- Szczegóły
-
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
-
Opublikowano: wtorek, 15.11.2022, 03:47
-
Odsłony: 201
Poprzedni odcinek https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2126-konferencja-prasowa-field-orlando-2007-t-cz-4
Krystyna Knypl
Przyjechałam na lotnisko Okęcie dwie godziny przed odlotem samolotu, na nowy terminal, a tam niespodzianka – działa na nim tylko LOT, pozostałe linie zagraniczne działają na starym terminalu. Oba terminale są połączone ze sobą i nie musiałam wychodzić na zewnątrz – właśnie padał deszcz jakby nie mógł tego robić przez 363 pozostałe dni w roku. Odprawa rozpoczęła się na 2 godziny przed i pani z Air France od razu podała dwie ścinające z nóg wiadomości: samolot z Paryża jest opóźniony i póki co nie ma dla mnie miejsca na część atlantycką – dodając, że to nic takiego bo w Paryżu na pewno mi dadzą.
W kolejce do odprawy
Samolot przyleciał z Paryża opóźniony 25 minut. Dostałam miejsce w 8 rzędzie, prosiłam o zewnętrzne na przodzie, aby móc szybko przemieszczać się do drugiego samolotu. Lot w miarę spokojny, i niespodzianka, całkiem dobre jedzenie z jakimiś nie znanymi u nas sosami i przyprawami -kuskus z mięsem a la szaszłyk. Przylecieliśmy na CDG o 22.00 a mój drugi lot zaczynał się o 23.15. Wyrwałam z kopyta do przodu długim rękawem i dalej szklanymi korytarzami. Doszłam do znaków „transit” i dalej przemieszczałam się zgodnie z tymi znakami, aż doszłam do jakiegoś posterunku mundurowych. Pytam gdzie przejście do terminalu E – machają rękoma jak na gimnastyce porannej i mówią, że trzeba przejść przez szklane drzwi. Pytam które drzwi bo nie widzę żadnych. Uprzejmy młodzieniec wyszedł żeby wskazać na coś co wyglądało jak szklana klatka z drzwiami, do której nigdy bym nie weszła! Podchodzę i drzwi tej klatki otwierają się. Lotnisko ma 1000 hektarów powierzchni, a oni budują jakąś klatkę 1 m 1 m na środku tych hektarów!
Przesiadka w Paryżu
Lecę dalej aż dotarłam do długiego korytarza z ruchomymi schodami o którym pisali internauci. Razem ze mną leciało dwóch Azjatów krokiem ludzi opętanych przez diabła więc pomyślałam, że oni też pędzą na przesiadkę bo zapowiadali w samolocie jeszcze transfery do Singapore, Szanghaju i Hongkongu. Po 20 minutach cwału szerokim korytarzem pojawiły się punkty kontrolne – na początek posterunki policji i przy nich kłębiący się tłum. Obywatel francuski rasy innej niż biała zapytał czy jestem from Spain , a dowiedziawszy się, że from Poland skierował mnie do kolejki EU countries – która była mniejsza i poruszała się szybciej. Non-EU było więcej i przyglądali się im bardziej dokładnie. Przeleciawszy policję wpadłam w miłą strefę bardzo przestronnego terminalu E – podobno tuż po otwarciu zawalił się w nim dach i zatłukł na śmierć jakiegoś bodaj Norwega ( wiadomości z forum turystycznego). Nawet nie zapamiętałam jakie tam są sklepy bo nie było czasu. Mój gate nazywała się H35. Przy gate kłębił się spory tłum, a na ekranie większym niż nasz telewizor w salonie wyświetlano moje nazwisko w towarzystwie innych 5 bodaj osób, żeby ci pasażerowie zgłosili się do jakiejkolwiek counter- co było oczywiście uroczym eufemizmem, bo we wcześniejszej transit counter w ogóle nie chcieli ze mną rozmawiać. Przed mną miotała się z dzikim wzrokiem jakaś kobieta i po chwili rozmowy przy ladzie dali jej nowy boarding pass – więc pomyślałam, że jest jedną z tych wyświetlanych na czarnej liście na której byłam i ja. Po chwili nadeszła moja kolej więc zaćwierkam do stewarda, że nie mam miejsca – aha na mojej tymczasowej był w rubryce seat skrót AES – muszę zapytać Agnieszkę, tą co wystawia mi bilety lotnicze co to oznacza – a on na to, że no problem i dał mi nowy bording pass. Nowy boarding pass ma coś z kodem kreskowym ale takim jak pojawiał się przy wypełnianiu aplikacji o wizę amerykańską ( z grubymi kreskami) lub gdy robili mi zdjęcie na lotnisku w Dallas bodaj przy „maszynowym” odprawianiu się. Moje nowe miejsce było 47B.
Podróż transatlantycka
Do samolotu transatlantyckiego szło się bardzo długimi szklanymi korytarzami dobre 10 minut. Lecieliśmy Airbus 777-200ER. Business class w tym samolocie robi wrażenie! Bardzo przestronnie, fotele – nisze z różnymi bajerami. W first class też nieźle, podobne fotel i trochę mniej miejsca. Warto by kiedyś spróbować. No i economy jak to economy – były 3 rzędy po 3 fotele w każdym. Ja siedziałam w środkowym, a obok młode dziewczyny, jedna chyba Czeszka. Zresztą już po wylądowaniu okazało się, że leciało dużo Czechów oraz jedna wycieczka z Polski. Mój plecak dałam pod fotel - pomysł, żeby ochronić go tym żółtym pokrowcem od plecaka Salewy był bdb, bo już na pokrowcu widać różne zabrudzenia. Lot Paris – Buenos wg rozkładu trwa 14 godzin i 5 minut. Rozpoczęło się więc życie na pokładzie. Pierwsza runda to pakieciki z chusteczką higieniczną do umycia rąk, która wydziela wonie niczym z taniej perfumerii. W tym pakieciku były też klapki na oczy w kolorze niebieskim, dwa gumowe ciała obce do zatkania sobie uszu oraz słuchawki. Aha, chwilę potem rozniesiono menu, które opiewało, że obowiązuje ono na trasie Paris –Tokio. Nauczona wcześniejszym doświadczeniem wiem, że najbezpieczniej jest brać chicken- co w gwarze lotniczej oznacza kawałki piersi kurczaka umoczone w jakimś sosie oraz ryż, do tego sałatka z ogórków, pomidorów i kawałeczków fety a wszystko w kwaśnym sosie – coś w rodzaju winegret. Ponadto kawałek ciasta, butelka wody mineralne 0.25 , ser President mały kawałeczek, krakers. Dbając o swoje nogi, żeby nie zrobiły mi się obrzęki, unikałam tych bardziej słonych potraw. Ludzie brali jeszcze wino oraz wodę Perier w puszkach, ale w myśl zasady, że za granicą nie pijam alkoholu poprzestałam na kawie z napojów on demand. Po nakarmieniu ogłosili ciszę nocną czyli zgaszono światła główne na pokładzie. Ja słuchałam trochę muzyki przez słuchawki – wybór taki sobie, a jakość dźwięku jeszcze gorsza. Popatrzyłam też na kanał comics gdzie latały jakieś ludziki, którym z głowy wystawały wiatraczki, które kręciły się gdy oni przemieszczali się. Większą część nocy spałam. W ciągu nocy można było w self - service area pobierać napoje (różne cole, fanty, soki i woda) oraz nad ranem pojawiły się lody na patyku oraz watowate kanapki. Nie brałam bo postanowiłam nabrać sylwetki oraz definitywnie rozstać się z pimusiosadełkowatymi kształtami zwłaszcza w obszarze brzucha.
Na lotnisku Okęcie
Około 9 naszego czasu poczułam, że moja głowa zaczyna funkcjonować jakbym miała kaca – poznałam to uczucie przy ostatniej zwyżce ciśnienia – i w tym momencie uświadomiła sobie, że przecież pora jest zażyć betaloc! Na 2 godziny przed lądowaniem zapalili światła na pokładzie i podano śniadanie – dwa plastry szynki, ser żółty i biały twarożek, pieczywo, mus z jagodowym spodem, napoje. Zjadłam twarożek zostawiając słonowatości. Podczas podchodzenia do lądowania trzęsło, a także wcześniej gdy przelatywaliśmy nad Atlantykiem oraz na górami ciągnącymi się wzdłuż wschodniego brzegu Ameryki Południowej - uświadomiłam sobie, że nie mam najmniejszego pojęcia jak te góry nazywają się! Po wylądowaniu
Zdjęcie pstryknięte ukradkiem na lotnisku w Buenos Aires w oczekiwaniu do pogranicznika
SMS wysłany z Buenos AIres po wylądowaniu
Przed wylądowaniem rozdali druczki do wypełnienia – podobne jak w US – i tu taka refleksja, że każdy duży kraj jest musi być trochę policyjny. Po co im wiadomość o moim stanie cywilnym, kategorii zawodowej - zaznaczyłam professional - czy adresie hotelu. Jednak EU zmienia człowiekowi świadomość, czy raczej podświadomość.
Do pogranicznika stałam w kolejce około 1 godziny – skrupulatnie odpytywali młodych mężczyzna „rasy innej niż biała”. Do mnie nie mieli żadnych pytań i wbili mi do paszportu okazały stempel Republika Argentina. Następnie odbierało się bagaże – miałam trudności ze znalezieniem, ale wesoła pracownica pomagała ludziom odnaleźć walizki bo kręciły się one na bardzo długich dwóch taśmach.
Poszukiwania moje trwały chwilę więc podałam jej kwitek z którego przeliterowała ona nasze nazwisko do innego pracownika, który latał po bardzo długiej taśmie i wyszukiwał walizki w następujący sposób:
KILO – NATALIA - YOLANDA – PANDORA - LOLA ;))
Do zapamiętania i stosowania :) W poradnikach pisali aby na lotnisku nie wymieniać więcej niż 50 USD i tak zrobiłam – dają tam rate 2,75 ARS ( to jest skrót dla argentyńskiego pesos) za 1 USD, a już w hotelu jest 3,1 ARS za 1 USD. Radzili zamawiać nie taxi ale tzw. remis czyli „przewóz osób” po naszemu. Też taxi tylko bez oznakowań. Na całym świecie działa chyba ta sama mafia taksówkowa nawet gdy nazwie się przewóz osób – przejazd do centrum kongresowego wycenili na 115 ARS czyli około 40 usd w znanej tu korporacji przewozowej, której należy unikać bowiem ceny ma z wysokiego sufitu.
W drodze do centrum kongresowego
Pierwszy odcinek drogi wyglądał bardzo uporządkowanie i okazał się być autostradą, potem jakaś druga autostrada też przyzwoicie wyglądająca, i po tych dwóch odcinkach zaczęły się normalne ulice. Bardzo zatłoczone, pełne spalin w większości małe – to domyślałam się po obejrzeniu zakupionego w sobotę planu. Spaliny tak potężne, że widziałam jedną osobę w masce na twarzy ! Po około godzinie jazdy facet zatrzymał się przed jakimś małym budynkiem i mówi „to tu!”, ja na to że nie tu i pokazuje mu kartonik z adresem ( działa ta metoda z kartonikiem rewelacyjnie!), na co gość „ a tak, nie tu ale tylko jedną przecznice dalej!” i jedziemy jeszcze 20 minut! Powiada:” teraz jesteśmy na miejscu!” ja na to wyjmuje kartkę z widokiem tego centrum i powiadam: ”proszę zawieźć mnie przed ten budynek, tam jest zjazd kardiologów, to jest niedaleko ogrodu botanicznego”. On na to, że to prawie tu tylko jedną przecznica dalej ( w domyśle, że mogę przejść piechotą!) ale zażądałam zawiezienia przed główne wejście. Jedziemy jeszcze 10 minut, wreszcie ukazuje się coś co może być tym centrum.
Pierwsze wrażenia z Buenos Aires - World Cardiology Congress
Przed centrum tłumek facetów wali w bębny – nie wiedziałam co to za zgromadzenie i w pierwszej chwili zakwalifikowała ich jako oprawa muzyczna otwarcia kongresu. Teren kongresu to tak jakby było kilka Hal Mirowskich, a wszystkie połączone tunelami zrobionymi z płótna i rur. Widać było dużo ludzi z badge’ami wchodzących na ogrodzony teren, więc powiadam sobie - tym razem bingo . W sali rejestracyjnej kłębił się dziki tłum delegatów przy okienkach pre-registration. Postanowiłam więc znaleźć Press Center, który wg planu był w innym pawilonie, ale tam okazało się, że press registration jest jeszcze gdzie indziej. Panienka pytana gdzie to jest dokładnie pomachał dłońmi i powiedział „pójdziesz na prawo, a potem na lewo”. Ja na to, że przyjechałam na ten kongres z Europy ( takie drobiazgi jak Polska nie funkcjonują w ich świadomości), wiem gdzie jest strona prawa i lewą i żądam aby tam mnie ktoś zaprowadził, bo mają złe oznakowania. Dziewczę wzniosło oczy do nieba na moją kategoryczna prośbę i zaprowadziło mnie. W press registration dostałam swoją badge i materiały kongresowe plus teczka – bardzo zwyczajna.
Przemieszczanie się po terenie kongresu
Z badge’ą na szyi miałam wstęp wszędzie – zaczęłam od wystaw, gdzie było najciekawsze dla mnie miejsce – przechowalnia bagażu. Za 4 usd zdeponowałam walizkę i plecak spięte liną i zamknięte na kłódkę kupioną w San Francisco. Obleciałam wystawę robiąc trochę fotek. Potem wróciłam do Press Center gdzie produkował się jeden pan który zresztą przyleciał rano, bo na lotnisku widziałam kogoś z wywieszką i jego nazwiskiem w hali przylotów – uznałam, że widziałam go parę razy i wiem co to są czynniki ryzyka, bo o nich mówił i wyszłam z tej całej press conference. Na sali siedzieli jacyś młodzi ludzie wysłani przez redakcje, więc oni musieli. Zajrzałam jeszcze do sal wykładowych – omawiano oporne nadciśnienie oraz leczenie zawału czyli tematyka raczej znana. Poczułam, że moja epoka zainteresowania tematyką wykładów kongresowych minęła i najwyraźniej nie wróciła. Odebrałam bagaż i skierowałam się ku bramie wyjściowej, która okazał się być zamknięta bo była demonstracja przeciwko kongresowi i branży farmaceutycznej. Jedna Amerykanka ( z rosyjskim nazwiskiem na badge’y) pytała czy jesteśmy safe– wyglądało to na pokojową demonstrację ( potem oglądając zdjęcia, które zrobiłam demonstrującym wcześniej gdy myślałam że są oprawą muzyczną otwarcia kongresu, pomyślałam, że to miejscowa odmiana takich dżentelmenów co są na każdym strajku. Po 15 minutach bramę otworzono. Tłum delegatów zaczął szukać taxi i każdy łapał co nadjechało- nie było wyraźnego postoju przed centrum kongresowym ! Mnie udało się po 10 minutach dorwać jakąś radio taxi, które tu są czarne z żółtymi napisami. Jechaliśmy do hotelu Ibis przez plątaninę małych uliczek dobre 20 min. Na liczniku wybiło 14.80 ARS, dodałam 2 ARS napiwku, co zostało przyjęte z ożywieniem.
Hotel Ibis Pierwsze wrażenie z Buenos Aires -duże, zatłoczone ludźmi i samochodami miasto, zatrute spalinami. Ludzie sympatyczni, uśmiechnięci, kontaktowi. Architektura taka sobie. Chyba cuda natury i dawnych wieków są mocniejsza stroną Ameryki Południowej niż współczesność. Rano czytałam Kapuścińskiego o zawodzie reportera – zgadzam się w 100% z jego refleksjami na temat podróży. Dość zmęczona chodzeniem po downtown Buenos Aires poszłam wcześnie spać, bowiem następnego dnia czekała mnie podróż rannym brzaskiem do Puerto Iguazu.
Hostel w Buenos Aires
Krystyna Knypl
GdL 11/2022
- Szczegóły
-
Nadrzędna kategoria: Informacje dla autorów
-
Kategoria: Wybrane artykuły
-
Opublikowano: wtorek, 15.11.2022, 03:08
-
Odsłony: 178
Historycznie ablacje podłoża arytmii rozpoczęły się od leczenia tą metodą częstoskurczów nadkomorowych. Z czasem zastosowanie tej procedury znacząco się zwiększyło. Do niedawna mówiliśmy jeszcze o istotnych ograniczeniach ablacji, dziś jednak zamiast wymieniać rodzaje zaburzeń rytmu serca, które możemy leczyć ablacją, pytamy: których rodzajów zaburzeń rytmu nie możemy leczyć tą metodą? Wysoką skuteczność i bezpieczeństwo tej procedury potwierdzają kolejne aktualizacje wytycznych naukowych a imponujący rozwój technologiczny sprawia, że ta metoda terapii ma przed sobą interesującą przyszłość - mówi prof. dr hab. n. med. Jarosław Kaźmierczak.

Prof. dr hab. n. med. Jarosław Kaźmierczak
Kierownik Kliniki Kardiologii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie
Panie Profesorze, ablacja podłoża arytmii, jeden z wiodących tematów XIII Konferencji „W Dobrym Rytmie”, to procedura o stale rosnącej roli w zakresie leczenia różnych rodzajów zaburzeń rytmu. Które arytmie można leczyć za pomocą tej metody, a których nie? Ablacje nie są chyba remedium na wszystkie rodzaje zaburzeń rytmu?
Na wszystkie rzeczywiście nie, natomiast o ile do niedawna mówiliśmy jeszcze o istotnych ograniczeniach ablacji, dziś coraz częściej patrzymy na to zagadnienie odwrotnie, pytając: których rodzajów zaburzeń rytmu serca nie możemy jeszcze leczyć tą metodą? Ale po kolei. W rozwoju historycznym ablacje podłoża arytmii rozpoczęły się od tak zwanych częstoskurczów nadkomorowych. 25-30 lat temu to była najczęstsza arytmia leczona ablacją. W tym czasie za pomocą ablacji leczono tak zwane częstoskurcze węzłowe albo występujące w przebiegu zespołu WPW. Później zaczęto wykonywać ablacje trzepotania przedsionków – także jako pewnego rodzaju częstoskurczu nadkomorowego. W następnej kolejności pojawiły się ablacje częstoskurczów komorowych oraz ablacje migotania przedsionków. W międzyczasie w komorowych zaburzeniach rytmu pojawia się ablacja pobudzeń przedwczesnych komorowych, w szczególności tak zwanych idiopatycznych, z prawej komory, występujących w zdrowym sercu. Późniejsze lata pokazały, że wielu pacjentów ma pobudzenia przedwczesne komorowe występujące w znaczących ilościach - kilka, kilkanaście tysięcy na dobę, nie tylko z prawej komory (to najczęstsza lokalizacja), ale także z różnych miejsc w lewej komorze serca, a także występujących pozasercowo, w płatkach zastawki aortalnej. Takie arytmie także w tej chwili leczy się metodą ablacji. Obecnie w praktyce klinicznej dominują dwa rodzaje ablacji: ablacja RF, w której wykorzystuje się energię ciepła – prąd o częstotliwości radiowej - i krioablacja, w której wykorzystuje się chłodzenie (mrożenie) tkanek. Rozwijane i stosowane są także inne metody, takie jak nietermiczna metoda elektroporacji.
W przypadku jakich rodzajów zaburzeń rytmu serca ablacja nie będzie optymalna?
Sztandarowy przykład to migotanie komór, chociaż i tu w pewnym sensie pośrednio leczymy migotanie komór ablacją. Mianowicie: usuwamy czynnik, który bezpośrednio wyzwala migotanie - bezpośrednio wyzwala je najczęściej pobudzenie przedwczesne komorowe. Jeśli usuniemy pobudzenia przedwczesne komorowe, usuniemy czynnik, który wywołuje migotanie komór. Kolejny obszar, gdzie zaburzenia rytmu bardzo trudno jest leczyć ablacją, to złożone przedsionkowe zaburzenia rytmu, częstoskurcze przedsionkowe - chaotyczne, występujące najczęściej we wrodzonych wadach serca czy u pacjentów, którzy są po operacjach wrodzonych wad serca. Chociaż i w tym przypadku trzeba powiedzieć, że oczywiście terapia ablacją jest tu możliwa i bardzo wiele takich zabiegów się wykonuje, jednak są to zdecydowanie zabiegi najtrudniejsze, ponieważ substrat zaburzeń rytmu jest w wymienionych przypadkach bardzo nieregularny i nieprzewidywalny. Bardzo ważne jest w tych rodzajach zaburzeń rytmu bardzo dokładnie poznanie anatomii serca pacjenta, ponieważ jest ona zmieniona zarówno na skutek samej wady, jak i na skutek korekcji kardiochirurgicznej - w sercu występują dodatkowe cięcia, blizny. Nieraz wstawia się sztuczne nie tylko zastawki, ale także sztuczne fragmenty ściany serca czy sztuczne naczynia. To wszystko ma wpływ na zaburzenia rytmu serca i ich skomplikowanie, specyfikę.
A migotanie przedsionków?
Ablacje napadowego i przetrwałego migotania przedsionków wykonuje się z powodzeniem i wysoką skutecznością. Wyzwaniem jest terapia utrwalonego migotania przedsionków. Jeżeli migotanie przedsionków się już utrwali, przedsionki są bardzo zmienione chorobowo, zwłókniałe. Problemem jest wówczas miarodajna ocena zwłóknień w przedsionku. Najlepiej ocenia je rezonans magnetyczny, ta metoda nie jest jednak szeroko dostępna. Utrwalone migotanie przedsionków to zatem arytmia, która w kontekście ablacji jest również wciąż poza naszym zasięgiem.
Czy rosnąca rola ablacji podłoża arytmii to stały trend?
Tak, na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat, szczególnie w migotaniu przedsionków, widzimy stały trend: podnoszenie klasy wskazań ablacji. Pamiętam, kiedy ablacja w migotaniu przedsionków miała wskazanie IIb („można rozważyć”), dziś już „zaleca się” albo „należy rozważyć” tę formę terapii, nawet bez uprzedniego leczenia farmakologicznego. Obecnie, jeśli pacjent ma napad migotania przedsionków albo rozpoznane migotanie przedsionków po raz pierwszy, to u części chorych w takiej sytuacji możemy mówić o ablacji jako leczeniu pierwszego rzutu czyli bez fazy farmakoterapii. To chorzy, u których na przykład szybki rytm w przebiegu migotania przedsionków powoduje pogarszanie funkcji serca i pojawia się u nich tak zwana tachykardiomiopatia. W takiej sytuacji nie trzeba rozważać leczenia farmakologicznego - można od razu kierować chorego na ablację migotania przedsionków.
U jakich jeszcze pacjentów warto rozważyć leczenie metodą ablacji?
Z pewnością u pacjentów z częstoskurczami nadkomorowymi ablacja to obecnie metoda z wyboru. Po pierwszym epizodzie częstoskurczów nadkomorowych powinniśmy już rozważyć ablację, a przy nawrotach arytmii, przy powtarzających się epizodach częstoskurczów nadkomorowych, powinniśmy preferować ablację nad leczenie farmakologiczne. W klasycznym trzepotaniu przedsionków, bardzo opornym na farmakoterapię, i migotaniu przedsionków mamy ablację uwzględnioną w wytycznych w I klasie wskazań („zaleca się”). W pierwszej kolejności powinniśmy podjąć leczenie antyarytmiczne lekami klasy pierwszej i trzeciej. To jest klasa pierwsza wskazań, a jak ktoś ma migotanie przedsionków leczone beta-blokerami, to u takiego pacjenta ablacja jest w klasie IIA („należy rozważyć”). Można się zastanawiać, czym się różni pacjent, który jest leczony lekami klasy pierwszej lub trzeciej od pacjenta leczonego beta-blokerami. Odpowiedź jest prosta: u tych pacjentów, którzy są leczeni beta-blokerami jako opcję terapeutyczną mamy jeszcze w zanadrzu leki klasy pierwszej i trzeciej. Jak zaś u kogoś leki klasy pierwszej i trzeciej okazały się nieskuteczne, jest bardzo mało prawdopodobne, że beta blokery będą skuteczne. Jednym słowem, w drugą stronę mechanizm dodatkowej opcji farmakoterapii już nie zadziała, co potwierdzają wyniki badań. Oczywiście oprócz rodzaju arytmii w procesie kwalifikacji pacjenta bierzemy pod uwagę także jego: wiek, ewentualne inne schorzenia, specyfikę budowy anatomicznej (dostęp do serca). Ogólna chorobowość pacjenta ma znaczenie dla skuteczności ablacji. Zresztą, jak w każdym leczeniu, im pacjent ma więcej chorób, tym zasadniczo efekty leczenia są gorsze. Nie mniej istotne są czynniki związane ze stylem życia: optymalna masa ciała, skuteczne leczenie nadciśnienia i cukrzycy, nieużywanie alkoholu i wyrobów tytoniowych, używek. Już dzięki efektywnym wynikom pracy pacjenta nad tymi obszarami widzimy, że efektywność procedury ablacji jest realnie wyższa.
W procesie podejmowania decyzji o wyborze metody terapii pacjent ma istotny głos?
Z pewnością chory powinien być świadomy wszystkich aspektów różnych rozważanych opcji terapeutycznych i jako lekarze musimy o to zadbać. Oczywiście poza preferencjami pacjenta w doborze metod leczenia musimy brać pod uwagę przede wszystkim obiektywne czynniki kliniczne, w tym na przykład przeciwwskazania do zastosowania każdej rozważanej opcji terapii. Ablacja będzie na przykład preferowana u tych pacjentów, u których leki antyarytmiczne są przeciwwskazane i po prostu nie da się ich zastosować. Innym przykładem są czynniki „życiowe”. Pacjenci, którzy wykonują zawody, gdzie napady arytmii zagrażałyby ich bezpieczeństwu, ale także bezpieczeństwu publicznemu (to na przykład: zawodowi kierowcy, maszyniści, piloci samolotów, przedstawiciele służb mundurowych), muszą być skutecznie leczeni, żeby pozostać aktywnymi zawodowo. W takich grupach pacjentów także możemy rozważyć ablację bez uprzedniego leczenia farmakologicznego.
Jak skuteczna jest obecnie procedura ablacji?
Odpowiadając najkrócej: skuteczność ablacji jest wysoka. Trzeba przy tym zaznaczyć, że skuteczność tej procedury zależy od wielu czynników, w tym od rodzaju i mechanizmu arytmii. Przykładowo, mechanizm arytmii może być punktowy i wtedy w leczeniu metodą ablacji osiągniemy bardzo wysoką skuteczność. Im substrat (podłoże) arytmii jest bardziej rozległy, tym skuteczność zabiegu będzie niższa. Inna rzecz, że w ogólnym rozrachunku musimy oceniać nie tyle doraźną (co do zasady najwyższą), co odległą (spodziewanie nieco niższą) skuteczność metod terapii, bo przecież właśnie o to nam chodzi – o długotrwały efekt terapeutyczny. I tak w napadowym migotaniu przedsionków odległa skuteczność zabiegowa ablacji (dwuletnia, pięcioletnia) wynosi pomiędzy 60 a 80 proc. Zdarza się, że sięga nawet 80-90 proc., ale jest to związane ze ściśle określonymi grupami pacjentów. W przetrwałym migotaniu przedsionków przyjmuje się, że pięcioletnia skuteczność ablacji wynosi mniej więcej 60-70 proc. W częstoskurczach komorowych wyniki są gorsze, ale, jak wspomnieliśmy, sama choroba jest inna. Ta choroba jest bardziej progresywna, postępuje, tworzą się nowe miejsca, gdzie indukuje się arytmia. W klasycznym trzepotaniu przedsionków skuteczność ablacji wynosi ok. 80-90 proc. Po jakimś czasie na powtórny zabieg ablacji wracają do nas naprawdę pojedynczy pacjenci. Inną grupą są chorzy trwale wyleczeni z danego rodzaju zaburzeń rytmu serca, którzy wracają po latach z inną arytmią – na przykład z migotaniem przedsionków, które rozwinęło się u nich wraz z wiekiem. To jednak zupełnie nowe schorzenie. Podsumowując, łatwiej dziś mówić nie o tym, które arytmie leczy się ablacją, tylko, o tym, których się tą metodą nie leczy. Rozwój nowych technologii, w tym cewników diagnostycznych i terapeutycznych - z czujnikami kontroli temperatury, siły nacisku, kierunku ekspozycji mocy etc., systemów elektroanatomicznych pozwalających śledzić przebieg arytmii w sercu pacjenta czy wreszcie nowatorskich koncepcji, takich jak ablacja przeprowadzana z wykorzystaniem wiązek promieniowania rentgenowskiego, pozwalają przypuszczać, że ablacja jako metoda leczenia zaburzeń rytmu serca ma przed sobą interesującą przyszłość.
Panie Profesorze, dziękuję za interesującą rozmowę.
Rozmawiała Marta Sułkowska
GdL 11/2022