wspaniałe uczucie! Śpiewam!
– Władco Ptaków! Zaśpiewam ci piękną melodię!
Jednak mężczyzny nie było w domu.
Zawołam inne ptaki, niech chociaż one posłuchają!
Gromadki ptaków siedziały zasłuchane na wszystkich gałęziach. Piękny koncert. Na zakończenie ptactwo na znak aplauzu długo trzepotało skrzydłami. Tęczowy ptak upojony łopotem skrzydeł innych ptaków szybował wysoko po niebie.
Muszę koniecznie zaśpiewać Władcy Ptaków. Nadleciał ponownie za kilka dni. Nastroszył wszystkie kolorowe piórka. Rozciągnął struny głosowe.
– Hej, hej – posłuchaj mojej melodii!
Władca Ptaków słuchał zdumiony. Ten kolorowy smarkacz śpiewa swoim głosem! Nawet nie prosi mnie o pozwolenie! Ja tu rządzę, a nie ten durny kolorowy ptak. Czy on tego nie rozumie? Już ja go nauczę rozumu!
– Ale ja śpiewam melodię, która jest tylko dla ciebie, stworzyłem coś specjalnego na twoją cześć.
– Wydawanie dźwięków jest zajęciem pospolitym. Niczego nie stworzyłeś. Nie strosz tych piórek, bo nic ci to nie pomoże.
– Ale ja... ale ja... – dźwięki uwięzły w gardle tęczowego ptaka. Nie mógł wydobyć z siebie nic więcej niż te dwa słowa. – Ale ja... ale... ja – powtarzał, nie będąc w stanie dodać czegokolwiek więcej.
Rozeźlony Władca Ptaków strzelił z bata. Smagnięcie dosięgło tęczowego ptaka. Spadł na ziemię. Przez chwilę zdawało mu się, że już nie podźwignie się do lotu. Muszę... muszę... muszę spróbować – pomyślał. Wykonał kilka ruchów skrzydłami. Uniósł się nad ziemię. Przysiadł na gałęzi. Odpoczął chwilę. Siły wracały.
Odfrunę i nie wrócę do niego nigdy więcej – pomyślał. – Choć umie rozmawiać z ptakami, jest tylko pospolitym władcą. Nie był ciekaw, co mogłoby zdarzyć się dalej. Wzbił się wysoko. Pokonując ból, szybował po niebie daleko, coraz dalej. Zdumiony odkrył nowe trasy. Niekiedy przelatywał nad domem Władcy Ptaków.
Tęsknił za rozmowami, ale nie za bólem. Tęsknił niekiedy bardzo. Ale nie za lękiem, który wywoływał świst bata. Nie mógł zamienić tęsknoty na niewolę. Kochał wolność.
Choć był tylko małym ptakiem, całe niebo należało do niego.
Mijały kolejne miesiące, a pandemia spowodowana przez wszędobylskiego wirusa nie ustępowała, trzeba więc było na kogoś zwalić winę za ten stan rzeczy. Podczas narady w Najwyższej Izbie Kontroli Umysłów i Zmysłów (NIKUZ) zdecydowano, że winnymi będą lekarze, którzy nie zostali obdarzeni przez Ducha Świętego łaską wiary w skuteczność produktu biznesowego „Szczepionki z kieszonki” przeciwko wirusowi szalejącemu od ponad roku po wszystkich zakątkach Sarmalandii oraz innych krain.
Duch Święty, z którego werdyktami nikt nie śmiał dyskutować ani poddawać ich w wątpliwość, chyba nie wiedział, co robi, pozbawiając tych lekarzy daru wiary w produkt biznesowy „Szczepionki z kieszonki”. Nikomu nie przeszkadzał powszechny brak u ludzi takich łask Ducha Świętego jak miłość, dobroć, cierpliwość, uprzejmość oraz wspaniałomyślność. Działo się tak, ponieważ skądinąd brak tych łask w społeczeństwie nikomu z przedstawicieli wielkiego biznesu żadnych interesów nie psuł.
Natomiast niewiara w produkt biznesowy „Szczepionki z kieszonki” psuła nie tylko interesy, ale też misternie tkany wizerunek Big Vaccine jako dobroczyńców ludzkości na skalę globalną jakich świat do tej pory nie widział. Bezwzględnie konieczne więc było surowe skarcenie tych nieroztropnych posiadaczy Prawa Do Realizowania Daru Powołania do Medycyny!
Pierwszą rozprawę karcącą kilku niewiernych lekarzy zaplanowano w samo południe środy popielcowej w siedzibie Najwyższej Izby Kontroli Umysłów i Zmysłów (NIKUZ) w Departamencie ds. Lekarzy, w Wydziale Kar i Chłost. Procedura rozprawy przewidywała publiczne przyznanie się oskarżonych do winy, obietnicę poprawy oraz posypanie oskarżonym głowy popiołem przez mistrza ceremonii wraz z wygłoszeniem formuły „Nawracajcie się i wierzcie w „Szczepionki z kieszonki”.
Na eleganckich zegarkach sędziów Najwyższej Izby Kontroli Umysłów i Zmysłów wybiła godzina dwunasta. W okolicy rozbrzmiewały dźwięki dzwonów dobiegające z najbliższego kościoła, do którego sędziowie chadzali w celu duchowego uzmocnienia. Sędzia przewodniczący Euzebiusz Pimpel, doktor habilitowany nauk wszelakich i nie byle jakich, wkroczył dostojnym krokiem na salę rozpraw ostatecznych. Za nim kroczyło 12 pozostałych sędziów.
Sędzia Pimpel rzucił okiem na lewą stronę sali rozpraw, gdzie siedzieli oskarżeni o myślozbrodnię niewiary w produkt biznesowy „Szczepionki z kieszonki”, byli w komplecie. Siedemnastu hańbiących doskonały wizerunek korporacji lekarskiej na znak powitania pochyliło głowy przed ich doskonałościamisędziami.
Następnie Euzebiusz spojrzał na prawo, gdzie przewidziano miejsce dla Sekcji Młodych Hunwejbinów Medycyny. Mieli oni za zadanie gorącymi oklaskami nagradzać wystąpienie sędziego Pimpela. Spojrzał i o mało co nie dostał napadu migotanie przedsionków. Zamiast młodych hunwejbinów medycyny na ławach siedzieli jacyś starcy! Co więcej, wyglądali na tak starych, że już niczym nie można było ich wystraszyć, ukarać ani pognębić.
– Panie dyrektorze administracyjny! – zawołał władczym tonem do urzędnika odpowiedzialnego za organizację posiedzenia sądu.
– Tak, wasza eminencjo... – wyszeptał drżącymi wargami urzędnik. Gwałtowna suchość ogarniała wszystkie zakamarki jego jamy ustnej z niezwykłą szybkością.
– Czy to sekcja Młodych Hunwejbinów Medycyny tak się postarzała od ostatniej rozprawy, że na ich miejscu widzę samych starców??? – wysyczał sędzia Pimpel.
– Wasza eminencjo, oni twierdzą, że są młodzi... – resztkami sił odpowiedział urzędnik i rozejrzał się za wodą, którą rozstawiono na poszczególnych stołach przed rozprawą. To co zobaczył prawie ścięło go z nóg i tylko cudem nie runął na podłogę, podtrzymując się najbliższego stołu! Wszyscy starcy popijali wodę zabraną ze stołu prezydialnego! To nie była zwykła woda, lecz Rewelacyjny Płyn Nawadniający przygotowany przez pracowników NIKUZ z najwyższą starannością, zakwalifikowany do postawienia na stół prezydialny przez samego głównego inspektora sanitarnego Sarmalandii (GISS), profesora Marka Tintasa. Zgodnie z profesorską recepturą płyn był wzmocniony kostkami lodu mającymi powszechnie znane działanie przeciwwirusowe, które profesor odkrył podczas swych badań naukowych. To był płyn przeznaczony tylko dla wybranych, a tymczasem pili go, nic sobie z tego nie robiąc, jacyś dziwni starcy, którzy twierdzili, że są Młodymi Hunwejbinami Medycyny.
– Wody... – jęknął dyrektor administracyjny do starców. – Wody, choć jedną kropelkę – wyszeptał resztkami sił. Wszyscy starcy patrzyli na niego chłodnym wzrokiem, co więcej, żaden, nawet najmniejszy mięsień mimiczny ich twarzy nie wyrażał jakiegokolwiek uczucia. Demonstrowali zero ępatii wobec spragnionego urzędnika okrutnie zaatakowanego przez los. Mijały kolejne sekundy pełne narastającego pragnienia, nieznośnej suchości śluzówek jamy ustnej i niepokoju o wysokość premii, a może i dalsze losy na stanowisku dyrektora placówki. Niespodziewanie jeden ze starców zaintonował na znaną melodię:
Bracia, siostry, wody dajcie! Sądom wszystko wypijajcie!
Powiało obrazą majestatu sądu, gdy bezczelni starcy nieoczekiwanie zaśpiewali na zupełnie inną, buntowniczą nutę:
A kto nie wypije, Tego we dwa kije!
Wszystko toczyło się dalej niczym w najkoszmarniejszym śnie... Któryś z sędziów krzyknął:
– Zawołać policję! To jest obraza majestatu sądu! To jest obraza wysokiego urzędu!
Nie minęło dziesięć minut, gdy do sali rozpraw wkroczyły dwa zastępy policjantów z pałkami teleskopowymi, długimi niczym kije bejsbolowe i pobrzękując kajdankami ruszyli w kierunku starców. Sędziowie nie czekając na dalszy bieg wydarzeń złapali się za falbanki swoich służbowych sukienek i wykrzykując: – Przerwa w obradach! Przerwa w obradach! – w popłochu wybiegli z sali posiedzeń.
Dostojność rozprawy została bezpowrotnie zniszczona. Sędzia Pimpel był niepocieszony. Nie tak to wszystko sobie wyobrażał i planował od kilku tygodni. Gdy ochłonął w swoim gabinecie, wezwał służby prasowe i podyktował komunikat dla mediów:
Dziś w siedzibie Najwyższej Izby Kontroli Umysłów i Zmysłów odbyło się posiedzenie sądu, podczas którego rozpoznano sprawę przeciwko osobom pozbawionym wiary w nieskończenie wspaniałe efekty produktu „Szczepionki z kieszonki”. Oskarżeni osobnicy rozsiewali pośród swoich pacjentów oraz przez media społecznościowe fałszywe informacje, że szczepionki nie tylko nie działają tak jak się oczekuje, ale w dodatku są nieprzebadane. Nasi eksperci sponsorowani są przekonani, że „Szczepionki z kieszonki” działają i oni widzą ten dobroczynny efekt, zwłaszcza gdy spoglądają na swoje konta bankowe. Jako wyznawcy Medycyny Opartej na Faktach uważamy, że dalsza dyskusja na temat braku skuteczności produktu „Szczepionki z kieszonki” jest bezprzedmiotowa. Jak eksperci tak mówią, znaczy tak jest, a jak nie jest, to nie ma to najmniejszego znaczenia. Nie będziemy dyskutować z nikim, bo my wiemy lepiej od wszystkich, co się w życiu opłaca, bo taka jest nasza praca. A jak się komuś w głowie przewraca, to niech uważa, bo to może się dla niego skończyć bardzo przykro, o czym lojalnie uprzedzamy wszystkich posiadaczy Prawa Do Realizowania Daru Powołania do Medycyny.
Pani nauczycielka języka polskiego nie była zadowolona. Zgodziła się uprzejmie, by przyjąć Ainokio, bowiem chciała uchodzić za uczynną. Miała jednak pretensję o to, że będzie musiała poświęcić swój wolny czas na jakieś dziwne zajęcia.
- Ma przyjść do mnie robot i co ? I co ja mam z nim zrobić? Sprawdzić myślenie? A po co to komu? Że robot chce być człowiekiem ? Co za absurd!! Niedługo Łyżka będzie chciała być samolotem!” - rozmyślała.
Świat polonistki był ułożony. Każdy przedmiot i każda sprawa miała swoją definicję i swoje miejsce. Bałaganu nie mogło być. Gdy coś się przestawiało czuła zamęt w głowie i świat przestawał być znanym obliczalnym światem. Po prostu się rozpadał i nie wiadomo było czego się trzymać. Zastanawiała się dlaczego to ona została poproszona.
- Czy matematyczka nie mogła sprawdzić myślenia robota sama? Czy nie umie powiedzieć czy ktoś myśli czy nie? To co z niej za nauczyciel? Wiadomo !! była na urlopie macierzyńskim I to trzy lata!! Widać zapomniała wielu rzeczy ” - snuła rozmyślania nauczycielka języka polskiego.
Osobiście była za tym by odbierać prawo do nauczania wszystkim, którzy mają jakąś przerwę, na przykład większą niż 3 miesiące. Uważała, że tacy nauczyciele wychodzą z wprawy i powinni jeszcze raz zdawać egzaminy.
- Jakiś porządek musi być! No bo co? Potem są takie kwiatki, że ktoś nie umie sprawdzić myślenia ucznia i jeszcze się do tego przyznaje i się nie wstydzi! Skandal! Wstyd! - aż zagotowała się z wewnętrznego oburzenia.
Sama zawsze skwapliwie przestrzegała wszystkich przepisów. Wykonywała zalecane szkolenia i dostosowywała się żarliwie do wszystkich regulacji. To wszystko sprawiało, że czuła w porządku i w pełni zaktualizowana. Jak wiadomo świat dziś się zmienia w każdej sekundzie i nie tylko komputery, ale także ludzie wymagają aktualizacji. Cóż, że wszyscy uczniowie jej nie lubili i nazywały Zołzą Pospolitą. To było strasznie niesprawiedliwe. Ci leniwi koledzy byli bardziej lubiani .. A ona była ciągle pomijana, mimo, że jest najlepsza! Najlepsza!! Najlepsza!!!
Znów pomyślała o matematyczce. Muszę to gdzieś zgłosić? Tylko gdzie? Dyrektor jest na urlopie. Czy ta sprawa może tak długo czekać? No nic poczekam do jutra.. Ta myśl uspokoiła ją nieco, jutro to znowu nie tak daleko.
Następnego dnia odświętnie ubrany Ainokio zastukał do drzwi jej pokoju.
- Witaj mój drogi! - wykrzyknęła niezbyt entuzjastycznie W czym Ci mogę pomoc? - dodała.
- Ksiądz zapytał czy umiem samodzielnie myśleć. Nie wiedziałem, więc Janek mnie posłał do szkoły, a pani nauczycielka matematyki skierowała mnie do pani - wyrecytował szybko Ainokio.
- A powiedz mi mój drogi - przerwała polonistka - Czy Ty w ogóle chodziłeś kiedyś do szkoły? Czy byłeś uczony przez prawdziwego nauczyciela? Masz jakieś świadectwa, certyfikaty?- pytała.
- Nie, pani profesor. Całą wiedzę ze szkoły podstawowej, średniej i studiów wgrał mi mój ojciec, A gdy podłączę się do internetu moja wiedza staje się jeszcze większa - zapewnił Ainokio.
- No właśnie, no właśnie. Jak możesz w ogóle mówić o myśleniu, kiedy nigdy nie chodziłeś do szkoły i nigdy nie miałeś prawdziwego nauczyciela! Na przykład takiego jak ja! Kiedy nikt Cię nie kształtował i nie poprawiał. Twoja wiedza i myślenie może co najwyżej być chaotyczne, nieuporządkowane, dzikie czyli żadne… Musisz pójść do szkoły jak każde ludzkie dziecko” - oznajmiła.
„A może mogłaby pani sprawdzić?. Pani profesor od matematyki była zadowolona” - Ainokio nie ustępował.
Polonistka była zła. Nie lubiła, gdy ktoś podważał jej decyzje „ No dobrze powiedz coś o miłości Mickiewicza do ojczyzny”.
- Czy Pani chodzi o aspekt seksualny tej miłości? Ainokio właśnie buszował po internecie i wyskakiwały mu seksualne hasła.
- Co? Coo?? Cooo???” Polonistka zrobiła się czerwona i aż dyszała ze złości. ”To jakaś prowokacja. Nie puszczę tego płazem!!!. Pomyślała z nienawiścią o pani od matematyki, obwiniając ją o to całe zamieszanie. Wynoś się stąd jeśli nie potrafisz uszanować tego wielkiego poety, ojczyzny i mnie. Co za bezczelność!!! - krzyczała.
- Nie chciałem pani obrazić, ani zdenerwować - pokornie oznajmił Ainokio. Naprawdę przepraszam, jeśli tak się stało, proszę mi wybaczyć- odpowiedział robot.
Nie do końca przeproszona polonistka spojrzała na Ainokio.
- Aby samodzielnie myśleć trzeba najpierw nauczyć się jak inni myślą. Poznać ich zdanie, wiedzieć co autor miał na myśli. Potem poznać także inne autorytety, z gazet, z telewizji. Dowiedzieć się co oni myślą o życiu, świecie. Widzisz sam, że nie potrafisz tego. Bo przecież nigdy nie chodziłeś do szkoły!!! Po prostu nie umiesz myśleć - orzekła.
- Czy samodzielne myślenie to takie myślenie jak myślą inni ? To dlaczego nazywa się samodzielne?” chciał się dowiedzieć Ainokio.
- Samodzielne myślenie jest potem, gdy już poznasz opinie innych i będziesz się z nimi zgadzać” - pouczała nauczycielka.
- A kiedy będzie to potem - nadal nie wiedział Ainokio. Kiedy mogę samodzielnie myśleć i co ono oznacza.
Człowieczeństwo wydało mu się jak horyzont oddalający się od niego w miarę podroży. Samodzielne myślenie okazywało się przywilejem dla wybranych, okrojone i dopasowane do wymagań, grzeczne i poprawne. Takie z certyfikatem zgodności z oczekiwaniami. A może właśnie nie samodzielne Ainokio coraz mniej rozumiał świat ludzi.
- Jestem już zmęczona. Do widzenia Ainokio. Zapisz się do szkoły, wtedy nauczysz się myśleć” pożegnała go polonistka.
Ainokio chce zapisać się do szkoły
- Może się nauczę myśleć lub oduczę się myśleć, lub też nauczę się nie mówić co myślę” - zastanawiał się Ainokio. To wszystko było takie skomplikowane! Żaden wgrany przez jego ojca program tego nie ogarniał.
- Zapisać się do szkoły, zapisać się do szkoły, to może nie jest zły pomysł. No dobrze, ale jak to zrobić? Ainokio zaczął buszować w internecie szukając odpowiednich formularzy.
O! jest formularz! - ucieszył się. Szkoła Podstawowa nr 22 im. Uśmiechu Słońca, przy ul. Brzozowej 30, w Perfect City zamieściła odpowiedni formularz. To właśnie jest to czego szukam.
- Wypełniamy - mruknął do siebie, tak jak kiedyś ojciec do niego.
Imię.: Ainokio wpisał do pierwszej rubryki.
Na ekranie komputera pojawił się komunikat: tylko pierwsza litera imienia jest duża, pozostałe wpisz małe! No dobra komputerze, niech będzie tak jak ty chcesz - odpowiedział.
Imię: Ainokio
Nazwisko: Gepetto? , może Gepettowy? Chyba lepiej będzie: Gepetowski!
Data urodzenia :1.09.2020 rok.
Pesel: Do licha co to jest pesel? Co to jest? Nie wiem - zastanawiał się Ainokio zdziwiony, że ten świat internetowy, jego własny świat też stawiał przed nim przeszkody trudne do zrozumienia i pokonania, kompletnie zaskakujące przeszkody.
Może pani w sekretariacie szkoły będzie wiedziała - pomyślał.
- Drrr drrr …. zabrzęczał dzwonek telefonu.
- Czy to szkoła im. Uśmiechu Słońca? Tak? Sekretariat? Czy mogę zadać pytanie? Bo ja chciałbym się zapisać do szkoły… i w formularzu jest słowo "pesel" , a ja nie wiem co to jest i nie mogę wypełnić formularza, Co? Dlaczego nie ojciec wypełnia? - zdziwił się Ainokio.
- Bo ojciec nie żyje - odpowiedział Ainokio.
- A matka?
- Matki nie znam.
- Kto się mną zajmuje? Kolega z podwórka się mną zajmuje … Nie, nie żartuję. Proszę niech się pani nie rozłącza!
Drrr... drrr... dzwonek zadzwonił jeszcze raz.
- Proszę pani, bo ja tylko nie wiem co to jest ten pesel, bo resztę wiem. Nie, nie żartuję…
- Jak pani nie chce ze mną rozmawiać, to może pan dyrektor. No dobrze, to dobrze, że pani jednak zdecydowała , że chce ze mną rozmawiać - ucieszył się Ainokio.
- Tak, rozumiem. To taki numer każdego człowieka.
- A kto nadaje takie numerki?- dopytywał się Ainokio.
- Tak, muszę zadzwonić do Urzędu Stanu Ludności.
- A czy robotom też dają te numery?
- Nie, naprawdę nie kpię. Ja pani dziękuję za informacje. Bardzo dziękuję.”
Drrr... drrr.. zadzwonił kolejny dzwonek.
- Dzień dobry. Czy to Urząd ds Stanu Ludności w Perfect City? Czy mógłbym dostać taki numer, który nazywa się peselem?”
- Myślę, że nie mam. Nazywam się Ainokio Gepetowski. Data urodzenia 1.09.2020. rok. Pesel? no mówiłem, że nie mam - informował Ainokio.
- Dlaczego nie mam? Nie wiem. Ojciec chyba tego nie zrobił - Ainokio cierpliwie odpowiadał na kolejne pytania.
- Będzie kara za brak peselu? No trudno. Mam nadzieję, że nie będzie zbyt duża ta kara.
- Gdzie się urodziłem? Nie, nie w szpitalu, urodziłem się w domu.
- Dlaczego ojciec nie zgłosił? Może nie wiedział, może był zajęty porodem, nie wiem tego.
-To może teraz to zróbmy czego ojciec nie zrobił. Może mi pani dać ten pesel?
- A dlaczego pani nie może mi dać? Dlaczego pani nie może stwierdzić, ze ja istnieję? Dlaczego musi mieć pani zaświadczenie odbytego porodu?
- To może ja przyjdę do urzędu i wtedy gdy pani zobaczy, że istnieję, usłyszy mnie w bezpośredniej rozmowie, dotknie.. Gdzie mam przyjść? Mam nie przychodzić? Nie może pani stwierdzić, że istnieję widząc mnie? Ma pani problemy ze wzrokiem czy nie wierzy w to co mówię? - dopytywał uprzejmie Ainokio.
- Ma pani wzrok w porządku, to dobrze, cieszę się!
- Mówi pani, że musi udokumentować przed szefostwem.
- To znaczy, że szefostwo pani nie wierzy? To znaczy myślą, że pani kłamie, czy tak?
- Aha, są od takich spraw specjalni ludzie.
- Już zapisuję... Inspektor do Spraw Narodzin i Śmiercie.. on w tym inspektoracie może? Ale przecież on też może kłamać.
- To czemu jemu wierzą a pani nie wierzą. Nie, nie chcę pani denerwować. Przepraszam. Dlaczego chcę ten ;pesel? Bo chcę zapisać się do szkoły by nauczyć się myśleć samodzielnie.
- Pani od polskiego powiedziała mi, że jak skończę szkołę to będę myślał samodzielnie.
- Pani już pewnie może myśleć samodzielnie, prawda?Jak to nie może pani? Jak to może tylko w obrębie istniejącego prawa i zgodnie z prawem.
- Czy prawo naprawdę kontroluje ludzi? Naprawdę a samodzielne myślenie można trafić do więzienia? Jasne że za myśleniem idą czyny. Że co/? Że myślenie może prowadzić do aspołecznych zachowań? Nawet jeśli jest logiczne i nie ma żadnych złych intencji. Naprawdę?
- To kiedy będę mógł myśleć samodzielnie? Nigdy? Mówi panie, że jak wyjadę na bezludną wyspę to będę mógł myśleć samodzielnie?
- Ale ja chcę do ludzi!!!- zawołał Ainokio na cały głos.
- Już piszę...czy może pani powtórzyć? Inspektor do spraw Narodzin i Śmierci, Urząd Stanu Ludności, ulica Administracyjna 52, Perfect City, urzęduje codziennie w godzinach 11-14. Dziękuję pani bardzo za rozmowę i wszystkie informacje.
Ainokio z jednej strony był zadowolony bowiem zyskał informację potrzebną do dalszego postępowania, z drugiej zaś mocno zaniepokojony.
- Czy to znaczy, że samodzielne myślenie jest czynnością niewłaściwą, zbędną, a nawet może niebezpieczną?- zastanawiał się i zastanawiał bez końca.
Żaden z zainstalowanych przez jego ojca programów w mózgu Ainokio nie znał odpowiedzi na to pytanie...
Ainokio przygotował się do rozmowy z Inspektorem ds. Narodzin i Śmierci. Wiedział już, że pewne słowa czy zagadnienia wywołują złe reakcje u rozmówców. A tego przecież tego właśnie chciał uniknąć. Wiedział, że nauka wygrywania w szachach i załatwianie spraw w urzędach to czynności podobne do siebie. Po prostu trzeba znaleźć i użyć pewny algorytm, a wtedy drzwi zostaną otwarte na oścież.
Mając to na względzie starannie przemyślał to co chce powiedzieć i sposób w jaki chce powiedzieć.
Ubrał się schludnie i wyruszył dużo wcześniej niż powinien. Wiedział, że urzędnicy lubią, gdy się na nich czeka i traktuje z należytym szacunkiem, a nawet czcią.
Tak więc Ainokio wyruszył wczesnym rankiem, minął dworzec i skręcił w alejkę parku prowadzącą do Urzędu. Dzień był ciepły, wiał lekki wiatr. Drzewa stały po obu stronach alejki , jak gwardia honorowa oddając hołd robotowi, który pragnie być człowiekiem.
Na końcu alejki, tuż przed skrętem do Urzędu Ainokio dostrzegł coś. Podszedł bliżej. Tak, to jakiś stragan. Za stołem z rozłożonymi różnymi rzeczami stał przedziwny człowiek. Nieokreślonego wieku, z wskazaniem na młodość, ciemnym kolorem skóry, o szczupłej , ale nie chudej sylwetce. Pewny siebie, ale o życzliwym charakterze. Na szyi miał długi szal, a na głowie szpiczasty kapelusz, taki jakie noszą czarownicy.
- Kim jesteś?- zapytał Ainokio ze zdziwieniem.
- Jestem sprzedawcą. Sprzedaję złudzenia - najnaturalniej na świecie odpowiedział dziwny człowiek
- Jak to złudzenia? Jak pan może sprzedawać złudzenia? To absurd! Kto od pana kupi złudzenia? zdumionemu chłopcu nie mieściło się w głowie to co usłyszał.
- Synku, nawet nie wiesz jak bardzo ludzie są zainteresowani. Nawet nie wiesz ilu mam klientów - odpowiedział sprzedawca i uśmiechnął się.
- Niemożliwe, nie wierzę panu - Ainokio przetarł oczy i sprawdził połączenia elektroniczne, nie będąc pewnym czy przypadkiem nie nastąpiło jakieś przebicie i nie włączył mu się z internetu, na przykład film o czarowniku z krainy Oz lub coś podobnego.
Ale nie, nic takiego nie miało miejsca. Dotknął też stołu by namacalnie stwierdzić istniejącą rzeczywistość idąc za zasadą mówiącą, że im więcej zmysłów angażuje do poznania tym tym rzeczywistość jest pewniejsza.
Dziwny człowiek zaśmiał się i powiedział do Ainokia:
– Nie wierzysz sobie, czy tak?
I nie czekając na odpowiedz kontynuował swój wywód.
- Ludzie kochają złudzenia. Jest takie magiczne słowo prawie, które mieści w sobie wiele i ma zdolność znikania. Na przykład chłopiec mówi do dziewczyny:
– Jesteś prawie tak piękna ja miss Perfect City. Dziewczyna słucha i jest szczęśliwa, bo słowo "prawie" zniknęło! Czuje się tak samo piękna jak owa piękność.
- Patrz mamy tu między innymi prawie prawdziwe pieniądze, sukienki prawie takie same jak nosi Księżniczki Perfectlandii oraz powietrze znad bieguna północnego. Jeśli zrobisz wdech to poczujesz się jakbyś prawie tam był - sprzedawca patrzył na Ainokia z rozbawieniem.
- Uważasz mnie za nieuczciwego, oszusta? Nie jestem nim. Patrz, na pieniądzach napisane jest falsyfikat. Sukienki są naprawdę podobne, a powietrze jest prawdziwe i naprawdę zamykane w torebki na biegunie. Widzisz więc, że jestem uczciwy.
Patrząc jednak na zmieszaną minę chłopca nie do końca przekonanego, kontynuował dalej. Inaczej powiem: to nie ja jestem nieuczciwy.
- Co powiesz o menadżerze, który po raz kolejny powtarza: jak jeszcze miesiąc pani popracuje za darmo, to panią przyjmiemy. Teraz nie mogę pani przyjąć. Naprawdę nie mogę, ale jest już pani prawie członkiem naszego zespołu.
- Co powiesz o pracowniku banku podpisującego z Tobą kredyt na dom. Kredyt ma nazwę spełnienie marzeń. Bank zmusi Cię do zapłacenia znacznie większej kwoty niż to co pożyczyłeś. Jeśli czasy będą niepewne jedynym Twoim uczuciem będzie strach przed niemożnością spłaty i niewolnicze przywiązanie do pracy by uniknąć kłopotów finansowych. Stryczek na Twojej szyi się zaciśnie i zrozumiesz, że ten prawie Twój dom jest tak naprawdę własnością banku.
- Co powiesz o ludziach oferujących tabletkę zdrowia, mówiących, że prawdopodobnie nie zachorujesz, a jeśli nawet to prawie na pewno nie umrzesz.
- I jeszcze jedna taka śmieszna sprawa. Nieśmiertelność. Po pierwsze kriogenika. Bogaci śmiertelnie chorzy ludzie za ogromne pieniądze mrożą się w ciekłym azocie licząc na to, że w jakiejś przyszłości prawdopodobnie jacyś naukowcy wymyślą lek, który im przywróci życie i zdrowie.
- Nawet jeśli by tak było i nawet gdyby odmrożenie przebiegło pomyślnie, to po co naukowcy mieliby tym się zajmować, skoro dziś z powodu złej jakości życia proponują ludziom w dużo lepszym stanie eutanazję.
- Po drugie nieśmiertelność poprzez wymianę narządów wyprodukowanych w genetycznych laboratoriach, a na koniec przeszczep duszy i świadomości do komputera. Naprawdę chłopcze myślisz, że to się uda? Naprawdę? Kiedyś mówiono, że zmarły trafia do nieba. Teraz będą mówić, że trafia do chmury. I z chmury, gdzie aktualnie żyje i przebywa macha do żywych wypisując na ekranie komputera listy zza grobu. Co myślisz że można pozostać człowiekiem w taki sposób?
- Ojej! Spóźnię się na pociąg - sprzedawca nerwowo zamachał rękami.
- Proszę pomóż mi - powiedział do Ainokia, po czym szybko spakował rzeczy do walizek i zgrabnie ułożył je na wózku.
- Proszę pomóż mi to dotransportować do dworca.
Wspólnym siłami pchając i biegnąc tych dwoje: prawie czarodziej i chłopiec – robot wpadli do hali dworca kolejowego
- Który peron? - zapytał Ainokio.
- 9 i ¾ - odpowiedział sprzedawca.
- Jak to 9 i ¾ - zdziwił się Ainokio.
- Nie ma takiego! Niech pan nie żartuje!- zawołał zdziwiony Ainokio.
- Nie żartuję Ainokio, na prawdę nie żartuję. Patrz już stoi pociąg. O tam – sprzedawca wskazał na ścianę - opowiedział sprzedawca.
- Chcę zadać jeszcze jedno pytanie. Niech pan odpowie - krzyczał Ainokio poprzez świst gwizdka konduktora.
- Proszę - spojrzał mu w oczy czarodziej.
- Możesz pytać o wszystko, odpowiem na każde Twoje pytanie - odpowiedział sprzedawca.
- Czy, czy mówić ludziom prawdę i pozbawiać ich złudzeń? - zapytał Ainokio.
- Zawsze, zawsze chłopcze mów prawdę, ale pamiętaj jeśli pozbawiasz ludzi złudzeń, to stają się nieszczęśliwi. Nazywają to rozczarowaniem. Chociaż według mnie powinni się raczej wtedy cieszyć niż smucić. A więc bywaj, chłopcze. Sprzedawca pchnął z całej wózek i wbił się w ścianę. Po chwili go już nie było.
- Czy to złudzenie czy prawda i co jest prawdą a co jest złudzeniem. pomyślał Ainokio i ta myśl nie dawała mu spokoju.
Trochę wytrącony z równowagi wewnętrznej, trochę będący nadal pod wpływem sprzedawcy spojrzał na zegarek i wykrzyknął.
- Ja też muszę się spieszyć, bo inspektor wkrótce skończy pracę - pomyślał Ainokio i szybko pobiegł do urzędu.
Na przedmieściach wielkiego miasta Perfect City mieszkał pewien informatyk o imieniu AI-Petto. Miał już 45 lat i wielką tęsknotę w duszy. Mimo, że całe życie zajmował się komputerami, to bardzo chciał mieć rodzinę. Wieczorami opuszczał swoje mieszkanie, by chodzić po ulicach Perfect City. Zaglądał w rozświetlone lampami okna i obserwował cudze życie. Widział, jak ludzie rozmawiali ze sobą jedząc kolację, jak głaszczą swoje dzieci, jak nieznani mężczyźni podnoszą je z zachwytem do góry. Tak bardzo pragnął mieć syna...
Musimy tu wspomnieć, że AI-Petto nigdy nie miał śmiałości do kobiet. W młodości miał wadę zgryzu, co doprowadzało go do rozpaczy. a potem dodatkowo zaczął tracić włosy.
Informatyk AI-Petto ( rys. Helena Kowalska)
Coraz bardziej i bardziej przypominał swojego łysego dziadka. Ech, z takim wygładem to żadna mnie nie zachce nawet na kolację w restauracji, a co mówiąc o małżeństwie” myślał. Aż pewnego dnia… obejrzał film
AI sztuczna inteligencja wszystko może!
-Tak, właśnie tak! - wykrzyknął.
- AI wszystko może, więc zrobię mojego syna. Mojego wymarzonego chłopca! Dlaczego o tym wcześniej nie pomyślałem? - zastanawiał się AI-Petto.
Czuł się jak wielki Ojciec Kreator Braus. Będę ojcem i matką w jednym, panem stworzenia. Bardziej kimś wspanialszym niż każdy ojciec biologiczny. Jak wiadomo ojciec biologiczny nie wybiera koloru oczu ani kształtu twarzy swoich dzieci. A on mógł to wybrać. Skoro mógł to wybierał i dobierał wszystko. Dokładnie wszystko: kolor oczu, włosów, skóry, kształt sylwetki, dźwięk mowy. To miał być 9 letni chłopiec, szczupły, dość wysoki. Piękny. Inteligentny. AI-Petto kombinował, kupował najlepsze materiały, ciągle coś dokładał i dokładał, aż pewnego dnia skończył dzieło swego życia.
Szczęście AI-Petto nie miało granic. Od tego momentu wykorzystując najnowsze metody uczenia maszynowego, w tym deep learningu, uczył chłopca siebie i świata. Cieszył się, cieszył się bardzo.
- Patrz i powtarzaj tak jak ja robię - instruował wprowadzając coraz to nowe dane. Chłopiec chłonął całą tę wiedzę przekazywaną przez ojca.
- Tak bardzo chciałbym byś był prawdziwy, byś był człowiekiem - rozmarzył się kiedyś AI-Petto.
- Co to znaczy tato być człowiekiem?- spytał AI-Nokio.
- Wiesz być człowiekiem to znaczy mieć serce i duszę. Ale nie martw się… Na obecnym etapie technologii myślę, że wkrótce uda się rozwiązać ten problem, synku. Zobacz już teraz jesteś inteligentniejszy niż wszystkie inne dzieci i nie chorujesz. Jesteś lepszy od innych - wyznał.
Wszystko było super, aż do dnia, kiedy w późnej porze śniadaniowej AI-Nokio wszedł do pokoju AI-Petto. Ojciec, jak nigdy dotąd leżał na podłoże i rozkrzyżowanymi rękami i ciężko oddychał.
- Tato? tato? słyszysz mnie? - zawołał AI-Nokio. Dookoła panowała cisza…Podniesiona ręka ojca opadła bezwładnie na podłogę.
- Tato, chyba coś się w Tobie zepsuło? - pytał AI-Nokio.
Przypomniał sobie słowa, który zawsze do niego mówił:
- Powtarzaj za mną! -
Zaczął szukać klapki w głowie AI-Petto, tak jak robił ojciec, gdy on niedomagał. Zawsze poprawiał położenie podzespołów w głowie i wymieniał te zepsute.
- Tato naprawię Cię, tylko gdzie ta klapka. Ooo… to dłuto może pomóc w znalezieniu tej klapki w głowie - z całą siłą uderzył ostrym narzędziem ojca w głowę. Czaszka pękła z głuchym hukiem, a z jej wnętrza wylała się dziwna galaretowata zawartość.
- Co to jest? - zdziwił się AI-Nokio.
- Mniejsza o to co to jest, to pewnie nic ważnego. ale gdzie są podzespoły, za pomocą których naprawię mojego Tatę?- zastanawiał się.
- Chłopiec nerwowo grzebał wewnątrz czaszki, wyrzucając resztki mózgu AI-Petto na podłogę. Hmmm.. chyba tu nie ma żadnych podzespołów – zdziwił się. A może baterie Ci siadły, tato? AI-Nokio wziął kabel i podłączył AI-Petto do kontaktu w ścianie. Gdy ciałem informatyka zaczęły wstrząsać skurcze AI-Nokio zdziwił się bardzo.
Dlaczego nie ładujesz się spokojnie, tylko tak podskakujesz i drgasz? Czemu on tak dziwnie zachowuje się? - nie mógł się nadziwić AI-Nokio.
Skulonego nad zwłokami swojego ojca AI-Nokio znaleźli policjanci zaalarmowani przez pracodawców. AI-Petto bowiem, od kilku dni był nieobecny w pracy, co mu się nigdy nie zdarzało. Zawsze jeśli był chory dzwonił wcześniej lub tez stawiał się w firmie punktualnie na godzinę 9:00.
Policjanci wypytali dokładnie o przebieg zdarzeń, a AI-Nokio wyczerpująco odpowiadał.
- Więc go zamordowałeś - stwierdził policjant.
- Nie! nie zamordowałem go, tylko chciałem wymienić podzespoły – odpowiedział AI-Nokio.
Jakie podzespoły, co ty opowiadasz?! – krzyknął policjant. Uderzyłeś go w głowę ostrym dłutem i podłączyłeś do prądu !!! – dodał.
-Nie, ja tylko robiłem tylko to on co mi robił – odpowiedział AI-Nokio. Otwierał mi klapkę z tyłu głowy i poprawiał. I jeszcze nakazywał, bym robił wszystko tak jak on robi.
Jednak policjanci nie chcieli słuchać wyjaśnień AI-Nokio.
Został zabrany z domu i osadzony w więzieniu. Po kilku dniach odbyła się rozprawa sądowa nad AI-Nokio. To było coś czego wcześniej nigdy nie widział.
Na dość duża salę wszedł tłum ludzi. Kilkoro z nich było w dziwnych sukniach, a reszta to dziennikarze i szereg gapiów zainteresowanych tym sensacyjnym zdarzeniem.
Ci w sukniach weszli na podium i zajęli miejsca za długim stołem.
-Czy jesteście księżmi i czy teraz będziemy się modlić? -zapytał grzecznie AI~NOKIO wspomniawszy swoją wizytę w kościele.
- Nie drogie dziecko, nie będziemy się modlić. Jesteśmy Wysokim Sądem i będziemy Cię sądzić - odpowiedziała szacowna starsza pani w długiej sukni.
- A ile właściwie ty masz lat? – zapytała.
- Mam dziewięć lat, ale urodziłem się dwa lata temu odpowiedział AI-Nokio.
- Nie rozumiem - skrzywiła się sędzina. To w końcu dziewięć czy dwa? – zapytała.
Nim AI-Nokio zdążył otworzyć usta, pan w długiej sukni, który przedstawił się jako obrońca wykrzyknął
-W takim razie nie możemy go sądzić! Może powinniśmy skierować sprawę do wydziały do spraw nieletnich? – zapytał.
- Ależ kolego! - zauważyła przytomnie sędzina, w tej grupie wiekowej karnie odpowiadają rodzice, a jego ojciec jak wiadomo nie żyje. Poza tym chłopiec jest robotem – dodała,
- Nie mamy wydziału do spraw robotów - ripostował obrońca.
- Kolego, niech kolega nie będzie śmieszny! - zdenerwowała się sędzina. Proszę w końcu przeczytać raport policji . Chcę wreszcie dowiedzieć się o co chodzi.
Przeczytano cały przebieg zdarzeń i wszystkie ważne i mniej ważne fakty zebranie skrupulatnie przez pracowitych policjantów. Sędzina kiwała ze smutkiem głową.
- Jestem przerażona – rzekła. Co masz na swoją obronę? – zapytała oskarżonego.
- A przed kim mam się bronić? - zapytał grzecznie AI-Nokio.
Niski mężczyzna nazywający się prokuratorem zaczął się głośno śmiać.
- Czy my jesteśmy zdrowi na umyśle sądzić robota??? – zapytał.
- Tak! - wrzasnął obrońca. Nie powinniśmy sądzić robota, bo po pierwsze co z nim zrobimy? Wsadzimy go do więzienia? Czy można ukarać zabraniem wolności tego, kto nie ma pojęcia co to jest wolność i kogo jedyną potrzebą jest bycie blisko gniazdka elektrycznego? – pytał obrońca.
- Po drugie jeśli będziemy tak dalej postępować to w więzieniach będą siedziały roboty, dachówki, które spadły z dachów, które zabiły ludzi oraz skórki od bananów na których pośliznęli się pechowcy.
- Po trzecie: za błędy fabryczne odpowiada producent, a ten jak wiadomo poniósł już śmierć – oznajmił obrońca.
- No nie, no nie , no nie !!! - wrzasnął prokurator. Jesteśmy świadkami potwornej zbrodni. Zginął niewinny człowiek i ten oto robot ma zostać uniewinniony???. Trzeba rozebrać go na części. Do ostatniej śrubki!!!- krzyczał.
- Drogi kolego- rzekła sędzina. Cenię pańską wiedzę, doświadczenie, ale pragnę przypomnieć, że nie ma takiego paragrafu , który kończy się karą „rozbioru do ostatniej śrubki” a ponadto kara śmierci w kodeksie karnym nie figuruje.
- Wysoki Sądzie jestem oburzony. Czy Wysoki Sąd ma zamiar go wypuścić bez kary? Czy Wysoki Sąd chce by psychopatyczne roboty latały po naszym Perfect City i mordowały ludzi. Czy tak ma być w naszym Nowym Wspaniałym Świecie? - krzyczał prokurator. Wymachiwał przy tym nerwowo rękami i ciężko dyszał, a po chwili zrobił się cały czerwony.
- Drogi kolego, proszę się opanować – sędzina też podniosła głos. Z takimi pretensjami i wrzaskami to proszę pod sejm, by uchwalił stosowną ustawę. Na razie nie ma odpowiedniego prawa, a my działamy według prawa, prawda? – dodała.
I wtedy się naprawdę pokłócili wszyscy: sędzina z prokuratorem, prokurator z obrońcą, obrońca z sędziną. Nikt nie zwracał uwagi na AI-Nokio, który w międzyczasie zaczął się nudzić. Dlatego chłopiec wymknął się niepostrzeżenie, jak to robią sprytne roboty. Nikt go też specjalnie nie pilnował. Po prostu był kłopotem, z którym nikt nie wiedział co zrobić, więc może i lepiej że zniknął.
AI-Nokio chodził ulicami Perfect City, jak kiedyś jego ojciec i myślał o rozprawie. Nic z tego nie rozumiał, ale nie… zrozumiał jedno: gdybym był człowiekiem ukarali by mnie, chociażby poprawczakiem. Jako robot jestem bezkarny, bo nie ma paragrafu na robota. Jestem ponad prawem podsumował. W tym momencie przypominał sobie tytuł filmu, który zainspirował jego ojca: AI – sztuczna inteligencja wszystko może.
Algorytm bycia człowiekiem
AI-Nokio szedł ulicami Perfect City. Było już późno. Zmierzchało, a on szedł i szedł. Idąc zaglądał w okna domów dokładnie w taki sam sposób, jak dwa lata temu AI-Petto. Przypominał sobie opowieści ojca o wielkiej tęsknocie do syna, która była tak wielkim pragnieniem, że pewnego dnia stała się rzeczywistością. Czy to nie jest prawdą, że nasze wielkie pragnienia mają szansę się urzeczywistnić ? Tak więc ta wcielona w 9 letniego chłopca tęsknota chodziła teraz śladami swego ojca i tak jak on szukała własnych marzeń. Tak samo jak ojciec, AI-Nokio obserwował ludzi w ich domach, ale to co widział było zupełnie inne. Czyżby tak wiele zmieniło się przez te ostatnie dwa lata? Chłopak nie widział szczęśliwych małżeństw lub rodziców z dziećmi, o których z takim entuzjazmem opowiadał AI-Petto zamiast tego oglądał ludzi skulonych samotnie przed ekranami telewizora czy komputera i wpatrzonych weń jakby to była najważniejsza rzecz na świecie. Dlaczego nastąpiła taka zmiana ? Co się stało? „Dlaczego ludzie przestaliby kochać ludzi , a zaczęli kochać maszyny?” „ Co im się stało? Co się wydarzyło?” - zastanawiał się. Przypomniał sobie, że również i w życiu AI-Petto nie było innych ludzi. Żadnej kobiety. Żadnych rodziców, żadnego rodzeństwa. Także i znajomi nie przychodzili do nich. AI-Nokio zastanawiał się nad tym długo.
„ A może inni ludzie są nie warci kochania?” - pomyślał. „ Może to właśnie maszyny są lepsze i bardziej zasługują na miłość i przyjaźń niż ludzie? Przecież można je włączyć i wyłączyć kiedy się chce. Można mieć nad nimi władzę wciskając przycisk pilota.. ” Obserwacje wydawały potwierdzać to spostrzeżenie. Wtem do głowy przyszła mu nieoczekiwana myśl: „Jeżeli jesteśmy lepsi to, w takim razie dlaczego ojciec chciał bym stał się człowiekiem?” Dlaczego i po co? Po co mam się stać człowiekiem, tato ? - krzyknął głośno podniósłszy głowę. "Właściwie to po co wybrałeś sobie za syna robota? Jeśli nie mogłeś mieć swojego, to przecież dużo prościej i łatwiej byłoby po prostu zaadoptować chłopca z sierocińca. Ot, chociażby takiego jak ten , który stoi przy Ratuszu w Perfect City. Nie byłby co prawda Twoim biologicznym dzieckiem i nie byłby podobny, ale tak naprawdę to czy syn – robot będzie kiedykolwiek do Ciebie podobny? „ i czy to w ogóle jest możliwe bym stał się człowiekiem?” „ Widzisz … gdybyś miał ludzkie dziecko, to ono pobiegło by po pomoc do sąsiada, a ja rozbiłem Ci głowę. Umarłeś przeze mnie, bo myślałem jak robot. „Czy ja jestem w stanie kiedykolwiek stać się człowiekiem i co to znaczy być człowiekiem?”
Czy w ogóle jest jakiś algorytm na bycie człowiekiem? - zastanawiał się AI-Nokio. Muszę poszukać...
Czy robot może mieć duszę?
Gdy rankiem słońce oświetliło cały pokój i rzeczy AI-Petto, jego robotyczny syn AI-Nokio przypomniał sobie jeszcze raz chwile spędzone razem z ojcem oraz jego słowa "Tak bardzo chciałbym abyś był człowiekiem… Żebyś miał duszę i serce…”
„Ale co to naprawdę znaczy …” -zastanawiał się AI-Nokio.
Wyszedł na zewnątrz, na podwórze, gotów szukać odpowiedzi.
”Trzeba zapytać ludzi” - pomyślał rozsądnie
Rozejrzał się wokół i zobaczył Janka, dziewięcioletniego chłopaka, mieszkającego dwie klatki schodowe dalej, z którym się często bawił. Janek pomachał do niego ręką . Widać nie wiedział o tym co się wydarzyło.
„ Janku, Janku… Co to znaczy mieć duszę?” zapytał AI-Nokio.
Janek zamyślił się „ Hmm. W sprawach duszy to chyba musisz iść do księdza, do tego kościoła trzy przecznice dalej…”- poradził Janek.
AI-Nokio za radą Janka poszedł do kościoła. Gdy przekroczył próg świątyni, od razu zobaczył skulona, szczupłą sylwetkę.
„Czy jest pan księdzem, czy też sędzią i będzie mnie sądził” - zapytał AI-Nokio pomny wcześniejszej pomyłki w sądzie.
„Nie jestem sędzią, jestem księdzem i staram się doprowadzić ludzi do kochającego Boga” - odpowiedział mężczyzna.
„Co to znaczy być człowiekiem, proszę księdza?” zapytał AI-Nokio.
„Być człowiekiem to znaczy umieć kochać i mieć świadomość. Kim jesteś i czego tu szukasz?” zapytał ksiądz patrząc uważnie na AI-Nokio.
„Jestem chłopcem - robotem, mam dziewięć lat i chciałabym stać się człowiekiem. Mieć duszę i serce. Janek powiedział, że ksiądz mi pomoże” - wyrecytował szybko AI-Nokio, obawiając się, że ksiądz zaraz wstanie i odejdzie. Patrzył błagalnie, jakby od tego człowieka miała zależeć cała jego przyszłość.
Ksiądz milczał zadziwiony tak niezwykłą sytuacją. Milczał też AI-Nokio, przestraszony natarczywością swojej prośby. Nigdy nikogo tak o nic nie prosił. Życie bez ojca opiekuna, zmuszało go do nieznanych mu do tej pory aktywności oraz dążeń, a to było dla niego nowe, dziwne i niezwykłe.
Ksiądz długo milczał. Patrzył z uwagą na AI-Nokio. Wreszcie zapytał„ powiedz mi, czy ty masz świadomość? Czy myślisz samodzielnie? Czy działasz w wyniku tego myślenia czy raczej jesteś zlepkiem danych, mieszanką wpisów osób programujących Cię – ich pragnień, wiedzy, myśli i wspomnień? Czy ty coś tworzysz czy wyszukujesz po algorytmie? Czy jesteś samodzielny i masz swoją wolę , czy też sterowalny: przez chmurę, czy wi-fi i jesteś narzędziem kogoś, kto chce poprzez ciebie osiągnąć jakiś cel, nawet nieznany tobie cel?” - pytał ksiądz.
AI-Nokio spuścił głowę „Ja.., ja tego nie wiem - odpowiedział. Naprawdę nie wiem. Sam chciałbym znać odpowiedzi na te pytania. - Po prostu, chcę być człowiekiem, bo tego chciał mój ojciec, który mnie stworzył, wie ksiądz ja go zabiłem -wyznał AI-Nokio. Nie chciałem, ale stało się” i opowiedział wszystko to co się ostatnio działo i kończąc powtórzył „Naprawdę chcę stać się człowiekiem, proszę mi pomóc”- powiedział AI-Nokio.
„ Nie wiem czy mogę Ci pomóc. Zostałem powołany by pomagać ludziom w zbawieniu, a nie robotom” odrzekł ksiądz.
AI-Nokio rozejrzał się po kościele. Mimo, że była pora spowiedzi nikogo poza nimi dwoma nie było. Kościół pozostawał w półmroku. Święte postacie z obrazów i rzeźb z zainteresowaniem przysłuchiwały się rozmowie tych dwojga – człowieka i robota.
„Nie ma ksiądz zbyt dużo chętnych, a właściwie to… nikogo. Więc może ten czas mógłby ksiądz przeznaczyć dla mnie?”- zapytał AI-Nokio.
Ksiądz rozejrzał się po Świątyni, potem po tych wszystkich świętych patrzących na nich, jakby szukając w ich oczach odpowiedzi na problem, z którym stykał się po raz pierwszy. Ksiądz był w głębi duszy dobrym człowiekiem. Po chwili wahania poczuł, że mówienie o pięknie i dobroci zawsze przyniesie dobre owoce, niezależnie od tego komu mówimy: człowiekowi czy robotowi, czy też jedynie wypowiadając słowa bez adresata. Po prostu by były powiedziane.
- Dobrze możesz tu przychodzić i słuchać - rzekł w końcu
- Dziękuję - wyszeptał AI-Nokio.
Gdy ksiądz wracał na parafię, w uszach dźwięczały mu natrętnie, jak refren niechcianej piosenki, słowa wygłoszone przez Jezusa „Powiadam wam, jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą” Widać, gdy nie ma chętnych ludzi, to do nawrócenia przychodzą roboty. Przyszła mu nawet do głowy upiorna myśl, że być może wkrótce za rok czy za miesiąc do spowiedzi przyjdzie suszarka do włosów.
AI-Nokio został w kościele. Patrzył na młodego mężczyznę na krzyżu i myślał. „Bóg stworzył człowieka, a ten go zabił. Mnie stworzył ojciec - człowiek, a ja też go zabiłem. Jakie to podobne... Historia lubi się powtarzać. Więc my roboty…” Nie dokończył myśli, bo jakiś mężczyzna przyszedł zamykać kościół. „Wrócę tu jeszcze” obiecał sobie AI-Nokio.
AI-Nokio idzie do szkoły
Janek, kolega z podwórka, czekał od samego rana na AI-Nokio. Niezwykła przemiana kolegi bardzo go interesowała. Ciekawił się jak on będzie wyglądał jako człowiek. Będzie miał prawdziwą skórę i będzie krwawił jak się skaleczy? Czy będzie go bolało? Czy będzie spał? Czy się zakocha? - zastanawiał się Janek. Byle nie w Asi z najwyższego piętra! - pomyślał zaniepokojony na samą myśl, że ktoś inny może być dla Asi ciekawszy niż on.
Właściwie to Janek przestał być pewny, czy chce by AI-Nokio zmienił się w chłopca, a zwłaszcza ładnego chłopca. Jednak, gdy zobaczył sylwetkę robota szybko zapomniał o posiadaczce zielonych oczu i dwóch długich warkoczyków. Przyjaźń chłopięca zwyciężyła.
- No i jak ci poszło u księdza? - zapytał Janek zaraz gdy tylko AI-Nokio zbliżył się do niego. Był niezmiernie ciekawy.
- Wiesz Janku, nie wiem - zafrasował się AI-Nokio. Ksiądz pytał mnie o wiele rzeczy, na przykład czy potrafię myśleć samodzielnie. Ale w końcu zgodził się bym przychodził - odpowiedział AI-Nokio.
- No i czy potrafisz myśleć czy nie - chciał się dowiedzieć Janek.
- Wiesz, idź do szkoły, do naszej pani od matematyki. Ona Ci powie.
- Dobrze. Zadzwonię do szkoły i umówię się z nią - wiedział, że nauczyciele i inni zatrudnieni na posadach lubią, jak się ich uprzedza, a on chciał pokazać swoje dobre maniery. Jak powiedział tak zrobił. Umówionego dnia stawił się w szkole odświętnie ubrany. Wszedł na 4 piętro i odnalazł pracownię matematyki.
- Dzień dobry - ukłonił się grzecznie.
- Czy pani jest nauczycielką matematyki? - zapytał.
- Ach to ty. proszę usiądź Czego potrzebujesz, chłopcze ?- matematyczka wskazała mu krzesło naprzeciwko swojego biurka. Miała przerwę dwugodzinną między lekcjami i była bardzo ciekawa czego chce ten dziwny chłopiec .
- Pani profesor jestem chłopcem - robotem i chciałbym się dowiedzieć, czy potrafię myśleć.
Matematyczka spojrzała na AI-Nokio i aż klasnęła w ręce z zachwytu.
- Wspaniale! - zawołała. Siadaj i pisz. Już daję Ci zadania - oznajmiła.
Najpierw dała zadanie z jedną niewiadomą, potem z dwoma, kolejne z geometrii, logiki, wreszcie z całek .
AI-Nokio nie wysilał się wcale. Miał zainstalowany cały program matematyczny (jego ojciec był przecież informatykiem), więc po kilku minutach oddawał kartki z rozwiązaniami.
- Cudownie, cudownie! - wołała matematyczka wymachując rękami z ekscytacji.
Wyjęła szachownicę i rozłożyła figury.
- Chodź, będziemy teraz grać. Sama siadła po drugiej stronie stołu.
AI-Nokio uśmiechnął się. Szachy to była ulubiona gra jego ojca.. Wygrał po kolei trzy partie z panią profesor.
- Dziecko moje. Jak najbardziej potrafisz myśleć. Jesteś lepszy od najlepszego mojego studenta” zawyrokowała zachwycona matematyczka, trochę niezadowolona z przegranej.
- Tak pani profesor. Mój ojciec wgrał mi najlepsze programy szachowe. Grałem z komputerem wiele razy, aż wyuczyłem się. Nie wygra pani ze mną. Spędziłem wiele godzin przetwarzając dane. Ale czy to jest myślenie? Czy kalkulator myśli, gdy oblicza? - zapytał AI-Nokio.
Profesor słuchała uważnie, lekko urażona uwagą, że zawsze przegra z AI-Nokio. Była kiedyś mistrzynią w szachach w czasach studenckich i tą grę lubiła bardzo. Od tamtej pory przegrała może z kilka razy. I teraz tak brutalnie została potraktowana. Zranione ego krwawiło. Chciała rewanżu, ale zdawała sobie sprawę z tego, że chłopak może mówić prawdę, a AI-Nokio kontynuował dalej.
- Mój ojciec dbał o mnie, o moją edukację. Mam wgrane kilkadziesiąt programów językowych. Ludzkie dzieci chodzą na zajęcia dodatkowe – jakiś obcy język lub dwa , pływanie , korepetycje. Ja mam to wszystko w danych. Pływanie mi nie potrzebne, bo mógłbym mieś awarię, ale wszystko inne mam w większym stopniu niż młody człowiek, gdy kończy szkołę. Dodatkowo gdy podepnę się do internetu to moja wiedza staję się naprawdę ogromna.
- Ale czy to jest myślenie? Czy trafna odpowiedz na zadanie, sprawne przetłumaczenie tekstu, wynik gry w szachy czynią mnie jednostką myślącą? Mnie czy kogoś kto mnie tak zaprogramował?" - pytał AI-Nokio. I jak to się ma do bycia człowiekiem? - dodał na koniec.
Nauczycielka patrzyła na niego z zakłopotaniem. Do tej pory pilnowała, by uczniowie w prawidłowy sposób rozwiązywali zadania, by to co robili było logiczne i nigdy nie zadała sobie pytania jak się na wyuczona wiedza do myślenia.
- Wiesz może pani od polskiego Ci pomoże. Idź do niej. Jutro ma wolne od godziny 12 do 14. "Powiem jej, że przyjdziesz z ciekawym pytaniem - powiedziała nauczycielka.
Mijały kolejne miesiące, a pandemia spowodowana przez wszędobylskiego wirusa nie ustępowała, trzeba więc było na kogoś zwalić winę za ten stan rzeczy.
Mimo całodobowych starań wszystkich działów marketingu produkt biznesowy „Szczepionki z kieszonki” miał wielu oponentów. Marudzili oni na forach internetowych, że po otrzymaniu zastrzyku boli ich ramię, gorączkują, mają obolałe mięśnie, dreszcze, nudności – to wszystko robiło zły PR wokół produktu. Nie dość tego, szczepionki wymagały bardzo skomplikowanej obsługi – transport w specjalnych warunkach temperaturowych, kwalifikacja do szczepienia przez lekarza, możliwość stwierdzenia przeciwwskazań przez takiego doktora niekumatego o co w tym biznesie chodzi spowolniały proces biznesowy i czyniły go niepewnym co do pomyślnego przebiegu. Zupełnie zbędni podwykonawcy psuli interes, a jeszcze do tego ci wszyscy antyszczepionkowcy!
Ępatyczna szklanka wody
Świadczeniobiorcy w kombinezonach maskujących ich tożsamość otrzymują Ępatyczną Szklankę Wody
Mimo całodobowych starań wszystkich działów marketingu produkt biznesowy „Szczepionki z kieszonki” miał wielu oponentów. Marudzili oni na forach internetowych, że po otrzymaniu zastrzyku boli ich ramię, gorączkują, mają obolałe mięśnie, dreszcze, nudności – to wszystko robiło zły PR wokół produktu. Nie dość tego, szczepionki wymagały bardzo skomplikowanej obsługi – transport w specjalnych warunkach temperaturowych, kwalifikacja do szczepienia przez lekarza, możliwość stwierdzenia przeciwwskazań przez takiego doktora niekumatego o co w tym biznesie chodzi spowolniały proces biznesowy i czyniły go niepewnym co do pomyślnego przebiegu. Zupełnie zbędni podwykonawcy psuli interes, a jeszcze do tego ci wszyscy antyszczepionkowcy!
W tej złożonej sytuacji Global Pandemic Business postanowił zdywersyfikować ofertę pandemiczną.
Po dyskusji zdecydowano się na produkt prostszy w produkcji i dystrybucji o nazwie „Maski niezwykłej łaski”. Producentem mógł byś praktycznie każdy zaufany szwagier, dostawcą bratowa, a do nabycia maski nie była potrzebna kwalifikacja przez lekarza.
Transport nie wymagał specjalnych warunków. Aby skutecznie wprowadzić „Maski niezwykłej łaski” na rynek, trzeba było zdyskwalifikować dotychczasowe formy zasłaniania jamy ustnej. Najlepszym w tej konkurencji był Bidaś Praknster. W podziemiach pewnego zaufanego lokalu gastronomicznego przy przyćmionych światłach zwołano naradę biznesową.
- Nie o take maske za 2 reale pandemlandzkie nam chodzi, na której nikt nie zarobi. To musi być drogi produkt biznesowy, do jego nabycia każdy musi być przygotowany – rozpoczął swe wystąpienie Bidaś. – Nie możemy wypłaszczać naszego dochodu, bo nie ma ku temu powodu.
- Powiem więcej, nikt nam nie wmówi, że czarne jest czarne, a białe jest białe, ale na szczęście my możemy wmówić wszystko każdemu.
Musimy też zadbać o dobry wizerunek szczepionki. Do tej pory było pojęcie „niepożądany odczyn poszczepienny” – takie określenie psuje nasze biznesy, od dziś będzie „pożądany odczyn poszczepienny”, bo w końcu to są tylko słowa. A ich znaczenie ja w try miga zmienię! Nie takich rzeczy uczyli mnie w Part-Szkole w Davosie! Słowa są najważniejsze, fakty są bez znaczenia – dowodził Bidąś Praknster.
Zdecydowano, że akcję propagandową poprowadzą profesorowie Andrzej Barban i Krzysztof Tymon, znani eksperci sponsorowani, miłośnicy blasku kamer i fleszy, kreatywni tfurcy medycyny opartej na faktach tylko im znanych. Gdy dziennikarze dopytywali, na podstawie jakich faktów naukowych rekomendują takie czy inne obostrzenia lub terapie, odpowiadali z kamiennymi twarzami skrytymi za „Maskami najwyższej łaski”:
– To jest tajemnica lekarska!
Pytani czy już poddali się misterium wstrzyknięcia „Szczepionki z kieszonki”, odpowiadali chórem:
– Nasi pacjenci bardzie potrzebują szczepień niż my! Nasze wrażliwe sumienie lekarskie nie pozwala nam odbierać pacjentom niepowtarzalnej szansy uzyskania ochronnego miana przeciwciał.
Matylda zainspirowana ich humanitarną postawą wobec pacjentów na identyczne pytanie odpowiadała:
– Stoję w kolejce po „Szczepionkę z kieszonki” za profesorami Andrzejem Barbanem i Krzysztofem Tymonem. Przed nimi stoi prezes firmy Gejzer produkującej szczepionki, słynącej z dobroczynności wobec ludzkości od wieków. Ci trzej panowie stoją na Podium Dobroczynności dla Całej Ludzkości, a ja zaraz za nimi.
Czas płynął... Wirusy namnażały się, mutowały i atakowały swoje ofiary z zwielokrotnioną siłą. Big Vaccine zacierała ręce tak energicznie, że wszyscy członkowie zarządu dostali zespołu suchej dłoni. Trzeba było znaleźć na tę przypadłość jakieś lekarstwo, zioło albo maść. Niestety mino poszukiwań przez najlepszych naukowców z najznamienitszych ośrodków naukowych na całym świecie z maścią nie szło tak łatwo jak ze szczepionką. Prezesi sami oceniali skuteczność i żaden marketing nie był w stanie im wmówić, że maść przywraca wilgotność niezbędną nie tylko przy zacieraniu dłoni z radości, ale też konieczną przy liczeniu napływających pieniędzy. Wszystko zdawało się być pod kontrolą z wyjątkiem ludzkich myśli.
Zwołano naradę najbardziej kreatywnych szefów działu marketingu w pięciogwiazdkowym Aminoacid Hotel w Rekseli, którego hasło reklamowe brzmiało:
Aminoacid hotel pozwala osiągnąć każdy cel!
Wybór hotelu nie był przypadkowy. Jego zaprojektowane w czarnym kolorze wnętrza dobrze odzwierciedlały nadchodzącą epokę w dziejach ludzkości, którą nazwano The Dark Age. W charakterze doradców zaproszono także przedstawicieli Naczelnej Izby Kontroli Umysłów i Zmysłów (NIKUZ).
Ważne było zapanowanie nad przekazami głoszonymi w mediach społecznościowych przez posiadaczy Prawa Do Realizowania Daru Powołania do Medycyny. Władze reprezentował Euzebiusz Pimpel, doktor habilitowany nauk wszelakich i nie byle jakich.
Po burzliwej naradzie ustalono, że każdy posiadacz Prawa Do Realizowania Daru Powołania do Medycyny będzie miał przydzielonego i zainstalowanego osobistego drona skanującego, który będzie czuwał nas procesem powstawania myśli. W razie pojawienia się takich słów kluczowych jak na przykład „szczepionka nie działa”, „powstają objawy niepożądane” i podobnych z drona będzie wysyłany krótki impuls elektryczny powodujący niepamięć wsteczną i jednoczesne wymazanie tych myśli z zasobów centralnego układu nerwowego. Ruszyła produkcja dronów oraz rozpoczęto promocję tej instalacji. Hasłem przewodnim było:
Bez indywidualnego drona Twoja lekarska kariera jest skończona!
Po miesiącu całe stado – jak mówiono w obowiązującej nowomowie – było zadronowane.
Pierwsze skanowanie dostarczyło informacji, że około 30% populacji stada posiadaczy Prawa Do Realizowania Daru Powołania do Medycyny miało nieprawomyślne poglądy w głowach. Niektórzy, zwłaszcza ze starszego pokolenia, tak mocno byli przywiązani do swoich staromodnych poglądów, że impulsy elektryczne wysyłane przez drony nie wystarczały. Stosowano nawet trzykrotne wzmocnienie impulsów i mimo tej uderzeniowej dawki nieprawomyślne myśli nadal tkwiły w głowach.
Zmieniono strategię z intensywnego prądowania na pranie głów specjalnym szamponem ubezwłasnowalniającym. Szampon reklamowano jako produkt przywracający świeżość myślenia po dyżurach nocnych oraz po przyjęciu dużej liczby świadczeniodawców w gabinecie. Pomysł zaskoczył! Świadczeniodawca wracał do domu, brał prysznic, mył szamponem głowę i zasiadał do komputera, aby odetchnąć w mediach społecznościowych. Pochwalne teksty pod adresem szczepionek same spływały spod klawiatury. Opracowano też wersję dla pozbawionych owłosienia na głowie – w ich wypadku szampon reklamowano jako przywracający utracone włosy. Stado posiadaczy Prawa Do Realizowania Daru Powołania do Medycyny było pod pełną kontrolą.
Humor psuły niepożądane odczyny poszczepienne mnożące się z szybkością konkurującą z królikami nad odległym kontynencie. Coś trzeba było z tym zrobić! Inwestowanie w ulepszoną szczepionkę generowało koszty i wzbudzałoby niepewność co do skuteczności. Zdecydowano zainwestować w słowa.
Powstała koncepcja lansowania terminu Oczekiwane Odczyny Obronne Organizmu, w skrócie OOOO. Miały być one oznaką i miarą sił obronnych organizmu wzmocnionych przez szczepionkę. Sponsorowani celebryci internetowi chwalili od rana do nocy koncepcję Oczekiwanych Odczynów Obronnych Organizmu. Po lekkim zgrzytnięciu biznes kręcił się dalej. Dla pewności zmieniono nazwę szczepionki i otworzono nowe rejestry dla Oczekiwanych Odczynów Obronnych Organizmu. Nowy termin stwarzał szanse na niepowtarzalne konwersacje w punkach szczepień.
– Czy miała pani OOOO?
– Coooo?
– No OOOO?
– Nie rozumiem, o co pani doktor mnie pyta!
– Znaczy jak pani nie wie, to wpisuję, że OOOO nie było.
Powyższa koncepcja zarządzania niepożądanymi odczynami poszczepiennymi okazała się zbawienna dla wizerunku produktu „Szczepionki z Kieszonki”, uzasadnione więc było nadanie jej nowej nazwy handlowej „Bezpieczne Szczepionki z Kieszonki”. Biznes tak się szybko i obficie nakręcał, że wkrótce okazało się, iż pieniądze zarządu firmy produkującej szczepionki nie tylko nie mieszczą się w kieszeniach, ale i na kontach bankowych. Przeciążone liczbą operacji serwery bankowe charczały, dyszały i co chwila się zacinały. Wkrótce okazało się, że nie ma na tę nową sytuację ani lekarstwa ani szczepionki. Postanowiono ochłodzić serwery bankowe umieszczając je na dnie oceanów. Nie zanieczyszczały środowiska tak jak te naziemne, nie rzucały się w oczy, ale najważniejsza była wizja ich awarii.