Ciąża geriatryczna zastrzeżona tylko dla kobiet powyżej 35 r.ż Czy jest pojęcie "ciężarnik geriatryczny" w odniesieniu mężczyzn powyżej 35 roku życia?
Jeśli dobrze pamiętam medycynę ukończoną przed 55 laty dziecko jest dziełem dwuosobowym, Czy jest równe spostrzeganie kobiet i mężczyzn polega tylko na stosowaniu feminatywów? Mój tytuł zawodowy na dyplomie brzmi LEKARZ.
Co sądzi na temat określenia ciąża geriatryczna' środowisko ginekologiczno - położnicze? Co sądzą koleżanki lekarki z dodatnim wywiadem w kierunku "ciąży geriatrycznej"?
Czy komórką jajowa jest po 35 roku geriatryczna a plemnik wiecznie młody, prężny, no bo, że ruchliwy to oczywista oczywistość ;). Chętnie poznam badania naukowe na ten temat. Czy genom kobiet i genom mężczyzn starzeje się w tym samym tempie? Czy genom mężczyzny powstaje de novo przy każdej produkcji plemników?
Czytelniczkom(she/her) & Czytelnikom (he/his) proponuję na deser mój felieton poruszający ten temat w mniej naukowej formie bo ileż może wymądrzać się kobieta, która lada tydzień rozpocznie 80 rok życia i jest starsza niż PRL jak to odkryła pewna Młoda Dama, a odkrycie swe zwerbalizowała okrzykiem "Krystyna to ty jesteś starsza niż PRL", ano jestem o kilka tygodni, niebawem więcej na ten temat...
Rodzinne Miasteczko Matyldy położone było na niewielkim wzniesieniu, będącym największą pamiątką zostawioną przez polodowcowe zamieszanie. Nie można było do trwałych pozostałości zaliczyć drobnych otoczaków, używanych w powojennych latach do budowy podmurówek nielicznie stawianych domów. Kamienie nie dość, że wszystkie były podobne do siebie, to jeszcze często zmieniały miejsce pobytu i przez to słabo rzucały się w oczy. Miasteczko ze wszystkich stron aż po horyzont okalały gęste, sosnowe lasy. Przez środek wiła się wyboista droga prowadząca na północ. Podobno dochodziła wzniesieniu do jakiejś wsi, ale świadomości wszystkich Goździkowskich dzieciaków właściwie nie miała końca. Nikt nie jeździł na północ, bo za wsią rozciągały się tylko długie łany żyta, owsa i pszenicy, czyli nic ciekawego.
Dom, w którym urodziła się Matylda W Rodzinnym Miasteczku każdy miał swoje własne pole, dobrze znane od dziecka, obrabiane każdego roku i nie interesował się cudzym. Naprawdę ciekawa to była wyprawa na odpust do parafii, hucznie obchodzony na świętych Piotra i Pawła, gdzie można było zobaczyć wspaniałe, niecodzienne rzeczy. W górnej części straganów rozstawianych przed kościołem łopotały na wietrze różnokolorowe chorągiewki i baloniki, w dolnej części wisiały piłeczki jo-jo na gumce, a na wysokości oczu znajdowały się słodycze. Sprzedawcy chyba od zawsze wiedzieli, co przyciąga spojrzenia dzieciaków. Matylda najbardziej lubiła lizaki, białe z pasemkami różowego… z czego właściwie było to różowe? Do dziś nie wiadomo, ale smakowało niebiańsko.
Jeszcze fajniej niż wybrać się na odpust było pojechać do Ameryki. Co słodkiego miała w sobie Ameryka? Na sto procent coś musiała mieć. Nie śpiewano by bez powodu na spotkaniach towarzyskich, do muzyki granej przez orkiestrę: To jest Ameryka, to słynne USA, Wspaniały kraj, na ziemi raj… https://www.youtube.com/watch?v=tRepPPeyiis
Na pewno nie słyszało się takich wywrotowych pieśni o Ameryce w toczkach, które zaraz po wojnie zainstalowano wszystkim mieszkańcom Rodzinnego Miasteczka w ramach elektryfikacji i radiofonizacji. Ciekawe, że takie Podmoskiewskie wieczory często nadawane w soboty, nie wywoływały u słuchaczy myśli o podróży na Wschód. Tak samo Rozkwitały jabłonie i grusze,choć melodyjne i rzewne, nikogo nie zachęcały do migracji. Pewnie przez tę piosenkę o Ameryce, będącą przebojem każdego towarzyskiego spotkania, wszyscy w Rodzinnym Miasteczku wiedzieli, że jest tam raj. Szczególnie podatni na wiarę o raju w Ameryce byli mieszkańcy Goździk peryferyjnej dzielnicy Miasteczka
Do tego potem, ale to już naprawdę dużo później, ludziska dowiedzieli się, że nie tylko raj, ale i demokracja jest w tej całej Ameryce. Podobno smaczne nadzwyczajnie było połączenie amerykańskiego raju i demokracji. Smak miało taki… taki… no, do niczego krajowego niepodobny. Matylda przypuszczała w skrytości ducha, że raj i do tego jeszcze demokracja, połączenie niespotykane nigdzie indziej na świecie, niepowtarzalne w swoim rodzaju dwa w jednym, kombinacja trudna do wyobrażenia zwyczajnym umysłem, musi nazywać się DEMO-KRAJ. A może DEMO-RAJ? Zastanawiała się nad tym nieraz, ale na Goździkach nie było pod ręką nikogo, kto pomógłby rozwikłać ten skomplikowany dylemat lingwistyczny.
Na Amerykę w Rodzinnym Miasteczku zachorować musiał każdy, jak na świnkę albo odrę. Jeden wcześniej, drugi później, ale wyjątków nie było. Przypadki, które nie uodporniły się w dzieciństwie, były więc teoretycznie nadal zagrożone infekcją. A że szczepionki na tę chorobę nie znano, to i złapanie bakcyla było tylko kwestią czasu.
W Rodzinnym Miasteczku wszyscy liczący się mieszkańcy mieli kogoś za Wielką Wodą, a co obrotniejsi rezydowali tam od co najmniej dwóch pokoleń. Fajtłapy, inteligenci pracujący i niespieszni myśliciele właśnie sposobili się do podejścia po wizę amerykańską. Wieczorami siadali przy ciepłych jeszcze kaflowych piecach i wiedli spokojne rozmowy taktyczne. Najważniejsze pytanie brzmiało: jak ustawić się w kolejce pod ambasadą, żeby nie trafić do tej mądrali, która siedzi w ostatnim okienku?
Odrzucała prawie co drugiego kandydata na turystę. – Barco mi psikro, ale pan nie jest turista – orzekała, z zapałem mocując się z językiem polskim. Te porażające słowa okraszała pani konsul szerokim uśmiechem odsłaniającym zęby, a sztuczny blask materiałów stomatologicznych dobrze kontrastował z jej śniadą cerą.
Znana ze swych stanowczych decyzji, nie była w stanie zrozumieć, że turystyka to coś innego niż uporczywe oglądanie zachodzącego słońca na nadmorskich bulwarach i powrót do domu z pustymi kieszeniami. Taką wycieczkę każdy głupi zaliczyć potrafi.
Nieprzyjaźnie potraktowani przez przedstawicielkę amerykańskiej administracji, zdesperowani mieszkańcy Rodzinnego Miasteczka kupowali bilet lotniczy do Mexico City, skąd drogą lądową udawali się do przejścia granicznego w Naco, w stanie Arizona. Z ust do ust podawano sobie nazwę skromnego hoteliku, w którym należało się zatrzymać po meksykańskiej stronie i wynająć pokój numer siedem. Gości proszących o pokój numer siedem recepcjonista powiadamiał mocno łamaną polszczyzną, że w ciągu kilku godzin przyjdzie osoba, z którą są umówieni na spotkanie. Zwykle pod wieczór rozlegało się ciche stukanie do drzwi, pospiesznie otwieranych przez oczekującego. W progu stała wiekowa Meksykanka o pomarszczonej twarzy. Starucha wymagała dwóch rzeczy: opłaty z góry za wskazanie drogi do słynnej dziury w ogrodzeniu granicznym i przejścia przez nią bez paszportu, który meksykańskie dzieciaki donosiły pół godziny po pomyślnym przekroczeniu granicy. Niejeden siedząc na krawężniku w oczekiwaniu na paszport zadawał sobie słynne pytanie: Na co mnie było przyjeżdżać do Naco? Na szczęście Meksykanka prowadziła solidną firmę, której byt oparty był na referencjach przekazywanych z ust do ust i po pół godzinie pojawiał się mały kurier z paszportem. Całą operację zaczynano zwykle około drugiej w nocy i kończono nad ranem. W umówionym miejscu na przeprowadzonego czekał krajan i zapewniał transport do Jackowa. Zanim ruszyli w drogę, spoglądali na solidne kraty w oknach jednopiętrowego białego budynku straży granicznej w Naco, szczęśliwi, że nie muszą podziwiać walorów stalowej konstrukcji od wewnątrz.
Próbować dostać się do Ameryki przez meksykańską granicę, wpaść w ręce straży granicznej, przejść drugi raz na amerykańską stronę, mając do odpracowania pięć tysięcy dolarów kaucji za wypuszczenie z aresztu, potrafili tylko nieliczni obywatele Rodzinnego Miasteczka. Coś sąsiada długo nie widział… W Ameryce był czy chorował? zagadywali znajomi. – Korzonki dokuczali, siedział ja w domu całą zimę przy piecu i krzyż wygrzewał, ale na wiosnę może i pojadę do Ameryki – odpowiadał kandydat na turystę. – A słyszał sąsiad, że Stasiek Julków przywiózł trzydzieści tysięcy i plac już kupił pod budowę domu? – A tam, zaraz trzydzieści... też opowiada. Ledwie dwadzieścia siedem będzie wszystkiego majątku, a przechwala się jakby worek dolarów przywiózł albo i dwa. U Julków wszystkie takie chwalipięty, nie wie tego czy nietutejszy?
Nie było większej obelgi niż powiedzieć komuś, że jest nietutejszy albo nazywać flancowanym mieszkańcem Rodzinnego Miasteczka. Na mnie czas stwierdzał sąsiad i dla uprawdopodobnienia przyczyny pośpiechu rzucał od niechcenia:Kurom trzeba ziarna podsypać. Miłośnicy turystyki mieli swoje ugruntowane tradycją zainteresowanie dyscyplinami w kraju nieuprawianymi. Mężczyzn fascynowała technologia wyburzania amerykańskiego azbestu. Kobiety dla odmiany niebywale ciekawiło, w jakim czasie można sprzątnąć łazienkę, używając szczoteczki do zębów wręczonej przez wredną chlebodawczynię. Nigdzie indziej jak kraj długi i szeroki nie obserwowano większego zamiłowania do łączenia pracy z podróżami. Istniały poważne poszlaki, że słynny program Work & Travel opracował ktoś pochodzący z Rodzinnego Miasteczka. Bywalcy twierdzili, że samolot do Ameryk inigdy nie wystartuje z Okęcia, jeżeli na pokładzie nie siedzi przynajmniej jedna osoba z Goździk. Wolne miejsce oznaczało, że podróżni nie są jeszcze w komplecie i trzeba spokojnie czekać, bo może Ziutek zatrzasnął się w łazience i bez pośpiechu, którego wprost nie cierpi, zastanawia się, jak by tu się wydostać z pułapki. Poważne przesłanki wskazywały na to, że Matylda zbyt krótko mieszkała w Rodzinnym Miasteczku, aby zarazić się we właściwym czasie i przechorować przypadłość w sposób typowy dla lokalnej ludności. Ameryka jawiła się jej równie abstrakcyjnie jak Mars,Księżyc albo odległa epoka historyczna. Nawet przez długi czas poważnie podejrzewała, że nie ma takiego kraju na świecie. Gdyby naprawdę istniał, z pewnością już by dawno zadziałał na podróżniczą wyobraźnię Matyldy. Na to, jak dalece amerykańska żądza nie zaprzątała jej umysłu, wskazywał tak poważny dowód, jak brak wizy do tego kraju w kolejnych paszportach. Prawie każdy z Rodzinnego Miasteczka miał wizę wklejoną na odpowiedniej stronie i mógłby napisać grubą książkę o przygodach związanych z wyprawami do konsulatu, ale nie Matylda. Poza ozdobną wizą Księstwa Liechtenstein, pozyskaną za kilka franków w urzędzie pocztowym w Vaduz, o zdobywaniu takich dokumentów nie wiedziała prawie nic. Dokładniej – tylko tyle, ile można było wyłowić z opowieści krajan o ich przygodach. Odbierała sąsiadów z lotniska, odprowadzała, gościła i pocieszała.
Nabywała wiadomości wyłącznie z drugiej ręki. Niekiedy służyła wiedzą medyczną. Popatrz tak fachowym okiem... co on taki chudy? – pytała koleżanka, pokazując fotografię męża.Jaki tam chudy? Normalny – odpowiadała zwykle Matylda. Ale popatrz uważnie, okiem doktora! Nie widzisz, żeby był rakowaty albo coś podobnego? – upewniała się słomiana wdowa. Nie, na rakowatego nie wygląda – zapewniała z całą powagą. Oświadczam to jako doktór.
Krystyna Knypl ( z domu Łapińska, urodzona w Łapach na Podlasiu)
Wirusy na moim koncie bankowym. Formalności 14 godzin plus wizyta w banku. Mają w Warszawie klawe życie, lepsze niż ten "inwestor" z Lizbony sfotografowany kiedyś przeze mnie.
Słynna globalna podróżniczka Matylda Przekora w swoim już dość długim życiu wiele krain - Realandię, Sarmalandię , Wirtualandię. Globalnie nie było jednak powodów do narzekań. Jej jej językiem lat dziecięcych był język moherski, ponieważ z urodzenia była moherzanką z wschodnich terenów Sarmalandii. Będąc panienką nazywała się Matylda Moherzyńska. Podobno miała szlacheckie pochodzenie, jej przodkowie byli szlachtą herbu Jelita, ale co to za herb? Które jelita -górnego odcinka przewodu pokarmowego> Górnego? To było by jeszcze od biedy do zaakceptowania, ale gdyby tak chodziło o dolny odcinek to co by było. Matylda Dupiarska? Gdyby była mężczyzną, słynnym politykiem to mogłaby by publicznie zwierzać się "byłem dupiarzem", ale w ustach młodej dziewczyny zwrot "byłam dupiarą" to już zupełnie inne klimaty.
Portret Matyldy Przekory z młodych lat ( rys. @Francis)
Pewnego listopadowego poranka odkryła, że nie była jeszcze w Słowolandii. Była to nowa kraina powstała gdy w Sarmalandii dokonała się epokowa przemiana systemu ochrony zdrowia zdrowia. Przemianom uległo wszystko - struktura systemu, nazewnictwo zawodów i chorób, no i oczywiście finansowanie, a co za tym idzie nastawienie personelu do pieniędzy. Znikła służba zdrowia, której reprezentantką zawsze się czuła, pojawił się termin ochrona zdrowia. Osobiście termin służba uważała za zaszczytny - służba wojskowa, służba dyplomatyczna dla Matyldy brzmiała dumnie
Matilda Mews ( fot. @Beateczka)
Ale co tam jakaś uliczka na obrzeżach może i wielkiego miasta. Wystarczy spojrzeć na ten wsiowy dom w którym się urodziła...
Już na pierwszy rzut okaz widać , że to moherowy styl budowy!
A ona nic z tego sobie nie robiła i jeszcze kupiła taką przyczepkę na lodówkę którż używała jedynie w sezonie letnim
Na całej jej szczęście w sezonie zimowym mieszkała ekologicznie i nie marnotrawiła prądu dbając o ekologię świata i oszczędzanie energii
Taki poniżający sprzęt w dłoniach profesjonalisty medycznego był po prost hańbą nad hańbami! On absolwent jednego z licznych wydziałów medycznych powstałych po reformie takich jak wydział nauk o zdrowiu, wydział ratownictwa, wydziała pielęgniarstwa i położnictwa na uniwersytetach medycznych to był ktoś. Termin Akademia Medyczna to był śmiech na sali
Proklamowanie Rzeczpospolitej Słowolandzkiej
W dniu 6 listopada 2023 roku prezydent Rzeczpospolitej Słowolandzkiej wygłosił orędzie do narodu podczas którego mianował na stanowisko premiera RS człowieka z partii która przegrała wybory! No tego jeszcze nie było w historii demokratycznego świata!
Większość mijających dni wydaje się nam dość nudna. Wykonujemy powtarzalne, codzienne czynności i nie zdajemy sobie sprawy z zachodzących każdego dnia zmian i ciekawych wydarzeń nie tylko w życiu naszym, ale w życiu całych społeczeństw. W konkretnych dniach rozpoczynają się i kończą jakieś wojny, zawierane są małżeństwa, powstają nowe rodziny, rodzą się dzieci, ktoś umiera, ktoś zaczyna nową pracę, ktoś kończy wymaganą prawem edukację, ktoś rozpoczyna kompozycję wspaniałego utworu muzycznego, a ktoś inny poniesie porażkę wizerunkową spowodowaną głupią wypowiedzią. Dla każdej z tych osób data takiego wydarzenia zostanie w pamięci na długo. Życie nie zna próżni, stąd nie ma też dat nieważnych i nawet najbardziej nudny dla ogółu dzień może stać się dla konkretnej osoby datą najważniejszą w życiu.
12 czerwca, data jak wiele innych
12 czerwca to jedna z takich dat pozornie nie wyróżniająca się niczym szczególnym. A jednak…Było trochę bitew i wydarzeń wojennych (dla przykładu: w bitwie pod Augsburgiem w 910 roku zwyciężyły wojska węgierskie, w 1382 roku rozpoczęła się Litewska wojna domowa, w 1419 roku wojska pod wodzą Joanny d`Arc pokonały Anglików pod Jargeau, a podczas II wojny angielsko-holenderskiej w 1665 roku zajęty przez Anglików Nowy Amsterdam został przemianowany na Nowy Jork).
Było trochę ważnych wydarzeń politycznych (dla przykładu: w 1545 roku Karol III Wielki został księciem Lotaryngii, 5 lat później założono Helsinki, natomiast w 1790 roku stolicą stanów Zjednoczonych została Filadelfia, a w 1898 roku Filipiny uzyskały niepodległość od Hiszpanii).
Było trochę ważnych zaślubin jak chociażby zaślubiny w 1538 roku króla Szkocji Jakuba V z księżniczką lotaryńską Marią de Guise, czy w 1733 roku zaślubiny przyszłego króla Prus Fryderyka II Wielkiego z Elżbietą -Krystyną z Brunszwiku.
Urodzeni 12 czerwca
Urodziło się 12 czerwca całe mnóstwo ludzi, w tym wiele osób sławnych, których istnienie odnotowuje skrupulatnie wszystko wiedząca Wikipedia. Chociaż z oczywistych powodów nie może odnotować wszystkich, dokonuje wyboru tych najważniejszych. Spośród osób urodzonych tylko jednego dnia 12 czerwca 1929 roku, o których czytelnik powinien mieć wiedzę - Wikipedia wymienia Annę Frank, żydowską nastolatkę autorkę słynnego pamiętnika pisanego w ukryciu w Amsterdamie podczas niemieckiej okupacji Holandii. Dziś przejmującą treść pamiętnika zna cały świat, bo o pamięć o autorce zadbano (i słusznie) w sposób niezwykle rzetelny, a opisane w pamiętniku przeżycia dziewczynki stały się jednym z symboli losów dzieci pomordowanych podczas II wojny światowej.
Chociaż pewnie tysiące osób urodzonych na świecie 12 czerwca 1929 roku miało swoje własne godne zapamiętania wydarzenia, to zaskakuje brak wielu informacji o rówieśniczce Anny Frank, Rut Laskier - polskiej Żydówce urodzonej tego samego dnia i także prowadzącej pamiętnik będący niezwykłym świadectwem holocaustu.
Fragment pamiętnika Rutki Laskier pisanego w języku polskim
Rut Laskier nazywana Rutką urodziła się 12 czerwca 1929 roku w zamożnej, cieszącej się wysoką pozycją społeczną rodzinie. Rodzina Laskierów mieszkała w Będzinie już w XIX wieku, gdzie prowadziła fabrykę okuć, lin drucianych i łańcuchów, a jeszcze przed wybuchem wojny jej własnością stał się również doskonale prosperujący młyn, Dziewczynka mieszkała w Będzinie przy ul. św Jana 4 wraz z rodzicami, młodszym o 8 lat bratem i babcią. Przez pewien czas jej nauczaniem zajmowali się prywatni nauczyciele, potem kontynuowała edukację w Żydowskim Gimnazjum im. Fürstenberga w Będzinie, gdzie między innymi uczyła się języków: hebrajskiego, łaciny i niemieckiego. Kiedy wybuchła wojna, Gimnazjum im. Fürstenberga zamknięto i jak większość szkolnych kolegów również Rutka uczęszczała na tajne komplety. Z tej formy kontynuowania nauki korzystała też jej szkolna koleżanka Paulina Linka Gold, prawdopodobnie jedyna uczennica, z klasy w której uczyła się Rutka ocalona z okrucieństwa II wojny światowej. Zachował się pamiętnik Pauliny z wpisami kolegów i koleżanek z klasy, w tym wpis Rutki. Sama Paulina Linka Gold doskonale pamiętała Rut Laskier jako inteligentną i śliczną dziewczynę, jedną z najlepszych uczennic.
Jak w wielu innych polskich miastach w maju 1942 roku Niemcy utworzyli dla ludności żydowskiej w Będzinie getto i tam przesiedlono między innymi rodzinę Laskierów. Tam też Rutka zaczęła prowadzić pamiętnik. Pisała go po polsku, w części piórem, czasem ołówkiem w zwykłym szkolnym zeszycie relacjonując swoje przemyślenia, odczucia, a przede wszystkim opisy spotkań z przyjaciółmi i swoje pierwsze zauroczenia miłosne. Pamiętnik zawiera również informacje o codziennym życiu w getcie będzińskim, ale autorka odnosi się głównie do swoich prywatnych przeżyć i tego, co sama widziała. Niektóre opisy sytuacji, których była świadkiem, jak chociażby rozbicie przez Niemca głowy niemowlęcia o latarnię są szczególnie przerażające. W treści wpisów pojawiają się rówieśnicy Rutki w szczególności Micka, Mietek, Janek, Minda, Tusia czy Hala Zelinger, a także sporadycznie rodzice i młodszy brat. Opisywała okupacyjną codzienność pełną strachu, bólu i topniejącej z dnia na dzień nadziei. Rodzinie Laskierów Niemcy przydzielili w getcie mieszkanie, zajmowane wcześniej przez rodzinę Sapińskich. Nieco starsza od Rutki Stanisława Sapińska nieraz na prośbę ojca odwiedzała swój dawny dom by sprawdzić jego stan. Dzięki temu poznała Rutkę, z czasem stały się bliskimi koleżankami. To Stanisława Sapińska na prośbę Rutki wskazała jej miejsce ukrycia pamiętnika. Jego autorka miała przeczucie zbliżającego się końca, uważała, że nie uda się jej przeżyć wojny, ale chciała by zachował się jej pamiętnik. Przeczucie Rutki niestety sprawdziło się.
Getto jako przystanek przed komorą
12 sierpnia 1942 doszło do największej akcji deportacyjnej z getta będzińskiego. Całą ludność żydowską zgromadzono wówczas na dwóch miejskich boiskach i po trwającej kilkanaście godzin selekcji, ponad 5000 osób, których uznano za najmniej nadających się do pracy przymusowej, wysłano na śmierć, przewożąc ich pociągiem ze stacji w Będzinie do obozu koncentracyjnego KL Auschwitz-Birkenau. Tego dnia rodzina Laskierów wróciła jeszcze do swojego mieszkania w getcie. Rutkę skierowano do pracy w zakładzie krawieckim na terenie getta, ale już 5 sierpnia 1943 roku cała rodzina została deportowana z getta i przewieziona pociągiem do obozu zagłady KL Auschwitz-Birkenau. Tam wraz z matką i 6-letnim bratem Heniusiem, dziewczynka została odłączona od ojca przez dokonującego selekcji na obozowej rampie Josefa Mengele i prawdopodobnie tego samego dnia zgładzona w komorze gazowej, a następnie spalona w obozowym krematorium. Istnieje też inna wersja ostatnich dni Rutki, której świadkiem miała być Zofia Minc, więźniarka tego obozu, z relacji której wynika, że Rutka krótko po przybyciu do obozu zmarła na cholerę i została spalona w krematorium.
Okoliczności ujawnienia pamiętnika Rutki
Po likwidacji getta w 1943 i powrocie do swojego mieszkania, w znanym sobie schowku Stanisława Sapińska odnalazła pisany przez Rutkę pamiętnik, ale traktując go jaka osobistą pamiątkę ujawniła go dopiero po 63 latach.
Rutka Laskier, to tylko jedno z tysięcy dzieci, które musiały żyć w piekle II wojny światowej. Te, którym udało się przeżyć nigdy nie wymazały z pamięci swoich przeżyć i nigdy nie zapomniały swoich rówieśników, których głodzono, okaleczano, poniżano i mordowano. Po Rutce Laskier, jej bracie, po Annie Frank i jej siostrze, po tysiącach innych dzieci został tylko unoszący się z krematoriów dym. Dobrze, że przynajmniej po nielicznych pozostały pamiętniki
Takich dzieci w okresie II wojny światowej nie tylko w Polsce były tysiące. Część zginęła, część została osierocona. Nie mają muzeów swojego imienia, ale pamiętają o nich ich rodziny niezależnie od upływającego czasu.
Oby współczesne dzieci nie musiały nigdy zetknąć się z tak okrutnymi zbrodniami i mogły się cieszyć beztroskim dzieciństwem oraz wspaniałym młodzieńczym okresem wchodzenia w dorosłość.
Pamiętajmy zawsze o dzieciach, młodzieży oraz osobach dorosłych wszystkich narodów, których tragiczny los im został przeznaczony.
Dr n. med Alicja Barwicka
GdL 11/2023
Dostępne są także inne artykuły na łamach Gazety dla Lekarzy poświęcone pamięci ofiar Holocaustu
Wszystkie fotografie ilustrujące artykuły pochodzą z archiwów rodzinnych Alicji Barwickiej oraz Krystyny Knypl, a także z Wikipedii w języku angielskim i polskim, które są dostępne w domenie publicznej
Statut Gazety dla Lekarzy (https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/statut) oraz publikowane artykuły są dostępne dla wszystkich Czytelników bez potrzeby logowania się. Dostępny jest także Google Translator, który umożliwia lekturę artykułach w językach obcych.
Ponieważ nie znam się ani też nie interesuję się polityką ( nigdy nie należałam ani nikt z mojej rodziny) do żadnej partii politycznej) potrzebuje dobrych rad od mądrych, doświadczonych osób na nadchodzące trudne czasy
Jedyna organizacja do której leżę to Polskie Towarzystwo Kardiologiczne & European Society of Cardiology od 1977 roku. Przejściowo należałam do krajowych oraz międzynarodowych stowarzyszeń dziennikarskich oraz naukowych, ale moja skromna emerytura nie starcza na opłacanie rosnących składek. Rozumiem tą potrzebę podnoszenia składek, bo wszystko dookoła drożeje, inflacja szleje etc.
W czasach mojej młodości królował socjalizm z hasłem: Proletariusze wszystkich krajów łączcie!
Pomyślałam o haśle na nowe czasy, które nadciągają, Rodowód hasła, który proponuję w tytule tego felietonu ma swoje powody... urodziłam się w rodzinie nauczycielskiej, w miejscowości Łapy, woj, białostockie, a wiec na Podlasiu. tam spędziłam dzieciństwo, a lata szkolne w Warszawie ( jestem absolwentką Liceum Ogólnokształcącego im. T Czackiego w Warszawie (1962 r), studenckie i zawodowe w Warszawie (jestem absolwentką wydziału lekarskiego Akademii Medycznej w Warszawie (1968 r). Mam specjalizację z chorób wewnętrznych (1974 r.), dyplom specjalisty European Society of Hypertension (2001),Jestem doktorem nauk medycznych * praca dotyczyła kardiologii / echokardiografii.
Podlasianka czy Warszawianka?
Mój podlaski akcent znikł i nabrałam akcentu warszawskiego, kuzynka spotkana na wakacjach Łapach po latach mieszkania w Warszawie mówi do mnie Krysia, a co ty tak dziwnie mówisz, nie po naszemu? już nie mówię po podlasku "cieni, cieni babcia w sieni"; tylko po warszawsku 'lymo, lyceum, lyczba".
Czasem rozmawiam po angielsku, z akcentem nazwijmy go autorskim , w czasach PRL byly okazje rozmów po rosyjsku, kiedyś usłyszałam w Moskwie " Wy nawierno z Pribatikii, u was takij pribałtijski akcient.
No i kim ja jestem? Moherzycą z Podlasia? Obywatelką Nowego Wspaniałego Świata???
Odbyłam około 100 podróży zagranicznych, byłam na wszystkich kontynentach jako dziennikarz akredytowany na kongresach naukowych organizowanych przez europejskie, amerykańskie,kie,australijskie towarzystwa. Miałam zaszczyt być 15 razy akredytowana na konferencje nt ochrony zdrowia organizowane przez Komisję Europeją. Teraz mam odnowioną przez EU akredytację on line. Lubię te formy konferencji, roumiem potrzebę ograniczania emisji Co2, Będąc lekarzem od 55 lat nigdy nie miałam samochodu, prawa jazdy, no i oczywista garażu. Nie wiem co mogłabym odpowiedzieć na słynne pytane zadane przez pewną polityczkę Pokaz lekarzu co masz w garażu. Popieram ekologie https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/nowosci/1209-moj-ekologiczny-zyciorys
Nie pędzę za pieniędzmi, żyję ze skromnej lekarskiej emerytury ( od 2000 r,), która dzięki Bogu starcza mi do pierwszego. jak to mówiło się w czasach mojej młodości..
Od 2012 roku wydaję Gazetę dla Lekarzy (GdL)szczegóły w statucie
GdL jest dostępna bezpłatnie dla wszystkich chętnych, bez potrzeby logowani się, jesteśmy non profit, bez reklam, redakcja oraz autorzy pracują jako wolontariusze (piszą do nas tylko lekarze i ich rodziny), koszty wydawania GdL pokrywam osobiście z mojej skromnej emerytury lekarskiej.
Niekiedy otrzymuję zlecenia na artykuły o medycynie - współpracuję z 3 tytułami wysoko nakładowej prasy kolorowej (ten miesiąc sprzedaż 300 tysięcy egzemplarzy, czytelnictwo 600 tysięcy osób), w tym miesiącu moje honorarium wyniosło 170 zł, w następnym będzie wynosiło 50 zl.
Zakończyłam 7 lenią współprace z amerykańskim/globalnym portalem dla lekarzy Sermo (dostęp tylko dla zarejestrowanych lekarzy), gdzie za tygodniowy felieton otrzymuję honorarium 150 zł. Być może dostane nowy kontrakt, procedury są w toku.
Regularnie płace należne podatki (PIT 36 z racji przychodów z zagranicy), w tym roku oczekuję na zwrot pewnej nadpłaty podatku, procedujemy z Urzędem Skarbowym w sprawie terminu zwrotu nadpłaty, Szczęśliwie nie mam pożyczek, kredytów długów.
Za kilka tygodni rozpocznę 80 rok życia...
Jak dalej żyć?
Jestem osobą zdrowa, pogodna oraz wytrwała, Prowadzę jednoosobowe, oszczędne gopodarswo domowe. Nigdy nie miałam żadnej firmy ani gabinetu prywatnego.... No może wystarczy tych smętnych zwierzeń. Co więc mam?
Nielegalne kwiaty, zakazany krzyż, tekst i muzyka Jan Pietrzak
Przybywa – ubywa, tekst i muzyka Jan Pietrzak
Taki kraj, muzyka Zbigniew Raj, tekst Jan Pietrzak
Nadzieja, tekst i muzyka Jan Pietrzak
Dlatego kocham życie, tekst Jan Pietrzak, muzyka Marek Sart
Górnicy (piosenka powstała po uniewinnieniu oskarżonych o masakrę w kopalni „Wujek”, w tym między innymi generała Czesława Kiszczaka), tekst i muzyka Jan Pietrzak
Tiry i Tuski, tekst Marcin Wolski, muzyka Jan Pietrzak
Przesłanie pana Cogito, tekst Zbigniew Herbert, muzyka Jan Pietrzak
Zbiórka (piosenka w hołdzie powstańcom warszawskim z 1944)
Ballada podwórkowa 10 kwietnia roku dziesiątego, tekst Jan Pietrzak, muzyka tradycyjna (poświęcona ofiarom katastrofy smoleńskiej)
Słowa piosenki i okładka piosenki Dziewczyno z PRL
Dziewczyno z PRLu,ilustracji Wierz mi, proszę, na słowo Że w żadnym KDLu, Gdzie bawiłem służbowo, Nie ma takiej jak tyyyyyy, Nie ma takiej na pewno! Dziewczyno z PRLu, Prrrrrrrrrrr, bądź mi wierną! Wiele dziewczyn zwiedziłem Na wkładkę i dowód, Wiele spotkań odbyłem Z szampanem, przemową I oświadczam ci ja, Stary miglanc i łobuz, Twój charakter i czar Zna cały nasz obóz Dziewczyno z PRLu, Wierz mi, proszę, jedyna, Bez ciebie, jak bez celu, Ty przy życiu mnie trzymasz Nie ma takiej jak tyyyyyy, Nie ma takiej pod słońcem Dziewczyno z PRLu, bądź mi ojcem Oj, co ja mówię? Matką, szwagrem, ciocią, Byle nie teściową! ** Tyś to bowiem jest owa, Zwana "Laszką" przed wiekiem, Stron sarmackich królowa, Syta miodem i mlekiem W jasyr budrys cię brał, Turczyn, Tatar i Wołoch, Ale teraz już ja cię Nie oddam nikomu! Dziewczyno z PRLu, Wierz mi, proszę ja ciebie, Choć nie stać mnie na wiele, Będziesz żyła, jak w niebie Nie ma takiej jak tyyyyyyyy, Nie ma takiej panienki Dziewczyno z PRLu, Chcę mieć z tobą małe, Małe, maciupeńkie Peerelki, peerelki!
Warszawa, Chocimska 22, ówczesna siedziba Państwowego Zakładu Wydawnictw Lekarskich, gdzie pracowała moja matka Halina, absolwentka polonistyki UW, jako redaktorką
Lwy przed kilku laty zburzono, ale niedawno odbudowano. Kino Moskwa było w owych latach najbardziej luksusowym kinem
W ostatnim czasie odnotowałam, że bardzo rzadko różne etapy naszego życia ilustrujemy muzyką, która docierała do naszych uszu. Ponieważ za kilka tygodni rozpocznę 80 rok mojego życia postanowiłam zilustrować mój życiorys nie tylko fotograficznie, ale i muzycznie.
Urodziłam się na Podlasiu, w miejscowości Łapy, a moje panieńskie nazwisko brzmi Łapińska.Moi Rodzice to Halina Roszkowska,
Z pewnością pierwsze dźwięki, które dotarły do moich uszy to była kościelna muzyka usłyszana podczas uroczystości chrztu. Moimi rodzicami chrzestnymi byli Halina Roszkowska (biochemiczka) oraz Wacław Łapiński (inżynier)
Mój Ojciec Józef Łapiński w czasie moich urodzin był w niemieckim obozie koncentracyjnym. Szczegóły tego etapu w życiu naszej Rodziny opisałam pod linkiem
przed 158 laty złożył wymagane dokumenty i 29 sierpnia 1865 roku, czyli przed 158 laty Heroldya Królestwa Polskiego poświadczyła jego szlacheckie pochodzenie.Szlachta stanowiła 6 - 10% społeczeństwa.
Wincenty Anastazy otrzymał prawo do posługiwania się tytułem szlachcica oraz herbem Jelita.
Jest to stary herb szlachecki sięgający wojny pod Płowcami, jako pierwszy otrzymał go rycerz Florian Szary, który był ranny w czasie wspomnianej bitwy (https://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_pod_P%C5%82owcami). Współcześnie znane osoby o szlacheckich korzeniach legitymujące się herbem Jelita to pisarze Stefan Żeromski, Helena Mniszkówna oraz pianista Ignacy Paderewski.
Wincenty Anastazy miał żonę Rozalię, a jego ojcem był Benedykt Łapiński, który mieszkał we wsi Łapy Barwiki
Łapy są określone w dawnym słowniku jako miejscowość szlachecka stanowiąca gniazdo rodowe rodziny Łapińskich, w skład której wchodziły różne wsie, między innymi Barwiki, gdzie mieszkał Wincenty Anastazy. Miał on syna Aleksandra, który ożenił się z Józefą. Mieli oni 3 hektary ziemi na obrzeżach Łap, na odcinku drogi prowadzącej nad Narew. Małżeństwo Józefa i Aleksandry Łapińskich doczekało się licznego potomstwa, córek: Marianny, Walerii, Franciszki oraz synów Franciszka i Józia jr..
Franciszek – był cenionym w społeczności lokalnej rolnikiem. Jedną z jego funkcji społecznych było towarzyszenie księdzu podczas kolędy. Ostatnim odwiedzanym domem był dom gdzie mieszkał Franciszek ze swoją siostrą Franciszką. Po trudach kolędowania ksiądz był podejmowany elegancką kolacją. Zarówno Franciszek jak i Franciszka byli przez całe życie singlami.
Marianna - miała męża Kazimierza, oraz dzieci Helenę, Ziuta, Wacława. Kazimierz był sympatycznym, małomównym dżentelmenem, który podczas kolacji wigilijnej wznosił zawsze toast:”Daj Boże za rok doczekać!”. Miał też eleganckie sanki, z ciekawymi malowidłami na bocznych ścianach. Gdy spadał śnieg woził nas na długich trasach obejmujących sąsiednie miejscowości.
Kulig (obraz Juliusza Kossaka "Kmicic z Oleńką")
Marianna miała talent do medycyny, potrafiła nastawiać zwichnięte stawy. Miał dzieci Helenę, Wacława i Ziutka.
Waleria - była utalentowaną krawcową, miała dwóch synów (Józef i Wacław), mieszkała na końcu głównej ulicy dzielnicy Goździki, zwanym „tamtym brzegiem”
Franciszka - singielka, miała talent do matematyki, wszystkim dzieciakom w okolicy pomagała rozwiązywać zadania domowe, takie na przykład jak równania z jedną niewiadomą - jak wspominała po latach jedna z dziewcząt korzystających z pomocy cioci Frani.
Wszyscy byli osobami utalentowanymi, ale ponieważ Józef senior zmarł na miesiąc przed narodzinami swojego najmłodszego syna Józia juniora, sytuacja materialna rodziny była skromna. Aleksandra zdecydowała, że rozszerzoną edukację otrzyma Józio jr., najmłodszy z dzieci. Marianna miała talent do medycyny – potrafiła nastawiać zwichnięte stawy i stawiać bańki. Jej renoma była powszechnie znana w okolicy i bywało, że z prośbą o nastawienie zwichniętego stawu przyjeżdżali ludzie z innych miejscowości. Waleria była dobrą krawcową, a Franciszka miała zdolności matematyczne, także szeroko znane w okolicy – pomagała dzieciom rozwiązywać zadania domowe z matematyki. Dowodem tego są słowa mojej koleżanki z czasów dzieciństwa, Heni Łapińskiej, bibliotekarki, która wspomniała, jak ciocia Frania pomagała wszystkim okolicznym dzieciom rozwiązywać równania matematyczne z jedną niewiadomą.
Niewątpliwie musiało to być wyzwanie nie mniejsze niż stawiane baniek! Osobiście doświadczyłam stawiania baniek przez ciocię Mariannę – było to i pozostaje nadal niezapomnianym przeżyciem terapeutycznym ;)
Ojciec był pierwszym odbudowanym po wojnie dyrektorem Liceum w Wysokim Mazowieckiem, a potem zastąpiła go na tym stanowisku moja matka, Ojciec został wizytatorem szkół średnich w województwie iabpstockim. Ich lata pracy w Wysokiem Mazowieckiem to
Józef Łapiński 1945–1947 Halina Łapińska 1947–1949
Rozpoczyna się nowy sezon biznesowy w Globalnej Republice Fakenewslandzkiej (GRF)
Biznes miał naturę koła, musiał kręcić się, w bezruchu zdychał i tracił swoją rangę. Ot taka czynność przymusowa, której natury nie rozgryzła żadna nauka medyczna, psychologiczna ani społeczna.
W latach 80 tych gdy hipertensjologia rozpoczynała swój rozwój w Polsce i nie było wyodrębnionych oddziałów pediatrycznych zajmujących się nadciśnieniem u dzieci i młodzieży pacjenci tacy byli hospitalizowani na naszym oddziale i miałam możliwość poznania tego problemu. Pionierką w tej dziedzinie była prof. POradowska z IMID, miałam zaszczyt poznać Panią Profesor oraz konsultować u niej moją uwczesną 9 letnią dziewczynkę z ciężki nadciśnieniem, więcej tu
The 2 nd International Congress on Hypertension in Children and Adolescents, Warszawa 2019
W gronie polskich hipertensjologów pediatrycznych prof. Mieczysław Litwin ( https://www.mp.pl/pytania/pediatria/wideo/197938, czy-pomiar-cisnienia-tetniczego-u-dzieci-mozna-wykonywac-aparatem-automatycznym?fbclid=IwAR3-ul-xCdBfLhQcv3M2xMFH6oCuCuxgr-j9v261KByYGdgKhHbLB-3gyQs) jest najbardziej doświadczonym specjalstą w tej dziedzinie, więcej tu
Śiatowe słay hipertensjologii dziecięcej to Prof. Reuven Zimlichman oraz prof. Josepha Flynna, których wykładów mialam zaszczyt słuchać podczas wspomnianego kongresu w 2019 roku.
Bardzo ważne jest prowadzenie domowej dokumentacji ( papierowej) pomiarów RR przedstawianie tej dokumentacji lekarzowi podczas wizyty.
Oczywiście bardzo ważna jest dieta, więcej w mojej monografii "Cywilizacja jonu sodowego: dostępnej tu
Nie poleca się aparatów nadgarstkowych do pomiaru RR. W razie potrzeby koleżeńskiej, (bezpłatnej of course!) tele konsultacji jestem dostępna w ustalonym terminie, optymalnie via Messenger ( jestem ta pod imieniem i nazwiskiem). Posiadam aktywne PWZ, a mój dyplom lekarski niedawno skończył 55lat. . No i last but not least za kilka tygodni rozpocznę 80 rok życia ;) czym lubię się chwalipięcić, bo tak już mam :). Pozdrawiam serdecznie Matki Lekarki i życzę Wam oraz Waszym Rodzinom wszystkiego najlepszego.
Dr n. med. Krystyna Knypl
specjalista chorób wewnętrznych oraz hipertensjologii
specjalista European Society of Hypertension GdL 11.2023
No i najważniejszy mój tytuł Matka Lekarka (ML) oraz Babcia Lekarka (BL)
Rozdział 2. Musi przyjść nowe bo stare już jest gotowe
Chciwość w Globalnej Republice Fakelandzkiej (GRF) była stanem nieuleczalnym. Wymyslano nowe źródła dochodów, podatków, opłat, mandatów, Najnowszymi pomysłami były podatki od posiadania balkonu.= starszego typu ogrzewana domów oraz mieszkań, że nie wspomnimy tu od tak pospolitych danin podatkowych jak dochody, prezenty dla rodziny.
Nowo zsyntetyzowany wirus musiał mieć gotową na czas odpowiednią, nową szczepionkę. Podczas posiedzenie w Reksleli ustalono, że przełom października i listopada będzie idealnym okresem wprowadzenie na rynek nowej szczepionki. wyjazdy ludzi na święta, wyziębienie podczas okolicznościowych, świątecznych podróży, wizyty dzieci podczas Halloween w obcych mieszkaniach nadwaly się do tego idealnie
Rozpoczęły się pierwsze infekcje, kolejki w aptekach wzrosły co najmniej trzykrotnie. Matylda zaopatrzyła rodzinę w zapasy naproksenu mającego znakomite działanie przeciwwiruswe, zwłąszcza gdy był podany w pierwszej dobie rozwijającej się infekcji.
Słynny wiersz Pan Wiruseusz, który wprawdzie miał swoich zwolenników, opisujący epokę Pandemlandii zaczął tracić na aktualności. Miał wprawdzie wśród starszych ludzi swoich fanów, ale kompletnie nie działał na umysły najmłodszego pokolenia Pandemlandczyków, zwanych pokoleniem Pi-Pi.
Rodzice recytowali go przy różnych okazjach wspominania minionej epoki, ale Pokolenie Pi-Pi, kompletnie nie było w stanie zrozumie jego przekazu.
O roku ów!, kto cię widział w naszym pięknym kraju,
Roku pełnym mutacji wirusów, bakterii mega urodzaju,
Lekarze rokiem złych zdarzeń zwać cię będą starzy,
O tobie będą bajać ci, którym powtórka się marzy!
Byłeś tylko małym wirusem, pomieszanym z brudem,
Przekazywanym sobie między schorowanym ludem.
Dziś ogarnęło ludzi wiosenne serca drgnienie,
Jakieś przeczucie, jakby przed świata końcem,
Oczekiwania bardzo silne, długie i radosne.
Gdy po dwóch latach aresztu dzieci wybiegły na wiosnę,
Zdawało się, że na maksa zgłodniałe są one ruchu,
Jednak nie biegały w energii szalonym wybuchu ,
Lecz dreptały w kółko jakby były związane w łańcuchu.
Kręciły się w kółko, żuły chemiczny, pokarm gumowy,
Ale żeby pobiegać nawet nie przyszło im do głowy.
Czy zawsze już tak będzie? Oto jest podstawowe pytanie.
Czy da się przywrócić rozum do głów ludzkich?
Czy powrotu rozumu do głowy realnym się stanie?
To najważniejsze dziś dla myślących ludzi pytanie.
Postpandemlaki z trudem odrywały skrajnie błędny wzrok od najnowszych modeli smartfonów, zwanych obecnie przez starszych obywateli kłamstwofonami i mamrotali:
Ale o so-wam-chodzi? To była wasza młodość ale ona już minęła. Nie zauważyliście tego???Teraz jest nasza epoka, a już chyba wiecie, że w Nowym Wspaniałym Świecie liczy się Eutazjonolia oraz tylko młodzi. Starzy ludzie psują klimat, niszczą środowisko naturalne, jeżdżą tymi spalinowymi starymi samochodami, nie pozwalają montować ekologicznych konstrukcji fotowoltaicznych na swoich domach. Mówiąc krótko: kradnie nam z powietrza tlen, nasz tlen!
Eutanazjonologia, największa naukowa nadzieja naszej epoki nie rozwija się niestety dostatecznie szybko, aby obsłużyć wszystkich obywateli powyżej 75 roku, życia, którzy - powiedzmy sobie tę prawdę - już się nażyli, naoddychali i nakradli innym ludziom tlenu. Zaczyna brakować kapsuł eutanazyjnych i w ostatnim przypadku humanitarnego zabiegu w Republice Groningenlandii eksperci zmuszeni byli posłużyć poduszką aby pozbawić drogi oddechowe pewnego starca dostępu do cennych i stale malejących na kuli ziemskiej.
- Cooo?. Skąd to wiecie? - pytali przerażeni rodzice i dziadkowie pokolenia Postpamdemlaków. Mówiła nam na ostatnim seminarium z eutanazjologii Frau Franja najwybitniejsza ekspertka ds humanitarnego starców usuwania z Globalnego Instytutu Świata Ratowania z siedzibą w Pampos..
- A kto taki ta Frau Franja? - zapytał drżącym z przerażenia głosem dziadek Władek, żyjący już 76 lat..
To jest założycielka Centrum Dobrej Śmierci w Sarmalandii najwybitniejsza ekspertka która wykłada eutanazjologię na konferencjach we współpracy z wydziałem Uniwersytetu Ekspertów Medycznych (UEM) w stolicy naszego kraju oraz z samorządem tej uczelni - odpowiedział jego wnuk z pokolenia Pi-Pi, student tej prężnie rozwijającej się uczelni.
Oni powinni nazywać się pokolenie Psi-Psi - pomyślał dziadek Władek, nie obrażając niemowlaków i noworodków psipsijących w pieluszki. Czuł, że każdego dnia w każdych mediach pojawiają się teksty odbierające seniorom prawo do dalszego życia, marnotrawienia środowiska naturalnego poprzez zabieranie z powietrza tlenu (którego już się w swoim nadmiernie długim życiu nałykali,, że nie wspomnimy tu o zanieczyszczaniu środowiska naturalnego produktami gazowymi dolnego odcinka przewodu pokarmowego wydalanymi przez senioralne otworu naturalne.
Posiedzenie założycielskie komitetu w Rekseli, w Galerii św. Huberta
Wszystkie biznesy mają to do siebie, że cierpią ma nie dający się opanować głód kolekcjonowania monet, dób doczesnych, nieruchomości orz ruchomości w postaci coraz to nowych modeli samochodów.
Pandemia nr 1 nieźle im upasła stany kont bankowych do tego stopnia, że Ameerland Global Bank musiał zbudować 7 nowych wieżowców do obsługi nowobogackich postpandemiackich. Dla bardziej tradycyjnych inwestorów wynajęto 50 pomieszczeń o typie skarbców nie do zdobycia pod słynną górą Matterhorn, na której salony przyjmowano kolekcje jedynie posiadaczy kwot większych niż 500 mln usd.
Natomiast ciąg dalszy powieści napisała ekspertka medyczna Matylda Przekora (she/her)
Globalna RepublikaFakenewslandzka(GRF)
Rozdział 1 . Pokolenie Postpandemlaków, zwane Pi-Pi
Słynny wiersz Pan Wiruseusz kończący powieść Krystyny Knypl (@mimax 2), który wprawdzie miał swoich zwolenników, opisujący epokę Pandemlandii, ale zaczął tracić na aktualności. Miał wprawdzie wśród starszych Czytelników swoich fanów, ale kompletnie nie działał na umysły najmłodszego pokolenia Pandemlandczyków, zwanych pokoleniem Pi-Pi.
Rodzice recytowali wiersz przy różnych okazjach wspominania minionej epoki, ale Pokolenie Pi-Pi, kompletnie nie było w stanie zrozumie jego przekazu.
O roku ów!, kto cię widział w naszym pięknym kraju,
Roku pełnym mutacji wirusów, bakterii mega urodzaju,
Lekarze rokiem złych zdarzeń zwać cię będą starzy,
O tobie będą bajać ci, którym powtórka się marzy!
Byłeś tylko małym wirusem, pomieszanym z brudem,
Przekazywanym sobie między schorowanym ludem.
Dziś ogarnęło ludzi wiosenne serca drgnienie,
Jakieś przeczucie, jakby przed świata końcem,
Oczekiwania bardzo silne, długie i radosne.
Gdy po dwóch latach aresztu dzieci wybiegły na wiosnę,
Zdawało się, że na maksa zgłodniałe są one ruchu,
Jednak nie biegały w energii szalonym wybuchu ,
Lecz dreptały w kółko jakby były związane w łańcuchu.
Kręciły się w kółko, żuły chemiczny, pokarm gumowy,
Ale żeby pobiegać nawet nie przyszło im do głowy.
Czy zawsze już tak będzie? Oto jest podstawowe pytanie.
Czy da się przywrócić rozum do głów ludzkich?
Czy powrotu rozumu do głowy realnym się stanie?
To najważniejsze dziś dla myślących ludzi pytanie.
Postpandemlaki z trudem odrywały skrajnie błędny wzrok od najnowszych modeli smartfonów, zwanych obecnie przez starszych obywateli kłamstwofonami i mamrotali:
Ale o so-wam-chodzi? To była wasza młodość ale ona już minęła. Nie zauważyliście tego???Teraz jest nasza epoka, a już chyba wiecie, że w Nowym Wspaniałym Świecie liczy się Eutazjonolia oraz tylko młodzi. Starzy ludzie psują klimat, niszczą środowisko naturalne, jeżdżą tymi spalinowymi starymi samochodami, nie pozwalają montować ekologicznych konstrukcji fotowoltaicznych na swoich domach. Mówiąc krótko: kradnie nam z powietrza tlen, nasz tlen!
Eutanazjonologia, największa naukowa nadzieja naszej epoki nie rozwija się niestety dostatecznie szybko, aby obsłużyć wszystkich obywateli powyżej 75 roku, życia, którzy - powiedzmy sobie tę prawdę - już się nażyli, naoddychali i nakradli innym ludziom tlenu. Zaczyna brakować kapsuł eutanazyjnych i w ostatnim przypadku humanitarnego zabiegu w Republice Groningenlandii eksperci zmuszeni byli posłużyć poduszką aby pozbawić drogi oddechowe pewnego starca dostępu do cennych i stale malejących na kuli ziemskiej.
- Cooo?. Skąd to wiecie? - pytali przerażeni rodzice i dziadkowie pokolenia Postpamdemlaków. Mówiła nam na ostatnim seminarium z eutanazjologii Frau Franja najwybitniejsza ekspertka ds humanitarnego starców usuwania z Globalnego Instytutu Świata Ratowania z siedzibą w Pampos..
- A kto taki ta Frau Franja? - zapytał drżącym z przerażenia głosem dziadek Władek, żyjący już 76 lat..
-To jest założycielka Centrum Dobrej Śmierci w Sarmalandii najwybitniejsza ekspertka, która wykłada eutanazjologię na konferencjach we współpracy z wydziałem Uniwersytetu Ekspertów Medycznych (UEM) w stolicy Sarmalandii oraz z samorządami zawodowymi uczelni - odpowiedział wnuk Dziadka Wladka z pokolenia Pi-Pi, głęboko wstrząśnięty niezdolnością intelektualną seniora.
Oni powinni nazywać się pokolenie Psi-Psi - pomyślał dziadek Władek, nie obrażając niemowlaków i noworodków psipsijących w pieluszki. Czuł, że każdego dnia w każdych mediach pojawiają się teksty odbierające seniorom prawo do dalszego życia, marnotrawienia środowiska naturalnego poprzez zabieranie z powietrza tlenu (którego już się w swoim nadmiernie długim życiu nałykali,, że nie wspomnimy tu o zanieczyszczaniu środowiska naturalnego produktami gazowymi dolnego odcinka przewodu pokarmowego wydalanymi przez senioralne otworu naturalne.
Posiedzenie założycielskie komitetu obrony przed eutanazją (KOPE) w Rekseli, w Galerii św. Huberta
Wszystkie biznesy mają to do siebie, że cierpią ma nie dający się opanować głód kolekcjonowania monet, dób doczesnych, nieruchomości orz ruchomości w postaci coraz to nowych modeli samochodów.
Pandemia nr 1 nieźle im wzbogaciła stany kont bankowych do tego stopnia, że Ameerland Global Bank musiał zbudować 7 nowych wieżowców do obsług postpandemiackich. Dla miliarderów wynajęto 50 pomieszczeń o typie skarbców nie do zdobycia pod słynną górą, do której salony przyjmowano kolekcje jedynie posiadaczy kwot większych niż 500 mln usd.
Money, money z filmu Cabaret w pozornie lekkiej muzycznej formie pokazująca początki rozwoju systemu politycznego za zachodnia granicą Sarmalandii, który zaczął się rozwijać w latach trzydziestych XIX wieku
Ponad czasowo aktualne słowa w języku angielskim są następujące:
Money... Money Money makes the world go around ...the world go around ...the world go around.
Money makes the world go around It makes the world go 'round.
A mark, a yen, a buck or a pound ...a buck or a pound ...a buck or a pound.
Is all that makes the world go around That clinking, clanking sound...
Can make the world go 'round Money money money money Money money money money Money money money...
If you happen to rich And you feel like a night's entertainment
You can pay for a gay escapade. If you happen to be rich and alone And you need a companion
You can ring (ting-a-ling) for the maid. If you happen to be rich
And you find you are left by your lover, And you moan and you groan quite a lot You can take it on the chin, Call a cab and begin to recover
On your 14-karat yacht! WHAT!? Money makes the world go around ...the world go around ...the world go around. Money makes the world go aroung Of that we both are sure... rasberry sound on being poor!
Natomiast w języku polskim słowa wiodącej melodii musicalu Cabaret są następujące:
Nie siedź samotnie, bo muzyczka fest Zaczęła właśnie grać — Bo życie kabaretem jest I tak je trzeba brać!
Nudną robotę rzuć w kąt, miej ten gest! Poddaj się myśli tej, Że życie kabaretem jest — Do kabaretu wejdź!
W dłoń szkiełko chwyć, Na całość idź, Dziś wieczór niech nie będzie smutno I pal sześć, co niesie jutro!
Jutro być może zabawy tej kres, Lecz dzisiaj niech trwa nasz bal — Bo życie kabaretem jest, Bo każdej chwili żal
Z panienką zwaną przez przyjaciół Elsie Mieszkałam raz w dwóch brudnych klitkach w Chelsea; Nie była ona wzorem niewinności, Miewała co godzinę nowych gości, A kiedy zmarła, w krąg sąsiadki pluły — To przez łajdactwo, wódę i piguły — Ach, Elsie, jak królowa pośród nich Leżałaś, uśmiech jaśniał w oczach twych Ach, Elsie, nie zapomnę tego i Wciąż pamiętać będę, jak radziłaś mi:
Nie siedź samotnie, bo muzyczka fest Zaczęła właśnie grać — Bo życie kabaretem jest I tak je trzeba brać!
I dodać chcę to jeszcze, że Postanowiłam wtedy w Chelsea Życie brać, brać tak, jak Elsie
Szaleć nim przyjdzie zabawy tej kres, Która się życiem zwie — Bo życie kabaretem jest, Bo życie kabaretem jest I za to kocham je!
Kolejek w oby epokach już właściwie nie było i powstał problem czy i do czego może przydać się babcia, dziadek, że o pokoleniu ich poprzedników nie wspomnimy... Ludzkość czekały czasy, nienotowane wcześniej w historii dziejów świata.
Wśród wielu tematów dotyczących naszego środowiska zawodowego, od pewnego czasu toczy się dyskusja o czynnikach decydujących o jakości pracy lekarza. Szczególną uwagę temu zagadnieniu poświęcają przedstawiciele nowo wybranej Naczelnej Izby Lekarskiej. Opinie są negatywne.
Nie podziela tego niepokoju prof. Ryszard Gellert, Dyrektor Centrum Kształcenia Podyplomowego:
- Nie widzę żadnego problemu z jakością specjalistów, bo przecież ścieżka rozwoju młodego człowieka, który decyduje się zostać lekarzem, jest od immatrykulacji do specjalizacji, a dopiero później samodzielnej działalności specjalisty - mówi prof. Ryszard Gellert, dyrektor Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego (...). Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego z absolwentów robi specjalistów. Proszę mi wierzyć, wiemy, jak to robić - mówi Rynkowi Zdrowia prof. Ryszard Gellert (https://www.rynekzdrowia.pl/Polityka-zdrowotna/Rekordowa-liczba-uczelni-ksztalci-lekarzy-Prof-Gellert-nie-widze-problemu-z-jakoscia-specjalistow,249677,14.html).
Od kogo uczyłam się medycyny na Akademii Medycznej?
Bardzo ważną rolę w jakości wykonywania zawodu odgrywają spotkani na drodze szkolenia podyplomowego nasi nauczyciele medycyny praktycznej, sposobu lekarskiego myślenia oraz wyciągania wniosków. Miałam to szczęście spotkać na swojej drodze zawodowej wybitnych lekarzy praktyków oraz dydaktyków, których wspominam z szacunkiem oraz wdzięcznością.
Gdy rozpoczynałam studia rektorem był prof. Marcin Kacprzak, który studiował medycynę na paryskiej Sorbonie. Anatomii uczył nas prof. Witold Sylwanowicz, wybitny specjalista w tej dziedzinie (https://pl.wikipedia.org/wiki/Witold_Sylwanowicz), histologii prof. Kazimierz Ostrowski (https://pl.wikipedia.org/wiki/Kazimierz_Ostrowski_%28histolog%29), interny między innymi prof. Tadeusz Orłowski, chirurgii prof.Jan Nielubowicz - pod ich kierunkiem dokonano w Polsce pierwszego przeszczepu nerki. Egzamin końcowy z chirurgii zdawałam u prof. Zdzisława Łapińskiego, z którego rąk otrzymałam mój dyplom ukończenie studiów oraz składałam przyrzeczenie lekarskie.
Zdobywszy odpowiednie doświadczenie w zawodzie prowadziłam zajęcia z chorób wewnętrznych, jestem dumna, że wśród moich dawnych studentów dwoje jest profesorami oraz dyrektorami instytutów naukowych. Mam także doświadczenie w prowadzeniu zajęć w języku rosyjskim, ponieważ w dawnych latach na praktyki wakacyjne do Akademii Medycznej w Warszawie przyjeżdżali studenci z Erywania.
Moja uczelnia zmieniła nazwę na Warszawski Uniwersytet Medyczny, co związane było z zaleceniami Komisji Europejskiej, która przewidywała dodatkowe fundusze dla uczelni o nazwie "uniwersytet". Czy zmiana nazwy uczelni podniosła poziom nauczania? Nie ma spotkałam się z dowodami EBM, że inna nazwa uczelni podwyższ poziom nauczania.
Tymczasem duch reformatorski o tym co czyni lekarza dobrym w środowisku nie ginie, a wręcz nabiera na intensywności, zaś jego tematyka i liczba "znawców" dydaktyki medycznej poszerza się.Do grona tego dołączył jeden z użytkowników Twittera, którego profil ilustruje hasło zawierające pewien wulgaryzm w języku angielskim (https://twitter.com/blueeyedboy88). Hmm...dziwny gust obecności lekarza w przestrzeni publicznej. Użytkownik ów wnioskuje o wprowadzenie powtarzanych egzaminów typu PES co 10 lat dla wszystkich lekarzy.
Wiadomo, że autor propozycji wg rejestru NIL ukończył wydział lekarski w 2013 roku oraz w 2023 roku zdał egzamin specjalizacyjny z kardiologii. Czy ma doświadczenie dydaktyczne, egzaminacyjne, czy ma formalne prawo do zgłaszania propozycji zmian szkolenia podyplomowego - nic na te tematy nie wiadomo.
Jak przedstawia się moja wiedza z kardiologii i jak ją zdobywałam? Mam doktorat z kardiologii, a poniżej jest wyszczególnienie moich aktywności w tej specjalności
Szczególnie jestem dumna z publikacji dwóch artykułów (jako jedyna autorka) opublikowanych na łamach recenzowanego pisma e-Journal of Cardiology Practice, którego wydawcą jest European Society of Cardiology (jestem członkiem PTK oraz ESC od 1977 roku).
I last but not least od 2000 roku wykonuje równolegle zawód dziennikarza medycznego, a od 2012 roku, jestem redaktor naczelną oraz wydawcą "Gazety dla Lekarzy", miesięcznika non profit, bez reklam, w której wszyscy pracujemy jako wolontariusze (https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/statut), a wydatki związane z prowadzeniem pisma ponoszę z moich osobistych dochodów. Jestem autorką ponad tysiąca artykułów oraz 19 książek.
Od roku 2016 jestem ponadto felietonistką amerykańskiego / globalnego portalu dla lekarzy Sermo (www.sermo.com), na łamach którego publikuję cotygodniowe felietony na tematy związane z medycyną. Moje felietony są często rekomendowane Czytelnikom ( ich liczba wynosi 800 tysięcy osób z 150 krajów ), w tym roku rekomendowano je już 21 razy.
Kto i dlaczego miałby sprawdzać aktualność mojej wiedzy lekarskiej?
Świeżo upieczony specjalista kardiologii bo ... jest bardzo ciekaw jak to jest siedzieć po drugiej stronie stołu egzaminacyjnego? Miłośnik kontrolowania wszystkiego i wszystkich?
Jak nadmiar kontroli w systemie ochrony zdrowia zmienił się pod rządami doktora ekonomii, byłego pracownika Najwyższej Izby Kontroli wszyscy wiemy. Moje istnieje przypadłość o nazwie "kontroloza"? ;). Kto wie! W medycynie jest jeszcze dużo nieodkrytych obszarów.
Nie istnieje stały i jednolity we wszystkich krajach system kontroli wiedzy oraz szkolenia podyplomowego lekarzy. Migracje, pandemie, a także wojny zmieniają zasady aktualizacji uprawnień do wykonywania zawodu lekarza.
Fragment mojej powieści "Diagnoza: gorączka złota", napisanej w latach 2011/2013 okazuje się być proroczy gdy porównamy go z aktualną rzeczywistością,,,,
(...)
Po zatwierdzeniu koncepcji nowego zawodu refundologa konieczne były też nowe rozwiązania administracyjne iedukacyjne wSarmalandii. Dla nadania odpowiedniej rangi naukowej nadchodzącym wydarzeniom wmedycynie zdecydowano się na utworzenie specjalnych wydziałów refundologii przy prężnie rozwijających się zaocznych uniwersytetach medycznych. Docelowo myślano osamodzielnym uniwersytecie refundologicznym. Każda nowa placówka, aby móc posługiwać się zaszczytnym mianem „uniwersytet”, musiała skompletować siedem nauczanych specjalności. Wybrano jako najlepiej rokujące na przyszłość: preskryptologię, kontrolling ciągły iwyrywkowy, onlajnologię medyczną, skargologię, psychologię bomisiologiczną, zapisologię oraz kolejkologię.
Nad dalszymi specjalnościami myślano intensywnie na posiedzeniach rady wydziału uniwersytetu. Nabór na pierwszy rok studiów zaczęto od kierunku refundologia, zanaliz bowiem wynikało, że największe zapotrzebowanie rynkowe będzie na tę właśnie specjalność.
Prace postępowały szybko iani się obejrzano, ajuż po dość krótkim czasie studenci Wydziału Refundologii Zaocznego Uniwersytetu Medycznego wstołecznej Sarmawie wkraczali wprogi swej nowo powstałej uczelni. Już od pierwszej chwili, od pierwszej minuty, ba, sekundy czuli dumę, która nie miał sobie równych. Będą przedstawicielami nowego ładu wmedycynie! Nie mniej dumna była kadraprofesorska, wprawdzie zasiedziała wmurach uczelni od dziesięcioleci, ale mająca duży potencjał dostosowania się do otaczających warunków inowych wymagań.
Te szacowne mury zich lokatorami niejedno widziały, niejedno słyszały, aprzetrwały! Ba, trwają nadal, alokatorzyrozwijają swą ofertę. Nie marudzą, nie dzielą włosów oszronionych siwizną na czworo. Nigdy nie wiadomo, ile ciężarów jeszcze przyjdzie dźwigać na głowach steranych myśleniem nad odwiecznymi problemami: Jak przetrwać? Jak wcisnąć na następcę zgóry upatrzonego kandydata? Jak wytłumaczyć, że to absolutny zbieg okoliczności, iż kandydat na następcę ma to samo nazwisko, co ustępujący? Nikogo nie można przecież dyskryminować zpowodu brzmienia nazwiska czy profilu genetycznego – przekonywali. Nie po to nasi ojcowie idziadowie walczyli, aby ich synowie iwnuki były skazane na tułaczkę po świecie, po obcych genetycznie uczelniach, po nieprzyjaznych radach wydziałów. Nie po to!
Wykład inauguracyjny na Wydziale Refundologii
Wykład inauguracyjny pierwszego rocznika studiów zaocznych na Wydziale Refundologii zgromadził całe zacne grono pedagogiczne. Wpierwszym rzędzie zasiedli wykładowcy iszefowie katedr Pesologii Praktycznej, Adresologii Receptowej, Datologii oraz Wystawiania iRealizowania Recept. Obok zacnych profesorów na katedrze przycupnął młody docent, szef świeżo utworzonego iznakomicie rokującego na przyszłość Zakładu Pomiaru Szerokości Recepty. Kadrę drugiego roku studiów dopiero kompletowano. Planowano utworzyć Katedrę Anatomii Pobieżnej, Klinikę Chorób Nieskomplikowanych oraz Katedrę Taniej Farmakologii. Trzeci rok studiów miał być poświęcony zgłębianiu esencji zawodu refundologa inowoczesnej bezsensologii medycznej. Tu już przedmioty były trudniejsze. Weźmy choćby taką bezsensologię strukturalną! Jak ta gałąź nauki dynamicznie się rozwija! Ledwie opracowano plan szkolenia studentów, ajuż wszystko było nieaktualne! Nowe struktury, nowe zadania icały program nauczania poszedł do kosza!
Absolwenci refundologii po trzech latach studiów wtrybie zaocznym otrzymywali PWR, czyli Prawo Wypisywania Recept. Do czuwania nad wdrożeniem nowych graczy na rynku medycznym utworzono Główny Rejestr Medyczny. Lekarzy i Refundologów na mocy nowej ustawy, którą nocna zmiana Sejmu Sarmalandii napisała na poufne zlecenie Ameerland Global Bank, nazywać się miało pracownikami medycznymi. Zalecano unikanie terminu lekarz, bo cóż to właściwie za różnica, skoro przewidziano także dla refundologów posiadanie magicznego wyposażenia gabinetu medycznego, jakim była pieczątka przystawiana na recepcie. Zresztą tych wykształconych według dawnych reguł lekarzy było coraz mniej, głównie wiekowych osobników, aprzez to zwykle niezdolnych do emigracji owłasnych siłach do innych krajów lub do przekwalifikowania się na inne zawody. Jedna, druga kontrola, nalot na wystawione recepty, astarsi państwo milkli, kurczyli się wsobie isiedzieli cichutko jak myszki pod miotłą. – Itam jest ich miejsce – mawiał dyrektor Departamentu Kontroli Adaś Dowcipnicki wNarodowym Bracie Płatniku. – Mają siedzieć cicho, bo ich wymieciemy na śmietnik historii – dodawał, gdy do jego wrażliwych uszu dochodziły pojedyncze popiskiwania niezadowolenia.
Nagrodę Nobla otrzymali Katalin Karikó i Drew Weissman "za odkrycia dotyczące modyfikacji zasad nukleozydowych, które umożliwiły opracowanie szczepionek mRNA przeciwko COVID-19".
Wykaz transmisji we wszystkich dziedzinach
Fizjologia lub medycyna - poniedziałek, 2 października, od 11:30 CEST Fizyka - wtorek, 3 października, od 11:45 CEST Chemia - środa, 4 października, od 11:45 CEST Literatura - czwartek 5 października, od 13:00 CEST Pokój - piątek 6 października, 11:00 CEST Nauki ekonomiczne - poniedziałek 9 października, od 11:45 CEST
Kilka faktów o Nagrodzie Nobla
Od 1901 roku przyznano 113 Nagród Nobla w dziedzinie fizjologii lub medycyny.
Do tej pory 12 kobiet otrzymało nagrodę w dziedzinie medycyny.
32 lata miał najmłodszy w historii laureat nagrody w dziedzinie medycyny, Frederick G. Banting, który otrzymał ją w 1923 roku za odkrycie insuliny.
87 lat miał najstarszy laureat w historii medycyny, Peyton Rous, który otrzymał nagrodę w 1966 roku za odkrycie wirusów wywołujących nowotwory.
Spotkania zespołu GdL z tematyką oraz laureatami Nagrody Nobla
Dr Beata Niedźwiedzka, zastępczyni redaktor naczelnej GdL, uczestniczyła jako akredytowany dziennikarz w konferencji w Lindau, ma której wykładowcami są wyłącznie laureaci Nagrody Nobla
I last but not list byłam w Sali Błekitnej Stockholm City Hall, gdzie odbywa się gala dinner dla laureatów nagrody Nobla, a także z okazji innych ważnych uroczystości, w moim przypadku był to kongres European Society of Cardiology w 2001 roku.
Medycyny uczę się od 1962 roku, kiedy zaczęłam studia na wydziale lekarskim Akademii Medycznej w Warszawie. Studia ukończyłam 29 lutego 1968 roku i rozpoczęłam staż podyplomowy w Państwowym Szpitalu Klinicznym nr 1 w Warszawie.
Będąc młodą lekarką....
... rozpoczęłam pracę w Państwowym Szpitalu Klinicznym nr 1 w Warszawie przy ul Nowogrodzkiej 59, był rok 1968
Był on także przewodniczącym komisji przed którą zdawałam egzamin na II stopień specjalizacji z chorób wewnętrznych.
Profesorowi zawdzięczam cenne uwagi na temat mojej pracy doktorskiej "Zastosowanie ultrasonokardiografii do oceny stany czynnościowego mięśnia sercowego", którą obroniłam w 1975 roku.
Ultrasonokardiografii uczyłam się u prof. Krystyny Ilmurzyńskiej, dr Adama Czernika oraz na szkoleniu w Londynie, gdzie wykładowcą był prof. Artur Weyman, pionier badania zastawki tętnicy płucnej.
Dyplom uczestnictwa w szkoleniu z echokardiografii, Londyn1979 rok
W okresie szpitalnym (1968 - 1981) miałam zaszczyt współpracować z
Specjalizację II z chorób wewnętrznych uzyskałam w 1976 r. , zaś specjalizację z hipertensjologii w 2005 r., mam także tytuł specjalisty European Society of Hypertension nadany przez Europejskie Towarzystwo Nadciśnieniowe.
Zobowiązani jesteśmy zdobyć 200 punktów edukacyjnych w ciągu 4 lat. Realizujemy to poprzez uczestnictwo w kursach podyplomowych, kongresach i konferencjach, pisanie artykułów oraz wygłaszanie wykładów oraz przynależność do towarzystw naukowych.
Jestem od 1977 r. członkiem Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego oraz European Society of Cardiology. Na naszą drogę zawodowa wpływa wiele czynników, jednym z nich jest przynależność do pozanaukowych struktur. Nie należę ani też nigdy nie należałam do żadnej partii politycznej.
Cennym źródłem wiedzy od lat 90 tych stała się możliwość uczestnictwa w kongresach zagranicznych. Posiadanie drugiego zawodu dziennikarza medycznego pozwala mi na uczestniczenie w kongresach poprzez uzyskiwanie akredytacji dziennikarskiej, dzięki której jest zwolniona z opłaty zjazdowej. Kongresy European Society of Hypertension, European Society of Cardiology, American Society of Hypertension, American College of Cardiology - to obrady w których miała zaszczyt uczestniczyć, prezentować publikacje oraz wspierać młodszych kolegów w debiucie na tych kongresach.
I na koniec wyznanie: wykonując zawód lekarza oraz dziennikarza medycznego nie uczyłam się od sztucznej inteligencji, posługuję się własną inteligencją naturalną.
Dyskusja o Evidence Based Medicine przynosi każdego dnia nowe, bardzo ciekawe odkrycia. Okazje się, że w literaturze są setki doniesień o znaczeniu EBM w praktyce lekarskiej, natomiast praktycznie nie ma artykułów o znaczeniu doświadczenia osobistego lekarza. Bywa ono pobieżnie komentowane jako coś be znaczenia, mało wartościowy element dla całości praktyki.
Doświadczenie osobiste lekarza, tak jak każde inne doświadczenie w naszym życiu jest bardzo ważnym czynnikiem wpływającym na podejmowane przez nas decyzje, wybory oraz postępowanie.
Niewiele osób wie, że określenie Evidence Based Medicine jest stosunkowo nowe, powstało w latach 70. Co więc było wcześniej? Na czym opierali się Hipokrates, Galen, Harvey i dziesiątki innych lekarzy, którzy żyli przed erą EBM? Opierali się na doświadczeniu osobistym, znajomości patofizjologii, zdrowym rozsądku, a w wypadku dyscyplin zabiegowych także na talencie manualnym, który jest darem losu. Czytali książki, w których choroby były opisane według następującego schematu: etiologia, patogeneza, diagnostyka z uwzględnieniem diagnostyki różnicowej, leczenie, rokowanie. W czasach moich studiów i specjalizacji nie istniały książki składające się tylko z pytań i gotowych odpowiedzi. Pytania przynosiło życie oraz codzienna praktyka lekarska. Odpowiedzi na pytania szukano, czytając literaturę fachową, dyskutując z kolegami, pomocna też była obserwacja pacjenta oraz staranne badanie podmiotowe i przedmiotowe.
Mam specjalizację z chorób wewnętrznych II stopnia oraz z hipertensjologii, a także tytuł European Society of Hypertension specialist oraz doktorat z kardiologii. World League of Hypertension nagrodziła mnie dyplomem uznania za zasługi w promocji diety z ograniczeniem soli na poziomie populacyjnym.
Na moje doświadczenie w medycynie składa się także praktyka lekarska: 15 lat na oddziale szpitalnym, 15 lat w konsultacyjnej poradni przyszpitalnej oraz 23 lata w prywatnych placówkach medycznych. W okresie szpitalnym miałam zwykle 5 dyżurów w miesiącu, czyli spędziłam na nich 900 dni. Prowadziłam średnio 6 pacjentów szpitalnych, na tyle również szacuję liczbę przyjmowanych pacjentów podczas dyżuru.
W okresie pracy w poradni przyszpitalnej przyjmowałam średnio 20 pacjentów każdego dnia. W dawnych czasach było 250 dni roboczych (teraz te dni się rozmnożyły), co daje w ciągu 15 lat 75 000 udzielonych konsultacji. Okres pracy w prywatnych placówkach medycznych to mniejsza liczba konsultacji – szacuję je łącznie na 5000.
Mam też doświadczenie w telemedycynie – moja najbliższa rodzina od wielu lat mieszka za granicą i udzielanie konsultacji lekarskich przez komunikator internetowy jest moich stałym obowiązkiem matki i babci. W 2019 roku napisała artykuł "Mój Instytut Medycyny Opartej na Doświadczeniu Osobistym" (https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/nowosci/837-moj-instytut-medycyny-opartej-na-doswiadczeniu-osobistym), w którym przytoczyłam następujące dane.
Poza praktyką lekarską uczestniczę w kongresach naukowych z zakresu nadciśnienia tętniczego oraz kardiologii. Od ponad 20 lat wykonuję także zawód dziennikarza medycznego i z tego tytułu bywam jako akredytowny dziennikarz na konferencjach oraz kongresach organizowanych przez Polskie Towarzystwo Nadciśnienia Tętniczego, Polskie Towarzystwo Kardiologiczne, European Society of Cardiology, European Society of Hypertension oraz kongresach amerykańskich.
U kogo chcesz się leczyć?
No cóż... każdego prześmiewcę medycyny opartej na doświadczeniu osobistym oraz ortodoksyjnego wyznawcę EBM pytam, kogo wybrałby na lekarza mającego go zoperować – tego, który ma doświadczenie osobiste w medycynie, czy tego, który przeczytał wszystkie wytyczne oparte na EBM? Nie spotkałam jeszcze nikogo, kto wybrałby lekarza recytującego z pamięci wytyczne EBM, ale niemającego osobistego doświadczenia w operowaniu.
W każdej dyskusji publicznej konieczne jest zgłoszenie konfliktu interesów (ang. disclosure). U kogo ja się leczę? Mam kartę pacjenta u dwojga kolegów lekarzy, stomatologa i okulisty, oboje to bardzo doświadczeni i utalentowani lekarze praktycy.
Decyzje o podejmowaniu działań terapeutycznych, zarówno wobec poszczególnych chorych, jak i w całym systemie opieki zdrowotnej, powinny się opierać na całokształcie dostępnych dowodów naukowych. Mniemanie, że dowody można zhierarchizować według ich wiarygodności czy użyteczności, jest złudne. Podejmujący decyzję muszą raczej osądzić, czy (i kiedy) dowód z badania doświadczalnego lub obserwacyjnego należy uwzględnić w danej sytuacji.
Prof. Michael Rawlins
Evidence Based Medicnie
Gorące uczucia wobec Evidence Based Medicine narastały na przestrzeni minionych 20-30 lat, a "skok uczuciowy" nastąpił w okresie pandemii Covid 19. Tak jak po analogicznym skoku pokwitaniowym przychodzi pora na dorosłość, tak po pandemicznym skoku uczuciowym wobec EBM powinien nadejść okres analizy. Znakomitą analizę tematu przedstawił prof. Michael Rawlins, w artykule "De testimonio: o wykorzystywaniu dowodów naukowych w podejmowaniu decyzji lekarskich", który jest dostępny pod linkiem https://podyplomie.pl/medycyna/26988 . Kilka istotnych cytatów z artykułu:
Nigdy dotąd równie stanowczo, a czasem zawzięcie, nie przekonywano, że dowody naukowe muszą potwierdzać przydatność działań terapeutycznych. Stało się to szczególnie widoczne w ciągu ostatnich 30 lat, kiedy tworzono rozmaite reguły, poziomy i hierarchie dowodów.
W drabinach hierarchii dowodów naukowych badania z grupą kontrolną i randomizacją (RCT – randomized controlled trial) umieszcza się na samym szczycie, pozostawiając u ich podnóża różne formy badań obserwacyjnych. Hierarchie te dają poczucie siły ocenianego dowodu. Na podstawie tak postrzeganej siły opracowujący wytyczne nadają następnie rangę określonym rekomendacjom terapeutycznym.
Pogląd, że dowód naukowy można niezawodnie umiejscowić w hierarchii, jest jednak złudny. Stawianie RCT na tak wysokim piedestale bywa kłopotliwe, bowiem każda metoda badawcza ma zarówno wady, jak i zalety.
Wyniki randomizowanych badań klinicznych podawane w postaci wartości średnich z odchyleniami standardowymi, są uśrednione matematycznie, ale tak w istocie takie wartości w realnym świecie nie istnieją. Różnice w efektach leczenia są powodowane przez takie zmienne parametry jak wiek pacjentów, płeć, czas trwania i stopień nasilenia choroby, wcześniejsze leczenie, dawki stosowanych leków, występowanie działań niepożądanych, a także dostępność oraz jakość opieki lekarskiej.
Pacjenci uczestniczący w badaniu klinicznym v. pacjenci z populacji ogólnej
Nie ma zatem pewności, że korzyści uzyskane podczas RCT w tzw. uśrednionej grupie chorych można przenieść na przeciętnych chorych w warunkach rutynowej opieki lekarskiej. Na przykład, czy niedostateczna reprezentacja w RCT pewnych podgrup chorych rzeczywiście ma istotne znaczenie? Niektórzy przypuszczają, że wyniki uzyskane podczas RCT w odrębnych populacjach chorych mogą być przeniesione na postępowanie wobec ogólnej populacji chorych, jeśli tylko inne okoliczności są jednakowe
Hierarchia dowodów
W ocenie skuteczności leczenia wprowadzono pojęcie tzw. hierarchii dowodów. Na szczycie wiarygodności znalazły się przeglądy systematyczne oraz metaanalizy, drugie miejsce zajęły badania randomizowane z grupą kontrolną, trzecie badania kohortowe, czwarte opisy przypadków lub raporty i wreszcie piąte zajmują opinie ekspertów oraz redakcji naukowych. Brak w tym trójkącie wiedzy wynikającej z osobistego doświadczenia lekarza wskazuje, że to jest Bermudzki Trójkąt. Na morzu zanikają statki, w medycynie zanika zdrowy rozsądek. Za chwilę dowiem się, że najlepszym lekarzem wszech czasów jest Sztyczna inteligencja. Dziękuję, postoję, mam własną naturalną.
Gdy na salonach medycznych pojawił się termin Evidence Based Medicine, czyli Medycyna Oparta na Faktach, miałam wrażenie, że zwolennicy tego sposobu narracji sugerują między wierszami, iż istnieje jakaś konkurencyjna Medycyna Oparta na Fikcji. Okazuje się jednak, że to nie fikcja konkuruje z Evidence Based Medicine, lecz doświadczenie, czyli Experience Based Medicine. Doświadczenie stało się niemodnym, niewygodnym balastem, do którego nawet wstyd się przyznawać ;) Zdawało się, że tak już będzie powsze czasy, ale z kłopotu wybawił nas tzw. płatnik, wprowadzając Medycynę Opartą na Charakterkach Produktu Leczniczego oraz AMOK, czyli Alternatywną Medycyną Opartą na Kontroli ;)).
W co więc ma wierzyć szeregowy lekarz praktyk?
Dziś nie ma na to dobrej odpowiedzi! Z pewnością gdy jest on w trakcie specjalizacji, przed komisją egzaminacyjną powinien zachować należytą ostrożność w wypowiadaniu szczerych opinii, a w życiu to sam się przekona, że nie ma żadnej alternatywy dla doświadczenia lekarskiego.
Ilość osób, które nie dostały się na medycynę lub nie miały dość odwagi aby przystąpić do egzaminu wstępnego, w ostatnich latach wzrasta lawinowo. Biedacy nie mają zaspokojonej nieuleczalnej potrzeby bycia lekarzem, przypominają sobie z dzieciństwa "zabawę w doktora" i bawią się w nią na całego. No bo dziś w Sielance jest zabawa... (https://www.youtube.com/watch?v=tDR5spFWBqw).
Nie wszystkie dziecięce zabawy są bezpieczne i osoby dorosłe powinny reagować poprzez zakaz takich niebezpiecznych form zaspokajania niespełnionych marzeń ludzi nie dość zdolnych, odważnych i wytrwałych aby kroczyć trudną drogą życiową jaką jest wykonywanie zawodu lekarza.
Jako "osoba starsza niż PRL", jak to niedawno uroczo określiła mnie pewna młoda dama oraz osoba, której dyplom lekarza ma 55 lat czuję się zobowiązana do zabrania głosu na ten ważny temat obecny w przestrzeni publicznej.
Zawody lekarza oraz lekarza dentysty należą do tzw. zawodów licencjonowanych, co oznacza, że oprócz dyplomu ukończenia wydziału lekarskiego / stomatologicznego trzeba mieć PWZ czyli Prawo Wykonywania Zawodu. Niedobór osób z PWZ generuje różne akcje próbujące wyrównać te dotkliwe braki. Powoływane są różne rady medyczne w których są przedstawiciele bardzo różnych zawodów. W jednej z takich rad znalazł się między innymi hydrolog oraz teolog. Rozumiemy ten wybór! Hydrolog będzie doradzał jak lać wodę , a teolog modlił się, aby wszystko poszło dobrze i żeby na wiosnę nie było powodzi, bo jak się zdarzy, to popłyną wszyscy...
Okres pandemii sprzyjał nie tylko namnażaniu się wirusów, ale także biedaków z przymusem "zabawy w doktora". Sprzyjało temu zapotrzebowanie ludzi na wiedzę, a jeżeli była ona podawana przez kogoś tytułującego się doktorem nauk medycznych albo doktorem habilitowanym nauk medycznych to żadnemuczytelnikowi nie przyjdzie do głowy, że ktoś tak utytułowany nie jest lekarzem.
Prawo do uzyskania stopnia naukowego doktora nauk medycznych w czasach moich studiów doktoranckich (lata 70 te) przysługiwało jedynie absolwentom wydziału lekarskiego oraz stomatologicznego. Nie mieli prawa do tego stopnia absolwenci farmacji, biologii, weterynarii i podobnych wydziałów. Z czasem zapotrzebowanie na posiadanie doktorantów wzrosło wśród wielu pracowników naukowych w związku z chęcią zostania doktorem habilitowanym oraz profesorem. Zmieniono przepisy, absolwenci różnych wydziałów mogli zostać doktorami nauk medycznych i nastąpił wysyp znawców medycyny. Nie jest to jedyna niekorzystna zmiana w medycynie.
Robotyzacja medycyny
Chciwy menedżeryzm zawładnął współczesną medycyną i chce on aby lekarze pracowali jak roboty pod dyktando programów informatycznych, które próbuje się im wdrukować do głów. Program wzmacniają "wytyczne" oraz wypowiedzi "ekspertów". Więcej na ten temat pod linkiem
Sztuczna inteligencja w nieodległej przyszłości będzie królować w medycynie. Jest wielka promocja tej Sztucznej Dziuni z dostawą do domu czyli do każdego naszego komputera lub komórki. Dziunię tę możemy nazwać Sztucznym Mózgiem. Dlaczego inne sztuczne narządy z obszaru głowy (sztuczna szczęka, sztuczne oko) nie mają takiej intensywnej promocji jak ona? Dlaczego sztuczna szczęka i sztuczny odbyt są wstydliwie przemilczane w mediach, a sztuczna inteligencja jest trendy? Nie każdy musi myśleć, ale każdy musi jeść oraz wydalać niestrawione resztki pokarmowe, więc może wymienione wcześniej dwa sztuczne elementy przewodu pokarmowego zasługują na bardzie pozytywną promocję.
Czy sztuczna inteligencja wszystko może i zastąpi nas lekarzy w każdej kwestii i każdej czynności? Czy będzie stwierdzała zgon pacjenta? A może ten obowiązek będzie powierzony "ekspertom" bez PWZ - wszak znają się na tylu kwestiach związanych z medycyną...
Zgodnie z obowiązującymi przepisami zgon pacjenta może stwierdzić tylko i wyłącznie lekarz mający czynne PWZ. Przydzielono w 2022 roku to uprawnienie pielęgniarkom, ale nie słychać aby realizowały go w praktyce. Nie może tego zrobić żaden "ekspert", wirusolog, immunolog, biolog, biotechnolog, nawet gdy ma tytuł profesora. Co więcej nikt z przedstawicieli tych zawodów nie kwapi się do zabiegania o prawo do stwierdzania zgonu człowieka. Jak to się dzieje, że całe życie w sprawach naszego zdrowia mogą doradzać przedstawiciele najróżniejszych zawodów, ale zgon może stwierdzić tylko i wyłącznie lekarz? Czy zastanawialiście się kiedykolwiek nad tym osobliwym paradoksem?
Wirusolog - kto ma prawo posługiwać się takim tytułem?
Pandemia stała się złotym okresem nie tylko dla producentów szczepionek oraz respiratorów, ale także dla osób cierpiących na potrzebę "zabawy w doktora". W mediach społecznościowych pojawiły się osoby tytułujące się "wirusolog", nazwa często dodatkowo wzmocniona jest stopniem doktora habilitowanego lub tytułem profesora. Ostatnio pojawiły się bardzo niebezpieczne elementy "zabawy w doktora" polegające na deprecjonowaniu dokumentu prawnie obowiązującego jakim jest CHPL. Żadne doniesienie naukowe nie jest prawnie obowiązujące, niezależnie od tego kto go napisał, czy było recenzowane i gdzie było opublikowane. Świat nauki nie jest tożsamy z praktyką lekarską.
Tak więc osoby nie mające tytułu lekarza oraz odbytego szkolenia i zdanego egzaminu specjalizacyjnego nie powinny posługiwać się tytułem "wirusolog", mimo iż mogą mieć do czynienia z badaniem wirusów. Jeżeli przygotowuję posiłki to mam do czynienia z kuchnią, ale nie znaczy, że jestem kucharką lub określając bardziej postępowo kuchniologinią ;)
Zadanie dla Naczelnej Izby Lekarskiej
Nasz samorząd zawodowy, który w ostatnim okresie dużo uwagi poświęca jakości szkolenia na nowych uczelniach medycznych, powinien równie aktywnie dbać o właściwe nazewnictwo zawodowe oraz szacunek dla posiadanych przez nas stopni i tytułów. Nie wolno tolerować takich treści jak "kardiolog - w trakcie specjalizacji" lub "rezydent kardiologii" umieszczanych na pieczątkach lub w ogłoszeniach o miejscu pracy.
Kardiolog to lekarz, który odbył szkolenie specjalizacyjne oraz zdał pomyślnie egzamin. Osobiście mam doktorat z kardiologii oraz wiele publikacji w naukowych, ale nie uważam abym miała prawo pisać o sobie per "dr n. med. Krystyna Knypl, kardiolog" i oczywiście nigdzie tak nie piszę.
W nowelizowanym Kodeksie Etyki Lekarskiej powinien znaleźć się paragraf o ochronie tytułu zawodowego lekarza. Tak widzę jego treść:
Lekarz napotkawszy w przestrzeni publicznej osobę nie mająca PWZ i posługującą się nienależnym tytułem sugerującym, że jest lekarzem powinien zawiadomić taką osobę o naruszeniu przez nią przepisów prawa oraz zachęcić do zaprzestania posługiwania się nienależnym tytułem zawodowym. W przypadku braku reakcji ze strony osoby posługującej się nienależnym tytułem lekarz powinien powiadomić Naczelną Izbę Lekarską, która powinna podjąć odpowiednie kroki na drodze prawnej zapewniające zaprzestanie tego procederu.
Podsumowanie
Współczesny świat, nie wykluczając medycyny, zabrnął w ślepą uliczkę wypełnioną chciwością, kłamstwem, przemocą psychiczną oraz fałszem. Ta nieciekawa uliczka ma się dobrze w dużej mierze dzięki mediom społecznościowym oraz przyzwoleniu na obecność fake newsów w naszym życiu. Znana melodia "Money, money" z filmu "Cabaret" zdaje się być hymnem w medycynie współczesnych czasów. Czy ludzkość znajdzie drogę wyjścia z tej nieprzejezdnej drogi? Oby tak było!
Klasyczną dyskusję o wyższości świąt Wielkanocy nad świętami Bożego Narodzenia zastąpiła ostatnio w medycynie dyskusja o wyższości cudzego doświadczenia (zwanego "badaniami naukowymi" lub "opinią ekspertów") nad doświadczeniem osobistym lekarza. Przypomina mi ona Bermudzki Trójkąt (https://pl.wikipedia.org/wiki/Tr%C3%B3jk%C4%85t_Bermudzki), miejsce na oceanie gdzie z tajemniczych powodów giną statki. Z tajemniczych powodów w przestrzeni publicznej ginie szacunek do doświadczenia osobistego lekarza, które zaczyna być spostrzegane jako bezwartościowe.
Jak większość internetowych dyskusji ma wiele niedoskonałości, dlatego też warto rozszerzyć problem o piśmiennictwo na temat rodzajów wiedzy, jej zalet, a także ograniczeń. Znakomite omówienie problemu pojawiło się już w 2008 roku w piśmie "Clinical Medicine" w artykule "De Testimonio: on the evidence for decisions about the use of therapeutic interventions", który napisał Michael Rawlins z National Institute for Health and Clinical Excellence, London; Emeritus Professor, University of Newcastle, Newcastle upon Tyne
Nigdy dotąd równie stanowczo, a czasem zawzięcie, nie przekonywano, że dowody naukowe muszą potwierdzać przydatność działań terapeutycznych. Stało się to szczególnie widoczne w ciągu ostatnich 30 lat, kiedy tworzono rozmaite reguły, poziomy i hierarchie dowodów.
(...) Dowód naukowy spełnia obecnie tylko jeden cel. Stanowi podstawę do podjęcia świadomej decyzji o właściwym zastosowaniu działań terapeutycznych w praktyce lekarskiej.
(...) Pogląd, że dowód naukowy można niezawodnie umiejscowić w hierarchii, jest jednak złudny. Stawianie RCT na tak wysokim piedestale bywa kłopotliwe, bowiem każda metoda badawcza ma zarówno wady, jak i zalety.
Spokojny dystans do medycyny pilnie potrzebny!
Temat ujęłam wierszem, oto on:
Spokojny dystans do medycyny
Nie tworzy się w ciągu jednej godziny.
Wolno narasta przez długie lata,
Niepokój z tysiącem wahań się splata,
Lecz gdy nadejdzie ta piękna chwila…
Życie lekarza wszystko umila.
Wszystkie znamienne super wyniki,
Teksty uczone i p (<0,005) statystyki
Nie robią na mnie żadnego wrażenia.
Spoglądam nań rzadko i od niechcenia,
Wszystko mi wolno i nic nie muszę.
Ot! czasem się wierszyk napisać skuszę.
Kto to jest ekspert?
W okresie pandemii mieliśmy wysyp "ekspertów", nierzadko osób nie będących lekarzami, które z niespotykanym wcześniej nasileniem doradzały lekarzom co mają robić, czym leczyć.
Temat ujęłam wierszem:
Ekspert, to taki gość z nominacji.
Ma mega przydział przeróżnych racji.
Na każdy temat on wszystko wie,
Więc mówi wszystko co sponsor chce.
Jest też komitet. Nie, nie centralny !
Z umysłowości raczej banalny,
Powie co każą, podpisze wszystko,
Zwłaszcza gdy przelew bankowy blisko.
Ustalenie kim jest "ekspert" zajmuje uwagę ludzi od dawna. Przytoczę dwa stanowiska na ten temat
Ekspert to człowiek, który ma coraz większą wiedzę w coraz mniejszym zakresie, aż wreszcie wie absolutnie wszystko o niczym. Niels Bohr - laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki kwantowej
Mój Instytut Medycyny Opartej na Doświadczeniu Osobistym
Pisałam w 2019 roku, cyt. "Gloryfikowanie Evidence Based Medicine (EBM) i deprecjonowanie doświadczenia osobistego w medycynie osiągnęło chore proporcje. Nazwa EBM, czyli Medycyna Oparta na Faktach, jest dość przewrotna, sugeruje bowiem, że istnieje jakaś inna medycyna, drugiej kategorii, oparta na fikcji. Evidence Based Medicne (EBM) jest wspierana intensywnie przed dwa mocne filary: Big Pharmę i Big Academię."
Dodam w ramach aktualizacji trzeci filar Big Vaccine, który w ostatnich 3 latach rozrósł się jak nigdy dotąd w historii. O związkach tego filaru wielkich graczy z sferami globalistycznymi można by pisać i pisać, ale jako wyznawczyni medycyny opartej na faktach i lekarskim doświadczeniu osobistym powstrzymam się.
Na co przysięgałam przed 55 laty?
Składając przyrzeczenie lekarskie 6 maja 1968 roku na ręce prof. Z. Łapińskiego (https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2260-przyrzeczenie-lekarskie-zlozylam-55-lat-temu-2 )przyrzekałam kierować się w pracy moją najlepszą wiedzą . Określenie to jest ostatnio wypierane na rzecz "aktualnej wiedzy", a nawet ma znaleźć się w nowym Kodeksie Etyki Lekarskiej. Póki co nasz dokument "Prawo wykonywania zawodu lekarza" zawiera określenie "najlepsza wiedza". Będzie on nieważny? Dostaniemy nowe książeczki PWZ??
Propagowanie EBM ma miejsce od około 30 lat. Czy wcześniejsze decyzje lekarzy były błędne? Czy błądzili Hipokrates (470 - 370 p.n.e), Aleksander Fleming (1881-1955), Louis Pasteur (1822 - 1895) błądzili w medycynie bo nie istniała wtedy EBM??? Wiedza ma to do siebie, że zmienia się i ewoluuje.
Prawdziwa nauka medyczna oraz praktyka lekarska powinna dopuszczać różne punkty wiedzenia oraz zdobywania wiedzy. Bezkrytyczne gloryfikowanie EBM oraz przymuszanie do bezrefleksyjnego wyznawania tej wiedzy jako jedynie słusznej oraz nieomylnej przy deprecjonowaniu doświadczenia osobistego lekarza jakie ma miejsce w ostatnich latach jest złą drogą.
Mamy w medycynie dużo przykładów jak wiedza aktualna okazywała się wiedzą fatalną, w szczególności dla pacjentów - wymienię tu chociażby losy Talidomidu, Viooxu, Acomplii czy Isolipanu, dyplomatycznie powstrzymując się od wymienienia najmodniejszego w ostatnich trzech latach produktu.
Wiedza EBM powinna wspomagać oraz wspierać i uzupełniać wiedzę lekarza wynikającą z doświadczenia osobistego w medycynie.
Dr n. med. Krystyna Knypl
lekarz od 1968 roku z aktywnym prawem wykonywania zawodu,
specjalista chorób wewnętrznych i hipertensjologii
York put his cell phone back in his pocket and ran down the rocky path to where Ivv was lying.
– Hey, Ivv, I’m running to help! How are you feeling? Please contact me! – he cried.
The decorated Ivv lay motionless and did not speak. After a moment, she opened her eyes and wanted to say something, but no words could be read from her silently moving lips. But those augmented reality exercises in brain anatomy had come in handy for something, York thought.
Aunt Mahiba residence
After a moment, he took out his phone, dialed the number of his African assistant and announced:
– Peter, we had a little accident, Ivv fell unhappily on a rock.
Arrange medical help quickly. You will need a doctor and transport to the hospital. „You’ve done great. I applied for a special bonus for you, I hope you will be satisfied with its amount.
– May I ask how much will I get?
– Tomorrow morning, you will have five hundred thousand Afrieger reais in your account. I hope it will be enough for some good investment.
– Oh, yes, it will be enough! I’m thinking of buying a mansion for me and Aunt Mahiba. I would have somewhere to come back from the big world. He always draws a man to his homeland.
– Have fun! The chancellor ended the conversation.
The next day the money was indeed in York’s account, and if so, there was nothing to stop him from looking for a suitable residence. After looking at several properties, he settled on a two-story villa in the El Taar district.
– I will make an office on the ground floor, I will occupy the first floor myself, and I will put Aunt Mahiba on the second floor. From the terrace she will have a view of the whole city – he concluded.
The residence looked tempting. There were about two hundred square meters of living space on each floor. A long corridor led to numerous rooms. Right at the entrance, on the right, there was a living room consisting of two parts – the first, a conversational one with sofas and armchairs. In the background, on a small elevation, there is a part for consumption.
Ornate chandeliers hung from the ceiling over both sections. Next was a room intended for a bedroom with a bathroom. A long corridor closed off the guest room, also with a separate bathroom. Another room could be used as an office. The list of rooms was completed with a small bathroom for guests and a spacious kitchen. A winding staircase of white marble snaked between the different floors of the mansion. There was a garden around the house.
York liked everything, so he signed the contract with a broker and gave him an advance.
– You can try to move in – the realtor suggested.
– I’d like to take advantage of that opportunity – replied York.
After a week, the furnishings of the residence were completed and York was able to live there. Aunt Mahiba was due to move in soon. Even though the mansion was a dream come true, being alone in it made York feel uncomfortable. Everything was too big. He was sitting in front of the TV when the phone rang.
– York, I’m listening. It was Mac Forral who wanted to come to Afrieer.
– You know, old man, after what I’ve been through, it turns out that I need rest, too – confessed the chancellor.
– You’re welcome, of course – replied York.
– I can come in three days, will it be okay? – Mac Forral asked.
– Yes, of course, I’ll replenish the equipment a bit. I invite you, of course, to me.
In three days, he picked up Mac Forral from the airport and brought him to the mansion. An African boy in his teens was sitting near the gate, and when he saw York’s car he jumped up and waved at him. The car stopped and waited for the worn mechanism of the heavy gate to open it fully.
– I could open your gate faster than that machine – said the boy to York. I could sit here all day and wait for you to come out of town – he added.
– Yes? Could you open a gate like that? – York asked.
– Of course, I could – replied the boy.
– How much would I have to pay you? – asked York, intrigued by the boy’s position.
– Oh, it wouldn’t cost you much. Twenty Afrieger reals for one opening replied the boy.
– The deal is done, I’m hiring you.
– Okay, sir – the boy replied, beaming.
Since that conversation, every time York got into the car, the gate was already open for him. It was the same with returns. As soon as the car appeared on the horizon of the street, the boy ran to the gate and opened it with great skill. The chancellor, having slept through all the arrears, asked York if they could explore the area together.
The famous Afrieer cookies
The first to go was the castle built by Viceroy Tam-Ben Bey, who ruled Rhattan seven centuries ago. The town was no less famous than Afrieer and was two hours away by car. They arrived at the castle early in the morning to inspect the whole area before the greatest heat that started at ten o’clock this time of year.
A local guide was waiting for them, who interestingly told them about the history of the construction of the castle and its changing administrators. The first part they saw was a room called by the local diwanem, where governor Tam-Ben Bey received visitors. When he grew weary of requests, he could go to the part occupied by the governor’s thirty wives. Farther still to the right was the chamber of his favorite wife. Which of them had the honor and pleasure of being the favorite? The guide didn’t know that. – How did the other twenty nine wives sweeten their bitter moments?- Mac Forral asked.
– Although drinking bitter coffee, with very sweet Afrieger biscuits – replied the castle guide.
– By the way, after the tour, I invite you to such a treat. We make cookies according to the original recipe from seven centuries ago – he added.
- Well, it doesn't look like a five-star hotel.
They’ve seen almost everything. The guide also suggested seeing the panorama of the old part of the city of Rhattan from the terrace connected to the chamber of his favorite wife. He opened the door and invited visitors. York had heard much about this beautiful sight since childhood, especially in the morning. With the impatience of a boy familiar with the history of these lands, he strode briskly onto the narrow terrace. He took a few steps so that the posts supporting the canopy were clear of anything. The guide stopped in the doorway, and Mac Forral stayed in his favorite wife’s chamber.
– I’ll join you in a moment – he called. My shoelace came undone, I need to fix it.
– Come on, it’s really beautiful here! – cried York. At that moment, he felt something completely unheard of even in augmented reality classes. A section of the narrow terrace separated itself from the rest and descended like an elevator into a room that looked like a medieval dungeon. The door bolted from the outside clicked, and the elevator supposedly went up, leaving York on the unhooked floor. York, accustomed to surprises during training, sat calmly on the platform, which served as a bed, and looked around.
– Well, it doesn’t look like a five star hotel – he said. Of course, the phone was out of range. He was alone, and he didn’t know if it was the real world or another version of it from the virtual borderland. The guide calmly said to Mac Forral:
– So, I invite you for a bitter coffee and the famous rhattan very sweet cookies, since we consider the ordered program of this trip to be completed. What could York do in the new situation in which he found himself? Get some sleep, lie down, and think about what he hasn’t thought about in his life. And finally, sing soprano. In all other places, his passion for singing like this would be ambiguous, at least, here he had no such dilemmas. So he sang as much as he could.
Mac Forral returned from Afrieer to Lankenton the next day. Already during the journey, he did not feel well. He was shivering, he was generally broken, and his stomach hurt. He barely managed to get home, and he was attacked by all possible ailments from the digestive tract. The summoned doctor diagnosed Virus aureus infection and stomach variety.
– It’s not there, the virus – Mac Forral said weakly.
– Do you feel that he’s not there?- the doctor asked.
– Oh, no, I guess I was attacked by that damn Virus aureus, and if so, it must exist … well, who would have thought … – whispered the chancellor.
– How long might it take? – asked Mac Forral.
– No one knows – replied the doctor.
Days passed and Mac Forral could not leave his bathroom even for a moment.
– I’d rather lose my memory than my ability to be around people – he cried to himself. He called the president with words of excuse.
– I can’t leave the house, Mr. President – he reported.
– Since you can’t be around people, we must elect a new chancellor. It is not known how long such a Virus aureus infection lasts in the stomach. I accept your resignation. Congratulations on your digestive capacity. Be glad you’re clear, the president exclaimed.
– Mr. President, please…- Mac Forral moaned.
– Remember that politics is an occupation for people with strong heads and stomachs. Oh, and one more thing, Mac Forral, never asks the president what he whispers to women – he added.
– Mr. President, but I…- Mac Forral’s phone clicked as it hung up. He asked the doctor again for a home visit.
– Despite following all the recommendations, my digestive tract is not returning to normal. Doctor, how much longer will this take? – He asked.
– No one knows – replied the doctor.
– If you develop a full-blown gold fever infection, it may stay with you for the rest of your life… If it doesn’t go away after four weeks, you’ll know it’s incurable.
– Don’t be joking!- shouted Mac Forral. He was supposed to sit at home on the toilet for the rest of his life??? He won’t even be able to invest the twenty percent of the amount that went to Sarmalandia as a grant? That would be the worst complication of this damn infection. Meanwhile, work on the implementation of the Muti Vir-Virr vaccination required further research, this time conducted in the Union of Autonomous States.
To give the case an appropriate setting, it was decided to honor Professors Bohner and Lenton with the Golden Orders of the Green Olive. The technical side of the visit was to be handled by York’s deputy at the Unforgettable Group, Jerry Bell. Of course, a visit to Afrieer was necessary for topographical details. After seeing the scenery of Bibase, Jerry was offered a visit to Rhattan, which he gladly agreed to. Definitely. Everyone returns to their homeland. President Benjamin Grant easily won the next election, and the rejoicing in the party of the rich was great. The team of closest associates has been assembled. The president ordered York to be summoned, who had meanwhile been promoted to head of the Unforgettable Group. York didn’t know what he was supposed to do in the Triangular Office. He walked rather confident that he would be given a new, breakneck task to perform.
– York, you are so capable and well-trained that it is better to keep you close at hand and in sight. And you control temptation perfectly, thanks to which you are immune even to the gold rush. In a word, you’re the perfect secretary for me – said President Grant, – and in time, perhaps even for… He paused.
York knew not to ask questions at a time like this. Everything in life comes to those who can be patient and don’t give up. Just wait for the twists of fate, which supposedly can be read from the line on the left hand. So everything in our lives would be predetermined and planned? Nobody knows that.