Nie lataj za wysoko, bo cię nie zauważą
- Szczegóły
- Nadrzędna kategoria: ROOT
- Opublikowano: wtorek, 04.02.2020, 13:46
Krystyna Knypl
Praca nad książką Zaczęło się w Zakopanem opisującą dzieje mojej rodziny jest źródłem wspomnień i refleksji. Poszukiwania w zasobach internetowych pozwalają na odkrywanie nowych informacji i pokazują szersze konteksty czasów minionych.
Refleksja wybitnego ortopedy
Nie bez powodu w środowisku lekarskim krąży żartobliwe powiedzonko: nikt ci tyle szczęścia nie da, co dyżurny ortopeda. Po wysłuchaniu autoportretu dźwiękowego prof. Artura Dziaka (https://www.youtube.com/watch?v=_kb49l19CpA) lepiej rozumiem, co autor lub autorka bon motu miała na myśli. Pana profesora poznałam w latach 60. minionego wieku w Państwowym Zakładzie Wydawnictw Lekarskich, gdzie pracowała również moja matka Halina Łapińska.
Był to w owym czasie bardzo energiczny, wysportowany mężczyzna, który nieomal biegiem pokonywał korytarze w budynku PZWL przy ulicy Długiej w Warszawie. Tak wspominałam profesora na łamach miesięcznika „Puls”, wydawanego przez Okręgową Izbę Lekarską w Warszawie:
Ilekroć widzę rubrykę ze wspomnieniami prof. Artura Dziaka, przypominają mi się odległe już lata 60., kiedy w Państwowym Zakładzie Wydawnictw Lekarskich odwiedzałam moją matkę pracującą tam jako redaktorka. W całej redakcji był tylko jeden telefon i każdy, kto chciał zadzwonić, musiał skorzystać z aparatu stojącego na biurku szefa. Pan Artur po wykręceniu numeru mówił „Dzień dobry, tu Dziak”, a moje młode uszy słyszały „dzień dobry, tu dziad”. Nie mogłam się temu nadziwić, no ale z czasem wszystko się wyjaśniło. Energiczny krok doktora Artura, którym szybko przemierzał długie redakcyjne korytarze w pałacu Teppera-Dückerta przy ul. Długiej w Warszawie, był powszechnie znany. Można tak mknąć z jednej redakcji do drugiej, ale są sytuacje, gdy trzeba poruszać się bardziej dostojnie. Zbliżał się ślub doktora, a nie mógł przecież gnać do ołtarza jak wicher. Moja matka zasugerowała, że konieczne jest opanowanie bardziej stosownego kroku. – Już wiem, co powinienem zrobić! – zawołał pan młody. – Potrenuję właściwy krok z panią redaktor na korytarzu! I tak się stało. Ilekroć matka szła korytarzem, a znalazł się na nim doktor Artur, podbiegał do niej, brał ją pod rękę i ćwiczyli dostojne pokonywanie przestrzeni. Podobno w czasie ceremonii ślubnej wypadło to znakomicie! (Źródło: https://izba-lekarska.pl/numer/numer-32017-6/spotkan-czar-dziak/).
W 7:28 min autoportretu dźwiękowego prof. Artur Dziak wspomina, że wyjeżdżał na praktyki do domów wydawniczych w Europie, a potem na świecie, karierę skończył na stanowisku redaktora naczelnego (7:41 min).
Artur Dziak swoją lekarską drogę rozpoczął w Klinice Ortopedii Akademii Medycznej, którą kierował wówczas prof. Adam Gruca, światowej sławy operator narządu ruchu (http://www.czytelniamedyczna.pl/3276,zyciorys-prof-dra-hab-med-adama-grucy-18931983.html).
Prof. Artur Dziak tak mówi (14:12 min): Trafiłem do profesora Grucy, był to wtedy jeden z najwybitniejszych chirurgów świata. Któregoś dnia zacząłem narzekać, że chyba koledzy mnie nie lubią.
– Nie lataj za wysoko – poradził profesor Gruca.
– Bo co, ściągną? – zapytał Artur Dziak.
– Nie, bo nie zauważą – odpowiedział profesor.
Wysokie loty profesora Artura Dziaka to nie tylko talent operacyjny, stanowisko redaktora naczelnego PZWL, liczne książki, ale także praca w szpitalach zagranicznych, między innymi w Wietnamie (miejscowość Sa Pa, lata 1962-1963, gdy trwała wojna wietnamska) oraz w Trypolisie (Libia).
Profesor Adam Gruca kierował Kliniką Ortopedii Akademii Medycznej w Warszawie do 1964 r., a w następnych latach zaglądał do kliniki. W ramach zajęć z ortopedii na V roku studiów bywałam w obserwatorium nad salą operacyjną, z którego przez szklany sufit sali można było obserwować pracę chirurgów. Pamiętam, że pewnego dnia dołączył do nas, studentów, prof. Adam Gruca i przez pewien czas obserwował w milczeniu swoich młodszych kolegów pracujących na sali operacyjnej.
Dyplom dyplomowi nierówny
Większość z nas ma różne dyplomy w swoich szufladach – niektóre są masowo dostępne, jak na przykład dyplom ukończenia szkoły podstawowej, inne prawie masowo – jak dyplom szkoły średniej. Sporo osób ma dyplomy ukończenia studiów wyższych. Dalsze lata naszego życia zawężają dostęp do dyplomów, bo ich zdobycie wymaga zwykle dodatkowych aktywności, na które nie mamy czasu albo ochoty.
Moja kariera zawodowa składająca się z dwóch etapów: lekarskiego i dziennikarskiego pozwala mi na porównanie dwóch odmiennych ścieżek awansu zawodowego. Kariera lekarza przebiega pod ścisłym nadzorem przełożonych, których życzliwość wobec podwładnych w wielu wypadkach jest mocno kontrolowana. Nie ma też w środowisku lekarskim zwyczaju nagradzania się, mówienia o osiągnięciach na skalę taką, jak na przykład w środowiskach artystycznych. Dziennikarze mają bardziej otwarty stosunek do nagradzania, ale raczej tych związanych z dużymi firmami wydawniczymi. Dziennikarz freelancer, jakim jestem od 20 lat, może oczywiście samodzielnie aplikować do różnych nagród, ale szczęście w tej materii mają nieliczni.
Notable achievement, czyli znaczące osiągnięcie
W latach dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych napisałam wiele artykułów poświęconych diecie niskosolnej, występowałam w audycjach radiowych i programach telewizyjnych, promując zdrową dietę. Przeczytałam w internecie, że World Hypertension League (WHL) zaprasza do zgłaszania osób mających osiągnięcia w dziedzinie zapobiegania nadciśnieniu (https://onlinelibrary.wiley.com/doi/full/10.1111/jch.12445). WHL jest organizacją skupiającą kilkadziesiąt stowarzyszeń naukowych z całego świata zajmujących się profilaktyką i leczeniem nadciśnienia tętniczego. Podsumowałam swoje aktywności w tej dziedzinie i wysłałam zgłoszenie o nominację (https://sites.google.com/site/nieprzesalajkrystynaknypl/). Komisja WHL uznała, że osiągnięcia jedenastu osób z całego świata są wybitne i uhonorowała je dyplomami uznania. Jestem w gronie tych osób (http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/107-wyroznieni-przez-world-hypertension-league) i jestem z tego powodu dumna jak paw!
Ptak ptakowi nie dorówna…
Czy wróble zachwycają się urodą pawia? Przypuszczam, że nie. Paw jest dumny, kolorowy, nie występuje masowo w przyrodzie. Nie można takiego pawia podziwiać, gdy się jest jednym z tysięcy szaroburych wróbli… Nie ten rozmiar ogona, nie ta kolorystyka…
Reakcje różnych osób z mojego otoczenia na dyplom World Hypertension League uświadomiły mi, że ludzie zachowują się podobnie jak wróble w ocenie urody pawia. Wcześniej myślałam jak ten paw, że mam prawo do dumnego pokazania, kim jestem i że ludzie widzą oraz doceniają moją urodę. W ramach niekontrolowanego zachwytu nad otrzymanym dyplomem WHL napisałam e-mail do pewnej dziennikarki medycznej organizującej w grudniu doroczne spotkania, podczas których jednym z punktów programu jest przedstawienie osiągnięć kolegów dziennikarzy w minionym roku. Nie otrzymałam odpowiedzi, a podczas spotkania w 2014 pani redaktor pominęła punkt „nasze osiągnięcia”. Niezrażona i ciągle zachwycona swoim dyplomem poprosiłam kolegę dziennikarza pracującego w jednej z agencji informacyjnych, aby napisał notatkę prasową o moim dyplomie, adresowaną do 10 mln polskich pacjentów z nadciśnieniem tętniczym.
– Moja droga, takie dyplomy to tysiące ludzi na świecie otrzymuje każdego dnia – oznajmił „życzliwy inaczej” kolega.
– Według moich informacji taki dyplom ma 11 osób na świecie – odpowiedziałam mocno zatroskana o stan wiedzy z arytmetyki kolegi dziennikarza.
Okolicznościowy wiersz
Przeglądając internet oraz inne media zastanawiam się na cechami naszego charakteru narodowego, takimi jak brak kultury sukcesu oraz bezinteresowna zazdrość o wszystko. A swoje zdziwienie ubrałam w następujące słowa:
Kargul, podejdź no do płota!
– dzisiaj brzmi to jak pieszczota.
Hejt zalewa ludziom oczy,
nikt z sukcesem nie podskoczy…
Brak sukcesów oraz zawiść są dla wielu ludzi przyczyną frustracji, jednak niezależnie od tego, jak dalece napną się hejterzy w dyskredytowaniu cudzych sukcesów, one istnieją i są powodem do zasłużonej dumy.
Tekst i zdjęcia
Krystyna Knypl
PS Artykuł ten dedykuję prof. Arturowi Dziakowi oraz pamięci prof. Adama Grucy – dzięki obu Panom poznałam ten błyskotliwy dialog sprzed lat, który dziś jest aktualny jak nigdy wcześniej.
Na lekarskim szlaku wspomnień: ludzie, miejsca, fakty
- http://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wybrane-artykuly/968-lekarski-szlak-dr-hab-n-med-jacka-j-preibisza
- http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/931-wspominajac-prof-dr-hab-n-med-jolante-chodakowska
- http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wybrane-artykuly/953-gdy-alfabet-nowego-jezyka-przypomina-ci-chromosomy
- http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wybrane-artykuly/889-profesor-henryk-chlebus
- http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wybrane-artykuly/890-nie-lataj-za-wysoko-bo-cie-nie-zauwaza
- http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/874-miedzynarodowy-dzien-pamieci-o-ofiarach-holokaustu
- http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/788-50-lat-minelo
- http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/zdrowe-zasady/775-hipertensjolog-na-torze-przeszkod
- http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/zdrowe-zasady/773-hipertensjologia-we-wspomnieniach
- http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/716-40-lat-polskiej-hipertensjologii
- http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wybrane-artykuly/565-moje-dawne-kongresy-hipertensjologiczne
- http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wybrane-artykuly/560-moje-dawne-konferencje-i-kongresy-medyczne
GdL 2_2020