Szpital Polskiego Czerwonego Krzyża w Korei Północnej

 Soldiers from the Unyō attacking the Yeongjong castle500

Cześć 2

Wspomnienia uczestników misji

Krystyna Knypl

Położenie Korei pomiędzy wielkimi mocarstwami, czyli Chinami i Japonią naraża ten krajów od wieków na ścieranie się różnych wpływów. Pod tym względem sytuację geopolityczną Korei można uważać za podobną do Polski.

Korea od 1910 roku była pod panowaniem japońskim, a wraz z kapitulacją Japonii rozpoczęła się era wpływów amerykańskich na południu kraju oraz chińskich i radzieckich na północy. Wojna koreańska była więc próbą sił wielkich mocarstw rozgrywana na obcym terenie.

W tym czasie powstał nowy typ wojskowego szpitala polowego (1).

Wspomnienia uczestniczki pierwszej zmiany

Na łamach „Polskiego Tygodnika Lekarskiego” w 1958 roku ukazał się artykuł prof. Jadwigi Kuczyńskiej-Sicińskiej relacjonujący pracę na oddziale ginekologiczno- położniczym (2). Dyrektorem szpitala był prof. Tadeusz Orłowski, wówczas w randze docenta. Autorka przyjechała do Korei w sierpniu 1954 r. i przebywała tam przez rok. Szpital wojskowy w małym miasteczku Hynnamie mieścił się w budynkach dawnego szpitala przy zakładach chemicznych. Były to jedne z większych zakładów w Azji Południowo-Wschodniej. Oddział położniczy liczył 20 łóżek, przypadki ginekologiczne były odsyłane do innych szpitali. Po miesiącu pracy w Hynnamie polscy lekarze zostali przeniesieni do wojewódzkiego miasta Hamhŭng, gdzie była jedna z dwóch akademii medycznych. Zadaniem polskich lekarzy było podniesienie poziomu wiedzy koreańskich pracowników uczelni. W związku z dużymi stratami inteligencji w czasie wojny, starszych lekarzy powołano na stanowiska profesorów, a felczerów na stanowiska asystentów – pisze autorka wspomnień. Dwa oddziały, ginekologiczny i położniczy liczyły po 30 łóżek każdy. Organizacja pracy przedstawiała się następująco:

Oddziały prowadzone były przez obsadę podwójną – koreańską i polską. Dwa razy w tygodniu obaj profesorowie – koreański i polski wspólnie robili obchód wszystkich chorych. Trudniejsze przypadki oraz przypadki do operacji badali wspólnie obaj profesorowie, uzgadniając leczenie. Operacje wykonywali z reguły lekarze koreańscy w asyście polskich (…).

Raz w tygodniu, we wtorki odbywały się posiedzenia kliniczne, na których lekarze – przeważnie polscy wygłaszali referaty poglądowe z położnictwa i ginekologii, ilustrowane barwnymi, przez siebie wykonanymi tablicami. (…)

Prócz pracy klinicznej i dydaktycznej pracowaliśmy codziennie w ambulatorium, wspólnie z lekarzami koreańskimi, przyjmując przeciętnie 40-60 chorych dziennie. Nie zapominaliśmy również o pierwszej naszej placówce, w odległym o 18 km Hynnamie. Raz w tygodniu w popołudnie piątkowe jeździł tam internista, chirurg i ginekolog polski. Robiliśmy wtedy obchód wszystkich chorych. Badaliśmy zamówione na ten dzień trudniejsze przypadki w ambulatorium, poza tym operowaliśmy lub asystowaliśmy przy operacjach.

Pod koniec naszego pobytu przenieśliśmy się po raz trzeci do nowo wybudowanego, barakowego szpitala klinicznego, który był darem PRL dla Korei. (…)

Na miesiąc przed wyjazdem opracowaliśmy w języku koreańskim, wspólnie z kolegami koreańskimi, cykl naszych referatów, które ukazały się w formie skryptu po naszym wyjeździe.

Wspomnienia uczestników drugiej zmiany

Na łamach „Polskiego Tygodnika Lekarskiego” ukazały się dwa doniesienia o pracy drugiej zmiany. Pierwsze z nich napisali Józef Daniłoś, Tadeusz Horzela, Jan Oszackiego (3), drugie Mieczysław Cegielski (4).

Druga ekipa składała się z 50 osób. W skład jej wchodziło 20 lekarzy, 14 pielęgniarek, 2 farmaceutów, personel gospodarczy, techniczny i technicy budowlani – piszą autorzy wspomnień (3). Zorganizowano 2 oddziały szpitalne (interna i chirurgia), mające 120 łóżek oraz 12 przychodni. Przyjmowano jednak do szpitala więcej chorych i obłożenie wynosiło 150-180 chorych. Ponadto w szpitalu pracowało 14 lekarzy i felczerów koreańskich i 26 pielęgniarek koreańskich. W okresie 8 miesięcy na oddziałach szpitalnych leczono łącznie 2094 chorych, a w przychodniach udzielono pomocy 111 310 chorym. Stan zdrowotny ludności koreańskiej był zły, ze zgłaszających się do przychodni 20% było w stanie ciężkim. Najczęstsze były malaria, choroby pasożytnicze przewodu pokarmowego i gruźlica. Malaria występowała u większości mieszkańców tego rejonu. Na oddziale chirurgicznym leczono najczęściej konsekwencje urazów wojennych oraz gruźlicy kostno-stawowej.

Dr M. Cegielski opisuje metody i wyniki leczenia chirurgicznego stosowanego przez lekarzy polskich (4). Wyniki te były przedstawione na konferencji chirurgów koreańskich w sierpniu 1953 roku. Stosowane metody chirurgiczne opisuje między innymi tak:

W leczeniu ubytków kości i niezrośniętych złamań stosowaliśmy wolne autoplastyczne przeszczepy zbitej istoty kostnej w postaci blaszek pobieranych z kości piszczelowej i przymocowywaliśmy je śrubkami do odświeżonych odłamów kości. Często uzupełnialiśmy zabieg przeszczepem gąbczastej istoty kostnej, pobieranej zwykle z talerza kości biodrowej lub górnej nasady piszczeli.

Dr M. Cegielski w 1959 roku wyemigrował do Stanów Zjednoczonych i zajmował się tam chirurgią bariatryczną. Publikował na łamach fachowej prasy medycznej.

Lekarze drugiej zmiany pracowali także na miejscowej Akademii Medycznej, prowadząc wykłady i ćwiczenia ze studentami. Grupy studenckie liczyły po 60 osób, a zajęcia z polskimi wykładowcami trwały po 3 miesiące.

koreafrl 6 2014500

Wspomnienia na falach eteru

Dr med. Wojciech Wiechno, który był dyrektorem szpitala polskiego w 1953 roku, nagrał dla Polskiego Radia w 1954 r. wypowiedź, która była emitowana przez Redakcję Programów Politycznych (http://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/873147,Wojna-koreanska-postawila-swiat-w-obliczu-miedzynarodowego-konfliktu).

Po przekroczeniu granicy chińsko-koreańskiej w mieście Sinŭiju byliśmy serdecznie witani przez zebraną licznie ludność, która z flagami polskimi i kwiatami oczekiwała naszego przybycia. Ze wzruszeniem usłyszeliśmy po raz pierwszy na ziemi koreańskiej hymn polski.

koreadw 6 2014500

Droga, którą jechaliśmy do miejsca przyszłej pracy, stale przypominała, że znajdujemy się w kraju, który jest teatrem wojny. Liczne leje po bombach oraz spalone wsie nawoływały do zachowania czujności. Toteż jadący z nami na odkrytych samochodach ciężarowych towarzysze koreańscy uważnym spojrzeniem badali niebo. Miasta, które mijaliśmy, były bez ludności, którą ewakuowano w bezpieczne miejsca w góry. Domy zburzone do fundamentów i zniszczone świadczyły o okrucieństwie Amerykanów. Jednak obok drogi pola były uprawione i nie widzieliśmy kawałka ziemi leżącego odłogiem.

Po przybyciu do szpitala witani byliśmy bardzo serdecznie i owacyjnie przez chorych i personel. Szpital mający później powyżej 1200 chorych umieszczony był w dolinach górskich, a oddziały rozrzucone zostały po obu brzegach rzeki na dużej przestrzeni. Utrudniało to pracę naszemu personelowi, a w porze wielkich deszczów zmuszało koleżanki i kolegów z najbardziej oddalonego oddziału wewnętrznego do przebywania przez dłuższy czas z dala od głównej bazy szpitalnej.

Natychmiast po przybyciu przystąpiliśmy do pracy – dalekiej od naszej specjalności. Trzeba było jak najszybciej rozładować transport z zaopatrzeniem, który do czasu przewiezienia go do doliny szpitalnej ukryty był w tunelach kolejowych. Cała ekipa podzielona na grupy rozpoczęła wraz z kolegami koreańskimi pracę. Rozbijaliśmy skrzynie, rozpakowywaliśmy sprzęt, przenosiliśmy go do miejsca przeznaczenia, urządzaliśmy wnętrza budynków szpitalnych, układaliśmy podłogi w namiotach i wykonywaliśmy czynności, których do tej pory zupełnie nie znaliśmy. W ten sposób minęły pierwsze dwa tygodnie.

W dniu 8 czerwca w nowej ziemiance operacyjnej, oświetlonej z własnego agregatu, rozpoczęto wykonywanie zabiegów na trzech stołach jednocześnie, a tydzień później ruszyła praca w całym szpitalu. Lekarze koreańscy, felczerzy i personel pielęgniarski razem z nami walczyli o zdrowie tych, którzy swą odwagą, dzielnością i umiłowaniem swobody i wolności wykazali światu, że nie sprzęt i wielkie zasoby materialne decydują, a zwycięstwo należy do człowieka wolnego i nieugiętego w walce o wyzwolenie.

Członkowie naszej ekipy nie tylko leczyli. Mimo ciężkich warunków terenowych i klimatycznych każdy wolny czas spędzali na nauce własnej oraz na dzieleniu się swymi wiadomościami z towarzyszami koreańskimi, otrzymując w zamian ich doświadczenie.

Niedaleko od szpitala, za rzeką, w domkach ukrytych w zieleni mieściła się szkoła. Czynna przez całą wojnę uczyła dzieci okolicznych mieszkańców. Mali, czarnoocy i czarnowłosi i bardzo odważni chłopcy oraz miłe i zawsze uśmiechnięte dziewczęta stały się naszymi gośćmi. Opieka nad Pollandeu, czyli polską szkołą tak nazwaną przez Koreańczyków przynosiła nam wiele radości. Dziatwa szybko nauczyła się polskich piosenek, które rozbrzmiewały wszędzie, gdzie spotkaliśmy nasze dzieci. Słowa „dzień dobry” słyszało się często, przechodząc od oddziału do oddziału, we wsi, w drodze na bazar.

Pewnego dnia wybraliśmy się w odwiedziny do szkoły z podarunkami dla dzieci. Po drugiej stronie rzeki Ch’ŏngch’ŏn stały w szeregu zastępy małych zuchów z polskimi flagami. Prowadzeni przez nich do szkoły, trzymani za ręce małymi dłońmi, idąc z trudem po wąziutkiej ścieżce między polami ryżowymi, przybyliśmy do budynków szkolnych. Tam w małej klasie wypełnionej całkowicie roześmianymi buziami opowiedzieliśmy im o nas, o szpitalu i o naszej Polsce Ludowej. Następnie miejscowym zwyczajem rozpakowaliśmy paczka za paczką przyniesione podarki. Głośne „OOOO!” towarzyszyło każdej zabawce. Trudno było oprzeć się wzruszeniu, patrząc na rozpalone ciekawością oczy dziewcząt na widok pierwszej w ich życiu lalki albo na reakcję chłopców widzących w małym samochodziku wielkie dla siebie przygody.

Tymczasem w szpitalu szła bardzo intensywna praca. Pacjenci, nasi przyjaciele często nagabywali nas o przyspieszenie wykonania operacji. I trudno było lekarzom tłumaczyć choremu, któremu przesunięto na późniejszy dzień termin operacji. Długo trwała rozmowa. W końcu odchodził przekonany, lecz czuło się, że tylko wrodzona uprzejmość nie pozwala mu na okazanie swego zawodu. Takie obrazki do końca naszego pobytu towarzyszyły naszej codziennej pracy. Po opuszczeniu szpitala chory nie przestawał być naszym przyjacielem. Otrzymywaliśmy listy, w których przypominał, że pobyt w szpitalu wspólnie z nami pozostanie na zawsze w jego pamięci. A słowo Pollandeu – Polska będzie wiązało się w jego myśli z wyzdrowieniem.

Wczoraj w nocy przywieziono chorych z Kożedo. Jedziemy do nich na drugi oddział na izbę przyjęć, przejeżdżamy dolinę szpitalną, samochód bardzo trzęsie jadąc po kamieniach, którymi jest usiana cała dolina. Mijamy zakręt i wjeżdżamy na drogę przylepioną do zbocza góry, a z drugiej jej strony daleko w dole szumi rzeka Ch’ŏngch’ŏn. Wjeżdżamy na teren oddziału. Wchodzimy do małej sali szpitalnej przy izbie przyjęć, przeciskamy się przez niskie drzwi i w pokoju nieco rozświetlonym od małego okna widzimy szereg chorych leżących na łóżkach szpitalnych. Widok ich jest niesamowity nawet dla lekarzy przyzwyczajonych do oglądania chorych, bardzo ciężko chorych. Blade, żółtawe twarze, ciała o szarej skórze, przez którą zarysowują się wystające kości. Chorzy w krańcowym stadium niedożywienia, wielu z nich z daleko zaawansowaną gruźlicą. To nie ludzie, to ich cienie. Tylko oczy czarne, błyszczące, patrzą na nas z wielkim zaufaniem. Rozmawiamy z nimi, wypytując o chorobę, zadajemy szereg innych pytań. Tłumacz waha się czasami, zwleka z odpowiedzią, bo to co oni mówią o obozie, o stosunku do nich amerykańskiego personelu obozowego, jest tak przerażające, jest koszmarem, który trudno zrozumieć człowiekowi będącemu wolnym. My, Polacy, to już znamy. To Majdanek, Oświęcim i inne obozy wyniszczające. A oni, bohaterowie z Kożedo mają tylko jedno pragnienie – być najszybciej zdrowymi i wrócić na front. I mówią o tym żarliwie, szukając odpowiedzi patrzą na nasze wargi, wypatrują z niepokojem, czy my potwierdzimy ich opinię o sobie, o lekkości ich schorzenia.

koreasl 6 2014500

W jednej z ziemianek zorganizowaliśmy świetlicę. Stała się ona miejscem, w którym często przebywały dzieci z naszej szkoły, gdzie odbywały się zebrania partyjne i szkoleniowe, wieczory literackie i recytatorskie. A w każdą sobotę przy dźwiękach adapteru tańczyły pary polsko-koreańskie. Ciemne okna świetlicy świadczyły o tym, że dziś wyświetlany jest film polski, koreański, radziecki czy chiński. Filmy stanowiły jedną z najmilszych rozrywek nie tylko naszego zespołu, ale również towarzyszy koreańskich, którzy o ile tylko czas im pozwalał, tłumnie na nie uczęszczali. W świetlicy odbywały się również wykłady dla lekarzy, felczerów i sióstr koreańskich, wygłaszane przez naszych lekarzy. Przygotowanie do prelekcji zajmowało dużo czasu. Napisany wykład należało przetłumaczyć na język rosyjski, a następnie na koreański. Tłumaczyli nasi tłumacze. Na wskutek tego, że w dzień byli zajęci na oddziałach, robili to w nocy, a dnia następnego pracowali tak jak i my.

koreamost 6 2014 500

Okres pracy naszej grupy zbliżał się ku końcowi. Miejsce nasze zajęła nowa ekipa polskich lekarzy i pielęgniarek, którzy rozpoczęli pracę w nowych warunkach w Hynnamie. Nadszedł dzień wyjazdu. Po wielu uroczystościach pożegnalnych wczesnym rankiem żegnani z żalem przez naszych towarzyszy wyruszyliśmy w drogę powrotną. Przy tym samym moście w Sinŭiju staliśmy naprzeciw siebie – my, odjeżdżający, i odprowadzający nas koreańscy koledzy ze szpitala. Staliśmy z odkrytymi głowami i różnymi językami śpiewaliśmy jedną pieśń. Międzynarodówkę. Pieśń internacjonalizmu, którego prawdziwym dowodem była nasza wspólna praca.

koreaimg001400

 

Zebrała
Krystyna Knypl

Piśmiennictwo

1. B.King, I.Jatoi: The Mobile Army Surgical Hospital (MASH): A military and surgical legacy. Journal of National Medical Association 2005, vol 67, no 5, p. 648-656.

2. Kuczyńska-Sicińska J.: Wspomnienia z pracy w szpitalu PCK w Korei. Polski Tygodnik Lekarski 1958, 13(14), 528-30.

3. Daniłoś J., Horzela T., Oszacki J.: O pracy II ekipy szpitala Polskiego Czerwonego Krzyża w Korei Polski Tygodnik Lekarski 1956, 11(5), 195-197.

4. Cegielski M.: O pracy pierwszej ekipy szpitala PCK w Korei. Polski Tygodnik Lekarski 1956, 11(5), 193-195.

Źródła ilustracji:

http://en.wikipedia.org/wiki/File:Soldiers_from_the_Un%27y%C5%8D_attacking_the_Yeongjong_castle_on_a_Korean_island_%28woodblock_print,_1876%29.jpg

http://en.wikipedia.org/wiki/File:Korea_rivers.svg

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/7/7f/Sinuiju_Railway_Station_DPRK.jpg

http://sbc.wbp.kielce.pl/Content/10748/S%C5%82owo+Ludu+1952+nr+121.pdf

http://38north.org/2010/07/sinuiju-2/friendship-bridge

GdL 6_2014