Moda na sukces

DSC09656Szklanka

Była taka wrażliwa... Delikatna. Leciutka, przejrzysta, transparentna… Światło na skroś przez nią przechodziło, jak przez dziewicze dłonie złożone w modlitwie. Kryształowo czysta. Zawsze gotowa. W połowie pełna, w połowie pusta. Zwarta w oczekiwaniu dotknięcia człowieczych warg. Cicha, taka łatwa do utulenia w niszy dłoni...

A niekiedy bywała i inna. Rozbrykana, roztańczona na blacie, migocąca tysiącem refleksów i tęczową gamą barw. Jedno było pewne... spokojna czy roztańczona, była zawsze w pogotowiu, gotowa w każdej chwili usłużyć, niosąc ukojenie, gasząc pragnienie, lecząc obolałe myśli, tęsknotę i strach. Doskonała perfekcyjna Siostra Miłosierdzia. Wzorzec empatii i ofiarności.

Z reguły mówiono jej, że ma koić pragnienie wędrowców. Dbać o usta pielgrzymów. Panować nad wybuchami chuci płci obojga, studząc miłosny zapał kochanków.

Ale teraz otwierały się przed nią całkiem nowe perspektywy, teraz miała misję. Tak, tak, to nie plotka. Rozmawiał z nią sam minister.

– Droga Szklanko – powiedział – jesteś nam potrzebna. Źli ludzie rzucają nam kłody pod nogi, obarczają winą, pokazują niedociągnięcia i braki. Tak, szklanko – ciągnął łagodnie – pewne braki są, ale dzięki tobie nikt ich nie zauważy... Droga szklanko... Będą wyciągać po ciebie ręce obolali pacjenci szpitalnych SOR, będą ordynować cię pacjentom na blokach operacyjnych, będą podawać cię pacjentom lekarze POZ i AOS – rozmarzył się... – będą podawać ciebie, Szklanko, z rąk do rąk, jak czarę... Zostaniesz królową. Panią polskiej medycyny. Wrócimy do źródeł, do cudownej oczyszczającej mocy wody... Życie zaczęło się w wodzie i potem dopiero zdobyło lądy. Tako i my, wracając do źródeł, uzdrowimy polską medycynę, gospodarkę, pacjentów może, ba, cały naród... A potem patent pokażemy Europie. Niech nam zazdroszczą!

Znów się rozmarzył... Szklanka czuła na sobie jego gorejący wzrok. – Bez wątpienia, wizjoner – pomyślała. – Ten mężczyzna ma przyszłość przed sobą, oj ma. Z prostych rzeczy potrafi uczynić niezwykły użytek. Przed chwilą zgaszony, podeptany, już, już miał zostać rzucony lwom na pożarcie i proszę... Sięgnął po nią i z ofiary przeistoczył się w proroka.

– Od tej pory – ciągnął w natchnieniu minister – szklanka wody będzie ratować życie ludzkie. Geniusz tej myśli poraził go tak, że gwałtownie odstawił szklankę na stół. Kilka kropel wystrzeliło, rosząc ministerialne papiery. – Cholera ale dałem popalić – pomyślał spłoszony, usiłując rękawem pozacierać ślady... Rozmazywało się coraz bardziej, dokument stawał się coraz mniej czytelny... podmuchał... – Aha, no nie wiem, ale wpiszmy tu: refundowany po ukończeniu 95. roku życia lub 50 latach trwania choroby... oraz spadku wagi poniżej 30 kg... albo wg wskazań z ChPL. Tyż dobrze, no ni?

– Się wi! – skomentowała szklanka.

@Curcuma_Zedoaria
psychiatra