Teoria mozaikowa. Rozdział 26. Pierwsze kroki na ścieżce hipertensjologicznej
- Szczegóły
- Nadrzędna kategoria: ROOT
- Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
- Opublikowano: czwartek, 14.09.2023, 05:21
- Odsłony: 1129
Poprzedni rozdział
Rozdział 26. Pierwsze kroki na ścieżce hipertensjologicznej
Matylda całą drogę do przyszłego miejsca pracy przeszła na piechotę. Przecież nie mogła się narazić na utknięcie w windzie czy czekanie na spóźniony autobus. Mieszkała niezbyt daleko i po dwudziestu minutach stanęła przed wejściem na Oddział Chorób Wszelakich.
Matylda całą drogę do przyszłego miejsca pracy przeszła na piechotę. Przecież nie mogła się narazić na utknięcie w windzie czy czekanie na spóźniony autobus. Mieszkała niezbyt daleko i po dwudziestu minutach stanęła przed wejściem na Oddział Chorób Wszelakich.
Matylda analizuje fonokardiogram
Gdy inni napełniali swe drogi oddechowe zapachami wiosennych kwiatów, Matylda wciągnęła potężny haust szpitalnego powietrza i kilka minut przed ósmą zgłosiła się do sekretariatu. Sekretarka po odebraniu skierowania na staż podyplomowy wpisała ją na listę pracowników oddziału i objaśniła:
– Będzie się pani podpisywała codziennie, lista obecności leży na parapecie, po lewej przy wejściu. Teraz proszę iść na oddział męski do pani Stasi, naszej siostry gospodarczej, wyda pani fartuch i proszę poczekać na panią wiceordynator, będzie pani pracowała w jej zespole. To wszystko na dziś.
– A pan ordynator? – nieśmiało zapytała Matylda.
– Zajęty – ucięła sekretarka.
Matylda była trochę zawiedziona, że nie stanie przed ordynatorskim obliczem ani nie dostąpi zaszczytu odściśnięcia jego kończyny górnej w pierwszym dniu pracy.
Ordynator miał jednak ważniejsze, a nawet Bardzo Ważne Sprawy, w tej skali przybycie do pracy nowej stażystki było wydarzeniem bezkalibrowym.
– Będzie się pani podpisywała codziennie, lista obecności leży na parapecie, po lewej przy wejściu. Teraz proszę iść na oddział męski do pani Stasi, naszej siostry gospodarczej, wyda pani fartuch i proszę poczekać na panią wiceordynator, będzie pani pracowała w jej zespole. To wszystko na dziś.
– A pan ordynator? – nieśmiało zapytała Matylda.
– Zajęty – ucięła sekretarka.
Matylda była trochę zawiedziona, że nie stanie przed ordynatorskim obliczem ani nie dostąpi zaszczytu odściśnięcia jego kończyny górnej w pierwszym dniu pracy.
Ordynator miał jednak ważniejsze, a nawet Bardzo Ważne Sprawy, w tej skali przybycie do pracy nowej stażystki było wydarzeniem bezkalibrowym.
Słynna posadzka, po której ślizgał się ordynator Wielkosz spiesząc pacjentom z pomocą
Ściskałam się niedawno z dziekanem, wystarczy! – powiedziała sobie na pocieszenie, wychodząc z sekretariatu. Zeszła na parter, substytucyjnie zamiast ordynatorskiej prawicy ściskając pod pachą torebkę.
Oddział męski chorób wszelakich był na lewo od schodów prowadzących do ordynatorskich apartamentów. Na końcu oddziału mieścił się magazynek gospodarczy, w którym w każdy poniedziałek pani Stasia wydawała asystentom czyste fartuchy.
– Dzień dobry, ja do pracy – nieśmiało zagaiła Matylda.
– Chudzina z pani – zauważyła siostra gospodarcza – ale coś
dobierzemy – przerzuciła stertę wypranych fartuchów i z samego dna wyciągnęła rozmiar XS. – Będzie dobry, pani mierzy – poleciła. Fartuch był dobry, prawie jak szyty na miarę. Matylda powoli zapinała guziki obleczone białym materiałem, niektóre z nich miały naderwane powleczenie, spod którego wyglądał metalowy korpus.
– Pani idzie do lekarskiego i tam czeka na swoją szefową. Pewnie u ordynatora jeszcze siedzi na odprawie.
– A skąd pani wie? – zapytała Matylda.
– Oni tak zawsze siedzą z pół godziny, jak dyżurni zdadzą raport.
Ciekawe o czym gadają, pewnie plotkują – mruknęła pod nosem gospodarcza.
– A może mi pani powiedzieć, gdzie mogę schować torebkę? Mam w niej portfel z dokumentami, klucze do domu; płaszcz zostawiłam w szatni, ale z torebką to się boję – wyznała Matylda.
– Pani położy sobie torebkę w szafie, w lekarskim – poradziła siostra gospodarcza.
– A jak mi ją ktoś ukradnie? – zaniepokoiła się Matylda.
– To nie będzie miała pani kluczy do domu i forsy. Wtedy pod most, jak nic – zauważyła pani Stasia. – Majątku tu się pani nie dorobi, można potrenować zawczasu zakwaterowanie dla ubogich.
– Ale ja bym się tu chciała nauczyć medycyny – wyznała Matylda.
– A, to się może zdarzyć – oznajmiła nieoczekiwanie siostra gospodarcza.
– Dziękuję pani, dziękuję za fartuch i wszystkie informacje.
Matylda przeszła pół długości korytarza i stanęła przed drzwiami z napisem Pokój lekarski. Stała oto u wrót wiedzy lekarskiej, którą dzielono się z innymi na słynnym Oddziale Chorób Wszelakich nie mniej słynnego ordynatora Władysława Wielkosza.
Co zrobić z tą torebką? – myślała nerwowo. Przed wejściem do pokoju lekarskiego przepakowała klucze i portfel do kieszeni fartucha, po czym drugi raz tego dnia wzięła głębszy haust szpitalnego powietrza i nacisnęła klamkę drzwi prowadzących do sanktuarium wiedzy lekarskiej
– Dzień dobry, ja na staż, nazywam się Matylda Przekora – przedstawiła się kilkorgu zebranym. – Do zespołu pani viceordynator.
– Siadaj i siedź, póki możesz i nic nie musisz robić – poradził pucołowaty kolega z krótko przystrzyżonymi włosami. – Zbyszek jestem – dodał.
– Miło mi, Matylda. Czy mogę w tej szafie schować torebkę? – zapytała.
– Rzuć sobie pod rentgeny, to nikt nie znajdzie.
– Nie rozumiem – odpowiedziała Matylda.
– A co tu jest do rozumienia? Po lewej masz teczkę z historiami chorób, po prawej klisze rentgenowskie pacjentów.
Matylda zgodnie z radą Zbyszka zdeponowała swoją nieszczęsną torebkę w szafie. Kilka minut po dziewiątej nadeszła wice ordynator Jolanta Budkiewicz.
– Pani zdaje się czeka na mnie? – rzuciła w stronę nowej stażystki.
– Tak, pani ordynator – odpowiedziała Matylda.
– No to idziemy na obchód, będzie pani notowała moje zlecenia.
Tu jest teczka z kartami zleceń pacjentów. Idziemy. W pierwszej sali leżało czterech pacjentów, których Jolanta po kolei pytała o samopoczucie, po czym w zależności od tego co usłyszała, badała i wydawała Matyldzie polecenia.
– Proszę zapisać z dzisiejszą datą: Odstawić digoxin – poleciła. – Odstawiamy, ponieważ pacjent ma wolną czynność serca – dodała objaśniająco.
Po trzech kwadransach wszyscy chorzy pozostający pod opieką zespołu viceordynator byli zbadani, a zlecenia zaktualizowane.
– Proszę oddać zlecenia siostrze apteczkowej, pani Izie. Ja teraz idę na śniadanie, pani też może coś przekąsić. Stażyści piją herbatę w pokoju stołówkowym u pani Maryni, przy schodach.
– A co mam robić potem? – zapytała Matylda.
– Po śniadaniu, powiedzmy za pół godziny, spotkamy się w pokoju lekarskim i napiszemy obserwacje z dzisiejszego obchodu.
Co napiszemy??? – pomyślała spanikowana Matylda. Nie pamiętała kompletnie nic. Ani jak nazywali się pacjenci, ani na których łóżkach leżeli, nie wspominając już o takich wyrafinowanych szczegółach jak to, któremu z nich skoczyło ciśnienia, a któremu podniosło się tętno.
I to ma być prawdziwa medycyna? Matylda miała ochotę uciec na kraj świata, rzucić tę całą medycynę.
Ściskałam się niedawno z dziekanem, wystarczy! – powiedziała sobie na pocieszenie, wychodząc z sekretariatu. Zeszła na parter, substytucyjnie zamiast ordynatorskiej prawicy ściskając pod pachą torebkę.
Oddział męski chorób wszelakich był na lewo od schodów prowadzących do ordynatorskich apartamentów. Na końcu oddziału mieścił się magazynek gospodarczy, w którym w każdy poniedziałek pani Stasia wydawała asystentom czyste fartuchy.
– Dzień dobry, ja do pracy – nieśmiało zagaiła Matylda.
– Chudzina z pani – zauważyła siostra gospodarcza – ale coś
dobierzemy – przerzuciła stertę wypranych fartuchów i z samego dna wyciągnęła rozmiar XS. – Będzie dobry, pani mierzy – poleciła. Fartuch był dobry, prawie jak szyty na miarę. Matylda powoli zapinała guziki obleczone białym materiałem, niektóre z nich miały naderwane powleczenie, spod którego wyglądał metalowy korpus.
– Pani idzie do lekarskiego i tam czeka na swoją szefową. Pewnie u ordynatora jeszcze siedzi na odprawie.
– A skąd pani wie? – zapytała Matylda.
– Oni tak zawsze siedzą z pół godziny, jak dyżurni zdadzą raport.
Ciekawe o czym gadają, pewnie plotkują – mruknęła pod nosem gospodarcza.
– A może mi pani powiedzieć, gdzie mogę schować torebkę? Mam w niej portfel z dokumentami, klucze do domu; płaszcz zostawiłam w szatni, ale z torebką to się boję – wyznała Matylda.
– Pani położy sobie torebkę w szafie, w lekarskim – poradziła siostra gospodarcza.
– A jak mi ją ktoś ukradnie? – zaniepokoiła się Matylda.
– To nie będzie miała pani kluczy do domu i forsy. Wtedy pod most, jak nic – zauważyła pani Stasia. – Majątku tu się pani nie dorobi, można potrenować zawczasu zakwaterowanie dla ubogich.
– Ale ja bym się tu chciała nauczyć medycyny – wyznała Matylda.
– A, to się może zdarzyć – oznajmiła nieoczekiwanie siostra gospodarcza.
– Dziękuję pani, dziękuję za fartuch i wszystkie informacje.
Matylda przeszła pół długości korytarza i stanęła przed drzwiami z napisem Pokój lekarski. Stała oto u wrót wiedzy lekarskiej, którą dzielono się z innymi na słynnym Oddziale Chorób Wszelakich nie mniej słynnego ordynatora Władysława Wielkosza.
Co zrobić z tą torebką? – myślała nerwowo. Przed wejściem do pokoju lekarskiego przepakowała klucze i portfel do kieszeni fartucha, po czym drugi raz tego dnia wzięła głębszy haust szpitalnego powietrza i nacisnęła klamkę drzwi prowadzących do sanktuarium wiedzy lekarskiej
– Dzień dobry, ja na staż, nazywam się Matylda Przekora – przedstawiła się kilkorgu zebranym. – Do zespołu pani viceordynator.
– Siadaj i siedź, póki możesz i nic nie musisz robić – poradził pucołowaty kolega z krótko przystrzyżonymi włosami. – Zbyszek jestem – dodał.
– Miło mi, Matylda. Czy mogę w tej szafie schować torebkę? – zapytała.
– Rzuć sobie pod rentgeny, to nikt nie znajdzie.
– Nie rozumiem – odpowiedziała Matylda.
– A co tu jest do rozumienia? Po lewej masz teczkę z historiami chorób, po prawej klisze rentgenowskie pacjentów.
Matylda zgodnie z radą Zbyszka zdeponowała swoją nieszczęsną torebkę w szafie. Kilka minut po dziewiątej nadeszła wice ordynator Jolanta Budkiewicz.
– Pani zdaje się czeka na mnie? – rzuciła w stronę nowej stażystki.
– Tak, pani ordynator – odpowiedziała Matylda.
– No to idziemy na obchód, będzie pani notowała moje zlecenia.
Tu jest teczka z kartami zleceń pacjentów. Idziemy. W pierwszej sali leżało czterech pacjentów, których Jolanta po kolei pytała o samopoczucie, po czym w zależności od tego co usłyszała, badała i wydawała Matyldzie polecenia.
– Proszę zapisać z dzisiejszą datą: Odstawić digoxin – poleciła. – Odstawiamy, ponieważ pacjent ma wolną czynność serca – dodała objaśniająco.
Po trzech kwadransach wszyscy chorzy pozostający pod opieką zespołu viceordynator byli zbadani, a zlecenia zaktualizowane.
– Proszę oddać zlecenia siostrze apteczkowej, pani Izie. Ja teraz idę na śniadanie, pani też może coś przekąsić. Stażyści piją herbatę w pokoju stołówkowym u pani Maryni, przy schodach.
– A co mam robić potem? – zapytała Matylda.
– Po śniadaniu, powiedzmy za pół godziny, spotkamy się w pokoju lekarskim i napiszemy obserwacje z dzisiejszego obchodu.
Co napiszemy??? – pomyślała spanikowana Matylda. Nie pamiętała kompletnie nic. Ani jak nazywali się pacjenci, ani na których łóżkach leżeli, nie wspominając już o takich wyrafinowanych szczegółach jak to, któremu z nich skoczyło ciśnienia, a któremu podniosło się tętno.
I to ma być prawdziwa medycyna? Matylda miała ochotę uciec na kraj świata, rzucić tę całą medycynę.
Zdecydowała się więc zostać. Jakoś przetrwała pierwszy dzień. Nadeszła godzina czternasta i wszyscy rozeszli się do domów, a niektórzy pracownicy Oddziału Chorób Wszelakich udali się do rezydencji, zgodnie z rangą należną ich pozycji i stanowisku.
Matyldo, na wszystko przyjdzie pora, na rzucanie medycyny też – była pewna, że jakiś głos cichutko szepnął jej do ucha te właśnie słowa.
Krystyna Knypl
GdL 9/2023