Gdy lekarz nie czuje się dobrze…

International Conference on Physician Health. From Awarness to Action

Krystyna Knypl

Od czasu gdy wymyślono powiedzenie „Medice, cura te ipsum”, niezwykle trudno się przebić z tematem lekarskiego zdrowia nie tylko do świadomości społeczeństwa, ale także do samych lekarzy.

Jak wykazały wyniki ankiety „Lekarze – jacy jesteśmy”, przeprowadzonej przez Konsylium24.pl, zaledwie 24% kolegów ocenia swój stan zdrowia na poziomie poniżej dobrego (tzn. jako dostateczny lub zły). Tymczasem jak wskazują wyniki opublikowanego ostatnio raportu GUS, aż 42% obywateli zwanych pacjentami ocenia swój stan zdrowia na mniej niż dobry. Gdy te narzekania pacjentów i chorobliwy optymizm doktorów zestawimy z czymś obiektywnym, jak na przykład średnia długość życia, poczujemy się lekko nieswojo. Średnia długość życia Polaka bez dyplomu lekarskiego wynosi 76 lat (dane Banku Światowego z 2010 roku).Tymczasem według danych Śląskiej Izby Lekarskiej zrzeszeni w niej lekarze żyją średnio 68 lat. Jak widać „polski pacjent” dużo potrafi – nawet przeżyć swojego doktora!

Zejście lekarza z tego świata oburza świadczeniobiorców, media i organizatorów ochrony zdrowia. Jak śmiał, gdy powołanie miał! Nie dość że miał powołanie, to przecież miał jeszcze podpisaną umowę na „świadczenie usług”!

Może więc pora do tematu lekarskiego zdrowia podejść w sposób bardziej systemowy i świadomy? Czynią to od pewnego czasu trzy towarzystwa naukowe: American Medical Association, Canadian Medical Association i British Medical Association, organizując kongresy poświęcone zdrowiu członków tych stowarzyszeń.

Kongresy o zdrowiu lekarzy

Podczas trzydniowych obrad, które odbyły się w końcu listopada 2012 roku w hotelu Westin w Montrealu, przedstawiono wiele ciekawych informacji na temat naszej kondycji zdrowotnej (http://www.cma.ca/living/presentations-2012-icph).

zrzuyCMA660

Tu warto nadmienić, że konferencje które odbywają się w hotelach, gromadzą zwykle publiczność liczoną w setkach uczestników, podczas gdy amerykańskie centra kongresowe, w których o swoich pacjentach obradują kardiolodzy, radiolodzy czy onkolodzy, gromadzą dziesiątki tysięcy zjazdowiczów. Temat „zdrowie lekarza” jest więc tematem kameralnym dla rynku konferencji medycznych.

Obrady rozpoczęto plenarną sesją, podczas której najciekawszy był wykład zatytułowany „Finding meaning, balance and personal satisfaction in the practice of medicine”. Wygłosił go profesor Tait Shanafelt z Mayo Clinic. Jest on dyrektorem przedsięwzięcia nazwanego „Program on Physician Well-being”. Już sama nazwa może ściąć z nóg! Dobre samopoczucie czy może dobre funkcjonowanie lekarza w centrum uwagi tak słynnego ośrodka!

Skoro jednak wielcy świata medycznego poświęcają temu zagadnieniu uwagę, to może warto w ofercie skierowanej do lekarza mieć nie tylko kij, bat, nadmierną kontrolę i obfite rzucanie obelg, ale i coś dobrego oraz przyjaznego?

Z danych przedstawionych przez profesora Shanafelta wynika, że niezbyt dobra kondycja zdrowotna lekarzy jest poniekąd normą międzynarodową, co w dużej mierze wynika z ciężkiej pracy w naszej profesji. Z grupy 3500 kanadyjskich lekarzy aż 62% oceniało, że pracuje zbyt ciężko. W 55% przypadków ich życie rodzinne i osobiste ponosi szkody z tego powodu, jednak aż w 65% lekarze mają ograniczone możliwości wpływania na swoją karierę.

Badania nad lekarzami norweskimi prowadzone w latach 1997-2007 wykazały, że ich kondycja psychiczna jest gorsza niż reszty społeczeństwa. Bardzo smutnym tego dowodem jest wyższa częstość samobójstw wśród norweskich lekarzy w porównaniu z populacją ogólną. Badania grupy amerykańskich lekarzy rodzinnych wykazały, że 53% z nich pracuje w gabinecie pod presją czasu, a aż 78% ma niski poziom kontroli wykonywanej pracy.

Takie warunki pracy to najprostsza droga do wypalenia zawodowego. Badania profesora Shanafelta na grupie ponad 7 tysięcy lekarzy amerykańskich wykazały, że wypalenie zawodowe dotyka przede wszystkim lekarzy medycyny ratunkowej, internistów, lekarzy rodzinnych i neurologów. Względnie małe zagrożenie wypaleniem czyha na lekarzy medycyny pracy, dermatologów i patologów.

Gdy porównano kondycję psychofizyczną lekarzy z kondycją pracowników innych profesji, to obraz jaki się wyłonił, potwierdził wcześniejsze przypuszczenia. Wśród lekarzy częściej występował zespół wypalenia – dotykał on 38% doktorów, podczas gdy w populacji ogólnej pracowników występował tylko w 28%. Poczucie ogólnego braku satysfakcji z życia dotykał 40% lekarzy amerykańskich i 28% przedstawicieli innych zawodów.

Wypalenie zawodowe jest groźne z różnych powodów, ale jednym z ważniejszych jest to, iż obniża ono postawy altruistyczne wśród personelu medycznego różnych szczebli – a doświadczają tego już nawet studenci medycyny. Nie tylko zmienia się postawa lekarza cierpiącego na wypalenie zawodowe wobec podopiecznych, ale przekłada się to na zwyczaje proskrypcyjne oraz stosunek do pacjentów! Badania amerykańskie wykazują większą częstość depresji (12% mężczyzn i 19,5% kobiet) oraz samobójstw wśród lekarzy w porównaniu z ogółem społeczeństwa.

Wśród czynników prowadzących do tych zdarzeń profesor Tait Shanafelt wymienia: wzrost oczekiwań otoczenia, obniżenie autonomii lekarzy, problemy na linii rząd - ubezpieczyciel - lekarz, ograniczenie czasu możliwego do poświęcenia pacjentowi oraz problemy w utrzymaniu równowagi pomiędzy życiem zawodowymi i prywatnym.

Jak więc powinniśmy starać się rozwiązać problemy, jakie nas dotykają? Na poziomie indywidualnych starań oraz systemowych rozwiązań – odpowiada profesor Shanafelt.

Co składa się na dobre samopoczucie? Jest to wynik pomiędzy odczuwaniem takich stanów jak gniew, niepokój, depresja a satysfakcją z życia, szczęściem i radością. Wiedza o szczęściu mówi, że aby je osiągnąć, trzeba zwracać uwagę na wszystkie jego komponenty. Należą do nich: odczuwanie przyjemności i pozytywnych emocji, bycie zaabsorbowanym wielkimi sprawami oraz równowaga między pracą a życiem prywatnym. Zwróćmy uwagę, że w uzyskaniu efektu poczucia bycia człowiekiem szczęśliwym ważne jest służenie sprawom większym niż cele jednostkowe. Może to być zdobywanie wiedzy, przygotowanie się do biegu maratońskiego albo… wydawanie gazety. Sprawdziliśmy! Działa! Tak więc dbajmy o przyjemności, zaangażowanie i nadawanie znaczenia naszemu życiu.

Studenci i rezydenci też mają problemy

Spośród innych prac przedstawionych na kongresie uwagę zwracało doniesienie „Quebec federation of medical students well-being survery”. Okazuje się, że aż 49,1% studentów medycyny w Quebecu jest już podczas studiów świadomych tego, że przyszła praca będzie negatywnie wpływała na ich życie prywatne. Trudno się temu dziwić, gdy 10,4% studentów zażywa leki nasenne, 3,4% ma rozpoznaną depresję, 5,3% ma problemy z jedzeniem, 17,4% płacze każdego miesiąca, 3,4% płacze każdego dnia, 17,4% ma myśli samobójcze. Czy otrzymanie dyplomu ich wyleczy z tych dolegliwości, czy raczej tradycyjnie usłyszą „medice, cura te ipsum? Dobrze, że choć wcześniej są świadomi swojego stanu i położenia.

Ciekawemu zagadnieniu było poświęcone doniesienie dr Emilie Desrosiers i dr Juliet Hallet, które zajęły się analizowaniem wpływu pracy rezydenta na macierzyństwo i ojcostwo. Zadano pytania drogę e-mailową 751 rezydentkom i rezydentom, na które uzyskano 195 odpowiedzi. Zwraca uwagę stosunkowo niski odsetek nadesłanych odpowiedzi, ale pewnie reszta adresatów była na dyżurze! Wśród tych, którzy odpowiedzieli, 75,4% stanowiły kobiety. Z tego 40% miało dzieci, a 4% oczekiwało na dziecko. Tylko 2,6% ankietowanych uznało, że podział ról i obowiązków w rodzinie w związku z posiadaniem dziecka jest łatwy do pogodzenia z pracą. Podział ról jako „możliwy do osiągnięcia” deklarowało 42,1%, a reszta ankietowanych uważa, że ma za mało czasu na obowiązki rodzicielskie i ich wykonywanie jest trudne do pogodzenia z pracą rezydenta.

Poświecenie się jednoczesne rodzicielstwu i rezydenturze jako dobry pomysł oceniło 27,7% ankietowanych, 56,3% uważało takie połączenie za złe, a 16,1% nie miało zdania. Głównym postulatem jaki autorki wysuwają jest większa elastyczność w zatrudnianiu rezydentów, którzy są jednocześnie rodzicami. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że wysiłek jaki musi włożyć organizator szkolenia w indywidualną modyfikację programu rezydentury jest bardzo mały w porównaniu z wysiłkiem rezydentów rodziców koniecznym dla wypełnienia wymogów szkolenia i obowiązków rodzicielskich.

Nazwa jak z bajki

Gdy zobaczyłam w internecie nazwę „Physicians Wellness Services”, miałam wrażenie, że jest to określenie niczym z bajki.

zrzutpws660

Że też ktoś postanowił zrobić biznes na dobrym samopoczuciu lekarzy! U nas byłby wyśmianym i wykpionym bankrutem już w chwili poczęcia tego jakże obcego polskiej kulturze publicznej pomysłu. Jednak nie od razu Kraków zbudowano i nie od razu taka piękna terminologia była w użyciu również w piśmiennictwie anglojęzycznym.

Na zagadnienie to zwrócono uwagę w doniesieniu zatytułowanym „From illness to wellnes: exploring the evolution of the concept of physician wellness”, przedstawionym przez dr Ill de Grood i wsp. Oto ewolucja tytułów i liczby doniesień naukowych o zdrowiu lekarzy.

8gdl 3 2013400

Ewolucja pojęciowa od postrzegania lekarza jako uzależnionego, uszkodzonego, chorego do tego, który ma prawo wystąpić przeciwko stygmatyzacji jest bardzo krzepiąca.

Nie tylko kongresy

Temat zdrowia lekarzy pojawia się nie tylko na kongresach. Uda się mu nawet czasem wedrzeć na łamy szacownych pism. Artykuł trzech kanadyjskich naukowców z Uniwersytetu w Calgary, zatytułowany „Physician wellness: a missing quality indicator” i opublikowany pod koniec 2009 roku na łamach „The Lancet” jednak nie wstrząsnął ani środowiskiem naukowym, ani organizatorami ochrony zdrowia w żadnym z krajów. A szkoda… Autorzy artykułu napisali w nim ważkie słowa: …„gdy zdrowie lekarza szwankuje, system ochrony zdrowia działa gorzej. Dobre samopoczucie lekarza nie jest jego indywidualną sprawą. Powinno być traktowane jako istotny element wpływający na jakość świadczonych usług. Stan samopoczucia lekarza powinien być stale monitorowany, mierzony i badany. Powinno się o tym mówić i analizować ten stan”.

Taktyka oparta na zamiataniu problemu pod dywan, zamykaniu oczu, oburzaniu się dziewicy w noc poślubną i parę innych metodologii nie sprawdzają się.

Kto powinien zajmować się naszym zdrowiem? Na poziomie rozwiązań systemowych nasz samorząd, na poziomie decyzji indywidualnych my z naszym lekarzem prowadzącym. Warto mieć takiego kolegę do dyspozycji. Na wszelki wypadek.

Krystyna Knypl

CCPH 2013 postcard en kopia660

GdL 3_2013