Teoria mozaikowa. Rozdział 16. Hipertensjolog w Sao Paulo
- Szczegóły
- Nadrzędna kategoria: ROOT
- Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
- Opublikowano: środa, 13.09.2023, 08:23
- Odsłony: 1239
Poprzedni rozdział
Rozdział 16. Hipertensjolog w Sao Paulo
Wyprawa do Brazylii (12/02/2004 - 26/02/2004) była moją pierwszą samodzielną podróżą transatlantycką. Powodem dla którego zdecydowałam się wyruszyć tak odległą podróż był kongres International Society of Hypertension w Sao Paulo, na którym przedstawiałam trzy doniesienia posterowe. Wyjazd na kongres, jak okazało się po jakimś czasie, był dobrym pomysłem. Choć wymagał wielu przygotowań merytorycznych, to uczestnictwo w nim w sposób korzystny wpłynęło na moją karierę zawodową.
Podróż transatlantycka zawsze jest dużym przeżyciem – daleko, kosztownie, dylematy typu jak zniosę jet-lag, co oznacza na Google Maps określenie, że na niektórych odcinkach może nie być dróg dla pieszych przy śledzeniu map miast amerykańskich i parę innych dylematów obcych Europejczykowi.
Zdecydowałam się na lot Lufthansą przez Frankfurt. Koszt biletu wynosił około 2400 pln, a inne koszty ( hotel, jedzenie, upominki) około 3400 pln według posiadanych rachunków, razem 5800 pln - co należy ocenić jako budżet bardzo zdyscyplinowany :)).
Mój drogocenny (!) bilet lotniczy do Sao Paulo
Podróż rozpoczynała się o godzinie 19.00 w czwartek, 12 lutego 2004 roku. Mąż odwiózł mnie na lotnisko i bardzo dobrze pamiętam tę chwilę gdy żegnaliśmy się. Dookoła była zimna, ciemna lutowa atmosfera, a ja sama zmierzałam na drugi koniec świata. Przez chwilę chciałam wrócić do domu i nie mieć nic wspólnego z tym zimnem i nieznaną ciemnością. Po chwili jednak przemogłam się i zaczęłam lotniskowe procedury.
Zdecydowałam się na bagaż tylko kabinowy, który stanowiła małą niebieską walizeczkę oraz torba na ramię. Przed wyjazdem kupiłam też dwa t – shirty z szybko schnących włókien, aby móc bez problemów prać je na miejscu. Garderobę oficjalną uzupełniał jeden ciemny żakiet i dwie pary spodni. Natomiast część niskobudżetową garderoby stanowiły moje ulubione spodnie granatowe, koszula w zielono-czarną kratę i dwa zielone t-shirty.
Ulotka z podstawowymi informacjami o Sao Paulo
Podróż do Frankfurtu upłynęła bez większych wydarzeń, jeśli nie liczyć zerkania do business class bowiem siedziałam w pierwszy rzędzie klasy ekonomicznej. Wylądowałam we Frankfurcie o o 21.00, a następny lot miałam o 22.40 z tego samego terminalu pierwszego. Bramka z której przyjmowano na pokład samolotu do Sao Paulo odlatywałam był położony zaledwie kilkadziesiąt metrów od miejsca przylotu i wszystko odbyło się bezboleśnie. Nabrałam jakże błędnego przekonania, że wszystkie przesiadki są tak zorganizowane. Co więcej przyjmująca na pokład stewardessa życzyła mi po polsku szczęśliwej podróży.
Podróż z Frankfurtu do Sao Paulo trwała około 12 godzin. Siedziałam w bocznym rzędzie, przy oknie, obok młodego Włocha który podróżował na karnawał w Sao Paulo. Nie rozmawialiśmy specjalnie podczas podróży, dopiero rozmowa nawiązała się pod koniec lotu. Podawano na początek sałatkę i pieczywo, potem kolację czyli dinner oraz śniadanie następnego dnia rano. Niewiele pamiętam z menu, jedynie roznoszone przed posiłkami gorące gaziki do obmycia dłoni.
Po szczęśliwym wylądowaniu (13 lutego, w piątek!) szłam długimi korytarzami lotniska Guarulhos International by stanąć w kolejce do pogranicznika i utkwić w niej na dobrą godzinę. Wyjaśniwszy pogranicznikowi powód przybicia do Brazylii przeszłam do część przylotowej.
Pokwitowanie za przejazd taksówką z lotniska do hotelu
Zgodnie z postanowieniem kupiłam pełen plan miast i odszukałam korporację taksówkową Taxi Aeroporto. Zamawianie taksówki polega na zgłoszeniu trasy przejazdu do dziewczyny w okienku, która wystawia bilhete de informacao z adresem oraz podaje w nim cenę – wynosiła ona 100.69 reali na trasie lotnisko – hotel. Przejazd trwał chyba około 45 - 60 minut, odległość 58 km.
Plan miasta Sao Paulo z 2004 roku
Przed wyjazdem długo poszukiwałam odpowiedniego hotelu – chciałam aby można było względnie ławo dojechać do niego z lotniska oraz na obrady. Uznałam, że warunki te spełnia Parthenon Flats Accor Hotels, Nacoes Unidas.
Ulotka z informacjami o moim hotelu
Przed hotelem Parthenon Nacoes Unidas, wybieram się na obrady
Wiele problemów nastręczało zlokalizowanie zarówno miejsca obrad oraz zakwaterowania na posiadanej mapie papierowej – a była to jeszcze epoka sprzed Google Maps. Trochę niepokoił mnie fakt, że wszystkie mapy kończyły się na skraju lokalizacji hotelu. Postanowiła, że gdy tylko przyjadę do Sao Paulo kupię mapę całego miasta. Jak postanowiłam tak zrobiłam – był to mój pierwszy zakup na ziem i brazylijskiej. Cały plan miasta okazał się mieć wielkość książki o objętości 347 stron…
Zapachy Brazylii z boldaloiną w tle
Hotel Parthenon Nacoes Unidas, położony jest przy Rua Prof. Manoelito de Ornellas 104,w dzielnicy Pinheiros, która jest na północny zachód w stosunku do lotniska. Hotel zrobił na mnie przyjemne wrażenie – nie pozbawione elementów emocji przy rejestracji gdy dowiedziałam się, że moje zamówienie szło poprzez Chile. Jęknęłam w duszy no tak, numery mojej karty kredytowej mają już w Chile - nie byłam wtedy jeszcze obeznana z wszystkimi aspektami rezerwowania usług turystycznych przez internet, chyba zresztą nie były one w takim stopniu dostępne jak obecnie.
Sala śniadaniowa w moim hotelu, w kolorze który nazwałam pomarańczowy brazylijski
Na wszelki wypadek zdecydowałam się płacić w gotówce w dolarach. Miałam stosowną kwotę przy sobie, przywieziona z Polski i płaciłam co kilka dni w recepcji za kolejne noclegi. Wejście do hotelu robił dość miłe wrażenie z powodu przestronnych szklanych drzwi oraz bujnej roślinności w wielkich wazonach. Po lewej stronie była recepcja, a w niej bardzo eleganccy młodzieńcy pełnili dyżury. Co drugi z nich miał aparat korygujący zgryz i polakierowane paznokcie. Ta elegancja początkowo szokowała, ale z czasem przestałam na takie drobiazgi zwracać uwagę. Wszyscy pracownicy hotelu byli w niespotykany w Europie sposób uprzejmi wobec gości i skorzy do pomocy. Gdy tylko zapytałam gdzie mogę wymienić dolary na reale w mgnieniu oka sprowadzono mi… nazwijmy go… osobistego doradcę ds. walutowych ;)) który wymienił pieniądze. Potem ilekroć potrzebowałam wymienić kolejna porcje dolarów zgłaszałam taką chęć i w kilka minut przybywał elegancki doradca ds. walutowych i w holu dokonywaliśmy transakcji.
Mieszkałam wysoko na 10 piętrze. Tonacja kolorystyczna pokoju była beżowa. Na pierwszym planie pokoju było ustawione dość duże łoże, które można było jednak odgrodzić od wejścia parawanem. Po lewej od wejścia był aneks kuchenny – zlew, szafka z naczyniami, patelniami, czajnikiem i sztućcami. Pod oknem niewielki regał, w nim sejf, który okazał się być zepsuty. Przy próbie wprowadzenie nowego PIN pojawiał się złowieszczy napis ERROR. Po kilku próbach uznałam, że konieczna jest pomoc mechanika, którego udało mi się sprowadzić z pomocą recepcji. Sejf został naprawiony, ale zniechęciło mnie to do jego używania.
Pierwszy dzień, czyli piątek, spędziłam na wypoczynku i rozpoznaniu okolicy. Zwracała uwagę parterowa zabudowa otoczenia, co niezmiennie dziwi mnie w odniesieniu do dużych miast, a trzeba pamiętać, że Sao Paulo z przedmieściami to miasto 20 milionowe. Po dokonaniu wymiany pieniędzy odnalazłam najbliższy supermarket Carefoure i kupiłam bułeczki, jogurty oraz wodę mineralną. Rachunek z Carefoura jest z godziny 18:03 i wynosi 22,56 reala.
Salę śniadaniową poznałam następnego dnia rano i było to bardzo miłe zdarzenie. Pierwsze na co zwróciłam uwagę w sali śniadaniowej to był koloryt ścian – specjalny rodzaj koloru pomarańczowego, złamanego lekką domieszką szarości. Nazwałabym go pomarańczowym brazylijskim, bo nigdzie indziej nie spotkałam takiego odcieniu.
Śniadania były wspaniałe i aromatyczne – wędliny, sery, pieczywo takie jak wszędzie, natomiast owoce o znakomitym zapachu nie spotykanym nigdzie indziej. Świeże ananasy miały niezapomniany aromat, a arbuzy były daleko bardziej słodkie niż te które są w naszych sklepach. Niezwykle smaczne były też ciasta – pierniki z polewą czekoladową, babki pieczone każdego dnia. Do wyboru były napoje – kawa, herbata i soki. Z herbat wyróżniała się herbata boldo – był to płyn wydzielający woń naparu z nafty. To była właściwie jedyna rzecz, która nie smakowała mi w Sao Paolo.
Pisząc te wspomnienia zajrzałam w Google i dowiedziałam się, że liście boldo są rodem z Chile. Napar z nich jest używany do oczyszczenia krwi, gdy wątroba i nerki nie pracują prawidłowo. Ma też herbatka boldo zapobiegać powstawaniu kamieni nerkowych i żółciowych. Powinno się napar wypijać na godzinę przed posiłkiem. Spożyta w nadmiarze może spowodować biegunkę oraz zanik zainteresowania płcią przeciwną. Jednak odpowiednio dawkowana przez profesjonalistów – jak donoszą reklamy - stymuluje apetyt, zapobiega zaparciom, działa przeciwzapalnie, rozluźnia mięśniówkę przewodu pokarmowego i ożywia układ nerwowy.
Najwyraźniej się na herbatce boldo nie poznałam, no ale nie jestem profesjonalistką w ziołolecznictwie! Co najciekawsze dopiero teraz doczytałam o związkach paskudnej herbatki boldo z naszą poczciwą boldaloiną!
Czyż nie jest to kolejny i jakże niebanalny dowód, że podróże niebywale kształcą?
Pierwsze naukowe kroki na brazylijskiej ziemi
Niedzielę spędziłam na regenerowaniu się po podróży oraz zwiedzaniu najbliższej okolicy. Ulice miast były wyjątkowo puste. Zwracała uwagę parterowa zabudowa. W jednym z otwartych oknie siedziała starsza kobieta z łokciami na parapecie. Dookoła rozciągała się senna atmosfera, ale moja wyobraźnia rozbudzona egzotyczną podróżą podpowiadała mi, że za chwilę z zza rogu wychyli się Antonio Banderas z wielkim pokrowcem na kontrabas, z którego wyjmie śmiercionośny sprzęt do wymierzania sprawiedliwości i zrobi porządek… w mieście, o którym przewodniki pisały tyle mrożących krew w żyłach historii… Przecież jacyś zawodowi złoczyńcy muszą kryć się za firankami parterowych domków…, a ta poczciwa kobiecina wygląda przez okno tylko dla zmylenia pogoni… No, ale nic się nie działo, spokojnie wróciłam do hotelu i resztę dnia spędziłam na odpoczynku oraz oglądaniu telewizji.
W poniedziałek rano po aromatycznym śniadaniu zamówiłam taksówkę, aby pojechać do centrum kongresowego i dopełnić formalności rejestracyjnych. Zamawianie taksówki w hotelu brazylijskim to zajęcie dla kilku osób. Jako osoba wychowana w realnym socjalizmie przeżyłam lekki szok. Zapytałam recepcjonistę o możliwość zamówienia taksówki. Elegancki młodzieniec gnąc się w ukłonach i zapewnieniach, natychmiast przywołał umundurowanego dyżurującego przy drzwiach, który wydawał dyspozycje innemu mundurowemu mającemu stanowisko pracy przed hotelem. Ten mundurowy zewnętrzny gwizdał lub przywoływał dłonią kierowcę parkującego po drugiej stronie ulicy, po czym następował uroczysty podjazd taksówki pod hotel . Kierowca oczywiście wysiadał z taksówki i wspólnie z mundurowym zewnętrznym asystowali przy moim wsiadaniu do wnętrza pojazdu. Z trudem powstrzymałam się od samodzielnego zamknięcia za sobą drzwi taksówki, bo zaraz wyszłabym na ciemną socjalistyczna masę co nawet zachować się nie potrafi w hotelu zaledwie 3 gwiazdkowym.
Miejsce obrad kongresu ISH
Obrady odbywały się w Transamerica Expo Center oraz w położonym nieopodal hotelu Transamerica Hotel - jednak z uwagi na zawiłą topografię brazylijskiej przestrzeni między oboma obiektami krążyły autobusy. Organizatorzy kongresu wywiesili listę uczestników – z której dowiedziałam się o innych uczestnikach z Polski. Travel granty otrzymało łącznie 75 osób z całego świata, z tego z Polski poza mną dwie osoby.
Po odnalezieniu odpowiedniej recepcjonistki dostałam ID oraz materiały kongresowe.Obrady rozpoczynały się od sesji World Hypertension League zatytułowanej Hypertension, diabetes and obesity in developing countries.
Lunch w Transamerica Expo Center
Po obradach był lunch dla uczestników w niebywale eleganckiej restauracji – wnętrze pełne pięknych roślin zrobiło na mnie bardzo duże wrażenie – poprosiłam więc kelnera aby zrobił mi zdjęcie i dzięki temu mam dokumentacje zdarzenia.
Tego samego dnia wieczorem było uroczyste otwarcie zjazdu - zapamiętałam jedynie piękną melodię hymnu brazylijskiego, która tak spodobała mi się, ze postanowiłam kupić ją na płycie. W klimacie przypomina mi Va pensiero z Nabucco . Podczas uroczystości otwarcia kongresu opanował mnie ostry atak jet-lagu, co nie trudno zauważyć przyglądając się drugiej fotce - siedzę tam po prawej w drugim rzędzie i podtrzymuję przechyloną, opadającą sennie głowę, nie bacząc na wystąpienia Bardzo Ważnych Osób ;)).
Uroczystość otwarcia kongresu ISH, autorka po prawej stronie, w drugim rzędzie podtrzymuję opadającą (z powodu jet lagu) głowę, różnica czasu między Warszawą a Sao Paulo wynosi 5 godzin
Więcej
https://modnediagnozy.blogspot.com/2017/03/wyprawa-do-centrum-sao-paulo-oraz.html
https://modnediagnozy.blogspot.com/2017/03/pobyt-wsao-paulo.html
https://modnediagnozy.blogspot.com/2017/03/pobyt-na-kongresie-w-sao-paolo.html