Krajowe Centrum Zarządzania Niedoborem Lekarzy - fragment powieści "Pocałunek uzależnienia" z 2012 roku

Krystyna Knypl

Przedłużający się bezustannie niedobór lekarzy wymagał rozwiązań systemowych. Utworzono Krajowe Centrum Zarządzania Niedoborem Lekarzy (KCZNL) oraz powołano Rzecznika Praw Oczekujących (RPO). Partie koalicyjne dostały po dziesięć etatów we wspomnianych instytucjach oraz po cztery biura w terenie, a partie opozycyjne połowę tego co rządzący. Rzecznik Praw Oczekujących założył specjalną stronę w internecie, na której szczególnym wzięciem cieszyła się podstrona zatytułowana Donieś na doktora będziesz mniej chora. RPO zamontował całodobowy telefon na który oczekujący mogli zgłaszać wszystkie swoje żale. Pacjenci rzucili się z ochotą na wylewanie swoich łez, jednak nie wiedzieli biedacy, że 1 minuta rozmowy przez wspomniane linie kosztowała 7,66 pln + VAT.  Rachunek telefoniczny zwiększony o kilkadziesiąt złotych otrzymywany po miesiącu skutecznie wyleczył  niejednego zbolałego.

 

Szef Krajowego Centrum Zarządzania Niedoborem Lekarzy, ekonomista znany z rozłożenia na łopatki kilku szpitali w terenie, po kolejnej naradzie antykryzysowej nie mógł wprost wytrzymać z bólu głowy. Problemy, które musiał rozwiązywać były kompletnie niekompatybilne z rozmiarem jego czaszki. Nieustający ból głowy uniemożliwiał prowadzenie bojowych narad podczas których biedak łykał wszystko co było pod ręką.

Kolejnego dnia zażył aż trzy tabletki XXL-piryny i mimo tej potężnej dawki nie zadziałały. To naprawdę nie były żarty. Zrozpaczony szef KCZNL udał się do ekspertki Kunegundy Cynamonowej, znanej terapeutki metodami naturalnymi nie potwierdzonymi przez Evidence Based Medicine. Terapeutka miała w kontrakcie obowiązek poświęcania dwudziestu procent czasu na konsultacje dla pracowników szczebla centralnego zarządzających ochroną zdrowia, aby skutecznie zaradziła upiornemu bólowi głowy, który wprost rozsadzał czaszkę, co tu dużo mówić – nienawykłą do myślenia.

Z tak trudnym przypadkiem terapeutka Cynamonowa nie miała jeszcze do czynienia w swej praktyce. Z tych nerwów ją samą też rozbolała głowa i nie pomagały żadne tabletki ani żadne dawki. Groziła jej kompletna kompromitacja zawodowa.

W obliczu nadciągającej klapy postanowiła potajemnie się skonsultować ze znajomym doktorem z sąsiedztwa, bo prawdziwy doktór to jednak nie to samo co wszyscy wszelkiej eksperci, którzy jak powszechni wiadomo nie dostali się na medycynę i mieli nieuleczalny przymus bawienia się w doktora.

– Panie doktorze, mój złociutki, gdzie się podziali pańscy koledzy? – zapytała tuż za progiem.

– Co pani dolega, pani Cynamonowa? – chłodno zapytał doktor.

– Niech pan będzie taki dobry i mi powie gdzie oni są – męczyła.

Po godzinnym wierceniu dziury w brzuchu doktor zgodził się uchylić rąbka tajemnicy, zaprzysiągłszy wcześniej Cynamonową na tajemnicę gabinetu lekarskiego, zaznaczając przy tym przewrotnie, że tajemnica obowiązuje nie tylko lekarza, ale i pacjenta.

– Pani Cynamonowa, koledzy wyemigrowali wewnętrznie, zbiorowo i sieciowo. Nie chcą wracać do realu.

– A mógłby pan podać nazwę, bo szukam w google’ach i nic mi konkretnego nie wyskakuje. Tak po starej znajomości, panie doktorze, proszę.– No nie wiem czy mogę, no nie wiem – zawahał się doktor.– Baaaardzo pana doktora proszę – przymilała się Cynamonowa.

– Zawsze miałem do pani słabość, ech… niech już pani mnie nie męczy dalej. Ten portal to www.penicillium3x800.tys.j.=2,4mln.pl – oznajmił stary doktor. Założyli tam swoje internetowe imperium, nazywa je Penicylandia, tęsknią bowiem za starymi dobrymi czasy, gdy wypisanie recepty na penicylinę było tajemniczym misterium, lek działał w każdym przypadku, a osoby odwiedzające ich gabinety były poszukującymi pomocy w chorobie, a nie kontrolerami wiedzy oraz intencji lekarza. Nie chcą już być  wiecznymi chłopcami do bicia przez każdego komu taki pomysł przyjdzie do głowy.

Czując, że świat realny jest słabo reformowalny wyemigrowali do Penicylandii, która jest fragmentem większej krainy – Wirtualandii.

– A nie mógłby mi pan pokazać choć trochę tego penicillium? – nieśmiało zapytała Cynamonowa.

– Odmawiam, stanowczo odmawiam! – zawołał doktor.

– Panie doktorze, ale chociaż rąbek, jeden malutki, niech pan będzie ludzkim człowiekiem, malusi kawałeczek – jęczała Cynamonowa niczym w ciężkim ataku kolki nerkowej, w dodatku obustronnej.

– Pani Cynamonowa, żegnam panią i proszę nie plątać mi się koło parapetu! – oznajmił kategorycznym tonem doktor.

– A co to, już do parapetu nie można podejść? – zdziwiła się Cynamonowa.

– Zabraniam! – krzyknął stanowczym głosem doktor.

– A co pan taki nerwowy? – zapytała zdziwiona.

– To pani nie wie, że agencja Tele-Oko zamontowała kamery monitorujące okolice parapetu w gabinecie każdego doktora i rejestrujące nawet najmniejszy ruch wewnątrz?

– No i co?

– No i to, pani Cynamonowa, że dziś gdy u jakiegokolwiek mojego kolegi w domu rozlegnie się dźwięk dzwonka o 6:01 rano, to doktór modli się: panie Boże, spraw żeby to byli raczej chorzy niż zdrowi interesanci do mojego domu.

– Co pan doktor opowiada! To chorzy już tak rano już do doktorów przychodzą?

– Pani Cynamonowa, jakaś pani dziś przymulona. A w ogóle to sio mnie od tego parapetu, bo jeszcze pani sama zaplącze się w jakieś kłopoty i mnie wkopie.

Nim zamknęły się drzwi za sąsiadką, doktor szybko wystukał na pasku adres internetowy portalu, by sprawdzić co nowego zdarzyło się w międzyczasie na forum. Przybrał tam nick’a @doktor.szeregowy, chcąc podkreślić tym wyborem to, kim się czuł w głębi duszy oraz przypomnieć sobie młodość, gdy był zwykłym lekarzem. Powroty do młodości we własnych wspomnieniach budziły rozczarowanie, a wypady do portalu pozwalały na oderwanie się od ziemi, metryki, konta bankowego, co tu dużo mówić – od wszystkiego. Między wyobraźnią doktora a ekranem komputera rozciągała się bardzo sympatyczna kraina. Powroty do realu nie zawsze zachwycały doktora… to był inny świat…

  (...) 

Nie minął nawet miesiąc, a Cynamonowa znowu potrzebowała pilnie skontaktować się z @doktorem.szeregowym, jednym z niewielu jeszcze ordynujących w realu lekarzy.

– Panie doktorze, mam bóle koło serca, czy mogę przyjść? – załkała spazmatycznie do telefonu.

– No, jeżeli to serce, to niech pani przyjdzie – odpowiedział doktor.
– Ledwie postawiła nogę za próg, już jęczała swoje niezrealizowane podczas poprzedniej wizyty zachcianki.

– Panie doktorze, choć kawałek tego portalu dla doktorów by pan pokazał, to bym zaraz poczuła się lepiej – prosiła. Tylko malutkie pięć minut popatrzę, przysięgam że nie powiem nikomu. Bo, wie pan doktor, chcemy też założyć taki portal dla pacjentów, taka oddolna inicjatywa edukacyjna, jak to się mówi teraz. Pan doktor wie, że teraz pacjenci to muszą mieć to samo co i doktorzy, no oczywiście z wyjątkiem pieczątki, ma się rozumieć – oznajmiła Cynamonowa.

– Z wyjątkiem pieczątki, mówi pani? – roześmiał się doktor. – A nie zapomniała pani o wiedzy, umiejętnościach, dyplomie lekarza?

– Ojej, pan doktor taki zasadniczy, dyplom, wiedza to rzeczy oczywiste,   odpowiedziała Cynamonowa pojednawczo. – Ale co my tam o pieczątkach, panie doktorze, to miejsce w internecie, gdzie schowali się doktorzy, to pan pokaże, coooo? Przecież go nie zjem, po starej znajomości, panie doktorze – maltretowała doktora słownie i emocjonalnie.

– No, sam nie wiem – zawahał się doktor, bo co tu dużo mówić – miał słabość do Cynamonowej.

– Mogę złożyć przysięgę, jak mi pan nie wierzy – zadeklarowała.

– Przysięgę, mówi pani? – zapytał.

– To na co mam przysięgać? – ochoczo podchwyciła Cynamonowa.

– Na świętych Hemaglutyninę i Neuraminidazego – burknął doktor pod nosem.

– To jakieś nowe święte osoby? Nie znam – zdziwiła się.

– No, mniejsza o większość, jak to się mówi. Ma pani dostęp do zawartości portalu przez dziesięć minut – oznajmił, świadom iż czynić tak nie powinien, ale też nie potrafił opanować słabości do Cynamonowej. Zawsze wprawiała go w dobry humor swoim nieskomplikowanym widzeniem świata.

– Niech pani czyta, a ja w międzyczasie przejrzę gazetę i wypiję kawę – oznajmił doktor nieoczekiwanie sam dla siebie.

Cynamonowej oczy wyskoczyły nas szypułki i chłonęła tekst z ekranu. To wprost nie mieściło się w głowie, żeby…

[….] Ustawa o Kontroli Publikacji i Widowisk z dnia 31 lipca 1981 roku (Dz. U. nr 20 z 12.08.1981, poz. 99) – tak, u nas niestety nadal działa ;)) !!! 

W miarę trwania ekscytującej lektury policzki Cynamonowej płonęły, rozpalały się emocjonalnie w sposób zupełnie niekontrolowany. To było lepsze niż wszystkie listy na tematy damsko-męskie, jakie w życiu przeczytała w Tygodniku dla Prawie Dorosłych Dziewczynek. Doktorzy ekstremalnie bezpruderyjnie rozmawiali na każdy temat, który myśl ludzka była w stanie wygenerować.

– Panie doktorze, ale dlaczego oni tak się śmiesznie ponazywali?

– Niby kto? – zapytał.

– No, ci doktorzy.

– A kto pani przypadł do gustu?

– No śmieszna jest ta @ale.wypoczęta.

– Podoba się pani? – zapytał stary doktor.

– Wszystkie fajne są, ale najśmieszniejsza to jest ta, co nazwała się @raczej.pulchna. Przepraszam pana doktora za śmiałość… a ona w realu to jaka jest – pulchna czy raczej chuda?

– Pani Cynamonowa, to jest tylko nick, kto ją tam wie jaka jest… – oznajmił refleksyjnie doktór. Ludzie często prężą muskuły w Internecie, dodają sobie różnych walorów, może ta cała @raczej.pulchna cierpi na anoreksję, a może w istocie jest pulchna. Tego nie wie nikt dopóki się z nią nie spotka.

– A pan myśli, że ta @ale.wypoczęta to naprawdę nie jest zmęczona? Bo doktorzy mówią, że strasznie są przemęczeni dyżurami, licznymi posadami, no tą nauką w ciągu… tego, no ciągłą, czy jak tam to jest nazwane u was.

– Powiem pani po starej znajomości – @ale.wypoczęta faktycznie leniuchuje i niespecjalnie przykłada się do pracy, a i z nauką u niej też kiepsko. Strasznie oporna jest na niektóre lansowane nowości w medycynie, nie chce kierować się mapami drogowymi, jakich dostarczają nam siły przewodnie w naszych specjalnościach. Ponadto powiem pani ta cała @ale.wypoczęta notorycznie buja w obłokach i marzy o podróży na Karaiby.

– Pewnie chce się z jakąś firmą farmaceutyczną wybrać – rzuciła aluzyjnie Cynamonowa.

-Firmą, firmą! – prychnął doktór. Pani myśli, że tak Piguła Co Nie Działa to zaprasza takie jednostki jak @ale.wypoczęta? Ona jest  zwyczajnie za cienka na takie wycieczki.

– A co ona taka harda, ta @ale.wypoczęta?

– O święta Hemaglutynino! O święty Neuraminidazy! – tego nie wie nikt! Mówi, że swoje wie i już.

– Znaczy, że niby doświadczona w medycynie? To chyba nic złego? – zapytała Cynamonowa niedowierzająco.

–Doświadczenie jest teraz niemodne, pani Cynamonowa.

–To co jest modne, panie doktorze?

– Koniec balu, panno Lalu – oznajmił znienacka doktor.

– Co też pan tak nagle???

– No to mówię do pani w rozwiniętej i oficjalnej polszczyźnie: do widzenia, pani Cynamonowa!

(...)

We wszystkich laboratoriach i działach firmy Perfectly Inactive Pills Co., Ltd. zapanowało radosne ożywienie naukowe i biznesowe.

Pracowano po 25 godzin na dobę (tak, słownie dwadzieścia pięć! to nie pomyłka, twórczy marketing nie takie rzeczy wymyślał!) nad koncepcją szczepionki przeciw wirusowi penlipy. Powód takiego skonstruowania informacji prasowej był prosty – konkurencyjna firma podała, że pracuje po 24 godziny na dobę nad szczepionką i trzeba było czymś bezczelną konkurencję pokonać!

Polski rynek, bądź co bądź sporych rozmiarów, został wytypowany jako kluczowy region do wprowadzenia nowego produktu i to zobowiązywało do ekstra wysiłków. Przelewano z pustego w próżne, rozcieńczano i sprawdzano miano, dodawano środków konserwujących oraz stanowiących masę tabletkową, słowem procedury produkcyjne toczyły się wartko.

Perfectly Inactive Pills Co., Ltd. po zabezpieczeniu linii produkcyjnej zajęło się linią informacyjną produktu. Niezbędnym elementem uruchomienia linii informacyjnej było nawiązanie bliższego kontaktu z Krajowym Komitetem Siania Paniki (KKSP) oraz mediami. Wiadomo było nie od dziś, że to co nie istnieje w mediach, nie istnieje w ogóle, nie ma tego, jest niebytem.

Drugim czynnikiem, który miał istotny wpływ na intensyfikację prac nad szczepionką była informacja prasowa, że Narodowy Brat Płatnik zamierza zmniejszyć poziom refundacji leków mających postać tabletek. Ustanowiono sztywny limit, że budżet przeznaczony na tabletki ma być trzykrotnie mniejszy od budżetu przeznaczonego na premie oraz nagrody urzędników zatrudnionych przez Narodowego Brata Płatnika. Po starannych obliczeniach ustanowiono, że premie dla urzędników pochłoną 33% całego budżetu i tym sposobem na tabletki zostało 11%. I ani grosza więcej! – oznajmił prezes centrali Narodowego Brata Płatnika. Skoro tak zarządził prezes to zadaniem urzędnikó1) było wcielić słowa prezesa w życie.

Wprowadzono różne metody zarządzania popytem na tabletki. Dość skuteczne było wdrożenie intensywnych kontroli lekarskich ordynacji przez urzędników. Kontrolerzy nie znając pacjenta, nie widząc go nigdy na oczy nie doznawali wahań, wątpliwości, wyrzutów sumienia, stanów niepewności. Ponieważ często na stanowiska kontrolerów przyjmowano bezrobotnych absolwentów historii, politologii oraz studiów filologicznych konieczne było ustanowienie prostych reguł kontroli.

Przyjęto zasadę, że jeśli wszystkie czterdzieści cztery kratki niezbędne do wydania leku z  w tabletkach były wypełnione przez doktora zgodnie z instrukcją Narodowego Brata Płatnika – doktór wychodził z kontroli bez uszczerbku finansowego. Jeśli przynajmniej jedna kratka była niewypełniona albo wypełniona niezgodnie z stanem urzędniczych oczekiwań, wlepiano dotkliwą karę finansową.

Odcinek jest update'owany, cała powieść pod linkiem https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/images/ksiazki/pocalunek-uzaleznienia.pdf

Krystyna Knypl

GdL 11/2022

Komunikat:

Wszelkie podobieństwa do znanych czytelnikom osób, miejsc i faktów nie są przypadkowe, lecz zamierzone przez autorkę. Jednakże nie bierze ona odpowiedzialności za skojarzenia.
Czytelnicy, którzy niczego nie
kojarzą są w błędzie. Czytelnicy, którzy cokolwiek kojarzą też
mogą błądzić.

Każdy czytelnik ma prawo myśleć co mu się podoba, ponieważ myśl ludzka jest wolna i zawsze taka będzie.

Redakcja GdL