Moje akredytacje dziennikarskie w Brukseli, cz. 5

Krystyna Knypl

Konferencja była poświęcona  zastosowaniu tapentadolu w leczeniu bólu przewlekłego

Miejsce obrad

Tak na gorąco opisałam spotkanie z tą poduszką:

Jakie oczy ma strach?

Intruz w pokoju hotelowym  może przybierać bardzo różną postać – bywa mały lub jest całkiem sporych rozmiarów. Nieruchomy lub ruchliwy. Łatwy lub trudny do usunięcia. Zawsze nieproszony i nie oczekiwany. Rzadko kiedy da się łatwo go pozbyć. Często spotykane zamki w drzwiach pozwalające na niewielkie uchylenie drzwi nie zawsze są dostatecznym zabezpieczeniem.

Osobliwą formą intruza były w jednym z brukselskich hoteli były poduszki. Na ich pokryciu była umieszczona wyrazista twarz kobiety, która sprawiała wrażenie, że jest obecna w pokoju jeszcze inna osoba. Po chwili zauważyłam druga poduszkę… o nie, tego już za wiele! Dwie obce kobiety w moim pokoju. Wsadziłam poduszki do szafy ;)).

Podobne odczucia miała chyba jedna z uczestniczko konferencji, bowiem swoje na wystąpienie przyniosła identyczną poduszkę i położyła ją na mównicy, zaczynając od słów: Są dwie Giny, ta która stoi przed wami i ta której wizerunek z łzą jest na poduszce. Ta druga to Gina owładnięta bólem. Ponieważ konferencja była poświęcona nowemu lekowi przeciwbólowemu, uznałam, że Gina miała dobre wejście. Jest zresztą ciekawą prezenterką, mówi ze swadą, walczy o prawa osób z fibromialgią.

Wystrój tego pokoju był nadmiernie designerski, wszystko pewnością świetnie prezentowało się na zdjęciach i wykresach, ale niepotrzebnie zajmowało uwagę użytkownika. Poczynając od coffemakera, który z trudem uruchomiłam, poprzez poduszki, na kranach kończąc. Krany są zawsze dla mnie największą zagadką w każdym hotelu od Hiltona poczynając na skromnym hostelu w Puerto Iguazu  kończąc. Internetu nie było, ale złapałam jakąś sieć gdy podeszłam do okna.

 
Krany w hotelach brukselskich i ich obsługa to temat co najmniej na doktorat ;)
Rozszyfrowanie jak działa czajnik było kolejną zagadką. Udało mi się na szczęście rozgryźć działanie czajnika i dzięki temu nie musiałam gnać o północy do baru aby napić się herbaty.
 
   Rano były obrady
Po obradach sympatyczny lunch, miła obsługa
Po lunchu kupiłam bilet i pojechałam na lotnisko. Brukselskie automaty do biletów to inne wyzwanie niż czajniki, ale jakoś pokonałam to wyzwanie, nie wykluczone, że z pomocą kogoś życzliwego.

Krystyna Knypl

GdL 10 / 2021

Fot. Z archiwum autorki

Następna akredytacja

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1382-moje-akredytacje-dziennikarskie-w-brukseli-cz-6