Przyszła Wena do doktora (choć nie była bardzo chora), część 1

 

(1) PRZYSZŁA WENA DO DOKTORA

Przyszła Wena do doktora...

Choć nie była bardzo chora,

Chciała tylko ponarzekać,

Się przebadać, podociekać,

Co się jej należy - Wenie,

Kiedy znajdzie się na scenie.

Z gruntu słabo jest obyta

Z pompą, blichtrem i paradą.

Trudno mówić jej ze swadą,

 Wściekłe męczą ją migreny,

 W okolicach każdej sceny.

 Co ma robić biedna Wena?

 Czy ma wołać pogotowie?

 Czy na dyżur pobiec szybko?

 Lub się spotkać z złotą rybką

 I życzenia wyrzec szybko.

 Lekarz się na nogach słania

 Co mi z Weny przyjmowania?

 Jakie zrobić jej badania?

 Więc wiązaną rzecze mową

 Wolno cedząc każde słowo:

 Pragnę pani wyznać jeno,

 Że nie łatwo z panią, Weno,

 Mieć romansik lub spotkanie,

 Kiedy wszystko jest nietanie.

 Cnotą zaś jest oszczędzanie.

 Wraca Wena więc do głowy,

 A tam czeka temat nowy.

 Czy ktoś Wenę refunduje?

 Czy to w ogóle się opłaca?

 Czy lekarska to jest praca?

 I wyznała Wena  z  mocą,

 Lekarzowi szeptem, nocą,

 Werdykt krótki, ostateczny,

 Może nawet zgoła wieczny:

 Światło fleszy Wenę peszy!

 (2) PRZYSZŁA BZDURA DO DOKTORA

Przyszła Bzdura do doktora,

Choć nie była bardzo chora,

Chciała tylko ponarzekać,

Się przebadać, podociekać,

Co się jej należy – Bzdurze,

Kiedy cienko śpiewa w chórze.

Z gruntu słabo jest obyta

Z sensem, blichtrem i ogładą.

Trudno mówić jej ze swadą,

Wściekłe męczą ją migreny,

W okolicach każdej sceny.

Co ma robić biedna Bzdura?

Czy ma wołać pogotowie?

Czy na dyżur pobiec szybko?

Lub się spotkać z złotą rybką

I życzenia wyrzec szybko.

Lekarz się na nogach słania

Co mi z Bzdury przyjmowania?

Jakie zrobić jej badania?

Więc wiązaną rzecze mową

Wolno cedząc każde słowo:

Pragnę pani wyznać jeno,

Że nie łatwo  panią Bzduro,

Jest porównać z każdą górą,

Bowiem z zestawieniu z Weną

Winna pani być pod sceną.

Wraca Bzdura więc do głowy,

A tam czeka temat nowy.

Czy ktoś Bzdurę refunduje?

Czy to w ogóle się opłaca?

Czy lekarska to jest praca?

Wyznał lekarz Bzdurze  z  mocą,

Potajemnie, szeptem, nocą,

Werdykt krótki, ostateczny,

Może nawet zgoła wieczny:

Światło fleszy Bzdurę cieszy!  

(3) ZMIERZCH POŁUDNIA                                        

Biorę na przechowanie ludzkie lęki

Smugą cienia podążające za mną,

Nie dające się oswoić ani pomniejszyć.

Zwalczam polimorficzny gen służebności,

Nienaturalnie wybujały i patologiczny

Wyhodowany na zbyt częste okazje.

Zdrowy egoizm skrywam chorobliwie,

Chowam go przed światem ze wstydem,

Niczym łokcie z przetartym ubraniem.

Odczepiam cień na krótką chwilę,

Jedynie w samo południe.

Niczym samotny rewolwerowiec,

Idę pustą drogą wypatrując

Kto skrywa się za zamkniętymi oknami.

Nie możesz chybić!- wołają zza zasłon.

Banalne rady z wyprzedaży idei.

Która potrwa nie dalej niż do jutra.

 (4) NA POŻEGNANIE

Ulokowałam jeden  dzień

Na mapie zapomnienia

Będę wspominać go bez słów

I tylko od niechcenia.

Ulokowałam  drugi dzień,

Na mapie zapomnienia

Będę wspominać go bez słów

I tak to nic nie zmienia.

Najczulsza niegdyś myśl,

Nie sprowokuje nigdy złości,

Zmartwienie, smutek ani gniew

W spokojnym sercu nie zagości,

Wymażę chwile, słowa, łzy,

Zabliźnię wszystkie swoje rany

Zapomnę każdy zbędny gest,

W odruchu  przywołany,

Prąd wspomnień porwał wiele dni,

Wprost nie do policzenia,

Przeszłości mówię ci: bądź zdrowa

Do widzenia!

Nowogrodzka 59 jesien

Następny odcinek

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2048-przyszla-wena-do-doktora-choc-nie-byla-bardzo-chora-czesc-2

Krystyna Knypl

GdL 9/2022