W medycynie trzeba mieć szczęście

Motto: Dla triumfu zła potrzeba tylko, żeby dobrzy ludzie nic nie robili. Edmund Burke

Aleksandra Zasimowicz

Większość krajów, do których zawitała globalna sieć, obchodziło 5 lutego 2019 roku kolejny Dzień Bezpiecznego Internetu. Przyszło nam żyć w ciekawych czasach, a takie nigdy bezpieczne nie są. Zagrożenia wirtualnej rzeczywistości czynią realne szkody w umysłach i psychice jej użytkowników, zwłaszcza młodszych, ale i całkiem wymierne w portfelach, tym razem już u starszych. Dobrze, że istnieje cała masa ludzi chroniących dzieci i młodzież, a wreszcie wszystkich użytkowników tego medium. Ta rzesza specjalistów: informatyków, psychologów, policjantów, a wreszcie i przede wszystkim ludzi dobrej woli stawia tamę złu. Często nic nie wiemy o ich działaniach, a jednak nikt nie wątpi w sens ich pracy.

Czy zło w sieci jest większe niż w codzienności realnego świata?

Jakiś czas temu towarzysząc wnukowi w jego wizycie z mamą u pediatry, ze zdziwieniem zobaczyłam, że lekarz badając dziecko, sprawdza mu również uszy i zleca laryngologiczne ich leczenie. Po wyjściu z gabinetu zapytałam, czy pediatra ma drugą specjalizację z laryngologii i dowiedziałam się, że nie, ale teraz pediatrzy leczą wszelkie choroby. Byłam tak zaskoczona, że gdy wróciłam do swojej miejscowości, zaczęłam pytać o problem młodsze koleżanki – czy też mają takie doświadczenia. Okazało się, że tak.

Gdy u moich małych dzieci pediatra podejrzewał problem laryngologiczny, urologiczny, ortopedyczny czy inny, to kierował mnie do specjalisty z prośbą o konsultację i ewentualne leczenie. Tak było przed laty. Skoro dzisiejsza wiedza jest o wiele bogatsza, to jak można oczekiwać od pediatry czy lekarza pierwszego kontaktu, że będzie specjalistą w każdej dziedzinie?

Panaceum na bolączki resortu zdrowia

Niedawno przeczytałam w sieci o pomyśle likwidacji wielu specjalności lekarskich. Przy takich ogromnych problemach z wakatami na stanowiskach lekarskich ktoś wpadł na szatański pomysł, że jeśli brakuje specjalistów, to jak zniknie jakaś specjalizacja, to problem kolejki do tego specjalisty umrze śmiercią naturalną. Może dlatego, że nie jestem lekarzem, kompletnie nie mogłam pojąć przedstawianych argumentów, miałam jedynie wrażenie, że pisze je ktoś, kto wierzy, że ma patent na mądrość. Dyskusje w sieci przyciągają zwolenników i przeciwników reformy. Możliwe, że struktura organizacyjna wymaga korekty, ale chyba nie cofania się do epoki jednego lekarza od wszystkiego.

Naoczny dowód, że specjalności są konieczne

Jakiś czas temu pisałam o moich i rodzinnych perturbacjach w leczeniu syna. Ponieważ sprawa znalazła pozytywny finał, chciałam się tym podzielić. Przypomnę tylko, że przez ponad rok usiłowaliśmy doczekać się diagnozy, ponieważ syn miał dolegliwości ze strony przewodu pokarmowego. Kiedy już wynik rezonansu nie pozostawiał wątpliwości, że przyczyną jest guz śródpiersia, syn udał się do jednej z klinik torakochirurgii, zaopatrzony w skierowanie z adnotacją „pilne”. Krótka wizyta zakończyła się osobliwym zaleceniem: Proszę zgłosić się na kontrolę za rok, z aktualnym badaniem radiologicznym.

Wieść gminna głosi, że kiedy pacjent bardzo chce żyć, medycyna jest bezradna. Na szczęście klinik jest kilka i w innej doktor o specjalizacji chirurgii onkologicznej, widząc ten sam wynik rezonansu, nie miał wątpliwości, że trzeba operować i to szybko. Po operacji dwie informacje: pierwsza euforyczna, że to nie rak, druga, że zropiała zawartość dużej torbieli wylała się przy zabiegu. Wiem, że lekarz uratował moje dziecko. Wiem, że musiał mieć ogromną wiedzę i doświadczenie, żeby podjąć szybką i trafną decyzję. Na szczęście zdążyliśmy i na szczęście nie poprzestaliśmy na opinii poprzedniego lekarza.

Aleksandra Zasimowicz
siostra lekarki

GdL 3_2019