Idę do dentysty

20150925 081322660

Katarzyna Kowalska

Poznawszy dość gruntownie paryską opiekę pediatryczną, zarówno ambulatoryjną, jak i szpitalną, poszerzyłam obszar zainteresowań o stomatologię. W ramach badań terenowych odwiedziłam dwa gabinety w 16. dzielnicy Paryża. Do pierwszego trafiłam poniekąd z przypadku, bo był najbliżej, drugi gabinet wybrałam w sposób celowany, pod kątem planowanego leczenia endodontycznego.

W poczekalni

Oba gabinety bardzo nowoczesne i eleganckie. W obu poczekalniach pacjenci mogą oglądać telewizję. W poczekalni pierwszego gabinetu było dodatkowo akwarium z rybkami, co nieco mnie zdziwiło. Jednak bardziej byłam zdziwiona brakiem szatni lub przynajmniej wieszaka na płaszcze. Zaczęłam więc zaglądać do szaf w nadziei znalezienia ukrytego wieszaka (nikogo w recepcji nie było, stąd moje zuchwałe zachowanie ;-)), ale znajdował sie tam tylko migający diodami sprzęt elektryczno-elektroniczno-telefoniczno-internetowy. Gdy pojawiła się asystentka, żeby odebrać telefon, wskazałam na kurtkę z pytającym wyrazem twarzy, na co ona tylko pokiwała głową, że OK, OK. ;-) Rozsiadłam się więc z kurtką w poczekalni, podobnie jak inni pacjenci.

Gabinet standardowy

W pierwszej z odwiedzonych placówek przyjmuje troje dentystów. Do gabinetu zaprasza lekarz. Przy pierwszej wizycie otwiera w komputerze kartę pacjenta, wpisuje podstawowe dane, nazwiska lekarzy prowadzących, przyczynę wizyty, informacje o ewentualnych alergiach. Wyposażenie gabinetu jest nowoczesne. Fotel umożliwia ułożenie pacjenta w pozycji horyzontalnej, a na suficie wisi telewizor! Dentysta robi najpierw bilan complet, czyli przegląd wszystkich zębów. Potem w razie potrzeby idzie się do innego pomieszczenia na rtg. Sprzęt do prześwietlania też nowoczesny i skomputeryzowany. Po prześwietleniu wraca się do gabinetu lekarza i tam razem na monitorze ogląda się zdjęcie – lekarz opowiada, co widzi. Potem jeszcze na fotelu miałam dorobione dwa pojedyncze rtg zębów (lekarz wszystko ustawia, wkłada do jamy ustnej płytkę z kliszą, którą trzeba trzymać palcem, wychodzi z gabinetu i zdalnie uruchamia aparat).

Na zakończenie wizyty dostałam receptę na antybiotyk, płyn do płukania, paracetamol. Pani doktor nie pamiętała, jakie leki przeciwbólowe są dozwolone przy karmieniu piersią i konsultowała się z dr. Googlem. ;-) Płatność za wizytę przyjmuje lekarz i po zainkasowaniu godziwego honorarium odprowadza pacjenta do wyjścia.

Wyższa półka stomatologiczna

W drugim gabinecie była bardziej profesjonalna recepcja, bo cały czas w niej ktoś dyżurował, a nie tylko z doskoku załatwiał sprawy. Podobnie jak w pierwszym gabinecie nie było szatni ani wieszaka na płaszcze. W poczekalni też TV, ale bez dźwięku. W tle muzyka. Pacjenci to zamożni z wyglądu starsi mieszkańcy 16. dzielnicy. W pierwszym gabinecie klientela była bardziej zróżnicowana pod względem wieku: młoda kobieta, starszy pan w skórzanej kurtce, no i ja.

Z poczekalni do gabinetu wywołuje asystentka dentystyczna, która od razu mnie zaprowadziła na rtg, po ichniemu scanner. Może to była tomografia? Sprzęt wyglądał podobnie do rtg z pierwszego gabinetu, ale wykonywał więcej okrążeń nad moją głową.

W recepcji zapłaciłam za wykonane prześwietlenie. Potem asystentka zaprowadziła mnie do gabinetu, gdzie czekał lekarz i na komputerze pokazał obraz z prześwietlenia. Na ekranie były cztery okienka z różnymi ujęciami. Jedno z nich było przestrzenną wizualizacją szczęk i zębów (wyglądało trochę jak usg 3d), pozostałe okienka to różne perspektywy prześwietlanej okolicy. Lekarz może obraz w każdym z tych okienek modyfikować – przekręcać w różnych osiach i zmieniać podobnie jak na usg parametry wyświetlania. Długo i wyczerpująco opowiadał o jednym zębie. Tradycyjnych oględzin jamy ustnej na tej wizycie nie było. Na koniec lekarz przedstawił ofertę leczenia i umówił na wizytę, na której odbędzie się uzdrawianie mojego zęba. Dał mi też swoją wizytówkę, żebym się mogła z nim skontaktować w sprawach związanych z ofertą – odniosłam wrażenie, że jest elastyczny co do wszystkich jej składowych (poza końcową ceną oczywiście ;)).

Ciąg dalszy jeszcze nie nastąpił.

Tekst i zdjęcia
Katarzyna Kowalska

PS

– A co z kurtką? – zapyta dociekliwy czytelnik.
– Ano, ciągałam ją ze sobą i rzucałam, gdzie popadnie. Może na następną wizytę zabiorę młotek i kilka gwoździ?

20151013 142107660

GdL 3_2016