O piętrzeniu się trudności

Alicja Barwicka

Pewnym codziennym zjawiskom zwykło się przypisywać konkretne cechy. I tak utarło się mówić, że nieszczęścia chodzą parami (chociaż według niektórych – gromadnie), że śmiech to zdrowie (wspaniale dokumentuje to wiedza podawana studentom wydziału nauki o zdrowiu i lekarskich wydziałów stomatologicznych), a w zdrowym ciele zdrowy duch (tu świetne pole do popisu dla fizjoterapeutów, psychologów i socjologów). Ciekawe też, czy spece od ratowania ludzkości przed rosnącą inflacją pamiętają, że z próżnego i Salomon nie naleje? To oczywiście tylko część przykładów ogólnie dostępnej, bo i doświadczanej przez kolejne pokolenia wiedzy. Jednak, chociaż ludzkość żyje współcześnie w dobie innowacji i wszystko co tylko się da zmienia na lepsze przyczyniając się do rozwoju planety i jej mieszkańców to te prehistoryczne porzekadła nie chcą ulegać zmianom i są odporne nawet na przyznawane za innowacyjność fundusze europejskie. Jednym z bardziej niezrozumiałych praw rządzących od wieków ludzkością, bo nieustannie jej towarzyszącym jest piętrzenie się trudności.

Zaczynamy od zera

Jeszcze niby nas nie ma, a tu już trzeba opuszczać macicę przeciskając się przez kanał rodny. Dobrze, jeśli głowę mamy ustawioną właściwie. Trochę boli, ale dajemy radę. Jednak to nie koniec, bo wcale nie dają odpocząć, zawijają człowieka w prawie sterylne ciuchy, które są pewnie produkowane z odpowiednich włókien i w zgodzie z unijnymi certyfikatami, ale nie są tak delikatne, jak wyściółka dopiero co opuszczonego legowiska. Obmacują nas, ważą, a to oczywiście narusza dopiero co nabyte prawa człowieka, bo to w końcu jawna dyskryminacja ze względu na płeć, wagę i wzrost (coś o tym wiedzą parający się modelingiem). I oczywiście od razu do pracy - ssać! Nikogo nie obchodzi jak jesteśmy zmęczeni przez te pierwsze godziny. Potem jest już tylko gorzej. W procesie piętrzenia się trudności musimy pokonywać szczepienia z odczynami poszczepiennymi, naukę pionizacji, chodu (ortopedzi mają tę skomplikowaną czynność rozpisaną na nuty i cale szczęście że mając około roku nie potrafimy jeszcze czytać) i choroby wieku dziecięcego. Podobno to wszystko są trudności do pokonania i dobrze nam służą, ale tę prawdę odkrywamy znacznie później.

Najpierw nauka wstępna

Na szczęście żłobek i przedszkole nie należą do prawnie usankcjonowanego obowiązku szkolnego. Niektórym prawie do zerówki się upiecze, ale za to zderzenie z brutalną rzeczywistością szkoły bez wcześniejszego przygotowania może być bardzo bolesne. Wcześniejsze kilka lat doświadczeń przebywania przez kilka godzin dziennie w grupie równolatków to co prawda kolejne piętrzenie się trudności (tęsknota za rodzicami, a tu trzeba się samodzielnie ubrać, nie zamoczyć rękawów podczas mycia, a nawet założyć buty - każdy na właściwą nogę), ale za to po takiej porcji codziennej życiowej nauki do szkoły idziemy już znacznie bardziej odporni na losowe ciosy. I tu znowu wszyscy nam mówią, że są to trudności do pokonania i dobrze nam służą. Dopiero po dłuższym czasie odkryjemy, że to prawda.

Potem nauka właściwa

O trudnościach w szkole napisano już tomy, ale jaki wątek by nie podnieść, to nie ulega kwestii, że tu piętrzenie trudności ma charakter procesu stale narastającego. Do problemu pogodzenia ambicji rodziców i nauczycieli poszczególnych przedmiotów z własnymi możliwościami dotyczącymi indywidualnych cech intelektu, pracowitości, form spędzania czasu wolnego, zainteresowań i potrzeb akceptacji przez grupę rówieśniczą dochodzą problemy rozwoju psycho – fizycznego i odpowiednich do wieku narastających zmian fizjologicznych. Trzeba być silnym i odważnym, by tym wyzwaniom sprostać, ale na szczęście zwykle nie jesteśmy sami i (do pewnego czasu) wiemy komu można zaufać. Niebezpieczny problem pojawia się w momencie odkrycia, że rodzice także czasem się mylą, nie mają racji, są staroświeccy, więc dotychczasowa podstawa na której budowaliśmy swój wizerunek świata zaczyna się chwiać. To dla człowieka bardzo trudny czas i trzeba wielkiej uwagi, żeby codzienne i oczywiście piętrzące się trudności nie spowodowały nieszczęścia.

Większości się udaje

Większości udało się pokonać trudności, jakie przygotował dla hartowania postaw i ustalania priorytetów system szkolnictwa (podstawowego, średniego i wyższego),  rozpoczynając więc nowy etap życia każdy ma przekonanie, że teraz już samodzielnie będzie podejmował decyzje, da sobie radę i nie dopuści do piętrzenia się kolejnych problemów. Jednak los zazwyczaj tych poglądów nie podziela i dba o to, by nie wyjść z wprawy w tym, czym hartował nas od chwili narodzin. Zaczynamy życie na własny rachunek i ustalamy kolejność zadań. Jeśli jeszcze nie mamy prawa jazdy, a przecież w osobistych planach mamy samochód w pierwszej piątce rzeczy do zdobycia, udajemy się na kurs prawa jazdy. Inwestujemy sporą kasę, uczęszczamy na zajęcia teoretyczne i z początku zupełnie nie widać kłopotów, bo w końcu nie taką teorię wkuwaliśmy od lat „na blachę”. Jednak dla większości uczestników takich kursów jest sporym zaskoczeniem, że chociaż pasażerami w samochodzie  bywali bardzo często, to nagle skoordynowanie ciągle zmienianej pracy głowy, nóg i rąk okazuje się sporą trudnością. Ćwiczymy jednak wytrwale, zaczynają się piętrzyć kolejne terminy „podejścia” do kolejnych egzaminów, ale nie poddajemy się (jesteśmy zahartowani w boju) i w końcu …. mamy to za sobą! Odczuwamy ulgę i dumę z siebie i spokojnie podejmujemy jeszcze większe wyzwania. Jeśli jeszcze nie załatwiliśmy sobie pracy oraz współtowarzysza codziennych trosk w postaci kandydata na małżonka, to teraz czas najwyższy na zmierzenie się z rzeczywistością. Każdy wie, że ostatecznie można zmienić pracę, ale ze zmianą stanu małżeńskiego jest już spory kłopot. A jeśli są również dzieci, kłopot rośnie w postępie geometrycznym. Ponieważ znalezienie dobrej, to znaczy spełniającej własne oczekiwania pracy nie jest proste, a my przecież nie chcemy już piętrzenia trudności, to zazwyczaj znacznie wcześniej szukamy i znajdujemy partnera, który w trudach kolejnych rozmów kwalifikacyjnych będzie naszą podporą, wysłucha, podpowie, doradzi, nieraz nawet zadzwoni tam, gdzie trzeba. Ale w tym celu trzeba przedtem odbyć kolejne randki, a taka randka, to w końcu też rozmowa kwalifikacyjna i nie każdy zakończy ją pomyślnie. Trudności nie chcą więc przestać się piętrzyć….

Źródło ilustracji

https://en.wikipedia.org/wiki/Matterhorn

Mechanizm powstawania piramidy

Kiedy już znajdziemy pracę, o której marzyliśmy, trudności najpierw te podstawowe (coraz większy zakres obowiązków, wydłużający się czas pracy, niezadowolony szef, pozornie tylko życzliwi koledzy czekający na każde potknięcie) zaczynają się piętrzyć osiągając kolejne piętro możliwości w postaci koniecznych kursów doskonalących, po ukończeniu których już z awansem zawodowym w kieszeni zaczynamy dowodzić grupą niezadowolonych z naszej pozycji pracowników. Jak wszyscy wiedzą, niechętny do pracy, zestresowany i skłócony zespół może jedynie generować kolejne trudności w postaci opóźnień i niewykonania zadań oraz narastających wzajemnych konfliktów. Oczywiście winny jest nowy, dopiero co awansowany na swoje stanowisko szef. Jeśli jesteśmy tym szefem to jak w banku zaczną się niebawem pojawiać bóle głowy, wahania ciśnienia tętniczego krwi, zaburzenia snu… Dodajmy do tego narastające od dłuższego czasu bóle kręgosłupa i dolegliwości ze strony oczu związane z pracą przy komputerze, ciągły pośpiech, brak ruchu, najróżniejsze pory spożywania posiłków, często zresztą w postaci  „śmieciowego jedzenia”, bo na spokojne gotowanie brakuje czasu. I tak niechcący weszliśmy na szczyt piramidy piętrzących się trudności.

I co tu robić?

Będąc na szczycie nie można się już dalej wspinać. Można albo spaść, albo spokojnie z niego zejść. Zdecydowanie lepsze jest to drugie wyjście. Póki jeszcze na tym szczycie trudności jesteśmy, jest czas na opracowanie drogi zejścia i opuszczenie tego miejsca. Nową pracę znajdziemy bez oczekiwania niemożliwego, ale teraz, mając własne doświadczenia nie damy się już oczarować podczas rozmów kwalifikacyjnych. Jeśli doświadczenia są zbyt traumatyczne warto rozważyć prowadzenie własnej działalności gospodarczej.. Będzie ciężka praca, będą też trudności, ale mając nad nimi kontrolę łatwiej sytuację opanować starając się nie doprowadzać do nadmiernego piętrzenia problemów by nie wpaść w rosnącą ich piramidę. Nieraz trzeba zmienić zawód, nauczyć się nowego, który może okazać się tym dającym prawdziwą satysfakcję. Najważniejsze jednak, by się nie poddać, nie zagubić ważnych dla siebie wartości. Każdy z nas ma swoje osiągnięcia, ale ma też swoje nieraz już zapomniane umiejętności, dotychczas nie wykorzystywane. Może warto do nich wrócić? Jeśli kiedyś, dawno temu napisaliście bajkę dla swojego dziecka, to może czas wrócić do komputera i znowu coś napisać… Może w przyszłości zamiast tylko przytakiwać kierownikowi zmiany wydacie wspaniałą książkę (chociaż to niestety też generuje piętrzące się trudności). Może czas na założenie na początek niewielkiej, przytulnej kawiarenki, w której domowy sernik pieczony przecież we własnej kuchni od lat będzie robił furorę?  Wszystko może dać satysfakcję, trzeba jedynie podnieść głowę i pójść do przodu, a po drodze starać się usuwać rzucane przez los kłody, byle tylko nie zaczęły się piętrzyć!

Alicja foto

Alicja Barwicka

GdL 10/2022