GdL

  • Skocz do głównej treści strony
  • Skocz do menu nawigacyjnego i logowania

Nawigacja i wyszukiwanie

Nawigacja

  • Nowości
  • Choroby rzadkie
  • Zdrowie publiczne
  • Wybrane artykuły
  • Medycyna oparta na wspomnieniach
  • Artykuły redaktor naczelnej
  • Po dyżurze
  • Wszystkie wydania
  • Medycyna i macierzyństwo
  • Lekarz pacjentem
  • Statut / The Statute
  • Informacja dla autorów
  • Kontakt
  • Szukaj

Szukaj

Długoterminowe wyniki leczenia oponiaków

Szczegóły
Kategoria: Nowości
Opublikowano: piątek, 13.05.2022, 10:58
Odsłony: 341

Krystyna Knypl

W doniesieniu zatytułowanym "Long-term neurocognitive, psychological, and return to work outcomes in meningioma patients" autorstwa A. Sekely i wsp. przedstawiono długotrwałe wyniki leczenia oponiaków.

W tym retrospektywnym badaniu 61 pacjentów z oponiakiem przeszło pogłębioną kliniczną ocenę neuropsychologiczną. Spośród tych uczestników 42 było w wieku produkcyjnym i posiadało informacje na temat powrotu do pracy dostępne po ocenie neuropsychologicznej. Siedemdziesiąt jeden procent i 80% pacjentów poddano odpowiednio radioterapii i operacji, a 49% otrzymało zarówno radioterapię, jak i operację. Zależności między danymi demograficznymi, medycznymi, neurokognitywnymi, psychologicznymi i powrotu do pracy analizowano za pomocą wielozmiennej analizy regresji logistycznej.

W badanej próbie 68% pacjentów wykazywało globalne upośledzenie funkcji neurokognitywnych, przy czym największe wielkości efektów stwierdzono w testach pamięci wzrokowej (d = 0,73), funkcji wykonawczych (d = 0,61) i uwagi (d = 0,54).

Dwadzieścia siedem procent pacjentów wykazywało umiarkowany lub ciężki poziom objawów depresji. Ponadto 23% i 30% wykazywało klinicznie istotny lęk. Czterdzieści osiem procent pacjentów nie było w stanie podjąć dalszej aktywności ruchowej. Młodszy wiek, większa szybkość przetwarzania wzrokowo-ruchowego i, nieoczekiwanie, wyższe wyniki lęku jako cechy wiązały się z większym prawdopodobieństwem powrotu do pracy.

<a href=

Źródło ilustracji:https://pl.wikipedia.org/wiki/Oponiak

U chorych na oponiaka istnieje ryzyko wystąpienia deficytów neurokognitywnych, objawów psychologicznych i trudności w powrocie do pracy. Wyniki sugerują, że czynniki neurokognitywne i psychologiczne wpływają na możliwość powrotu do pracy u chorych na oponiaka. Konieczne jest przeprowadzenie badań prospektywnych w celu lepszego zrozumienia złożoności niepełnosprawności funkcjonalnej w tej rosnącej populacji.

Źródło:

https://link.springer.com/article/10.1007

/s00520-022-06838-5?fbclid=IwAR08oTPmpznHdDaUPeljBbWejXBIm8pa4z9N_ZG1t022oMYR77zPcH6IFTU

Krystyna Knypl

GdL 5/2022

Sztuczna inteligencja coraz szybciej wkracza do medycyny

Szczegóły
Kategoria: Nowości
Opublikowano: piątek, 06.05.2022, 17:21
Odsłony: 396

Krystyna Knypl

Każdy sektor systemu opieki zdrowotnej testuje różne technologie, aby poprawić wyniki leczenia pacjentów, przyspieszyć badania i obniżyć koszty. Firmy farmaceutyczne sięgają po sztuczną inteligencję, aby przyspieszyć badania nad lekami i znaleźć nowe zastosowania dla starych leków, podczas gdy giganci w dziedzinie elektronicznych rejestrów medycznych i nowe firmy tworzą nowe modele prowadzenia opieki medycznej.

W miarę jak rośnie rola sztucznej inteligencji, rosną też pytania związane z zastosowaniem tej metody w medycynie. W jaki sposób inwestorzy i administratorzy systemów opieki zdrowotnej mogą oddzielić prawdziwie innowacyjne technologie od tych, które nie okażą się przydatne? Co będzie potrzebne systemom opieki zdrowotnej i firmom farmaceutycznym, aby zintegrować tę technologię z istniejącymi od dawna metodami? W jaki sposób twórcy technologii, systemy opieki systemy opieki zdrowotnej i organy regulacyjne zapewnią, że wszyscy skorzystają z nowych metod opieki zdrowotnej - i że nie pogłębią one istniejących problemów w medycynie?

Mniejsze koszty?

W miarę jak medycyna testuje zautomatyzowane narzędzia uczenia maszynowego, wiele osób ma nadzieję, że tanie narzędzia wspomagające pomogą zmniejszyć luki w opiece zdrowotnej w krajach o ograniczonych zasobach finansowych. Jednak nowe badania sugerują, że to właśnie te kraje są najmniej reprezentowane w danych wykorzystywanych do projektowania i testowania większości klinicznych AI - co może jeszcze bardziej pogłębić te luki.

Naukowcy wykazali, że narzędzia AI często nie sprawdzają się w rzeczywistych szpitalach. Nie wszystko można automatycznie przenieść: algorytm stworzony na jednej populacji pacjentów o określonym zestawie cech niekoniecznie sprawdzi się w innej. Te niepowodzenia spowodowały rosnące zapotrzebowanie na kliniczną sztuczną inteligencję, która powinna być dostosowana do zróżnicowanych grup pacjentów, reprezentujących różne przedziały wiekowe, płeć i wiek. reprezentujących różne grupy wiekowe, płciowe, rasowe, etniczne i inne.

Stany Zjednoczone oraz Chiny liderami badań nad AI

Ponad połowa danych wykorzystywanych w AI w służbie zdrowia pochodzi z USA i Chin. W przeglądzie ponad 7000 prac dotyczących AI, z których wszystkie zostały opublikowane w 2019 r. ponad połowa baz danych wykorzystanych w pracach pochodziła z USA i Chin, a kraje o wysokim dochodzie stanowiły większość

Musimy być znacznie bardziej zróżnicowani pod względem zbiorów danych, których używamy do tworzenia i walidacji tych algorytmów" - uważa Leo Anthony Celi, redaktor z pisma PLoS Digital Health. Największą obawą jest to, że algorytmy, które tworzymy, przyniosą korzyści tylko tej populacji, która uczestniczy w tworzeniu zbioru danych.

Taka struktura danych pacjentów nie jest niespodziewana, biorąc pod uwagę dominację Chin i USA w infrastrukturze uczenia maszynowego i badaniach. Do stworzenia zbioru danych potrzebna jest elektroniczna dokumentacja medyczna, przechowywanie danych w chmurze, szybkość i moc komputera. I to właśnie z tych powodów Stany Zjednoczone  i Chiny przechowuje się najwięcej danych.

Ustalono ponadto, że badacze chińscy i amerykańscy napisali ponad 40% prac na temat aspektów klinicznych AI. Stwarza to globalną tendencyjność w reprezentacji pacjentów i należy zwrócić uwagę na te  tendencje i zająć się nimi. Wiadomo, że algorytmy mogą działać inaczej w sąsiadujących ze sobą szpitalach, które obsługują różne populacje pacjentów. Mogą one nawet tracić moc z biegiem czasu w tym samym szpitalu.

Różnice między szpitalem w São Paulo a szpitalem w Bostonie będą znacznie większe i potencjalnie skala i wielkość błędów będzie większa. Jednym z popularnych celów badań nad kliniczną sztuczną inteligencją w krajach o niskich zasobach są  badania przesiewowe w kierunku chorób oczu. Wykorzystując przenośny oftalmoskop, algorytm mógłby rozpoznawać  retinopatię cukrzycową na tyle wcześnie, by podjąć skuteczną interwencję.

Jednak w 172 krajach, w których mieszka 3,5 miliarda ludzi, nie ma publicznego repozytorium danych okulistycznych, z którego można by czerpać dane. Jest to – jak określono w publikacji -  pustynia danych, która często dotyka także innych dziedzin medycyny.

Dlatego też konieczne są inwestycje w programy do gromadzenia danych i łączenia zasobów uczenia maszynowego w krajach, w których dane te są słabo reprezentowane. Na przykład jedno z konsorcjów gromadzi ekspertów z Meksyku, Chile, Argentyny i Brazylii, aby zidentyfikować najlepsze praktyki w gromadzeniu danych.

Prace te mogą również pomóc w podwojeniu wysiłków na rzecz testowania istniejących modeli w obszarach, w których występują różnice w danych. Jeśli gromadzenie i porządkowanie danych lokalnych nie jest jeszcze możliwe, walidacja może pomóc w zapewnieniu, że algorytmy opracowane w krajach bogatych w dane mogą być mogą być przynajmniej bezpiecznie stosowane w innych środowiskach. Po drodze wysiłki te mogą stać się podstawą do długoterminowego gromadzenia danych i ostatecznego rozwoju międzynarodowych repozytoriów danych. Dzięki ilościowemu określeniu międzynarodowych nierówności w badaniach nad sztuczną inteligencją można poprawić sytuację.

Jedna z niedawno opublikowanych prac, której kierownikiem był Joe Zhang z Imperial College London opisuje stworzenie pulpitu nawigacyjnego, który śledzi publikacje badań nad kliniczną sztuczną inteligencją, w tym narodowość pierwszego autora każdej pracy. Pierwszym krokiem do rozwiązania problemu jest jego zmierzenie.

Źródło ilustracji

https://en.wikipedia.org/wiki/Robotics

Źródła informacji:

https://www.statnews.com/wp-content/uploads/2022/05/STAT-eBook-artificial-intelligence.pdf

https://www.tehrantimes.com/news/467647/Iran-ranks-13th-worldwide-in-artificial-intelligence

Krystyna Knypl

GdL 5/2022

Marzenia jako byt nieskończony

Szczegóły
Nadrzędna kategoria: Informacje dla autorów
Kategoria: Wybrane artykuły
Opublikowano: czwartek, 05.05.2022, 04:26
Odsłony: 896

Alicja Barwicka

(ciąg dalszy losów rodzin Kowalskich i Stefańskich; poprzedni artykuł z tej serii  ma tytuł ”Akcelerator ambicji”, więcej pod linkiem https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1865-akcelerator-ambicji)

Pojęcie absolutu, czyli bytu doskonałego, nieskończonego, całkowicie niezależnego, nieuwarunkowanego i niczym nieograniczonego towarzyszyło ludzkości od zawsze. Próby zdefiniowania podejmowano w każdym historycznym okresie filozofii począwszy od starożytności, aż do czasów nam współczesnych, ale ponieważ mówimy o czymś nieograniczonym, to nigdy nie były to próby łatwe i chyba nadal pozostają w sferze prób. Głowiły się przez wieki nad zagadnieniem najtęższe umysły począwszy od twórcy filozofii przyrody Talesa z Miletu, aż po filozofów współczesnych. Chociaż Tales z Miletu podstawowym bytem nieskończonym określał wodę, to już dla Platona, który stosował  odmienną od filozofów przyrody metodę, absolutem była rzeczywistość ponadzmysłowa, stanowiąca zbiór wszelkich idei. Najdoskonalszą w starożytności koncepcję absolutu wypracował Arystoteles. Absolut był dla niego bytem w sensie absolutnym utożsamianym z jednością, dobrem, intelektem i myślą. Jako duch i myśl, jako substancja niematerialna, byt nieskończony stanowił wieczne źródło dla podlegającego nieustannym przemianom świata. Wydaje się czymś przedziwnym, że badaniom istoty bytu doskonałego poświęcono tyle wieków, ale widocznie było to ludzkości potrzebne. Ponieważ jednym z przejawów bytu doskonałego są marzenia, a przecież i wszyscy i zawsze marzyli, to potrzeba analizy tego zjawiska już tak nie zaskakuje.

Marzenia jako zjawisko globalne i ponadczasowe

Człowiek marzył zawsze, a rodzaje marzeń warunkowała rzeczywistość. Marzyliśmy o tym czego nam brakowało, lub o tym by chwilowy dobrostan trwał jak najdłużej. Człowiek pierwotny też prawdopodobnie marzył,  być może o tym by upolować coś większego niż kilka dni temu, być może o cieplejszej i mniej wilgotnej niż obecna jaskini, a może o słodyczy zemsty nad gnębiącym go wrogim plemieniem. Marzyły w historii ludzkości jednostki, marzyły narody. Bywały marzenia dobre i złe, marzenia małe, przyziemne, ale dla konkretnego człowieka niezwykle ważne, były i te wielkie deklarowane przez tysiące i miliony ludzi, które stawiano sobie za cel i dla których realizacji wielu poświęcało swoje własne plany, a nieraz i życie. Z marzeniami jednak bywało i bywa różnie. Czasami faktycznie się spełniają, czasami ciągną się za człowiekiem całe życie i nigdy nie zostają spełnione. Wielowiekowe doświadczenia ludzkości dowodzą, że skuteczna realizacja marzeń potrzebuje pomocy. Jednak i to nie zawsze dawało oczekiwane efekty, a często stawało się bardzo trudnym zadaniem. Przez wieki obserwowaliśmy to w wykonaniu zarówno pojedynczych, anonimowych osób, jak i postaci wielkich, nieraz bardzo ważnych  dla świata. Zjawisko było od zawsze znane w skali micro (wymarzony prezent, o który krępowaliśmy się poprosić, a przecież wystarczyło tylko powiedzieć) i w skali makro (potrzeba wtajemniczenia zaufanych osób w plan pozbycia się konkurenta do tronu). Realizacja marzeń mogła kogoś ucieszyć, ale mogła też zadać ból wielu innym, bo marzenia nie zawsze mają wydźwięk pozytywny. Jednostki podłe, niszczycielskie też dążą do spełnienia planów, które snują w oparciu o swoje często wyjątkowo odrażające marzenia.

Marzenia człuchowsko – bydgoskie

Ponieważ wszyscy i zawsze snuli marzenia, to i rodziny Kowalskich i Stefańskich nie były ich pozbawione. Tak jak w innych rodzinach rodzaj marzeń warunkowała rzeczywistość. Marta Kowalska marzyła więc o powrocie czasów swojej młodości, kiedy w dostatku można było miło spędzać czas w rodzinnym majątku nie troszcząc się o codzienny byt, Antoni Kowalski, który przecież kochał wojsko mógł w początkach swojej kariery marzyć o kolejnym awansie, ale już nieco później o bezpiecznym wydostaniu się z okopów pod Verdun. Jako rodzice marzyli pewnie o wykształceniu dzieci, o dobrych partiach dla córek, czy o świetnej karierze (mówiło się o dyplomacji) dla Gerwusia. Życie te marzenia brutalnie zweryfikowało. Marta do końca życia pozostała wierna swoim marzeniom, chociaż musiała stawić czoło trudnej wojennej, a potem i powojennej rzeczywistości. Podporządkowała się obowiązującym regułom i nie walczyła z losem. Wiedziała przecież, że czasy jej młodości nie wrócą i pozostaną na zawsze tylko w sferze marzeń. Zupełnie inaczej realizował marzenia Antoni. Zastosował skuteczną na wielu innych płaszczyznach metodę dywersyfikacji. Marzenia trudne do spełnienia odkładał na później, a realizował te, które w danym czasie rokowały powodzenie. Kiedy trzeba było zmieniał priorytety. Wycofany z czynnej służby wojskowej realizował marzenia dotyczące sztuki wojennej walcząc jako cywil w obronie polskojęzycznej ludności podczas walk bydgoskiej krwawej niedzieli. Po latach przekonany przez rodzinną powojenną rzeczywistość, że nie bardzo jest już komu wydawać rozkazy skupił się na zapewnieniu swoim córkom lepszego startu, przez zdobycie wykształcenia. Do pomocy (a tego przecież wymaga spełnianie marzeń) w realizacji tych planów wykorzystał swoją najstarszą latorośl i tak w płockim domu Basi i Stanisława pomieszkiwały przez okres zdobywania wiedzy młodsze siostry gospodyni.

Zabytkowe spichlerze nad Brdą w Bydgoszczy

Marzenia staroźrebskie

Rzeczywistość, która kształtowała marzenia w staroźrebskich dworskich czworakach wyglądała zupełnie inaczej. Tu priorytetem było przeżycie. Trzeba było wyżywić rodzinę i do tego jakim to zrobić sposobem sprowadzały się marzenia. Pracując na polski chleb we francuskiej kopalni Bolesław Stefański tęsknił do swojej rodziny i chociaż to zbliżająca się wojna zainicjowała powrót do kraju, to generalnie cieszył się z powrotu. Oboje z Marianną zarówno przed wojną, jak i potem doceniali możliwość jakiejkolwiek pracy byleby tylko dawała szansę przeżycia kolejnego dnia. Marzeniem w tej rodzinie było wykształcenie dzieci i mimo, że nie istniały jakiekolwiek racjonalne przesłanki by mogło się spełnić, to ostatecznie dzięki atmosferze domu i ogromnym wysiłkom Marianny i Bolesława ich dzieci z byłych dworskich czworaków wykształcenie zdobyły. Chociaż warunki życia w staroźrebskim domu były nadzwyczaj trudne, to i tam nie przestawano marzyć. Marianna składała się głównie z optymizmu oraz z miłości do dzieci i wnuków, więc o ich szczęściu marzyła nieustannie. Chociaż sama nie miała nic, to marzyła o wspaniałej ich przyszłości roztaczając plany wielkich (naukowych lub muzycznych, zależnie od nastroju) karier, zarażając wszystkich swoim wielkim optymizmem. Wierzyła, że marzenia się spełniają i zupełnie nie brała pod uwagę innych scenariuszy. Miała zresztą na to dowód w postaci obecności w tym tak biednym gospodarstwie całkiem nie pasujących do dworskich czworaków książek, instrumentów muzycznych, a nawet konia, bo przecież Bolesław miłośnik i znawca koni bez posiadania konia nie mógłby istnieć.

Marzenia człuchowsko – toruńsko – płockie

Kiedy doszło już do wielkiego w tych dwóch rodzinach mezaliansu i Basia ze Stanisławem założyli swoją odrębną rodzinę, to pojawiły się kolejne marzenia. Rzeczywistość w jakiej się znaleźli i kolejne przystanki ich życiowej drogi wygenerowały marzenie podstawowe jakim stało się zdobywanie wiedzy najpierw przez nich samych, a następnie przez dzieci. W domu było czysto, ale biednie, bo podstawowym towarem, na który musiało starczyć pieniędzy były książki. Basia nie była zapaloną kucharką, nikt jej tego nie nauczył, stąd zrobienie w kuchni dań typu „coś z niczego” nie wchodziło w grę. Ponieważ w swojej ulubionej aktywności, którą było zgłębianie literatury lubiła mieć uporządkowane, czyste otoczenie, to nieustannie sprzątała, a pełne bibelotów mieszkanie sprawiało wrażenie bardziej bogatego niż było w istocie. Chociaż marzenia rodziców sprowadzały się do zapewnienia wykształcenia dzieciom, to już same dzieci wzorem wszystkich innych dzieci na świecie miały marzenia nieco odmienne. Trzeba jednak przyznać, że wiele z nich zostawało spełnionych. I tak po odpowiednio długich marzeniach dzieci otrzymywały rowery, a w rodzinie pewnego dnia pojawił się Ciapek - owczarek nizinny, który był najbardziej nieposłusznym psem na świecie, potrafił chodzić po sztachetach płotu i jadał cukierki. Dostarczał mu je Biniulek, wielki amator słodyczy który nigdy z nikim poza Ciapkiem nie byłby w stanie podzielić się cukierkiem. Najszybciej realizowano marzenia dotyczące kształcenia, stąd kiedy najstarsze dzieci wykazały zainteresowanie edukacją muzyczną, w domu szybko pojawiło się pianino, Lili posłano do szkoły muzycznej, a Biniulkowi zapewniono prywatne lekcje muzyki. To była jedna z trafionych decyzji, bo po latach dorosły już Zbyszek całą swoją karierę zawodową (z wykształcenia jest inżynierem) oparł właśnie na muzyce. Najmłodszy Andrzejek marzeniami zawsze mierzył wysoko. Chciał być nie tylko podróżnikiem i dyplomatą (oczywiście w tym celu ukończył studia na wydziale handlu zagranicznego), ale przede wszystkim zamierzał mieszkać w ogromnej „wypasionej” rezydencji. Zachował się do dzisiaj precyzyjnie rozrysowany przez kilkuletniego marzyciela architektoniczny plan jego przyszłej posiadłości. O ile z realizacją marzeń chłopców nie było większych problemów, to już marzenia dziewczynek niekoniecznie odpowiadały rodzicom. Lili chciała być lekarzem. Basia akceptowała ten pomysł, ale Stanisław był przeciwny. Martwił się o chorowitą, wątłą córkę, a ponieważ uważał, że zawód lekarza wiąże się z ciężką pracą, ciągłym stresem i ogromną ilością nauki chciał tego własnemu dziecku zaoszczędzić. Robił wszystko, żeby córkę zniechęcić i wymyślał kolejne na to sposoby. Ostatecznie się poddał, kiedy nazbierał dżdżownic, włożył je do doniczki i wydał polecenie, żeby każdą z nich testowana córka przełożyła osobiście do drugiego pojemnika. To było straszne zadanie, ale zostało wykonane. Od tej pory Stanisław zmienił zdanie, a Lili zawsze już mogła liczyć na wsparcie ojca w wyborze swojej drogi zawodowej. Wspierał ją od pierwszej chwili, kiedy podczas egzaminów wstępnych na uczelnię przez dziurkę od klucza podglądał zapisane na tablicy zadania z fizyki i pod drzwiami w asyście zdenerwowanych rodziców szybko je rozwiązywał, by po egzaminie móc wysłuchać i poddać analizie sposób rozwiązania zastosowany przez córkę.  Jeszcze większe kłopoty były z realizacją marzeń Dziobaczka. Ta z kolei poinformowała rodziców, że będzie przedszkolanką. Tego ambicja Basi znieść nie mogła. Uważała, że taka profesja nie może spełnić niczyich oczekiwań. Stanisław był załamany. Wiedział, że jego ukochana córeczka ma talent matematyczny, a tu taki afront! Dziobaczek został chwilowo pokonany, ale tylko chwilowo. Ostatecznie krnąbrna córka ukończyła studia politechniczne, potem podyplomowe informatyczne, nieustannie poszerzała wiedzę, ale nie odpuściła i finalnie jej miejscem pracy stała się szkoła. Uczy dzieci z pasją, ale uczy także nauczycieli prowadząc dla kadry pedagogicznej kursy dokształcające.

#

Byt nieskończony jakim są marzenia nie może (jak sama nazwa wskazuje) nigdy się  zakończyć i całe szczęście, bo życie bez marzeń nie mogłoby istnieć. Pilnujmy swoich marzeń, nie pozwalajmy im umknąć do licznych szuflad pamięci. Może w realizacji dobrze jest korzystać z metody Antoniego Kowalskiego i je po prostu dywersyfikować?  Dzięki temu zajmiemy się realizacją tych aktualnie rokujących, a do tych odłożonych na później, z pewnością kiedyś wrócimy. Spróbujmy!

Alicja Barwicka

GdL 5/2022

Fot. Krystyna Knypl

Dzień Flagi Rzeczpospolitej Polskiej

Szczegóły
Kategoria: Nowości
Opublikowano: wtorek, 03.05.2022, 15:05
Odsłony: 316

Od 2004 roku 2 maja obchodzimy Dzień Flagi Rzeczpospolitej Polskiej.

Brama Niemcewicza 4

Siedziba redakcji Gazety dla Lekarzy w dniu 2 maja 2022 r.

Warto zapoznać się  z cennym przewodnikiem wydanym przez Ministerstwo Spraw Wewnętrnych i Administracji po tytułem "BIAŁO - CZERWONA" dostępnym pod linkiem

https://www.gov.pl/attachment/4be58ce4-f085-4a1b-9d90-d3008ed6783e

 W tym bardzo ważny przewodniku czytamy:

W przypadku więcej niż jednej flagi w rzędzie, półkolu lub kole, kolejność uzależniona jest od ich miejsca w następującej hierarchii:
1. Flaga państwowa Rzeczypospolitej Polskiej.
2. Flaga innego państwa.
3. Flaga województwa.
4. Flaga powiatu.
5. Flaga gminy (miasta, gminy miejskowiejskiej, gminy wiejskiej).
6. Flaga Europejska.
7. Flaga organizacji międzynarodowej (np. flaga ONZ, flaga NATO).
8. Flaga służbowa (np. Policji, Straży Granicznej, Państwowej Straży Pożarnej,
Poczty Polskiej, straży miejskiej).
9. Flaga instytucji, firmy, organizacji, uczelni, szkoły, klubu sportowego itp.
10. Flaga grupy narodowościowej, flaga okolicznościowa.
Hierarchii tej należy przestrzegać przy wszystkich formach eksponowania flag
i bannerów w przestrzeni publicznej, na zewnątrz i wewnątrz budynków lub obiektów
sportowych.

Dr n. med. Krystyna Knypl

redaktor naczelna & wydawca

Gazety dla Lekarzy

 

Gazeta dla Lekarzy nr 4/2022 - artykuł wstępny oraz spis treści

Szczegóły
Kategoria: Nowości
Opublikowano: sobota, 30.04.2022, 06:51
Odsłony: 349

Drogie Koleżanki i Koledzy,

Niespodziewanie z jednej trudnej i nietypowej pandemicznej rzeczywistości los rzucił nas w inne problemy. Wojna, migracja ludności nowe wyzwania zdrowotne zarówno w wymiarze organizacyjnym, jak terapeutycznym, a także finansowym. Musimy poszukać w sobie rezerw cierpliwości, tolerancji, odświeżyć wiedzę o chorobach nieczęsto u nas występujących. Jednym z trudniejszych tematów będzie diagnostyka oraz leczenie takich schorzeń jak gruźlica (także lekooporna), HIV/AIDS, poliomyelitis oraz inne choroby zakaźne. Nie sposób oprzeć zadaniu pytania: czy w przypadku wspomnianych schorzeń też będziemy mieli wysyp mediowych "ekspertów"? Czy tez udali się oni na zasłużony wypoczynek? Czas pokaże. Będziemy mieli także nowe wyzwania w dziedzinie komunikacji z nowymi pacjentami, nie znającymi języka polskiego. Nieoczekiwanie znajomość języka rosyjskiego, odkurzona po latach nieużywania, może być pomocna w codziennej pracy lekarskiej. Na szczęście są translatory!

Spis treści

1. VAIDS - jest czy go nie ma? Oto jest pytanie na śniadanie!

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1862-vaids-jest-czy-go-nie-ma-oto-jest-pytanie

 2. Czy poprawa jakości powietrza może powstrzymać rozprzestrzenianie się wirusa Covid?

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1863-czy-poprawa-jakosci-powietrza-moze-powstrzymac-rozprzestrzenianie-sie-wirusa-covid

3. Rada na trudne czasy: musisz stanąć po właściwej stronie lustra!

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1864-rada-na-trudne-czasy-musisz-stanac-po-wlasciwej-stronie-lustra 

4. Akcelerator ambicji

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1865-akcelerator-ambicji

5. Nowe władze Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1866-nowe-wladze-okregowej-rady-lekarskiej-w-warszawie

6. Częstość zachorowań na gruźlicę na Ukrainie

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1867-czestosc-zachorowan-na-gruzlice-na-ukrainie

7. Częstość zachorowań na gruźlicę w Polsce

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1868-czestosc-zachorowan-na-gruzlice-w-polsce

 8. Poradnik na czas kryzysu i wojny

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1869-poradnik-na-czas-kryzysu-i-wojny

9. Awokado zmniejsza ryzyko chorób serca

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1870-awokado-zmniejsza-ryzyko-chorob-serca

10. Jakie będą główne tematy konferencji Reuters MOMENTUM?

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1871-jakie-beda-glowne-tematy-konferencji-reuters-momentum

11. Gazeta dla Lekarzy - wydania papierowe przekazane do Biblioteki Narodowej

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1872-gazeta-dla-lekarzy-wydania-papierowe-przekazane-do-biblioteki-narodowej

12. Konferencja "Odporny i stabilny system ochrony zdrowia – bezpieczeństwo zdrowotne w dobie kryzysów"

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1873-konferencja-odporny-i-stabilny-system-ochrony-zdrowia-bezpieczenstwo-zdrowotne-w-dobie-kryzysow

13. Światowy Dzień Chorych na Hemofilię 2022

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1874-swiatowy-dzien-chorych-na-hemofilie-2022

14. Bibliofilskie wydanie Gazety dla Lekarzy (2012 - 2021) już w katalogach Biblioteki Narodowej

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1875-bibliofilskie-wydanie-gazety-dla-lekarzy-2012-2021-juz-w-katalogach-biblioteki-narodowej

15. Biała Księga AI w praktyce klinicznej

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1876-biala-ksiega-ai-w-praktyce-klinicznej

16. Czy sztuczna inteligencja zastąpi okulistę?

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1879-czy-sztuczna-inteligencja-zastapi-okuliste

 17. Książki nadesłane: Moje wspomnienia z pracy w służbie zdrowia, tom 1

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1880-ksiazki-nadeslane-moje-wspomnienia-z-pracy-w-sluzbie-zdrowia-tom-1

 Życzę wszystkim ciekawej lektury oraz udanego wypoczynku na zielonej trawce!

Dr med. Krystyna Knypl

redaktor naczelna & wydawca

Gazeta dla Lekarzy

GdL 4/2022

Rozdział 41. We...

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: czwartek, 28.04.2022, 12:05
Odsłony: 739

Poprzedni rozdział 

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1935-rozdzial-41-nie-wszystko-przeminie-2

Krystyna Knypl

Rozdział 41. We...

We... może oznaczać niedokończone zdanie na przykład We dwoje..., bo przecież od dawna wiadomo, że do tanga trzeba dwojga. Tango jak wiadomo najlepiej jest tańczyć w Buenos Aires, gdzie możemy zatrzymać się w hostelu B.A. STOP, w którym nie trudno o taneczną atmosferę, bowiem jest on ciekawe ozdobiony. Tango jest w hostelu wszechobecne!

Na sali wielkiej i błyszczącej
Tak jak nocne Buenos Aires
Które nie chce spać
 
 
Orkiestra stroi instrumenty
Daje znak i zaraz zacznie
Nowe tango grać
Siedzimy obok obojętni
Wobec siebie jak turyści
Wystukując rytm
Nie będzie tanga między nami
Choćby nawet cud się ziścił
Nie pomoże nic
Chociaż płyną ostre nuty
W żyłach płonie krew
Nigdy żadne z nas do tańca
Nie poderwie się
 
 
Bo do tanga trzeba dwojga
Zgodnych ciał i chętnych serc
Bo do tanga trzeba dwojga
Tak ten świat złożony jest
Zaleje w końcu Buenos Aires
Noc tak gęsta jak atrament
A gdy przyjdzie brzask
Co było w naszych sercach kiedyś
Kiedyś jak świecący diament
Cały straci blask
I choć będą znowu grali
Bóg to jeden wie
Nigdy razem na tej sali
Nie spotkamy się
Bo do tanga trzeba dwojga
Zgodnych ciał i chętnych serc
Bo do tanga trzeba dwojga
Tak ten świat złożony jest
Bo do tanga trzeba dwojga
Zgodnych ciał i chętnych serc
Bo do tanga trzeba dwojga
Tak ten świat złożony jest
Bo do tanga trzeba dwojga
Zgodnych ciał i chętnych serc
Bo do tanga trzeba dwojga
Tak ten świat złożony jest
Bo do tanga trzeba dwojga
Zgodnych ciał i chętnych serc
Bo do tanga trzeba dwojga
Tak ten świat złożony jest
Źródło:
https://www.youtube.com/watch?v=_GZB_nP4uWE

Zwrot We, the People - rozpoczynający konstytucję Stanów Zjednoczonych, będących nieprzemijająco ulubionym krajem Matyldy, ma swoja historyczną moc. Dlatego też odwołujemy się do niego na zakończenie, stwierdzając co następuje: My, Matylda & Co, w celu upamiętnienia oraz utrwalenia dorobku Francisa, przyszłym pokoleniom ku pamięci, tę książkę napisaliśmy.

We... czy we dwoje? czy we - my po angielsku - pozornie nieudana fotografia niespodziewanie nabierała symbolicznego wymiaru. Jak to się stało, że oderwał się fragment obrazu od słowa "we", w domyśle "we dwoje"

Kongres International Congres of Hypertension in Children and Adolescents (https://htpaediatrics.com/) podczas której zrobiono zdjęcie

O Wspomnienia możemy snuć prozą oraz wierszem, a także opowiadając poprzez zamieszczanie fotografii. Kiedy powstaje wiersz?

Wiersz

Wiersz powstaje z tęsknoty,
Niewidocznej niezgody,
Niewypowiedzianego bólu,
Bezsilnej wściekłości, namysłu,
Rozsmakowanej samotności,
Zasłuchania w muzyce,
Słów zatrzymanych w kadrze.
                                           

Pisząc wiersz musimy oddalić się nieco od świata realnego i przenieść do świata wyobraźni, przymykając oczy...powstanie wtedy wiersz zatytułowany

Pod powiekami

Śmieszne niepokoje, małe strachy,
Zwykłe chęci i odświętne zachcianki,
Nie odbyte podróże, niezdobyte góry,
Ludzi przeoczonych i zgubione perły.
Wirowanie obrazów zamglonych.
Umiejscowionych na zawsze i trwale.
Pod dziwnie miękkim dyskiem pamięci.
Który skrywa najmniejsze okruszki
Ukrytych wzruszeń i szalonych fantazji.
Spełnionych pod powiekami wyobraźni.

Przypomnimy sobie wtedy zielone widoki z czasów młodości

Stara klinika pokolorowana

Z czasem koloryt wspomnień może być zielono - niebieski

Zielony to ulubiony kolor Francisa, a Matyldy ulubiony kolor to niebieski.

Kolory i wspomnienia łączą ludzi - pomyślała Matylda. Snucie wspomnień jest miłe g dy kogoś kochamy / kochaliśmy.

- Co to znaczy kochać kogoś? - zapytaliśmy Młodzieńca, zamieszkałego na 13 równoleżniku, z którym złączone są nasze serca. 

- Jak się kogoś kocha to przyjemnie jest z nim przebywać - odpowiedział Młodzieniec bez chwili wahania. Zachwyciła nas ta definicja! Dodajmy jeszcze jak się kogoś kocha, kochało to przyjemnie jest go wspominać! A także w wyobraźni zatańczyć tango.... Wizualizacja tanga tańczonego we dwoje może oczywiście zostać zakłócona, bo nie od dziś wiadomo, że jak przed ślubem nie ustali się kto w tańcu prowadzi, to nic nie pomogą późniejsze wysiłki uzyskania zgodnego rytmu tanecznego.

 W dalszej części połączenia messengerowego z Papryką, jak mawia wspomniany Młodzieniec,  chcieliśmy z porozmawiać z jego Mamą, która zaproponowała aby on na czas naszej rozmowy pobiegł na podwórko i pobawił się tam z kolegami

- Ale ty Mamciu, też chodź ze mną na podwórko - bez chwili wahania oznajmił Młodzieniec. 

- Jesteś już dużym chłopcem, masz 7 lat, możesz iść sam na podwórko - odpowiedziała mu Mamcia. 

- Ja nie zwracam uwagi na to ile mam lat! - stwierdził stanowczo Młodzieniec.  

W pełni podzielamy jego stanowisko w kwestii wieku, bowiem nie od dziś wiadomo, że wiek to kwesta decyzji!

Brak opisu.

Matylda na zielono

Matylda wprawdzie już nie szatynka na dyżurze, ale za to wystrojona w zielone scrubs'y - to by się jej Najważniejszemu Pacjentowi na pewno bardzo podobało!

Brak opisu.

Let's dance tango and reminisce!

Matylda i Francis w ogrodzie botanicznym w Algierze

Matylda na Twitterze

Wspomnienia te na przyszłą rzeczy pamiątkę spisała Matylda Przekora

Znana także jako Krystyna Knypl


Warszawa 2022

 

Rozdział 40. Nie wszystko przeminie...

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: czwartek, 28.04.2022, 09:59
Odsłony: 654

:Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1934-rozdzial-40-w-drodze-do-bermudzkiego-trojkata-kosmosu-3

Krystyna Knypl

Rozdział 40. Nie wszystko przeminie

Dlaczego jestem codziennością,
Krótka sprzeczką, listem nie odpisanym,
Dawnym adresem zapomnianym,
Trudną sprawą odłożoną na jutro,
Zniechęceniem, obojętnością,
Nie ma mnie czy już nie chcę?
Znam odpowiedź na to pytanie:
Tak smakuje przemijanie.

Nie wszystko przeminie, bo arka wciąż płynie...

Nie wszystko przeminie, czerwiec 2021, Hotel Europejski...

Europejski kawa 2

Nie wszystko przeminie,  solo kawa po 41 latach...

Nie wszystko przeminie, zostaną wspomnienia...

Nie wszystko przeminie, zostaną wspomnienia z Hotelu Victoria...

Brak opisu.

Nie wszystko przeminie mimo,  że są w  życiu chwile pożegnania...

Tango Europejski 1

Nie wszystko przeminie, choć w kosmos odpłynie...

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1936-rozdzial-41-we

Rozdział 39. W drodze do Bermudzkiego Trójkąta Kosmosu

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: czwartek, 28.04.2022, 09:55
Odsłony: 773

Poprzedni rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1929-rozdzial-39-czterdziesci-lat-razem

Krystyna Knypl

Rozdział 39. W drodze do Bermudzkiego Trójkąta Kosmosu

Kosmos ma wiele wymiarów, na które w życiu codziennym nie zwracamy uwagi. Prawdopodobnie ma także wiele kolorów.

Może jest ta droga szarobiała oraz długa?

Może droga do Bermudzkiego Trójkąta Kosmosu jest niebieska?

Cancun Matylda

A może w kolorze błękitu Morza Karaibskiego?

O czym myśli ta kobieta wpatrująca się w bezkresną dal Morza Karaibskiego w Cancun - zastanawiała się Matylda wiele razy. Zastanawiała się też nad niepowtarzalnym kolorytem morza, w końcu znalazł odpowiedź https://gdl.kylos.pl/wp/?p=741

Matylda na kongresie w Cancun

Uroda Cancun

Upominki z Cancun - dla Francisa tequila Tres Mujeres, dla Matyldy bransoletka z koralików

Wszechświat, choć obecny w naszym życiu, był strukturą nie tylko niezmierzalną, ale niedotykalną. Niby istniał, ale tak jakby go nie było. Ziemia, niebo były w zasięgu ręki oraz wzroku, dla wszechświata pozostawała jedynie wyobraźnia. Niby był, a tak jakby go nie było. Nie tylko Wszechświat miał status obecny/nieobecny. W marcowy wczesny poranek  Matylda wyruszyła  na cotygodniowe zakupy do pobliskich sklepów. Przed pierwszym z nich stało na zewnątrz dwóch młodych mężczyzn Szatyn i Brunet, w wieku trzydzieści plus. Wysoki Brunet  otworzył drzwi wejściowe przed Matyldą i szarmanckim gestem zaprosił do wnętrza.

– Witam panów, jak to miło z samego rana spotkać przystojnych, młodych dżentelmenów – przywitała ich komplementem.

– Dzień dobry pani! Właśnie martwiliśmy się, że nikt nie przychodzi do naszego sklepu na zakupy. Już od godziny jest otwarty, a jeszcze nikogo nie było.

– Pewnie czekaliście na jakąś młodą, ładną dziewczynę, która zrobi wielkie zakupy w waszym sklepie, a tu przychodzi 77 letnia pani po kilka paczek odmładzającej melisy – odpowiedziała Matylda.

– Pani ma siedemdziesiąt siedem lat? Nie wierzę! – zawołał Szatyn. Nie…no….kurde…. ten młody  głos…no i ta ekspresja słowna… no kurde nie wierzę, że ma pani tyle lat! – wyznał Szatyn.

– Mam, mam tylko dobrze się maskuję, wiecie że są maski specjalnej łaski, które likwidują zmarszczki i przez to odmładzają? No i piję melisę, która ma działanie antyoksydacyjne i dzięki  temu też odmładza  – odpowiedziała Matylda.

– Musimy te maski sprowadzić! I to szybko! – odpowiedział szeroko uśmiechając się Brunet zza lady. To ile tej melisy podać?

– A ile ma pan opakowań?- zapytała Matylda.

– Pięć – odpowiedział Brunet.

– Biorę wszystkie – zdecydowała Matylda.

W drugim markecie zrobiła większe zakupy spożywcze. Kasę obsługiwał  znajomy pracownik, z który lubiła prowadzić sympatyczne pogawędki.

– Dziś stuknęło pani 162,16 złotych – powiedział kasjer.

– O to mało! W zeszłym tygodniu płaciłam 243 złote – zachwyciła się Matylda. Jeszcze wygram na loterii milion złotych i nie będę musiała przychodzić do was po zakupy.

-A jaki pani będzie zaopatrywała się w produkty? – zapytał zaciekawiony kasjer.

– Zatrudnię asystenta ds zakupów. Zna pan ofertę waszego marketu, więc będzie mógł pan aplikować do mnie o pracę na tym stanowisku – odpowiedziała Matylda z uśmiechem schowanym pod maską.

– Obowiązuje mnie lojalność wobec mojej korporacji – oznajmił kasjer z figlarną miną. Wielki Brat czuwał wszędzie nawet w małym markecie. Rewolucyjna czujność była obowiązkowym zachowaniem każdego myślącego człowieka. Wprawdzie do wiosny było jeszcze daleko, ale romantyczna atmosfera unosiła się w powietrzu również w aptece. Matylda zakupiła większą ilość kropli do jej suchych oczodołów i zaczęła pakować swoje zakupy do plecaka. Stojących za nią dwóch młodych mężczyzn rozmawiało po francusku.

– Będzie miła pani wyzwanie w postaci obsłużenia stojących za mną panów w języku francuskim – powiedziała do farmaceutki.

– Nie będzie problemów, bo ja mówię po polsku – oznajmił stojący bliżej lady młodzieniec.

Jak wiecie państwo francuski jest bardzo trudny, ale zauważyłam, że moja karta bankomatowa mówi we wszystkich językach. Po francusku potrafię powiedzieć tylko Je ne parle pas français, mimo, że zrobiłam trzy podejścia do nauki tego języka.

– Au revoir – dodała z gracją światowej poliglotki i skierowała się ku wyjściu.

– Au revoir – odpowiedział pierwszy z mężczyzn, z wyraźnie polskim akcentem

– Au revoir – odpowiedział drugi mężczyzna, z wyraźnie oryginalnym akcentem  francuskim.

– Good bye my love – via messenger myśli przesłała wiadomość do Francisa

Dlaczego Francis a nie ja, starsza od niego blisko pięć  lat, pierwszy pokonał trasę Ziemia – Kosmos zastanawiała się Matylda od kilku miesięcy. Była przekonana, że na starość będzie miała chorobę Parkinsona, tak jak jej matka Halinka. Francis jako młodszy od niej prawie pięć lat miał  nią opiekować się gdy nadejdzie czas niepełnosprawności.

Po kilku miesiącach rozmyślań odkryła przyczynę tej niezaplanowanej kolei losów. Francis miał taki zwyczaj, że gdy podróżowali razem tramwajem wysiadał pierwszy i podawał rękę Matyldzie pomagając jej w ten sposób bezpiecznie pokonać trasę Tramwaj – Ziemia. Odkryła, że Francis pierwszy pokonał trasę Ziemia – Kosmos, aby gdy nadejdzie jej pora do odbycia tej trasy poda jej pomocną dłoń, aby przebyła tę trasę bezpiecznie. Pomocna dłoń była ważna, gdyż większość ludzi odbywała w pojedynkę oraz bez wcześniejszego przygotowania.

Bermudzki trojkat

Trójkąt Bermudzki

Źródło ilustracji: https://tiny.pl/9js96

Po odbyciu tej podróży, odbytej indywidualną drogą, wystarczyło w Bermudzkim Trójkącie Kosmosu odszukać Francisa i dalej prowadzić długie i szczęśliwe życie.

Francis Road

Francis już tą drogę poznał i jest to Francis Road

Matylda stanęła  na przybrzeżnej skale i zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu Francisa, który gdzieś się zawieruszył.

– Ci facecie tak mają.. pojawiają się w naszym życiu, znikają i szukaj potem takiego w kosmosie – pomyślała. Ale co komu sądzone, to go nie minie, odnajdę go. To tylko kwestia czasu, który trzeba dać Przeznaczeniu.

Brak opisu.

Muszę dalej kroczyć swoją drogą - pomyślała po chwili poszukiwań.

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1935-rozdzial-41-nie-wszystko-przeminie-2

Rozdział 38. Czterdzieści lat razem

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 16:42
Odsłony: 749

Poprzedni rozdział:

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1934-rozdzial-40-w-drodze-do-bermudzkiego-trojkata-kosmosu-3

Krystyna Knypl

Rozdział 38. Czterdzieści lat razem

Poetę odwiedza jego Muza, a poetkę kto??? Muz!!! - odpowiedziała Matylda podczas pewnej rozmowy, a prozę życia przeniosła na poezję wspomnień.

Mój Ty Muzie ukochany,
Gdy przyłożę Cię do rany,
Wpadam w zachwyt niesłychany.
Lata płyną i mijają,
A mnie zmarszczki nie tykają.

CZterdziesci lat razem

Haiku ( 俳句) z inspiracji EH


Wieczorny, spokojny zmierzch
Niespodziewanie przerwały pytania:
Kto właściwie inspiruje cię do pisania?
Czy także ten brodaty facet,
z którym codziennie jadasz śniadania? 
I zostawiasz mu swój talerz do pozmywania?

Matylda dawniej i teraz

Laurka od Francisa na 40 rocznicę ślubu

Brak opisu.

Przyjęcie z okazji 70 tych urodzin

Grandmere Familial przywieziona z Maisons Alfort

Mogła też być kawa z mlekiem

Matylda na domowej ściance, na której Francis robił jej zdjęcia

Następny rozdział:

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1934-rozdzial-40-w-drodze-do-bermudzkiego-trojkata-kosmosu-3

Rozdzial 37. Wspólnym krokiem przez życie

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 12:31
Odsłony: 732

Poprzedni odcinek

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1925-rozdzial-36-przyjecie-bagietkowe-w-warszawie

Krystyna Knypl

Rozdział 37. Wspólnym krokiem przez życie

Ile kroków można zrobić maszerując przez 40 lat razem przez życie? Nie wiadomo! Dawniej nie było krokomierzy! Teraz to co innego można obliczyć - pomyślała Matylda patrząc na fotografię., którą wykonali z Francisem gdy w ramach noworocznego spaceru dotarli do Pól Elizejskich. Wraz z Matyldą przywędrowały na jej nogach skarpety, kupione podczas pierwszego pobytu w Paryżu. Gdyby powiedział jej ktoś, że będą tak długo maszerowały razem z nią nie uwierzyłaby! Już sama wizja spaceru w dniu Nowego Roku po Polach Elizejskich wydałaby się jej niezwykle abstrakcyjna. No ale cóż życie lubi  nam sprawiać różne niespodzianki. Wspólna droga Matyldy i Francisa  wiodła przez wiele miast: Warszawę, Łapy, Białystok, Zakopane, Krynicę Morską, Pragę, Wiedeń, Bratysławę, Zurich, Zermatt, Arosę, Chur, Berno, Interlaken, Londyn, Algier, Oran, Tipazę, Orlando, Paryż, Maison Alfort, Amsterdam, Nowy York.

Paryż Nowy Rok 2016

Choć tango powszechnie jest kojarzone z Argentyną to pierwotne korzenie wywodzą się z Montevideo. Matylda i Francis wprawdzie nie dotarli do Buenos Aires razem, ale mieli okazje mieszkać na Rue Montevideo w Paryżu. Pewnej niedzieli także tańczyć tango na kinderbalu z Hilitką. Nie tylko na tańcach spędzaliśmy czas w Paryżu.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie A-Rue-Montevideo-w-sloncu.jpg

Paris 16 arr, Rue Montevideo.

Stałym obowiązkiem Francisa było odprowadzanie Hilitki do szkoły francuskiej oraz polskiej. Pewnego razu zdarzyła się przygoda, którą Matylda opisała wierszem.

 Autobus Chausson

Źródło ilustracji: https://pl.wikipedia.org/wiki/Chausson

Babcia do szkoły jeździła Chaussonem

Tymczasem Wnuczka jeździ - z Fassonem. 

Zdarzało się jej gnać hulajnogą,

Paryską okropnie nierówną drogą.

Bywały na niej niemiłe upadki

O których będą pamiętać Dziadki.

A także Babcie, no i Rodzice.

Tak to już bywa, gdy

Się odwiedza kolejną stolicę.

Motyw muzyczny: Autobus Czerwony

https://www.youtube.com/watch?v=xXy-oZbZmik

aa2

Matylda w Lizbonie

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1929-rozdzial-39-czterdziesci-lat-razem

Rozdział 36. Przyjęcie bagietkowe w Warszawie

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 12:28
Odsłony: 709

Poprzedni odcinek

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1924-rozdzial-35-calusy-z-buenos-aires

Krystyna Knypl

Rozdział 36. Przyjęcie bagietkowe w Warszawie

Przyjęcie bagietkowe wydali Matylda i Francis z okazji pierwszych urodzin Młodzieńca. Formuła przyjęcia polegała na tym, że w przekrojone na pół bagietki stawiono fotografie uczestników przyjęcia, a następnie ustawiono je na stole jadalnym. Tym sposobem wszyscy brali udział w uroczystym obiedzie.

Przyjęcie bagietkowe wydano w posiadłości Niemcewicze 27 kwietnia 2016 roku

Matylda dołożyła wszelkich starań aby serwowane dania oraz napoje były niecodzienne, eleganckie oraz zawierały w sobie elementy francuskie.

Pierwsze danie

Zupa pomidorowa z trójkolorowymi tortellini, z dodatkiem szynki prosciutto crudo

Drugie danie

Pates d'Alsace, filet z indyka, sałatka z awokado i papryki

Desery

Ser Le Brillat - Savarin dojrzewający z porostem szlachetnej pleśni

Winogrona

Napoje

Wino Chardonnay l'Heritage de Carilan

Kawa, woda

Brillat-Savarin to miękki, dojrzewający ser z potrójnie kremowego mleka krowiego, zawierający co najmniej 72% tłuszczu w suchej masie (około 40% w całości). Ma naturalną, kwaśną skórkę. Został stworzony ok. 1890 r. jako "Excelsior" lub "Délice des gourmets" ("Rozkosz dla smakoszy") przez rodzinę Dubuc, w pobliżu Forges-les-Eaux (Seine-Maritime). Producent sera Henri Androuët zmienił jego nazwę w latach 30. XX w., składając hołd XVIII-wiecznemu francuskiemu smakoszowi i politykowi Jeanowi Anthelme Brillat-Savarinowi.

Źródło informacji: https://en.wikipedia.org/wiki/Brillat-Savarin_cheese

Źródło ilustracji: https://en.wikipedia.org/wiki/Grape

Ilustracja

Anthelme Brillat-Savarin, był prawnikiem, politykiem oraz pisarzem

Źródło ilustracji: https://pl.wikipedia.org/wiki/Anthelme_Brillat-Savarin

Autor dzieła Fizjologia smaku albo medytacje o gastronomii doskonałej

Źródło ilustracji: https://fr.wikipedia.org/wiki/Jean_Anthelme_Brillat-Savarin

Polskie wydanie Fizjologii smaku  PIW, 2015

Menu było przemyślane pod kątem akcentów francuskich. Fotografie z uroczystego obiadu dołączyły do archiwum rodzinnego. Czas szybko leciał i Młodzieniec aktualnie ma 7 lat. Matylda 77 i to ich łączy podwójnie.

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1926-rozdzial-37-wspolnym-krokiem-przez-zycie

Rozdział 35. Całusy z Buenos Aires

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 12:24
Odsłony: 798

Poprzedni rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1923-rozdzial-34-zostaw-ja-to-zrobie

Krystyna Knypl

Rozdział 35. Całusy z Buenos Aires

Przesłanie całusów z Buenos Aires w ramach zachęty do wspólnego wybrania się na kurs tanga wymagało sporych wysiłków logistycznych. Oto jak zostały one opisane przez Matyldę:

aa2

Całusy z Buenos Aires

Przyjechaliśmy na Okęcie dwie godziny przed odlotem samolotu na nowy terminal, a tam niespodzianka – działa na nim tylko LOT, pozostałe linie zagraniczne działają na starym terminalu. Oba terminale są połączone ze sobą i nie musieliśmy wychodzić na zewnątrz – właśnie padał deszcz jakby nie mógł tego robić przez 363 pozostałe dni w roku.

Odprawa rozpoczęła się na 2 godziny przed i pani z Air France od razu podała dwie ścinające z nóg wiadomości: samolot z Paryża jest opóźniony i póki co nie ma dla mnie miejsca na część atlantycką – dodając, że to nic takiego bo w Paryżu na pewno mi dadzą.

aa2
 
Francis uchwycił moment gdy Matylda stoi w kolejce do odprawy  granicznej

Samolot przyleciał z Paryża opóźniony 25 minut. Dostałam miejsce w 8 rzędzie, prosiłam o zewnętrzne na przodzie, aby móc szybko przemieszczać się do drugiego samolotu. Lot w miarę spokojny, i niespodzianka, całkiem dobre jedzenie z jakimiś nie znanymi u nas sosami i przyprawami -kuskus z mięsem a la szaszłyk. Przylecieliśmy na CDG o 22.00 a mój drugi lot zaczynał się o 23.15. Wyrwałam z kopyta do przodu długim rękawem i dalej szklanymi korytarzami. Doszłam do znaków „transit” i dalej przemieszczałam się zgodnie z tymi znakami, aż doszłam do jakiegoś posterunku mundurowych. Pytam gdzie przejście do terminalu E – machają rękoma jak na gimnastyce porannej i mówią, że trzeba przejść przez szklane drzwi. Pytam które drzwi bo nie widzę żadnych. Uprzejmy młodzieniec wyszedł żeby wskazać na coś co wyglądało jak szklana klatka z drzwiami, do której nigdy bym nie weszła! Podchodzę i drzwi tej klatki otwierają się. Lotnisko ma 1000 hektarów powierzchni, a oni budują jakąś klatkę 1 m 1 m na środku tych hektarów!

Przesiadka w Paryżu

Lecę dalej aż dotarłam do długiego korytarza z ruchomymi schodami o którym pisali internauci. Razem ze mną leciało dwóch Azjatów krokiem ludzi opętanych przez diabła więc pomyślałam, że oni też pędzą na przesiadkę bo zapowiadali w samolocie jeszcze transfery do Singapore, Szanghaju i Hongkongu. Po 20 minutach cwału szerokim korytarzem pojawiły się punkty kontrolne – na początek posterunki policji i przy nich kłębiący się tłum. Obywatel francuski rasy innej niż biała zapytał czy jestem from Spain , a dowiedziawszy się, że from Poland skierował mnie do kolejki EU countries – która była mniejsza i poruszała się szybciej. Non-EU było więcej i przyglądali się im bardziej dokładnie. Przeleciawszy policję wpadłam w miłą strefę bardzo przestronnego terminalu E – podobno tuż po otwarciu zawalił się w nim dach i zatłukł na śmierć jakiegoś bodaj Norwega ( wiadomości z forum turystycznego). Nawet nie zapamiętałam jakie tam są sklepy bo nie było czasu. Mój gate nazywała się H35. Przy gate kłębił się spory tłum, a na ekranie większym niż nasz telewizor w salonie wyświetlano moje nazwisko w towarzystwie innych 5 bodaj osób, żeby ci pasażerowie zgłosili się do jakiejkolwiek counter- co było oczywiście uroczym eufemizmem, bo we wcześniejszej transit counter w ogóle nie chcieli ze mną rozmawiać. Przed mną miotała się z dzikim wzrokiem jakaś kobieta i po chwili rozmowy przy ladzie dali jej nowy boarding pass – więc pomyślałam, że jest jedną z tych wyświetlanych na czarnej liście na której byłam i ja. Po chwili nadeszła moja kolej więc zaćwierkam do stewarda, że nie mam miejsca – aha na mojej tymczasowej był w rubryce seat skrót AES – muszę zapytać Agnieszkę, tą co wystawia mi bilety lotnicze co to oznacza – a on na to, że no problem i dał mi nowy bording pass. Nowy boarding pass ma coś z kodem kreskowym ale takim jak pojawiał się przy wypełnianiu aplikacji o wizę amerykańską ( z grubymi kreskami) lub gdy robili mi zdjęcie na lotnisku w Dallas bodaj przy „maszynowym” odprawianiu się. Moje nowe miejsce było 47B.

Podróż transatlantycka

Do samolotu transatlantyckiego szło się bardzo długimi szklanymi korytarzami dobre 10 minut. Lecieliśmy Airbus 777-200ER. Business class w tym samolocie robi wrażenie! Bardzo przestronnie, fotele – nisze z różnymi bajerami. W first class też nieźle, podobne fotel i trochę mniej miejsca. Warto by kiedyś spróbować. No i economy jak to economy – były 3 rzędy po 3 fotele w każdym. Ja siedziałam w środkowym, a obok młode dziewczyny, jedna chyba Czeszka. Zresztą już po wylądowaniu okazało się, że leciało dużo Czechów oraz jedna wycieczka z Polski. Mój plecak dałam pod fotel - pomysł, żeby ochronić go tym żółtym pokrowcem od plecaka Salewy był bdb, bo już na pokrowcu widać różne zabrudzenia.
Lot Paris – Buenos wg rozkładu trwa 14 godzin i 5 minut. Rozpoczęło się więc życie na pokładzie. Pierwsza runda to pakieciki z chusteczką higieniczną do umycia rąk, która wydziela wonie niczym z taniej perfumerii. W tym pakieciku były też klapki na oczy w kolorze niebieskim, dwa gumowe ciała obce do zatkania sobie uszu oraz słuchawki. Aha, chwilę potem rozniesiono menu, które opiewało, że obowiązuje ono na trasie Paris –Tokio. Nauczona wcześniejszym doświadczeniem wiem, że najbezpieczniej jest brać chicken- co w gwarze lotniczej oznacza kawałki piersi kurczaka umoczone w jakimś sosie oraz ryż, do tego sałatka z ogórków, pomidorów i kawałeczków fety a wszystko w kwaśnym sosie – coś w rodzaju winegret. Ponadto kawałek ciasta, butelka wody mineralne 0.25 , ser President mały kawałeczek, krakers. Dbając o swoje nogi, żeby nie zrobiły mi się obrzęki, unikałam tych bardziej słonych potraw. Ludzie brali jeszcze wino oraz wodę Perier w puszkach, ale w myśl zasady, że za granicą nie pijam alkoholu poprzestałam na kawie z napojów on demand.
Po nakarmieniu ogłosili ciszę nocną czyli zgaszono światła główne na pokładzie. Ja słuchałam trochę muzyki przez słuchawki – wybór taki sobie, a jakość dźwięku jeszcze gorsza. Popatrzyłam też na kanał comics gdzie latały jakieś ludziki, którym z głowy wystawały wiatraczki, które kręciły się gdy oni przemieszczali się. Większą część nocy spałam. W ciągu nocy można było w self - service area pobierać napoje (różne cole, fanty, soki i woda) oraz nad ranem pojawiły się lody na patyku oraz watowate kanapki. Nie brałam bo postanowiłam nabrać sylwetki oraz definitywnie rozstać się z pimusiosadełkowatymi kształtami zwłaszcza w obszarze brzucha.

aa2
 
Około 9 naszego czasu poczułam, że moja głowa zaczyna funkcjonować jakbym miała kaca – poznałam to uczucie przy ostatniej zwyżce ciśnienia – i w tym momencie uświadomiła sobie, że przecież pora jest zażyć betaloc!
Na 2 godziny przed lądowaniem zapalili światła na pokładzie i podano śniadanie – dwa plastry szynki, ser żółty i biały twarożek, pieczywo, mus z jagodowym spodem, napoje. Zjadłam twarożek zostawiając słonowatości.
Podczas podchodzenia do lądowania trzęsło, a także wcześniej gdy przelatywaliśmy nad Atlantykiem oraz na górami ciągnącymi się wzdłuż wschodniego brzegu Ameryki Południowej - uświadomiłam sobie, że nie mam najmniejszego pojęcia jak te góry nazywają się

aa2
 
Zdjęcie (chyba) pstryknięte ukradkiem na lotnisku w Buenos Aires

Przed wylądowaniem rozdali druczki do wypełnienia – podobne jak w US – i tu taka refleksja, że każdy duży kraj jest musi być trochę policyjny. Po co im wiadomość o moim stanie cywilnym, kategorii zawodowej - zaznaczyłam professional - czy adresie hotelu. Jednak EU zmienia człowiekowi świadomość, czy raczej podświadomość.
Do pogranicznika stałam w kolejce około 1 godziny – skrupulatnie odpytywali młodych mężczyzna „rasy innej niż biała”. Do mnie nie mieli żadnych pytań i wbili mi do paszportu okazały stempel Republika Argentina. Następnie odbierało się bagaże – miałam trudności ze znalezieniem, ale wesoła pracownica pomagała ludziom odnaleźć walizki bo kręciły się one na bardzo długich dwóch taśmach.
Poszukiwania moje trwały chwilę więc podałam jej kwitek z którego przeliterowała ona nasze nazwisko do innego pracownika, który latał po bardzo długiej taśmie i wyszukiwał walizki w następujący sposób:
KILO – NATALIA - YOLANDA – PANDORA - LOLA ;))
Do zapamiętania i stosowania :) W poradnikach pisali aby na lotnisku nie wymieniać więcej niż 50 USD i tak zrobiłam – dają tam rate 2,75 ARS ( to jest skrót dla argentyńskiego pesos) za 1 USD, a już w hotelu jest 3,1 ARS za 1 USD. Radzili zamawiać nie taxi ale tzw. remis czyli „przewóz osób” po naszemu. Też taxi tylko bez oznakowań. Na całym świecie działa chyba ta sama mafia taksówkowa nawet gdy nazwie się przewóz osób – przejazd do centrum kongresowego wycenili na 115 ARS czyli około 40 usd w znanej tu korporacji przewozowej, której należy unikać bowiem ceny ma z wysokiego sufitu.

W drodze do centrum kongresowego

Pierwszy odcinek drogi wyglądał bardzo uporządkowanie i okazał się być autostradą, potem jakaś druga autostrada też przyzwoicie wyglądająca, i po tych dwóch odcinkach zaczęły się normalne ulice. Bardzo zatłoczone, pełne spalin w większości małe – to domyślałam się po obejrzeniu zakupionego w sobotę planu. Spaliny tak potężne, że widziałam jedną osobę w masce na twarzy ! Po około godzinie jazdy facet zatrzymał się przed jakimś małym budynkiem i mówi „to tu!”, ja na to że nie tu i pokazuje mu kartonik z adresem ( działa ta metoda z kartonikiem rewelacyjnie!), na co gość „ a tak, nie tu ale tylko jedną przecznice dalej!” i jedziemy jeszcze 20 minut! Powiada:” teraz jesteśmy na miejscu!” ja na to wyjmuje kartkę z widokiem tego centrum i powiadam: ”proszę zawieźć mnie przed ten budynek, tam jest zjazd kardiologów, to jest niedaleko ogrodu botanicznego”. On na to, że to prawie tu tylko jedną przecznica dalej ( w domyśle, że mogę przejść piechotą!) ale zażądałam zawiezienia przed główne wejście. Jedziemy jeszcze 10 minut, wreszcie ukazuje się coś co może być tym centrum.

Pierwsze wrażenia z Buenos Aires - World Cardiology Congress

Przed centrum tłumek facetów wali w bębny – nie wiedziałam co to za zgromadzenie i w pierwszej chwili zakwalifikowała ich jako oprawa muzyczna otwarcia kongresu. Teren kongresu to tak jakby było kilka Hal Mirowskich, a wszystkie połączone tunelami zrobionymi z płótna i rur.
Widać było dużo ludzi z badge’ami wchodzących na ogrodzony teren, więc powiadam sobie - tym razem bingo .
W sali rejestracyjnej kłębił się dziki tłum delegatów przy okienkach pre-registration. Postanowiłam więc znaleźć Press Center, który wg planu był w innym pawilonie, ale tam okazało się, że press registration jest jeszcze gdzie indziej. Panienka pytana gdzie to jest dokładnie pomachał dłońmi i powiedział „pójdziesz na prawo, a potem na lewo”. Ja na to, że przyjechałam na ten kongres z Europy ( takie drobiazgi jak Polska nie funkcjonują w ich świadomości), wiem gdzie jest strona prawa i lewą i żądam aby tam mnie ktoś zaprowadził, bo mają złe oznakowania.
Dziewczę wzniosło oczy do nieba na moją kategoryczna prośbę i zaprowadziło mnie. W press registration dostałam swoją badge i materiały kongresowe plus teczka – bardzo zwyczajna.

Przemieszczanie się po terenie kongresu

Z badge’ą na szyi miałam wstęp wszędzie – zaczęłam od wystaw, gdzie było najciekawsze dla mnie miejsce – przechowalnia bagażu. Za 4 usd zdeponowałam walizkę i plecak spięte liną i zamknięte na kłódkę kupioną w San Francisco. Obleciałam wystawę robiąc trochę fotek. Potem wróciłam do Press Center gdzie produkował się jeden pan który zresztą przyleciał rano, bo na lotnisku widziałam kogoś z wywieszką i jego nazwiskiem w hali przylotów – uznałam, że widziałam go parę razy i wiem co to są czynniki ryzyka, bo o nich mówił i wyszłam z tej całej press conference. Na sali siedzieli jacyś młodzi ludzie wysłani przez redakcje, więc oni musieli.
Zajrzałam jeszcze do sal wykładowych – omawiano oporne nadciśnienie oraz leczenie zawału czyli tematyka raczej znana. Poczułam, że moja epoka zainteresowania tematyką wykładów kongresowych minęła i najwyraźniej nie wróciła.
Odebrałam bagaż i skierowałam się ku bramie wyjściowej, która okazał się być zamknięta bo była demonstracja przeciwko kongresowi i branży farmaceutycznej. Jedna Amerykanka ( z rosyjskim nazwiskiem na badge’y) pytała czy jesteśmy safe– wyglądało to na pokojową demonstrację ( potem oglądając zdjęcia, które zrobiłam demonstrującym wcześniej gdy myślałam że są oprawą muzyczną otwarcia kongresu, pomyślałam, że to miejscowa odmiana takich dżentelmenów co są na każdym strajku. Po 15 minutach bramę otworzono.
Tłum delegatów zaczął szukać taxi i każdy łapał co nadjechało- nie było wyraźnego postoju przed centrum kongresowym ! Mnie udało się po 10 minutach dorwać jakąś radio taxi, które tu są czarne z żółtymi napisami. Jechaliśmy do hotelu Ibis przez plątaninę małych uliczek dobre 20 min. Na liczniku wybiło 14.80 ARS, dodałam 2 ARS napiwku, co zostało przyjęte z ożywieniem.

aa2
 
Hotel Ibis
 
Pierwsze wrażenie z Buenos Aires -duże, zatłoczone ludźmi i samochodami miasto, zatrute spalinami. Ludzie sympatyczni, uśmiechnięci, kontaktowi. Architektura taka sobie. Chyba cuda natury i dawnych wieków są mocniejsza stroną Ameryki Południowej niż współczesność.
Rano czytałam Kapuścińskiego o zawodzie reportera – zgadzam się w 100% z jego refleksjami na temat podróży.
Dość zmęczona chodzeniem po downtown Buenos Aires poszłam wcześnie spać, bowiem następnego dnia czekała mnie podróż rannym brzaskiem do Puerto Iguazu.

aa2
 
Hostel w Buenos Aires

Buenos Aires 1

Dyplom uczestnictwa w kongresie

Buenos Aires 2

W hostelu w Buenos Aires

Po zakończeniu obrad World Congres of Cardilogy wybralam się z Buenos Aires do Iguazu Falls aby zobaczyć słynne wodospady.

aa2

 
Wylot do Iguazu
 
Trochę się obawiałam czy obudzę się tak wcześnie będąc jeszcze skotłowaną jet-lagiem więc nastawiałam i budzik i komórkę. Nie mam wprawy z tymi budzikami i zaczęły te głupie urządzenia dzwonić co chwila bo była 5 po południu, a ja chciałam nastawić je na 5 rano. Komórka ma jeszcze alarm wibrujący więc rzucała się po stoliku jak oszalała - już kiedyś miałam z nią tak przygodę w San Francisco! W rezultacie zdecydowałam włączyć je na godzinę 4 rano.
Spało mi się dobrze i obudziłam się chwilę przed 4. Zapakowałam wszystkie klamoty i zjechałam do recepcji uprzednio dowiedziawszy się, że nie muszę niczego wcześniej zgłaszać. Dyżurował w recepcji wesoły Pablo, który wystawił invoice na 400 ARS, której pojawiło się jakieś 20 ARS więcej niż było na rezerwacji, za to znikło 4 ARS z jednego wejścia do Internetu ( 60 min za 4 ARS). Wypełniłam jeszcze ankietę satysfakcji klienta – wyrażając taką, bo hotel był zupełnie OK. Poprosiłam o zawołanie taxi, które przypomniało mi nasza przygodę z Fredem w Nicei – kierowca był w ewidentnej zmowie cenowej z Pablo, ale niech tam! Obaj dobrze wykonywali robotę, więc nie mam im za złe, że chcieli zarobić – no i nie spali gdy ja potrzebowałam taxi.
Kierowca początkowo nie rozumiał słowa airport dopiero Pablo wyszedł na zewnątrz i objaśnił mu, że ma jechać do aeroparque.
W tym momencie przyszło mi do głowy, że gdy jedzie się do kraju gdzie znajomość angielskiego nie jest regułą to trzeba karteczki z adresami pisać po angielsku i po hiszpańsku/ chińsku-mandaryńsku/ japońsku/portugalsku – zwykle w przewodnikach można znaleźć takie dane.
Nie mogę nachwalić się tego pomysłu z pisaniem adresów potrzebnych w podróży na sztywnych karteczkach, które trzymam razem z wizytówkami.
Dojechaliśmy do aeroparque w jakieś 20 minut – autostrady i drogi były prawi puste i facet mówi jakąś cenę po hiszpańsku ( chyba nie miał licznika więc nawet nie mogłam przeczytać), ja coś pytam, a on na to powiada waliha i wskazuje na moja walizkę którą wziął na przednie siedzenie. Wyjęłam 10 usd i pytam czy starczy – wyglądał na zadowolonego, ale pewnie musiał Pablo odpalić parę dolarów.
Port krajowy Buenos Aires to piękne lotnisko – o 5 rano wszystko działało jak trzeba i muszę powiedzieć, że nasze Okęcie to wiocha nad wiochami oraz jeszcze jeden przykład jak jako naród mamy zdewiantowaną mentalność bo żyjemy w wirtualnym świecie głupot politycznych.
Dostałam miejsce 15 J i ciekawa byłam co to za samolot bo jeszcze nie miałam takiego miejsca. Lot obsługiwała linia LAN Chile, która wygląda na bardzo dobrą linię. Potem wjechałam na 1 piętro gdzie było security. Byli dość mili i rozsądni w podejściu do pasażerów i kolejka posuwała się na bieżąco. Nie chciano aby wyjmować komputer z plecaka – co w Europie i USA jest regułą ( ostatnio na Okęciu securiter nawet otworzył klapę mojego komputera, ale nie włączał go). Założyłam pasek na drogę bo mi trochę spodnie zaczęły opadać i oczywiście zapomniałam go zdjąć do kontroli w bramce. Zadzwoniłam i zostałam podana badaniu wykrywaczem metali niczym ksiądz prymas na Okęciu ;)). Zadzwoniłam nie tylko pasem ale też w paru innych miejscach – może to te pola magnetyczne, których istnienie podejrzewam u siebie, ale securiterka uznała, że dzwonię w granicach dozwolonych.
Przyszła mi do głowy taka refleksja, że Amerykanie z security lotniczej urządzili sport narodowy i próbują pokazać przede wszystkim sobie i całemu światu, że żadna staruszka z metalowym stawem biodrowym już nigdy nie zagrozi bezpieczeństwu lotniczemu i napinając ciągle obolały honor / bicepsy/ i Bóg wie co jeszcze od czasu 9/11 jak to oni mówią, próbują sobie poprawić nastrój i notowania. Ale mleko rozlało się i już żeby każdej staruszce zajrzeli do majtek to nie odwrócą faktów wskazujących na to, że dostali w tyłek w sposób taki jakiego nie przewidziały żadne sztaby pełne generałów i innych mądrali.
Na lotnisku i w samolocie
Mój gate miał numer 9, a obok niego rozciągało się wiele ciekawie wyglądających sklepów. Obleciałam wszystkie i byłam bliska zakupienia czapek zimowych z napisem Colombia, gdy okazał się, że są Made in China – jakoś mam niechęć do wożenia przez pół świata chińszczyzny.

aa2
 
Lotnisko krajowe w Buenos Aires
 
Po jakimś czasie pojawiła się grupa wycieczkowa z US – wyglądali dość ciekawie. Wszyscy uczestnicy grupy mieli wizytówki z napisem Vantage Travel, imię i nazwisko, miasto. Było ich około 40 osób, raczej starszych, ale też w średnim wieku.
Okazało się, że koło mnie siedzi jedna z uczestniczek – na tabliczce miała Joycelyn, New York. Cały pokład Airbus 320 był zajęty – czyli ludzie latają po świecie jak najęci. Gdy podano przekąski Joycelyn zaproponowała mi swoje czekoladowe ciasteczka, które były w pakiecie śniadaniowym, bo jak rzekła nie cierpi niczego słodkiego. Zlustrowałam drugi pakiecik którym były krakersy ( 725 mg sodu/100g!) i zaproponowałam wymianę, co zostało przyjęte z zadowoleniem.

aa2
 
Przekąska oferowana przez linie lotnicze LAN
 
Nic dziwnego, że Joycelyn ma nadciśnienie co ustaliłam zbierając wywiad lekarski w języku obcym i potraktowałam to jako jeszcze jedną lekcję angielskiego. Dowiedziałam się też więcej o tej firmie – podróżowali 12 dni na trasie: Miami - Buenos Aires –Iguazu - Rio de Janeiro stając w hotelach typu Marriott za 4400 usd!
Pobyt w Iguazu
Ponieważ był to lot wewnętrzny nie było żadnych ceregieli z granicami. Walizki przyjechały dość szybko. Tuż obok walizek było stoisko oferujące taxi za 60 ARS, więc wzięłam sobie.

aa2
 
Lotnisko w Puerto Iguazu część odlotowa
 
Poczekalnie i gate'y są na pierwszym piętrze. Tam właśnie poczęstowano mnie yerba-mate, i tak to się zaczęło... piję do dziś!
Droga z lotniska bardzo ładna autostrado podobna, piękna i bujna roślinność, czyste powietrze. Patrząc na ta piękna przyrodę łatwiej zrozumieć tych co ratują lasy Amazonki, a kiedyś ten problem wydawał mi się odleglejszy niż księżyc.
Po 15 minutach dojechaliśmy do Residential Uno i tu wesołe niespodzianki. W recepcji urzęduje niejaki Dayan, który z Valerią prowadzi hostel - korespondowałam z nimi potwierdzając rezerwację. Recepcja to kłębowisko papierów w wątpliwej jakości czystości przeszklonym od ogólnej sali wnętrzu. Podałam wizytówkę mówiąc, że ma rezerwację. Dayan coś pogrzebał w komputerze, potem w papierach i orzekł OK. Po czym zaprowadził mnie do mojego ensuite czyli w gwarze turystycznych portali pokoju z własną łazienka i WC.

aa2
 
Patio hostelu
 
Mój apartament jest w parterowym budynku z cegły ( takiej ceglastej, klasycznej, ) ma spory pokój, z dobrym łóżkiem i czystą pościelą, także dwoma ręcznikami kąpielowymi. Podłoga jest ceramiczna, okna o konstrukcji dotychczas nie widzianej z metalowym podzielonym na części urządzeniem a la siatka w oknach i zasłonami – zamykanie tej konstrukcji chyba nie działa ( wykonałam delikatna próbę, ale bez mocowania się) więc postanowiłam nie zamykać i nie zapalać światła, żeby nie wabić komarów ( na zasłonie widziałam 3 osobniki, które straciły żywot). Jest też telewizor, ale postanowiłam go nie włączać, bo nie jestem ciekawa CNN po hiszpańsku.

aa2
 
Łazienka
 
Intrygujący prysznic podpięty do prądu . Nie tylko ja miałam z tym problemy w Ameryce Południowej / Środkowej.
Po rozpakowaniu się wyszłam na spacer aby wczuć się w klimat małego miasteczka gdzie docierają prawdziwi podróżnicy ;))

aa2
 
Dworzec autobusowy z którego jedzie się do wodospadów

aa2

Bilet wstępu na teren parku narodowego

aa2
 
Niespodzianki po drodze

aa2
 
Niespodzianki ciąg dalszy

aa2
 
Poczuć mgłę zbliżając się do wodospadów
 
 
Wodospady

aa2
 
Dotrzeć do wodospadów

aa2
 
Zachwycić się... i wspominać...

Do domu szczęśliwie wrócić, co zostało uchwycone na lotnisku przez Francisa

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1925-rozdzial-36-przyjecie-bagietkowe-w-warszawie

Rozdział 34. Zostaw ja to zrobię!

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 12:23
Odsłony: 705

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1923-rozdzial-34-zostaw-ja-to-zrobie

Krystyna Knypl

Rozdział 34. Zostaw ja to zrobię!

Gdy w domu był jakikolwiek problem wymagający rozwiązania spraw związanych z komputerem, internetem, elektrycznością, a także zmywaniem naczyń i Matylda próbowała ten problem rozwiązać samodzielnie, zawsze słyszała:

- Zostaw ja to zrobię!

Cóż miała robić... zostawiała, pogrążając się w niewiedzy politechnicznej obsługi domu.

Francis nadaje bagaż na lotnisku w Paryżu

Wnuk swego Dziadka słuchał tych fraz i nabierał poglądów jak powinien zachować się Prawdziwy Mężczyzna, gdy bliska jego sercu kobieta próbuje zając się rozwiązaniem jakiegoś męskiego problemu.

Brak opisu.

Walizka która zwiedziła świat

Walizka, która zwiedziła świat, 1999 r. Nicea

Gdy wspomniana walizka przyjechała do Papryki - jak mawiał Młodzieniec na początku pobytu - i pojawiła się na taśmie, wnuk swego Dziadka po 24 godzinnej podróży, mając 4 lata, oznajmił Mamci sięgającej po walizkę z taśmy na lotnisku "zostaw ja to zrobię". Najważniejsze jest aby młody mężczyzna miał dobre wzorce rodzinne w starszym pokoleniu!

Blaise Diagne International Airport, Senegal

Źródło ilustracji: https://en.wikipedia.org/wiki/Blaise_Diagne_International_Airport

Zmywanie naczyń w wykonaniu Matyldy wiązało się z nie dość dokładnym opłukiwaniu szklanek, kubków oraz talerzy z detergentu, którego obecność była starannie monitorowana przez Francisa. Zmywanie było czynnością stosunkowo łatwą, ale... comiesięczne odczytywanie licznika zużycia energii, instalowanie oprogramowania na komputerze, logowanie się w najróżniejsze miejsca było nielichym wyzwaniem dla Matyldy, gdy Francis postanowił wybrać się do Bermudzkiego Trójkąta Kosmosu. Wszystkie hasła, kody dostępu zapisane w sposób przypominający niskonapięciowe migotanie komór, przyprawiały Matyldę o zaburzenia rytmu. Dodajmy - na szczęście krótkotrwałe zaburzenia rytmu i najprawdopodobniej nadkomorowe.

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1924-rozdzial-35-calusy-z-buenos-aires

 

Rozdział 33. Talenty krawieckie

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 12:19
Odsłony: 619

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1921-rozdzial-32-dziadkowie-bez-granic-w-madrycie

Krystyna Knypl

Rozdział 33. Talenty krawieckie

Francis miał znakomite talenty krawieckie. Jednym z ważniejszych zakupów we wspólnym gospodarstwie było oczywiście nabycie maszyny do szycia. Dzięki krawieckim talentom męża Matylda mogła nosić swoje ulubione stroje tak długo jak tylko chciała.Także Maniula korzystała z talentów krawieckich Ojca, a jednym z pierwszych projektów była kreacja na Sylwester z Zebrą

Sylwester z Zebrą

Matylda dzięki talentom Francisa mogła być bardzo modna i podążyć za zwyczajem noszenia fabrycznie podartych strojów, ale wolała być modna po swojemu i nosić załatane przez męża bluzki oraz szlafroki.

Łatka na szlafroku Matyldy

Fachowo i starannie naszywane łatki na łokcie przedłużały czas użytkowania ulubionych bluz jeansowych, zakupionych przez Matyldę na stoisku Ralpha Laurena w San Francisco, podczas jej pierwszego pobytu w Stanach Zjednoczonych, jako akredytowany dziennikarz medyczny. Wspomniane bluzki były jej strojem firmowym, dzięki któremu była rozpoznawana w stopniu nie mniejszym niż poprzez swoje artykuły.

Brak opisu.

Oczywiście krawiec doskonały miał odpowiedni sprzęt

Brak opisu.

Sprzęt był odpowiednio dawno kupiony

Krystyna Knypl (born 1945), Polish medical journalist | World Biographical  Encyclopedia

Fotografia Matyldy, którą przez długi czas ilustrowała artykuły

Pewnego razu Matylda wybrała się na konferencję, ubrana w ten właśnie strój, ale miała opuszczony kołnierz. W przerwie rozmawia z dwoma koleżankami, jedna z nich mówi "nie mogę sobie przypomnieć skąd znam panią". Matylda postawiła kołnierz bluzy i spytała "A teraz?", koleżanka zawołała z entuzjazmem "Już wiem! "Rozszyfruj receptę" - była to ciesząca się bardzo dużą popularnością rubryka w której pokazywałam nabazgrolone, nieczytelne recepty, które Matylda publikowała w prasie lekarskiej i prosiła o nadsyłanie odpowiedzi na pytanie "Co autor miał na myśli?". Autor trafnej odpowiedzi otrzymywał nagrodę książkową.

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1923-rozdzial-34-zostaw-ja-to-zrobie

 

Rozdział 32. Dziadkowie bez Granic w Madrycie

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 12:17
Odsłony: 744

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1920-rozdzial-31-wycieczka-do-tipazy

Krystyna Knypl

Rozdział 32. Dziadkowie bez Granic w Madrycie

Zanim Matylda i Francis zostali Dziadkami, to oczywiście wcześniej zostali Teściami. Tak Matylda pisała na swoim blogu: Jedno pokolenie temu, aby wyjść za mąż wystarczyło być osobą stanu wolnego i mieć narzeczoną/narzeczonego. Oczywiście niewielkie finanse też były potrzebne. USC wymagał 4-tygodniowego terminu na rozmyślania co do trwałości postanowienia i to było wszystko. Zamęście kiedyś było lekkie, łatwe i przyjemne :-)).

Dziś przygotowania do ślubu to ciężka praca dla Narzeczonych i obu Rodzin, która trwa minimum 6 miesięcy. Pierwsza oficjalna impreza - zaręczyny, poznanie Rodzin.
Wszystkie atrakcyjne lokale, w których może odbywać się wesele trzeba rezerwować na 6 miesięcy wcześniej. Rezerwacja to początek - po tym następuje seria spotkań z menedżerem, na których omawia się szczegóły przebiegu wesela, menu, oznakowania lokalu, rozsadzenia gości, wywieszenia informacji o niepaleniu na sali, wpłaty zaliczek, czasu degustacji tortu ślubnego i wielu innych detali. Suknię zamawia się na 3 miesiące przed ślubem - szyją w Paryżu - pewnie u nas "się nie opłaca". Należy odbyć 14 wizyt w celu pobrania nauk małżeńskich, dodatkowo 3 wizyty w poradni planowania rodziny. Trzy wizyty w celu spisania protokołu u księdza - notabene znakomicie szczegółowego, jest nawet pytanie "czy rodzice narzeczonych się znają?". Zamówienie podróży poślubnej - dwie do trzech wizyt w biurze podróży na 3 miesiące przed wyjazdem. Zamówienie obrączek - pewnie 4 tygodnie wcześniej. Przymiarki - dwie sukni ślubnej. Zamówienie garnituru i przymiarki. Zamówienie i odbiór zaproszeń ślubnych.

Jeszcze jedno spotkanie w celu omówienia szczegółów przebiegu wesela – menedżer prosi o wyznaczenie "osoby decyzyjnej" - trzeba ustalić, które z Rodziców będzie pełnić tę funkcję, więc drugie spotkanie przyszłych Teściów. Rozesłanie zaproszenie, a to dopiero początek, to się dopiero zaczyna... Mamy 30 dni do ślubu :-)).
 
 Na szlaku podróży Dziadków bez Granic był także Madryt, do którego wybraliśmy się aby towarzyszyć Maniuli i Hilitce, które miały w tym mieście przesiadkę. Zdecydowaliśmy się podwieźć dziewczyny do Madrytu, robiąc kilkudniową przerwę w podróży. Zwiedziliśmy miast, odprowadziliśmy podróżniczki na lotnisko i następnego dnia wróciliśmy do Warszawy

<a href=

Na lotnisku w Madrycie Maniula i Hilitka

Dorastanie

Małe dzieci mają wielkie przeżycia,

Płacząc nad syropem do wypicia,

Pluszowym misiem na wystawie,

Ojcem spieszącym się do pracy,

Przytulone do wychodzącej nogi.

Gdy zapłaczą nad rozlanym mlekiem.

Odetchnę z ulgą, że dorosły.

Francis w Madrycie

Matylda w Madrycie

aa

Hostal Abami  II

- Mówię Ci, ten Francis to jest super gość

 
Brunetek w Madrycie było pod dostatkiem co z pewnością cieszyło oczy Francisa
 
Następny rozdział:
 
https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1922-rozdzial-33-talenty-krawieckie

Rozdział 31. Wycieczka do Tipazy i Oranu

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 12:13
Odsłony: 709

Poprzedni rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1919-rozdzial-30-trzy-lwy

Krystyna Knypl

Rozdział 31. Wycieczka do Tipazy i Oranu

Jedna z dwu bardzo ciekawych wycieczek odbytych przez Matyldę i Francisa podczas rajdu Warszawa - Algier. Tipaza jest miastem leżącym około 70 km na zachód od Algieru. Znajdują się w nim ruiny starożytnego miasta wpisane na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Tipaza w IV -V wieku p.n.e. była osadą fenicką, potem została przejęta przez Rzymian, potem zdobyli ją Wandalowie, a jeszcze później Arabowie. Współczesna osada powstała w 1857 roku.

Tipaza Mima Bru

"On tak na Ciebie patrzy po czterdziestu latach małżeństwa?" - cytat.

Droga do Tipazy

W drodze do Tipazy

Tipaza

aa

Tipaza

26072013011 min

Lotnisko w Oranie

Best Western Hotel, Oran

Oran - widok na miasto

Oran, w drodze do Le Fort Santa Cruz

(więcej https://en.wikipedia.org/wiki/Fort_of_Santa_Cruz_)

Centrum medycyny pracy w Oranie

Centrum medycyny pracy

Apteka w Oranie

Szyld lekarski w Oranie

Inny szyld lekarski z Oranu

Można też udać się do okulisty w Oranie

Hotel Best Western w Oranie i my

Best Western Oran – Francis szykuje się do snu w łożu małżeńskim

Obiad w Best Western Oran

Best Western Hotel w Oranie – słynne algierskie ciasteczka

Sheraton Oran

Matylda we wnętrzu Royal Hotel w Oranie

Obraz Maniuli zatytułowany przez Matyldę Szczury atakują miasto Oran

Tipaza

Tipaza

Tipaza

Talerze z Tiapazy przyjechały do Warszawy

Suknie pamiątkowe z Tipazy. Jedną z takich sukien Matylda kupiła w Algierze i z przyjemnością ją nosi w letnie dni.

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1921-rozdzial-32-dziadkowie-bez-granic-w-madrycie

Rozdział 30. Trzy Lwy

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 12:12
Odsłony: 721

Poprzedni rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1918-rozdzial-29-dorobek-graficzny

Krystyna Knypl

Rozdział 30. Trzy Lwy

Francis i Maniula to Lwy, urodzone w sierpniu, utalentowane graficznie, perfekcyjne w każdym działaniu. Żaden przecinek nie ma prawa stać w miejscu niezgodnym z zasadami edycji tekstów przez nich redagowanych. Lwy to także częsty motyw w architekturze, dzięki czemu posiadają oni zdjęcia w konwencji "trzy lwy" a także "dwa lwy i jedna krowa".

Trzy Lwy w Oranie
aa2

Trzy Lwy w Szwajcarii

aa2

Maniula i Francis albo dwa Lwy i jedna krowa, Zermatt

Lew to nie tylko jako znak zodiaku Francisa, miał on także  lwi udział w karierze dziennikarskiej Matyldy. O tym jak to się stało czytamy w jej książce Kaczka dziennikarska:

Po wielu latach cierpliwego słuchania pacjentów oraz pisania recept, raportów z dyżurów, historii chorób, a także niezbyt porywających artykułów na akademicką modę, pewnego dnia lekarz uświadamia sobie, że potrafi napisać coś innego niż dokumentacja medyczna, jak na przykład opowiadanie, wiersz.

Dokonuje więc procesu restrukturyzacji  swojej twórczości inspirowanej medycyną i kieruje się ku dziennikarstwu oraz literaturze. Zamiast wypełniać liczne kratki, numerować strony w historiach chorób i ewidencjonować Jednorodne Grupy Pacjentów, taki lekarz pisze powieści! To zdarza się niezbyt często, ale ileż zyskała literatura z takiej decyzji podjętej przez słynnych posiadaczy dyplomu lekarza jak na przykład Artur Conan Doyle, Antoni Czechow czy Michaił Bułhakow.
Rezultatem mojego niewytłumaczalnego i ekstrawaganckiego kroku była debiutancka powieść Maść tygrysia czyli powołanie do medycyny wydana pod pseudonimem Krystyna Hal – Hublewska.

Pseudonim był wyrazem nie tylko debiutanckiej nieśmiałości, ale także chęcią  uczczenia pamięci matki Haliny Hublewskiej, która pięknie opowiadała nam barwne historie, ale proszona wiele razy przez nas aby zaczęła pisać mówiła, że gdy siada przed białą kartką papieru to wena narracyjna nie zamienia się w wenę pisarską. Moje dwa rodzaje weny szczęśliwie ze sobą koegzystują. Czas płynął mój dorobek dziennikarski i pisarski powiększał się.

Bardzo dużym wsparciem w realizacji wszystkich przedsięwzięć było i pozostaje mój mąż Mieczysław, zwanego w domu Francisem ( z uwagi na podobieństwo do jego ojca Franciszka). To dzięki niemu wszystkie przecinki w moich tekstach są na swoich miejscach, pisownia trudnych wyrazów jest zgodna ze Słownikiem Języka Polskiego, a teksty mają profesjonalne opracowanie graficzne. Tańcząc tango

Jednak nie wszystko udało się osiągnąć na tej naszej wspólnej drodze.  Niezrealizowanym moim marzeniem  jest pojechać z współtwórcą wszystkich dziennikarskich i literackich osiągnięć na kurs tanga do Buenos Aires.
Jeżeli przed ślubem nie ustali się kto w tańcu prowadzi to wspólne tańce nie wychodzą i najdalej w trzecim takcie pada dobrze znana każdemu lekarzowi fraza
to ja na razie dziękuję…
Wszystko jednak można nadrobić zwłaszcza gdy jest to jedyna wspólna aktywność, która wspomnianym tancerzom nie wychodzi ; )
Od tanga do pocałunku jest całkiem blisko, niekiedy jest to Pocałunek uzależnienia.
Podczas tanga może ogarnąć człowieka  gorączka. Niekiedy jest to Gorączka złota, a innym razem może być status febrilis e causa ignota.
 Konieczne jest wtedy ustalenie przyczyny gorączki. Niekiedy jest to  modna diagnoza, a innym razem zawodna. Zdarza się, że diagnoza brzmi: gorączka twórcza. Leki na gorączkę mogą być na receptę, która musi być na odpowiednim druku i obowiązkowo z pieczątką.
Posiada ją tylko Władca Pieczątki.
Gdy gorączka nie mija, lekarstwem na jej okresowe obniżenie może być założenie własnej gazety.

Trzy Lwy - rysunek Maniuli

A Jak Lwy to Afryka, kolejny rodzinny rajd odbył się na trasie Warszawa - Dakar

 Piękno Afryki

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1920-rozdzial-31-wycieczka-do-tipazy

Rozdzial 29. Dorobek graficzny

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 12:10
Odsłony: 736

Poprzedni rozdział:

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1917-rozdzial-28-wiersze-z-okazji-urodzin-oraz-imienin

Krystyna Knypl

Rozdział 29. Dorobek graficzny Francisa

Francis był utalentowanym grafikiem komputerowym, autorem opracowań artykułów, książek, czasopism oraz projektantem strony internetowej Gazety dla Lekarzy. Tworzył także piękne laurki na rodzinne uroczystości takie jak imieniny czy urodziny. Za najbardziej udane dzieło uznano portret Matyldy z tygrysem. W czasach studiów na Politechnice Warszawskiej tworzył plakaty dla klubu studenckiego informujące o różnych imprezach oraz uroczystościach.

Matylda Przekora z tygrysem

Matylda Przekora widziana oczami Francisa

 

Matylda na Twitterze

Konto Matyldy na Twitterze

Matylda Przekora na Fb

Konto Matyldy na Facebook'u

Była to pokolorowana wersja Matyldy z okładki jej powieści "Maść tygrysia czyli powołanie do medycyny". Pierwsze wydanie książki  Matylda wydała pod pseudonimem Hal - Hublewska, który był dedykowany jej matce Halinie. Napisanie powieści Maść tygrysia czyli powołanie do medycyny było sporym wydarzeniem rodzinnymi i towarzyskim. Nikt do tej pory czegoś takiego ani w rodzinie ani w szpitalu nie zrobił!

Przewodnik po nadciśnieniu tętniczym

Okładka

Życie po byciu lekarzem, powieść wydano w nakładzie 1500 egzemplarzy

W drugim wydaniu zdecydowała się wystąpić po swoim imieniem oraz nazwiskiem, ale zmieniła tytuł na "Życie po byciu lekarzem". Okładkę zdobiła fotografią o nie rozstrzygniętym klimacie - ktoś opuszczał pomieszczenie przed podróżą i poszedł jeszcze pożegnać się? Z medycyną właśnie? A może przyjechał i wita się z literaturą i dziennikarstwem? 

TYgrys 2

Maść tygrysia 3.0

Zgodnie z zasadą do trzech razy sztuka w trzecim wydaniu Matylda powróciła do własnego imienia i nazwiska oraz pierwotnego tytułu

Maść tygrysia czyli powołanie do medycyny wydana w nakładzie 50 egzemplarzy trafiła w ręce czytelników. Czytano, komentowano i chichotano przy lekturze co weselszych fragmentów. Maniula pewnego dnia powiedziała, że właściwie to każdy potrafi napisać jedną książkę na podstawie własnego życia. Ponieważ Matylda uważała, że stać ją na więcej niż napisanie jednej książk opartej na własnym życiorysie  siadła do komputera i napisała opowiadanie Powieka modelki, którego akcja toczy się w Mediolanie w środowisku top modelek…

Okładka zbioru opowiadań "Powieka modelki i inne opowiadania"

Oko22 660

Logo Powieki modelki w wersji kolorowej

Belo Horizonte wydane pod pseudonimem literackim oraz imieniem i nazwiskiem własnym

W opowiadaniu "Powieka modelki" Maniula ma siostrę Kate..., a oto dowód tekstowy:

Przyleciałam przed północą. Tata odebrał mnie z lotniska. Mama i Maniula czekały w domu. Maniula obcięła sobie włosy. Zawsze miała takie długie, a teraz ma króciutkie. Mama mówi, że ma nową córkę przez tę fryzurę Maniuli. Śmiesznie Maniula wygląda, jak mama na zdjęciach z okresu studiów. Maniula to jest dopiero modelka! Zaczęła właśnie studia na hungarystyce. Właściwie po co jej ta hungarystyka? Ale ona taka jest, grzebałaby się w językach od rana do nocy. Im dziwniejszy język, tym Maniula bardziej rozmarzona.
Ciekawe, dlaczego żadna z nas nie poszła na medycynę? Ale mama wcale na to nie nalegała.
Maniula przeciągnęła się, ziewnęła i zobaczywszy siostrę śpiącą na sąsiednim łóżku, skoczyła się przywitać:
– Jó napot kívánok!  – zawołała dumna ze swych umiejętności wysławiania się po węgiersku.
Kate, obudzona zupełnie niespodziewanie, nie bardzo wiedziała, co się dzieje.
– Jó napot kívánok! – ponownie zawołała Maniula na powitanie siostry. –­ Szervusz!
– Maniula, ty mówisz przez sen czy po węgiersku? – zapytała Kate całkiem przytomnie jak na osobę, która jeszcze chwilę temu spała głębokim młodzieńczym snem.
– Po węgiersku, Kiciu! Po węgiersku! – wołała Maniula.
Gadały jedna przez drugą dobrą godzinę, po czym zgłodniałe zawołały chórem:
– Gdzie jest nasze śniadanie? Mima, Mima! daj nam coś do jedzenia!
Brak odpowiedzi oznaczał, że matki nie ma w domu. W łazience przy lustrze wisiała kartka z komunikatem: „Jestem w klinice. Śniadanie na stole w kuchni”.
Maniula i Kate chichocząc, pobiegły do kuchni. Czekały na nie dwie miseczki owoców i stos kanapek z serem. Wchłonęły wszystko w ciągu kwadransa, po czym z kubeczkami kawy przeniosły się na obejrzenie prognozy pogody.

 Oprócz "Powieki modelki" w zbiorze znalazło się opowiadanie "Randka pod sekwoją", które było przetłumaczone na język angielski i podarowane Tamarze, amerykańskiej przyjaciółce Matyldy.

Date under sequpia

Tamara otrzymała także srebrny naszyjnik z bursztynem

Tamara z Matyldą na tle Kansas City

Poniżej fragment opowiadania:

Tamara Halson was at an unidentifiable age typical for women in their fifties who have reasonable taken care of themselves in the past. Dressed in a striped polo shirt and jeans she seemed to like wearing blue. This color harmonized well with her light blue eyes which often revealed an analytic look that softened only after she had accepted the new facts. Her neck was decorated with a single string of tiny beads. Every now and then she brushed medium length dark red hair off her forehead. This gesture exposed neat fingernails covered with pearl pink polish.
Slowly the conversation between the passengers accelerated and was gradually enriched with more personal details. The travel companion lived in Houston which she described as a city in the southern US with badly organized public transport. When Catherine was recounting the details of applying for the American visa, Tamara repeated over and over:
– Incredible! Incredible!
– I can show you the visa to your country, if you want…
– Can you show me? Really? That’s so interesting! – she exclaimed.
– I can’t believe it that you actually have to make an appointment with the consulate on this expensive telephone line! It’s incredible that you have to pay 100 dollars not even knowing whether the visa will be issued!
– Tamara – Catherine rose two fingers – I swear that all that I’m telling you is true!
– I must confess something – Tamara announced with a solemn tone.
– Yes, I’m listening…
– Kate, I deeply apologize on behalf of the American people and our government.
– You don’t have to apologize to me. I have undergone all procedures and covered all expenses of my own free will, because I wished to do so. And besides it wasn’t you who invented these procedures so you don’t have to feel responsible and there’s no reason why you should apologize to me for anything.
When she finished with the visa story, Catherine went on describing the details of crossing the American border.
– Tamara, tell me, will all of us have to arrive in your country barefoot until the end of the world?
– Kate, I have apologized to you once already but I am so ashamed that I must add one more thing: believe me, it’s all temporary. Believe me! – Tamara exclaimed with a typical American emphasis.
– In Poland we say that it’s temporary solutions that are long-lasting. But let’s change the subject.
– OK, Kate. Who do you work for?
– For myself.
– Well, that’s obvious but for which company?
– For different publishers of medical newspapers and magazines.
– So we can say that you are a freelance journalist, is that so? – Tamara enquired.
– You can describe it that way. And you Tamara, who do you work for?
– For the government – she answered briefly.
– Oh, that sounds so American. In every second movie I can hear that someone works for your government. What do you do in your work?
– I’m employed in the electronics business.
– Oh, that’s interesting! I’m a huge fan of modern electronics. And what does your company do? – Catherine asked.
– It solves difficult problems – Tamara answered with self-restraint.
– That I would have never guessed – Catherine answered laughing – but what specifically?
– I have already told you.
– How mysterious you are! I bet you work for the FBI.
– Oh, Kate, you’ve got quite an imagination if you see a secret agent in every citizen of our country… well, well… Regardless of what I do if you ever come to Houston, we really have to meet.
– Earlier I’ll send you an e-mail and as for our meeting I’m afraid it won’t be soon. You really give visitors a hard time at the border. The experience is quite unforgettable.
– This will change, I assure you, Kate – Tamara declared – Trust me!
– I would like to believe you but I have the impression that it’s a beginning of madness. In May I will be for the second time in this part of the world, on a congress in San Francisco, and then I will have to work hard in order to pay off my debts.
– Do you use credit cards? – Tamara enquired.
– Yes, but I always pay off my credit on time.
– Oh, that’s just like me. Do you know that most of the American tourists stay in these elegant hotels on credit that will never be fully paid off?
– That’s unbelievable! I would never go on an exclusive holiday on credit. I see, Tamara, that you’re not a typical American.
– Why do you think so? – she enquired with interest.
– Because you are slim and you pay off the debt on your credit card.
– Indeed I am different from my fellow countrymen in these two issues. And maybe we could find some more – Tamara added mysteriously.                                                                                    ***

Małe projekty Francisa obejmowały Książeczki nadciśnieniowe dla pacjentów w których notowali oni wyniki domowych pomiarów ciśnienia krwi. Powstała też Profilaktyczna książeczka kardiologiczna.

Powstała także wersja Książeczki nadciśnieniowej na smartfon

bibl gdL okl podr hipertensjologii400

Z czasem powstały kolejne książki Matyldy

Brak dostępnego opisu zdjęcia.

Moje spotkania z kardiologią

Zloty dyplom lekarza 2

Złoty Dyplom Lekarza

Diagnoza: gorączka złota

Kaczka dziennikarska

 Teoria mozaikowa

Diagnoza: gorączka złota

Zaczelo sie w Zakopanem okladka

Zaczęło się w Zakopanem

Wszystkie dzieciaki mają szufladę

Plakat edukacyjny o nadciśnieniu

Gazeta dla Lekarzy  z okazji 5 urodzin

Opracował także polską edycję plakatów zaprojektowanych przez World Action on Salt and Healts (WASH) z okazji Tygodnia Świadomości Solnej

<a href=

Plakat WASH, opracowanie w języku polskim by Francis & Matylda

<a href=

Plakat WASH, opracowanie w języku polskim by Francis & Matylda

<a href=

Plakat WASH, opracowanie w języku polskim by Francis & Matylda

Poza wspomnianymi plakatami zaprojektował dwie gry planszowe opublikowane na łamach Gazety dla Lekarzy oraz logo dla bloga Matyldy.

Modne Diagnozy

gra0 GdL660

Gra planszowa cz.1

gra1

Gra planszowa, cz.2

 gra2

Gra planszowa, cz.3

gra3

Gra planszowa cz.4

Gra planszowa Matka Lekarka na Wyspie Kobiet

Logo 60x60

Francis także projektował plakaty na kongresy na których Matylda przedstawiała swoje doniesienia naukowe oraz slajdy do jej wykładów.

Czy istnieje wolność wyboru?

Wyklad dla farmaceutow kaszel 51660

 (1)

wyklad Jak byc aktywnym seniorem 02 2010 BRU660

(2)

wyklad O diecie polskiej i srodziemnomorskiej Torun 2009 BRU660

(3)

KK wyklad Wroclaw 02 2009660

(4)

2011 Czy wiesz co jesz BRU660

(5)

zmienne cele Wyklad dla mlodych lekarzy660

(6)

Wyklad Zabrze media i transplantologia660

(7)

GDO infekcje 1

(8)Wykład w Gdańsku o tyle był ciekawy, że w przerwie podszedł do Matyldy jeden ze słuchaczy, który okazał się być kolegą Francisa z Technikum Nukleonicznego w Otwocku. Towarzyszył on swojej żonie farmaceutce.

Wykładowca powinien być przed słuchaczami!

Biblioteka Narodowa 1

Przekazanie bibliofilskiego wydania roczników (2012 - 2021) Gazety dla Lekarzy do zbiorów Biblioteki Narodowej w Warszawie

Biblioteka WUM

Przekazanie bibliofilskiego wydania roczników (2012 - 2021) Gazety dla Lekarzy do zbiorów Głównej Biblioteki Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego

Następny rozdział

 https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1919-rozdzial-30-trzy-lwy

Rozdział 28. Wiersze z okazji urodzin oraz imienin

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 12:06
Odsłony: 622

Poprzedni rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1916-rozdzial-27-fotografujac-francisa

Krystyna Knypl

Rozdział: Rozdział 28. Wiersze z okazji urodzin oraz imienin

Urodziny Maniuli przypadające na 6 sierpnia zainspirowały Matyldę do obchodzenia ich w ciekawych miejscach. Powstała zasada obchodzenia urodzin - zawsze w dobrym miejscu, zawsze w dobrym towarzystwie. Czternaste urodziny obchodzono w Paryżu, a piętnaste w Genewie.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie A-Geneva-15-lat-713x1024.jpg

Urodziny w Genewie

Francis był znanym i cenionym przez najbliższych autorem licznych wierszy oraz laurek tworzonych z okazji imienin, urodzin oraz innych uroczystości rodzinnych. Jeden z piękniejszych wierszy napisał na ślub Maniuli i Macieja. Wiersz zaczynał się od słów: Córko i Macieju, Zięciu Dobrodzieju...

 Scena  Żadnych wierszy!

Francis szykuje się do odczytania okolicznościowego wiersza z okazji imienin Hilitki, a ona woła "żadnych wierszy!". Okrzyk przeszedł do historii ;) W tle obraz autorstwa Maniuli zatytułowany Polska / Algieria.

Laurka Mały Pysio 2

Laurka z okazji imienin Matyldy

Bez ciebie gubie sie

Matylda odpowiada Francisowi...

<a href=

Maniula z Pragi do Francisa i Matyldy

Córeńko Nasza Najwspanialsza!,

Cóż Ci życzyć? Ot, zagwozdka.

Chociaż… w sumie sprawa prosta:

Realizuj się wytrwale,

z mężem się nie spieraj wcale,

patrz, gdzie smażą konfitury,

obchodź łukiem wszystkie dziury.

Humor miej każdego ranka

(dobra na to jest skakanka),

niech się wszyscy z Tobą cieszą,

nawet gdy do pracy spieszą.

Kulinarnych szczytów sięgaj,

przeciwności się nie lękaj,

domowego strzeż ogniska,

czasem bądź jak odaliska.

Tego właśnie Ci życzymy,

robiąc przy tym słodkie miny : )

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1918-rozdzial-29-dorobek-graficzny

Rozdział 27. Fotografując Francisa

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 12:04
Odsłony: 745

Poprzedni rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1915-rozdzial-26-najlepsze-bagietki-sa-na

Krystyna Knypl

Rozdział 27: Fotografując Francisa

Jedno z bardziej udanych zdjęć zostało zrobione przez Matyldę w Oranie podczas bardzo interesującej wyprawy, na zakończenie drugiego rajdu do Algierii. Tak o tej wyprawie pisała Matylda:

Na lot krajowy w Algierii należy zgłosić się na godzinę przed czasem podanym w rozkładzie. Ruszyliśmy więc o 8.30, aby być o właściwej porze na lotnisku. Zastaliśmy ciszę, spokój, skromną ofertę zakupową w kiosku i niezbyt wielu podróżnych odprawianych bez pośpiechu – wypisz, wymaluj warszawskie Okęcie w latach siedemdziesiątych. Nasz lot do Oranu był przewidziany na godzinę 10.00. Na kilka minut przed boardingiem z głośników popłynął komunikat, z którego dwa słowa miały kluczowe znaczenie – „Wahran” i „sząszmą de maszin”. Obeznani z lokalną rzeczywistością współtowarzysze podróży powiedzieli nam, że lot do Oranu opóźni się z powodu zmiany maszyny, czyli samolotu. Otóż Oran po arabsku to Wahran, co tłumaczy się jako Dwa Lwy, będące zresztą w herbie Oranu. No a „sząszmą de maszin” każdy z łatwością rozszyfruje nawet bez specjalnej znajomości języków obcych. Dopytujemy się w informacji i otrzymujemy potwierdzenie godziny odlotu, a przy próbach upewnienia się, czy aby na pewno, pada sakramentalne „insz Allach”, który to zwrot zamyka wszelkie dyskusje.

Jednak lecimy!

Wiadomość o godzinnym opóźnieniu okazuje się prawdziwa. Wreszcie zaczyna się odprawa przemarzniętych w klimatyzowanej poczekalni pasażerów. Do wejścia na pokład samolotu droga daleka. Podróżni poddawani są licznym kontrolom bezpieczeństwa. Jest to zorganizowane nieco inaczej niż na lotniskach europejskich czy amerykańskich, a zasadą tutejszą jest wielokrotność kontroli w wykonaniu kolejnych securiterów. Pierwszej kontroli poddawani są podróżni tuż po przekroczeniu progu budynku dworca lotniczego. Bagaż jedzie do prześwietlenia, podróżny przechodzi przez bramkę i każdy obowiązkowo jest poddany badaniu palpacyjnemu. Potem następują dwa etapy kontroli dokumentów – przy zdawaniu bagażu (z którym jeszcze się spotkamy przed wylotem…) oraz przy wypełnianiu dokumentów podróży. Następne sprawdzanie dokumentów jest przy wchodzeniu do autobusu – robią to również dwie różne osoby: pracownik lotniska oraz wojskowy. Jedziemy autobusem przez płytę lotniska. Żar leje się z nieba (pewnie ponad 40oC). Wokół afrykańska atmosfera. Jadąc mijamy dziwnie wyglądający wrak samolotu oraz odrapaną budkę strażnika, za którą na zarośniętym wypalonymi trawami terenie fruwają swobodnie plastikowe wytwory nadaktywności przemysłowej współczesnego człowieka.

Wysiadamy w pobliżu samolotu i na płycie lotniska mamy kolejny etap działalności kontrolnej – każdy musi wskazać swoją walizkę i dopiero wtedy trafia ona do luku samolotu. Następnie kolejno trzech pracowników dokonuje kontroli karty pokładowej i ręcznego sprawdzenia, czy nie mamy przy sobie niedozwolonych przedmiotów. Palpacja podróżnych odbywa się sprawnie i jesteśmy kierowani do schodków prowadzących na pokład. Nauczona doświadczeniem poprzednich podróży mam zawsze w bagażu podręcznym rękawiczki rowerowe, które zakładam przed wspinaniem się na takie schodki. O ile w Europie rękawiczki chronią  przed zimnem lub deszczem, to w Afryce okazują się cenną ochroną przed kontaktem z rozgrzanym metalem. To jest naprawdę inny kontynent!

Zaskoczeniem jest prawie pełen pokład pasażerów. Lot ATR-em 72 przebiega spokojnie i po godzinie z okładem lądujemy w Oranie. Autobus podwozi nas do budynku lotniczego dworca krajowego, który jest w… wielkim namiocie.

Po kilkunastu minutach nadjeżdżają nasze walizki. Odbieramy je i wychodzimy na zewnątrz. Wszystkie dotychczasowe doświadczenia o wyglądzie przestrzeni terminala przylotowego nie mają najmniejszego zastosowania w zetknięciu z orańską rzeczywistością. Główne środki transportu to prywatne samochody i taksówki. Transport publiczny jest słabo zorganizowany, zatłoczony i jak pisze Johathan Oakes, autor przewodnika „Algeria”, pełen kieszonkowców i błądzących rąk. Dajemy wiarę temu opisowi i zamawiamy taksówkę, którą będziemy poruszać się podczas tego pobytu na wszystkich wycieczkach po mieście.

SONY DSC

Francis w Oranie na Placu 1 Listopada 1954 roku ( dawna nazwa Place d'Armes )

Plac 1 listopada 1954 jest historycznym serce Oranu, znajduje się na rozdrożu kilku dróg, które pochodziły z portu, nabrzeża i centrum miasta.W jego centrum znajduje się obelisk z podobizną emira Abd El-Kader (więcej https://pl.wikipedia.org/wiki/Abd_al-Kadir)

The wanderlust w Oran

 aa

W poszukiwaniu kadrów fotograficznych, Algier

Algier, lunch w hotelu Hilton w Algierze

Lotnisko CDG w Paryżu,  przesiadka do Algieru

Na lotnisku

aa

Francis ogłada metro w Algierze

aa

Francis, kolorystycznie zgrany z zielenią fotografuje ruiny w Tipazie

aa

Francis fotografuje Morze Śródziemnym, Tipaza

aa

Francis w Tipazie

Maisons Alfort, k/ Paryża, grudzień 2017

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1917-rozdzial-28-wiersze-z-okazji-urodzin-oraz-imienin

Rozdział 26. Najlepsze bagietki są na...

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 12:01
Odsłony: 1142

Poprzedni rozdział:p

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1914-rozdzial-25-odkrywajac-uroki-paryza

Krystyna Knypl

Rozdział 26. Najlepsze bagietki są na...

Tytuł rozdziału nawiązuje do słynnej frazy z serialu telewizyjnego "Stawka większa niż życie", który Matylda oglądała w czasach swej lekarskiej młodości. Nowe odcinki serialu nadawano w niedziele o godzinie 10:00. Gdy Matylda miała dyżur w sobotę, kończyła go o godzinie 9:00 i pędem gnała na Niemcewicze aby zdążyć na film.

-W Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle - mówił francuski łącznik.

-Zuzanna lubi je tylko jesienią - odpowiadał porucznik Kloss, bohater serialu.

baguettes660

Maniula i Francis podczas pierwszego pobytu w Paryżu

Francis z bagietką w Cannes

Najlepsze bagietki w Paryżu są oczywiście... w La Tradi.

Bagietki 2

Francis kupował je codziennie wracając z Hilitką ze szkoły. Zamówienie składał w języku francuskim

Bagietka paryska w wersji pokrojonej, na śniadanie 

Jak Paryż to nie tylko bagietki, ale także croissanty

DSC 6406400

2015 rok

Konkurs Grand Prix de la Baguette de Tradition Française de la Ville de Paris rozstrzygnięty! Laureatem został Djibril Bodian, szef piekarni Le Grenier à Pain przy 38 rue des Abbesses. To niepierwszy sukces tego piekarza w konkursie na najlepszą bagietkę. Uzyskał on pierwsze miejsce także w 2010 roku (http://parisbymouth.com/grenier-a-pain-abbesses/).

Konkurs jest organizowany przez miasto Paryż. Odbywa się w Izbie Zawodowej Rzemieślników Piekarzy-Cukierników, na Ile Saint-Louis. Jury składa się z profesjonalistów z branży, dziennikarzy specjalistycznych i wybranych losowo sześciu internautów z regionu stołecznego. Wyroby, aby wziąć udział w konkursie, muszą mierzyć 55-65 cm, ważyć 250-300 g i charakteryzować się zawartością soli na poziomie 18 g na 1 kg mąki. Bagietki biorące udział w konkursie są ponumerowane, więc anonimowe.

Kryteria selekcji są następujące: wypieczenie, miąższ, smak, zapach i wygląd. W każdej kategorii można uzyskać od 0 do 4 punktów. W ten sposób wybiera się 30 bagietek, z których w następnym etapie zostaje wyłoniona najlepsza paryska bagietka roku. Poza medalem i nagrodą 4000 euro laureat zostaje dostawcą Pałacu Elizejskiego na okres roku. Cieszy się również uznaniem, a co za tym idzie – większymi obrotami swojej piekarni, zyskuje też renomę międzynarodową.

Biznes chlebowy we Francji to 35 000 piekarni, które wypiekają 3,2 mln ton chleba rocznie. Statystyczny Francuz zjada obecnie 150 g chleba dziennie, podczas gdy jego przodek w XIX wieku spożywał 500 g tego pieczywa.

Co trzeci sprzedany „chleb” to bagietka. Każdego dnia sprzedaje się ich 10 mln sztuk.

bestbaguettes400

O tym gdzie można kupić najlepsze bagietki w Paryżu, możemy dowiedzieć się pod adresem http://parisbymouth.com/best-baguettes-paris/.

Źródło:

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/2015-10-17-19-30-11/548-najlepsze-bagietki-sa-na

Podróże do Paryża to nie tylko bagietki, ale też często niespodzianki

50gdl 7 2016660

Wyjazd do Paryża na dzień otwarty szpitali uniwersyteckich był kilkunastym w mojej karierze podróżniczej w tym kierunku. Zdawałoby się, że mogę go odbyć z zamkniętymi oczami... Tymczasem okazało się, że w każdej podróży trzeba mieć oczy szeroko otwarte i sprawdzać wszystko co najmniej trzy razy.

Przejazd na lotnisko w Warszawie w świąteczny dzień 26 maja 2016 r. przebiegł bez zakłóceń, odprawa też. Nawet rewolucyjnie czujne służby bezpieczeństwa nie kazały mi wyjmować wszystkich kabli z torebki, w której mam je zgrupowane, ani zdejmować butów, ani uruchamiać komputera, że o skanowaniu moich dłoni na obecność zakazanych substancji nie wspomnę.

Na pokładzie samolotu

Wczesne popołudnie i małe zaskoczenie – zamiast pożywnej kanapki z tuńczykiem lub serem dwa mikre ciasteczka. Pewnie jakiś menedżer tak zarządził i Air France zaoszczędzi miliony. Tak było, gdy na liniach amerykańskich zarządzono, że do cocktailu będą dodawać jedną oliwkę, a nie dwie, jak w minionej epoce nieuzasadnionej biznesowo rozrzutności i przekarmiania pasażerów. Niech biedacy się wzbogacą! – pomyślałam sobie.

lebusdirect400

W autobusie

DSC09310100

Lądowanie z niewielkim opóźnieniem, odbiór bagażu i pędem gnam do wyjścia nr 9 przy terminalu 2F, skąd odjeżdża autobus Les Cars Air France. Odjazdy są kwadrans przed pełną godziną i kwadrans po niej. Wpadam w ostatniej chwili – pytam pana bagażowego „Etoile?”, pan potwierdza. Wchodzę do autobusu, kupuję bilet za 17 euro. Siadam i spoglądam na bilet. Zawsze na nim było napisane Les Cars AirFrance oraz trasa Paris CDG - Etoile / Champs Elysees, a tymczasem na moim bilecie czytam: LE - BUS DIRECT CDG - Tour Eiffel. Hmm... gdzie ja jadę? Trasa niby znajoma i wielokrotnie w ciągu ostatnich miesięcy przemierzona, ale co będzie dalej? Tymczasem w moim smartfonie wyświetla się komunikat, że mogę się zalogować do sieci wi-fi, co czynię z ochotą.

DSC09361400

Dowiaduję się, że przed dwoma tygodniami dla większej wygody pasażerów zmieniono nazwę autobusów, poprzednia bowiem mogła sugerować, że autobusy są tylko dla pasażerów Air France.

Więcej o firmie w nowej odsłonie można przeczytać pod adresem http://www.parisaeroport.fr/en/passengers/services/practical-services/information-desk/le-bus-direct.

Firma chwali się czterema nowymi przystankami na terenie Paryża, a użytkowana przeze mnie linia nr 2, która kończyła się przy Łuku Triumfalnym, teraz kończy się przy wieży Eiffla. No dobrze, ale co z moim przystankiem przy tzw. etoli – jak wymawiam z polska francuski wyraz etoile? Po niespełna godzinie dojeżdżamy do Łuku Triumfalnego i z ulgą wysiadam na znanym mi przystanku. Kieruję się na wielokrotnie już przedeptaną trasę: Victor Hugo Avenue, Longschamp Avenue i dalej. Po 45 minutach zdrowego marszu docieram do miejsca mojego zakwaterowania.

Droga powrotna

Drogę z lotniska do centrum Paryża w nowym wydaniu mam więc opanowaną. A co z drogą powrotną? Czy przystanek jest w tym samym miejscu? Nie jest to już przystanek początkowy, tylko jeden z kilku na trasie. Zaglądam do Google Maps i dowiaduję się, że adres przystanku to ulica Mac Mahon 1. Czy to stare miejsce, czy nowe? Z fotografii Street View trudno to wywnioskować. Problem rozwiązuje się sam. W dniu mojego wyjazdu pada tak duży deszcz, że wykluczony jest 45-minutowy spacer z mojego zamieszkania do etoli. Zamawiam taksówkę w korporacji G7 (https://www.g7.fr/en/book-taxi), która ma mówiących po angielsku kierowców. Za 57 euro docieram na lotnisko CDG terminal 2F. Dobrze, że prowadziłam oszczędny tryb życia!

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1916-rozdzial-27-fotografujac-francisa

Rozdział 25. Odkrywając uroki Paryża

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 11:59
Odsłony: 731

Poprzedni rozdział:Ma

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1913-rozdzial-24-zlota-raczka

Krystyna Knypl

Rozdział 25. Odkrywając uroki Paryża

Paryż jest miastem o nieskończonej ilości urokliwych miejsc. Pewnego razu wybraliśmy się do 6 arr na zwiedzanie oraz zakupy. Jednym z naszych celów było obejrzenie restauracji słynnej Le Procope.

Paryż, 6 arr

Uroda okolicznych uliczek była bardzo fotogeniczna, wiele miejsc związanych z historią, sławnymi ludźmi ze świata literatury, filmu, teatru, a także polityki. Pierwszym miejscem na naszym szlaku  była kawiarnia "Les Deux Magots".

Kawiarnia Les Deux Magot

Nazwa kawiarni "Les Deux Magots" (tj. "dwie chińskie figury") pochodzi od szyldu sklepu z nowościami, który kiedyś znajdował się w tym samym miejscu. Założona w 1812 r. przy 23 rue de Buci, w 1873 r. została przeniesiona na Place St-Germain-des-Prés w celu rozbudowy. Świadectwem tego okresu są dwa posągi, które dziś zdobią pomieszczenie. W 1885 r. sklep został zastąpiony przez kawiarnię alkoholową, która zachowała tę samą nazwę. Spotykali się tam między innymi Verlaine, Rimbaud i Mallarmé. Kawiarnia zaczęła odgrywać ważną rolę w paryskim życiu kulturalnym, a w 1933 r., wraz z przyznaniem nagrody Prix des Deux Magots, potwierdziła swoje literackie powołanie.

Gośćmi kawiarni bywali Elsa Triolet, Louis Aragon, André Gide, Jean Giraudoux, Picasso, Fernand Léger, Prévert, Hemingway, surrealiści pod egidą André Bretona i egzystencjaliści z kręgu Jean Sartre'a i Simone Beauvoir.

Dziś, równie popularna, jedna z najstarszych kawiarni w Paryżu przyciąga osobistości ze świata sztuki i literatury, mody i polityki oraz turystów z całego świata!

Matylda przed Cafe Polidor

Jest to najstarsza paryska kawiarnia, otwarta w 1686 roku. Kawiarnia także znana z tego, że bywali w niej słynni twórcy tacy jak Ernest Hemingway a także Francis (nomen omen!) Scott Fitzgerald z żoną Zeldą. W jej wnętrzu nakręcono romantyczny widoeklip https://www.polidor.com/en/residente-filming-at-polidor

O historii restauracji czytamy na stronie: Polidor został otwarty jako sklep z serami i restauracja w 1845 roku. W 1890 r. właściciele zamknęli sklep, aby skupić się na restauracji. W XIX wieku Polidor był często odwiedzany przez artystów, takich jak poeta Germain Nouveau, który chwalił jego kuchnię. Szybko stał się popularnym miejscem spotkań artystów, studentów, intelektualistów i polityków z okolicznych dzielnic. Zarówno wtedy, jak i teraz, Le Polidor oferował prostą, dobrą kuchnię francuską, domową i niedrogą. Od ponad 175 lat jej stoliki goszczą studentów Sorbony, mieszkańców i gości dzielnicy.

Restauracja słynie również z tego, że była miejscem spotkań wielu artystów, a w szczególności zgromadzeń Collège of Pataphysique w latach 1948-1975. W Le Polidor jadali m.in. słynny pisarz i dramaturg Eugene Ionesco, reżyser René Clair, poeta Paul Valéry, powieściopisarz Boris Vian oraz odkrywca i intelektualista Paul Emile Victor. Polidor gościł Verlaine'a, Rimbauda, Jeana Jaurèsa, Jamesa Joyce'a, André Gide'a i Ernesta Hemingwaya. Hemingway, który mieszkał w pobliżu, wspomina kolacje w le Polidor z przyjaciółmi i ze swoją pierwszą żoną Hadley w "Ruchomej uczcie". W filmie "O północy w Paryżu" Woody Allen nakręcił spotkanie głównego bohatera z Ernestem Hemingwayem w Le Polidor.

Źródło:

https://www.polidor.com/en/our-story

Źródło ilustracji: https://en.wikipedia.org/wiki/Caf%C3%A9_Procope

Słynni goście Cafe Le Procope to Benjamin Franklin,  Voltaire, Danton (nieopodal jest jego pomnik)

Cafe Le Procope, widok od tyłu

Cafe Le Zinc Du 16

Spacerując po 6 arr Paryża można napotkać taki oto mix polityki i psychologii.

Z Place de Mexico w 6 arr jest ładny widok na wieżę Eiffla

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1915-rozdzial-26-najlepsze-bagietki-sa-na

 

Rozdział 24. Złota rączka

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 11:57
Odsłony: 664

Poprzedni rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1912-rozdzial-23-na-szlaku-osiagniec-krajowych-oraz-zagranicznych

Krystyna Knypl

Rozdział 24. Złota rączka

Ileż w świecie prawdziwych mężczyzn jest dziwnych przedmiotów, o których istnieniu nie wiedzą kobiety, nawet te najbardziej wyzwolone.Idę o każdy zakład, że żadna kobieta miała do czynienia wkrętakiem krzyżakowym, a ja TAK!!!. (https://gdl.kylos.pl/wp/?p=25322) - pisałam na moim blogu w marcu 2021.

Francis maluje kolor

Złota rączka malarska

Złota rączka techniczna

 A także komputerowa

 Srubokrety 3

Mały fragment dużej kolekcji śrubokrętów Francisa

Niewątpliwie pomocne w realizowaniu wszystkich wyzwań technicznych jakie pojawiały się w domu było ukończenie technikum, w programie którego były zajęcia warsztatowe. Znajomość kwestii co autor dzieła X miał na myśli słabo przydaje się w rozwiązywaniu problemów dnia codziennego. Największe wrażenie na Matyldzie zrobiła akcja naprawy ciekącego (pod uruchomieniu dopływu wody) kranu w kuchni nie używanego przez miesiąc w związku z podróżą do Algierii. Francis udał się do swojego Królestwa Skarbów Wszelakich zwanego Dziuplą, wyszukał w niej jakieś niezbędne części, które trzeba było wymienić i po 15 minutach kran był naprawiony. Matylda była pod wielkim wrażeniem tej akcji, jak również spectrum skarbów przechowywanych przez Francisa w Dziupli.

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1914-rozdzial-25-odkrywajac-uroki-paryza

 

Rozdział 23. Na szlaku osiągnięc krajowych oraz zagranicznych

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 11:56
Odsłony: 818

Poprzedni rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1911-rozdzial-22-rajd-warszawa-orlando

Krystyna Knypl

Rozdział 23. Na szlaku osiągnięć

Szlak osiągnięć Francisa ma charakter inżynierski oraz dziennikarski. Szlak inżynierski rozpoczął się uzyskaniem dyplomu absolwenta Technikum Nukleonicznego w Otwocku.Placówka ta powstała w 1963 roku i była pierwszą tego rodzaju instytucją edukacyjną, kształcącą młodzież w dziedzinie nukleoniki.

   Tedchnikum Nukleoniczne szyld

Dzięki tej edukacji żaden przewód elektryczny, żarówka, zamek, komputer ani inne urządzenie techniczne nie stanowiło dla niego tajemnicy.Po ukończeniu technikum pracował w Instytycie Badań Jądrowych w Otwocku - Świerku  https://pl.wikipedia.org/wiki/Instytut_Bada%C5%84_J%C4%85drowych, .

Edukację kontynuował na wydziale elektroniku Politechniki Warszawskiej. W czasie studiów udziel się w organizacjach studenckich oraz wydawanych przez te organizacje czasopismach. Szlak dziennikarski ma wymiar krajowy oraz zagraniczny.

Po ukończeniu studiów Francis skierował swe kroki ku karierze dziennikarskiej pracując podczas studiów w prasie studenckiej, a następnie w czasopismach prasy technicznej takich jak Zrób Sam, Przegląd Techniczny oraz finansowych takich jak Gra na Giełdzie. Tak znakomicie opanował wszystkie aspekty związane z poprawną polszczyzną, że jedna z współautorek GdL była przekonana iż jest on absolwentem polonistyki.

 

 Uroczystość wręczenia Brązowego Krzyża Zasługi w Naczelnej Organizacji Technicznej

Oznaka Zasłużony Działacz Kultury z

Z wizytą u kolegów w Le Figaro ;), Paryż

W dalszym etapie kariery współpracował z Matyldą, piszącą na łamach prasy medycznej. Ukoronowaniem tego etapu kariery była akredytacja dziennikarska na kongresie American Heart Association w Orlando (2007).

aa2

Francis jako akredytowany dziennikarz na kongresie American Heart Association w Orlando

Korespondent Gazety dla Lekarzy  w France Press ;)

Od 2012 r. Francis był współtwórca Gazety dla Lekarzy oraz twórcą szaty graficznej czasopisma, z okazji 5 lecia czasopisma otrzymał Diamentowy Przecinek

<a href=

Diamentowy Przecinek

Na łamach GdL 2017 tak została opisana uroczystości 5 lecia

Tradycja nakazuje, aby na urodzinowym przyjęciu był tort, świeczki i zdjęcia dokumentujące ich zdmuchiwanie. Jednak to nieprosta sprawa, gdy potencjalni goście – redaktorzy tworzący GdL rozrzuceni są po całej Europie, mają nie tylko różne grafiki swoich obowiązków służbowych, ale także dziatwę wymagającą odprowadzenia do szkoły lub poczytania po raz setny książeczki z ulubionymi wierszami.

W drugiej części przewodnicząca kolegium redakcyjnego Katarzyna Kowalska zdalnie odebrała Dziennikarski Laur Złoty Przecinek.

O właściwe menu zadbała redaktor naczelna, znana ze swej pasji do niefarmakologicznych metod zapobiegania schorzeniom cywilizacyjnym. Serwowano prozdrowotną pięciokolorową sałatkę warzywną pełną smakowitych antyoksydantów oraz niskosodową H2O.

Pogryzając pomarańczowe marchewki, zielone brokuły, czerwone pomidory, żółte papryki i fioletową kapustę planowaliśmy następne numery. Najbliższy temat, który przedstawimy na naszych łamach, to „Choroby rzadkie w Europie”.

Obchody zostały podzielone na części realną i wirtualną. Podczas pierwszej z nich sekretarz redakcji Mieczysław Knypl otrzymał Dziennikarski Laur Diamentowy Przecinek, a redaktor Alicja Barwicka, autorka najbardziej poczytnego artykułu opublikowanego na naszych łamach, odebrała Dziennikarski Laur Złoty Przecinek.

Źródło

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/456-jak-obchodzilismy-piate-urodziny-gazety-dla-lekarzy

 DSC01629660

Diamentowy oraz Złoty Przecinek

Przegląd Techniczny, w którym Francis przez wiele lat był sekretarzem redakcji

Także był sekretarzem redakcji pisma  Zrób Sam

 Aranżacja autorstw Francisa z okazji pierwszej rocznicy pisania felietonów dla www.sermo.com przez Matyldę

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1913-rozdzial-24-zlota-raczka

Rozdział 22. Rajd Warszawa - Orlando

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 11:52
Odsłony: 746

Poprzedni rozdział:

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1909-rozdzial-21-przystanek-warszawa

Krystyna Knypl

Rozdział 22. Rajd Warszawa - Orlando

Matylda tak wspominała wyprawę na konferencję prasową, która odbyła się w Orlando podczas kongresu American Heart Association:

Rajd Warszawa - Orlando był niezapomnianym wydarzeniem zawodowym związanym z uczestnictwem w konferencji prasowej podczas kongresu American Heart Association. Trasa naszej podróży była następująca: Warszawa - Amsterdam - Orlando - New York - Paryż - Warszawa. Wspaniała wyprawa za ocean po najnowszą wiedzę kardiologiczną, w najznakomitszym towarzystwie, połączona z przygodami, które nie każdemu dziennikarzowi medycznemu przynosi los. Tak było! Ameryką powiało już na lotnisku w Amsterdamie, gdzie była wypustka przedstawicieli amerykańskich pograniczników. Pan strzegący granic, kieruje pytanie do naszej trzyosobowej delegacji: kim jesteście dla siebie? Wiedząc, że w rozmowach takich należy mówić prawdę, odpowiadam w imieniu członków delegacji: jesteśmy kolegami z pracy, Pan pogranicznik: a kiedy widzieliście się ostatni raz prywatnie. Ja: prywatnie nie spotykamy się regularnie. Pan pogranicznik: Wy nie jesteście kolegami, WY ROBICIE  RAZEM BIZNES!!! Kurtyna!

Orlando Francis 4

Rajd Warszawa - Orlando odbył się w listopadzie 2007 roku

Gdy spoglądam na trasę jaką pokonaliśmy aby trafić na obrady American Heart Association to upewniam się w przekonaniu, że to zajęcie dla amatorów długich biegów z przeszkodami.
Nasza trasa w obie strony była następująca: Warszawa – Amsterdam  – Atlanta – Orlando – Nowy York – Paryż – Warszawa. Początkowo organizatorzy konferencji prasowej przewidywali 1 dniowy pobyt na konferencji prasowej i trochę czasu mi zajęło wytłumaczenie, że możemy się spóźnić przy takim grafiku podróży i nie dojechać na czas.

Brak dostępnego opisu zdjęcia.

Po dłuższych dyskusjach udało się ustalić, że musimy przyjechać jeden dzień wcześniej aby być na czas i wypełnić swoje obowiązki dziennikarskie.
Podczas przesiadki w Amsterdamie pobraliśmy słynną lekcję od pracownika odpytującego podróżnych przed wpuszczeniem na pokład samolotu lecącego do Stanów Zjednoczonych na temat kim jesteśmy dla siebie. Pierwsze pytanie jakie otrzymaliśmy brzmiało:
-Kim jesteście dla siebie?
Szefowa naszej 3 osobowej delegacji, Teresa Komorniczak, odpowiedziała:
– Jesteśmy kolegami.
– A kiedy widzieliście się ostatni raz prywatnie? – zapytał się dociekliwy pogranicznik.
– Nie spotykamy się dla celów prywatnych, okresowo ze sobą współpracujemy i wtedy się spotykamy – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– Aaaa, to wy nie jesteście kolegami, lecz robicie razem biznes – oznajmił pograniczny ekspert od spraw relacji między ludźmi.

Szok dla organizmu odpytywanych był spory, ale gdy patrzę z perspektywy czasu to pewnie pracownik ów zadawał kolejne pytania z scenariusza postępowania, którego został nauczony na odpowiednich szkoleniach. 



Teresa Komorniczak, szefowa naszej delegacji do Orlando

aa2

Francis w Orlando
 
Pytania zadawane na granicy amerykańskiej robią duże wrażenie na odpytywanych, ale należy na te pytania odpowiadać spokojnie i zgodnie z faktami, wtedy wywiera się pozytywne wrażenie.
Pokonawszy trudy konwersacji, lotu transatlantyckiego, przecwałowaliśmy przez wielkie przesiadkowe lotnisko w Atlancie i dotarliśmy w końcu do Orlando wieczorową porą. W hotelu byliśmy przed północą. Nie był to koniec niespodzianek, obsługa recepcja ani rusz nie mogła zrozumieć, że w tej podróży towarzyszy mi mój mąż będący także kolegą z pracy i usiłowano zakwaterować nas w oddzielnych pokojach. Dopiero przekazu krótkich treści w krótkich zdaniach udało mi się to wytłumaczyć kto kim jest tym razem na potrzeby zakwaterowania w hotelu.



Matylda w poszukiwaniu ciekawych kadrów w ogrodzie hotelowym

Tłumaczenie brzmiało mniej więcej tak: Ja jestem Mrs Knypl. To jest Mr Knypl. Pracujemy razem jako dziennikarze, ale także jesteśmy małżeństwem. Musimy zamieszkać w jednym pokoju.
Szczęśliwie udało mi się przekonać recepcjonistkę dlaczego chcę zamieszkać w jednym pokoju z kolegą z pracy i w końcu dotarliśmy do naszego pokoju hotelowego.

aa1

Nasze limo service, którym jechaliśmy z lotniska do hotelu

aa2

Hotel w którym mieszkali Matylda i Francis w Orlando

Pamiątkowa torba kongresowa

Poza wspólnym rajdem do Orlando, Matylda odbyła kilka rajdów w pojedynkę, a na ich podstawie opisała wrażenia z przekraczania granicy amerykańskiej:

Osobiście jestem fanką Stanów Zjednoczonych i dobrze się tam czuję. Najtrudniejszym chyba fragmentem podróży do tego kraju jest otrzymanie wizy oraz przekraczania granicy. Jeżeli ktoś wybiera się to oznacza, że wizę już ma. Jak  przetrwać ten wyczerpujący etap, jakim jest przekraczanie granicy i wyjść w miarę cało fizycznie oraz psychicznie?


Aby nie wpaść w tzw. szok kulturowy trzeba się odpowiednio przygotować się do spotkania z Ameryką i jej mieszkańcami, nie tylko od strony formalnej ale i  psychologicznej. Jak donosi wikipedia:

Szok kulturowy może zaistnieć kiedy komunikujące się jednostki bądź grupy należą do kultury wysokiego kontekstu; to znaczy kiedy część komunikacji jest mocno zakodowana w postaci niewerbalnej (np. milczenie, gestykulacja), a przez to trudna do odczytania przez drugą stronę podejmującą komunikację.

Skoro milczenie lub gestykulacja zwiększa zagrożenie szokiem kulturowym to już lepiej wdać się w pogawędkę. Należy jednak pamiętać, że jeśli nawiążemy na przykład na pokładzie samolotu jeszcze zmierzając do Stanów Zjenoczonych rozmowę z jakimkolwiek Amerykaninem – niezależnie czy będzie to profesor University School of Medicine z Bostonu czy gospodyni domowa z Teksasu mówimy, że jesteśmy from Poland, Europe. Przy tak zredagowanym komunikacie jest szansa, że przejściowo załapią iż przyjechaliśmy z dalekiego kraju, ale nie jest to pewne na 100%, że skojarzą z jakiego. Na przykład kelner w Dallas może pomyśleć, że wymieniasz nazwę miasta i odleglejszego stanu na północy kraju, których to detali nie zapamiętał na lekcji geografii.

Gdy wylądujemy  na lotnisku amerykańskim i będziemy oczekiwali na swoje tete – a – tete z pogranicznikiem należy zachować minę zrelaksowanej pokerzystki, która leci dalej do Las Vegas rozegrać partyjkę za 10 tysięcy usd. Zrelaksowana mina jest ważna bowiem kamery na lotnisku analizują nasze miny i dają nam szanse bycia gwiazdami non-stop.

Pogranicznik po ustaleniu celu naszej podróży  oraz pobraniu na pamiątkę odcisków linii papilarnych wszystkich palców, zeskanowaniu tęczówki określa dozwolony czas pobytu, stempluje paszport i od tej chwili jesteśmy legalnie w krainie mlekiem  i miodem płynącej.

Jako legalnie przebywająca osoba możemy przemieszczać się. Korzystamy więc z tego prawa i  idziemy odebrać swoją walizkę z taśmy. Gdyby ktoś podczas czekania na swój bagaż przez nieuwagę umieścił na naszej stopie swój 20 kg bagaż i ze szczerym zapałem zawoła I’m so sorry uśmiechnijmy się najszerzej jak potrafimy i zawołajmy z entuzjazmem All is OK, I’m fine, really I’m fine.

Gdy w tłumie czarnych walizek upatrzymy sobie jakiś egzemplarz w przekonaniu, że jest nasz i ściągniemy ją resztkami sił z taśmy na ziemię, sprawdźmy jeszcze raz czy się nie mylimy. Przykro byłoby  wewnątrz znaleźć koszule męskie, kalesony i przybory do golenia. Ostatecznie wszystko można w ramach twórczego recyklingu wykorzystać, ale gdy mamy na trasie naszej wycieczki na przykład Hawaje, to te nieszczęsne kalesony chyba nie będą jednak przydatne, więc sprawdźmy tę walizkę koniecznie!

Po odebraniu walizki warto będzie zresetować pęcherz. Amerykanie z niewiadomych powodów miejsce urologicznego odosobnienia nazywają restroom.


Jasno i krótko pokazują przedzielone kreską sylwetki kobiety i mężczyzny jednoznacznie objaśniając, że  to przybytki użytku rozdzielnopłciowego. USA  to kraj kultury obrazkowej i wszystko jest tam prosto objaśnione zwykle na trzech, maksimum pięciu scenkach. Mają zwyczaj na piktogramach pokazywać dwie osoby przedzielone kreską.

Tym się różnią od piktogramów europejskich, przy których zawsze trzeba sobie przypomnieć jednocześnie lekcje geometrii i biologii, a przy przepełnionym pęcherzu może co nieco się pomieszać.

Zetknięcie się z każdym zagranicznym systemem hydraulicznym jest zawsze dla mnie w równej mierze edukacyjne co stresujące. Edukacyjne  bowiem pokazuje jak niebanalne umysły pracują przy projektowaniu urządzeń sanitarnych,  a stresujące bowiem jeszcze nigdy  nie udało mi się wczuć  w tok myślenia hydraulika.

Najbardziej intrygujący model jak spotkałam w przylotniskowym hotelu w Atlancie. Do dziś nie rozszyfrowałam przeznaczenia dwóch dróg odpływowych.

Jedno jest ważne – gdy zobaczymy iż po uruchomieniu opcji spuść wodę ten niesforny płyn zamiast spływać w dół, płynie ku górze nie należy z okrzykiem na ustach zatkało się!!! wybiegać na zewnątrz, tylko spokojnie kontynuować proces podciągania niewymownych, kierując się znaną powodzianom zasadą:

Nie ma takiej wody, która by nie opadła!

Tak samo jest z wodą w klozetach amerykańskich – gdy z tajemniczych powodów  podpłynie pod sam wierzch i mamy pewność, że za sekundę przekroczy poziom powodziowy, który wyznacza klapa sedesu, woda z nie mniej tajemniczych przyczyn zaczyna opadać i podążać do właściwych rur.

Ustabilizowawszy czynność pęcherza moczowego, z odebraną walizką udajemy się przed oblicze celników. Można trafić na dwie drogi sprawdzania – wersja antyczna: kobieta rasy innej niż biała wskazuje palcem na rysunek z wyrobami mięsnymi i mówi kielbasa?.  Oczywiście odpowiadamy, że nie posiadamy i kontrola się na tym kończy. Wersja nowoczesna polega na prześwietleniu naszego bagażu i wtedy to my dowiemy się co mamy w nim niedozwolonego.

Jeśli pechowo lotnisko na które przylecimy będzie trenowało tzw. kontrolę przylotową gdy  nabieramy przekonania, że już jesteśmy w ogródku i rozglądamy się za gąską do przysłowiowego powitania, nagle następny osobnik rasy innej niż biała specjalnym czytnikiem sprawdzi kod na naszej walizce. Czytniki kodów pika, walizkę nam zabierają, wrzucają w jakąś czarną dziurę i  rozpoczyna ona swoje burzliwe drugie życie na taśmie kontrolnej. My zaś rozpoczynamy drugą rundę sprawdzenia czy nie grozimy bezpieczeństwu. Ponownie zdejmujemy buty, kontaktujemy nasze stopy z innymi rodzajami grzybów niż te które złapaliśmy w Europie oraz udzielamy szczegółowych wyjaśnień na temat zawartości bagażu podręcznego oraz naszych kieszeni.

Co masz w tej kieszeni? A co w tamtej? Proszę wyjąć laptop! Aparat fotograficzny też! Tak… a co to jest?  Nitrogliceryna…Cooooo takiego??? Nitrogliceryna???? Aha, do celów leczniczych??? No, to prosimy  o przedstawienie zaświadczenia od lekarza, że istotnie substancja zostanie wykorzystana do celów wyłącznie leczniczych ;))… Nie masz  takiego zaświadczenia???… Sama jesteś lekarzem ??? Mmm…, no dobrze… A co  to jest? Kabel? Aha…

Next please!

Podtrzymując dłonią opadające spodnie, wszak nasz pasek musi być sprawdzony czy nie stanowi zagrożenia (!) zbieramy rozbebeszony bagaż podręczny i rozglądamy się za taśmą… szukamy… szukamy… Jest! taśma nr 23, lot nr z… a na taśmie kręci się samotnie nasza walizka…

Uff co za ulga…

Wspominamy z rozrzewnieniem wszystko co zostawiliśmy w kraju, łkamy, tęsknimy, kochamy… szlochamy… Nawet przypomina się nam pewna melodia…

Ukochany kraj… Umiłowany kraj…

No i gdzie ten raj??? To tak wygląda raj??? Opanowujemy się!  Dość głupich rozterek! Nie po to tu przyjechaliśmy! Pokonawszy wszystkie przeszkody wychodzimy do budynku przylotowego. Jesteśmy w Ameryce…Śpiewamy radośnie To jest Ameryka, to słynne USA!

(https://www.youtube.com/watch?v=tRepPPeyiis)

Z czasem opanowuje nas tęsknota za krajem… gdzie są moje misie… kochane (bo)misie… ;)) Ach to serce w rozterce!

W patriotycznym uniesieniu przepowiadamy sobie słowa Wieszcza:

Ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie,

Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,

Kto cię STRACIŁ (…)

Czas szybko mija, decydujemy się wracać, szczęśliwie lądujemy na Okęciu… och, jak dobrze być znowu w domu :))

Następny rozdział:

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1912-rozdzial-23-na-szlaku-osiagniec-krajowych-oraz-zagranicznych

Rozdział 21. Przystanek Warszawa

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 11:36
Odsłony: 726

Poprzedni rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1908-rozdzial-20-lunch-w-le-grand-colbert

Krystyna Knypl

Rozdział 21. Przystanek Warszawa

Paryżanie powrócili po dwu latach i czterech miesiącach pobytu, w mglistą styczniową niedzielę. Powrót był trochę niespodziewany, ale jak się okazało powiedzenie, że nie ma nic złego co by na dobre się nie zdało, w tym wypadku znakomicie - nomen omen - zdało egzamin. Za wędrowcami był już Paryż, w oddali zarysowywał się Dakar.

Raszynska zamglona 2

Zamglona Warszawa powitała powracających z Paryża

Matylda śledziła lot na tracking map

A gdy nadeszła pora lądowania na Okęciu Matylda wraz z Francisem powitała powracających z Paryża wędrowców.

W kwestii Paryża pozostało nam jedynie powtórzyć za Adamem Mickiewiczem..

O tem-że dumać na paryskim bruku,
Przynosząc z miasta uszy pełne stuku
Przekleństw i kłamstwa, niewczesnych zamiarów,
Zapoznych żalów, potępieńczych swarów!

Źródło:

https://literat.ug.edu.pl/pantad/epilog.htm

Brak opisu.

Okęcie wita powracających z Paryża

Brak opisu.

Pomiar temperatury

Brak opisu.

Podróżni powrócili do Warszawy

Hilitka kontynuowała...

... edukację w szkole francuskiej na Sadybie

Dziadek wspierał swą obecnością całodobową, a babcia powracała wieczorem na Niemcewicze

Mijając rozświetlone Śródmieście

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie W-rytmie-16.jpg

Była okazja do rodzinnych obiadów podczas których obowiązkowym elementem przy deserach były występy muzyczne

bukiet od Heńka

Matylda dostała od Młodzieńca piękny bukiet koniczynek zebranych na trawniku

Po roku Maniula wraz z rodziną ruszyła znowu na szlak wędrówki, tym razem do Papryki jak to określał Młodzieniec.

Hilitka tak zilustrowała podróż do Senegalu

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1911-rozdzial-22-rajd-warszawa-orlando

Rozdział 20. Lunch w Le Grand Colbert

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 11:30
Odsłony: 835

Poprzedni rozdział: 

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1907-rozdzial-19-tango-na-rue-montevideo

Krystyna Knypl

Rozdział 20. Lunch w Le Grand Colbert

W dzienniku rodzinnym czytamy: Restauracja Le Grand Colbert pozostaje trwale we wspomnieniach, nie tylko z uwagi na ciekawą historię, ale także pamiętny lunch rodzinny. O tej słynnej restauracji czytamy:

Le Grand Colbert to paryska restauracja znajdująca się przy 2, rue Vivienne, 2 arr Paryża, pomiędzy Palais Brongniart, ogrodem Palais Royal i Place des Victoires. Można do niej wejść również przez Galerię Vivienne. Pierwotnie, kiedy został zbudowany w 1637 roku przez Guillaume Bautru, hrabiego Serrant, budynek był prywatną rezydencją zaprojektowaną przez architekta Louisa le Vau1. W 1652 r. został sprzedany Jean-Baptiste Colbertowi, słynnemu ministrowi Ludwika XIV, a w 1719 r. Filipowi Orleańskiemu. W 1806 roku został zajęty przez Fundusz Długów Państwowych, aż do sprzedaży w 1825 roku. Dwór został następnie zburzony, aby zrobić miejsce dla obecnego budynku i otwarcia Galerie Colbert w 1828 roku, która miała konkurować z Galerie Vivienne. Za czasów Ludwika Filipa otwarto sklep z nowościami o nazwie "Au Grand Colbert". Nazwa została zachowana do 1900 roku, kiedy to przekształcono ją w restaurację. Do czasu zamknięcia kilka lat temu był to jeden z najtańszych "bouillons" w stolicy. Z inicjatywy Biblioteki Narodowej Francji, właściciela obiektu, w 1985 r. został on odrestaurowany z zachowaniem wszystkich oryginalnych szczegółów, w tym samym czasie co Galerie Colbert. Pozostała po nim duża sala o imponującej kubaturze architektonicznej, z sześciometrowymi ścianami i śladami rzeźbionych pilastrów. Zachowały się również malowidła pompejańskie i rzadkie mozaiki na podłodze. Grand Colbert to paryska brasserie serwująca tradycyjne dania kuchni francuskiej, prowadzona od 1992 roku przez Joëla Fleury'ego, dawniej członka grupy Flo. Fasada, jak również galeria Colberta, do której prowadzi, zostały wpisane na listę zabytków historycznych rozporządzeniem z dnia 7 lipca 1974 roku. W komedii romantycznej Nancy Meyers "Lepiej późno niż później" Jack Nicholson zaprasza Diane Keaton na urodzinową kolację do Le Grad Colbert. W restauracji kręcono także sceny do filmu "Za jakie grzechy dobry Boże?"

Źródło:

https://fr.wikipedia.org/wiki/Le_Grand_Colbert

Francis podczas lunchu w Le Grand Colbert

Matylda przed wejściem do restauracji Le Grand Colbert

Le Grand Colbert 2

Restauracja Le Grand Colbert

Le Grand Colbert 4

 Popiersie patrona restauracji Jean-Baptiste Colberta w tle, który był właścicielem budynku od 1652. Na przestrzeni dziejów budynek miął różnych właścicieli, został on odnowiony we wszystkich swoich oryginalnych szczegółach w 1985 roku, w tym samym czasie co galeria Colberta. Znajdujemy w tym dużym pomieszczeniu, o imponującej objętości architektonicznej, sześciometrowych ścianach, ślady po szczególnie rzeźbionych pilastrach. Są tu również malowidła na drewnie w stylu pompejańskim wpisane na listę sztuk historycznych oraz rzadkie mozaiki na podłożu.

Le Grand Colbert 5

Matylda podczas lunchu w Le Grand Colbert

Le Grand Colbert 6

Goście rodzinnego lunchu w tle

Le Grand Colbert 7

Restauracja Le Grand Colbert

Le Grand Colbert 8

Obraz przedstawia wejście do restauracji Le Grand Colbert

Le Grand Colbert 9

Chleb jest podawany na początku, jako przegryzka

 h

Napoje w Le Grand Colbert

Wnętrze Le Grand Colbert

Brak opisu.

Śladami Matyldy i Francisa podążyła Teresa, towarzyszka rajdu Warszawa - Orlando

Brak opisu.

Dania w Le Grand Colbert

Brak opisu.

Dania w Le Grand Colbert

Le Grand Colbert 10

Woda Evian, jest dostępna od 1826 roku

Skład mineralny wody Evian, z przyjemnością odkryliśmy, że jest niskosodowa

Nie samym chlebem i wodą człowiek żyje, więc popatrzmy na aktualne menu dostępne w restauracji Le Grand Colbert  https://www.legrandcolbert.fr/en/menus/

Le Grand Colbert 13

Danie drugie

Le Grand Colbert 14

Kawa z czekoladką

Le Grand Colbert 15

Deser
Moja Recenzja Le Grand Colbert w Trip Advisor

Recenzja z pobytu by @mimax2

Matylda fotografuje Le Grand Colbert

Paryż i Lille 1

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1909-rozdzial-21-przystanek-warszawa

Rozdział 19. Tango na Rue Montevideo

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 11:29
Odsłony: 735

Poprzedni rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1906-rozdzial-18-rajdy-warszawa-paryz

Krystyna Knypl

Rozdział 19.Tango na Rue de Montevideo

Rue de Montevideo jest położone w 16 arr, na prawym brzegu Sekwany. Ulica powstała w 1868 roku i początkowo nazywała się Rue Théry. W 1928 roku zmieniono nazwę na Rue de Montevideo.W skład 16. dzielnicy wchodzą rejony Auteuil oraz Passy, w których zlokalizowane są liczne placówki dyplomatyczne. Na terenie dzielnicy są także znane obiekty sportowe takie jak stadion piłkarski Parc des Princes, korty tenisowe Rolanda Garrosa oraz stadion Jean-Bouin.

Choć nazwa rozdziału Rue de Montevideo sugeruje związki z tangiem, wszak jego korzenie sięgają tego miasta, to w dawnych latach była ona znana z zupełnie innych aktywności - a mianowicie szkoły jazdy konnej, która istniała do lat 60 tych XX wieku. Uzasadnieniem dla tytułu rozdziału jest pewna sympatyczna niedziela podczas której Hilitka, Matylda I Francis tańczyli wesoło w salonie rezydencji na Rue de Montevideo.

Mapa Paryża, Rude de Montevideo jest w XVI arr, graniczy z nią Lasek Buloński

Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Pary%C5%BC

W drodze do lasku Bulońskiego, patron ulicy Andre Chantemesse był słynnym bakteriologiem francuskim

Spacer po Lasku Bulońskim

Rue de Montevideo

Matylda i Maniula na Rue de Montevideo

Rue Montevideo, widok od frontu

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie A-Rue-Montevideo-w-sloncu.jpg

Rue Montevideo, widok na podwórko

Wychodząc z Rue de Montevideo skręcamy w prawo i napotykamy bistro Le Zinc Du 16. Nazwa bistro ma ciekawą legendę, cyt.:

Według francuskiego słownika etymologicznego Le Grand Robert, wydanego w 1882 r. nazwa bistro pochodzi od rosyjskiego bystro (быстро, czyli szybko). Słownik ten opisuje niesprawdzoną legendę, według której pierwsze bistra powstały w czasie rosyjskiej okupacji Paryża w latach 1816 - 1818, kiedy to niecierpliwi żołnierze sotni kozackich mieli zwyczaj pokrzykiwać na powolnych francuskich kelnerów „bystro, bystro”, co miało rzekomo doprowadzić do powstania barów szybkiej obsługi, specjalnie przeznaczonych dla Kozaków. Legenda ta była za słownikiem Le Grand Robert powtarzana w wielu wydawnictwach opisujących zwyczaje gastronomiczne Paryżan.

Mit ten jednak nie znajduje potwierdzenia w faktach. Według zapisków historycznych, pierwsze bistra w zostały założone dopiero pod koniec XIX wieku prawdopodobnie przez przybyszów z górzystych rejonów Owerni, którzy przenieśli tutaj tradycję swoich Bistroquets – małych restauracyjek ze stolikami wystawionymi na ulicę, serwujących lokalne wina i potrawy w luźnej, rodzinnej atmosferze. Do najstarszych, wciąż istniejących bistr paryskich należą: La Coupole, le Wepler, les Deux Magots i le Flore – z których wszystkie są wciąż w rękach rodzin wywodzących się z Owernii

Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Bistro

Droga Hilitki do szkoły, którą Dziadek Francis ją wielokrotnie odprowadzał

Wychodzimy na Rue Longschamps i mijamy Bistro Le Zinc Du 16

Skręcamy w prawo

Mijamy Oxybul, Skręcamy w Rue Lauriston

Rue La Lauristone

Mijamy bistro Paul Chene

Mijamy kawiarnię

Oglądamy ozdoby na Ville de Paris

Szkoła francuska, zbliża się koniec lekcji

Niekiedy Maniula była brana za lekarza gdy wzrok odwiedzających rezydencję przy Rue de Montevideo lekarzy padał na torbę przywiezioną przez Matyldę z Phoenix

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1908-rozdzial-20-lunch-w-le-grand-colbert

Rozdział 18. Rajdy Warszawa - Paryż

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 11:27
Odsłony: 791

Poprzedni odcinek:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1905-rozdzial-17-przystanek-niemcewicze

 Krystyna Knypl

Rozdział 18. Rajdy Warszawa - Paryż

 Rajdy na trasie Warszawa - Paryż jako Dziadkowie bez Granic odbyły się kilkanaście razy, dokładnie relacjonując: Francis odbył 12 rajdów, a Matylda 11 rajdów. Pobyty trwały od kilku dni do dwu tygodni.

Francis na tle stacji metra

Pierwszy wyjazd Matyldy (dołączył do niej tata Hilitki i Młodzieńca, biorąc udział w spotkaniu rodzin francuskich dzieci z atrezją przełyku) był połączony z  rozpoznaniem terenu między innymi  wizytą w Hôpital Necker-Enfants Malades, Hôpital Saint-Louis w Paryżu, Hôpital Jeanne de Flandre w Lille oraz na spotkaniu rodzin dzieci z atrezją przełyku w Maisons Alfort pod Paryżem. Matylda odbyła także rozpoznawczą wizytę, poznając drogę do restauracji Le Grand Colbert.

Lille 4

 Pakowanie, mapy Paryża i Lille są ważne!

Lille 7

Paryska droga była długa

Lille 8

Widać było dobrą perspektywę tej drogi

Hopital Lille 21

Matylda w Hopital Jeanne de Flandre w Lille

Matylda na tle stacji metra

Przyjechaliśmy z lotniska do centrum

 

Zwiedzamy historyczne wnętrza na Rue Montevideo

Heniek i dizadek w oknie Paryż 2

Francis i Młodzieniec

Paryż

Hilitka wita się z Młodzieńcem po powrocie ze szkoły

 
W wolnych chwilach Matylda i Francis zwiedzali Paryż. Przed świętami Bożego Narodzenia odbyli sympatyczny spacer
 
 
Gadżety pamiątkowe w kioskach
 
Le Chat Noir - był to XIX wieczny kabaret  w Paryżu
 
Źródło ilustracji: https://pl.wikipedia.org/wiki/Le_Chat_Noir
 
 
Z czasem Le chat noir nieco zmutował ;)
 
 
A także przepych sklepów na Polach Elizejskich
 
 
Bogactwo dekoracji
 
 
Aż dotarli do świątecznego jarmarku na końcu Pól Elizejskich
 
 
Z przyjemnością oglądali ceramikę algierską
 
 
Dotarli do Cafe du Trocadero
Katedra Notre Dame 2
 
Następnego dnia Matylda, Maciej i Hilitka wybrali się na koncert polskich kolęd w Notre Dame
 
 
W Wigilię Matylda gotowała uszka z kiszoną kapustą przywiezioną z Warszawy
 
 
Maniula upiekła ciasto
 
 
Prezenty pod choinką

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1907-rozdzial-19-tango-na-rue-montevideo

 

Rozdział 17. Przystanek Niemcewicze

Szczegóły
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 11:23
Odsłony: 747

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1904-rozdzial-16-rajd-warszawa-algier

Krystyna Knypl

Rozdział 17. Przystanek Niemcewicze

Przystanek Niemcewicze ma swój źródłosłów od pewnego powiedzenia Młodzieńca, który pewnego razu zapytał swą Mamcię:

- Czy jedziemy dziś na Niemcewicze?

Niemcewicze to tajemnicza Kraina Dzieciństwa Maniuli

Pięknie zabrzmiało i się przyjęło. Jednak nie od dziś wiadomo w sprawie wyjazdów, że Ten sobie ubliża, Kto ma za co, a nie chce jechać do Paryża. Jako mieszkańcy ulicy pod patronatem autora tych trafnych słów Matylda i Francis, wypełnili wielokrotnie ten obowiązek.

Niemcewicze bardziej oficjalnie

Julian Ursyn Niemcewicz 11.PNG

Julian Ursyn Niemcewicz, patron naszej ulicy

Źródło ilustracji:https://en.wikipedia.org/wiki/Julian_Ursyn_Niemcewicz

Miejsce zwane "Niemcewicze" ma zacnego patrona, był on absolwentem Warszawskiej Szkoły Kadetów, gdzie otrzymał stopień podporucznika. Był także dramaturgiem, poetą, tłumaczem literatury francuskiej. Nie dość tego! był także członkiem loży wolnomularskiej, a także współautorem Konstytucji 3 Maja. Podróżował po Europie oraz Stanach Zjednoczonych, a w 2 lipca 1800 poślubił Amerykankę, Susan Livingston Kean.W roku 1798 wybrany członkiem Amerykańskiego Towarzystwa Filozoficznego, a w 1806 otrzymał obywatelstwo amerykańskie.

Brak opisu.

Konstytucja 3 Maja, była pierwszą konstytucją w Europie.

Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Konstytucja_3_maja

Może być ilustracją

Przystanek Niemcewicze z mottem patrona ulicy.

Motto jak wykazały poszukiwania internetowe jest nie bez powodu - patron ulicy urodził się 16 lutego 1758 roku w Skokach na Polesiu, a zmarł 21 maja 1841 roku w Paryżu. Był dramaturgiem, powieściopisarzem, poetą, historykiem, pamiętnikarzem, publicystą, tłumaczem, wolnomularzem  oraz członkiem Komisji Edukacji Narodowej w latach1791- 1792.

Niemceiwcza flagi 2

Przystanek Niemcewicze od frontu, wersja odświętna

Brama Niemcewicze 2

Niemcewicze są osiedlem strzeżonym, oba wejścia mają solidne bramy

Zimowy widok z okna na Niemcewiczech

Niemcewicze 2

Niemcewicze zimą, od strony ulicy Asnyka

Niemcewicze 1

Po latach ten zakątek podwórka wygląda zupełnie inaczej, mniej romantycznie, bardziej pragmatycznie

Brak dostępnego opisu zdjęcia.

Rezydencja zimowa na Niemcewiczech

Wiwat! Na Niemcewicze przyszli goście!

Patron ulicy napisał sztukę "Powrót posła"

Matylda wydała obiad z okazji Powrotu z antypodów" Oto zaproszenie:

Brak opisu.

Powrót

Powiedzmy, że była to Wielkanoc. Menu było jak wyżej

Brak opisu.

Wersja odświętna także na stole

Wersja algierska stołu świątecznego na Niemcewiczech

Rosół po meksykańsku, z dodatkiem awokado

Ziemniaki z cebulką

 

Drożdżówki na deser

Następny rozdział :

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1906-rozdzial-18-rajdy-warszawa-paryz

 

 

 

 

 

 

Więcej artykułów…

  1. Rozdzial 16. Rajd Warszawa - Algier
  2. Rozdział 15. Dziadkowie bez Granic
  3. Rozdział 13. Hotele dały nam radości wiele
  4. Rozdział 12. Na co pomaga maść tygrysia?

Strona 9 z 34

  • start
  • Poprzedni artykuł
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7
  • 8
  • 9
  • 10
  • 11
  • 12
  • 13
  • Następny artykuł
  • koniec
  • Copyright Gazeta dla Lekarzy 2012-2050