Gdy alfabet nowego języka przypomina ci chromosomy

O dr Ziucie Śmietańskiej, dr Marii Rycerowej, dr. Leonie Stachu

Do trzech razy sztuka – powiedziałam sobie i po napisaniu wspomnienia o prof. Henryku Chlebusie (http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wybrane-artykuly/889-profesor-henryk-chlebus) oraz prof. Jolancie Chodakowskiej (http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/931-wspominajac-prof-dr-hab-n-med-jolante-chodakowska) rozpoczęłam kolejny internetowy research na temat kolegów poznanych na początku mojej drogi lekarskiej.

Podjęłam pracę 24 kwietnia 1968 roku, a więc w okresie burzliwych przemian politycznych w naszym kraju. Miałam dzięki temu okazję poznać osobiście kilkoro kolegów, którzy za parę miesięcy ruszyli na emigracyjnych szlak do Izraela, Francji, Niemiec.

Życzliwi, z poczuciem humoru

Zanim rozpoczęła się emigracja w następstwie wydarzeń Marca ’68, miałam możliwość poznać dr Ziutę Śmietańską, dr Marię Rycerową oraz dr Leona Stacha. Byli oni doświadczonymi lekarzami, którzy chętnie dzielili się wiedzą z młodszymi kolegami, wspierali nas w kwestiach dyżurowych dylematów i codziennych ordynacji.

Leon Stach

Pierwszy dyżur miałam z dr. Leonem Stachem, było to 1 listopada 1968 roku. Poprosiłam o ten dzień, licząc na to, że uwaga świata będzie odwrócona od żywych ku zmarłym i dzięki temu przetrwam do porannej odprawy. Dyżur na szczęście był spokojny. Potem jeszcze kilkakrotnie mieliśmy wspólnie dyżury, nadal o spokojnym przebiegu. Podobnie jak nasze dyżury, spokojny był zawsze dr Leon Stach, a także elegancki, niezmiennie pod krawatem mimo dyżurowych niedogodności stwarzanych przez tak formalny ubiór.

Ziuta Śmietańska

Z dr Ziutą Śmietańską nie miałam okazji bliżej współpracować. Sądząc z odnalezionego fragmentu tekstu Eli Sidi pochodzącego z książki Izrael oswojony, musiała to być osoba o niebanalnym intelekcie, skoro miała tak ciekawe skojarzenia jak to, że litery alfabetu hebrajskiego przypominają kształtem chromosomy.

alfabet hebrajski i kariotyp mezczyzny660

W zasobach PubMed znajdujemy 10 doniesień naukowych, których współautorką jest dr Ziuta Śmietańska (https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/?term=SMIETANSKA+Z&cauthor_id=14260921).

Fragmenty praca w ang660W dorobku naukowym dr Ziuty Śmietańskiej uwagę zwraca praca z 1964 roku
opublikowana w języku angielskim w J. Atheroscler Res.

Była ona żoną Jerzego Śmietańskiego, redaktora tygodnika społeczno-politycznego „Polityka”, mieli syna Jerzego, który gdy opuszczali Polskę miał 11 lat. Potem syn Jerzy wyemigrował do Stanów Zjednoczonych.

Mirosława Rycerowa

Dr Mirosława Rycerowa była energiczną i pełną humoru kobietą. Jej dorobek naukowy jest pod adresami: http://www.bn.wim.mil.pl/bib/expertus.cgi?KAT=%2Fhome%2Fbiblio%2Fbib%2Fpar%2F01%2F&FST=data.fst&FDT=data.fdt&ekran=ISO&lnkmsk=2&cond=AND&mask=2&F_00=02&V_00=Rycerowa+M+

https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/?term=RYCEROWA+M&cauthor_id=13792520.

Ziemia obiecana

W 2006 roku tak pisałam na łamach mojego blogu www.grupakliniczna.blogspot.com.

Wydarzenia roku 1968 odbiły się na składzie osobowym kliniki. Czworo kolegów zdecydowało się na emigrację. Wśród nich był mój ulubiony starszy dyżurant dr Leon Stach. Wyjechał do NRF, jak to się wtedy mówiło. W porze wakacyjnej wyjechały do Izraela dr Ziuta Śmietańska, a wczesną jesienią dr Mirosława Rycerowa. Emigrację do Izraela rozumiałam dobrze, ale wyjazd do Niemiec? Miałam zbyt młodą głowę, aby zrozumieć kulisy wielkiej polityki. Wyjechało także kilku kolegów z mojego roku. Któraś z dziewczyn wyszła za mąż za szwedzkiego Żyda, aby móc uzyskać obywatelstwo pozwalające na wyjazd z Polski.

W wakacje pracowaliśmy pod kierunkiem zwierzchności zastępczej, która była bardzo bezpośrednia i elokwentna. Gdy zbliżał się koniec naszych samodzielnych ordynacji, Renata Kądzielawa mieszkająca na Saskiej Kępie urządziła przyjęcie. Byli wszyscy młodzi lekarze, zwierzchność zastępcza i dr Mirosława Rycerowa. Przyjęcie było sympatyczne. Dr Rycerowa opowiadała o przebiegu przygotowań do emigracji, oburzała się domniemaną próbą oszukania w urzędzie, który wymieniał emigrantom pieniądze na dolary lub marki – w każdym razie na twardą walutę, jak to zwykło się w tamtych czasach określać. Zdaniem narratorki urzędnik chciał ją oszukać. Była oburzona: „Mnie, Żydówkę, oszukać na pieniądze? Pokazałam mu, kto zna się na pieniądzach! Ale nieważne. Wzniosę teraz toast – kontynuowała. – Za rok o tej porze w Jerozolimie, jak mówią bogobojni Żydzi, gdy piją wódkę, do ciebie – tu padła popularna ksywka zwierzchności zastępczej – to piję”. Zapadła cisza. Pierwszy raz widziałam, aby elokwentny kolega nie miał pod ręką riposty. Nie znam jej do dziś. Nie wiem, czy toast był przytykiem czy prawdą. W tych odległych czasach nie było zwyczaju mówienia: jestem Żydem, gejem, partyjnym, lesbijką, alkoholikiem etc. Wszystkie mniejszości etniczne, seksualne czy obyczajowe musiały siedzieć cicho ze swoim problemem.

Bezpośrednie informacje o tym, że ktoś jest Żydem, dane mi było poznać znacznie później, gdy w latach osiemdziesiątych pracowałam w poradni dla kombatantów. Wielu z pacjentów dopełniało formalności w ZUS-ie, aby otrzymać rentę kombatancką. Na początku wizyty oglądałam zwykle książeczkę kombatancką, gdzie krótko były ujęte okoliczności wojenne. Poznałam wówczas wiele osób ze Stowarzyszenia Dzieci Holocaustu, które expressis verbis mówiły: „Jestem Żydówką” lub „Jestem dzieckiem Holocaustu”. Rozmowy przejmowały mnie do głębi. Wiele osób bardzo szczegółowo opowiadało o swoich wojennych koszmarach i kolejach losu. Od niektórych otrzymywałam spisane wspomnienia. Mam je w bibliotece na półce książek z autografem autora. http://grupakliniczna.blogspot.com/2006/08/wspomnienia-dedykuj-dr.html.

Powtórzyłam więc tekst na www.photoblog.com/mimax2, który ma większy zasięg (https://www.photoblog.com/mimax2/2017/01/17/17012017-tekst-sprzed-jedenastu-laty-ktory-wczoraj-ozyl-we-wspomnieniach/; https://www.photoblog.com/mimax2/2017/01/17/17012017-tekst-sprzed-jedenastu-laty-czesc-druga/).

Okazało się, że ziemia obiecana nie jest taka, jak mogłoby się wydawać wyruszającym na emigracyjny szlak.

Nie znali z domu jidisz ani hebrajskiego. Po polsku mówili, pisali i myśleli i choć z różnych powodów przestali Polskę uznawać za swoją ojczyznę, to polski pozostał ich ojczystym językiem. Mogli opuścić Polskę, gorzej było z polskim, bo języka, w którym człowiekowi w dzieciństwie odkrywa się świat, się nie wybiera.

Jak określiła tę grupę, a raczej sytuację, w jakiej się znaleźli Maria Lewińska, dziennikarka i pisarka, byli w Izraelu analfabetami z wyższym wykształceniem. W Polsce byli inteligencją i urzędnikami, w Izraelu byli jak niemowlęta, bezradni, gdy próbowali i musieli zrobić choćby krok poza swoje środowisko.

Hebrajski nie przypomina żadnego języka europejskiego, a żydowskość w religii, obyczaju i kulturze zostawili za sobą już dawno ich rodzice jeszcze w starym kraju. Maria Lewińska wspomina, jak było w Polsce: „Nie obchodziliśmy świąt. Polskie były nie nasze, a nasze nie wiedzieliśmy kiedy są”. Wielu z czasem osiągnęło biegłość w hebrajskim, inni poprawność. Prawdziwymi Izraelczykami – także językowo – zostały dopiero ich dzieci.

https://tygodnik.tvp.pl/36473441/po-polsku-w-izraelu-emigracja-pomarcowa-chetniej-wyrzekala-sie-polskosci-niz-zydzi-ktorzy-wyjechali-z-polski-po-1956-roku.

Z jakimi problemami zderzyli się emigranci ’68, możemy przeczytać także pod linkiem: http://www.migracje.uw.edu.pl/wp-content/uploads/2016/12/034.pdf.

Jak wynika z wyżej cytowanego dokumentu, do Izraela wyemigrowało 371 lekarzy, w tym 171 z Warszawy.

Marek Sznajderman

Nie wybrał tej drogi prof. Marek Sznajderman, u którego zdawałam egzamin z chorób wewnętrznych 23 czerwca 1967 roku, na V roku studiów. Bardzo dobrze pamiętam przebieg egzaminu, jego spokojną atmosferę oraz życzliwość profesora. Zdawałam razem z koleżanką, która była w zaawansowanej ciąży. Dostałam piątkę, koleżanka trójkę z komentarzem, że czekają ją teraz ważniejsze sprawy niż zgłębianie interny, na które przyjdzie czas potem. Miałam okazję współpracować z prof. Markiem Sznajdermanem we wczesnym okresie mojej lekarskiej drogi.

W 1953 roku przez 9 miesięcy pracował w szpitalu Polskiego Czerwonego Krzyża w Korei Płn. – pisaliśmy o tej szlachetnej misji na łamach „Gazety dla Lekarzy” (http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wybrane-artykuly/418-szpital-polskiego-czerwonego-krzyza-w-korei-polnocnej; http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wybrane-artykuly/420-szpital-polskiego-czerwonego-krzyza-w-korei-polnocnej-2; http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wybrane-artykuly/84-polska-misja-medyczna-w-korei-czesc-1).

Prof. Marek Sznajderman za udział w misji Polskiego Czerwonego Krzyża został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

O swojej drodze życiowej opowiada prof. Marek Sznajderman w jednym z rozdziałów książki Dzieci Holocaustu mówią. Książkę tę otrzymałam od mojej pacjentki z Poradni dla Kombatantów, w której leczyły się także osoby ze Stowarzyszenia Dzieci Holocaustu. Sięgnęłam po tę książkę ponownie po blisko 30 latach od jej otrzymania…

Profesor Sznajderman w czasie II wojny światowej był więźniem niemieckich obozów koncentracyjnym na Majdanku oraz w Sachsenhausen. W tym ostatnim przebywał także mój ojciec Józef Łapiński (piszę o nim http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wybrane-artykuly/861-o-moim-ojcu-jozefie-lapinskim).

Profesor jest absolwentem Liceum im. J. Słowackiego w Warszawie, które kończyła również moja córka Katarzyna. Dopiero teraz odkryłam te fakty... warto sięgać po książki dokumentujące prawdę historyczną. Warto naszą historię, koleje losu naszych bliskich i kolegów przypominać ad futuram rei memoriam.

Dr n. med. Krystyna Knypl

tramwaj pamieci22660
27 stycznia 2020 r. w Warszawie kursował Tramwaj Pamięci – symbolicznie pusty, bez pasażerów

Na lekarskim szlaku wspomnień: ludzie, miejsca, fakty

Fot. Mieczysław Knypl

Źródła ilustracji: https://en.wikipedia.org/wiki/Hebrew_alphabet#/media/File:Alefbet_ivri.svg

https://en.wikipedia.org/wiki/Chromosome#/media/File:NHGRI_human_male_karyotype.png

GdL 4_2020