Wspominając prof. Marcina Kacprzaka

Krystyna Knypl

Profesor Marcin Kacprzak był wspaniałym człowiekiem, wielkim lekarzem i wybitnym naukowcem. Takich ludzi nie spotyka się na co dzień. Miałam zaszczyt słyszeć o Profesorze, zanim zostałam lekarzem, ba, zanim zostałam studentką medycyny…

Jakie to były okoliczności? Otóż w latach 60. moja matka Halina pracowała jako redaktor w Państwowym Zakładzie Wydawnictw Lekarskich. Z tego powodu już jako licealistka znałam nazwiska słynnych lekarzy, którzy byli autorami książek wydawanych przez PZWL i pojawiali się w opowieściach mojej matki.

W 1961 roku PZWL wydał książkę dla studentów Higiena ogólna pod redakcją prof. Marcina Kacprzaka. Redaktorem czuwającym nad przygotowaniem książki od strony językowej i wydawniczej była moja matka. Jak to bywa z dziełami zbiorowymi, książka wymagała sporego nakładu pracy redakcyjnej. Redaktorom PZWL po wydrukowaniu zwykle przysługiwał bezpłatnie jeden egzemplarz książki.

Na zakończenie procesu wydawniczego odbyło się spotkanie redaktora naukowego, czyli profesora Marcina Kacprzaka i redaktora wydawnictwa, czyli mojej matki. Pan profesor w pięknych słowach podziękował za wkład pracy nad książką. Dodał też, że jest jej bardzo zobowiązany i gdyby była w potrzebie, to zawsze chętnie pomoże.

18gdl 11 2015500

W niespełna rok później, w 1962 r., zdałam na wydział lekarski Akademii Medycznej z ocenami: biologia – bardzo dobry, chemia – dobry, fizyka – dostateczny. Suma punktów nie wystarczyła, aby dostać się na studia z ogólnej puli miejsc. W owych czasach istniały tzw. miejsca rektorskie, którymi dysponował rektor uczelni i nie był on związany kryteriami dotyczącymi ogólnej puli miejsc.

Matka pamiętając deklarację profesora Marcina Kacprzaka, zdecydowała się na wizytę w jego gabinecie i miała zamiar poprosić o przyjęcie mnie na miejsce rektorskie. Gdy stremowana dotarła do sekretariatu profesora, okazało się, że pan profesor leży w szpitalu z powodu zawału serca. Opowiedziała sekretarce powód swego przybycia, a sekretarka obiecała przekazać jej prośbę profesorowi.

Te odległe czasy, które wspominam, tym się różniły od tych czasów, które nadeszły potem, że sekretarki nie miały ambicji wyręczania swoich szefów w decyzjach, a jeżeli ktoś poważny dawał słowo, to miał zwyczaj słowa dotrzymywać. Sprawa została przekazana panu profesorowi Marcinowi Kacprzakowi, który jeszcze podczas pobytu w szpitalu wydał decyzję przyjęcia mnie na wydział lekarski. Poza mną została przyjęta jeszcze jedna osoba.

Jako studenci wiedzieliśmy, że profesor Marcin Kacprzak to wspaniały człowiek i wielki naukowiec, toteż gdy na IV roku studiów pojawił się na wykładzie z higieny, wszyscy słuchacze powitali go owacją na stojąco.

Krystyna Knypl

Fot. Mieczysław Knypl

GdL 11_2015