Artykuły redaktor naczelnej

Tańczę tango linki do rozdziałów, część druga

Krystyna Knypl

Linki do rozdziałów 1 - 20 są pod linkiem

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1946-tancze-tango-linki-do-rozdzialow

Rozdział 21. Przystanek Warszawa

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1909-rozdzial-21-przystanek-warszawa

Rozdział 22. Rajd Warszawa - Orlando

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1911-rozdzial-22-rajd-warszawa-orlando

Rozdział 23. Na szlaku osiągnięć krajowych i zagranicznych

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1911-rozdzial-22-rajd-warszawa-orlando

<a href=

Rozdział 24. Złota Rączka

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1913-rozdzial-24-zlota-raczka

Rozdział 25.Odkrywamy uroi  Paryża

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1914-rozdzial-25-odkrywajac-uroki-paryza

Rozdział 26. Najlepsze bagietki są na...

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1915-rozdzial-26-najlepsze-bagietki-sa-na

Rozdział 27.Fotografując Francisa

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1916-rozdzial-27-fotografujac-francisa

SONY DSC

Rozdział 28. Wiersze z okazji imienin i urodzin

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1917-rozdzial-28-wiersze-z-okazji-urodzin-oraz-imienin

Rozdział 29.Dorobek graficzny Francisa

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1918-rozdzial-29-dorobek-graficzny

Matylda Przekora z tygrysem

Rozdział 30. Trzy Lwy

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1919-rozdzial-30-trzy-lwy

Rozdział 31.Wycieczka do Oranu i Tipazy

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1920-rozdzial-31-wycieczka-do-tipazy

Tipaza Mima Bru

Rozdział 32.Dziakowie bez Granic w Madrycie

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1921-rozdzial-32-dziadkowie-bez-granic-w-madrycie

Rozdział 33.Talenty krawieckie

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1922-rozdzial-33-talenty-krawieckie

Rozdział 34.Zostaw ja to zrobię!

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1923-rozdzial-34-zostaw-ja-to-zrobie

Rozdział 35.Całusy z Buenos Aires

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1924-rozdzial-35-calusy-z-buenos-aires

aa2

Rozdział 36.Przyjęcie bagietkowe w Warszawie

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1925-rozdzial-36-przyjecie-bagietkowe-w-warszawie

Rozdział 37.Wspólnym krokiem przez życie

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1926-rozdzial-37-wspolnym-krokiem-przez-zycie

Rozdział 38. Czterdzieści lat razem

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1929-rozdzial-39-czterdziesci-lat-razem

CZterdziesci lat razem

Rozdział 39. W drodze do Bermudzkiego Trójkąta Kosmosu

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1934-rozdzial-40-w-drodze-do-bermudzkiego-trojkata-kosmosu-3

Francis Road

Rozdział 40. Nie wszystko przeminie

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1935-rozdzial-41-nie-wszystko-przeminie-2

Tango Europejski 1

Rozdział 41. We...

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1936-rozdzial-41-we

Koniec

Tańczę tango linki do rozdziałów

Krystyna Knypl

Rozdział 1. Natura tanga

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1887-tancze-tango-powiesc-milosna-rozdzial-1-natura-tanga

Tancze tango okladka biala

Rozdział 2. Nietypowe tango małżeńskie

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1889-tancze-tango-rozdzial-2-nietypowe-tango-malzenskie

Francis młody pokolorowany

Rozdział 3. Rodzina powiększa się

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1890-rozdzial-3-rodzina-powieksza-sie

Rozdział 4. Huragan macierzyństwa

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1891-rozdzial-4-huragan-macierzynstwa

Mima 1981 z Kate

Rozdział 5. Co czyni ojca dobrym?

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1892-rozdzial-5-co-czyni-ojca-dobrym

Rozdział 6. Wakacje w Rodzinnym Miasteczku

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1893-rozdzial-3-wakacje-w-rodzinnym-miasteczku

Rozdział 7. Wyprawy szlakiem przodków

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1894-rozdzial-3-wyprawa-szlakiem-przodkow

Rozdział 8. Kontynuujemy podróże - Szwajcaria

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1895-rozdzial-7-kontynuujemy-podroze-szwajcaria

 

Rozdział 9. Wakacje na Lazurowym Wybrzeżu

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1896-rozdzial-8-wakacje-na-lazurowym-wybrzezu

Rozdział 10. Paryż po raz pierwszy

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1896-rozdzial-8-wakacje-na-lazurowym-wybrzezu

Rozdział 11. Zielono mi

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1898-rozdzial-10-zielono-mi

 

 Rozdział 12. Na co pomaga maść tygrysia?

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1900-rozdzial-12-na-co-pomaga-masc-tygrysia

Rozdział 13. Hotele dały nam radości wiele

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1901-rozdzial-13-hotele-daly-nam-radosci-wiele

Savoy

Rozdział 14. Jak nas widzą, tak nas rysują?

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1902-rozdzial-14-jak-nas-widza-tak-nas-rysuja

Rozdział 15. Dziadkowie bez Granic

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1903-rozdzial-15-dziadkowie-bez-granic

 Rozdział 16. Rajd Warszawa - Algier

 https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1904-rozdzial-16-rajd-warszawa-algier

Rozdział 17. Przystanek Niemcewicze

 

 Rozdział 18. Rajd Warszawa - Paryż 

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1906-rozdzial-18-rajdy-warszawa-paryz

Rozdział 19. Tango na Rue de Montevideo

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1907-rozdzial-19-tango-na-rue-montevideo

Rozdział 20. Lunch w Le Grand Colbert 

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1908-rozdzial-20-lunch-w-le-grand-colbert

Ciąg dalszy pod linkiem 

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1947-tancze-tango-linki-do-rozdzialow-czesc-druga

Krystyna Knypl

GdL 5/2022

Rozdział 41. We...

Poprzedni rozdział 

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1935-rozdzial-41-nie-wszystko-przeminie-2

Krystyna Knypl

Rozdział 41. We...

We dwoje welcom

We...

We... może oznaczać niedokończone zdanie na przykład We dwoje..., bo przecież od dawna wiadomo, że do tanga trzeba dwojga. Tango jak wiadomo najlepiej jest tańczyć w Buenos Aires, gdzie możemy zatrzymać się w hostelu B.A. STOP, w którym nie trudno o taneczną atmosferę, bowiem jest on ciekawe ozdobiony. Tango jest w hostelu wszechobecne!

Na sali wielkiej i błyszczącej
Tak jak nocne Buenos Aires
Które nie chce spać
 
 
Orkiestra stroi instrumenty
Daje znak i zaraz zacznie
Nowe tango grać
Siedzimy obok obojętni
Wobec siebie jak turyści
Wystukując rytm
Nie będzie tanga między nami
Choćby nawet cud się ziścił
Nie pomoże nic
Chociaż płyną ostre nuty
W żyłach płonie krew
Nigdy żadne z nas do tańca
Nie poderwie się
 
 
Bo do tanga trzeba dwojga
Zgodnych ciał i chętnych serc
Bo do tanga trzeba dwojga
Tak ten świat złożony jest
Zaleje w końcu Buenos Aires
Noc tak gęsta jak atrament
A gdy przyjdzie brzask
Co było w naszych sercach kiedyś
Kiedyś jak świecący diament
Cały straci blask
I choć będą znowu grali
Bóg to jeden wie
Nigdy razem na tej sali
Nie spotkamy się
Bo do tanga trzeba dwojga
Zgodnych ciał i chętnych serc
Bo do tanga trzeba dwojga
Tak ten świat złożony jest
Bo do tanga trzeba dwojga
Zgodnych ciał i chętnych serc
Bo do tanga trzeba dwojga
Tak ten świat złożony jest
Bo do tanga trzeba dwojga
Zgodnych ciał i chętnych serc
Bo do tanga trzeba dwojga
Tak ten świat złożony jest
Bo do tanga trzeba dwojga
Zgodnych ciał i chętnych serc
Bo do tanga trzeba dwojga
Tak ten świat złożony jest
Źródło:

Zwrot We, the People - rozpoczynający konstytucję Stanów Zjednoczonych, będących nieprzemijająco ulubionym krajem Matyldy, ma swoja historyczną moc. Dlatego też odwołujemy się do niego na zakończenie, stwierdzając co następuje: My, Matylda & Co, w celu upamiętnienia oraz utrwalenia dorobku Francisa, przyszłym pokoleniom ku pamięci, tę książkę napisaliśmy.

We... czy we dwoje? czy we - my po angielsku - pozornie nieudana fotografia niespodziewanie nabierała symbolicznego wymiaru. Jak to się stało, że oderwał się fragment obrazu od słowa "we", w domyśle "we dwoje"

Kongres International Congres of Hypertension in Children and Adolescents (https://htpaediatrics.com/) podczas której zrobiono zdjęcie

O Wspomnienia możemy snuć prozą oraz wierszem, a także opowiadając poprzez zamieszczanie fotografii. Kiedy powstaje wiersz?

Wiersz

Wiersz powstaje z tęsknoty,
Niewidocznej niezgody,
Niewypowiedzianego bólu,
Bezsilnej wściekłości, namysłu,
Rozsmakowanej samotności,
Zasłuchania w muzyce,
Słów zatrzymanych w kadrze.
                                           

Pisząc wiersz musimy oddalić się nieco od świata realnego i przenieść do świata wyobraźni, przymykając oczy...powstanie wtedy wiersz zatytułowany

Pod powiekami

Śmieszne niepokoje, małe strachy,
Zwykłe chęci i odświętne zachcianki,
Nie odbyte podróże, niezdobyte góry,
Ludzi przeoczonych i zgubione perły.
Wirowanie obrazów zamglonych.
Umiejscowionych na zawsze i trwale.
Pod dziwnie miękkim dyskiem pamięci.
Który skrywa najmniejsze okruszki
Ukrytych wzruszeń i szalonych fantazji.
Spełnionych pod powiekami wyobraźni.

Przypomnimy sobie wtedy zielone widoki z czasów młodości

Stara klinika pokolorowana

Z czasem koloryt wspomnień może być zielono - niebieski

Zielony to ulubiony kolor Francisa, a Matyldy ulubiony kolor to niebieski.

Kolory i wspomnienia łączą ludzi - pomyślała Matylda. Snucie wspomnień jest miłe g dy kogoś kochamy / kochaliśmy.

- Co to znaczy kochać kogoś? - zapytaliśmy Młodzieńca, zamieszkałego na 13 równoleżniku, z którym złączone są nasze serca. 

- Jak się kogoś kocha to przyjemnie jest z nim przebywać - odpowiedział Młodzieniec bez chwili wahania. Zachwyciła nas ta definicja! Dodajmy jeszcze jak się kogoś kocha, kochało to przyjemnie jest go wspominać! A także w wyobraźni zatańczyć tango.... Wizualizacja tanga tańczonego we dwoje może oczywiście zostać zakłócona, bo nie od dziś wiadomo, że jak przed ślubem nie ustali się kto w tańcu prowadzi, to nic nie pomogą późniejsze wysiłki uzyskania zgodnego rytmu tanecznego.

 W dalszej części połączenia messengerowego z Papryką, jak mawia wspomniany Młodzieniec,  chcieliśmy z porozmawiać z jego Mamą, która zaproponowała aby on na czas naszej rozmowy pobiegł na podwórko i pobawił się tam z kolegami

- Ale ty Mamciu, też chodź ze mną na podwórko - bez chwili wahania oznajmił Młodzieniec. 

- Jesteś już dużym chłopcem, masz 7 lat, możesz iść sam na podwórko - odpowiedziała mu Mamcia. 

- Ja nie zwracam uwagi na to ile mam lat! - stwierdził stanowczo Młodzieniec.  

W pełni podzielamy jego stanowisko w kwestii wieku, bowiem nie od dziś wiadomo, że wiek to kwesta decyzji!

Matylda wprawdzie już nie szatynka na dyżurze, ale za to wystrojona w zielone scrubs'y - to by się jej Najważniejszemu Pacjentowi na pewno bardzo podobało!

Let's dance tango and reminisce!

Matylda i Francis w ogrodzie botanicznym w Algierze

Matylda na Twitterze

Wspomnienia te na przyszłą rzeczy pamiątkę spisała Matylda Przekora

Znana także jako Krystyna Knypl


Warszawa 2022

 

Rozdział 40. Nie wszystko przeminie...

:Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1934-rozdzial-40-w-drodze-do-bermudzkiego-trojkata-kosmosu-3

Krystyna Knypl

Rozdział 40. Nie wszystko przeminie

Dlaczego jestem codziennością,
Krótka sprzeczką, listem nie odpisanym,
Dawnym adresem zapomnianym,
Trudną sprawą odłożoną na jutro,
Zniechęceniem, obojętnością,
Nie ma mnie czy już nie chcę?
Znam odpowiedź na to pytanie:
Tak smakuje przemijanie.

Nie wszystko przeminie, bo arka wciąż płynie...

Nie wszystko przeminie, czerwiec 2021, Hotel Europejski...

Europejski kawa 2

Nie wszystko przeminie,  solo kawa po 41 latach...

Nie wszystko przeminie, zostaną wspomnienia...

Nie wszystko przeminie, zostaną wspomnienia z Hotelu Victoria...

Nie wszystko przeminie mimo,  że są w  życiu chwile pożegnania...

Tango Europejski 1

Nie wszystko przeminie, choć w kosmos odpłynie...

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1936-rozdzial-41-we

Rozdział 39. W drodze do Bermudzkiego Trójkąta Kosmosu

Poprzedni rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1929-rozdzial-39-czterdziesci-lat-razem

Krystyna Knypl

Rozdział 39. W drodze do Bermudzkiego Trójkąta Kosmosu

Kosmos ma wiele wymiarów, na które w życiu codziennym nie zwracamy uwagi. Prawdopodobnie ma także wiele kolorów.

Może jest ta droga szarobiała oraz długa?

Może droga do Bermudzkiego Trójkąta Kosmosu jest niebieska?

Cancun Matylda

A może w kolorze błękitu Morza Karaibskiego?

O czym myśli ta kobieta wpatrująca się w bezkresną dal Morza Karaibskiego w Cancun - zastanawiała się Matylda wiele razy. Zastanawiała się też nad niepowtarzalnym kolorytem morza, w końcu znalazł odpowiedź https://gdl.kylos.pl/wp/?p=741

Matylda na kongresie w Cancun

Uroda Cancun

Upominki z Cancun - dla Francisa tequila Tres Mujeres, dla Matyldy bransoletka z koralików

Wszechświat, choć obecny w naszym życiu, był strukturą nie tylko niezmierzalną, ale niedotykalną. Niby istniał, ale tak jakby go nie było. Ziemia, niebo były w zasięgu ręki oraz wzroku, dla wszechświata pozostawała jedynie wyobraźnia. Niby był, a tak jakby go nie było. Nie tylko Wszechświat miał status obecny/nieobecny. W marcowy wczesny poranek  Matylda wyruszyła  na cotygodniowe zakupy do pobliskich sklepów. Przed pierwszym z nich stało na zewnątrz dwóch młodych mężczyzn Szatyn i Brunet, w wieku trzydzieści plus. Wysoki Brunet  otworzył drzwi wejściowe przed Matyldą i szarmanckim gestem zaprosił do wnętrza.

– Witam panów, jak to miło z samego rana spotkać przystojnych, młodych dżentelmenów – przywitała ich komplementem.

– Dzień dobry pani! Właśnie martwiliśmy się, że nikt nie przychodzi do naszego sklepu na zakupy. Już od godziny jest otwarty, a jeszcze nikogo nie było.

– Pewnie czekaliście na jakąś młodą, ładną dziewczynę, która zrobi wielkie zakupy w waszym sklepie, a tu przychodzi 77 letnia pani po kilka paczek odmładzającej melisy – odpowiedziała Matylda.

– Pani ma siedemdziesiąt siedem lat? Nie wierzę! – zawołał Szatyn. Nie…no….kurde…. ten młody  głos…no i ta ekspresja słowna… no kurde nie wierzę, że ma pani tyle lat! – wyznał Szatyn.

– Mam, mam tylko dobrze się maskuję, wiecie że są maski specjalnej łaski, które likwidują zmarszczki i przez to odmładzają? No i piję melisę, która ma działanie antyoksydacyjne i dzięki  temu też odmładza  – odpowiedziała Matylda.

– Musimy te maski sprowadzić! I to szybko! – odpowiedział szeroko uśmiechając się Brunet zza lady. To ile tej melisy podać?

– A ile ma pan opakowań?- zapytała Matylda.

– Pięć – odpowiedział Brunet.

– Biorę wszystkie – zdecydowała Matylda.

W drugim markecie zrobiła większe zakupy spożywcze. Kasę obsługiwał  znajomy pracownik, z który lubiła prowadzić sympatyczne pogawędki.

– Dziś stuknęło pani 162,16 złotych – powiedział kasjer.

– O to mało! W zeszłym tygodniu płaciłam 243 złote – zachwyciła się Matylda. Jeszcze wygram na loterii milion złotych i nie będę musiała przychodzić do was po zakupy.

-A jaki pani będzie zaopatrywała się w produkty? – zapytał zaciekawiony kasjer.

– Zatrudnię asystenta ds zakupów. Zna pan ofertę waszego marketu, więc będzie mógł pan aplikować do mnie o pracę na tym stanowisku – odpowiedziała Matylda z uśmiechem schowanym pod maską.

– Obowiązuje mnie lojalność wobec mojej korporacji – oznajmił kasjer z figlarną miną. Wielki Brat czuwał wszędzie nawet w małym markecie. Rewolucyjna czujność była obowiązkowym zachowaniem każdego myślącego człowieka. Wprawdzie do wiosny było jeszcze daleko, ale romantyczna atmosfera unosiła się w powietrzu również w aptece. Matylda zakupiła większą ilość kropli do jej suchych oczodołów i zaczęła pakować swoje zakupy do plecaka. Stojących za nią dwóch młodych mężczyzn rozmawiało po francusku.

– Będzie miła pani wyzwanie w postaci obsłużenia stojących za mną panów w języku francuskim – powiedziała do farmaceutki.

– Nie będzie problemów, bo ja mówię po polsku – oznajmił stojący bliżej lady młodzieniec.

Jak wiecie państwo francuski jest bardzo trudny, ale zauważyłam, że moja karta bankomatowa mówi we wszystkich językach. Po francusku potrafię powiedzieć tylko Je ne parle pas français, mimo, że zrobiłam trzy podejścia do nauki tego języka.

– Au revoir – dodała z gracją światowej poliglotki i skierowała się ku wyjściu.

– Au revoir – odpowiedział pierwszy z mężczyzn, z wyraźnie polskim akcentem

– Au revoir – odpowiedział drugi mężczyzna, z wyraźnie oryginalnym akcentem  francuskim.

– Good bye my love – via messenger myśli przesłała wiadomość do Francisa

Dlaczego Francis a nie ja, starsza od niego blisko pięć  lat, pierwszy pokonał trasę Ziemia – Kosmos zastanawiała się Matylda od kilku miesięcy. Była przekonana, że na starość będzie miała chorobę Parkinsona, tak jak jej matka Halinka. Francis jako młodszy od niej prawie pięć lat miał  nią opiekować się gdy nadejdzie czas niepełnosprawności.

Po kilku miesiącach rozmyślań odkryła przyczynę tej niezaplanowanej kolei losów. Francis miał taki zwyczaj, że gdy podróżowali razem tramwajem wysiadał pierwszy i podawał rękę Matyldzie pomagając jej w ten sposób bezpiecznie pokonać trasę Tramwaj – Ziemia. Odkryła, że Francis pierwszy pokonał trasę Ziemia – Kosmos, aby gdy nadejdzie jej pora do odbycia tej trasy poda jej pomocną dłoń, aby przebyła tę trasę bezpiecznie. Pomocna dłoń była ważna, gdyż większość ludzi odbywała w pojedynkę oraz bez wcześniejszego przygotowania.

Bermudzki trojkat

Trójkąt Bermudzki

Źródło ilustracji: https://tiny.pl/9js96

Po odbyciu tej podróży, odbytej indywidualną drogą, wystarczyło w Bermudzkim Trójkącie Kosmosu odszukać Francisa i dalej prowadzić długie i szczęśliwe życie.

Francis Road

Francis już tą drogę poznał i jest to Francis Road

Matylda stanęła  na przybrzeżnej skale i zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu Francisa, który gdzieś się zawieruszył.

– Ci facecie tak mają.. pojawiają się w naszym życiu, znikają i szukaj potem takiego w kosmosie – pomyślała. Ale co komu sądzone, to go nie minie, odnajdę go. To tylko kwestia czasu, który trzeba dać Przeznaczeniu.

Matilda Mews

Muszę dalej kroczyć swoją drogą - pomyślała po chwili poszukiwań.

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1935-rozdzial-41-nie-wszystko-przeminie-2

Rozdział 38. Czterdzieści lat razem

Poprzedni rozdział:

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1934-rozdzial-40-w-drodze-do-bermudzkiego-trojkata-kosmosu-3

Krystyna Knypl

Rozdział 38. Czterdzieści lat razem

Poetę odwiedza jego Muza, a poetkę kto??? Muz!!! - odpowiedziała Matylda podczas pewnej rozmowy, a prozę życia przeniosła na poezję wspomnień.

Mój Ty Muzie ukochany,
Gdy przyłożę Cię do rany,
Wpadam w zachwyt niesłychany.
Lata płyną i mijają,
A mnie zmarszczki nie tykają.

CZterdziesci lat razem

Haiku ( 俳句) z inspiracji EH


Wieczorny, spokojny zmierzch
Niespodziewanie przerwały pytania:
Kto właściwie inspiruje cię do pisania?
Czy także ten brodaty facet,
z którym codziennie jadasz śniadania? 
I zostawiasz mu swój talerz do pozmywania?

Matylda dawniej i teraz

Laurka od Francisa na 40 rocznicę ślubu

Mogła też być kawa z mlekiem

Matylda na domowej ściance, na której Francis robił jej zdjęcia

Następny rozdział:

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1934-rozdzial-40-w-drodze-do-bermudzkiego-trojkata-kosmosu-3

Rozdzial 37. Wspólnym krokiem przez życie

Poprzedni odcinek

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1925-rozdzial-36-przyjecie-bagietkowe-w-warszawie

Krystyna Knypl

Rozdział 37. Wspólnym krokiem przez życie

Ile kroków można zrobić maszerując przez 40 lat razem przez życie? Nie wiadomo! Dawniej nie było krokomierzy! Teraz to co innego można obliczyć - pomyślała Matylda patrząc na fotografię., którą wykonali z Francisem gdy w ramach noworocznego spaceru dotarli do Pól Elizejskich. Wraz z Matyldą przywędrowały na jej nogach skarpety, kupione podczas pierwszego pobytu w Paryżu. Gdyby powiedział jej ktoś, że będą tak długo maszerowały razem z nią nie uwierzyłaby! Już sama wizja spaceru w dniu Nowego Roku po Polach Elizejskich wydałaby się jej niezwykle abstrakcyjna. No ale cóż życie lubi  nam sprawiać różne niespodzianki. Wspólna droga Matyldy i Francisa  wiodła przez wiele miast: Warszawę, Łapy, Białystok, Zakopane, Krynicę Morską, Pragę, Wiedeń, Bratysławę, Zurich, Zermatt, Arosę, Chur, Berno, Interlaken, Londyn, Algier, Oran, Tipazę, Orlando, Paryż, Maison Alfort, Amsterdam, Nowy York.

Paryż Nowy Rok 2016

Choć tango powszechnie jest kojarzone z Argentyną to pierwotne korzenie wywodzą się z Montevideo. Matylda i Francis wprawdzie nie dotarli do Buenos Aires razem, ale mieli okazje mieszkać na Rue Montevideo w Paryżu. Pewnej niedzieli także tańczyć tango na kinderbalu z Hilitką. Nie tylko na tańcach spędzaliśmy czas w Paryżu.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie A-Rue-Montevideo-w-sloncu.jpg

Paris 16 arr, Rue Montevideo.

Stałym obowiązkiem Francisa było odprowadzanie Hilitki do szkoły francuskiej oraz polskiej. Pewnego razu zdarzyła się przygoda, którą Matylda opisała wierszem.

 Autobus Chausson

Źródło ilustracji: https://pl.wikipedia.org/wiki/Chausson

Babcia do szkoły jeździła Chaussonem

Tymczasem Wnuczka jeździ - z Fassonem. 

Zdarzało się jej gnać hulajnogą,

Paryską okropnie nierówną drogą.

Bywały na niej niemiłe upadki

O których będą pamiętać Dziadki.

A także Babcie, no i Rodzice.

Tak to już bywa, gdy

Się odwiedza kolejną stolicę.

Motyw muzyczny: Autobus Czerwony

https://www.youtube.com/watch?v=xXy-oZbZmik

aa2

Matylda w Lizbonie

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1929-rozdzial-39-czterdziesci-lat-razem

Rozdział 36. Przyjęcie bagietkowe w Warszawie

Poprzedni odcinek

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1924-rozdzial-35-calusy-z-buenos-aires

Krystyna Knypl

Rozdział 36. Przyjęcie bagietkowe w Warszawie

Przyjęcie bagietkowe wydali Matylda i Francis z okazji pierwszych urodzin Młodzieńca. Formuła przyjęcia polegała na tym, że w przekrojone na pół bagietki stawiono fotografie uczestników przyjęcia, a następnie ustawiono je na stole jadalnym. Tym sposobem wszyscy brali udział w uroczystym obiedzie.

Przyjęcie bagietkowe wydano w posiadłości Niemcewicze 27 kwietnia 2016 roku

Matylda dołożyła wszelkich starań aby serwowane dania oraz napoje były niecodzienne, eleganckie oraz zawierały w sobie elementy francuskie.

Pierwsze danie

Zupa pomidorowa z trójkolorowymi tortellini, z dodatkiem szynki prosciutto crudo

Drugie danie

Pates d'Alsace, filet z indyka, sałatka z awokado i papryki

Desery

Ser Le Brillat - Savarin dojrzewający z porostem szlachetnej pleśni

Winogrona

Napoje

Wino Chardonnay l'Heritage de Carilan

Kawa, woda

Brillat-Savarin to miękki, dojrzewający ser z potrójnie kremowego mleka krowiego, zawierający co najmniej 72% tłuszczu w suchej masie (około 40% w całości). Ma naturalną, kwaśną skórkę. Został stworzony ok. 1890 r. jako "Excelsior" lub "Délice des gourmets" ("Rozkosz dla smakoszy") przez rodzinę Dubuc, w pobliżu Forges-les-Eaux (Seine-Maritime). Producent sera Henri Androuët zmienił jego nazwę w latach 30. XX w., składając hołd XVIII-wiecznemu francuskiemu smakoszowi i politykowi Jeanowi Anthelme Brillat-Savarinowi.

Źródło informacji: https://en.wikipedia.org/wiki/Brillat-Savarin_cheese

Źródło ilustracji: https://en.wikipedia.org/wiki/Grape

Ilustracja

Anthelme Brillat-Savarin, był prawnikiem, politykiem oraz pisarzem

Źródło ilustracji: https://pl.wikipedia.org/wiki/Anthelme_Brillat-Savarin

Autor dzieła Fizjologia smaku albo medytacje o gastronomii doskonałej

Źródło ilustracji: https://fr.wikipedia.org/wiki/Jean_Anthelme_Brillat-Savarin

Polskie wydanie Fizjologii smaku  PIW, 2015

Menu było przemyślane pod kątem akcentów francuskich. Fotografie z uroczystego obiadu dołączyły do archiwum rodzinnego. Czas szybko leciał i Młodzieniec aktualnie ma 7 lat. Matylda 77 i to ich łączy podwójnie.

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1926-rozdzial-37-wspolnym-krokiem-przez-zycie

Rozdział 35. Całusy z Buenos Aires

Poprzedni rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1923-rozdzial-34-zostaw-ja-to-zrobie

Krystyna Knypl

Rozdział 35. Całusy z Buenos Aires

Przesłanie całusów z Buenos Aires w ramach zachęty do wspólnego wybrania się na kurs tanga wymagało sporych wysiłków logistycznych. Oto jak zostały one opisane przez Matyldę:

aa2

Całusy z Buenos Aires

Przyjechaliśmy na Okęcie dwie godziny przed odlotem samolotu na nowy terminal, a tam niespodzianka – działa na nim tylko LOT, pozostałe linie zagraniczne działają na starym terminalu. Oba terminale są połączone ze sobą i nie musieliśmy wychodzić na zewnątrz – właśnie padał deszcz jakby nie mógł tego robić przez 363 pozostałe dni w roku.

Odprawa rozpoczęła się na 2 godziny przed i pani z Air France od razu podała dwie ścinające z nóg wiadomości: samolot z Paryża jest opóźniony i póki co nie ma dla mnie miejsca na część atlantycką – dodając, że to nic takiego bo w Paryżu na pewno mi dadzą.

aa2
 Francis uchwycił moment gdy Matylda stoi w kolejce do odprawy  granicznej
Samolot przyleciał z Paryża opóźniony 25 minut. Dostałam miejsce w 8 rzędzie, prosiłam o zewnętrzne na przodzie, aby móc szybko przemieszczać się do drugiego samolotu. Lot w miarę spokojny, i niespodzianka, całkiem dobre jedzenie z jakimiś nie znanymi u nas sosami i przyprawami -kuskus z mięsem a la szaszłyk. Przylecieliśmy na CDG o 22.00 a mój drugi lot zaczynał się o 23.15. Wyrwałam z kopyta do przodu długim rękawem i dalej szklanymi korytarzami. Doszłam do znaków „transit” i dalej przemieszczałam się zgodnie z tymi znakami, aż doszłam do jakiegoś posterunku mundurowych. Pytam gdzie przejście do terminalu E – machają rękoma jak na gimnastyce porannej i mówią, że trzeba przejść przez szklane drzwi. Pytam które drzwi bo nie widzę żadnych. Uprzejmy młodzieniec wyszedł żeby wskazać na coś co wyglądało jak szklana klatka z drzwiami, do której nigdy bym nie weszła! Podchodzę i drzwi tej klatki otwierają się. Lotnisko ma 1000 hektarów powierzchni, a oni budują jakąś klatkę 1 m 1 m na środku tych hektarów!

Przesiadka w Paryżu

Lecę dalej aż dotarłam do długiego korytarza z ruchomymi schodami o którym pisali internauci. Razem ze mną leciało dwóch Azjatów krokiem ludzi opętanych przez diabła więc pomyślałam, że oni też pędzą na przesiadkę bo zapowiadali w samolocie jeszcze transfery do Singapore, Szanghaju i Hongkongu. Po 20 minutach cwału szerokim korytarzem pojawiły się punkty kontrolne – na początek posterunki policji i przy nich kłębiący się tłum. Obywatel francuski rasy innej niż biała zapytał czy jestem from Spain , a dowiedziawszy się, że from Poland skierował mnie do kolejki EU countries – która była mniejsza i poruszała się szybciej. Non-EU było więcej i przyglądali się im bardziej dokładnie. Przeleciawszy policję wpadłam w miłą strefę bardzo przestronnego terminalu E – podobno tuż po otwarciu zawalił się w nim dach i zatłukł na śmierć jakiegoś bodaj Norwega ( wiadomości z forum turystycznego). Nawet nie zapamiętałam jakie tam są sklepy bo nie było czasu. Mój gate nazywała się H35. Przy gate kłębił się spory tłum, a na ekranie większym niż nasz telewizor w salonie wyświetlano moje nazwisko w towarzystwie innych 5 bodaj osób, żeby ci pasażerowie zgłosili się do jakiejkolwiek counter- co było oczywiście uroczym eufemizmem, bo we wcześniejszej transit counter w ogóle nie chcieli ze mną rozmawiać. Przed mną miotała się z dzikim wzrokiem jakaś kobieta i po chwili rozmowy przy ladzie dali jej nowy boarding pass – więc pomyślałam, że jest jedną z tych wyświetlanych na czarnej liście na której byłam i ja. Po chwili nadeszła moja kolej więc zaćwierkam do stewarda, że nie mam miejsca – aha na mojej tymczasowej był w rubryce seat skrót AES – muszę zapytać Agnieszkę, tą co wystawia mi bilety lotnicze co to oznacza – a on na to, że no problem i dał mi nowy bording pass. Nowy boarding pass ma coś z kodem kreskowym ale takim jak pojawiał się przy wypełnianiu aplikacji o wizę amerykańską ( z grubymi kreskami) lub gdy robili mi zdjęcie na lotnisku w Dallas bodaj przy „maszynowym” odprawianiu się. Moje nowe miejsce było 47B.

Podróż transatlantycka

Do samolotu transatlantyckiego szło się bardzo długimi szklanymi korytarzami dobre 10 minut. Lecieliśmy Airbus 777-200ER. Business class w tym samolocie robi wrażenie! Bardzo przestronnie, fotele – nisze z różnymi bajerami. W first class też nieźle, podobne fotel i trochę mniej miejsca. Warto by kiedyś spróbować. No i economy jak to economy – były 3 rzędy po 3 fotele w każdym. Ja siedziałam w środkowym, a obok młode dziewczyny, jedna chyba Czeszka. Zresztą już po wylądowaniu okazało się, że leciało dużo Czechów oraz jedna wycieczka z Polski. Mój plecak dałam pod fotel - pomysł, żeby ochronić go tym żółtym pokrowcem od plecaka Salewy był bdb, bo już na pokrowcu widać różne zabrudzenia.
Lot Paris – Buenos wg rozkładu trwa 14 godzin i 5 minut. Rozpoczęło się więc życie na pokładzie. Pierwsza runda to pakieciki z chusteczką higieniczną do umycia rąk, która wydziela wonie niczym z taniej perfumerii. W tym pakieciku były też klapki na oczy w kolorze niebieskim, dwa gumowe ciała obce do zatkania sobie uszu oraz słuchawki. Aha, chwilę potem rozniesiono menu, które opiewało, że obowiązuje ono na trasie Paris –Tokio. Nauczona wcześniejszym doświadczeniem wiem, że najbezpieczniej jest brać chicken- co w gwarze lotniczej oznacza kawałki piersi kurczaka umoczone w jakimś sosie oraz ryż, do tego sałatka z ogórków, pomidorów i kawałeczków fety a wszystko w kwaśnym sosie – coś w rodzaju winegret. Ponadto kawałek ciasta, butelka wody mineralne 0.25 , ser President mały kawałeczek, krakers. Dbając o swoje nogi, żeby nie zrobiły mi się obrzęki, unikałam tych bardziej słonych potraw. Ludzie brali jeszcze wino oraz wodę Perier w puszkach, ale w myśl zasady, że za granicą nie pijam alkoholu poprzestałam na kawie z napojów on demand.
Po nakarmieniu ogłosili ciszę nocną czyli zgaszono światła główne na pokładzie. Ja słuchałam trochę muzyki przez słuchawki – wybór taki sobie, a jakość dźwięku jeszcze gorsza. Popatrzyłam też na kanał comics gdzie latały jakieś ludziki, którym z głowy wystawały wiatraczki, które kręciły się gdy oni przemieszczali się. Większą część nocy spałam. W ciągu nocy można było w self - service area pobierać napoje (różne cole, fanty, soki i woda) oraz nad ranem pojawiły się lody na patyku oraz watowate kanapki. Nie brałam bo postanowiłam nabrać sylwetki oraz definitywnie rozstać się z pimusiosadełkowatymi kształtami zwłaszcza w obszarze brzucha.

aa2
 
Około 9 naszego czasu poczułam, że moja głowa zaczyna funkcjonować jakbym miała kaca – poznałam to uczucie przy ostatniej zwyżce ciśnienia – i w tym momencie uświadomiła sobie, że przecież pora jest zażyć Betaloc!
Na 2 godziny przed lądowaniem zapalili światła na pokładzie i podano śniadanie – dwa plastry szynki, ser żółty i biały twarożek, pieczywo, mus z jagodowym spodem, napoje. Zjadłam twarożek zostawiając słonowatości.
Podczas podchodzenia do lądowania trzęsło, a także wcześniej gdy przelatywaliśmy nad Atlantykiem oraz na górami ciągnącymi się wzdłuż wschodniego brzegu Ameryki Południowej - uświadomiłam sobie, że nie mam najmniejszego pojęcia jak te góry nazywają się

aa2
 
Zdjęcie (chyba) pstryknięte ukradkiem na lotnisku w Buenos Aires

Przed wylądowaniem rozdali druczki do wypełnienia – podobne jak w US – i tu taka refleksja, że każdy duży kraj jest musi być trochę policyjny. Po co im wiadomość o moim stanie cywilnym, kategorii zawodowej - zaznaczyłam professional - czy adresie hotelu. Jednak EU zmienia człowiekowi świadomość, czy raczej podświadomość.
Do pogranicznika stałam w kolejce około 1 godziny – skrupulatnie odpytywali młodych mężczyzna „rasy innej niż biała”. Do mnie nie mieli żadnych pytań i wbili mi do paszportu okazały stempel Republika Argentina. Następnie odbierało się bagaże – miałam trudności ze znalezieniem, ale wesoła pracownica pomagała ludziom odnaleźć walizki bo kręciły się one na bardzo długich dwóch taśmach.
Poszukiwania moje trwały chwilę więc podałam jej kwitek z którego przeliterowała ona nasze nazwisko do innego pracownika, który latał po bardzo długiej taśmie i wyszukiwał walizki w następujący sposób:
KILO – NATALIA - YOLANDA – PANDORA - LOLA ;))
Do zapamiętania i stosowania :) W poradnikach pisali aby na lotnisku nie wymieniać więcej niż 50 USD i tak zrobiłam – dają tam rate 2,75 ARS ( to jest skrót dla argentyńskiego pesos) za 1 USD, a już w hotelu jest 3,1 ARS za 1 USD. Radzili zamawiać nie taxi ale tzw. remis czyli „przewóz osób” po naszemu. Też taxi tylko bez oznakowań. Na całym świecie działa chyba ta sama mafia taksówkowa nawet gdy nazwie się przewóz osób – przejazd do centrum kongresowego wycenili na 115 ARS czyli około 40 usd w znanej tu korporacji przewozowej, której należy unikać bowiem ceny ma z wysokiego sufitu.

W drodze do centrum kongresowego

Pierwszy odcinek drogi wyglądał bardzo uporządkowanie i okazał się być autostradą, potem jakaś druga autostrada też przyzwoicie wyglądająca, i po tych dwóch odcinkach zaczęły się normalne ulice. Bardzo zatłoczone, pełne spalin w większości małe – to domyślałam się po obejrzeniu zakupionego w sobotę planu. Spaliny tak potężne, że widziałam jedną osobę w masce na twarzy ! Po około godzinie jazdy facet zatrzymał się przed jakimś małym budynkiem i mówi „to tu!”, ja na to że nie tu i pokazuje mu kartonik z adresem ( działa ta metoda z kartonikiem rewelacyjnie!), na co gość „ a tak, nie tu ale tylko jedną przecznice dalej!” i jedziemy jeszcze 20 minut! Powiada:” teraz jesteśmy na miejscu!” ja na to wyjmuje kartkę z widokiem tego centrum i powiadam: ”proszę zawieźć mnie przed ten budynek, tam jest zjazd kardiologów, to jest niedaleko ogrodu botanicznego”. On na to, że to prawie tu tylko jedną przecznica dalej ( w domyśle, że mogę przejść piechotą!) ale zażądałam zawiezienia przed główne wejście. Jedziemy jeszcze 10 minut, wreszcie ukazuje się coś co może być tym centrum.

Pierwsze wrażenia z Buenos Aires - World Cardiology Congress

Przed centrum tłumek facetów wali w bębny – nie wiedziałam co to za zgromadzenie i w pierwszej chwili zakwalifikowała ich jako oprawa muzyczna otwarcia kongresu. Teren kongresu to tak jakby było kilka Hal Mirowskich, a wszystkie połączone tunelami zrobionymi z płótna i rur.
Widać było dużo ludzi z badge’ami wchodzących na ogrodzony teren, więc powiadam sobie - tym razem bingo .
W sali rejestracyjnej kłębił się dziki tłum delegatów przy okienkach pre-registration. Postanowiłam więc znaleźć Press Center, który wg planu był w innym pawilonie, ale tam okazało się, że press registration jest jeszcze gdzie indziej. Panienka pytana gdzie to jest dokładnie pomachał dłońmi i powiedział „pójdziesz na prawo, a potem na lewo”. Ja na to, że przyjechałam na ten kongres z Europy ( takie drobiazgi jak Polska nie funkcjonują w ich świadomości), wiem gdzie jest strona prawa i lewą i żądam aby tam mnie ktoś zaprowadził, bo mają złe oznakowania.
Dziewczę wzniosło oczy do nieba na moją kategoryczna prośbę i zaprowadziło mnie. W press registration dostałam swoją badge i materiały kongresowe plus teczka – bardzo zwyczajna.

Przemieszczanie się po terenie kongresu

Z badge’ą na szyi miałam wstęp wszędzie – zaczęłam od wystaw, gdzie było najciekawsze dla mnie miejsce – przechowalnia bagażu. Za 4 usd zdeponowałam walizkę i plecak spięte liną i zamknięte na kłódkę kupioną w San Francisco. Obleciałam wystawę robiąc trochę fotek. Potem wróciłam do Press Center gdzie produkował się jeden pan który zresztą przyleciał rano, bo na lotnisku widziałam kogoś z wywieszką i jego nazwiskiem w hali przylotów – uznałam, że widziałam go parę razy i wiem co to są czynniki ryzyka, bo o nich mówił i wyszłam z tej całej press conference. Na sali siedzieli jacyś młodzi ludzie wysłani przez redakcje, więc oni musieli.
Zajrzałam jeszcze do sal wykładowych – omawiano oporne nadciśnienie oraz leczenie zawału czyli tematyka raczej znana. Poczułam, że moja epoka zainteresowania tematyką wykładów kongresowych minęła i najwyraźniej nie wróciła.
Odebrałam bagaż i skierowałam się ku bramie wyjściowej, która okazał się być zamknięta bo była demonstracja przeciwko kongresowi i branży farmaceutycznej. Jedna Amerykanka ( z rosyjskim nazwiskiem na badge’y) pytała czy jesteśmy safe– wyglądało to na pokojową demonstrację ( potem oglądając zdjęcia, które zrobiłam demonstrującym wcześniej gdy myślałam że są oprawą muzyczną otwarcia kongresu, pomyślałam, że to miejscowa odmiana takich dżentelmenów co są na każdym strajku. Po 15 minutach bramę otworzono.
Tłum delegatów zaczął szukać taxi i każdy łapał co nadjechało- nie było wyraźnego postoju przed centrum kongresowym ! Mnie udało się po 10 minutach dorwać jakąś radio taxi, które tu są czarne z żółtymi napisami. Jechaliśmy do hotelu Ibis przez plątaninę małych uliczek dobre 20 min. Na liczniku wybiło 14.80 ARS, dodałam 2 ARS napiwku, co zostało przyjęte z ożywieniem.

aa2
 
Hotel Ibis
 
Pierwsze wrażenie z Buenos Aires -duże, zatłoczone ludźmi i samochodami miasto, zatrute spalinami. Ludzie sympatyczni, uśmiechnięci, kontaktowi. Architektura taka sobie. Chyba cuda natury i dawnych wieków są mocniejsza stroną Ameryki Południowej niż współczesność.
Rano czytałam Kapuścińskiego o zawodzie reportera – zgadzam się w 100% z jego refleksjami na temat podróży.
Dość zmęczona chodzeniem po downtown Buenos Aires poszłam wcześnie spać, bowiem następnego dnia czekała mnie podróż rannym brzaskiem do Puerto Iguazu.

aa2
 Hostel Buenos AiresDyplom uczestnictwa w kongresie

Buenos Aires 2

W hostelu w Buenos Aires

Po zakończeniu obrad World Congress of Cardiology wybrałam się z Buenos Aires do Iguazu Falls aby zobaczyć słynne wodospady.

aa2
Wylot do Iguazu
Trochę się obawiałam czy obudzę się tak wcześnie będąc jeszcze skotłowaną jet-lagiem więc nastawiałam i budzik i komórkę. Nie mam wprawy z tymi budzikami i zaczęły te głupie urządzenia dzwonić co chwila bo była 5 po południu, a ja chciałam nastawić je na 5 rano. Komórka ma jeszcze alarm wibrujący więc rzucała się po stoliku jak oszalała - już kiedyś miałam z nią tak przygodę w San Francisco! W rezultacie zdecydowałam włączyć je na godzinę 4 rano.
Spało mi się dobrze i obudziłam się chwilę przed 4. Zapakowałam wszystkie klamoty i zjechałam do recepcji uprzednio dowiedziawszy się, że nie muszę niczego wcześniej zgłaszać. Dyżurował w recepcji wesoły Pablo, który wystawił invoice na 400 ARS, której pojawiło się jakieś 20 ARS więcej niż było na rezerwacji, za to znikło 4 ARS z jednego wejścia do Internetu ( 60 min za 4 ARS). Wypełniłam jeszcze ankietę satysfakcji klienta – wyrażając taką, bo hotel był zupełnie OK. Poprosiłam o zawołanie taxi, które przypomniało mi nasza przygodę z Fredem w Nicei – kierowca był w ewidentnej zmowie cenowej z Pablo, ale niech tam! Obaj dobrze wykonywali robotę, więc nie mam im za złe, że chcieli zarobić – no i nie spali gdy ja potrzebowałam taxi.
Kierowca początkowo nie rozumiał słowa airport dopiero Pablo wyszedł na zewnątrz i objaśnił mu, że ma jechać do aeroparque.
W tym momencie przyszło mi do głowy, że gdy jedzie się do kraju gdzie znajomość angielskiego nie jest regułą to trzeba karteczki z adresami pisać po angielsku i po hiszpańsku/ chińsku-mandaryńsku/ japońsku/portugalsku – zwykle w przewodnikach można znaleźć takie dane.
Nie mogę nachwalić się tego pomysłu z pisaniem adresów potrzebnych w podróży na sztywnych karteczkach, które trzymam razem z wizytówkami.
Dojechaliśmy do aeroparque w jakieś 20 minut – autostrady i drogi były prawi puste i facet mówi jakąś cenę po hiszpańsku ( chyba nie miał licznika więc nawet nie mogłam przeczytać), ja coś pytam, a on na to powiada waliha i wskazuje na moja walizkę którą wziął na przednie siedzenie. Wyjęłam 10 usd i pytam czy starczy – wyglądał na zadowolonego, ale pewnie musiał Pablo odpalić parę dolarów.
Port krajowy Buenos Aires to piękne lotnisko – o 5 rano wszystko działało jak trzeba.
Dostałam miejsce 15 J i ciekawa byłam co to za samolot bo jeszcze nie miałam takiego miejsca. Lot obsługiwała linia LAN Chile, która wygląda na bardzo dobrą linię. Potem wjechałam na 1 piętro gdzie było security. Byli dość mili i rozsądni w podejściu do pasażerów i kolejka posuwała się na bieżąco. Nie chciano aby wyjmować komputer z plecaka – co w Europie i USA jest regułą ( ostatnio na Okęciu securiter nawet otworzył klapę mojego komputera, ale nie włączał go). Założyłam pasek na drogę bo mi trochę spodnie zaczęły opadać i oczywiście zapomniałam go zdjąć do kontroli w bramce. Zadzwoniłam i zostałam podana badaniu wykrywaczem metali niczym ksiądz prymas na Okęciu ;)). Zadzwoniłam nie tylko pasem ale też w paru innych miejscach – może to te pola magnetyczne, których istnienie podejrzewam u siebie, ale securiterka uznała, że dzwonię w granicach dozwolonych.
Przyszła mi do głowy taka refleksja, że Amerykanie z security lotniczej urządzili sport narodowy i próbują pokazać przede wszystkim sobie i całemu światu, że żadna staruszka z metalowym stawem biodrowym już nigdy nie zagrozi bezpieczeństwu lotniczemu i napinając ciągle obolały honor / bicepsy/ i Bóg wie co jeszcze od czasu 9/11 jak to oni mówią, próbują sobie poprawić nastrój i notowania. Ale mleko rozlało się i już żeby każdej staruszce zajrzeli do majtek to nie odwrócą faktów wskazujących na to, że dostali w tyłek w sposób taki jakiego nie przewidziały żadne sztaby pełne generałów i innych mądrali.
Na lotnisku i w samolocie
Mój gate miał numer 9, a obok niego rozciągało się wiele ciekawie wyglądających sklepów. Obleciałam wszystkie i byłam bliska zakupienia czapek zimowych z napisem Colombia, gdy okazał się, że są Made in China – jakoś mam niechęć do wożenia przez pół świata chińszczyzny.

aa2
 Lotnisko krajowe w Buenos Aires
 Po jakimś czasie pojawiła się grupa wycieczkowa z US – wyglądali dość ciekawie. Wszyscy uczestnicy grupy mieli wizytówki z napisem Vantage Travel, imię i nazwisko, miasto. Było ich około 40 osób, raczej starszych, ale też w średnim wieku.
Okazało się, że koło mnie siedzi jedna z uczestniczek – na tabliczce miała Joycelyn, New York. Cały pokład Airbus 320 był zajęty – czyli ludzie latają po świecie jak najęci. Gdy podano przekąski Joycelyn zaproponowała mi swoje czekoladowe ciasteczka, które były w pakiecie śniadaniowym, bo jak rzekła nie cierpi niczego słodkiego. Zlustrowałam drugi pakiecik którym były krakersy ( 725 mg sodu/100g!) i zaproponowałam wymianę, co zostało przyjęte z zadowoleniem.

aa2
 Przekąska oferowana przez linie lotnicze LAN
 Nic dziwnego, że Joycelyn ma nadciśnienie co ustaliłam zbierając wywiad lekarski w języku obcym i potraktowałam to jako jeszcze jedną lekcję angielskiego. Dowiedziałam się też więcej o tej firmie – podróżowali 12 dni na trasie: Miami - Buenos Aires –Iguazu - Rio de Janeiro stając w hotelach typu Marriott za 4400 usd!
Pobyt w Iguazu
Ponieważ był to lot wewnętrzny nie było żadnych ceregieli z granicami. Walizki przyjechały dość szybko. Tuż obok walizek było stoisko oferujące taxi za 60 ARS, więc wzięłam sobie.

aa2
 Lotnisko w Puerto Iguazu część odlotowa
 Poczekalnie i gate'y są na pierwszym piętrze. Tam właśnie poczęstowano mnie yerba-mate, i tak to się zaczęło... piję do dziś!
Droga z lotniska bardzo ładna autostrado podobna, piękna i bujna roślinność, czyste powietrze. Patrząc na ta piękna przyrodę łatwiej zrozumieć tych co ratują lasy Amazonki, a kiedyś ten problem wydawał mi się odleglejszy niż księżyc.
Po 15 minutach dojechaliśmy do Residential Uno i tu wesołe niespodzianki. W recepcji urzęduje niejaki Dayan, który z Valerią prowadzi hostel - korespondowałam z nimi potwierdzając rezerwację. Recepcja to kłębowisko papierów w wątpliwej jakości czystości przeszklonym od ogólnej sali wnętrzu. Podałam wizytówkę mówiąc, że ma rezerwację. Dayan coś pogrzebał w komputerze, potem w papierach i orzekł OK. Po czym zaprowadził mnie do mojego ensuite czyli w gwarze turystycznych portali pokoju z własną łazienka i WC.

aa2
 Patio hostelu
 Mój apartament jest w parterowym budynku z cegły ( takiej ceglastej, klasycznej, ) ma spory pokój, z dobrym łóżkiem i czystą pościelą, także dwoma ręcznikami kąpielowymi. Podłoga jest ceramiczna, okna o konstrukcji dotychczas nie widzianej z metalowym podzielonym na części urządzeniem a la siatka w oknach i zasłonami – zamykanie tej konstrukcji chyba nie działa ( wykonałam delikatna próbę, ale bez mocowania się) więc postanowiłam nie zamykać i nie zapalać światła, żeby nie wabić komarów ( na zasłonie widziałam 3 osobniki, które straciły żywot). Jest też telewizor, ale postanowiłam go nie włączać, bo nie jestem ciekawa CNN po hiszpańsku.

aa2
 Łazienka
 Intrygujący prysznic podpięty do prądu . Nie tylko ja miałam z tym problemy w Ameryce Południowej / Środkowej. Po rozpakowaniu się wyszłam na spacer aby wczuć się w klimat małego miasteczka gdzie docierają prawdziwi podróżnicy ;))

aa2
 Dworzec autobusowy z którego jedzie się do wodospadów

aa2
Bilet wstępu na teren parku narodowego

aa2
 Niespodzianki po drodze

aa2
 Niespodzianki ciąg dalszy

aa2
 Poczuć mgłę zbliżając się do wodospadów
 
 Wodospady
aa2
 Dotrzeć do wodospadów
aa2
 Zachwycić się... i wspominać...

Do domu szczęśliwie wrócić, co zostało uchwycone na lotnisku przez Francisa

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1925-rozdzial-36-przyjecie-bagietkowe-w-warszawie

Rozdział 34. Zostaw ja to zrobię!

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1923-rozdzial-34-zostaw-ja-to-zrobie

Krystyna Knypl

Rozdział 34. Zostaw ja to zrobię!

Gdy w domu był jakikolwiek problem wymagający rozwiązania spraw związanych z komputerem, internetem, elektrycznością, a także zmywaniem naczyń i Matylda próbowała ten problem rozwiązać samodzielnie, zawsze słyszała:

- Zostaw ja to zrobię!

Cóż miała robić... zostawiała, pogrążając się w niewiedzy politechnicznej obsługi domu.

Francis nadaje bagaż na lotnisku w Paryżu

Wnuk swego Dziadka słuchał tych fraz i nabierał poglądów jak powinien zachować się Prawdziwy Mężczyzna, gdy bliska jego sercu kobieta próbuje zając się rozwiązaniem jakiegoś męskiego problemu.

Walizka, która zwiedziła świat, 1999 r. Nicea

Gdy wspomniana walizka przyjechała do Papryki - jak mawiał Młodzieniec na początku pobytu - i pojawiła się na taśmie, wnuk swego Dziadka po 24 godzinnej podróży, mając 4 lata, oznajmił Mamci sięgającej po walizkę z taśmy na lotnisku "zostaw ja to zrobię". Najważniejsze jest aby młody mężczyzna miał dobre wzorce rodzinne w starszym pokoleniu!

Blaise Diagne International Airport, Senegal

Źródło ilustracji: https://en.wikipedia.org/wiki/Blaise_Diagne_International_Airport

Zmywanie naczyń w wykonaniu Matyldy wiązało się z nie dość dokładnym opłukiwaniu szklanek, kubków oraz talerzy z detergentu, którego obecność była starannie monitorowana przez Francisa. Zmywanie było czynnością stosunkowo łatwą, ale... comiesięczne odczytywanie licznika zużycia energii, instalowanie oprogramowania na komputerze, logowanie się w najróżniejsze miejsca było nielichym wyzwaniem dla Matyldy, gdy Francis postanowił wybrać się do Bermudzkiego Trójkąta Kosmosu. Wszystkie hasła, kody dostępu zapisane w sposób przypominający niskonapięciowe migotanie komór, przyprawiały Matyldę o zaburzenia rytmu. Dodajmy - na szczęście krótkotrwałe zaburzenia rytmu i najprawdopodobniej nadkomorowe.

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1924-rozdzial-35-calusy-z-buenos-aires

 

Rozdział 33. Talenty krawieckie

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1921-rozdzial-32-dziadkowie-bez-granic-w-madrycie

Krystyna Knypl

Rozdział 33. Talenty krawieckie

Francis miał znakomite talenty krawieckie. Jednym z ważniejszych zakupów we wspólnym gospodarstwie było oczywiście nabycie maszyny do szycia. Dzięki krawieckim talentom męża Matylda mogła nosić swoje ulubione stroje tak długo jak tylko chciała.Także Maniula korzystała z talentów krawieckich Ojca, a jednym z pierwszych projektów była kreacja na Sylwester z Zebrą

Sylwester z Zebrą

Matylda dzięki talentom Francisa mogła być bardzo modna i podążyć za zwyczajem noszenia fabrycznie podartych strojów, ale wolała być modna po swojemu i nosić załatane przez męża bluzki oraz szlafroki.

Łatka na szlafroku Matyldy

Fachowo i starannie naszywane łatki na łokcie przedłużały czas użytkowania ulubionych bluz jeansowych, zakupionych przez Matyldę na stoisku Ralpha Laurena w San Francisco, podczas jej pierwszego pobytu w Stanach Zjednoczonych, jako akredytowany dziennikarz medyczny. Wspomniane bluzki były jej strojem firmowym, dzięki któremu była rozpoznawana w stopniu nie mniejszym niż poprzez swoje artykuły.

Krystyna Knypl (born 1945), Polish medical journalist | World Biographical  Encyclopedia

Fotografia Matyldy, którą przez długi czas ilustrowała artykuły

Pewnego razu Matylda wybrała się na konferencję, ubrana w ten właśnie strój, ale miała opuszczony kołnierz. W przerwie rozmawia z dwoma koleżankami, jedna z nich mówi "nie mogę sobie przypomnieć skąd znam panią". Matylda postawiła kołnierz bluzy i spytała "A teraz?", koleżanka zawołała z entuzjazmem "Już wiem! "Rozszyfruj receptę" - była to ciesząca się bardzo dużą popularnością rubryka w której pokazywałam nabazgrolone, nieczytelne recepty, które Matylda publikowała w prasie lekarskiej i prosiła o nadsyłanie odpowiedzi na pytanie "Co autor miał na myśli?". Autor trafnej odpowiedzi otrzymywał nagrodę książkową.

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1923-rozdzial-34-zostaw-ja-to-zrobie

 

Rozdział 32. Dziadkowie bez Granic w Madrycie

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1920-rozdzial-31-wycieczka-do-tipazy

Krystyna Knypl

Rozdział 32. Dziadkowie bez Granic w Madrycie

Zanim Matylda i Francis zostali Dziadkami, to oczywiście wcześniej zostali Teściami. Tak Matylda pisała na swoim blogu: Jedno pokolenie temu, aby wyjść za mąż wystarczyło być osobą stanu wolnego i mieć narzeczoną/narzeczonego. Oczywiście niewielkie finanse też były potrzebne. USC wymagał 4-tygodniowego terminu na rozmyślania co do trwałości postanowienia i to było wszystko. Zamęście kiedyś było lekkie, łatwe i przyjemne :-)).

Dziś przygotowania do ślubu to ciężka praca dla Narzeczonych i obu Rodzin, która trwa minimum 6 miesięcy. Pierwsza oficjalna impreza - zaręczyny, poznanie Rodzin.
Wszystkie atrakcyjne lokale, w których może odbywać się wesele trzeba rezerwować na 6 miesięcy wcześniej. Rezerwacja to początek - po tym następuje seria spotkań z menedżerem, na których omawia się szczegóły przebiegu wesela, menu, oznakowania lokalu, rozsadzenia gości, wywieszenia informacji o niepaleniu na sali, wpłaty zaliczek, czasu degustacji tortu ślubnego i wielu innych detali. Suknię zamawia się na 3 miesiące przed ślubem - szyją w Paryżu - pewnie u nas "się nie opłaca". Należy odbyć 14 wizyt w celu pobrania nauk małżeńskich, dodatkowo 3 wizyty w poradni planowania rodziny. Trzy wizyty w celu spisania protokołu u księdza - notabene znakomicie szczegółowego, jest nawet pytanie "czy rodzice narzeczonych się znają?". Zamówienie podróży poślubnej - dwie do trzech wizyt w biurze podróży na 3 miesiące przed wyjazdem. Zamówienie obrączek - pewnie 4 tygodnie wcześniej. Przymiarki - dwie sukni ślubnej. Zamówienie garnituru i przymiarki. Zamówienie i odbiór zaproszeń ślubnych.

Jeszcze jedno spotkanie w celu omówienia szczegółów przebiegu wesela – menedżer prosi o wyznaczenie "osoby decyzyjnej" - trzeba ustalić, które z Rodziców będzie pełnić tę funkcję, więc drugie spotkanie przyszłych Teściów. Rozesłanie zaproszenie, a to dopiero początek, to się dopiero zaczyna... Mamy 30 dni do ślubu :-)).
 
 Na szlaku podróży Dziadków bez Granic był także Madryt, do którego wybraliśmy się aby towarzyszyć Maniuli i Hilitce, które miały w tym mieście przesiadkę. Zdecydowaliśmy się podwieźć dziewczyny do Madrytu, robiąc kilkudniową przerwę w podróży. Zwiedziliśmy miast, odprowadziliśmy podróżniczki na lotnisko i następnego dnia wróciliśmy do Warszawy

<a href=

Na lotnisku w Madrycie Maniula i Hilitka

Dorastanie

Małe dzieci mają wielkie przeżycia,

Płacząc nad syropem do wypicia,

Pluszowym misiem na wystawie,

Ojcem spieszącym się do pracy,

Przytulone do wychodzącej nogi.

Gdy zapłaczą nad rozlanym mlekiem.

Odetchnę z ulgą, że dorosły.

Francis w Madrycie

Matylda w Madrycie

aa

Hostal Abami  II

- Mówię Ci, ten Francis to jest super gość

 
Brunetek w Madrycie było pod dostatkiem co z pewnością cieszyło oczy Francisa
 
Następny rozdział:
 

Rozdział 31. Wycieczka do Tipazy i Oranu

Poprzedni rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1919-rozdzial-30-trzy-lwy

Krystyna Knypl

Rozdział 31. Wycieczka do Tipazy i Oranu

Jedna z dwu bardzo ciekawych wycieczek odbytych przez Matyldę i Francisa podczas rajdu Warszawa - Algier. Tipaza jest miastem leżącym około 70 km na zachód od Algieru. Znajdują się w nim ruiny starożytnego miasta wpisane na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Tipaza w IV -V wieku p.n.e. była osadą fenicką, potem została przejęta przez Rzymian, potem zdobyli ją Wandalowie, a jeszcze później Arabowie. Współczesna osada powstała w 1857 roku.

Tipaza Mima Bru

"On tak na Ciebie patrzy po czterdziestu latach małżeństwa?" - cytat.

Droga do Tipazy

W drodze do Tipazy

Tipaza

aa

Tipaza

26072013011 min

Lotnisko w Oranie

Best Western Hotel, Oran

Oran - widok na miasto

Oran, w drodze do Le Fort Santa Cruz

(więcej https://en.wikipedia.org/wiki/Fort_of_Santa_Cruz_)

Centrum medycyny pracy w Oranie

Centrum medycyny pracy

Apteka w Oranie

Szyld lekarski w Oranie

Inny szyld lekarski z Oranu

Można też udać się do okulisty w Oranie

Hotel Best Western w Oranie i my

Best Western Oran – Francis szykuje się do snu w łożu małżeńskim

Obiad w Best Western Oran

Best Western Hotel w Oranie – słynne algierskie ciasteczka

Sheraton Oran

Matylda we wnętrzu Royal Hotel w Oranie

Obraz Maniuli zatytułowany przez Matyldę Szczury atakują miasto Oran

Tipaza

Tipaza

Tipaza

Talerze z Tiapazy przyjechały do Warszawy

Suknie pamiątkowe z Tipazy. Jedną z takich sukien Matylda kupiła w Algierze i z przyjemnością ją nosi w letnie dni.

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1921-rozdzial-32-dziadkowie-bez-granic-w-madrycie

Rozdział 30. Trzy Lwy

Poprzedni rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1918-rozdzial-29-dorobek-graficzny

Krystyna Knypl

Rozdział 30. Trzy Lwy

Francis i Maniula to Lwy, urodzone w sierpniu, utalentowane graficznie, perfekcyjne w każdym działaniu. Żaden przecinek nie ma prawa stać w miejscu niezgodnym z zasadami edycji tekstów przez nich redagowanych. Lwy to także częsty motyw w architekturze, dzięki czemu posiadają oni zdjęcia w konwencji "trzy lwy" a także "dwa lwy i jedna krowa".

Trzy Lwy w Oranie
aa2

Trzy Lwy w Szwajcarii

aa2

Maniula i Francis albo dwa Lwy i jedna krowa, Zermatt

Lew to nie tylko jako znak zodiaku Francisa, miał on także  lwi udział w karierze dziennikarskiej Matyldy. O tym jak to się stało czytamy w jej książce Kaczka dziennikarska:

Po wielu latach cierpliwego słuchania pacjentów oraz pisania recept, raportów z dyżurów, historii chorób, a także niezbyt porywających artykułów na akademicką modę, pewnego dnia lekarz uświadamia sobie, że potrafi napisać coś innego niż dokumentacja medyczna, jak na przykład opowiadanie, wiersz.

Dokonuje więc procesu restrukturyzacji  swojej twórczości inspirowanej medycyną i kieruje się ku dziennikarstwu oraz literaturze. Zamiast wypełniać liczne kratki, numerować strony w historiach chorób i ewidencjonować Jednorodne Grupy Pacjentów, taki lekarz pisze powieści! To zdarza się niezbyt często, ale ileż zyskała literatura z takiej decyzji podjętej przez słynnych posiadaczy dyplomu lekarza jak na przykład Artur Conan Doyle, Antoni Czechow czy Michaił Bułhakow.
Rezultatem mojego niewytłumaczalnego i ekstrawaganckiego kroku była debiutancka powieść Maść tygrysia czyli powołanie do medycyny wydana pod pseudonimem Krystyna Hal – Hublewska.

Pseudonim był wyrazem nie tylko debiutanckiej nieśmiałości, ale także chęcią  uczczenia pamięci matki Haliny Hublewskiej, która pięknie opowiadała nam barwne historie, ale proszona wiele razy przez nas aby zaczęła pisać mówiła, że gdy siada przed białą kartką papieru to wena narracyjna nie zamienia się w wenę pisarską. Moje dwa rodzaje weny szczęśliwie ze sobą koegzystują. Czas płynął mój dorobek dziennikarski i pisarski powiększał się.

Bardzo dużym wsparciem w realizacji wszystkich przedsięwzięć było i pozostaje mój mąż Mieczysław, zwanego w domu Francisem ( z uwagi na podobieństwo do jego ojca Franciszka). To dzięki niemu wszystkie przecinki w moich tekstach są na swoich miejscach, pisownia trudnych wyrazów jest zgodna ze Słownikiem Języka Polskiego, a teksty mają profesjonalne opracowanie graficzne. Tańcząc tango

Jednak nie wszystko udało się osiągnąć na tej naszej wspólnej drodze.  Niezrealizowanym moim marzeniem  jest pojechać z współtwórcą wszystkich dziennikarskich i literackich osiągnięć na kurs tanga do Buenos Aires.
Jeżeli przed ślubem nie ustali się kto w tańcu prowadzi to wspólne tańce nie wychodzą i najdalej w trzecim takcie pada dobrze znana każdemu lekarzowi fraza
to ja na razie dziękuję…
Wszystko jednak można nadrobić zwłaszcza gdy jest to jedyna wspólna aktywność, która wspomnianym tancerzom nie wychodzi ; )
Od tanga do pocałunku jest całkiem blisko, niekiedy jest to Pocałunek uzależnienia.
Podczas tanga może ogarnąć człowieka  gorączka. Niekiedy jest to Gorączka złota, a innym razem może być status febrilis e causa ignota.
 Konieczne jest wtedy ustalenie przyczyny gorączki. Niekiedy jest to  modna diagnoza, a innym razem zawodna. Zdarza się, że diagnoza brzmi: gorączka twórcza. Leki na gorączkę mogą być na receptę, która musi być na odpowiednim druku i obowiązkowo z pieczątką.
Posiada ją tylko Władca Pieczątki.
Gdy gorączka nie mija, lekarstwem na jej okresowe obniżenie może być założenie własnej gazety.

Trzy Lwy - rysunek Maniuli

A Jak Lwy to Afryka, kolejny rodzinny rajd odbył się na trasie Warszawa - Dakar

 Piękno Afryki

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1920-rozdzial-31-wycieczka-do-tipazy

Rozdział 29. Dorobek graficzny

Poprzedni rozdział:

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1917-rozdzial-28-wiersze-z-okazji-urodzin-oraz-imienin

Krystyna Knypl

Rozdział 29. Dorobek graficzny Francisa

Francis był utalentowanym grafikiem komputerowym, autorem opracowań artykułów, książek, czasopism oraz projektantem strony internetowej Gazety dla Lekarzy. Tworzył także piękne laurki na rodzinne uroczystości takie jak imieniny czy urodziny. Za najbardziej udane dzieło uznano portret Matyldy z tygrysem. W czasach studiów na Politechnice Warszawskiej tworzył plakaty dla klubu studenckiego informujące o różnych imprezach oraz uroczystościach.

Matylda Przekora z tygrysem

Matylda Przekora widziana oczami Francisa

 

Matylda na Twitterze

Konto Matyldy na Twitterze

Matylda Przekora na Fb

Konto Matyldy na Facebook'u

Była to pokolorowana wersja Matyldy z okładki jej powieści "Maść tygrysia czyli powołanie do medycyny". Pierwsze wydanie książki  Matylda wydała pod pseudonimem Hal - Hublewska, który był dedykowany jej matce Halinie. Napisanie powieści Maść tygrysia czyli powołanie do medycyny było sporym wydarzeniem rodzinnymi i towarzyskim. Nikt do tej pory czegoś takiego ani w rodzinie ani w szpitalu nie zrobił!

Przewodnik po nadciśnieniu tętniczym

Życie po byciu lekarzem, powieść wydano w nakładzie 1500 egzemplarzy

W drugim wydaniu zdecydowała się wystąpić po swoim imieniem oraz nazwiskiem, ale zmieniła tytuł na "Życie po byciu lekarzem". Okładkę zdobiła fotografią o nie rozstrzygniętym klimacie - ktoś opuszczał pomieszczenie przed podróżą i poszedł jeszcze pożegnać się? Z medycyną właśnie? A może przyjechał i wita się z literaturą i dziennikarstwem? 

TYgrys 2

Maść tygrysia 3.0

Zgodnie z zasadą do trzech razy sztuka w trzecim wydaniu Matylda powróciła do własnego imienia i nazwiska oraz pierwotnego tytułu

Maść tygrysia czyli powołanie do medycyny wydana w nakładzie 50 egzemplarzy trafiła w ręce czytelników. Czytano, komentowano i chichotano przy lekturze co weselszych fragmentów. Maniula pewnego dnia powiedziała, że właściwie to każdy potrafi napisać jedną książkę na podstawie własnego życia. Ponieważ Matylda uważała, że stać ją na więcej niż napisanie jednej książk opartej na własnym życiorysie  siadła do komputera i napisała opowiadanie Powieka modelki, którego akcja toczy się w Mediolanie w środowisku top modelek…

Okładka zbioru opowiadań "Powieka modelki i inne opowiadania"

Oko22 660

Logo Powieki modelki w wersji kolorowej

Belo Horizonte wydane pod pseudonimem literackim oraz imieniem i nazwiskiem własnym

W opowiadaniu "Powieka modelki" Maniula ma siostrę Kate..., a oto dowód tekstowy:

Przyleciałam przed północą. Tata odebrał mnie z lotniska. Mama i Maniula czekały w domu. Maniula obcięła sobie włosy. Zawsze miała takie długie, a teraz ma króciutkie. Mama mówi, że ma nową córkę przez tę fryzurę Maniuli. Śmiesznie Maniula wygląda, jak mama na zdjęciach z okresu studiów. Maniula to jest dopiero modelka! Zaczęła właśnie studia na hungarystyce. Właściwie po co jej ta hungarystyka? Ale ona taka jest, grzebałaby się w językach od rana do nocy. Im dziwniejszy język, tym Maniula bardziej rozmarzona.
Ciekawe, dlaczego żadna z nas nie poszła na medycynę? Ale mama wcale na to nie nalegała.
Maniula przeciągnęła się, ziewnęła i zobaczywszy siostrę śpiącą na sąsiednim łóżku, skoczyła się przywitać:
– Jó napot kívánok!  – zawołała dumna ze swych umiejętności wysławiania się po węgiersku.
Kate, obudzona zupełnie niespodziewanie, nie bardzo wiedziała, co się dzieje.
– Jó napot kívánok! – ponownie zawołała Maniula na powitanie siostry. –­ Szervusz!
– Maniula, ty mówisz przez sen czy po węgiersku? – zapytała Kate całkiem przytomnie jak na osobę, która jeszcze chwilę temu spała głębokim młodzieńczym snem.
– Po węgiersku, Kiciu! Po węgiersku! – wołała Maniula.
Gadały jedna przez drugą dobrą godzinę, po czym zgłodniałe zawołały chórem:
– Gdzie jest nasze śniadanie? Mima, Mima! daj nam coś do jedzenia!
Brak odpowiedzi oznaczał, że matki nie ma w domu. W łazience przy lustrze wisiała kartka z komunikatem: „Jestem w klinice. Śniadanie na stole w kuchni”.
Maniula i Kate chichocząc, pobiegły do kuchni. Czekały na nie dwie miseczki owoców i stos kanapek z serem. Wchłonęły wszystko w ciągu kwadransa, po czym z kubeczkami kawy przeniosły się na obejrzenie prognozy pogody.

 Oprócz "Powieki modelki" w zbiorze znalazło się opowiadanie "Randka pod sekwoją", które było przetłumaczone na język angielski i podarowane Tamarze, amerykańskiej przyjaciółce Matyldy.

Date under sequpia

Tamara otrzymała także srebrny naszyjnik z bursztynem

Tamara z Matyldą na tle Kansas City

Poniżej fragment opowiadania:

Tamara Halson was at an unidentifiable age typical for women in their fifties who have reasonable taken care of themselves in the past. Dressed in a striped polo shirt and jeans she seemed to like wearing blue. This color harmonized well with her light blue eyes which often revealed an analytic look that softened only after she had accepted the new facts. Her neck was decorated with a single string of tiny beads. Every now and then she brushed medium length dark red hair off her forehead. This gesture exposed neat fingernails covered with pearl pink polish.
Slowly the conversation between the passengers accelerated and was gradually enriched with more personal details. The travel companion lived in Houston which she described as a city in the southern US with badly organized public transport. When Catherine was recounting the details of applying for the American visa, Tamara repeated over and over:
– Incredible! Incredible!
– I can show you the visa to your country, if you want…
– Can you show me? Really? That’s so interesting! – she exclaimed.
– I can’t believe it that you actually have to make an appointment with the consulate on this expensive telephone line! It’s incredible that you have to pay 100 dollars not even knowing whether the visa will be issued!
– Tamara – Catherine rose two fingers – I swear that all that I’m telling you is true!
– I must confess something – Tamara announced with a solemn tone.
– Yes, I’m listening…
– Kate, I deeply apologize on behalf of the American people and our government.
– You don’t have to apologize to me. I have undergone all procedures and covered all expenses of my own free will, because I wished to do so. And besides it wasn’t you who invented these procedures so you don’t have to feel responsible and there’s no reason why you should apologize to me for anything.
When she finished with the visa story, Catherine went on describing the details of crossing the American border.
– Tamara, tell me, will all of us have to arrive in your country barefoot until the end of the world?
– Kate, I have apologized to you once already but I am so ashamed that I must add one more thing: believe me, it’s all temporary. Believe me! – Tamara exclaimed with a typical American emphasis.
– In Poland we say that it’s temporary solutions that are long-lasting. But let’s change the subject.
– OK, Kate. Who do you work for?
– For myself.
– Well, that’s obvious but for which company?
– For different publishers of medical newspapers and magazines.
– So we can say that you are a freelance journalist, is that so? – Tamara enquired.
– You can describe it that way. And you Tamara, who do you work for?
– For the government – she answered briefly.
– Oh, that sounds so American. In every second movie I can hear that someone works for your government. What do you do in your work?
– I’m employed in the electronics business.
– Oh, that’s interesting! I’m a huge fan of modern electronics. And what does your company do? – Catherine asked.
– It solves difficult problems – Tamara answered with self-restraint.
– That I would have never guessed – Catherine answered laughing – but what specifically?
– I have already told you.
– How mysterious you are! I bet you work for the FBI.
– Oh, Kate, you’ve got quite an imagination if you see a secret agent in every citizen of our country… well, well… Regardless of what I do if you ever come to Houston, we really have to meet.
– Earlier I’ll send you an e-mail and as for our meeting I’m afraid it won’t be soon. You really give visitors a hard time at the border. The experience is quite unforgettable.
– This will change, I assure you, Kate – Tamara declared – Trust me!
– I would like to believe you but I have the impression that it’s a beginning of madness. In May I will be for the second time in this part of the world, on a congress in San Francisco, and then I will have to work hard in order to pay off my debts.
– Do you use credit cards? – Tamara enquired.
– Yes, but I always pay off my credit on time.
– Oh, that’s just like me. Do you know that most of the American tourists stay in these elegant hotels on credit that will never be fully paid off?
– That’s unbelievable! I would never go on an exclusive holiday on credit. I see, Tamara, that you’re not a typical American.
– Why do you think so? – she enquired with interest.
– Because you are slim and you pay off the debt on your credit card.
– Indeed I am different from my fellow countrymen in these two issues. And maybe we could find some more – Tamara added mysteriously.                                                                                    ***

Małe projekty Francisa obejmowały Książeczki nadciśnieniowe dla pacjentów w których notowali oni wyniki domowych pomiarów ciśnienia krwi. Powstała też Profilaktyczna książeczka kardiologiczna.

Powstała także wersja Książeczki nadciśnieniowej na smartfon

bibl gdL okl podr hipertensjologii400

Z czasem powstały kolejne książki Matyldy

Moje spotkania z kardiologią

Zloty dyplom lekarza 2

Złoty Dyplom Lekarza

Diagnoza: gorączka złota

Kaczka dziennikarska

Teoria mozaikowa

Diagnoza: gorączka złota

Zaczelo sie w Zakopanem okladka

Zaczęło się w Zakopanem

Wszystkie dzieciaki mają szufladę

Plakat edukacyjny o nadciśnieniu

Gazeta dla Lekarzy  z okazji 5 urodzin

Opracował także polską edycję plakatów zaprojektowanych przez World Action on Salt and Healts (WASH) z okazji Tygodnia Świadomości Solnej

<a href=

Plakat WASH, opracowanie w języku polskim by Francis & Matylda

<a href=

gra0 GdL660

Gra planszowa cz.1

gra1

Gra planszowa, cz.2

 gra2

Gra planszowa, cz.3

gra3

Gra planszowa cz.4

Gra planszowa Matka Lekarka na Wyspie Kobiet

Logo 60x60

Francis także projektował plakaty na kongresy na których Matylda przedstawiała swoje doniesienia naukowe oraz slajdy do jej wykładów.

Czy istnieje wolność wyboru?

Wyklad dla farmaceutow kaszel 51660

 (1)

wyklad Jak byc aktywnym seniorem 02 2010 BRU660

(2)

wyklad O diecie polskiej i srodziemnomorskiej Torun 2009 BRU660

(3)

KK wyklad Wroclaw 02 2009660

(4)

2011 Czy wiesz co jesz BRU660

(5)

zmienne cele Wyklad dla mlodych lekarzy660

(6)

Wyklad Zabrze media i transplantologia660

(7)

GDO infekcje 1

(8)Wykład w Gdańsku o tyle był ciekawy, że w przerwie podszedł do Matyldy jeden ze słuchaczy, który okazał się być kolegą Francisa z Technikum Nukleonicznego w Otwocku. Towarzyszył on swojej żonie farmaceutce.

Wykładowca powinien być przed słuchaczami!

Biblioteka Narodowa 1

Przekazanie bibliofilskiego wydania roczników (2012 - 2021) Gazety dla Lekarzy do zbiorów Biblioteki Narodowej w Warszawie

Biblioteka WUM

Przekazanie bibliofilskiego wydania roczników (2012 - 2021) Gazety dla Lekarzy do zbiorów Głównej Biblioteki Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego

Następny rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1919-rozdzial-30-trzy-lwy

Rozdział 28. Wiersze z okazji urodzin oraz imienin

Poprzedni rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1916-rozdzial-27-fotografujac-francisa

Krystyna Knypl

Rozdział: Rozdział 28. Wiersze z okazji urodzin oraz imienin

Urodziny Maniuli przypadające na 6 sierpnia zainspirowały Matyldę do obchodzenia ich w ciekawych miejscach. Powstała zasada obchodzenia urodzin - zawsze w dobrym miejscu, zawsze w dobrym towarzystwie. Czternaste urodziny obchodzono w Paryżu, a piętnaste w Genewie.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie A-Geneva-15-lat-713x1024.jpg

Urodziny w Genewie

Francis był znanym i cenionym przez najbliższych autorem licznych wierszy oraz laurek tworzonych z okazji imienin, urodzin oraz innych uroczystości rodzinnych. Jeden z piękniejszych wierszy napisał na ślub Maniuli i Macieja. Wiersz zaczynał się od słów: Córko i Macieju, Zięciu Dobrodzieju...

 Scena  Żadnych wierszy!

Francis szykuje się do odczytania okolicznościowego wiersza z okazji imienin Hilitki, a ona woła "żadnych wierszy!". Okrzyk przeszedł do historii ;) W tle obraz autorstwa Maniuli zatytułowany Polska / Algieria.

Laurka Mały Pysio 2

Laurka z okazji imienin Matyldy

Bez ciebie gubie sie

Matylda odpowiada Francisowi...

<a href=

Maniula z Pragi do Francisa i Matyldy

Córeńko Nasza Najwspanialsza!,

Cóż Ci życzyć? Ot, zagwozdka.

Chociaż… w sumie sprawa prosta:

Realizuj się wytrwale,

z mężem się nie spieraj wcale,

patrz, gdzie smażą konfitury,

obchodź łukiem wszystkie dziury.

Humor miej każdego ranka

(dobra na to jest skakanka),

niech się wszyscy z Tobą cieszą,

nawet gdy do pracy spieszą.

Kulinarnych szczytów sięgaj,

przeciwności się nie lękaj,

domowego strzeż ogniska,

czasem bądź jak odaliska.

Tego właśnie Ci życzymy,

robiąc przy tym słodkie miny : )

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1918-rozdzial-29-dorobek-graficzny

Rozdział 27. Fotografując Francisa

Poprzedni rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1915-rozdzial-26-najlepsze-bagietki-sa-na

Krystyna Knypl

Rozdział 27: Fotografując Francisa

Jedno z bardziej udanych zdjęć zostało zrobione przez Matyldę w Oranie podczas bardzo interesującej wyprawy, na zakończenie drugiego rajdu do Algierii. Tak o tej wyprawie pisała Matylda:

Na lot krajowy w Algierii należy zgłosić się na godzinę przed czasem podanym w rozkładzie. Ruszyliśmy więc o 8.30, aby być o właściwej porze na lotnisku. Zastaliśmy ciszę, spokój, skromną ofertę zakupową w kiosku i niezbyt wielu podróżnych odprawianych bez pośpiechu – wypisz, wymaluj warszawskie Okęcie w latach siedemdziesiątych. Nasz lot do Oranu był przewidziany na godzinę 10.00. Na kilka minut przed boardingiem z głośników popłynął komunikat, z którego dwa słowa miały kluczowe znaczenie – „Wahran” i „sząszmą de maszin”. Obeznani z lokalną rzeczywistością współtowarzysze podróży powiedzieli nam, że lot do Oranu opóźni się z powodu zmiany maszyny, czyli samolotu. Otóż Oran po arabsku to Wahran, co tłumaczy się jako Dwa Lwy, będące zresztą w herbie Oranu. No a „sząszmą de maszin” każdy z łatwością rozszyfruje nawet bez specjalnej znajomości języków obcych. Dopytujemy się w informacji i otrzymujemy potwierdzenie godziny odlotu, a przy próbach upewnienia się, czy aby na pewno, pada sakramentalne „insz Allach”, który to zwrot zamyka wszelkie dyskusje.

Jednak lecimy!

Wiadomość o godzinnym opóźnieniu okazuje się prawdziwa. Wreszcie zaczyna się odprawa przemarzniętych w klimatyzowanej poczekalni pasażerów. Do wejścia na pokład samolotu droga daleka. Podróżni poddawani są licznym kontrolom bezpieczeństwa. Jest to zorganizowane nieco inaczej niż na lotniskach europejskich czy amerykańskich, a zasadą tutejszą jest wielokrotność kontroli w wykonaniu kolejnych securiterów. Pierwszej kontroli poddawani są podróżni tuż po przekroczeniu progu budynku dworca lotniczego. Bagaż jedzie do prześwietlenia, podróżny przechodzi przez bramkę i każdy obowiązkowo jest poddany badaniu palpacyjnemu. Potem następują dwa etapy kontroli dokumentów – przy zdawaniu bagażu (z którym jeszcze się spotkamy przed wylotem…) oraz przy wypełnianiu dokumentów podróży. Następne sprawdzanie dokumentów jest przy wchodzeniu do autobusu – robią to również dwie różne osoby: pracownik lotniska oraz wojskowy. Jedziemy autobusem przez płytę lotniska. Żar leje się z nieba (pewnie ponad 40oC). Wokół afrykańska atmosfera. Jadąc mijamy dziwnie wyglądający wrak samolotu oraz odrapaną budkę strażnika, za którą na zarośniętym wypalonymi trawami terenie fruwają swobodnie plastikowe wytwory nadaktywności przemysłowej współczesnego człowieka.

Wysiadamy w pobliżu samolotu i na płycie lotniska mamy kolejny etap działalności kontrolnej – każdy musi wskazać swoją walizkę i dopiero wtedy trafia ona do luku samolotu. Następnie kolejno trzech pracowników dokonuje kontroli karty pokładowej i ręcznego sprawdzenia, czy nie mamy przy sobie niedozwolonych przedmiotów. Palpacja podróżnych odbywa się sprawnie i jesteśmy kierowani do schodków prowadzących na pokład. Nauczona doświadczeniem poprzednich podróży mam zawsze w bagażu podręcznym rękawiczki rowerowe, które zakładam przed wspinaniem się na takie schodki. O ile w Europie rękawiczki chronią  przed zimnem lub deszczem, to w Afryce okazują się cenną ochroną przed kontaktem z rozgrzanym metalem. To jest naprawdę inny kontynent!

Zaskoczeniem jest prawie pełen pokład pasażerów. Lot ATR-em 72 przebiega spokojnie i po godzinie z okładem lądujemy w Oranie. Autobus podwozi nas do budynku lotniczego dworca krajowego, który jest w… wielkim namiocie.

Po kilkunastu minutach nadjeżdżają nasze walizki. Odbieramy je i wychodzimy na zewnątrz. Wszystkie dotychczasowe doświadczenia o wyglądzie przestrzeni terminala przylotowego nie mają najmniejszego zastosowania w zetknięciu z orańską rzeczywistością. Główne środki transportu to prywatne samochody i taksówki. Transport publiczny jest słabo zorganizowany, zatłoczony i jak pisze Johathan Oakes, autor przewodnika „Algeria”, pełen kieszonkowców i błądzących rąk. Dajemy wiarę temu opisowi i zamawiamy taksówkę, którą będziemy poruszać się podczas tego pobytu na wszystkich wycieczkach po mieście.

SONY DSC

Francis w Oranie na Placu 1 Listopada 1954 roku ( dawna nazwa Place d'Armes )

Plac 1 listopada 1954 jest historycznym serce Oranu, znajduje się na rozdrożu kilku dróg, które pochodziły z portu, nabrzeża i centrum miasta.W jego centrum znajduje się obelisk z podobizną emira Abd El-Kader (więcej https://pl.wikipedia.org/wiki/Abd_al-Kadir)

The wanderlust w Oran

 aa

W poszukiwaniu kadrów fotograficznych, Algier

Algier, lunch w hotelu Hilton w Algierze

Lotnisko CDG w Paryżu,  przesiadka do Algieru

Na lotnisku

aa

Francis ogłada metro w Algierze

aa

Francis, kolorystycznie zgrany z zielenią fotografuje ruiny w Tipazie

aa

Francis fotografuje Morze Śródziemnym, Tipaza

aa

Francis w Tipazie

Maisons Alfort, k/ Paryża, grudzień 2017

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1917-rozdzial-28-wiersze-z-okazji-urodzin-oraz-imienin

Rozdział 26. Najlepsze bagietki są na...

Poprzedni rozdział:p

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1914-rozdzial-25-odkrywajac-uroki-paryza

Krystyna Knypl

Rozdział 26. Najlepsze bagietki są na...

Tytuł rozdziału nawiązuje do słynnej frazy z serialu telewizyjnego "Stawka większa niż życie", który Matylda oglądała w czasach swej lekarskiej młodości. Nowe odcinki serialu nadawano w niedziele o godzinie 10:00. Gdy Matylda miała dyżur w sobotę, kończyła go o godzinie 9:00 i pędem gnała na Niemcewicze aby zdążyć na film.

-W Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle - mówił francuski łącznik.

-Zuzanna lubi je tylko jesienią - odpowiadał porucznik Kloss, bohater serialu.

baguettes660

Maniula i Francis podczas pierwszego pobytu w Paryżu

Francis z bagietką w Cannes

Najlepsze bagietki w Paryżu są oczywiście... w La Tradi.

Bagietki 2

Francis kupował je codziennie wracając z Hilitką ze szkoły. Zamówienie składał w języku francuskim

Bagietka paryska w wersji pokrojonej, na śniadanie 

Jak Paryż to nie tylko bagietki, ale także croissanty

DSC 6406400

2015 rok

Konkurs Grand Prix de la Baguette de Tradition Française de la Ville de Paris rozstrzygnięty! Laureatem został Djibril Bodian, szef piekarni Le Grenier à Pain przy 38 rue des Abbesses. To niepierwszy sukces tego piekarza w konkursie na najlepszą bagietkę. Uzyskał on pierwsze miejsce także w 2010 roku (http://parisbymouth.com/grenier-a-pain-abbesses/).

Konkurs jest organizowany przez miasto Paryż. Odbywa się w Izbie Zawodowej Rzemieślników Piekarzy-Cukierników, na Ile Saint-Louis. Jury składa się z profesjonalistów z branży, dziennikarzy specjalistycznych i wybranych losowo sześciu internautów z regionu stołecznego. Wyroby, aby wziąć udział w konkursie, muszą mierzyć 55-65 cm, ważyć 250-300 g i charakteryzować się zawartością soli na poziomie 18 g na 1 kg mąki. Bagietki biorące udział w konkursie są ponumerowane, więc anonimowe.

Kryteria selekcji są następujące: wypieczenie, miąższ, smak, zapach i wygląd. W każdej kategorii można uzyskać od 0 do 4 punktów. W ten sposób wybiera się 30 bagietek, z których w następnym etapie zostaje wyłoniona najlepsza paryska bagietka roku. Poza medalem i nagrodą 4000 euro laureat zostaje dostawcą Pałacu Elizejskiego na okres roku. Cieszy się również uznaniem, a co za tym idzie – większymi obrotami swojej piekarni, zyskuje też renomę międzynarodową.

Biznes chlebowy we Francji to 35 000 piekarni, które wypiekają 3,2 mln ton chleba rocznie. Statystyczny Francuz zjada obecnie 150 g chleba dziennie, podczas gdy jego przodek w XIX wieku spożywał 500 g tego pieczywa.

Co trzeci sprzedany „chleb” to bagietka. Każdego dnia sprzedaje się ich 10 mln sztuk.

bestbaguettes400

O tym gdzie można kupić najlepsze bagietki w Paryżu, możemy dowiedzieć się pod adresem http://parisbymouth.com/best-baguettes-paris/.

Źródło:

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/2015-10-17-19-30-11/548-najlepsze-bagietki-sa-na

Podróże do Paryża to nie tylko bagietki, ale też często niespodzianki

50gdl 7 2016660

Wyjazd do Paryża na dzień otwarty szpitali uniwersyteckich był kilkunastym w mojej karierze podróżniczej w tym kierunku. Zdawałoby się, że mogę go odbyć z zamkniętymi oczami... Tymczasem okazało się, że w każdej podróży trzeba mieć oczy szeroko otwarte i sprawdzać wszystko co najmniej trzy razy.

Przejazd na lotnisko w Warszawie w świąteczny dzień 26 maja 2016 r. przebiegł bez zakłóceń, odprawa też. Nawet rewolucyjnie czujne służby bezpieczeństwa nie kazały mi wyjmować wszystkich kabli z torebki, w której mam je zgrupowane, ani zdejmować butów, ani uruchamiać komputera, że o skanowaniu moich dłoni na obecność zakazanych substancji nie wspomnę.

Na pokładzie samolotu

Wczesne popołudnie i małe zaskoczenie – zamiast pożywnej kanapki z tuńczykiem lub serem dwa mikre ciasteczka. Pewnie jakiś menedżer tak zarządził i Air France zaoszczędzi miliony. Tak było, gdy na liniach amerykańskich zarządzono, że do cocktailu będą dodawać jedną oliwkę, a nie dwie, jak w minionej epoce nieuzasadnionej biznesowo rozrzutności i przekarmiania pasażerów. Niech biedacy się wzbogacą! – pomyślałam sobie.

lebusdirect400

W autobusie

DSC09310100

Lądowanie z niewielkim opóźnieniem, odbiór bagażu i pędem gnam do wyjścia nr 9 przy terminalu 2F, skąd odjeżdża autobus Les Cars Air France. Odjazdy są kwadrans przed pełną godziną i kwadrans po niej. Wpadam w ostatniej chwili – pytam pana bagażowego „Etoile?”, pan potwierdza. Wchodzę do autobusu, kupuję bilet za 17 euro. Siadam i spoglądam na bilet. Zawsze na nim było napisane Les Cars AirFrance oraz trasa Paris CDG - Etoile / Champs Elysees, a tymczasem na moim bilecie czytam: LE - BUS DIRECT CDG - Tour Eiffel. Hmm... gdzie ja jadę? Trasa niby znajoma i wielokrotnie w ciągu ostatnich miesięcy przemierzona, ale co będzie dalej? Tymczasem w moim smartfonie wyświetla się komunikat, że mogę się zalogować do sieci wi-fi, co czynię z ochotą.

DSC09361400

Dowiaduję się, że przed dwoma tygodniami dla większej wygody pasażerów zmieniono nazwę autobusów, poprzednia bowiem mogła sugerować, że autobusy są tylko dla pasażerów Air France.

Więcej o firmie w nowej odsłonie można przeczytać pod adresem http://www.parisaeroport.fr/en/passengers/services/practical-services/information-desk/le-bus-direct.

Firma chwali się czterema nowymi przystankami na terenie Paryża, a użytkowana przeze mnie linia nr 2, która kończyła się przy Łuku Triumfalnym, teraz kończy się przy wieży Eiffla. No dobrze, ale co z moim przystankiem przy tzw. etoli – jak wymawiam z polska francuski wyraz etoile? Po niespełna godzinie dojeżdżamy do Łuku Triumfalnego i z ulgą wysiadam na znanym mi przystanku. Kieruję się na wielokrotnie już przedeptaną trasę: Victor Hugo Avenue, Longschamp Avenue i dalej. Po 45 minutach zdrowego marszu docieram do miejsca mojego zakwaterowania.

Droga powrotna

Drogę z lotniska do centrum Paryża w nowym wydaniu mam więc opanowaną. A co z drogą powrotną? Czy przystanek jest w tym samym miejscu? Nie jest to już przystanek początkowy, tylko jeden z kilku na trasie. Zaglądam do Google Maps i dowiaduję się, że adres przystanku to ulica Mac Mahon 1. Czy to stare miejsce, czy nowe? Z fotografii Street View trudno to wywnioskować. Problem rozwiązuje się sam. W dniu mojego wyjazdu pada tak duży deszcz, że wykluczony jest 45-minutowy spacer z mojego zamieszkania do etoli. Zamawiam taksówkę w korporacji G7 (https://www.g7.fr/en/book-taxi), która ma mówiących po angielsku kierowców. Za 57 euro docieram na lotnisko CDG terminal 2F. Dobrze, że prowadziłam oszczędny tryb życia!

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1916-rozdzial-27-fotografujac-francisa

Rozdział 25. Odkrywając uroki Paryża

Poprzedni rozdział:Ma

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1913-rozdzial-24-zlota-raczka

Krystyna Knypl

Rozdział 25. Odkrywając uroki Paryża

Paryż jest miastem o nieskończonej ilości urokliwych miejsc. Pewnego razu wybraliśmy się do 6 arr na zwiedzanie oraz zakupy. Jednym z naszych celów było obejrzenie restauracji słynnej Le Procope.

Paryż, 6 arr

Uroda okolicznych uliczek była bardzo fotogeniczna, wiele miejsc związanych z historią, sławnymi ludźmi ze świata literatury, filmu, teatru, a także polityki. Pierwszym miejscem na naszym szlaku  była kawiarnia "Les Deux Magots".

Kawiarnia Les Deux Magot

Nazwa kawiarni "Les Deux Magots" (tj. "dwie chińskie figury") pochodzi od szyldu sklepu z nowościami, który kiedyś znajdował się w tym samym miejscu. Założona w 1812 r. przy 23 rue de Buci, w 1873 r. została przeniesiona na Place St-Germain-des-Prés w celu rozbudowy. Świadectwem tego okresu są dwa posągi, które dziś zdobią pomieszczenie. W 1885 r. sklep został zastąpiony przez kawiarnię alkoholową, która zachowała tę samą nazwę. Spotykali się tam między innymi Verlaine, Rimbaud i Mallarmé. Kawiarnia zaczęła odgrywać ważną rolę w paryskim życiu kulturalnym, a w 1933 r., wraz z przyznaniem nagrody Prix des Deux Magots, potwierdziła swoje literackie powołanie.

Gośćmi kawiarni bywali Elsa Triolet, Louis Aragon, André Gide, Jean Giraudoux, Picasso, Fernand Léger, Prévert, Hemingway, surrealiści pod egidą André Bretona i egzystencjaliści z kręgu Jean Sartre'a i Simone Beauvoir.

Dziś, równie popularna, jedna z najstarszych kawiarni w Paryżu przyciąga osobistości ze świata sztuki i literatury, mody i polityki oraz turystów z całego świata!

Matylda przed Cafe Polidor

Jest to najstarsza paryska kawiarnia, otwarta w 1686 roku. Kawiarnia także znana z tego, że bywali w niej słynni twórcy tacy jak Ernest Hemingway a także Francis (nomen omen!) Scott Fitzgerald z żoną Zeldą. W jej wnętrzu nakręcono romantyczny widoeklip https://www.polidor.com/en/residente-filming-at-polidor

O historii restauracji czytamy na stronie: Polidor został otwarty jako sklep z serami i restauracja w 1845 roku. W 1890 r. właściciele zamknęli sklep, aby skupić się na restauracji. W XIX wieku Polidor był często odwiedzany przez artystów, takich jak poeta Germain Nouveau, który chwalił jego kuchnię. Szybko stał się popularnym miejscem spotkań artystów, studentów, intelektualistów i polityków z okolicznych dzielnic. Zarówno wtedy, jak i teraz, Le Polidor oferował prostą, dobrą kuchnię francuską, domową i niedrogą. Od ponad 175 lat jej stoliki goszczą studentów Sorbony, mieszkańców i gości dzielnicy.

Restauracja słynie również z tego, że była miejscem spotkań wielu artystów, a w szczególności zgromadzeń Collège of Pataphysique w latach 1948-1975. W Le Polidor jadali m.in. słynny pisarz i dramaturg Eugene Ionesco, reżyser René Clair, poeta Paul Valéry, powieściopisarz Boris Vian oraz odkrywca i intelektualista Paul Emile Victor. Polidor gościł Verlaine'a, Rimbauda, Jeana Jaurèsa, Jamesa Joyce'a, André Gide'a i Ernesta Hemingwaya. Hemingway, który mieszkał w pobliżu, wspomina kolacje w le Polidor z przyjaciółmi i ze swoją pierwszą żoną Hadley w "Ruchomej uczcie". W filmie "O północy w Paryżu" Woody Allen nakręcił spotkanie głównego bohatera z Ernestem Hemingwayem w Le Polidor.

Źródło:

https://www.polidor.com/en/our-story

Źródło ilustracji: https://en.wikipedia.org/wiki/Caf%C3%A9_Procope

Słynni goście Cafe Le Procope to Benjamin Franklin,  Voltaire, Danton (nieopodal jest jego pomnik)

Cafe Le Procope, widok od tyłu

Cafe Le Zinc Du 16

Spacerując po 6 arr Paryża można napotkać taki oto mix polityki i psychologii.

Z Place de Mexico w 6 arr jest ładny widok na wieżę Eiffla

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1915-rozdzial-26-najlepsze-bagietki-sa-na

 

Rozdział 24. Złota rączka

Poprzedni rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1912-rozdzial-23-na-szlaku-osiagniec-krajowych-oraz-zagranicznych

Krystyna Knypl

Rozdział 24. Złota rączka

Ileż w świecie prawdziwych mężczyzn jest dziwnych przedmiotów, o których istnieniu nie wiedzą kobiety, nawet te najbardziej wyzwolone.Idę o każdy zakład, że żadna kobieta miała do czynienia wkrętakiem krzyżakowym, a ja TAK!!!. (https://gdl.kylos.pl/wp/?p=25322) - pisałam na moim blogu w marcu 2021.

Francis maluje kolor

Złota rączka malarska

Złota rączka techniczna

 A także komputerowa

 Srubokrety 3

Mały fragment dużej kolekcji śrubokrętów Francisa

Niewątpliwie pomocne w realizowaniu wszystkich wyzwań technicznych jakie pojawiały się w domu było ukończenie technikum, w programie którego były zajęcia warsztatowe. Znajomość kwestii co autor dzieła X miał na myśli słabo przydaje się w rozwiązywaniu problemów dnia codziennego. Największe wrażenie na Matyldzie zrobiła akcja naprawy ciekącego (pod uruchomieniu dopływu wody) kranu w kuchni nie używanego przez miesiąc w związku z podróżą do Algierii. Francis udał się do swojego Królestwa Skarbów Wszelakich zwanego Dziuplą, wyszukał w niej jakieś niezbędne części, które trzeba było wymienić i po 15 minutach kran był naprawiony. Matylda była pod wielkim wrażeniem tej akcji, jak również spectrum skarbów przechowywanych przez Francisa w Dziupli.

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1914-rozdzial-25-odkrywajac-uroki-paryza

 

Rozdział 23. Na szlaku osiągnięc krajowych oraz zagranicznych

Poprzedni rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1911-rozdzial-22-rajd-warszawa-orlando

Krystyna Knypl

Rozdział 23. Na szlaku osiągnięć

Szlak osiągnięć Francisa ma charakter inżynierski oraz dziennikarski. Szlak inżynierski rozpoczął się uzyskaniem dyplomu absolwenta Technikum Nukleonicznego w Otwocku.Placówka ta powstała w 1963 roku i była pierwszą tego rodzaju instytucją edukacyjną, kształcącą młodzież w dziedzinie nukleoniki.

   Tedchnikum Nukleoniczne szyld

Dzięki tej edukacji żaden przewód elektryczny, żarówka, zamek, komputer ani inne urządzenie techniczne nie stanowiło dla niego tajemnicy.Po ukończeniu technikum pracował w Instytycie Badań Jądrowych w Otwocku - Świerku  https://pl.wikipedia.org/wiki/Instytut_Bada%C5%84_J%C4%85drowych, .

Edukację kontynuował na wydziale elektroniku Politechniki Warszawskiej. W czasie studiów udziel się w organizacjach studenckich oraz wydawanych przez te organizacje czasopismach. Szlak dziennikarski ma wymiar krajowy oraz zagraniczny.

Po ukończeniu studiów Francis skierował swe kroki ku karierze dziennikarskiej pracując podczas studiów w prasie studenckiej, a następnie w czasopismach prasy technicznej takich jak Zrób Sam, Przegląd Techniczny oraz finansowych takich jak Gra na Giełdzie. Tak znakomicie opanował wszystkie aspekty związane z poprawną polszczyzną, że jedna z współautorek GdL była przekonana iż jest on absolwentem polonistyki.

 

 Uroczystość wręczenia Brązowego Krzyża Zasługi w Naczelnej Organizacji Technicznej

Oznaka Zasłużony Działacz Kultury z

Z wizytą u kolegów w Le Figaro ;), Paryż

W dalszym etapie kariery współpracował z Matyldą, piszącą na łamach prasy medycznej. Ukoronowaniem tego etapu kariery była akredytacja dziennikarska na kongresie American Heart Association w Orlando (2007).

aa2

Francis jako akredytowany dziennikarz na kongresie American Heart Association w Orlando

Korespondent Gazety dla Lekarzy  w France Press ;)

Od 2012 r. Francis był współtwórca Gazety dla Lekarzy oraz twórcą szaty graficznej czasopisma, z okazji 5 lecia czasopisma otrzymał Diamentowy Przecinek

<a href=

Diamentowy Przecinek

Na łamach GdL 2017 tak została opisana uroczystości 5 lecia

Tradycja nakazuje, aby na urodzinowym przyjęciu był tort, świeczki i zdjęcia dokumentujące ich zdmuchiwanie. Jednak to nieprosta sprawa, gdy potencjalni goście – redaktorzy tworzący GdL rozrzuceni są po całej Europie, mają nie tylko różne grafiki swoich obowiązków służbowych, ale także dziatwę wymagającą odprowadzenia do szkoły lub poczytania po raz setny książeczki z ulubionymi wierszami.

W drugiej części przewodnicząca kolegium redakcyjnego Katarzyna Kowalska zdalnie odebrała Dziennikarski Laur Złoty Przecinek.

O właściwe menu zadbała redaktor naczelna, znana ze swej pasji do niefarmakologicznych metod zapobiegania schorzeniom cywilizacyjnym. Serwowano prozdrowotną pięciokolorową sałatkę warzywną pełną smakowitych antyoksydantów oraz niskosodową H2O.

Pogryzając pomarańczowe marchewki, zielone brokuły, czerwone pomidory, żółte papryki i fioletową kapustę planowaliśmy następne numery. Najbliższy temat, który przedstawimy na naszych łamach, to „Choroby rzadkie w Europie”.

Obchody zostały podzielone na części realną i wirtualną. Podczas pierwszej z nich sekretarz redakcji Mieczysław Knypl otrzymał Dziennikarski Laur Diamentowy Przecinek, a redaktor Alicja Barwicka, autorka najbardziej poczytnego artykułu opublikowanego na naszych łamach, odebrała Dziennikarski Laur Złoty Przecinek.

Źródło

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/456-jak-obchodzilismy-piate-urodziny-gazety-dla-lekarzy

 DSC01629660

Diamentowy oraz Złoty Przecinek

Przegląd Techniczny, w którym Francis przez wiele lat był sekretarzem redakcji

Także był sekretarzem redakcji pisma  Zrób Sam

 Aranżacja autorstw Francisa z okazji pierwszej rocznicy pisania felietonów dla www.sermo.com przez Matyldę

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1913-rozdzial-24-zlota-raczka

Rozdział 22. Rajd Warszawa - Orlando

Poprzedni rozdział:

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1909-rozdzial-21-przystanek-warszawa

Krystyna Knypl

Rozdział 22. Rajd Warszawa - Orlando

Matylda tak wspominała wyprawę na konferencję prasową, która odbyła się w Orlando podczas kongresu American Heart Association:

Rajd Warszawa - Orlando był niezapomnianym wydarzeniem zawodowym związanym z uczestnictwem w konferencji prasowej podczas kongresu American Heart Association. Trasa naszej podróży była następująca: Warszawa - Amsterdam - Orlando - New York - Paryż - Warszawa. Wspaniała wyprawa za ocean po najnowszą wiedzę kardiologiczną, w najznakomitszym towarzystwie, połączona z przygodami, które nie każdemu dziennikarzowi medycznemu przynosi los. Tak było! Ameryką powiało już na lotnisku w Amsterdamie, gdzie była wypustka przedstawicieli amerykańskich pograniczników. Pan strzegący granic, kieruje pytanie do naszej trzyosobowej delegacji: kim jesteście dla siebie? Wiedząc, że w rozmowach takich należy mówić prawdę, odpowiadam w imieniu członków delegacji: jesteśmy kolegami z pracy, Pan pogranicznik: a kiedy widzieliście się ostatni raz prywatnie. Ja: prywatnie nie spotykamy się regularnie. Pan pogranicznik: Wy nie jesteście kolegami, WY ROBICIE  RAZEM BIZNES!!! Kurtyna!

Orlando Francis 4

Rajd Warszawa - Orlando odbył się w listopadzie 2007 roku

Gdy spoglądam na trasę jaką pokonaliśmy aby trafić na obrady American Heart Association to upewniam się w przekonaniu, że to zajęcie dla amatorów długich biegów z przeszkodami.
Nasza trasa w obie strony była następująca: Warszawa – Amsterdam  – Atlanta – Orlando – Nowy York – Paryż – Warszawa. Początkowo organizatorzy konferencji prasowej przewidywali 1 dniowy pobyt na konferencji prasowej i trochę czasu mi zajęło wytłumaczenie, że możemy się spóźnić przy takim grafiku podróży i nie dojechać na czas.

Po dłuższych dyskusjach udało się ustalić, że musimy przyjechać jeden dzień wcześniej aby być na czas i wypełnić swoje obowiązki dziennikarskie.
Podczas przesiadki w Amsterdamie pobraliśmy słynną lekcję od pracownika odpytującego podróżnych przed wpuszczeniem na pokład samolotu lecącego do Stanów Zjednoczonych na temat kim jesteśmy dla siebie. Pierwsze pytanie jakie otrzymaliśmy brzmiało:
-Kim jesteście dla siebie?
Szefowa naszej 3 osobowej delegacji, Teresa Komorniczak, odpowiedziała:
– Jesteśmy kolegami.
– A kiedy widzieliście się ostatni raz prywatnie? – zapytał się dociekliwy pogranicznik.
– Nie spotykamy się dla celów prywatnych, okresowo ze sobą współpracujemy i wtedy się spotykamy – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– Aaaa, to wy nie jesteście kolegami, lecz robicie razem biznes – oznajmił pograniczny ekspert od spraw relacji między ludźmi.

Szok dla organizmu odpytywanych był spory, ale gdy patrzę z perspektywy czasu to pewnie pracownik ów zadawał kolejne pytania z scenariusza postępowania, którego został nauczony na odpowiednich szkoleniach. 



Teresa Komorniczak, szefowa naszej delegacji do Orlando

aa2

Francis w Orlando
 
Pytania zadawane na granicy amerykańskiej robią duże wrażenie na odpytywanych, ale należy na te pytania odpowiadać spokojnie i zgodnie z faktami, wtedy wywiera się pozytywne wrażenie.
Pokonawszy trudy konwersacji, lotu transatlantyckiego, przecwałowaliśmy przez wielkie przesiadkowe lotnisko w Atlancie i dotarliśmy w końcu do Orlando wieczorową porą. W hotelu byliśmy przed północą. Nie był to koniec niespodzianek, obsługa recepcja ani rusz nie mogła zrozumieć, że w tej podróży towarzyszy mi mój mąż będący także kolegą z pracy i usiłowano zakwaterować nas w oddzielnych pokojach. Dopiero przekazu krótkich treści w krótkich zdaniach udało mi się to wytłumaczyć kto kim jest tym razem na potrzeby zakwaterowania w hotelu.



Matylda w poszukiwaniu ciekawych kadrów w ogrodzie hotelowym

Tłumaczenie brzmiało mniej więcej tak: Ja jestem Mrs Knypl. To jest Mr Knypl. Pracujemy razem jako dziennikarze, ale także jesteśmy małżeństwem. Musimy zamieszkać w jednym pokoju.
Szczęśliwie udało mi się przekonać recepcjonistkę dlaczego chcę zamieszkać w jednym pokoju z kolegą z pracy i w końcu dotarliśmy do naszego pokoju hotelowego.

aa1

Nasze limo service, którym jechaliśmy z lotniska do hotelu

aa2

Hotel w którym mieszkali Matylda i Francis w Orlando

Pamiątkowa torba kongresowa

Poza wspólnym rajdem do Orlando, Matylda odbyła kilka rajdów w pojedynkę, a na ich podstawie opisała wrażenia z przekraczania granicy amerykańskiej:

Osobiście jestem fanką Stanów Zjednoczonych i dobrze się tam czuję. Najtrudniejszym chyba fragmentem podróży do tego kraju jest otrzymanie wizy oraz przekraczania granicy. Jeżeli ktoś wybiera się to oznacza, że wizę już ma. Jak  przetrwać ten wyczerpujący etap, jakim jest przekraczanie granicy i wyjść w miarę cało fizycznie oraz psychicznie?


Aby nie wpaść w tzw. szok kulturowy trzeba się odpowiednio przygotować się do spotkania z Ameryką i jej mieszkańcami, nie tylko od strony formalnej ale i  psychologicznej. Jak donosi wikipedia:

Szok kulturowy może zaistnieć kiedy komunikujące się jednostki bądź grupy należą do kultury wysokiego kontekstu; to znaczy kiedy część komunikacji jest mocno zakodowana w postaci niewerbalnej (np. milczenie, gestykulacja), a przez to trudna do odczytania przez drugą stronę podejmującą komunikację.

Skoro milczenie lub gestykulacja zwiększa zagrożenie szokiem kulturowym to już lepiej wdać się w pogawędkę. Należy jednak pamiętać, że jeśli nawiążemy na przykład na pokładzie samolotu jeszcze zmierzając do Stanów Zjenoczonych rozmowę z jakimkolwiek Amerykaninem – niezależnie czy będzie to profesor University School of Medicine z Bostonu czy gospodyni domowa z Teksasu mówimy, że jesteśmy from Poland, Europe. Przy tak zredagowanym komunikacie jest szansa, że przejściowo załapią iż przyjechaliśmy z dalekiego kraju, ale nie jest to pewne na 100%, że skojarzą z jakiego. Na przykład kelner w Dallas może pomyśleć, że wymieniasz nazwę miasta i odleglejszego stanu na północy kraju, których to detali nie zapamiętał na lekcji geografii.

Gdy wylądujemy  na lotnisku amerykańskim i będziemy oczekiwali na swoje tete – a – tete z pogranicznikiem należy zachować minę zrelaksowanej pokerzystki, która leci dalej do Las Vegas rozegrać partyjkę za 10 tysięcy usd. Zrelaksowana mina jest ważna bowiem kamery na lotnisku analizują nasze miny i dają nam szanse bycia gwiazdami non-stop.

Pogranicznik po ustaleniu celu naszej podróży  oraz pobraniu na pamiątkę odcisków linii papilarnych wszystkich palców, zeskanowaniu tęczówki określa dozwolony czas pobytu, stempluje paszport i od tej chwili jesteśmy legalnie w krainie mlekiem  i miodem płynącej.

Jako legalnie przebywająca osoba możemy przemieszczać się. Korzystamy więc z tego prawa i  idziemy odebrać swoją walizkę z taśmy. Gdyby ktoś podczas czekania na swój bagaż przez nieuwagę umieścił na naszej stopie swój 20 kg bagaż i ze szczerym zapałem zawoła I’m so sorry uśmiechnijmy się najszerzej jak potrafimy i zawołajmy z entuzjazmem All is OK, I’m fine, really I’m fine.

Gdy w tłumie czarnych walizek upatrzymy sobie jakiś egzemplarz w przekonaniu, że jest nasz i ściągniemy ją resztkami sił z taśmy na ziemię, sprawdźmy jeszcze raz czy się nie mylimy. Przykro byłoby  wewnątrz znaleźć koszule męskie, kalesony i przybory do golenia. Ostatecznie wszystko można w ramach twórczego recyklingu wykorzystać, ale gdy mamy na trasie naszej wycieczki na przykład Hawaje, to te nieszczęsne kalesony chyba nie będą jednak przydatne, więc sprawdźmy tę walizkę koniecznie!

Po odebraniu walizki warto będzie zresetować pęcherz. Amerykanie z niewiadomych powodów miejsce urologicznego odosobnienia nazywają restroom.


Jasno i krótko pokazują przedzielone kreską sylwetki kobiety i mężczyzny jednoznacznie objaśniając, że  to przybytki użytku rozdzielnopłciowego. USA  to kraj kultury obrazkowej i wszystko jest tam prosto objaśnione zwykle na trzech, maksimum pięciu scenkach. Mają zwyczaj na piktogramach pokazywać dwie osoby przedzielone kreską.

Tym się różnią od piktogramów europejskich, przy których zawsze trzeba sobie przypomnieć jednocześnie lekcje geometrii i biologii, a przy przepełnionym pęcherzu może co nieco się pomieszać.

Zetknięcie się z każdym zagranicznym systemem hydraulicznym jest zawsze dla mnie w równej mierze edukacyjne co stresujące. Edukacyjne  bowiem pokazuje jak niebanalne umysły pracują przy projektowaniu urządzeń sanitarnych,  a stresujące bowiem jeszcze nigdy  nie udało mi się wczuć  w tok myślenia hydraulika.

Najbardziej intrygujący model jak spotkałam w przylotniskowym hotelu w Atlancie. Do dziś nie rozszyfrowałam przeznaczenia dwóch dróg odpływowych.

Jedno jest ważne – gdy zobaczymy iż po uruchomieniu opcji spuść wodę ten niesforny płyn zamiast spływać w dół, płynie ku górze nie należy z okrzykiem na ustach zatkało się!!! wybiegać na zewnątrz, tylko spokojnie kontynuować proces podciągania niewymownych, kierując się znaną powodzianom zasadą:

Nie ma takiej wody, która by nie opadła!

Tak samo jest z wodą w klozetach amerykańskich – gdy z tajemniczych powodów  podpłynie pod sam wierzch i mamy pewność, że za sekundę przekroczy poziom powodziowy, który wyznacza klapa sedesu, woda z nie mniej tajemniczych przyczyn zaczyna opadać i podążać do właściwych rur.

Ustabilizowawszy czynność pęcherza moczowego, z odebraną walizką udajemy się przed oblicze celników. Można trafić na dwie drogi sprawdzania – wersja antyczna: kobieta rasy innej niż biała wskazuje palcem na rysunek z wyrobami mięsnymi i mówi kielbasa?.  Oczywiście odpowiadamy, że nie posiadamy i kontrola się na tym kończy. Wersja nowoczesna polega na prześwietleniu naszego bagażu i wtedy to my dowiemy się co mamy w nim niedozwolonego.

Jeśli pechowo lotnisko na które przylecimy będzie trenowało tzw. kontrolę przylotową gdy  nabieramy przekonania, że już jesteśmy w ogródku i rozglądamy się za gąską do przysłowiowego powitania, nagle następny osobnik rasy innej niż biała specjalnym czytnikiem sprawdzi kod na naszej walizce. Czytniki kodów pika, walizkę nam zabierają, wrzucają w jakąś czarną dziurę i  rozpoczyna ona swoje burzliwe drugie życie na taśmie kontrolnej. My zaś rozpoczynamy drugą rundę sprawdzenia czy nie grozimy bezpieczeństwu. Ponownie zdejmujemy buty, kontaktujemy nasze stopy z innymi rodzajami grzybów niż te które złapaliśmy w Europie oraz udzielamy szczegółowych wyjaśnień na temat zawartości bagażu podręcznego oraz naszych kieszeni.

Co masz w tej kieszeni? A co w tamtej? Proszę wyjąć laptop! Aparat fotograficzny też! Tak… a co to jest?  Nitrogliceryna…Cooooo takiego??? Nitrogliceryna???? Aha, do celów leczniczych??? No, to prosimy  o przedstawienie zaświadczenia od lekarza, że istotnie substancja zostanie wykorzystana do celów wyłącznie leczniczych ;))… Nie masz  takiego zaświadczenia???… Sama jesteś lekarzem ??? Mmm…, no dobrze… A co  to jest? Kabel? Aha…

Next please!

Podtrzymując dłonią opadające spodnie, wszak nasz pasek musi być sprawdzony czy nie stanowi zagrożenia (!) zbieramy rozbebeszony bagaż podręczny i rozglądamy się za taśmą… szukamy… szukamy… Jest! taśma nr 23, lot nr z… a na taśmie kręci się samotnie nasza walizka…

Uff co za ulga…

Wspominamy z rozrzewnieniem wszystko co zostawiliśmy w kraju, łkamy, tęsknimy, kochamy… szlochamy… Nawet przypomina się nam pewna melodia…

Ukochany kraj… Umiłowany kraj…

No i gdzie ten raj??? To tak wygląda raj??? Opanowujemy się!  Dość głupich rozterek! Nie po to tu przyjechaliśmy! Pokonawszy wszystkie przeszkody wychodzimy do budynku przylotowego. Jesteśmy w Ameryce…Śpiewamy radośnie To jest Ameryka, to słynne USA!

(https://www.youtube.com/watch?v=tRepPPeyiis)

Z czasem opanowuje nas tęsknota za krajem… gdzie są moje misie… kochane (bo)misie… ;)) Ach to serce w rozterce!

W patriotycznym uniesieniu przepowiadamy sobie słowa Wieszcza:

Ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie,

Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,

Kto cię STRACIŁ (…)

Czas szybko mija, decydujemy się wracać, szczęśliwie lądujemy na Okęciu… och, jak dobrze być znowu w domu :))

Następny rozdział:

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1912-rozdzial-23-na-szlaku-osiagniec-krajowych-oraz-zagranicznych

Rozdział 21. Przystanek Warszawa

Poprzedni rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1908-rozdzial-20-lunch-w-le-grand-colbert

Krystyna Knypl

Rozdział 21. Przystanek Warszawa

Paryżanie powrócili po dwu latach i czterech miesiącach pobytu, w mglistą styczniową niedzielę. Powrót był trochę niespodziewany, ale jak się okazało powiedzenie, że nie ma nic złego co by na dobre się nie zdało, w tym wypadku znakomicie - nomen omen - zdało egzamin. Za wędrowcami był już Paryż, w oddali zarysowywał się Dakar.

Raszynska zamglona 2

Zamglona Warszawa powitała powracających z Paryża

Matylda śledziła lot na tracking map

A gdy nadeszła pora lądowania na Okęciu Matylda wraz z Francisem powitała powracających z Paryża wędrowców.

W kwestii Paryża pozostało nam jedynie powtórzyć za Adamem Mickiewiczem..

O tem-że dumać na paryskim bruku,
Przynosząc z miasta uszy pełne stuku
Przekleństw i kłamstwa, niewczesnych zamiarów,
Zapoznych żalów, potępieńczych swarów!

Źródło:

https://literat.ug.edu.pl/pantad/epilog.htm

Hilitka kontynuowała...

... edukację w szkole francuskiej na Sadybie

Dziadek wspierał swą obecnością całodobową, a babcia powracała wieczorem na Niemcewicze

Mijając rozświetlone Śródmieście

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie W-rytmie-16.jpg

Była okazja do rodzinnych obiadów podczas których obowiązkowym elementem przy deserach były występy muzyczne

bukiet od Heńka

Matylda dostała od Młodzieńca piękny bukiet koniczynek zebranych na trawniku

Po roku Maniula wraz z rodziną ruszyła znowu na szlak wędrówki, tym razem do Papryki jak to określał Młodzieniec.

Hilitka tak zilustrowała podróż do Senegalu

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1911-rozdzial-22-rajd-warszawa-orlando

Rozdział 20. Lunch w Le Grand Colbert

Poprzedni rozdział: 

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1907-rozdzial-19-tango-na-rue-montevideo

Krystyna Knypl

Rozdział 20. Lunch w Le Grand Colbert

W dzienniku rodzinnym czytamy: Restauracja Le Grand Colbert pozostaje trwale we wspomnieniach, nie tylko z uwagi na ciekawą historię, ale także pamiętny lunch rodzinny. O tej słynnej restauracji czytamy:

Le Grand Colbert to paryska restauracja znajdująca się przy 2, rue Vivienne, 2 arr Paryża, pomiędzy Palais Brongniart, ogrodem Palais Royal i Place des Victoires. Można do niej wejść również przez Galerię Vivienne. Pierwotnie, kiedy został zbudowany w 1637 roku przez Guillaume Bautru, hrabiego Serrant, budynek był prywatną rezydencją zaprojektowaną przez architekta Louisa le Vau1. W 1652 r. został sprzedany Jean-Baptiste Colbertowi, słynnemu ministrowi Ludwika XIV, a w 1719 r. Filipowi Orleańskiemu. W 1806 roku został zajęty przez Fundusz Długów Państwowych, aż do sprzedaży w 1825 roku. Dwór został następnie zburzony, aby zrobić miejsce dla obecnego budynku i otwarcia Galerie Colbert w 1828 roku, która miała konkurować z Galerie Vivienne. Za czasów Ludwika Filipa otwarto sklep z nowościami o nazwie "Au Grand Colbert". Nazwa została zachowana do 1900 roku, kiedy to przekształcono ją w restaurację. Do czasu zamknięcia kilka lat temu był to jeden z najtańszych "bouillons" w stolicy. Z inicjatywy Biblioteki Narodowej Francji, właściciela obiektu, w 1985 r. został on odrestaurowany z zachowaniem wszystkich oryginalnych szczegółów, w tym samym czasie co Galerie Colbert. Pozostała po nim duża sala o imponującej kubaturze architektonicznej, z sześciometrowymi ścianami i śladami rzeźbionych pilastrów. Zachowały się również malowidła pompejańskie i rzadkie mozaiki na podłodze. Grand Colbert to paryska brasserie serwująca tradycyjne dania kuchni francuskiej, prowadzona od 1992 roku przez Joëla Fleury'ego, dawniej członka grupy Flo. Fasada, jak również galeria Colberta, do której prowadzi, zostały wpisane na listę zabytków historycznych rozporządzeniem z dnia 7 lipca 1974 roku. W komedii romantycznej Nancy Meyers "Lepiej późno niż później" Jack Nicholson zaprasza Diane Keaton na urodzinową kolację do Le Grad Colbert. W restauracji kręcono także sceny do filmu "Za jakie grzechy dobry Boże?"

Źródło:

https://fr.wikipedia.org/wiki/Le_Grand_Colbert

Francis podczas lunchu w Le Grand Colbert

Matylda przed wejściem do restauracji Le Grand Colbert

Le Grand Colbert 2

Restauracja Le Grand Colbert

Le Grand Colbert 4

 Popiersie patrona restauracji Jean-Baptiste Colberta w tle, który był właścicielem budynku od 1652. Na przestrzeni dziejów budynek miął różnych właścicieli, został on odnowiony we wszystkich swoich oryginalnych szczegółach w 1985 roku, w tym samym czasie co galeria Colberta. Znajdujemy w tym dużym pomieszczeniu, o imponującej objętości architektonicznej, sześciometrowych ścianach, ślady po szczególnie rzeźbionych pilastrach. Są tu również malowidła na drewnie w stylu pompejańskim wpisane na listę sztuk historycznych oraz rzadkie mozaiki na podłożu.

Le Grand Colbert 5

Matylda podczas lunchu w Le Grand Colbert

Le Grand Colbert 6

Goście rodzinnego lunchu w tle

Le Grand Colbert 7

Restauracja Le Grand Colbert

Le Grand Colbert 8

Obraz przedstawia wejście do restauracji Le Grand Colbert

Le Grand Colbert 9

Chleb jest podawany na początku, jako przegryzka

 

Napoje w Le Grand Colbert

Wnętrze Le Grand Colbert

Le Grand Colbert 10

Woda Evian, jest dostępna od 1826 roku

Skład mineralny wody Evian, z przyjemnością odkryliśmy, że jest niskosodowa

Nie samym chlebem i wodą człowiek żyje, więc popatrzmy na aktualne menu dostępne w restauracji Le Grand Colbert  https://www.legrandcolbert.fr/en/menus/

Le Grand Colbert 13

Danie drugie

Le Grand Colbert 14

Kawa z czekoladką

Le Grand Colbert 15

Deser
Moja Recenzja Le Grand Colbert w Trip Advisor

Recenzja z pobytu by @mimax2

Matylda fotografuje Le Grand Colbert

Paryż i Lille 1

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1909-rozdzial-21-przystanek-warszawa

Rozdział 19. Tango na Rue Montevideo

Poprzedni rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1906-rozdzial-18-rajdy-warszawa-paryz

Krystyna Knypl

Rozdział 19.Tango na Rue de Montevideo

Rue de Montevideo jest położone w 16 arr, na prawym brzegu Sekwany. Ulica powstała w 1868 roku i początkowo nazywała się Rue Théry. W 1928 roku zmieniono nazwę na Rue de Montevideo.W skład 16. dzielnicy wchodzą rejony Auteuil oraz Passy, w których zlokalizowane są liczne placówki dyplomatyczne. Na terenie dzielnicy są także znane obiekty sportowe takie jak stadion piłkarski Parc des Princes, korty tenisowe Rolanda Garrosa oraz stadion Jean-Bouin.

Choć nazwa rozdziału Rue de Montevideo sugeruje związki z tangiem, wszak jego korzenie sięgają tego miasta, to w dawnych latach była ona znana z zupełnie innych aktywności - a mianowicie szkoły jazdy konnej, która istniała do lat 60 tych XX wieku. Uzasadnieniem dla tytułu rozdziału jest pewna sympatyczna niedziela podczas której Hilitka, Matylda I Francis tańczyli wesoło w salonie rezydencji na Rue de Montevideo.

Mapa Paryża, Rude de Montevideo jest w XVI arr, graniczy z nią Lasek Buloński

Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Pary%C5%BC

W drodze do lasku Bulońskiego, patron ulicy Andre Chantemesse był słynnym bakteriologiem francuskim

Spacer po Lasku Bulońskim

Rue de Montevideo

Matylda i Maniula na Rue de Montevideo

Rue Montevideo, widok od frontu

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie A-Rue-Montevideo-w-sloncu.jpg

Rue Montevideo, widok na podwórko

Wychodząc z Rue de Montevideo skręcamy w prawo i napotykamy bistro Le Zinc Du 16. Nazwa bistro ma ciekawą legendę, cyt.:

Według francuskiego słownika etymologicznego Le Grand Robert, wydanego w 1882 r. nazwa bistro pochodzi od rosyjskiego bystro (быстро, czyli szybko). Słownik ten opisuje niesprawdzoną legendę, według której pierwsze bistra powstały w czasie rosyjskiej okupacji Paryża w latach 1816 - 1818, kiedy to niecierpliwi żołnierze sotni kozackich mieli zwyczaj pokrzykiwać na powolnych francuskich kelnerów „bystro, bystro”, co miało rzekomo doprowadzić do powstania barów szybkiej obsługi, specjalnie przeznaczonych dla Kozaków. Legenda ta była za słownikiem Le Grand Robert powtarzana w wielu wydawnictwach opisujących zwyczaje gastronomiczne Paryżan.

Mit ten jednak nie znajduje potwierdzenia w faktach. Według zapisków historycznych, pierwsze bistra w zostały założone dopiero pod koniec XIX wieku prawdopodobnie przez przybyszów z górzystych rejonów Owerni, którzy przenieśli tutaj tradycję swoich Bistroquets – małych restauracyjek ze stolikami wystawionymi na ulicę, serwujących lokalne wina i potrawy w luźnej, rodzinnej atmosferze. Do najstarszych, wciąż istniejących bistr paryskich należą: La Coupole, le Wepler, les Deux Magots i le Flore – z których wszystkie są wciąż w rękach rodzin wywodzących się z Owernii

Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Bistro

Droga Hilitki do szkoły, którą Dziadek Francis ją wielokrotnie odprowadzał

Wychodzimy na Rue Longschamps i mijamy Bistro Le Zinc Du 16

Skręcamy w prawo

Mijamy Oxybul, Skręcamy w Rue Lauriston

Rue La Lauristone

Mijamy bistro Paul Chene

Mijamy kawiarnię

Oglądamy ozdoby na Ville de Paris

Szkoła francuska, zbliża się koniec lekcji

Niekiedy Maniula była brana za lekarza gdy wzrok odwiedzających rezydencję przy Rue de Montevideo lekarzy padał na torbę przywiezioną przez Matyldę z Phoenix

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1908-rozdzial-20-lunch-w-le-grand-colbert

Rozdział 18. Rajdy Warszawa - Paryż

Poprzedni odcinek:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1905-rozdzial-17-przystanek-niemcewicze

 Krystyna Knypl

Rozdział 18. Rajdy Warszawa - Paryż

 Rajdy na trasie Warszawa - Paryż jako Dziadkowie bez Granic odbyły się kilkanaście razy, dokładnie relacjonując: Francis odbył 12 rajdów, a Matylda 11 rajdów. Pobyty trwały od kilku dni do dwu tygodni.

Francis na tle stacji metra

Pierwszy wyjazd Matyldy (dołączył do niej tata Hilitki i Młodzieńca, biorąc udział w spotkaniu rodzin francuskich dzieci z atrezją przełyku) był połączony z  rozpoznaniem terenu między innymi  wizytą w Hôpital Necker-Enfants Malades, Hôpital Saint-Louis w Paryżu, Hôpital Jeanne de Flandre w Lille oraz na spotkaniu rodzin dzieci z atrezją przełyku w Maisons Alfort pod Paryżem. Matylda odbyła także rozpoznawczą wizytę, poznając drogę do restauracji Le Grand Colbert.

Lille 4

 Pakowanie, mapy Paryża i Lille są ważne!

Lille 7

Paryska droga była długa

Lille 8

Widać było dobrą perspektywę tej drogi

Hopital Lille 21

Matylda w Hopital Jeanne de Flandre w Lille

Matylda na tle stacji metra

Przyjechaliśmy z lotniska do centrum

Zwiedzamy historyczne wnętrza na Rue Montevideo

Heniek i dizadek w oknie Paryż 2

Francis i Młodzieniec

Paryż

Hilitka wita się z Młodzieńcem po powrocie ze szkoły

 
W wolnych chwilach Matylda i Francis zwiedzali Paryż. Przed świętami Bożego Narodzenia odbyli sympatyczny spacer
 
 
Gadżety pamiątkowe w kioskach
 
Le Chat Noir - był to XIX wieczny kabaret  w Paryżu
 
 
 
Z czasem Le chat noir nieco zmutował ;)
 
 
A także przepych sklepów na Polach Elizejskich
 
 
Bogactwo dekoracji
 
 
Aż dotarli do świątecznego jarmarku na końcu Pól Elizejskich
 
 
Z przyjemnością oglądali ceramikę algierską
 
 
Dotarli do Cafe du Trocadero
Katedra Notre Dame 2
 
Następnego dnia Matylda, Maciej i Hilitka wybrali się na koncert polskich kolęd w Notre Dame
 
 
W Wigilię Matylda gotowała uszka z kiszoną kapustą przywiezioną z Warszawy
 
 
Maniula upiekła ciasto
 
 
Prezenty pod choinką

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1907-rozdzial-19-tango-na-rue-montevideo

 

Rozdział 17. Przystanek Niemcewicze

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1904-rozdzial-16-rajd-warszawa-algier

Krystyna Knypl

Rozdział 17. Przystanek Niemcewicze

Przystanek Niemcewicze ma swój źródłosłów od pewnego powiedzenia Młodzieńca, który pewnego razu zapytał swą Mamcię:

- Czy jedziemy dziś na Niemcewicze?

Niemcewicze to tajemnicza Kraina Dzieciństwa Maniuli

Pięknie zabrzmiało i się przyjęło. Jednak nie od dziś wiadomo w sprawie wyjazdów, że Ten sobie ubliża, Kto ma za co, a nie chce jechać do Paryża. Jako mieszkańcy ulicy pod patronatem autora tych trafnych słów Matylda i Francis, wypełnili wielokrotnie ten obowiązek.

Niemcewicze bardziej oficjalnie

Julian Ursyn Niemcewicz 11.PNG

Julian Ursyn Niemcewicz, patron naszej ulicy

Źródło ilustracji:https://en.wikipedia.org/wiki/Julian_Ursyn_Niemcewicz

Miejsce zwane "Niemcewicze" ma zacnego patrona, był on absolwentem Warszawskiej Szkoły Kadetów, gdzie otrzymał stopień podporucznika. Był także dramaturgiem, poetą, tłumaczem literatury francuskiej. Nie dość tego! był także członkiem loży wolnomularskiej, a także współautorem Konstytucji 3 Maja. Podróżował po Europie oraz Stanach Zjednoczonych, a w 2 lipca 1800 poślubił Amerykankę, Susan Livingston Kean.W roku 1798 wybrany członkiem Amerykańskiego Towarzystwa Filozoficznego, a w 1806 otrzymał obywatelstwo amerykańskie.

Motto jak wykazały poszukiwania internetowe jest nie bez powodu - patron ulicy urodził się 16 lutego 1758 roku w Skokach na Polesiu, a zmarł 21 maja 1841 roku w Paryżu. Był dramaturgiem, powieściopisarzem, poetą, historykiem, pamiętnikarzem, publicystą, tłumaczem, wolnomularzem  oraz członkiem Komisji Edukacji Narodowej w latach1791- 1792.

Niemceiwcza flagi 2

Przystanek Niemcewicze od frontu, wersja odświętna

Brama Niemcewicze 2

Niemcewicze są osiedlem strzeżonym, oba wejścia mają solidne bramy

Zimowy widok z okna na Niemcewiczech

Niemcewicze 2

Niemcewicze zimą, od strony ulicy Asnyka

Niemcewicze 1

Po latach ten zakątek podwórka wygląda zupełnie inaczej, mniej romantycznie, bardziej pragmatycznie

Wiwat! Na Niemcewicze przyszli goście!

Patron ulicy napisał sztukę "Powrót posła"

Matylda wydała obiad z okazji Powrotu z antypodów" Oto zaproszenie:

Powiedzmy, że była to Wielkanoc. Menu było jak wyżej

Wersja algierska stołu świątecznego na Niemcewiczech

Rosół po meksykańsku, z dodatkiem awokado

Ziemniaki z cebulką

 

Drożdżówki na deser

Następny rozdział :

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1906-rozdzial-18-rajdy-warszawa-paryz

 

 

 

 

 

 

Rozdzial 16. Rajd Warszawa - Algier

Poprzedni odcinek:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1903-rozdzial-15-dziadkowie-bez-granic

Krystyna Knypl

Rozdział 16. Rajd Warszawa - Algier

Przygotowania do wyjazdu objęły więc próbę nauki podstaw języka francuskiego. Szybko jednak Matylda utwierdziła się w przekonaniu, że jest to język raczej niemożliwy do opanowania, poza zwrotami typu „nie rozumiem”, „dziękuję”, „dzień dobry” oraz „do widzenia”.

Liczyć nauczyła się do pięciu i dalej ani rusz! Natomiast Francis opanował język francuski w zakresie komunikacji podstawowej, niezbędnej na przykład przy zakupach. Tak wspominała tę wyprawę:

Lektury przed podróżą

Każdy Polak i Polka przebywający dłużej na obczyźnie na wiadomość, że przyjedzie ktoś z Umiłowanej Ojczyzny, ma atak smaków na: 1. krówki 2. mieszankę wedlowską 3. polski chleb 4. kiełbasę 5. kabanosy 6. Kiszone ogórki 7. kiszoną kapustę 8. pączki 9. serek wiejski 10. niekiedy sękacz, śledzie lub inne niecodzienne produkty. Nie ma wyjątków od tej top ten listy. Za polskimi kabanosami na obczyźnie tęsknią nawet wegetarianie, bo to są smaki rodzinnych stron! Zaopatrzyłam się we wszystko, jak przystało na przybywającą z Polski i ruszyłam w drogę aby odwiedzić przebywającą tam naszą córkę z rodziną.

Lot był opóźniony

Algier jest miastem bardzo malowniczo położonym na licznych wzgórzach, z których rozciąga się piękny widok na Zatokę Algierską. Uliczki są wąskie, kręte, wiją się w górę i w dół, stanowiąc prawdziwe wyzwanie dla kierowcy.

Lecieliśmy Sky Priority

Wszystko jest bardzo fotogeniczne, choć żywot fotografa nie jest tu łatwy. Z powodu odmiennego stylu życia niż w Europie czy Ameryce oraz bardzo skromnie rozwiniętego ruchu turystycznego osób fotografujących jest niewiele. Jeżeli spotyka się je, to głównie w takich miejscach jak bazylika, ale też raczej na zewnątrz niż wewnątrz.

Każdy turysta w Algierze powinien odwiedzić: bazylikę, ogród botaniczny i pocztę główną.

Bazylika ma niepowtarzalną bryłę, przepiękne kolory oraz malownicze umiejscowienie. Charakterystyczne dla tego rejonu motywy z dominacją koloru niebieskiego przyciągają wzrok.

Bazylika w Algierze na zewnątrz

Przepiękne wnętrze z napisem „Matko Boska Afrykańska, módl się za nas oraz za muzułmanów”.

Wnętrze bazyliki w Algierze

Sprzed bazyliki jest olśniewający widok na zatokę. Kolory – błękit i biel.

Piękny błękit morza – może jeszcze nie odcień karaibski, ale całkiem blisko. Patrząc na zdjęcia z szerszą panoramą domów, można zrozumieć, dlaczego mówi się Alger la Blanche.

Ogród botaniczny w Algierze

Trochę ogrodu botanicznego w pokoju Matyldy i Francisa

Ogród botaniczny, zbudowany w 1830 roku, ma ponad 30 hektarów powierzchni. Dzieli się na „ogród francuski”, „ogród angielski” oraz zoo. Niezwykle piękny to ogród, zwłaszcza w części angielskiej.

Urody części francuskiej nie mogłam docenić, okazało się bowiem, że w powietrzu fruwa coś uczulającego i skutkującego u mnie ostrym atakiem kataru siennego. Jak by nie patrzeć, ze wszystkim, co francuskie nie wiedzie mi się szczególnie łatwo ; )

Poczta główna, otwarta w 1910 roku, jest jednym z piękniejszych w całym mieście gmachów. Urodą dorównuje mu jedynie architektura bazyliki. Biała bryła budynku wpisuje się w koloryt miasta. Dokładniej rzecz biorąc, dominują w panoramie Algieru raczej budynki beżowe niż białe. Gdy zbliżamy się do gmachu poczty, uwagę naszą przyciągają przepiękne łuki zdobiące wejście. Kierujemy więc aparat ku górze, aby utrwalić ich niecodzienną urodę. Patrząc w gorę, wchodzimy do środka, gdzie zachwyca nas swą urodą sufit. Skoro pozycja zadartej głowy nam się utrwaliła, to wychodząc, jeszcze raz rzucamy okiem na sklepienia łuków zewnętrznych i podziwiamy… podziwiamy… podziwiamy bez końca…

Matylda w Algierze

Bramy oraz wejścia do domów w Algierze bywają malownicze

Bab Ezzouar to kolejny malowniczy i wart odwiedzenia punkt na mapie Algieru. Jest to galeria handlowa, nowoczesna i elegancka, z dobrym asortymentem towarów, otwarta w 2009 roku (http://www.babezzouar-dz.com/). Można tam zrobić zakupy, zjeść obiad, zostawić dziecko w miniprzedszkolu, wstąpić do fryzjera.

Algier nocą

Z kolei Hotel El Djazair (wcześniej Saint George) to wspaniały, elegancki obiekt z dawnych czasów, otwarty w 1889 roku. Bywali w nim królowie, pisarze, artyści i… późniejsi rewolucjoniści. Dookoła hotelu jest przepiękny ogród, do którego egzotyczne rośliny sprowadzano z całego świata. Są też piękne elementy ceramiki. Kilka restauracji serwuje międzynarodową kuchnię, my wybraliśmy się do chińskiej. Podczas pobytu w Algierze w 2011 brałam udział w wyborach.

Matylda głosowała w Algierze

Francis wykonał rajd Warszawa - Algier

Good bye Algier! Good bye! - mówimy na lotnisku

Wspomnienia zostały opisane w monografii "Algierskie ciasteczka"

Następny rozdział:

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1905-rozdzial-17-przystanek-niemcewicze

Rozdział 15. Dziadkowie bez Granic

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1902-rozdzial-14-jak-nas-widza-tak-nas-rysuja

Krystyna Knypl

Rozdział 15. Dziadkowie bez Granic

Dziadkowie bez Granic to organizacja, którą Francis i Matylda utworzyli, gdy zostali dziadkami. Z entuzjazmem podążali za swoimi wnuczętami poruszając się nie tylko widocznym poniżej czerwonym autobusem w rytm piosenki https://www.youtube.com/watch?v=eJdOF6EkSLg, ale także innymi środkami lokomocji. Na trasie Warszawa - Algier oraz Warszawa - Paryż samolotami. Na trasie ul. Niemcewicza - ul. Nadwiślańska tramwajem, w Paryżu niekiedy hulajnogą...

Autobus Dziadków bez Granic

Ilustracja muzyczna https://www.youtube.com/watch?v=eJdOF6EkSLg

Matylda zbadała zagadnienie bycia dziadkami od strony naukowej i napisała na ten temat artykuł "Dziadkowie bez Granic po  lupą naukowców"

Przeglądając przez wiele lat literaturę na tematy medyczne, nabrałam podświadomego przekonania, że zagadnieniami wartymi naukowej uwagi są zawały serca, zatorowość płucna, zakażenia wewnątrzszpitalne czy choroby rzadkie.
Przygotowując się do opracowania bieżącego numeru i nie chcąc ograniczać się do osobistych doświadczeń bycia babcią, wpisałam w wyszukiwarkę Medline hasło grandparents… Jakże narastało moje zdziwienie, gdy na ekranie wyświetlały się kolejne poważne doniesienia naukowe na temat dziadków i babć!

W krajowej obyczajowości medycznej termin babcia jest przydzielany każdej starszej pacjentce niezależnie od jej statusu rodzinnego i raczej ma on zabarwienie pejoratywne. A tu okazuje się, że wielki świat bada metodami naukowymi, jak sprawowanie opieki nad wnukami ma się do zdrowia dziadków, jakie są aspekty socjologiczne, psychologiczne tego zagadnienia… dużo można by powiedzieć na ten pomijany w polskiej literaturze temat. Na rynku księgarskim dostępne są dwa-trzy poradniki napisane w tonacji naiwnej i oderwanej od realiów. Spójrzmy zatem na doniesienia naukowe ze świata.

Teren niezbadany

Mimo obecności pewnej liczby doniesień specjalistycznych na temat dziadków autorzy podkreślają, że jest to temat słabo zbadany przez naukę. Decyduje o tym kilka powodów – między innymi stosunkowo nowa powszechność statusu babci lub dziadka. Wiąże się ona z wydłużeniem długości życia i praktyczną możliwością spotkania się trzech pokoleń w jednym czasie. Nie zawsze tak było. Kiedy współcześni zostają dziadkami?

9gdl 5 2016660

Sprawy przedstawiają się różnie. Jak widzimy z wykresu, najmłodsi dziadkowie są na Ukrainie i w Bułgarii, a najstarsi w Hiszpanii. Na Ukrainie średni wiek zostania babcią lub dziadkiem wynosi 46 lat, natomiast w Szwajcarii 57 lat, a w Hiszpanii 60 lat. Generalnie w Europie Wschodniej średni wiek debiutu w roli babci wynosi około 50 lat. Z kolei w Stanach Zjednoczonych zostaje się babcią statystycznie w wieku 49 lat, a dziadkiem w wieku 52 lat.

Gdy spojrzymy na oś życiowych wydarzeń, to z pewnym uproszczeniem możemy powiedzieć, że przyszłe babcie rodzą pierwsze dziecko około 25. roku życia, kończą prokreację około 45. roku życia, przechodzą na emeryturę w okolicach 60 i żyją około 85 lat.

thelifecourse660

Sprawy z dziadkami mają się podobnie, z tą różnicą, że nieco krócej żyją.

Ile godzin?

Gdy współcześni pięćdziesięcio - czy sześćdziesięciolatkowie zostają dziadkami, to oczywiście nie poprzestają jedynie na przyswojeniu sobie nowego tytułu. Rozpoczyna się proces wspierania młodej rodziny. Z obserwacji polskiej rzeczywistości można wnosić, że dziadkowie udzielają się bardzo intensywnie.

10gdl 5 2016660

Tymczasem tabela opiekuńczych aktywności babć i dziadków z cytowanego doniesienia naukowego nie przedstawia się imponująco – obejmuje zaledwie kilka godzin tygodniowo. Honor europejskich dziadków ratują Grecy, poświęcający nieco ponad 10 godzin tygodniowo na opiekę nad wnukami.

Źródło: https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wybrane-artykuly/545-dziadkowie-bez-granic

Samolot na trasie  CDG - WAW wielokrotnie przemierzanej przez Dziadków bez Granic

Bocian który przyniósł Hilitkę, o Szpitala Bródnowskiego

Hilitka i Maniula

Natomiast do Szpitala przy ul. Karowej, który leży nad Wisłą, bocian przyniósł Młodzieńca

Katering do-szpitalny

Babcia Matylda jako pediatra domowy i wyjazdowy, słuchawki niebieskie

Matylda zielone słuchawki 2

Słuchawki zielone

Podszkolony z pediatrii

Babcia Mtylda z Młodziencem

Laurka dla Dziadków

Brak opisu.

Pożegnanie z Dziadkiem na lotnisku Okęcie, przed wyjazdem do Papryki

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1904-rozdzial-16-rajd-warszawa-algier

 

Rozdział 14. Jak nas widzą, tak nas rysują

Poprzedni rozdział:

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1901-rozdzial-13-hotele-daly-nam-radosci-wiele

Krystyna Knypl

Rozdział 14. Jak nas widzą, tak nas rysują i opisują

Podczas jednego z obiadów rodzinnych na Niemcewiczech powstało wspólne dzieło Maniuli i Hilitki przedstawiające Dziadka Francisa i Babcię Matyldę.

Portret Matyldy narysowany przez Maniulę

Czy Maniula też będzie brunetką?

Czas płynął i Maniula z przedszkolaka awansowała na uczennicę. Wymagało to kolejnej restrukturyzacji domu, między innymi urządzenia dziecku miejsca do odrabiania lekcji. Francis jako zapalony majsterkowicz postanowił zbudować córce stanowisko do pracy z ruchomym blatem, który miał przemieszczać się w górę wraz ze wzrostem dziecka. Maniula rosła, ojciec przemieszczał blat ku górze, zdawało się że wszystko idzie zgodnie z planem, gdy pewnego dnia przy kolacji posiadaczka rosnącego harmonijnie z dzieckiem mebla wyznała:

-Mima, gdy tak słucham to wszystkie dzieciaki mają szufladę… – wyznała zasmucona Maniula. A ja nie mam szuflady przy moim biurku.

– Córeńko już naprawiamy ten brak! – oznajmiła Matylda i zacisnąwszy lekko pasa na domowym budżecie wyasygnowała kwotę niezbędną na zakup biurka z szufladą. Innym nieczęsto spotykanym problemem w życiu innych dzieci, a dotykającym Maniulę,  był rozkład lekcji w środę.

-Wiesz Mima, z całego tygodnia to najbardziej nie lubię środy – wyznała  któregoś razu przy obiedzie.

– A dlaczego córeńko nie lubisz środy – zapytała zaintrygowana Matylda.

– Bo wiesz wszyscy ode mnie ściągają z zeszytu rozwiązania zadań, a w środę matematyka jest pierwszą lekcją… no i matematyka się zaczyna, a ja nie mam swojego zeszytu i na dodatek nie wiem kto go ma – wyznała Maniula.

– Musisz dbać bardziej o swoje interesy – doradziła matka.

Konflikt interesów w życiu rodzinnym zdarzał się w wielu miejscach zupełnie niespodziewanych. Francis był miłośnikiem starannej pielęgnacji swojej fryzury, brwi, brody oraz wąsów. Z wielkim zapałem kremował też  swoje zmarszczki. Siedząc pewnego dnia co najmniej trzy kwadranse przed lustrem w łazience usłyszał za drzwiami stukanie i głos Maniuli:

-Czy długo jeszcze  będziesz się kremował? My też śpieszymy się na zajęcia oraz do pracy i chcemy skorzystać z łazienki – zawiadomiła zajętego mistrza fryzur.

-Już wychodzę, jednak nie sposób oprzeć się refleksji – zauważył Francis, że rodzina oznacza między innymi tłok w niewłaściwych miejscach i o nietypowej porze.

-Mogłeś zostać bezdzietnym kawalerem – odpowiedziała żona. Była to jej typowa riposta na utyskiwania męża na niedogodności  życia rodzinnego.

Matylda spoglądając na dorastającą Maniulę miała wrażenie, że ogląda film już kiedyś widziany. Nowsza edycja filmy była może bardziej kolorowa, światowa i wyedukowana w nieznanych pokoleniu poprzedniemu kwestiach.

-Maniula będziesz brunetką, tak jak twoja matka i babcia – oznajmiła przyglądając się córce pewnego poranka. Mówię ci to bo ja sama nie zauważyłam, że  byłam brunetką.

-Mima ja jestem szatynką – odparła zdecydowanym tonem Maniula. Ten ciemniejszy odcień jest od żelu na włosach.

-Też tak myślałam jak byłam młodsza, choć w czasach mojej młodości nie były znane żele do włosów –odpowiedziała Matylda.

Czas płynął, włosy rosły aż osiągnęły imponującą długość sięgając do połowy łopatek. Ani się wszyscy obejrzeli aż Maniula dotarła do klasy maturalnej i przed wszystkimi stanęła potrzeba przedyskutowania kierunku studiów. Matylda dyskretnie sugerowała medycynę, jednak nie wywierała szczególnych nacisków. Przekonanie że lekarka rodząc dziecko zaopatruję rodzinę w zastaw „Mały Lekarz” nie było w Matyldzie zbyt silne, nie miała też kliniki o los której musiałaby się martwić przed przejściem na emeryturę. Córka wybrała studia ekonomiczne na uczelni prywatnej, jednak po zrobieniu licencjatu odczuła potrzebę posiadania w swym życiorysie doświadczeń związanych ze studiami uniwersyteckimi.

-Maniula to nie jest konieczne, popatrz na rodziców – oboje nie studiowaliśmy na uniwersytecie i nie narzekamy.

-Muszę zdać na najtrudniejszy wydział żeby nikt mi nie wytykał, że studiowałam na prywatnej uczelni – oznajmiła Maniula.

– Córeńko ludzie potrafią innym wytykać najdziwniejsze sprawy, życia nie starczy aby zadowolić wszystkich toksycznych malkontentów – przekonywała matka.

– Będę zdawać na hungarystykę, tam jest dziesięciu kandydatów na jedno miejsce… jak się tam dostanę to wszystkim udowodnię, że potrafię zdać egzamin wstępny na uniwersytet.

Jak postanowiła, tak zrobiła i ani się wszyscy obejrzeli w przestrzeni domowej zaczęły fruwać różne dziwnie brzmiące słówka. Program edukacji obejmował dogłębną znajomość języka węgierskiego nawet tak egzotycznych terminów jak piła łańcuchowa albo pantoflarz.

– Po co mi takie słowa, czy ja kiedyś je zastosuję, w jakim kontekście? – zastanawiała się.

-Kontekst może być różny. Możesz na przykład zadać retoryczne pytanie – sugerowała matka przyszłej hungarystki.

– Jakie? Nie mam pojęcia do czego mi się te słówka mogą przydać – odpowiedziała Maniula.

– W jakimś lingwistycznym towarzystwie błyśniesz takim zdaniem: gdzie jest moja piła łańcuchowa – powiedział pantoflarz. – zasugerowała Matylda.

– A może nie będę dalej wkuwać węgierskiego i przeniosę się na slawistykę – oznajmiła Maniula któregoś wieczora.

– Akceptujemy wszystkie języki świata, że starocerkiewnosłowiańskim – pogodnie oznajmiła Matylda. Twoja babcia na polonistyce uczyła się tego języka. Każdy uniwersytet jest w stanie edukować w we wszystkich możliwych specjalnościach, jedynie luźno związanych z rynkiem pracy.

– Tobie to dobrze, medycyna to konkretny fach – odpowiedziała Maniula.

– Właśnie mam plan aby oddalić się dostojnym krokiem od tego konkretnego fachu –wyznała Matylda.

– No co tyyyy… Mima opowiadasz, a kto nas będzie leczył, chyba nie będziemy błąkać się po przychodniach w poszukiwaniu lekarza.

– Nie będziecie się błąkać. Zamierzam zachować aktywne prawo wykonywania zawodu lekarza, jednak nie planuję narzucać się coraz bardziej namnażającym się na rynku klientom medycyny, świadczeniobiorcom  i innym ofiarom marketingu medycznego.

– Uff, oddycham z ulgą – jęknęła Maniula. Skoro tak posłuchaj jakich słówek węgierskich nauczyłam się dziś rano. To są nazwy pór roku:  tavasz, nyár, ősz, tél.

-Czy to oznacza wiosna, lato, jesień, zima? – zapytała Matyda.

-Tak!

-Gdy słucham różnych węgierskich słówek, to mam wrażenie, że język ten brzmiał kiedyś podobnie do znanych języków, ale niechcący się rozsypały jego litery. Węgrzy bojąc się, że jakiś inny naród zabierze im litery szybko i pozbierali i ułożyli w zupełnie przypadkowej kolejności i tak już zostało.

-Talán – odpowiedziała Maniula- czyli być może.

-Maniula może na dziś już dosyć tych węgierskich słówek, bo uszy mi się przeciążają i nie będę w stanie odróżnić szmerów w stetoskopie.

Mimo ferii następnego dnia Maniula zerwała się z łóżka już o świcie i najwyraźniej szykowała się do wyjścia.

-Czy ty masz zajęcia na uniwerku? – zapytała matka.

-Nie mam, są ferie, ale lecę na mecz w którym Maciek gra – odpowiedziała Maniula. Potem wstąpię do fryzjera i obetnę włosy na krótkie.

– To „Kruche  Wafle” nadal grają? – zdziwiła się Matylda.

-Niestety rozpadły się jak to z waflami się zdarza i Maciek założył nową drużynę o nazwie „Moralni Zwycięzcy” – wyznała Maniula.

-Dobra nazwa! Sukces zawsze zapewniony! Trzymam za nich kciuki – odpowiedziała Matylda.

Maniula pojawiła się pod wieczór w nowej fryzurze w której wyglądała jak zupełnie nowe dziecko.

– Co za miłe zjawisko! Nowe dziecko w rodzinie, a fryzura bardzo fajna – stwierdziła na widok Maniuli.  Rano pojawił się problem. Włosy sterczały we wszystkich możliwych kierunkach.

-O losie! Jak ja wyglądam! – jęczała Maniula. Podobno jest taka fryzura just out of bed, ale czy można w niej pokazać się światu? – dopytywała się młoda hungarystka.

– Nazwę fryzury tłumaczymy na język ojczysty następująco: spałam źle na każdym boku. A tak na poważnie to nie martw się, włosy nawet najkrótsze odrastają – pocieszała matka nową edycję swojego dziecka.

– A wiesz co Mima, już zdecydowała –  niespodziewanie zmieniła temat rozmowy Maniula. Przenoszę się na slawistykę.

– Przenoś się gdzie tylko masz ochotę – odpowiedziała matka. Za moich młodych lat nie mieliśmy możliwości ani świadomość, że języki obce będą nam potrzebne. Długi czas byłam przekonana, że znajomość dwustu pięćdziesięciu odgałęzień nerwu trójdzielnego będzie mi bardziej w życiu potrzebne niż znajomość języków obcych. Co więcej miałam lunetowate widzenie medycyny i głębokie przekonanie, że tylko szpital jest jedynym miejscem jej uprawiania.

– Co to znaczy wiedzenie lunetowate? – zaytała Maniula.

– Widzisz tylko to co jest w środku pola, a nie masz pojęcia co się dzieje na jego obwodzie – objaśniła Matylda. Środek pola to jedna z  lokalizacji, ale nie zawsze wysoka ranga.

Babcia Matylda - tak nas widzą

Dziadek Francis - tak nas widzą

A tak niekiedy rysują, Picasso ciągle inspiruje twórców ;)

Komiks o Babci Matyldzie i Dziadku Francisie

Babcia wyrusza na wyprawę

I zostaje kobietą sukcesu :)

Następny rozdział:

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1903-rozdzial-15-dziadkowie-bez-granic