- Szczegóły
-
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
-
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 11:52
-
Odsłony: 2019
Poprzedni rozdział:
https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1909-rozdzial-21-przystanek-warszawa
Krystyna Knypl
Rozdział 22. Rajd Warszawa - Orlando
Matylda tak wspominała wyprawę na konferencję prasową, która odbyła się w Orlando podczas kongresu American Heart Association:
Rajd Warszawa - Orlando był niezapomnianym wydarzeniem zawodowym związanym z uczestnictwem w konferencji prasowej podczas kongresu American Heart Association. Trasa naszej podróży była następująca: Warszawa - Amsterdam - Orlando - New York - Paryż - Warszawa. Wspaniała wyprawa za ocean po najnowszą wiedzę kardiologiczną, w najznakomitszym towarzystwie, połączona z przygodami, które nie każdemu dziennikarzowi medycznemu przynosi los. Tak było! Ameryką powiało już na lotnisku w Amsterdamie, gdzie była wypustka przedstawicieli amerykańskich pograniczników. Pan strzegący granic, kieruje pytanie do naszej trzyosobowej delegacji: kim jesteście dla siebie? Wiedząc, że w rozmowach takich należy mówić prawdę, odpowiadam w imieniu członków delegacji: jesteśmy kolegami z pracy, Pan pogranicznik: a kiedy widzieliście się ostatni raz prywatnie. Ja: prywatnie nie spotykamy się regularnie. Pan pogranicznik: Wy nie jesteście kolegami, WY ROBICIE RAZEM BIZNES!!! Kurtyna!
Rajd Warszawa - Orlando odbył się w listopadzie 2007 roku
Gdy spoglądam na trasę jaką pokonaliśmy aby trafić na obrady American Heart Association to upewniam się w przekonaniu, że to zajęcie dla amatorów długich biegów z przeszkodami.
Nasza trasa w obie strony była następująca: Warszawa – Amsterdam – Atlanta – Orlando – Nowy York – Paryż – Warszawa. Początkowo organizatorzy konferencji prasowej przewidywali 1 dniowy pobyt na konferencji prasowej i trochę czasu mi zajęło wytłumaczenie, że możemy się spóźnić przy takim grafiku podróży i nie dojechać na czas.
Po dłuższych dyskusjach udało się ustalić, że musimy przyjechać jeden dzień wcześniej aby być na czas i wypełnić swoje obowiązki dziennikarskie.
Podczas przesiadki w Amsterdamie pobraliśmy słynną lekcję od pracownika odpytującego podróżnych przed wpuszczeniem na pokład samolotu lecącego do Stanów Zjednoczonych na temat kim jesteśmy dla siebie. Pierwsze pytanie jakie otrzymaliśmy brzmiało:
-Kim jesteście dla siebie?
Szefowa naszej 3 osobowej delegacji, Teresa Komorniczak, odpowiedziała:
– Jesteśmy kolegami.
– A kiedy widzieliście się ostatni raz prywatnie? – zapytał się dociekliwy pogranicznik.
– Nie spotykamy się dla celów prywatnych, okresowo ze sobą współpracujemy i wtedy się spotykamy – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– Aaaa, to wy nie jesteście kolegami, lecz robicie razem biznes – oznajmił pograniczny ekspert od spraw relacji między ludźmi.
Szok dla organizmu odpytywanych był spory, ale gdy patrzę z perspektywy czasu to pewnie pracownik ów zadawał kolejne pytania z scenariusza postępowania, którego został nauczony na odpowiednich szkoleniach.
Teresa Komorniczak, szefowa naszej delegacji do Orlando
Francis w Orlando
Pytania zadawane na granicy amerykańskiej robią duże wrażenie na odpytywanych, ale należy na te pytania odpowiadać spokojnie i zgodnie z faktami, wtedy wywiera się pozytywne wrażenie.
Pokonawszy trudy konwersacji, lotu transatlantyckiego, przecwałowaliśmy przez wielkie przesiadkowe lotnisko w Atlancie i dotarliśmy w końcu do Orlando wieczorową porą. W hotelu byliśmy przed północą. Nie był to koniec niespodzianek, obsługa recepcja ani rusz nie mogła zrozumieć, że w tej podróży towarzyszy mi mój mąż będący także kolegą z pracy i usiłowano zakwaterować nas w oddzielnych pokojach. Dopiero przekazu krótkich treści w krótkich zdaniach udało mi się to wytłumaczyć kto kim jest tym razem na potrzeby zakwaterowania w hotelu.
Matylda w poszukiwaniu ciekawych kadrów w ogrodzie hotelowym
Tłumaczenie brzmiało mniej więcej tak: Ja jestem Mrs Knypl. To jest Mr Knypl. Pracujemy razem jako dziennikarze, ale także jesteśmy małżeństwem. Musimy zamieszkać w jednym pokoju.
Szczęśliwie udało mi się przekonać recepcjonistkę dlaczego chcę zamieszkać w jednym pokoju z kolegą z pracy i w końcu dotarliśmy do naszego pokoju hotelowego.
Nasze limo service, którym jechaliśmy z lotniska do hotelu
Hotel w którym mieszkali Matylda i Francis w Orlando
Pamiątkowa torba kongresowa
Poza wspólnym rajdem do Orlando, Matylda odbyła kilka rajdów w pojedynkę, a na ich podstawie opisała wrażenia z przekraczania granicy amerykańskiej:
Osobiście jestem fanką Stanów Zjednoczonych i dobrze się tam czuję. Najtrudniejszym chyba fragmentem podróży do tego kraju jest otrzymanie wizy oraz przekraczania granicy. Jeżeli ktoś wybiera się to oznacza, że wizę już ma. Jak przetrwać ten wyczerpujący etap, jakim jest przekraczanie granicy i wyjść w miarę cało fizycznie oraz psychicznie?
Aby nie wpaść w tzw. szok kulturowy trzeba się odpowiednio przygotować się do spotkania z Ameryką i jej mieszkańcami, nie tylko od strony formalnej ale i psychologicznej. Jak donosi wikipedia:
Szok kulturowy może zaistnieć kiedy komunikujące się jednostki bądź grupy należą do kultury wysokiego kontekstu; to znaczy kiedy część komunikacji jest mocno zakodowana w postaci niewerbalnej (np. milczenie, gestykulacja), a przez to trudna do odczytania przez drugą stronę podejmującą komunikację.
Skoro milczenie lub gestykulacja zwiększa zagrożenie szokiem kulturowym to już lepiej wdać się w pogawędkę. Należy jednak pamiętać, że jeśli nawiążemy na przykład na pokładzie samolotu jeszcze zmierzając do Stanów Zjenoczonych rozmowę z jakimkolwiek Amerykaninem – niezależnie czy będzie to profesor University School of Medicine z Bostonu czy gospodyni domowa z Teksasu mówimy, że jesteśmy from Poland, Europe. Przy tak zredagowanym komunikacie jest szansa, że przejściowo załapią iż przyjechaliśmy z dalekiego kraju, ale nie jest to pewne na 100%, że skojarzą z jakiego. Na przykład kelner w Dallas może pomyśleć, że wymieniasz nazwę miasta i odleglejszego stanu na północy kraju, których to detali nie zapamiętał na lekcji geografii.
Gdy wylądujemy na lotnisku amerykańskim i będziemy oczekiwali na swoje tete – a – tete z pogranicznikiem należy zachować minę zrelaksowanej pokerzystki, która leci dalej do Las Vegas rozegrać partyjkę za 10 tysięcy usd. Zrelaksowana mina jest ważna bowiem kamery na lotnisku analizują nasze miny i dają nam szanse bycia gwiazdami non-stop.
Pogranicznik po ustaleniu celu naszej podróży oraz pobraniu na pamiątkę odcisków linii papilarnych wszystkich palców, zeskanowaniu tęczówki określa dozwolony czas pobytu, stempluje paszport i od tej chwili jesteśmy legalnie w krainie mlekiem i miodem płynącej.
Jako legalnie przebywająca osoba możemy przemieszczać się. Korzystamy więc z tego prawa i idziemy odebrać swoją walizkę z taśmy. Gdyby ktoś podczas czekania na swój bagaż przez nieuwagę umieścił na naszej stopie swój 20 kg bagaż i ze szczerym zapałem zawoła I’m so sorry uśmiechnijmy się najszerzej jak potrafimy i zawołajmy z entuzjazmem All is OK, I’m fine, really I’m fine.
Gdy w tłumie czarnych walizek upatrzymy sobie jakiś egzemplarz w przekonaniu, że jest nasz i ściągniemy ją resztkami sił z taśmy na ziemię, sprawdźmy jeszcze raz czy się nie mylimy. Przykro byłoby wewnątrz znaleźć koszule męskie, kalesony i przybory do golenia. Ostatecznie wszystko można w ramach twórczego recyklingu wykorzystać, ale gdy mamy na trasie naszej wycieczki na przykład Hawaje, to te nieszczęsne kalesony chyba nie będą jednak przydatne, więc sprawdźmy tę walizkę koniecznie!
Po odebraniu walizki warto będzie zresetować pęcherz. Amerykanie z niewiadomych powodów miejsce urologicznego odosobnienia nazywają restroom.
Jasno i krótko pokazują przedzielone kreską sylwetki kobiety i mężczyzny jednoznacznie objaśniając, że to przybytki użytku rozdzielnopłciowego. USA to kraj kultury obrazkowej i wszystko jest tam prosto objaśnione zwykle na trzech, maksimum pięciu scenkach. Mają zwyczaj na piktogramach pokazywać dwie osoby przedzielone kreską.
Tym się różnią od piktogramów europejskich, przy których zawsze trzeba sobie przypomnieć jednocześnie lekcje geometrii i biologii, a przy przepełnionym pęcherzu może co nieco się pomieszać.
Zetknięcie się z każdym zagranicznym systemem hydraulicznym jest zawsze dla mnie w równej mierze edukacyjne co stresujące. Edukacyjne bowiem pokazuje jak niebanalne umysły pracują przy projektowaniu urządzeń sanitarnych, a stresujące bowiem jeszcze nigdy nie udało mi się wczuć w tok myślenia hydraulika.
Najbardziej intrygujący model jak spotkałam w przylotniskowym hotelu w Atlancie. Do dziś nie rozszyfrowałam przeznaczenia dwóch dróg odpływowych.
Jedno jest ważne – gdy zobaczymy iż po uruchomieniu opcji spuść wodę ten niesforny płyn zamiast spływać w dół, płynie ku górze nie należy z okrzykiem na ustach zatkało się!!! wybiegać na zewnątrz, tylko spokojnie kontynuować proces podciągania niewymownych, kierując się znaną powodzianom zasadą:
Nie ma takiej wody, która by nie opadła!
Tak samo jest z wodą w klozetach amerykańskich – gdy z tajemniczych powodów podpłynie pod sam wierzch i mamy pewność, że za sekundę przekroczy poziom powodziowy, który wyznacza klapa sedesu, woda z nie mniej tajemniczych przyczyn zaczyna opadać i podążać do właściwych rur.
Ustabilizowawszy czynność pęcherza moczowego, z odebraną walizką udajemy się przed oblicze celników. Można trafić na dwie drogi sprawdzania – wersja antyczna: kobieta rasy innej niż biała wskazuje palcem na rysunek z wyrobami mięsnymi i mówi kielbasa?. Oczywiście odpowiadamy, że nie posiadamy i kontrola się na tym kończy. Wersja nowoczesna polega na prześwietleniu naszego bagażu i wtedy to my dowiemy się co mamy w nim niedozwolonego.
Jeśli pechowo lotnisko na które przylecimy będzie trenowało tzw. kontrolę przylotową gdy nabieramy przekonania, że już jesteśmy w ogródku i rozglądamy się za gąską do przysłowiowego powitania, nagle następny osobnik rasy innej niż biała specjalnym czytnikiem sprawdzi kod na naszej walizce. Czytniki kodów pika, walizkę nam zabierają, wrzucają w jakąś czarną dziurę i rozpoczyna ona swoje burzliwe drugie życie na taśmie kontrolnej. My zaś rozpoczynamy drugą rundę sprawdzenia czy nie grozimy bezpieczeństwu. Ponownie zdejmujemy buty, kontaktujemy nasze stopy z innymi rodzajami grzybów niż te które złapaliśmy w Europie oraz udzielamy szczegółowych wyjaśnień na temat zawartości bagażu podręcznego oraz naszych kieszeni.
Co masz w tej kieszeni? A co w tamtej? Proszę wyjąć laptop! Aparat fotograficzny też! Tak… a co to jest? Nitrogliceryna…Cooooo takiego??? Nitrogliceryna???? Aha, do celów leczniczych??? No, to prosimy o przedstawienie zaświadczenia od lekarza, że istotnie substancja zostanie wykorzystana do celów wyłącznie leczniczych ;))… Nie masz takiego zaświadczenia???… Sama jesteś lekarzem ??? Mmm…, no dobrze… A co to jest? Kabel? Aha…
Next please!
Podtrzymując dłonią opadające spodnie, wszak nasz pasek musi być sprawdzony czy nie stanowi zagrożenia (!) zbieramy rozbebeszony bagaż podręczny i rozglądamy się za taśmą… szukamy… szukamy… Jest! taśma nr 23, lot nr z… a na taśmie kręci się samotnie nasza walizka…
Uff co za ulga…
Wspominamy z rozrzewnieniem wszystko co zostawiliśmy w kraju, łkamy, tęsknimy, kochamy… szlochamy… Nawet przypomina się nam pewna melodia…
Ukochany kraj… Umiłowany kraj…
No i gdzie ten raj??? To tak wygląda raj??? Opanowujemy się! Dość głupich rozterek! Nie po to tu przyjechaliśmy! Pokonawszy wszystkie przeszkody wychodzimy do budynku przylotowego. Jesteśmy w Ameryce…Śpiewamy radośnie To jest Ameryka, to słynne USA!
(https://www.youtube.com/watch?v=tRepPPeyiis)
Z czasem opanowuje nas tęsknota za krajem… gdzie są moje misie… kochane (bo)misie… ;)) Ach to serce w rozterce!
W patriotycznym uniesieniu przepowiadamy sobie słowa Wieszcza:
Ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie,
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
Kto cię STRACIŁ (…)
Czas szybko mija, decydujemy się wracać, szczęśliwie lądujemy na Okęciu… och, jak dobrze być znowu w domu :))
Następny rozdział:
https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1912-rozdzial-23-na-szlaku-osiagniec-krajowych-oraz-zagranicznych
- Szczegóły
-
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
-
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 11:36
-
Odsłony: 1942
Poprzedni rozdział:
https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1908-rozdzial-20-lunch-w-le-grand-colbert
Krystyna Knypl
Rozdział 21. Przystanek Warszawa
Paryżanie powrócili po dwu latach i czterech miesiącach pobytu, w mglistą styczniową niedzielę. Powrót był trochę niespodziewany, ale jak się okazało powiedzenie, że nie ma nic złego co by na dobre się nie zdało, w tym wypadku znakomicie - nomen omen - zdało egzamin. Za wędrowcami był już Paryż, w oddali zarysowywał się Dakar.
Zamglona Warszawa powitała powracających z Paryża
Matylda śledziła lot na tracking map
A gdy nadeszła pora lądowania na Okęciu Matylda wraz z Francisem powitała powracających z Paryża wędrowców.
W kwestii Paryża pozostało nam jedynie powtórzyć za Adamem Mickiewiczem..
O tem-że dumać na paryskim bruku,
Przynosząc z miasta uszy pełne stuku
Przekleństw i kłamstwa, niewczesnych zamiarów,
Zapoznych żalów, potępieńczych swarów!
Źródło:
https://literat.ug.edu.pl/pantad/epilog.htm
Hilitka kontynuowała...
... edukację w szkole francuskiej na Sadybie
Dziadek wspierał swą obecnością całodobową, a babcia powracała wieczorem na Niemcewicze
Mijając rozświetlone Śródmieście
Była okazja do rodzinnych obiadów podczas których obowiązkowym elementem przy deserach były występy muzyczne
Matylda dostała od Młodzieńca piękny bukiet koniczynek zebranych na trawniku
Po roku Maniula wraz z rodziną ruszyła znowu na szlak wędrówki, tym razem do Papryki jak to określał Młodzieniec.
Hilitka tak zilustrowała podróż do Senegalu
Następny rozdział
https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1911-rozdzial-22-rajd-warszawa-orlando
- Szczegóły
-
Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
-
Opublikowano: poniedziałek, 25.04.2022, 11:30
-
Odsłony: 2091
Poprzedni rozdział:
https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1907-rozdzial-19-tango-na-rue-montevideo
Krystyna Knypl
Rozdział 20. Lunch w Le Grand Colbert
W dzienniku rodzinnym czytamy: Restauracja Le Grand Colbert pozostaje trwale we wspomnieniach, nie tylko z uwagi na ciekawą historię, ale także pamiętny lunch rodzinny. O tej słynnej restauracji czytamy:
Le Grand Colbert to paryska restauracja znajdująca się przy 2, rue Vivienne, 2 arr Paryża, pomiędzy Palais Brongniart, ogrodem Palais Royal i Place des Victoires. Można do niej wejść również przez Galerię Vivienne. Pierwotnie, kiedy został zbudowany w 1637 roku przez Guillaume Bautru, hrabiego Serrant, budynek był prywatną rezydencją zaprojektowaną przez architekta Louisa le Vau1. W 1652 r. został sprzedany Jean-Baptiste Colbertowi, słynnemu ministrowi Ludwika XIV, a w 1719 r. Filipowi Orleańskiemu. W 1806 roku został zajęty przez Fundusz Długów Państwowych, aż do sprzedaży w 1825 roku. Dwór został następnie zburzony, aby zrobić miejsce dla obecnego budynku i otwarcia Galerie Colbert w 1828 roku, która miała konkurować z Galerie Vivienne. Za czasów Ludwika Filipa otwarto sklep z nowościami o nazwie "Au Grand Colbert". Nazwa została zachowana do 1900 roku, kiedy to przekształcono ją w restaurację. Do czasu zamknięcia kilka lat temu był to jeden z najtańszych "bouillons" w stolicy. Z inicjatywy Biblioteki Narodowej Francji, właściciela obiektu, w 1985 r. został on odrestaurowany z zachowaniem wszystkich oryginalnych szczegółów, w tym samym czasie co Galerie Colbert. Pozostała po nim duża sala o imponującej kubaturze architektonicznej, z sześciometrowymi ścianami i śladami rzeźbionych pilastrów. Zachowały się również malowidła pompejańskie i rzadkie mozaiki na podłodze. Grand Colbert to paryska brasserie serwująca tradycyjne dania kuchni francuskiej, prowadzona od 1992 roku przez Joëla Fleury'ego, dawniej członka grupy Flo. Fasada, jak również galeria Colberta, do której prowadzi, zostały wpisane na listę zabytków historycznych rozporządzeniem z dnia 7 lipca 1974 roku. W komedii romantycznej Nancy Meyers "Lepiej późno niż później" Jack Nicholson zaprasza Diane Keaton na urodzinową kolację do Le Grad Colbert. W restauracji kręcono także sceny do filmu "Za jakie grzechy dobry Boże?"
Źródło:
https://fr.wikipedia.org/wiki/Le_Grand_Colbert
Francis podczas lunchu w Le Grand Colbert
Matylda przed wejściem do restauracji Le Grand Colbert
Restauracja Le Grand Colbert
Popiersie patrona restauracji Jean-Baptiste Colberta w tle, który był właścicielem budynku od 1652. Na przestrzeni dziejów budynek miął różnych właścicieli, został on odnowiony we wszystkich swoich oryginalnych szczegółach w 1985 roku, w tym samym czasie co galeria Colberta. Znajdujemy w tym dużym pomieszczeniu, o imponującej objętości architektonicznej, sześciometrowych ścianach, ślady po szczególnie rzeźbionych pilastrach. Są tu również malowidła na drewnie w stylu pompejańskim wpisane na listę sztuk historycznych oraz rzadkie mozaiki na podłożu.
Matylda podczas lunchu w Le Grand Colbert
Goście rodzinnego lunchu w tle
Restauracja Le Grand Colbert
Obraz przedstawia wejście do restauracji Le Grand Colbert
Chleb jest podawany na początku, jako przegryzka
Napoje w Le Grand Colbert
Wnętrze Le Grand Colbert
Woda Evian, jest dostępna od 1826 roku
Skład mineralny wody Evian, z przyjemnością odkryliśmy, że jest niskosodowa
Nie samym chlebem i wodą człowiek żyje, więc popatrzmy na aktualne menu dostępne w restauracji Le Grand Colbert https://www.legrandcolbert.fr/en/menus/
Danie drugie
Kawa z czekoladką
Deser
Recenzja z pobytu by @mimax2
Matylda fotografuje Le Grand Colbert
Następny rozdział:
https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1909-rozdzial-21-przystanek-warszawa