25-lecie Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie

Małgorzata Zarachowicz

8 listopada 2014 r. odbył się uroczysty zjazd Okręgowej Izby lekarskiej w Warszawie w związku z 25-leciem odnowionego samorządu lekarskiego. Tenże zjazd wyprzedził o miesiąc zjazd Naczelnej Izby lekarskiej oraz zapoczątkował korowód kolejnych zjazdów pozostałych izb.

Byłam tam jako przedstawicielka „Gazety dla Lekarzy” z akredytacją potwierdzoną przez OIL w Warszawie. Niezależnie od akredytacji otrzymałam wcześniej zaproszenie na kredowopodobnym papierze, ponieważ jestem członkiem Okręgowej Rady Lekarskiej.

Wszystko, co widziałam i słyszałam, chciałabym ująć w barwny reportaż, ale materia twórcza była niestety mało kolorowa. Przybyłam o czasie i rozpoczęłam poszukiwanie biura prasowego, jak na dziennikarza uczestniczącego przystało. Okazało się, że nie ma biura prasowego, więc obsługa skierowała mnie do kolejki w stanowisku VIP. Tamże zostałam szybko rozpoznana i zabransoletkowana na prawej kończynie górnej.

Skoro jestem VIP-em, to pomyślałam, że miejsce w drugim rzędzie bocznym będzie akurat. Dla super-VIP-ów był rząd pierwszy. Ledwie usiadłam, a już chór zaintonował pieśń okolicznościową, a poczet sztandarowy wkroczył.

Konferansjerem uroczystości aktor Jacek Borkowski. Jednak więcej do powiedzenia niż konferansjer mieli kolejni oficjalni mówcy. O czym były ich wystąpienia? Pierwsze przemówienie wygłosił oczywiście obecny prezes ORL dr Andrzej Sawoni. Zwróciło moją uwagę stwierdzenie kolegi prezesa, że izba dba o wizerunek lekarzy w mediach i ochronę prawną. Czy to samo mogą powiedzieć szeregowi członkowie izby lekarskiej? Nie wydaje mi się.

Potem były następne mowy tronowe. Oczywiście wystąpił też prezes wszystkich prezesów dr Maciej Hamankiewicz. Zwróciłam uwagę na słowa „mamy się cieszyć, bo to jubileusz”. Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej podkreślił też, że najważniejsze są szkolenia dla lekarzy. A ja zastanawiałam się, jaki będzie podział funduszy składkowych na szkolenia dla szeregowych lekarzy, wyjazdy zagraniczne kolegów funkcyjnych, opłaty za członkowstwo w stowarzyszeniach zagranicznych oraz bizantyjskie obchody organizowane przez NRL. Nie wspomnę o finansowaniu rozmaitych i licznych komisji sportu i kultury.

Mowy tronowe można było przeżyć. Honorowymi gośćmi byli przedstawiciele różnych urzędów „trzymających władzę i kasę”. Przy takiej konstrukcji listy gości nasuwa się pytanie, czy izba to samorząd lekarski, czy jeszcze jedna władza, która zaprosiła swoich kolegów „po władzy” na imprezę?W jakim charakterze gościli na przykład przedstawiciele NFZ? Nie znalazłam odpowiedzi na to pytanie.

Potem było wręczanie odznaczeń izbowych zasłużonym koleżankom i kolegom. Gratulacje dla wszystkich odznaczonych!

Następnie prezesi i wiceprezesi izby wręczali młodym lekarzom dyplomy i PWZ. Zaskoczyło mnie, że na podium nie było wśród wręczających żadnego przedstawiciela uczelni – rektora, dziekanów.

W tak zwanym międzyczasie wystąpiła Małgorzata Walewska, uprzedzając słuchaczy, że nie zwykła śpiewać do mikrofonu. Na koniec uroczystości zapowiedziany był Kuba Sienkiewicz, ale nie doczekaliśmy się jego występu. Za to wcześniej, niżby to wynikało z treści zaproszenia, rozpoczęła się konsumpcja wędlin, sałatek jarzynowych i deserów, w której nie wzięłam udziału.

# Refleksja pierwsza na przyszłość jest związana z koniecznością zamieszczania informacji o dress code na zaproszeniach na tego rodzaju uroczystości. Można by dużo napisać na temat niestosowności ubioru zarówno młodzieży, jak i starszych uczestników relacjonowanego spotkania. Młodzi lekarze muszą się uczyć nie tylko EBM, ale i tego jak należy ubrać się na tego rodzaju uroczystość, gdy ma się być jej uczestnikiem lub gościem. Wiem, że jest to wiedza chętnie przez młodych przyswajana, bo swego czasu miałam takie zajęcia dla studentów w jednej z wyższych szkół – nikt się z tych zajęć nie urywał się i nie mogłam narzekać na brak aktywności słuchaczy.

# Refleksja druga dotyczy szerszego tematu: czy należało wydać ze wspólnych pieniędzy aż 250 000 zł na imprezę w hotelu Hilton, przypominającą bardziej patchwork akademicko-korporacyjny niż rozdanie dyplomów lekarskich?

Moje rozdanie odbyło się w Klubie Medyka, dyplomy wręczał dziekan wydziału lekarskiego, a śpiewał chór akademicki. Organizacja kosztowała z pewnością dużo mniej. Może warto wrócić do tej miłej akademickiej tradycji, możliwej do zrealizowania za mniejsze pieniądze, a zaoszczędzone środki przeznaczyć na coś bardziej potrzebnego środowisku niż konsumpcja sałatki jarzynowej ustami jego przedstawicieli?

Małgorzata Zarachowicz